Skocz do zawartości
Nerwica.com

mój wielki lęk ostatnich miesięcy


czarnobiała mery

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio dowiedziałam się, że kolejna osoba w mojej katedrze jest chora na raka. Kolejna młoda osoba, włączając mojego profesora, czwarta. Boję się, że mogę być następna.

Teraz kiedy życie zaczęło mi się podobać, boję się, że będę musiała niespodziewanie umrzeć.

Chyba życie w ciągłym stresie może się przyczyniać do powstawania raka...

Ostatnio bardzo się boję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Współczuję, na pocieszenie powiem, że pomijając wierzenia, nie było osoby która by nie umarła na tym świecie. Każdego to czeka. Chociaż moje słowa mogą nie być w pełni pocieszające, bo nie doświadczyłem ani ciężkiej choroby, ani śmierci bliskiej osoby. Dodam, że na portalu randkowym chciałem w motto dać: memento mori. Tyle myślę o śmierci. Pocieszyłem cię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że każdy umrze. Ale zawsze wydawało mi się, że to jeszcze odległe. A teraz patrzę na moje koleżanki, które walczą ze śmiertelną chorobą. To jest przerażające, one są tylko niewiele starsze ode mnie.

Poza tym mój tata umarł na raka i choroba trwała tylko pół roku, a mój tata też był młodym człowiekiem.

Boję się, bo wreszcie znalazłam w sobie chęć życia, której tak bardzo mi brakowało, a teraz może się okazać, że sama chęć nie wystarczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem w grupie wysokiego ryzyka (dużo przypadków raka w rodzinie), do tego moja matka paliła w ciaży, paliła przy mnie, jak bylem mały, palę nałogowo od 13 roku życia (do 40 petów dziennie włącznie, ale teraz się ogarnąłem). Ogólnie szansa, że umrę na raka jest chyba bardzo duża. Mam jakiś lęk, aby to nie stało się zbyt wcześnie, np przed 30stką, czterdziestką, bo póżniej to luźno mogę iść do piachu.

 

Ale w sumie? Co za różnica, nazywam się niewarto, każdy na coś umrze.

Olać tooo! :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NieznanySprawca, też jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Moja mama piła i paliła w ciąży. Do tego mój dziadek od strony taty zmarł na raka żołądka, wójek też żołądka, drugi wójek płuc. Mój brat ma gruczolaka pszysadki mózgowej. Od strony mamy natomiast choroby serca i miażdżyca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że każdy na coś umrze. Ale ja chciałabym jeszcze skończyć jeden kierunek studiów, którego jeszcze nie zaczęłam, obronić doktorat na filozofii, wydać kilka kolejnych tomików wierszy, napisać kilka powieści, napisać mnóstwo prac naukowych, mam tyle pomysłów na to wszystko. Ja nie chcę umierać. Jeszcze rok temu było mi wszystko obojętne. Ale teraz poczułam, że chcę żyć, że mogę jeszcze zrobić mnóstwo fajnych rzeczy. A boję się, że mogę nie zdążyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiątko, no to może trafimy na jeden oddział onkologiczny i przybijemy sobie "żółwika", a później posłuchamy jakiegoś etno pod wpływem morfiny. :pirate:

 

Niiieee, trzeba być dobrej myśli. A nawet jeśli, to wracamy do punktu wyjścia- śmierć czeka każdego. A dzisiejsza medycyna pozwala znacznie zmniejszyć cierpienie pacjenta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nazywam się niewarto, aż tak? silna hipochondria...

 

Z jednej strony to świetnie, że życie już nie jest Ci obojętne, ale jak się teraz w takim stanie nim cieszyć, echh.

Stres to jeden z czynników powodujących złą reprodukcje komórek, to fakt. Jeśli dbasz o siebie, szanse na to, że zachorujesz są minimalne, o ile Cie to pocieszy. ; ) Musi się na ogól złożyć na to więcej czynników.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, no ja wiem, skąd się u mnie wziął, po prostu zbyt dużo ludzi wokół mnie walczy właśnie z rakiem... A ja chyba podświadomie zaczęłam ostatnio jeszcze szybciej żyć, żeby zdążyć w życiu zrobić to wszystko, co bym chciała...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może warto jakieś filozofa przypomnieć sobie. Jakiegoś co potrafił bez lęku odejść z tego świata, bo zdobył należny poziom "cnotliwości' charakteru.

 

Ja ten temat staram się przerabiać czasem. Przejdę się na cmentarz, poczytam jakąś ezoteryczną treść ujmującą to w jakąś całość. Kiedyś jak mnie to męczyło bardziej, to czytałem Życie po Życiu, dość znana książka. Po lekturze traktuję to jako coś ciekawego.

 

Dla mnie największą barierą są wizje popularyzowane przez ludzi religii. Sąd ostateczny, jakieś krainy gdzie człowiek jest trapiony bólem, czy zostaje uwięziony jako duch na tym świecie, ewentualnie reinkarnacja jako kontener na banany. Jak dla mnie tu jest pies pogrzebany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NieznanySprawca, a ja nie wiem, czy dbam o siebie. Żyję bardzo szybko, w ciągłym stresie.

Ale ja sobie nie wkręcam żadnych chorób, wiem, że nie mam teraz raka, nie mam żadnej hipochondrii, boję się po prostu, że może mnie to w niedalekiej przyszłości spotkać.

 

-- 08 lis 2013, 23:10 --

 

light, 30

 

-- 08 lis 2013, 23:13 --

 

ja się nie nakręcam, ja się po prostu boję, że nie zdążę w życiu zrobić wszystkiego, co sobie zaplanowałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boję się po prostu, że może mnie to w niedalekiej przyszłości spotkać

No, to jest właśnie hipochondryczny wkręt, typowy dla nerwicowców. Uwierz mi. Przeciętni ludzie nie zaprzątają sobie tym głowy, tylko żyją w teraźniejszości, bo co ma być, to będzie. ;) A przecież wiemy, że 99% tych wszystkich naszych katastroficznych scenariuszy, które budujemy sobie w głowach i tak się nigdy nie sprawdza. ;)

Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NieznanySprawca, zapomniałam dodać, że palę tzn. popalam od 8. roku życia. Obecnie po 2,5 paczki/dziennie.

 

Miałam kiedyś ciekawą sytuację w życiu. To był okres kiedy miałam myśli samobójcze, raz słabsze raz mocniejsze,ale były. Zasłabłam na wycieczce. Okazało się że spadł mi cukier. Po powrocie do domu udałam się do lekarza. Lekarka powiedziała mi że skoro się nie odchudzałam to muszę mieć guza trzustki i zleciła badania. W domu poszukałam informacji. Przy tymże raku żyje się do 6 miesięcy. Czekałam na wyniki a raczej na wyrok. Niewyobrażalnie zachciało mi się żyć. Byłam z tym wszystkim sama bo nikogo nie chciałam martwić. To był tydzień katuszy, smutku i pragnienia oraz docenienia życia. Oczywiście okazało się że jestem zdrowa a cukier spadł bo miałam wtedy nieświadomie początek jadłowstrętu i przy zmożonym wysiłku naturalnie doszło do niedocukrzenia. Dało mi to dużo do myślenia. Choć po tym zdarzeniu miałam jeszcze jedną próbę s , ale to było chwilowe. Doceniłam życie i traktuję jako dar a mysli s jako objaw choroby.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NieznanySprawca, ale ja nie mam nerwicy podobno, przynajmniej nikt jej u mnie nie stwierdził.

A czy to jest normalne, że nakładam na siebie coraz więcej obowiązków, żeby zdążyć wszystko zrobić w życiu?

 

-- 08 lis 2013, 23:17 --

 

kasiątko, ja chyba też właśnie doceniłam życie, bo widzę, że inni go tracą.

Też miałam myśli samobójcze, raz nawet poprosiłam moją mamę, żeby mnie zabiła. Ale teraz mam wielką ochotę żyć, depresja minęła chyba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×