Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja u bliskiej osoby-kilka przydatnych wskazówek


red_paprika

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie. Ze mną jest podobnie - od jakiegoś czasu uczę się żyć z depresją, mojego partnera.

Poznaliśmy się kilka lat temu. to nie jest łatwy związek, bo mieszkamy w różnych miastach i widujemy się bardzo rzadko. W dodatku on ma trudną sytuację osobistą, rozwodzi się i walczy o prawo do opieki nad dzieckiem. Do niedawna wszystko było całkiem dobrze, mówił że chce żebym została jego żoną, że chce założyć ze mną rodzinę, mieć dzieci. Mimo trudności optymistycznie patrzył w przyszłość.

Teraz boryka się z depresją, jest na lekach przeciwlękowych. Do problemów osobistych doszła jeszcze utrata pracy. Mimo fizycznego oddalenia staram się przy nim być, wspierać, pocieszać, pomagać. Wiem, że popełniłam sporo błędów, nie wiedziałam jak postępować z człowiekiem w depresji. Ale uczę się i staram, choć nie jest to łatwe. Ze zrozumieniem podchodzę do tego, że jest maksymalnie skupiony na sobie, że kiedyś prowadziliśmy dialog a teraz jego nie interesuje co u mnie, stale mówi tylko o sobie. Staram się ważyć słowa tak, żeby przypadkiem nie poruszyć czułej struny i nie pogorszyć jego dobrego akurat samopoczucia. Przestałam mówić o swoich potrzebach bo i tak je ignorował. Przestałam nalegać, żebyśmy się spotkali, bo i tak jest głuchy na moje prośby. Ważny jest tylko on i jego problemy. Jestem wyrozumiała bo wierzę, że to minie kiedy znajdzie pracę i w sprawach rodzinnych też coś się ruszy w dobrym kierunku.

Ale wczoraj miarka się przebrała. Dowiedziałam się, że nasz związek przypomina mu jego znienawidzone małżeństwo - ma kobietę a jakby jej nie miał. Co to za układ, my w dwóch różnych miastach. Problem jednak polega na tym, że ja nie mogę z nim zamieszkać do czasu uzyskania przez niego rozwodu, w ogóle nawet nie mogę do niego przyjechać "dla dobra sprawy". I dalej, że dzięki lekom wyraźnie widzi w jakiej jest sytuacji. Ze nasz związek jest dla niego nierealny a on musi robić realne plany bo inaczej jego depresja się pogłębi. Ze nie chce fikcji. To bardzo mnie zabolało, bardzo. A najbardziej wyrzut, że każdy przyjazd do mnie to rozłąka z dzieckiem. Tłumaczyłam, że przecież od samego początku znałam jego sytuację, wiedziałam, że nie będzie łatwo, że sprawa może ciągnąć się latami. Pokochałam go ze wszystkimi konsekwencjami. Ze jeśli ludzie naprawdę chcą być ze sobą to zawsze znajdą jakieś rozwiązanie.

Później tłumaczył, że przed nim ciężka walka, nie wie jak długa, a on czuje, że mnie blokuje a nie wolno mu tego robić, bo ja mam prawo ułożyć sobie życie. A ja się poczułam jakby ze mną zrywał. Usłyszałam jeszcze zachwyty na temat innej kobiety, że jest niesamowicie seksowna i ma coś w sobie. No i mieszka w tym samym mieście co on. Nie rozumiem, jak można mówić coś takiego swojej kobiecie?

Udało mi się wytargować tyle, że poczekamy jakiś czas i zobaczymy jak się sprawy potoczą.

Mam wrażenie, jakby ta choroba wyprała go z wszelkich uczuć i emocji. Bez skrupułów mówi mi rzeczy, które ranią mnie do żywego. A ja nie wiem, który on jest prawdziwy - ten, który dosłownie kilka dni temu zapewniał że myśli poważnie o mnie i o naszym związku czy ten, który wczoraj powiedział mi, że się pomylił. Tłumaczę sobie, że to choroba, ale łzy nie chcą przestać lecieć. A najgorsze jest to, że sama zaczynam popadać w otępienie, nic mnie nie cieszy, nie mogę zmobilizować się do nauki, wszystko mi obojętnieje.

Trudne to wszystko szalenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musicie też dbać o swoje potrzeby, bez tego nie pomożecie drugiej osobie. Niestety trzeba się uzbroić w cierpliwość, pomagać regularnie przyjmować leki, zachęcać do terapii, czasami spróbować wyciągnąć z domu, ale też nie brać odpowiedzialności za cały świat. Wystarczy że robicie co możecie, że w ogóle jesteście. To jest cenne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, mam bardzo poważny problem... Jestem 20-letnią dziewczyną od urodzenia choruję na Mózgowe Porażenie Dziecięce, niestety dolegliwości i skutki tej choroby oparte na ciężkim funkcjonowaniu fizycznym to nie wszystko ... Jako małe dziecko nie przejmowałam się docinkami i obelgami ludzi na swój temat ... Zaczęło mi się po przeżyciu pierwszej nieszczęśliwej miłości... przez poprzednie lata poznawałam wiele ludzi , niestety każda nowa "znajomość" kończyła się w chwili, gdy przyznawałam się do choroby. Słyszałam w swoim życiu wiele nie miłych rzeczy na swoj temat .. dużo ludzi (zazwyczaj meżczyzn) obrażało mnie mówiąc "dopóki nie naprawisz swojej nogi nie mamy o czym rozmawiać..."

 

Moje dolegliwości to skrzywiona miednica co rzutuje na chód który również jest zrotowany... Ludziom to przeszkadza, mam też lordozę w odcinku lędźwiowym kręgosłupa...

 

Przeszłam przez swoje dolegliwości i reakcję ludzi depresję i aktualnie mam nerwice ... Jednak przez to wszystko "dorobiłam" się efektu wstydu przed ludźmi ... jeśli mam trafić w grono ludzi gdzie mało kogo znam budzi się we mnie ogromny wstyd i strach przed odrzuceniem, przed tym, że ktoś znów mi powie coś przykrego ... Nie umiem sobie z tym poradzić ..Czuje się z tym okropnie , wstydzę się samej siebie ! To straszne . Gdybym mogła schowałabym się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł . Niestety nie mam się komu wyżalić. Siostra nie rozumie co czuje , jestem z tym sama ... przyjaciół za wielu nie mam , już nie daje sobie rady ze sobą, ze swoimi łzami, strachem i wstydem.. Nie mogę się pogodzić z wieloma faktami. Uciekam od prawdy i nie umiem sobie poradzić , pomocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

Jestem tu nowa, bo i problem jest dla mnie nowy. Chodzi o mojego partnera. Poznaliśmy się ponad rok temu i to było jak grom z jasnego nieba, wielka namiętność itd. itp. Stopniowo coś zaczęło się zmieniać. Coraz częściej był przygnębiony. Nie miał ochoty na spotkania. Że ma bardzo niską samoocenę zauważyłam już wcześniej. Coraz więcej się o nim dowiadywałam i doszłam do przekonania, niemal pewności, że to depresja. Ostatnio zresztą skłoniłam go do zrobienia testu Becka. Miał w nim 17 punktów, czyli, wg Wikipedii, lekka depresja.

 

Bardzo dziękuję Nefertari za jej post. Widzę teraz, że popełniłam kilka błędów rozmawiając z nim, za bardzo naciskając.

 

Teraz pierwsze pytanie:

Wiem, że sama mu nie pomogę, że potrzebuje specjalisty, ale jak namówić go, żeby się tam wybrał? Na to żebym ja go umówiła się nie zgadza i ja nie chcę robić nic na siłę, zmuszać go. Co gorsza, kiedy próbuję o tym mówić, on mówi, że jest świrem, psycholem itp. i zamyka się.

 

I pytanie drugie:

Sytuacja jest dla mnie trudna i potrzebuję dużo siły, żeby się z nią zmierzyć, ale skąd tę siłę brać? Skąd brać cierpliwość wyrozumiałość, kiedy życie nie zawsze jest proste. Kiedy wszystko mi się układa wydaje mi się, że dam radę, będę przy nim i pomogę mu z tego wyjść. Ale ja też miewam gorsze dni. I wtedy łatwiej jest popełnić błąd. Powiedzieć o jedno słowo za dużo. Być może w Internecie są już miejsca, gdzie bliscy osób z depresją mogą szukać wsparcia, ale nie wiem, gdzie je znaleźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój brat - lat 18, klasa maturalna, do tej pory zdolny uczeń, bardzo dobry z chemii i biologii, nagle coś się z nim zaczęło dziać. Od razu mówię, że była presja ze strony mamy i babci i oczekiwało się od niego jako czegoś oczywistego wysokich wyników w nauce, innej opcji nie dopuszczało się do myśli. W bratu coś pękło, od początku tego roku szkolnego zaczął konkretnie wagarować, ma ogromne zaległości, jedynki, niepozaliczane sprawdziany, z których stale ucieka. Sytuacja wymknęła się mu spod kontroli, przestał nadążać nadrabiać zaległości. Lekcji już nie przepisuje, tylko kseruje, a i to nie zawsze. Brat całe dnie spędza u kolegi do późnych godzin i wraca tylko położyć się spać, o ile w ogóle. Przestał dbać o higienę. W moczu wykryto u niego marihuanę, a możliwe, że brał również inne narkotyki, twarde. Żadnymi sposobami nie daje się go ściągnąć do domu, nie da się z nim rozmawiać. Mama jest zrozpaczona, zresztą odbija się to na całej rodzinie, stres jest ogromny. Nie wiemy jak mu pomóc. Mama już przestała wymagać cokolwiek, jeśli chodzi o naukę, przestała naciskać, dała mu wolną rękę. Brat dzisiaj stwierdził, że nie da rady tego nadrobić, że to nie ma sensu, że chce całkowicie zrezygnować ze szkoły. Mamę obarcza za tą sytuację, mówi, że zawsze na niego naciskała, wymagała dobrych ocen, ciągle go kontrolowała i chciała, żeby był najlepszy. Obecnie boimy się nie tylko o zdrowie psychiczne brata, ale i o jego życie. W szkole jest normalny, nie widać, aby coś złego się działo, ale wiadomo, że takie przypadki mogą źle się kończyć, gdy nikt nic podejrzanego nie widzi. Brata umówiono na rozmowę z pedagogiem szkolnym, powiedział, że pójdzie - jednego dnia podobno był, ale pedagoga nie było (jest to na 99% kłamstwo), drugiego dnia miał mieć w końcu spotkanie, ale nie poszedł wcale, stwierdził, że ma gorączkę, choć pewnie nagrzał sobie termometr. Brat nie chce słyszeć o psychologu, bo o psychiatrze na razie się nie mówi. Mama była u terapeutki w jego sprawie, ale jej porady nie pomogły. Trzeba mu jakoś pomóc, bo dzieje się z nim coś bardzo złego, a może się stać coś gorszego. Brat jest wrażliwy i wychowuje się bez ojca. Nie możemy go wyciągnąć ze złego towarzystwa, koledzy też z nim rozmawiali, odciągali go od tego towarzystwa, ale nie udało się. Nie wiemy już gdzie szukać pomocy. A sytuacji nie można tak zostawić. Nie możemy przez niego normalnie funkcjonować, zresztą on też nie może, bo ma objawy silnej depresji. Czy znacie jakąś możliwość, aby udało się go nakłonić na wizytę u psychologa/psychiatry lub czy można to jakkolwiek zrobić przymusem? Bardzo proszę o pomoc.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemasz. Od razu zaznaczam, ze moja opinia jest wysoce subiektywna i podparta moimi "doświadczeniami" więc mogę się całkowicie mylić, ale - jako ćpun podejrzewam że twój brat ma problemy nie z depresją, co z narkotykami. Opuszczania się w nauce, przebywanie całe dnie poza domem, obarczania winą za swoją sytuację matkę i kogo się dało - przerabiałem to wszystko więc "śmierdzi" mi to co opisujesz dragami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ouimaisnon, czy myslisz ze facet wychowany bez ojca nie jest z tego powodu zaburzony?

narkotyki to skutek, nie powód.

słuchaj go- ma żal do matki. czy kiedykolwiek probowala zastapic mu ojca?czy tylko wymagała, uciszając wszelkie tematy tabu? czy nauczyła go obchodzenia się z emocjami? czy tylko uciekała w robienie obiadków, prała, sprzatala i kupowała Wam ubrania?

gdzie jest ojciec? jaka jego historia rodzinna? jaki ma stosunek do niego Wasza matka?

 

jesli on dazy do autodestrukcji to zostawcie go w swietym spokoju. bądź przy nim, zeby mógl na Ciebie liczyc, ale fakty są takie ze albo przegra albo mu przejdzie. niech matka sie opanuje i nie probuje naprawiac tego co schrzanila tylko niech zalatwi jakiegos wujka, zeby chlopak miał jakis przykład.

on nie ma zadnej depresji!!!!on pochodzi z dysfunkcyjnego domu!!!

 

-- 29 paź 2013, 22:30 --

 

jakby tak wszyscy sie wpieprzali w moje zycie to tez bym uciekla przy pierwszej nadarzajacej sie okazji. pech chcial ze źle trafił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się tu z deaderem, radziłabym poszukać pomocy u specjalistów od uzależnień..... przymusem chyba nic się nie da, brat jest pełnoletni ......

 

-- Wt paź 29, 2013 10:36 pm --

 

zima, gorszy dzień masz? Bo twoje pełne agresji posty zaczynają mnie powoli irytować

 

Zrzucać winę na kogoś po jednym poście, łatwo ci przychodzi ocenianie innych i myślisz że jesteś nieomylna? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemasz. Od razu zaznaczam, ze moja opinia jest wysoce subiektywna i podparta moimi "doświadczeniami" więc mogę się całkowicie mylić, ale - jako ćpun podejrzewam że twój brat ma problemy nie z depresją, co z narkotykami. Opuszczania się w nauce, przebywanie całe dnie poza domem, obarczania winą za swoją sytuację matkę i kogo się dało - przerabiałem to wszystko więc "śmierdzi" mi to co opisujesz dragami.

Nie wiem na ile jest wiarygodny test na wykrywanie narkotyków w moczu, ale oprócz marihuany nie wykryło nic, ani amfetaminy, ani morfiny, heroiny czy kokainy. Dlatego kwestię narkotyków raczej uznałyśmy z mamą na zamkniętą. Dzięki wielkie za odpowiedź, może wiesz coś na temat tych testów domowych. Brat nie mógł zafałszować wyniku, bo niestety test musiał zostać zrobiony bez jego wiedzy.

 

ouimaisnon, czy myslisz ze facet wychowany bez ojca nie jest z tego powodu zaburzony?

narkotyki to skutek, nie powód.

słuchaj go- ma żal do matki. czy kiedykolwiek probowala zastapic mu ojca?czy tylko wymagała, uciszając wszelkie tematy tabu? czy nauczyła go obchodzenia się z emocjami? czy tylko uciekała w robienie obiadków, prała, sprzatala i kupowała Wam ubrania?

Strzał w dziesiątkę. Mama źle postępowała, a chciała jak najlepiej. Chciała mieć dziecko, które się świetnie uczy i nic więcej od niego nie chciała, wszystko za niego robiła.

 

On jest wrażliwy i sprowadzenie 'wujka', myślę, że bardzo mocno by odchorował. Tylko mogłoby to pogorszyć sytuację. Niestety nie mogę być przy nim, bo dzieli nas duża odległość, ale wie, że może do mnie napisać czy zadzwonić, jednak i tak nie zrobi tego, bo to dla niego ujma - szukać pomocy.

 

Ja też pochodzę z tego samego domu, co on, i leczę się cały czas depresję, jednak nigdy nie było ze mną tak źle jak z nim. Dlatego baaardzo zależy mi na pomocy mu, tylko nie wiem jak. On potrzebuje pilnie psychologa albo psychiatry, potrzebuje dużego wsparcia, którego mama mu nie da, bo go nie rozumie. A brat nie chce słyszeć o pomocy psychologa czy kogokolwiek, bo to dla niego wstyd.

 

linka, szukałyśmy z mamą pomocy. Bratu było proponowane pójście do terapeutki, jednak dla niego nie ma nawet takiej opcji. Mama była u kobiety dwa czy trzy razy, kobieta proponowała bardzo mocne rozwiązania, jednak teraz jest jeszcze gorzej niż było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, to niech Cie irytują. nie ja jedna pisze w tym tonie, nie wiem czemu się mnie czepiłaś. taki mam sposob bycia. daj mi spokój. moze tak to oceniam, bo byłam po drugiej stronie barykady co Księżniczko?

ja tez sie wychowywalam bez ojca i modlilam sie zeby Mama przyprowadzila mi nowego tatusia. tym bardziej facet potrzebuje mężczyzny. ale to nie trzeba wykładac kawy na ladę mozna tak szepnąć komus z rodziny zeby się "zajął" chlopakiem, spedzil z nim troche czasu..przeciez on nie musi wiedzieć jaki jest powod.

leczę się cały czas depresję

po prostu nie moge zniesc jak baby potrafia byc egoistyczne i nie pomysla racjonalnie, no krew mnie zalewa.

a Twoj brat wie ze sie leczysz? słuchaj, moze braterskie wspołzawodnictwo podziała....wiesz-nakreslisz mu sytuacje, on to moze podchwyci. tylko do niczego go nie zmuszaj. chyba za bardzo chcesz wszystko usprawiedliwić. Mama powinna pojsc do terapeuty w swojej sprawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima, ale ciebie ciągle o coś krew zalewa, w każdym poście i strasznie jesteś agresywna, myślisz, że Ty jedna masz/miałaś ciężko w życiu? ..... opanuj się bo ci żyłka pęknie.

 

Obserwuję twoje posty już jakiś czas i bije od nich agresja, łatwo ci przychodzi ocenianie innych (jak widać już dokładnie znasz mnie :lol: ), obrzucanie epitetami - więc może troszkę spokoju zamiast srania ogniem hę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, nie mam pluszaczków. wszystkim wyprułam flaki. i mam tez dobrotliwe posty, ktorych jak mniemam nie przeczytalas!!!

"Twoje" piszemy z duzej litery...

jakimi epitetami? nikogo nie wyzywam. ale moze powinnam zaczac zebys zaczaila co to sa obraźliwe epitety.

ojejku, mam byc mila, slodka i urocza jak na przyjeciu dla lalek Barbie. chyba sie poskarze jakiemuś moderatorowi mężczyźnie.zreszta nigdy to zadnemu nie przeszkadzalo. co to, babska empatia podszyta zazdrością i chęcią kontroli???!!!

TEZ OCENIASZ! a udajesz świetą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Twoje" piszemy z duzej litery...

Jak już chcesz kogoś poprawiać to rób to prawidłowo albo sobie daruj - nie "z dużej litery" tylko "wielką literą" - jeśli już, a tak w ogóle to jest kwestia czysto umowna a nie błąd językowy.

 

 

jakimi epitetami? nikogo nie wyzywam. ale moze powinnam zaczac zebys zaczaila co to sa obraźliwe epitety.

ojejku, mam byc mila, slodka i urocza jak na przyjeciu dla lalek Barbie. chyba sie poskarze jakiemuś moderatorowi mężczyźnie.zreszta nigdy to zadnemu nie przeszkadzalo. co to, babska empatia podszyta zazdrością i chęcią kontroli???!!!

TEZ OCENIASZ! a udajesz świetą.

Oja rozgryzłaś mnie 8)

Jak pisałam, więcej spokoju bo cię krew zaleje - miłego wieczoru!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po prostu nie moge zniesc jak baby potrafia byc egoistyczne i nie pomysla racjonalnie, no krew mnie zalewa.

Mogłabyś rozwinąć o jaki egoizm Ci chodzi? Bo chyba nie rozumiem.

 

linka, nie nastraja to optymistycznie... Terapeutka zdecydowanie do brata trafić nie mogła. Kazała być wobec niego nieugiętą, określać zasady, których nigdy wcześniej nie było. Kazała zagrozić, że nie wpuści się go do domu i że się go z domu wyrzuci nawet. Myślę, że to mogło pogorszyć całą sytuację, bo faktycznie dziś jest dużo gorzej z bratem. Mama sama sobie poradzić nie umiała, więc starała się stosować do tego, co terapeutka podsuwała, a w rezultacie brat poczuł (o czym zresztą mówił), że jest kochany tylko za oceny i że tylko to się liczy. A jak przestaje się uczyć, to go się z domu wygania. Ojciec też się od niego odwrócił ze względu na brata zachowanie. Zresztą nigdy nie byli sobie bliscy. Ale to odwrócenie się ojca brata chyba bardzo dotknęło. Dziś mama rozmawiała z ojcem i proponowała, żeby brat pojechał do niego na kilka dni, nie w formie kary, tylko po prostu chciała jakoś odciągnąć go od złego towarzystwa. Ale brat powiedział, że ojciec wcale go nie chce i że to na pewno mama namówiła ojca na wyskoczenie z tą propozycją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiesz ja się nie dziwię, że nie chce się z ojcem widywać - skoro do tej pory miał go w d. ..... nie wiem co poradzić, brat sam musi chcieć się leczyć - innej metody nie ma...... a ktoś z nim rozmawiał otwarcie? Mówił, że wie, że bierze narkotyki? Czy tak dookoła na paluszkach ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, brat wie, że wykryto u niego, że bierze marihuanę. Oburzył się, że zrobiono to za jego plecami, ale mama powiedziała, że skoro nie pozwolił na grę w otwarte karty i sam nie był fair, więc i mama nie musiała być fair. Potraktowała jego tak, jak on ją, i myślę, że dobrze zrobiła. Brat oczywiście stwierdził, że marihuana do pół roku od jej przyjęcia jest wykrywana i że raz w wakacje palił. Zresztą ta marihuana to akurat najmniejszy problem.

 

Mama mówi, że brat wrócił do domu i zaczął się uczyć i powtarzać, że on musi chodzić do szkoły. Mama powiedziała, że wcale nie musi, że jego zdrowie jest najważniejsze. Ale brat chyba czuje, że bardzo całą rodzinę zawiedzie, gdy przestanie się uczyć. No i ciąży na nim ta odpowiedzialność, że jak przestanie się uczyć, to przestaniemy dostawać alimenty. Cóż, sam się doprowadził do takiej sytuacji, że teraz ma ogromne zaległości, które nadrobi jedynie cudem. Ale mimo, że zrobił to na własne życzenie, nie zmienia to faktu, że bardzo potrzebuje wsparcia i poczucia bezwarunkowej miłości, czego nikt do końca nie potrafi mu dać. No i sprawę utrudnia fakt, że brat wstydzi się pokazać, że potrzebuje pomocy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem na ile jest wiarygodny test na wykrywanie narkotyków w moczu, ale oprócz marihuany nie wykryło nic, ani amfetaminy, ani morfiny, heroiny czy kokainy. Dlatego kwestię narkotyków raczej uznałyśmy z mamą na zamkniętą. Dzięki wielkie za odpowiedź, może wiesz coś na temat tych testów domowych. Brat nie mógł zafałszować wyniku, bo niestety test musiał zostać zrobiony bez jego wiedzy.

Nie mam totalnie doświadczenia z aptecznymi testami narkotykowymi, zdawało mi się do tej pory że są pod konkretną substancję ustawione - ale najpewniej się mylę, bo jak mówiłem: nie miałem czegoś takiego w ręce nigdy.

 

Amphetamine usually is eliminated in the urine within two days after the last oral dose...

 

Young, L.Y., M.A. Koda-Kimble (eds.). Applied Therapeutics. The Clinical Use of Drugs. 6th ed. Vancouver, WA., Applied Therapeutics, Inc. 1995.,p. 84-4]

 

Czyli amfetamina z moczu znika w ciągu mniej więcej dwóch dni od zażycia - wedle tego źródła. Nie wiem jak jest w rzeczywistości, ale po prostu twój opis "śmierdzi" mi speedem na kilometr. Zioło trzyma się w moczu do 3 tygodni więc ściemniał jeśli chodzi o palenie w wakacje.

 

Teraz kontrowersyjna porada: narkotyki to syf, fakt, ale zamiast rzucać się teraz do wysyłana brata na odwyki, musicie dowiedzieć się co spowodowało że zaczął ćpać po czym wyeliminować problem u źródła. I zmieńcie też trochę podejście - brat ma kłopoty z nauką? Cóż, może nauka nie jest dla niego. Może zamiast zdawać maturę - powinniście dla niego poszukać jakiejś pracy. Po pierwsze będzie z tego wymierna korzyść, po drugie będzie miał mniej czasu i siły na ćpanie, a po trzecie - może jak kilka tygodni pozapierdziela przy układaniu chodników to zdrowy rozsądek odzyska.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To był tzw. multitest z takimi czterema niezależnymi płytkami. Wstawiam zdjęcie wyniku tego testu - jedna kreska oznacza, że narkotyk wykryto, a dwie, że nie wykryto. Marihuana ewidentnie została wykryta, natomiast faktycznie zastanawiałam się nad amfetaminą, gdyż druga kreska była bardzo delikatnie widoczna. Na etykiecie napisane było, że wynik testu należy interpretować tak, że jeżeli pojawi się jakakolwiek druga kreska - czy mocna, czy słaba - to i tak oznacza, że tego narkotyku nie ma. Ja jednak myślę, że nie bez przyczyny w okienku z amfetaminą druga kreseczka jest słaba. Zastanawiam się czy może jednak jakieś reszteczki amfetaminy tam były, ale była ona już tak rozłożona, że mimo wszystko test wskazał na jej brak.

 

Może mógłbyś mi coś więcej powiedzieć, gdybym opowiedziała Ci o wszystkich objawach, jakie brat miał. Był bardzo senny, w ciągu dnia prawie nieprzytomny, zwalał to na niewyspanie, chociaż nie spał jakoś strasznie mało. Do domu wracał praktycznie codziennie z czerwonymi oczami, ale mówił, że to od niewyspania. Ciągle miał katar, trwa to już chyba z ponad miesiąc, ale mówi, że kolega wyczytał, że to od leku, który brat przyjmuje. Dodatkowo ostatnio przestał ćwiczyć na siłowni, co do tej pory robił bardzo zawzięcie. No i odczuwa bóle w całym ciele. Jest też bardzo niecierpliwy i bardzo szybko się denerwuje.

 

Mama już jest tak zrezygnowana, że brata do nauki nie goni. Brat chodzi do szkoły wtedy kiedy chce, chociaż kiedyś było to nie do pomyślenia dla niej. Tu nie o to chodzi, że brat sobie z nauką nie radzi, bo radził sobie do tej pory naprawdę bardzo dobrze i to małym kosztem, bo po prostu jest bardzo chłonny na wiedzę. Mam porównanie, bo widzę, że u niego życie towarzyskie to 80%, a nauka 20%, a u mnie w tej samej szkole nauki było 80%, a życia towarzyskiego 20%, przy czym wyniki miałam dość znacząco gorsze od brata.

 

Bardzo chciałybyśmy z mamą wiedzieć co brat bierze, czy jest to coś jeszcze poza marihuaną i dlaczego to wszystko się zaczęło. Boję się, że nic się z tym nie da zrobić. Ja osobiście myślę, że ta jego przemiana to efekt wbijania w głowę przez 18 lat poczucia bezradności, bezwartościowości, a dodatkowo poczucie odrzucenia przez ojca i niekochania przez oboje rodziców. Mama nas kocha, ale zupełnie nie potrafi tego okazać. Dokładnie tak jak to jest w rodzinie dysfunkcyjnej zapomniała okazywać uczucia, za to ciągle narzucała oczekiwania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może mógłbyś mi coś więcej powiedzieć, gdybym opowiedziała Ci o wszystkich objawach, jakie brat miał. Był bardzo senny, w ciągu dnia prawie nieprzytomny, zwalał to na niewyspanie, chociaż nie spał jakoś strasznie mało. Do domu wracał praktycznie codziennie z czerwonymi oczami, ale mówił, że to od niewyspania. Ciągle miał katar, trwa to już chyba z ponad miesiąc, ale mówi, że kolega wyczytał, że to od leku, który brat przyjmuje. Dodatkowo ostatnio przestał ćwiczyć na siłowni, co do tej pory robił bardzo zawzięcie. No i odczuwa bóle w całym ciele. Jest też bardzo niecierpliwy i bardzo szybko się denerwuje.

Jak dla mnie - klasyczne połączenie amfy i THC. Senność brać się może stąd, że amfetamina jest narkotykiem z grupy stymulantów, spidziarze często zaliczają bezsenne noce gdyż narkotyk ten znosi potrzebę snu, wręcz uniemożliwiając zaśnięcie. Przerabiałem to wiele razy, męcząc się próbując zasnąć przez kilka godzin, aż nastawał blady świt, a mi się udawało wreszcie na godzinkę zasnąć. Po godzinie dzwonił budzik i trzeba było iść do szkoły, no ale jak to iść do szkoły po godzinie snu..? = Wagary, senność, rozdrażnienie. Katar - również dość charakterystyczny dla amfetaminy, jako że najpopularniejszym sposobem przyjęcia jest wciąganie przez nos. Podrażnione śluzówki skutkują uporczywym "wyciekiem" z nosa "uruchamianym" kilka/naście godzin po ostatnim wciągnięciu jeśli nie zostaną znów "potraktowane" narkotykiem. Przekrwione oczy to z jednej strony faktycznie oznaka niewyspania, z drugiej - tak działa THC - które zresztą jest jednym z "lekarstw" na amfę: mianowicie ze względu na "zamulające" właściwości często schemat ćpania wygląda następująco: ćpa się amfę, korzysta przez kilka godzin z "haju", potem zaś kiedy przychodzi "kac" objawiający się inaczej niż przy alkoholu - właśnie wspomnianą niemożnością zapadnięcia w sen - pali się trawę w nadziei że pomoże ona usnąć. Najczęściej się nie udaje i człowiek zostaje "rozpieprzony" na cały dzień bo jest niewyspany, na zejściu po spidzie oraz częściowo najarany. Drugim oprócz zniesienia potrzeby snu charakterystycznym działaniem amfetaminy jest wytłumienie głodu - człowiek mniej je, mniej dostarcza organizmowi naturalnej energii, zastępując ją enerią sztuczną, wygenerowaną przez amfetaminę. To kolejny "składnik" mieszanki powodującej zamianę w zombie. Amfetamina daje siłę ale złudną - owszem, przyćpana w odpowiednich warunkach (użytkownik wyspany, najedzony, co najmniej od kilku dni "czysty") "dorzuca do pieca", ale po kilku dniach amfetaminowego ciągu człowiek jest słaby i ma się poczucie jakby kości były z zapałek a ciało wiszącą na nich skórą. W takim stanie ćwiczenie czegokolwiek staje się praktycznie niewykonalne ponieważ ćpunowi ciężko jest podniesć się z fotela, a co dopiero mówić o podnoszeniu ciężarów. Bóle mięśni i kości a nawet "zwidy" po amfetaminie nie są niczym niezwykłym.

 

Mama już jest tak zrezygnowana, że brata do nauki nie goni. Brat chodzi do szkoły wtedy kiedy chce, chociaż kiedyś było to nie do pomyślenia dla niej. Tu nie o to chodzi, że brat sobie z nauką nie radzi, bo radził sobie do tej pory naprawdę bardzo dobrze i to małym kosztem, bo po prostu jest bardzo chłonny na wiedzę. Mam porównanie, bo widzę, że u niego życie towarzyskie to 80%, a nauka 20%, a u mnie w tej samej szkole nauki było 80%, a życia towarzyskiego 20%, przy czym wyniki miałam dość znacząco gorsze od brata.

 

Bardzo chciałybyśmy z mamą wiedzieć co brat bierze, czy jest to coś jeszcze poza marihuaną i dlaczego to wszystko się zaczęło. Boję się, że nic się z tym nie da zrobić. Ja osobiście myślę, że ta jego przemiana to efekt wbijania w głowę przez 18 lat poczucia bezradności, bezwartościowości, a dodatkowo poczucie odrzucenia przez ojca i niekochania przez oboje rodziców. Mama nas kocha, ale zupełnie nie potrafi tego okazać. Dokładnie tak jak to jest w rodzinie dysfunkcyjnej zapomniała okazywać uczucia, za to ciągle narzucała oczekiwania.

Ja zacząłem wciągać amfetaminę kiedy to w liceum w ciągu jednego roku opuściłem się w nauce ze względu na to że założyłem zespół i w młodzieńczym zwidzie stwierdziłem że niepotrzebna mi szkoła - w końcu będę niedługo sławny i bogaty... Ale moim rodzicom to średnio odpowiadało. Jakoś przeżyli fakt że nie zdałem do 4 klasy (jestem z roczników sprzed reformy) i musiałem powtarzać klasę trzecią. Ale kiedy pod koniec 3 klasy okazało się że mam zagrożenia z 8 przedmiotów, to postanowiłem że "aby nie zawieść rodziców" - wspomogę się do nauki ową "sławną" substancją. No i fakt, na początku pomogło, ale skończyło się na 5 latach ćpania niezwiązanego z nauką w żaden sposób. Ja też nie byłem/nie jestem idiotą, wiedzę przyswajałem całkiem dobrze, tylko pojawiły się inne priorytety - zamiast uczyć się wzorów na matematykę, to ja się uczyłem jak szybko zapierdzielać na gitarze. Teraz oczywiście wiem że to była jedna z najgłupszych decyzji w moi życiu, które pewnie wyglądałoby zgoła inaczej gdybym był mądrzejszy. Ale chodzi mi o to że nawet jak ktoś jest niegłupi, po prostu nie chce się uczyć z jakichś powodów - to będzie odbierał namowy do powrotu do nauki jako atak.

 

Oczywiście, ja to wszystko piszę z własnego doświadczenia, u mnie tak było, nie wiem czy tak jest z twoim bratem, a po drugie nie mam też żadnej sensownej rady co możecie z tym zrobić. Ja przez lata byłem "gnębiony" przez rodzinę abym "coś ze sobą zrobił' - jak grochem o ścianę to było. Dopiero kiedy sam się ogarnąłem to wychynąłem z tego bagna.

 

Podsumowując - fakt, wygląda mi to na "standardowe kombo" THC + amfetamina. Ale mogę się totalnie mylić. Jeśli się mylę tylko częściowo, tzn. moje spekulacje odnośnie amfy są niezgodne z prawdą, to pamiętajcie - marihuana tak jak alkohol, są dla ludzi. Sam fakt że twój brat pali niekoniecznie musi być sam w sobie zły. To raczej reszta jego zachowań jest nie w porządku w stosunku do was. Ja obecnie na przykład od marychy nie stronię, ale uważam że mam do tego warunki: stała praca, własne mieszkanie, które zajmuję sam - nikomu moim paleniem nie wyrządzam krzywdy.

 

Też doświadczyłem czegoś co mógłbym określić jako niedobór uczuć ze strony rodziców, nadmiar oczekiwań i tak dalej. I kiedy to się działo zwalałem winę na nich, na wychowanie, na chłód emocjonalny itd - dziś patrzę na sprawę zupełnie inaczej. Starali się robić jak najlepiej dla mnie, na jak najwięcej ich było stać. Obecnie stosunki między nami są wzorowe. Trochę podejrzliwie patrzę na wnioski typu "rodzina dysfunkcyjna sprawiła że jest taki jak jest" - jak dla mnie to człowiek powinien odpowiadać za swoje porażki i błędy, a nie obarczać winą osoby trzecie. Rodzina, owszem, może być dysfunkcyjna, ale to nie jej winą jest to że człowiek sobie nie radzi - to wina danego człowieka że ma zbyt słabą psychikę żeby życie w tej rodzinie dysfunkcyjnej wytrzymać bez uszczerbku na zdrowiu. Ja już nie oskarżam swoich rodziców za rzeczy o które oskarżałem ich w przeszłości. Teraz wiem już że to ja byłem słaby, ja byłem nieodpowiedzialny, ja byłem głupi. Problemem jest to że do takich wniosków dochodzi się po latach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader

to nie tak, ze

to wina danego człowieka że ma zbyt słabą psychikę żeby życie w tej rodzinie dysfunkcyjnej wytrzymać bez uszczerbku na zdrowiu

psychika jest czymś nie do końca uchwytnym, to kontinuum zmieniajace sie w czasie. jezeli geny są zaburzone, gratis wychowanie również to skąd bezradne dziecko ma pobierac nauki? ze szkoly? kiedy dowiaduje sie ze jest jakis inny, ale nie ma pojecia na czym to polega? a dzieci nie cackaja się z odmieńcem. dziecko nie wie jak ma postepowac, a jeszcze w domu ma zaburzone wzorce zachowania...

moze wybierac. co znaczy słaba psychika?

uzalanie się nad sobą? a może to tylko sposób na podtrzymanie uwagi, manipulacja..

ryzykowne zachowanie, intensywne zycie, byle cos sie dzialo? ucieczka na rózne strony- stabilizacja budzi obrzydzenie, bo wiesz ze nie prowadzi do niczego dobrego....

dragi,alko- wtedy wszystko staje sie bardziej wyraziste-zadaje sie sobie smierc na raty, bo zycie jest puste.

nienawisc do ludzi, pragnienie zadawania im cierpienia, bo przeciez w kazdym tkwi bestia, a ludzie są źli z natury-trzeba wiec odbic sobie za czasy upokorzen. stac sie katem, by ochronic siebie..stac sie katem, by nie stac sie ofiarą...

bywaja przypadki gdy dziecko rodzi sie juz uzaleznione..i podaza w te stronę która go przygarnia...daje mu bezpieczenstwo..

zaburzone dziecko z latwoscia wchodzi w role ofiary lub kata, potrafi byc perfidne i nienawistne, by za chwilę zapaść się w próżnię.

jest jak baletnica z nogą w gipsie, ktorą łamie gdy ta się zrasta, bo inaczej lód pęka..

 

-- 30 paź 2013, 19:19 --

 

ouimaisnon, marihuana to nic wielkiego, chyba przesadzasz. ciesz sie ze to maryska, a nie cos gorszego. Twoi rodzice nawalili, a Ty brzmisz jak współuzalezniony. Nie wiem jaka wasza matka jest z natury, ale to ona miała Was ogarniać a to brzmi tak jakby na Was liczyła w tej sprawie. Mysli ze jak ma 2óch facetów to będą dawać jej poczucie bezpieczeństwa, odnoszę wrazenie ze jest nadopiekuńcza. Ty tez uciekłes z rodzinnego domu. To o czyms swiadczy. Ona nie mysli o nim, ona mysli o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To wszystko rzeczywiście wygląda na thc i speed, mialam podobne objawy i trochę podobnie wygladalo to u mnie ze szkolą. Najwazniejsze jest zeby wyłapać odpowiedni moment by zareagować i zaczepić u niego chec do powrotu do funkcjonowania bez narko. Widać ze to jest jego sposób na radzenie sobie z problemami. Nie myślcie od razu o odwyku, dajcie mu szanse na zrozumienie ze nie robi dobrze, pokażcie mu kilka możliwości pomocy, nie narzucajcie tego nachalnie. Wiem ze to nie jest latwe, jak chcesz o tym pogadać, wpadaj na priv.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×