Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Lunarman - mój były też za mną chodził dość długi czas, też mu było źle jak dawałam mu kosza i ja z kolei czytałam Twojego posta i myślałam o Nim. sprawa wyglądała w jego przypadku bardzo podobnie - z tym, że ja nikogo przed nim nie miałam.

ten topic nazwa się "kroki do wolności". wiem, że od zerwania dużo zrobiłam dla siebie samej. ale nie mam pojęcia co dzieje się ze mną teraz. niby przeszłam na "normalny" tryb funkcjonowania, śmieję się tak jak kiedyś z głupich rzeczy, robię z siebie idiotkę przed innymi, ale to wszystko chyba tylko po to, żeby ukryć przed innymi ten maksymalnie wielki smutek, codzienny płacz(którego przecież ostatnio już nie było), to poczucie beznadziejności myślenia o sobie w kategoriach "niemyślącego, nieatrakcyjnego gówna, któremu nic nie wychodzi" (a już zaczęłam postrzegać siebie jak osobę atrakcyjną, lepszą, ba! nawet inteligentną...o ja naiwna!)...chcę zapomnieć, wymazać z pamięci ten związek-wiem, że to rodzaj ucieczki ale sama świadomość jego istnienia mnie dobija jak 150, przypominanie sobie dobrych wspólnych chwil i ta głupia nadzieja " a może coś jeszcze z tego będzie...." są najbardziej rozpieprzające. nadzieję zaczęłam postrzegać jako coś złego, destrukcyjnego, świadczącego o mojej słabości. popycha mnie tylko do najgorszego. już tylko praca mnie trzyma przy życiu i mam takie straszne przeczucie, że jeszcze chwila i znowu wezmę tabletki i skończę ze sobą w końcu, już się zastanawiam nad napisaniem jakiegoś listu, obmyślam co i jak i wiem, że tego chyba podświadomie chcę i to mnie przeraża. nawinie myślałam, ze nowy rok da mi coś lepszego, a to tylko tak naprawdę zmiana cyferki z 7 na 8, nic więcej! dziwne - zawsze po naprawdę zajebistym okresie przychodzi czas, który jeszcze bardziej mnie rozpieprza i sprawia, że czuję się jeszcze gorzej...

hehe ostatnio chciałam powiedzieć mojej rodzinie, że jeśli się zabiję to w nekrologu niech napiszą: anu. w końcu się zdecydowałaś!

jednak nie jestem jeszcze gotowa na podjęcie jakichkolwiek kroków ku wolności.

pozdrawiam i dziękuję za wysłuchanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszecie, że chcecie, ale mimo chęci nie macie sily, że czasem pojawiają się bariery "nie do pokonania". Moja sytuacja często też przybiera ogromnych rozmiarów. Ale nauczylam się na sobie, że nie mogę zalamywać rąk. Nie i już. Walczę o szczęście, więc warto. Co do tego nie mamy wątpliwości.

 

Jest to cytat z pierwszego postu tego tematu. Zgadzam sie kompletnie z autorka i chce sie czyms z wami podzielic:

 

 

Przeczytalam wlasnie pewnie zamkniety temat na tym forum i jestem przerazona tym, jak zaatakowana zostala jego tworczyni. Zmiotli babke kompletnie tylko dlatego ze emanowala optymizmem. Nawet jesli nie wszystkie jej okreslenia byly trafne, jednyne co chciala to zarazic ludzi nadzieja, ktora widocznie w nia wstapila. Nie miala zamiaru nikogo obrazic. Szok. Ludzie ja zatlukli poniewaz smiala sprofanowac swiete objawy nerwicowca przez uzycie okreslen typu: "Wezmy sie w garsc", tak przeciez "nieadekwatnego" do ludzi, ktorzy tej garsci nie maja. I to wszystko w dziale "Kroki do wolnosci". Temat jest zamkniety, wiec celowo nie podaje jego tytulu i nie zamierzam go tu kontynuowac. Tylko taki apel: wszyscy jestesmy chorzy na deficyt optymizmu i nadziei, wiec prosze; cieszmy sie z kazdego przejawu dobrej woli!! U siebie i u innych! Dajmy sie zarazic dobrym humorem i ziarenkiem nadziei tak bardzo nam tego potrzeba!

 

Prosze! Wezmy sie w garsc! Uwierzmy w siebie! Tak powoluuuutku, dajmy sobie na to czas! Przynajmniej sprobujmy!!! Czyz nie jest to nasz pierwszy "Krok do wolnosci"?

 

Jeczarnia jest gdzies indziej (zobacz temat "Nerwica lekowa")

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytalam wlasnie pewnie zamkniety temat na tym forum i jestem przerazona tym, jak zaatakowana zostala jego tworczyni. Zmiotli babke kompletnie tylko dlatego ze emanowala optymizmem. Nawet jesli nie wszystkie jej okreslenia byly trafne, jednyne co chciala to zarazic ludzi nadzieja, ktora widocznie w nia wstapila. Nie miala zamiaru nikogo obrazic. Szok. Ludzie ja zatlukli poniewaz smiala sprofanowac swiete objawy nerwicowca przez uzycie okreslen typu: "Wezmy sie w garsc", tak przeciez "nieadekwatnego" do ludzi, ktorzy tej garsci nie maja. I to wszystko w dziale "Kroki do wolnosci". Temat jest zamkniety, wiec celowo nie podaje jego tytulu i nie zamierzam go tu kontynuowac.

Przeczytałem temat i nie jest aż tak fatalnie. Nikt jej nie zatłukł, ona nikogo nie zatłukła, wszyscy wyrazili swoje zdanie bo temu służy forum, a że autorka napisała to w krzykliwy sposób to nie można było oczekiwać czegokolwiek innego niż krzykliwej odpowiedzi. Nawet jeśli miała dobre intencje to w wykonaniu nie wyszło. W sumie nie ma o czym gadać, to nie temat na dyskusje o tym, temat to http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?t=10986 - osobiście go zamknąłem i wszelkie protesty co do mojej decyzji proszę na PW do mnie - nie w tym topicu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie znalazłam się w krytycznym momencie wychodzenia z depresji: leki już zrobiły, co miały zrobić, czuję się o wiele lepiej i nadszedł czas, żeby znowu żyć aktywnie. Wszytko teraz zależy ode mnie i to mnie lekko przeraża. chodzi o to, że jeśli pozostanę przy "depresyjnym" trybie życia, to będzie tak, jakbym zaprosiła depresję z powrotem do siebie - moje samopoczucie zaczyna się znowu pogarszać, i dobrze wiem (terapeutka też to potwierdziła), że to z braku normalnej aktywności - za dużo myślę, za mało działam. Znowu tracę kontakt z rzeczywistością, bo zaplątuję się w te chorobliwie wybujałe myśli jak w taki "kokon". No i teraz muszę wziąć się w garść, zacząć coś robić mimo niechęci, wątpliwości ("to i tak nic nie da!)" itp. I się nie zrażać... Nie jest lekko... Czy ktoś wie, o czym mówię? Na pewno :) Proszę Was o jakieś słowa otuchy, naprawdę bardzo mi tego potrzeba...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś wie, o czym mówię?

ktoś wie ;) i to bardzo dobrze bo też to przerabial. Nie martw się, zamartwianiu już wcześniej poświęcilaś masę czasu. Teraz pora na poztytwne nastwaienie. Już duży krok za Tobą, jesteś w takim momencie, ze musisz dzialać. Rzeczywiście zamiast myśleć zacznij dzialać. powli uporządkuj swoje zycie na nowo. A slowo otuchy- jak będziesz starala się utrzymać dobry humor, nie dasz się zlym stanom(z nimi można wygrać!!!) i będziesz szla do przodu, nie poddasz sie- wszystko się zmieni o 180 stopnbi na lepsze. Przynajmniej ja tak mialam. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley, jesteś wspaniała! Czytałam wcześniejsze Twoje posty, i jestem pod wrażeniem Twojego optymizmu i siły - mogłabyś obdzielić nimi całe to forum i jeszcze by Ci dużo zostało :D

 

Wiesz, ja też już to kiedyś przerabiałam - ale wątpliwości pojawiają się za każdym razem... Wzięłam się za malarstwo - przed depresją to była dla mnie najważniejsza rzecz. I chociaz maluję dopiero parę godzin, to już jestem trochę spokojniejsza. Teraz tylko ważna jest wytrwałość, żeby się nie zniechęcić. Będzie dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz tylko ważna jest wytrwałość, żeby się nie zniechęcić. Będzie dobrze :)

Dokladnie. Miej w sobie caly czas tą myśl że będzie dobrze a ona da Ci silę, żeby iść dalej i wytrwać. spokojnie malymi krokami do przodu. I nie daj się depresji, można ją pokonać. Już częsciowo pokonalaś tak trzymaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokladnie. Miej w sobie caly czas tą myśl że będzie dobrze a ona da Ci silę, żeby iść dalej i wytrwać. spokojnie malymi krokami do przodu. I nie daj się depresji, można ją pokonać. Już częsciowo pokonalaś tak trzymaj.

 

Dzięki. Właśnie takich słów wsparcia potrzebowałam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście,ze wiem o czym mówisz.Powoli,krok po kroku i bedzie oki.Jeżeli moge poradzic,zacznij od krótkich spaceroę,usmiechania sie do napotkanych ludzi,zacznij ćwiczyc joge,spróbuj pmedytowac,wizualizowac,spotykac sie z ludżmi,słuchac muzyki,któa sprawia Ci przyjemnosc.Ciesz sie drobiazgami i nie martw sie jak cos nie wyjdzie po Twojej mysli.A przede wszystkim polub siebie,bo to Ty jestes w tym wszystkim najwazniejsza.Jestem pewna,ze z ajksiś czas nie uwierzysz, że cos bylo nie tak.Trzymam kciuki.buzkapuszczajacaoczkorush0.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za dobre rady i za piękną wielką buźkę :

 

Od dwóch dni staram się żyć aktywnie (święta temu bardzo sprzyjają), nie zwracając uwagi na depresyjne nastroje. Czuję się naprawdę lepiej! Niby to dopiero dwa dni, ale wystarczyło, żebym się przekonała, że warto walczyć :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

błagam potrzebuję pomocy! nie wiem napiszcie mi coś pocieszającego. właśnie znalazłam swojego posta chyba z 2października i poryczałam się. anu kilka miesięcy temu była dużo silniejsza:( choć wcale nie było łatwiej. już nie wyrabiam, już nie chcę "konstruktywnego smutku"! już nie mam siły płakać, zmuszać się do pewnych czynności, wstawać, mieć nadzieję a to, że będzie lepiej. nie będzie:( coraz częściej myślę, że to już naprawdę mój koniec i co gorsza chyba go chcę. mój tata się starzeje i podupada na zdrowiu, w domu z kasą się nie przelewa, na studiach znowu idzie mi gorzej, dwie prace już rzuciłam, chłopak mnie rzucił, moja samoocena znowu spadła, a teraz jeszcze siada mi zdrowie. czasem sobie myślę, że to co jest teraz jest przedsmakiem czegoś bardzo strasznego co zdarzy się już niedługo, mam takie dziwne przeczucie, macie coś takiego czasem? już nie chcę się leczyć u psychologa, moja jedyna przyjemnością teraz jest praca. nawet rodzina i przyjaciele mnie tak nie cieszą chyba dlatego, że mam wrażenie, że jak sobie coś w końcu zrobię to oni zrozumieją moje zachowanie i nie będą mieli mi tego za złe. błagam pomocy ja już naprawdę nie mam siły....:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana Anu, to, że wtedy bylaś silniejsza a teraz nie jesteś tak silna nie znaczy w cale że to coś bardzo zlego. Przecież nawet Ci silni którzy często z pewnością pokonują problemy upadają i stają się bezradni. To normalne takie jest życie. Z tego co piszesz o swojej sytuacji widać, że jest nieciekawa i mialaś prawo się podlamać. Ale powinnaś jednak mieć caly czas w sercu tą nadzieję, której już powoli się wyzbywasz. Nie! Zachowaj ją. Zycie satwia kazdego z nas czasem w cięzkiej sytuacji, ale musimy dawać radę. Bo to nasz życie, poprostu. Więc glowa do góry, przetrwasz wszystko i zobaczysz że zaświeci sloneczko. A przeczucia ze cos sie stanie nie bój się. dasz radę, zacznij iść do przodu, trzymaj sie ciepltuko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie pisałam wcześniej w tym temacie bo poddaję się dość łatwo, szczególnie gdy mam gorszy okres (czyli przez całą zimę). Ale poddaję się chyba nie do końca, jeśli za każdym razem wstaję, zbieram się do kupy i jakoś żyję.

anu, wiem że jak jest źle, trudno uwierzyć że będzie lepiej. Ale będzie, taka już kolej życia, raz na wozie, raz pod wozem. Trzeba tylko jakoś przetrzymać to momenty "pod wozem" i potem będzie ok. Trzymaj się, nie jesteś sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet na froncie są zawieszenia broni aby wylizać rany i pochować zmarłych. Mi na przykład pomagają takie momenty: moje życie pędzi jak szalone, czasem dni i wydarzenia mijają wręcz niepostrzeżenie - gdyby nie takie chwile w moim życiu, takie przystanki, wiele bym straciła. Czasem lubię pobyć sama, czasem popłakać, czasem pobić poduszkę lub pokłócić się ze ścianą. Po tym czuję się spokojniej i ruszam w drogę z lżejszym bagażem - albo to ja mam więcej siły aby go dźwigać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obiecalam sobie ze zaakceptuje siebie i swoja chorobe mimo iz inni tego nie zrobia.

Pierwszy krok do wyleczenia się to zaakceptowanie faktu, że jest się chorym, tylko wtedy można chorobę zwalczyć ;) :)

 

Ps. Olej innych, obchodzić Cię powinno przede wszystkim i wszystkimi Twoje szczęście i well being :)

 

Pozdrawiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bethi bez tych przystanków byloby źle, dobrze że sobie je robimy od czasu do czasu ;)

 

a dzis bezwzgledu na wszystko obiecalam sobie ze zaakceptuje siebie i swoja chorobe mimo iz inni tego nie zrobia.

Super, chyba nic lepszego na forum przeczytać nie można. A już na pewno jest to jedna z najpiękniejszych rzeczy. Gratuluje i powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczny temat! Bardzo pomaga podnieść na duchu, tych, którzy mają gorszy okres. Ja tez ostatnio troche sie zalamalam i dopusciłam do siebie strach i lek. Ale nie chce stracic tego co wypracowalam przez cala zime. Przez caly okres jesienno-zimowy walczylam ze swoimi slabosciami. Robilam duze kroki na przód i nie pozwole, zeby jedna gorsza mysl, czy pojawiajacy sie pod inna postacią lek zabral mi to co mam. Zaczynam byc szczesliwa i nie chce tego zmieniac, chce sie cieszyc tym co mam. I mam nadzieje, ze juz niedługo uda mi sie do konca wyleczyc. Przed 2 lata meczylam sie z nerwica, 3 roku zaczelam walke sama ze soba i to z dobrym skutkiem i zbyt wiele to dla mnie znaczy, zeby sie poddac. Nie wolno sie poddawac. kazdy najmniejszy sukces jest dowodem na to, ze potrafimy poradzic sobie z porblemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fantazja masz rację, nie można tracić z oczu tego co już osiągnęliśmy. Często w chwili zwątpienia wydaje nam się, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Ale to nieprawda. Tyle już osiągnęliśmy! I bardzo mi się podoba to, że bronisz tego co sama sobie wywalczylaś. Staralaś się po to, żeby odnosić następne sukcesy. I cieszyć się tym, co masz. Musimy o tym pamiętać. Warto na chwile wrócić do tych momentów w których staraliśmy się, naprawiali sytuację borykali sie z problemami- to nasza praca byla nasz wysilek nikogo innego. Więc szanujmy sami siebie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ashley bardzo pozytywny i potrzebny dla wszystkich temat:),tak jak piszesz nie wolno NIGDY sie poddawac ale to nigdy!!!nawet jak wszystko cie przerasta powiedz sobie dam rade i tyle az w koncu utrwali sie to w naszej glowie i wejdzie tak gleboko ze szczescie bedzie dla nas codziennoscia i ze jak moglismy sie tak smucic kiedys:)nie dopuszczajcie negatywnych mysli do siebie a osiagniecie to o co prosiliscie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dla mnie duzym pocieszeniem jest,ze ktos-czyli Wy-rozumie,co czuje,bo czujecie to samo.a tego nie rozumie ani rodzina ani przyjaciele,jakkolwiek by chcieli.

 

powiedz sobie dam rade i tyle az w koncu utrwali sie to w naszej glowie i wejdzie tak gleboko ze szczescie bedzie dla nas codziennoscia

 

otoz to :)autosugestia czyni cuda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich!! :D

Ja też podzielam zdanie, że watro walczyć i patrzeć przed siebie mimo przeszkód, mimo łez, przykrości, uczucia bezsilności, które jak nic innego potrafi zniewolić człowieka i zamknąć go w swoich sidłach.

Moja dusza ma bardzo duży bagaż doświadczeń. Nerwica była i jest moją koleżanką od dłuższego czasu, ale z nią już nauczyłam się żyć. Kiedy dowiedziałam się, że mam silną depresje... przeraziłam się, ale powiedziałam sobie ''wiesz co to jest i teraz możesz zacząć z tym walczyć'' i tak zrobiłam!!

Przepisane tabletki wywołały u mnie zapaść, gdy byłam sama w obcym mieszkaniu. Sekundy dzieliły mnie od pożegnania się z tym światem, ale nie wiem jakim cudem sturlałam się na kolana i starałam się wstać na równe nogi. Udało się!! bo walczyłam o życie... swoje życie!! Wyszłam z tego, ale przez jakiś czas musiałam spać z kimś z rodziny, ponieważ nawet ''śpiąc'', budził mnie silny atak lęku, który dusił mnie i nie potrafiłam złapać oddechu. Lekarze powiedzieli, że może zdarzyć się dzień, w którym się nie obudzę. Straszne uczucie! I moja bezradność... Chciałam walczyć. Po każdej nocce, gdy udało mi się dotrwać do rana, byłam z siebie dumna. Mówiłam sobie ''jestem jak bokser walczący na ringu, dostane w pysk, upadnę na deski, ale podnoszę się i walczę dalej!!'' i tak robiłam. Zaczęłam jeszcze bardziej doceniać wszystko dookoła mnie, cały świat, naturę, ludzi.... Tak strasznie pragnęłam się tym wszystkim napajać, jakby to wszystko miało jakiś limit. I nadal tak jest.

Obecnie moja depresja nie jest silna, śmię nawet napisać, że chyba udało mi się ją pokonać!!... może tylko uśpić :smile:

Jednak nadal mam przy sobie wierną koleżankę nerwicę i problemy z utrzymaniem równowagi i chodzeniem na wprost, by nie obijać się o wszystko dookoła, ale tak podobno będę miała jeszcze długi czas, dopóki moja duszyczka nie znudzi się tą zabawą :lol:

Lekarz przepisał tabletki na vertigo- zawroty głowy, a ja przepisałam sobie walkę o siebie i moje życie, bo przecież jest tyle ważnych momentów w życiu dla których warto żyć!!!!!! Tyle pięknych chwil przed nami... za oknem słońce!! Ono budzi uśmiech, a ja codziennie budzę się z nadzieją, że jestem silniejsza, bo wiele udało mi się przetrwać. Z nadzieją patrze przed siebie, bo tam jest moje szczęście, bo gdzieś tam jest mój azyl....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maza to co piszesz jest poprostu piękne. Takie posty zapierają dech w piersiach ;) Wiele z Twoich slów bd sobie przypominać po drodze(do celu wiadomo hehe)

a ja przepisałam sobie walkę o siebie i moje życie, bo przecież jest tyle ważnych momentów w życiu dla których warto żyć!!!!!!

To najlepsze co moglaś zrobić ;)

Tyle pięknych chwil przed nami... za oknem słońce!! Ono budzi uśmiech, a ja codziennie budzę się z nadzieją, że jestem silniejsza, bo wiele udało mi się przetrwać. Z nadzieją patrze przed siebie, bo tam jest moje szczęście, bo gdzieś tam jest mój azyl....
Tak jest, napewno jest taki azyl który na Ciebie czeka czeka aż do niego dotrzesz. Na każdego znas Tylko trzeba wierzyć ;) I iść w stronę marzeń.

Maza pozdrawiam gorąco :smile:

 

Ja ostatnio się ostro na siebie wkurzylam, bo zamiast iść do celu zachowywalam się dokladnie nie tak jak trzeba. Niby szlam do niego ale ciągle uciekalam gdzieś... Ciągle dopuszczalam się slabości. Teraz wiem, że to byl cholerny bląd. Teraz nie dam się wyprowadzić z równowagi i tracić czasu na rzeczy nieistotne lub sprawy mniej istotne. Wiem co dla mnie najważniejsze i do tego idę, to realizuję tego się trzymam. I bd silna juz teraz nie dam sie zwieśc z drogi. Za dlugo to robilam za malo czasu mam poprostu muszę robić swoje;) I będę tyle razy zaciskać zęby i sie przebijać pokonywać przeszkody ile bd trzeba bo wiem że moje marzenia są tego warte. I wiem że dam radę jak wytrwam. Pozdrowionka dla wszystkich :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Ashley!!!

Ciesze się, że przelałam trochę pozytywnej energii w moim poście. Pomimo tego, że zawiera on straszne chwile w moim życiu, to zawsze są dwie strony medalu i odwracając tą szarą i straszną, zobaczymy piękną i taką o którą warto walczyć:)

Wystarczy nie poddawać się!! Być dumnym z małych osiągnięć i cieszyć się, że nastał nowy dzień, który tylko czeka byśmy go pozytywnie i dobrze rozgospodarowali i zakończyli choćby małym sukcesem:)

Dziś śmiałam się i śpiewałam, bo warto pozytywnie witać dzień. Nawet udało mi się wywołać uśmiech u innych co w ogóle jest już maksymalnie cudownym widokiem i uczuciem:)

Wierze, że znajdziesz siłę, by pokonać swoje przeszkody i dumnie dotrzesz do swojego celu po drodze spełniając swoje marzenia...

Gorąco Cię pozdrawiam i życzę miłych dni!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja już mam dosyć :(

 

Już zdecydowałam . Z dwóch możliwych rozwiązań : życie/śmierc wybrałam ŻYCIE a nie dryf pomiędzy, czyli zamknięcie w tym innym depresyjnym świecie...

Nadana przez siebie ,,terapia zajęciowa" , ruch... Wszystko w sumie niemal na siłę no ale jednak...

Kolejne próby usystematyzowania sobie przyczyn i wreszcie zrozumienie jednego : ze musze dojrzec ,,na nowo" i skorzystac z tgo że MAM MOŻLIWOŚĆ DO DECYZJI! że moje pochodzenie, geny nie MOGĄ mnie przekreślić...

Że moja wartość siedzi we mnie a nie w opiniach innych, w których zawsze doszukiwałam się krytyki nawet jak jej nie było... ech..

Odrzucałam już te swoje paranoidalne myśli.

Codziennie starałam się patrzeć znów coraz trzeźwiej

I z kazdym dniem było lepiej

Ale czemu cyklicznie powtarza się ta historia? Jest coraz lepiej, zaczynam czyć ze świat jest piekny subiektywnie ( bo obiektywnie to nawet kiedy siedze poza rzeczywistoścą w mękach :/ mówie ,,taaak, życie jest piekne < bez ironii :)> " ) już staje, czyje że mam siłę na to by naprawić te błędy które popełniłam przez to cholerne załamanie... czuję że świadomosć przyczyn stawia mnie na nogi.. czuje że TO JUŻ, że już wygrałam, żę już jest w porządku a nastepnego dnia potrafie mieć... nie wiem jak to nazwać ? wahanie nastrojów? Teraz znowu nie moge znaleźć motywacji do niczego... i tak co jakiś czas. Kiedyś tak ,,nagle" po takim 2 tygodniowym powrocie już do ,,normalnosci" miałam paraliż w nocy... tzn śniły mi się demony przyssywające się do mnie , budziłam się 3 razy...sparaliżowana o.o . nastepnego dnia plakalam w szkole, nawet oświetlona sala wydawala mi sie mroczna. Teraz znów... ja na prawdę usmiecham się ciągle, znów robię się czynna, może nie tak jak dawniej, ale zaczęłam znów biegać etc... a tu nagle dzieć kiedy wraca do mnie świadomość tej...samotnosci pośród świata...

i jeszcze te zaburzenia odzywiania... :/

Nie wiem. chyba to najwyższy czas żeby pójść do tego psychologa...

 

Eh. chodzi mi o to że motywacja motywacją ( bo były poruszane tematy CHĘCI wyzdrowienia ) ... a bałagan nie jest do posprzątania w pojedynkę chyba... o ile jest na tyle duży że podnosząc smieni nanosi się ich jeszcze więcej... Myslenie chyba nie wystarczy po prostu.

 

 

P.S nie chciałam się wyżalać, tak jakoś wyszło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×