Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak pogodzić się z samotnością?


Rekomendowane odpowiedzi

Mt.19.12

Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!»

 

-- 13 paź 2013, 00:49 --

 

O kogo może chodzić?

1 grupa - ludzie chorzy umysłowo, niepełnosprawni, niewidomi, homoseksualiści??

2 grupa - chorzy psychicznie, po wypadkach-urazach, homoseksualiści???

3 grupa - duchowni, ludzie zaangażowani w bezpośrednią pomoc drugiemu człowiekowi???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaję mi się, że bycie z kobietą czy nawet utworzenie rodziny może nadać większy sens życiu. "Ja nie moge narzekać, musze isc na 7 do pracy, musze rodzine utrzymac, szef na mnie liczy, nie moge skonczyc ze soba".W samotności łatwiej będzie wpadać w stany depresyjne. Po za tym cała prokreacja z kobieta, utworzenie wspólnej więzi. Zreszta kobieta tez tego potrzebuje, rozładowania emocji i również hormonów mężczyzny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja raczej pisałem o sobie :D , że nie mam co wiecej pisać bo to może być przemądrzałe. Wiem jaka jest sytuacja ludzi na tym forum w tym także i moja. Ja z mojej strony chcialbym stworzyc zwiazek.

 

-- 14 paź 2013, 12:33 --

 

chociaż widzę dużo obiektywnych trudności

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres,

 

Sytuacja, w której zakochałbym się w jakiejś dziewczynie, która nie podnieca mnie seksualnie

 

a tam mozna?

 

Tak.

 

A co do reszty to nie ma plusów samotności jako takich. Bo to co się wymienia jako najczęstsze plusy to tylko przewaga samotności nad złym związkiem. Na przykład niezależność - można być niezależnym od nikogo będąc w zdrowym związku, w którym partnerzy tak ustalają kompromisy, że nie ogranicza to niczyjej wolności. Jak ktoś cierpi na samotność to związek nie rozwiąże jego problemu jeśli przyczyną jest np niska samoocena. Ktoś wejdzie z niską samooceną w związek i dalej będzie miał niską samoocenę. Nie będzie mógł uwierzyć, że druga osoba go kocha, nie wiadomo czy będzie w stanie kochać drugą osobę bo ta osoba może się stać narzędziem w związku do tego żeby czuć, że jest się akceptowanym itd.

 

W związek powinno się wchodzić z wysoką samooceną, bez depresji itd.

 

Ale pytanie po co w ogóle związek i pragnienie miłości? Biologicznie jesteśmy zaprogramowani tak żeby samiec zapładniał samice i nie jest powiedziane nigdzie, że każdy ma być przypisany do jakiejś jednej osoby. Wręcz przeciwnie rolą biologiczną jest zapłodnienie jak największej ilości kobiet. I gdybym kierował się tylko potrzebą biologiczną to nie mialbym żadnego problemu bo z tego punktu widzenia nie zależy mi na tym żeby ta kobieta mnie kochała, rozwijała się itd - ma być jedynie materiałem genetycznym dla dziecka. Z tego punktu widzenia jakim jest ewolucja moje upodobania są prawidłowe bo taka grubsza kobieta lepiej zniesie ciążę, a jej zdrowie, rozwój i samoocena są w tym nieważne. Tylko, że z jakiegoś powodu ludzie szukają miłości i tego pragnienia muszę się jakoś pozbyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak już ktoś mówił, wszystko ma plusy i minusy, zależy które z nich dla Ciebie mają większą wagę..

 

W niektórych momentach samotność tak dokucza niektórym, ze pewnie jeden plus byłby w stanie obalić większość minusów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam pewne zaburzenia psychiczne lękowe. No i niestety choroba tak jak myślę podszywa sie pod moją osobowość, pewność siebie. Ostatnio dziewczyna mi powiedziała, że "jesteś niezdecydowany, nie wiesz czego od życia chcesz, że to jest takie niemęskie". nie spotykamy się już. Czy osoby z zaburzeniami psychicznymi nie mają prawa do szczęścia? ja w dalszym ciągu jestem otwarty na nowe znajomości nawet na tym forum. Czy lepiej na jakiś czas pozostać samotnym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie szukaj winy w sobie, ale w niej.

Nadzieję miej, że spotkasz taką, która nie będzie zarzucać Ci powyższego.

Tłumacz sobie to tak, że ona nie była warta Twojej uwagi nawet,

a gdyby kochała Cię, akceptowałaby to, starając Ci się nawet pomóc.

Kiedy się kocha, wiele wad partnera traktujemy jak zalety.

 

Z osobą chorą wcale nie jest łatwo żyć, a jeszcze trudniej jest ją pokochać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotnosc to stan ducha.

Tez ostatnimi czasy odczuwam wyobcowanie coraz czesciej. Kiedys mialam wiecej nadziei - no, moze mniej doswiadczenia zyciowego, samoswiadomosci i swiadomosci sytuacji w jakiej sie znajduje. Teraz mam pelna swiadomosc na czym stoje i - mimo iz akceptuje swoja sytuacje (akceptuje = nie walcze, zreszta nie mialoby to sensu) - czasami czuje to wrecz bolesnie.

Radze sobie bardzo dobrze ze wszystkim. Technicznie. Wiem, ze jestem sama i wiem, ze pewne rzeczy musza byc zrobione - takie jest zycie. Pewne odpowiedzialnosci wypelnione.

Wyszlam ponad 2 lata temu z toksycznego, wyniszczajacego, przemocowego zwiazku.

Od tamtej pory jestem sama, unikam ludzi. Tzn jak jest okazja do kontaktu to potrafie sie komunikowac ale towarzysko sie nie udzielam.

Chcialabym jakos wejsc z powrotem w jakies zycie towarzyskie, gdzies bywac - ale jakos nie mam do tego energii i przekonania. Nie sadze, bym sie bala. Kiedys prowadzilam bardzo ozywione zycie towarzyskie, znalam mnostwo ludzi - ale to bylo bardzo powierzchowne.

Zdalam sobie sprawe, ze mam spory problem z zaufaniem, otwarciem sie. I to odkad pamietam. Wiem, ze zrodlo jest w moim dziecinstwie i domu rodzinnym.

Ale to nie powinno juz wplywac na moje zycie.

Brakuje mi zyczliwej duszy, kogos z kim moglabym pogadac o wszystkim - niekoniecznie partnera zyciowego. Kogos, kto pomoglby mi nauczyc sie ufac. Czasami to, co wiem, co przezylam - uwiera mnie, uciska...

Mialam przed laty takiego bliskiego czlowieka - i dzieki niemu wiele dostrzeglam.To byl ktos, kto sluchal tego, co mowie. Kto mnie obserwowal, poznawal i nie dawal sie zwiesc pozorom. I zamiast leku czulam sie coraz bezpieczniej. Ale nasza wspolna podroz byla zbyt krotka... Potem powrot do dobrze znanej rzeczywistosci i ludzi ktorzy widzieli we mnie to, co chcieli widziec. A ja nie znalam innej rzeczywistosci.

Kiedy chcialabym pogadac o swojej watrobie to w myslach slysze: nie zawracaj glowy swoimi sprawami, ludzie maja inne problemy, nikogo to nie obchodzi, jak sobie nie umiesz radzic to sie do tego nie przyznawaj albo naucz sie radzic sobie bez pomocy. Prosba o pomoc to zabieranie innym czasu. Wykorzystywanie.

Bylo juz ze mna lepiej to przytrafil mi sie ow zwiazek - wzmocnil traumy z dziecinstwa.

Dzisiaj akurat mam troche gorszy dzien, psychicznie. Fizycznie mialam sporo roboty wiec jakos zlecialo.

Z natury jestem optymistycznie nastawiona do zycia ale cos mi sie wydaje, ze ten optymizm to "jazda na oparach". Nie mam skad czerpac energii emocjonalnej. Od dobrych kilku lat nikogo nie przytulalam. Dotyku tez mi brakuje, takiego zwyklego, ludzkiego, bez podtekstow. Ze o reszcie nie wspomne. I o "dobrym slowie", jakims cieplym gescie, prezentu nie dostalam tez kilka dobrych lat. Za to sama robie sobie super prezenty - to, co naprawde chce. Oszczedzam jakis czas i potem sobie kupuje. Nigdy nie liczylam na to (nie marzylam nawet) ze ktos kupi mi to o czym marze - zreszta malo kogo to obchodzilo. Malo kto mnie znal na tyle by wiedziec, czego chce. O czym marze. A jesli wiedzial to bylo czesto skwitowane: a ty masz takie glupie marzenia, zachciewa ci sie tego czy tamtego. Przestalam wiec o tym mowic i tak sie oduczylam mowic o sobie, o tym co naprawde czuje i mysle.

Chcialabym sie pozbierac do kupy ale mi sie nie chce.

Mam mnostwo hobby wiec sie nimi zajmuje.

Opiekuje sie osoba niepelnosprawna. Nie mam zadnej pomocy - chyba ze ze strony instytucji a to juz sa koszty. Tak wiec z czasem wolnym u mnie krucho.

Mam kilku bliskich przyjaciol ale sa daleko, widujemy sie rzadko. Jak do nich dzwonie to jest tyle tematow ze zale gdzies sie rozplywaja albo nie mam checi o tym mowic...

Od kilkunastu lat nie nawiazalam bliskich przyjazni. Nie jest to latwe. Owszem, mam znajomych ale jakis dystans jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×