Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak pogodzić się z samotnością?


Rekomendowane odpowiedzi

Nie, nie, nie! Kiedyś się zakochałem, miałem wtedy chya 13 lat i nie myślałem w ogóle o związku itd. Zakochanie to egoistyczny stan, ja piszę o miłości...

 

Uchronienia się przed możliwością odrzucenia w ogóle nie potrzebuję. Rany, jeśli nie ta to inna i nie wykluczam luźnego związku tylko na seks bez miłości - to jest całkiem możliwe ale nie o to mi chodzi. Szczerze mówiąc to ja nawet trochę nie rozumiem lęku przed odrzuceniem bo niby co się może najgorszego stać gdybym został odrzucony? W najgorszym wypadku zostanę w takim samym stanie jak obecnie, a gdybym nie spróbował to sam bym się skazal na samotność. Takie działania są sprzeczne z moim charakterem wojownika, który podejmuje wyzwania i raczej nie zważa na opinie innych o mnie. Własną samoocenę mam wysoką. Czynnik tutaj tkwi na zewnątrz, a konkretnie jest nim gust czyli niby wewnątrz ale nie do ruszenia. Dlatego chcę pogodzić się z samotnością, a nie rozkminiać ten problem na inne sposoby. Dlatego nie chciałem pisać o tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres,

Dlatego chcę pogodzić się z samotnością,

Ciekawe ... fachowcy powiedzieli Ci ,że nie można pogodzić się z samotnością . Przyjmij to do wiadomości .

A może wiesz lepiej ,tzn masz gruntowną wiedzę z tego zakresu popartą np. publikacjami naukowymi i nie zgadzasz się z takim podejściem do kwestii samotności ?

W jednym i w drugim przypadku Twój temat wątku jest chyba lekko nie trafiony ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to myślę, że można zamknąć temat, skoro nie da się pogodzić z samotnością i mówią to wszyscy to widocznie tak jest (chociaż często jest tak, że wszyscy się mylą). Ale nie ma co pisać na ten temat jeśli nie ma tutaj osoby, która chce być sama i nie wynika to z negatywnych doświadczeń ze związkami lub tego, że ktoś tak sobie usprawiedliwia to, że nie może nikogo znaleźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, ja piszę o miłości... Czynnik tutaj tkwi na zewnątrz, a konkretnie jest nim gust czyli niby wewnątrz ale nie do ruszenia.

 

 

 

to może pisz w krótkich żołnierskich słowach ;)

 

-- 21 wrz 2013, 21:37 --

 

Tu bym polemizował.... %21laugh.gif%21laugh.gif

Sorki , ale Ty się nie liczysz , Ty kochasz chomiki hahaha

 

-- 22 wrz 2013, 08:22 --

 

Powietrzny Kowal napisał(a):

Tu bym polemizował.... Obrazek Obrazek

 

Sorki , ale Ty się nie liczysz , Ty kochasz chomiki hahaha

 

 

Znaczy się " Twojego zdania nie możemy wziąć pod uwagę , z uwagi na powyższe " ;)

 

-- 22 wrz 2013, 08:33 --

 

... a jak wszyscy dobrze wiemy ,nawet najbardziej rozbudowany chomik jest za słaby ,by piwo przynieść ,a co dopiero góry przenosić , znaczy odwzajemnić się nie potrafi i z tym stanem rzeczy trzeba się pogodzić . Co najwyżej dołek podkopać może ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

elo, socorro, to możecie wytłumaczyć o co chodzi? :) Jak miłość może mieć wpływ na gust skoro najpierw dziewczyna musi mi się spodobać żebym mógł się w niej zakochać. Jak mi się nie spodoba to na jakiej podstawie się zakocham, a potem się gust zmieni? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres,

Jak mi się nie spodoba to na jakiej podstawie się zakocham, a potem się gust zmieni? :)

przytoczyłabym dobre powiedzenie mojej znajomej, które idealnie by tu pasowało..ale, ale mimo wszystko się powstrzymam :mrgreen:

w każdym bądź razie- mechanizmy tego o czym pisałam mogą być różne, możesz ją traktować jak koleżankę (bo Ci się nie podoba fizycznie), a potem po prostu się zakochasz, bo wygląd zejdzie na dalszy plan. różnie to może być ;)

 

Powietrzny Kowal,

Ale tylko jak jest extremalnie zimno! Obrazek Obrazek

w innych warunkach kochasz:

swinka.gif

tak? 0dance3.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

socorro, to już jest całkowicie niemożliwe i dla mnie to abstrakcja. Skoro mi się nie podoba i traktuję ją jako koleżankę to oczywiste, że się nie zakocham. Musiałaby mi się wcześniej podobać tylko to bycie koleżanką odsuwałoby myśli o tym i w takich sytuacjach bardzo rzadko ale może wystąpić zakochanie. Ale jeśli mi sie nie podoba to nie ma takiej możliwości. Po pierwsze dlatego, że tutaj potrzebny jest jednak bodziec seksualny bo w przeciwnym przypadku ktoś kto nie jest gejem mógłby zakochać się w koledze co brzmi absurdalnie. Po drugie wygląd za bardzo jest dla mnie ważny, może z powodu wysokiej samooceny. Nie zależy mi na związku tylko na miłości, nie zależy mi na jakiejkolwiek miłości tylko miłości z dziewczyną, która mi się będzie podobać i to bardzo a nie tylko trochę. To tak jakbym chciał mieć ferrari albo lamborghini ale nie zależałoby mi wcale na tym żeby w ogóle mieć samochód. Dlatego temat chyba można już skończyć bo nikt nic więcej nie wymyśli. Nie da się pogodzić z samotnością to będę żył niepogodzony z nią. Trudno, na szczęście bywają chwile kiedy się o tym nie myśli a samo życie nie trwa wiecznie. A może na starość mi przejdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem taką nieciekawą zależność, że można na chwilę wytłumić w sobie niepogodzenie się z samotnością ale w tym celu trzeba wytłumić całą empatię. Wraca empatia i wraca pragnienie miłości. Nie chcę zamieniać się w zimnego skurwysyna. Może na to chociaż istnieje jakiś sposób?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy sądzicie, że niektórzy ludzie, tak po prostu, są stworzeni/przeznaczeni do samotności? Pomijam kwestie Waszej wiary, ktoś może to nazwać przeznaczeniem, karmą itp. W końcu sami kreujemy swoje życie. Dlaczego więc niektórzy są całe życie samotni, mimo, że szukają miłości.

Wiem, że trochę chaotycznie piszę. Po prostu wydaje mi się, że coś ze mną nie tak i do końca życia będę sama. A samotności boję się tak jak ognia. Mam taką wizję, że nawet jak mnie ktoś pokocha kiedyś to ja go odtrącę. Ze strachu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajnie nie każdemu się uda trafić na drugą połówkę z wielu powodów. Nie jest to żadne przeznaczenie chyba, że mówimy o takich rzadkich przypadkach jak mój ale z wiarą/karmą nie ma to nic wspólnego, to raczej obdarzenie przez naturę złymi upodobaniami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajnie nie każdemu się uda trafić na drugą połówkę z wielu powodów. Nie jest to żadne przeznaczenie chyba, że mówimy o takich rzadkich przypadkach jak mój ale z wiarą/karmą nie ma to nic wspólnego, to raczej obdarzenie przez naturę złymi upodobaniami.

Pewnie masz dużo racji. Sami jesteśmy sobie winni. Ja wszystko psuję po pewnym czasie. Nawet przyjaciółki nie mam. Widocznie się nie nadaję do życia z ludźmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajnie nie każdemu się uda trafić na drugą połówkę z wielu powodów. Nie jest to żadne przeznaczenie chyba, że mówimy o takich rzadkich przypadkach jak mój ale z wiarą/karmą nie ma to nic wspólnego, to raczej obdarzenie przez naturę złymi upodobaniami.

Pewnie masz dużo racji. Sami jesteśmy sobie winni. Ja wszystko psuję po pewnym czasie. Nawet przyjaciółki nie mam. Widocznie się nie nadaję do życia z ludźmi.

 

Nie zawsze to nasza wina, nie przesadzajmy. Czasami po prostu nie trafimy na tego, kto wzbudzi w nas gorące uczucia, albo spotkamy, a ten ktoś ich nie odwzajemni, a my zmarnujemy lata cierpiąc z tego powodu, nie zauważając, że może akurat w owym międzyczasie nadarzyć się może inna okazja. Uczucia nie są sprawiedliwe. Do tego dochodzi jeszcze szereg innych problemów z psychiką i prawdopodobieństwo się zmniejsza.

A brak kompatybilności w ogóle z innymi ludźmi? Po pewnym czasie chyba już nie wiadomo nawet, co robić, żeby nie odstraszać innych. I jak odzwyczaić się od własnej samotności. Gdybym była w związku, to pewnie dałabym nieźle popalić drugiej osobie albo wykończyłabym się sama psychicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A brak kompatybilności w ogóle z innymi ludźmi? Po pewnym czasie chyba już nie wiadomo nawet, co robić, żeby nie odstraszać innych. I jak odzwyczaić się od własnej samotności. Gdybym była w związku, to pewnie dałabym nieźle popalić drugiej osobie albo wykończyłabym się sama psychicznie.

 

Mam ten sam problem, o dziwo, lecz u mnie wynika to z lęku a jednocześnie chęci posiadania bliższej osoby niż kolega/koleżanka. Do samotności nie da się przyzwyczaić, tyle lat starałem się o to, bezskutecznie. Ale da się zapomnieć o niej choć na chwilę! Trzeba zająć całkowicie swój wolny czas i dosłownie przestać myśleć, nie mieć na to czasu. Teraz jest już lepiej ale dalej tak robię, bo zanim kogokolwiek poznam (nie wychodzę z domu częściej niż raz w miesiącu, nie licząc pracy a na ogłoszenia w internecie nikt nie odpowiada) to bym prędzej deprechy dostał z powrotem albo i gorzej :/ Chwilowo innego wyjścia nie mam, w dodatku ani ze mnie mówca, ani jakoś ultra-rozmowny nie jestem, nie byłem i nie będę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lęk przed bliskością, a równocześnie pragnienie bliższej relacji z kimś innym to chyba dość częsty przypadek. Wieczne rozerwanie i wysyłanie sprzecznych impulsów (jeśli ma się do kogo) męczy. Chciałabym coś zrobić (i robiłam) w kierunku poznawania nowych ludzi tylko po to, żeby później podświadomie sabotować własne plany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy sądzicie, że niektórzy ludzie, tak po prostu, są stworzeni/przeznaczeni do samotności? Pomijam kwestie Waszej wiary, ktoś może to nazwać przeznaczeniem, karmą itp. W końcu sami kreujemy swoje życie. Dlaczego więc niektórzy są całe życie samotni, mimo, że szukają miłości.

Wiem, że trochę chaotycznie piszę. Po prostu wydaje mi się, że coś ze mną nie tak i do końca życia będę sama. A samotności boję się tak jak ognia. Mam taką wizję, że nawet jak mnie ktoś pokocha kiedyś to ja go odtrącę. Ze strachu.

Być może coś takiego jest,lecz szczególnie jakoś w to nie wierzę.

 

W moim przypadku to raczej po prostu nikt nie będzie chciał być z defetystą,nieudacznikiem i pasywną personą która niewiele z tym robi,możliwe że mizantropem za ileś lat.

Prawdopodobnie za mało lat na liczniku by nadzieja która jest złudzeniem zdechnie,mimo że tak by było prościej niźli w kółko się okłamywać i mieć jakieś tam szczątkowe nadzieje,może potem czas będzie bardziej łaskawy...

No i hello,co to za schemat we łbie że się jakąś tam część szczęścia w życiu uzależnia od tego czy się z kimś będzie :roll:

Nie wiem,wygląda to na jeden wielki jęk i raczej wolałbym trzymać paszcze na kłódkę,niestety jestem tylko nędznym człowiekiem :<.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też zastanawiam się nad przyszłością, obecnie biorę leki i nie wiem jak za kilka lat bede funkcjonowal na lekach lub po ich odstawieniu. Jestem w pewnym sensie osobą chwiejną emocjonalnie, troche niedojrzałą i niezdecydowaną, a więc też jest pytanie czy poradziłbym sobie w roli ojca, męża. Myślę, że decyzja żeby pozostać samotnym może oznaczać pewne wycofanie, bierność, brak odwagi albo racjonalne myślenie. W tej chwili jestem sam .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co widzę to każdy kto ma problem z pogodzeniem się z samotnością widzi problem w sobie czyli "nikt mnie nie pokocha", "jestem za brzydki/głupi/nieśmiały itd żeby ktoś mnie pokochał", "nie potrafię rozmawiać z ludźmi więc nikogo nie poznam" itd. Z takim czymś prawie zawsze da się coś zrobić więc Wy nie musicie się godzić z samotnością tylko możecie spróbować się zmienić (pewnie to robicie więc jednak nadzieja jakaś jest w głębi). U mnie ten problem wygląda inaczej bo nie ma nawet cienia nadziei, że mógłbym być z kimś bo ja nie mam problemów z własną atrakcyjnością tylko ze złym gustem więc w grę wchodzi to, że na 100% jestem skazany na samotność (pozostali mogą mówić o mniejszych procentach bo zawsze jest jakieś pole manewru do zmiany, choćby małe).

 

Skoro jestem na to skazany to przyjrzyjmy się czym jest samotność bo może nie jest ona taka zła?

 

"Samotność jest zła" to już jest pewne zdanie, które trzeba podeprzeć jakąś tezą. I jeśli napiszę wszystko co mi teraz przyjdzie do głowy to będą to tylko moje subiektywne odczucia wynikające właśnie z przekonania, że samotność jest zła. A może nie jest zła ani dobra tylko po prostu... "Samotność jest"? Co jest przeciwieństwem samotności i dlaczego jest takie dobre? Z puntu widzenia biologii i ewolucji chyba nie ma czegoś takiego, że człowiek musi się z kimś wiązać. Jest tylko potrzeba prokreacji i dopiero w tym celu człowiek stworzył związki kobiety i mężczyzny żeby wychowywali oni te dzieci we dwójkę. Po to powstało małżeństwo żeby zapewnić dzieciom opiekę. Więc jest to wszystko sztuczny wymysł kultury. Jak więc może nie dać się z tym pogodzić? Teraz zastanawiam się jak dałem się na to wkręcić. MUSI SIĘ DAĆ pogodzić z samotnością bo samotność jest naszym naturalnym stanem biologicznym. Człowiek żyje w stadach ale związki kobiet i mężczyzn są mu potrzebne tylko od strony seksualnej, a potrzeby związków i miłości to potrzeby społeczne. Teraz tylko pytanie za 100 pkt jak pozbyć się z głowy wzorca, który jest wkładany z pokolenia na pokolenie do głowy każdego człowieka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się dzisiaj podłamałam jakoś. Myślałam o tym, że w sumie mogłabym już kogoś mieć. Więc dlaczego nie mam? Czy to za duże wymagania? Owszem wymagam dużo, bo spojrzę na człowieka i już wiem czy pasuje czy nie. Zawsze od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że coś jest lub że nic nie ma i nie będzie. Rysy twarzy, emanująca energia. Ch.. wie co jeszcze. Tak po prostu mam.

Wszyscy w koło się pożenili i powychodzili za mąż. Nie wiem czy aż tak panicznie boję się tego związku, czy po prostu mam pecha. Chciałabym wiedzieć na pewno, że chcę męża, rodzinę. I z takim przekonaniem czekać aż się pojawi. Ale zbyt się boję. Najgorsze są spełnione marzenia. Boję się rozczarowania, że życie mi niby da to, czego chciałam a potem się okaże, że jest mi źle. Nie wiem czego chcę, nie potrafię określić jaki dokładnie miałby być ten mąż, oprócz tego żeby do mnie pasował.

Niedługo rodzina zacznie na mnie patrzeć jak na stara pannę z kotem. Znajomi to samo. Nie chce mi się walczyć z tym, a ciężko mi będzie znieść ich politowanie. Ostatnio mi koleżanka powiedziała, że jest żoną od paru miesięcy i ludzie ją poważniej traktują, ma inne miejsce w społeczeństwie. Chyba za wcześnie mówić, że zmarnowałam sobie życie. Choć tak na prawdę nie widzę w tym swojej winy, po prostu nie trafiłam na odpowiedniego człowieka. A takie maszkary znajdują swoje połówki, że aż przykro się robi.

Jak myślę o tym, że miałabym poznać kogoś fajnego, to w głowie układa mi się milion trudności i "ale". Chciałabym zostać odnaleziona. Żeby ktoś mnie przekonał, upewnił, uspokoił i bezboleśnie wszedł ze mną w związek, tak żebym nawet nie zauważyła i nie miała szansy uciec ze strachu.

Ale z moim spaczonym gustem to będzie ciężko. Weganin mający w sobie coś z Kliczki. Taaaa.. podobno cuda się zdarzają.

I powiecie pewnie, czemu nie mogę wybrać jakiegoś Mietka z pracy? Ano później bym sobie całe życie wyrzucała, że mogłam poczekać jeszcze pół roku na tego właściwego. Mam koleżanki, które powychodziły za mąż bo się okazja trafiła. I to ma być szczęście?

O boże, można nawet założyć, że nie trudno kogoś znaleźć. Ale cholernie trudno, co nawet graniczy z cudem, znaleźć tego jedynego, właściwego, tego z blaskiem w oczach, którego się kocha pomimo wad.

A druga sprawa, jak się z kimś związać po kilku latach bycia samemu? Pewne przyzwyczajenia zostają. Ja się nawet takimi pierdołami przejmuję np jak wytrzymam z kimś w domu cały czas, skoro parę ładnych lat byłam sama ze sobą i nie było mi z tym aż tak źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres mam dla ciebie rade :) przeczytalam tylko posty na pierwszej stronie ale juz mam mala propozycje (mozliwe ze ktos o tym tu wspominal) Sprobuj znalezc ta dziewczyne ktora ci sie podoba (jak taka spotkasz to sprobuj nawiazac z nia rozmowe nawet jesli to bedzie na ulicy) i kiedy sie w niej powiedzmy zakochasz to mysle ze wyglad juz nie bedzie tak znaczacy dla ciebie i bedziesz chcial dla niej jak najlepiej a przypuszczam ze nawet bedziesz sie cieszyl z tego ze o siebie dba itd a podobac ci sie bedzie dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×