Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

zima, heeej, sroga zimo. nie martw sie. mam dla Ciebie rade:

Musisz popracować nad pewnością siebie i uwierzyć w to, że jesteś wartościowym gościem. Takie objawy świadczą o Twojej niskiej samoocenie. Budowanie pewności siebie jest czaso i trudo-chłonne, ale trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że Ci się uda. 

Powodzenia!

 

......

 

;)

 

Masz lepszą radę to się podziel, chętnie poczytam, może się czegoś dowiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w przypadku dzieci i nastolatek boję się przede wszystkim, że będą się ze mnie naśmiewać, a w przypadku nastolatków dodatkowo, że mi coś zrobią.

Też się boję :D Raz nawet jedno dziecko szło przede mną z ojcem, zerkało w moją stronę, żeby w końcu z impetem przystanąć i krzyknąć "ty stara babo!" 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milady, skąd ja to znam... strach przed tablica. Tyle dobrze, że zajęcia się prowadzone w grupach, jakoś wtedy łatwiej jest. Wg mnie nie ma nic gorszego jak wykład (NIEOBOWIĄZKOWY), na którym w pewnej chwili wykładowca zadaje pytanie akurat mi, do tego na sali ponad 100 osób. Jeszcze pół biedy jak zada pytanie trudne, bo wiele ludzi nie zna odpowiedzi. Kiedy zada banalne pytanie to czlowiek boi sie odezwać czy na pewno dobrze myśli... przecież to za proste.

 

 

Apropos rad... Ostatnio słyszałam jedną: Myśl pozytywnie i weź się w garść !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kamilwin, nie no, rady super. tylko, ze to truzim. ;) masz gdzies tu opis swojego przypadku? :mrgreen:

 

No niestety to truizm. Wiem. Ale to też prawda, bo truizmy skądś się biorą i zazwyczaj przedstawiają w najprostszy możliwy sposób jakieś życiowe prawdy, rozwiązania problemów.

 

Jeśli chcesz poznać mój przypadek, to mogę zacytować wstęp z mojego poradnika, w którym opisałem w skrócie swoją nerwicową historię. Wątpię, żeby komuś chciało się to czytać, ale zapytałeś, to wrzucam ;)

 

"To była niedziela. Siedziałem sobie w pidżamie na pufie przed

komputerem, coś tam ogarniałem. Byłem na mocnym, dwudniowym

kacu. W piątek balowałem w klubie , a w sobotę w pubie. Jak

wstałem, to mamy w domu nie było. Byłem głodny, więc zrobiłem

sobie pizzę. Podczas jedzenia zauważyłem, że mi się trzęsą ręce. Nie

czułem się z tym komfortowo, ale głód był silniejszy ;) Nagle

usłyszałem dźwięk dzwonka od domofonu – mama wracała. Serce

zaczęło mi walić jak szalone, zacząłem się cały trząść, nogi jak z

waty, duszno mi się zrobiło, coś mnie w gardle zaczęło ściskać. Nie

wiedziałem co się dzieje. Uciekłem do łazienki – usiadłem na desce

klozetowej i tak siedziałem. Nogi mi się trzęsły jak cholera, serce

waliło jak opętane. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale to był mój

pierwszy odnotowany atak paniki…

 

…Siedziałem na tym klopie i czekałem, aż napad przejdzie. Po

paru minutach uspokoiłem się na tyle, że mogłem wyjść z łazienki.

Chociaż szczerze mówiąc byłem bardzo daleki od spokoju. Cicho się

przywitałem z mamą i poszedłem do pokoju dokończyć pizzę. Ręce

nadal mi się trzęsły. Tak, jak już napisałem wcześniej, to był mój

pierwszy, odnotowany atak paniki. To było chyba ze 2-3 lata temu.

Od tego czasu miałem je coraz częściej. Na początku miewałem je na

mocnych kacach – później nawet na delikatnych. Potem zacząłem

mieć je nawet w dwa dni po tym, jak wypiłem 2-3 piwa z kolegami.

Wiedziałem, że zaczyna się robić nieciekawie. Myślałem, że to wina

alkoholu, więc zrobiłem sobie miesiąc bezalkoholowy. Czułem się

lepiej, ale nadal się obawiałem, że mój problem gdzieś tam ciągle

siedzi. I rzeczywiście siedział – zaczęło mnie łapać mimo odstawienia

alkoholu. Czego się bałem? Wszystkiego. Na początku największy

problem dla mnie stanowiły trzęsące się ręce. Cokolwiek robiłem,

badałem czy mi się trzęsą, czy nie. Jak myłem zęby, jak wsypywałem

sobie łyżeczką cukier do herbaty, jak się goliłem, jak pisałem na

komputerze, jak jadłem. Bałem się, że ktoś zobaczy, jak mi się ręce

trzęsą podczas jedzenia, dlatego starałem się jadać sam. Unikałem

wspólnych posiłków, przy których trzeba było posługiwać się

sztućcami. Niestety dla mnie - nie zawsze mi się udawało. Był to dla

mnie ogromny stres – im bardziej próbowałem to ukryć , tym bardziej

wydawało mi się, że wszyscy to widzą. Nie wiem jak to jest u Ciebie

– jakie „sensacje”, symptomy Tobie spędzają sen z powiek. Może to

walące serce, ucisk w gardle, nadmierne pocenie się, może coś innego.

 

Moje stany lękowe doszły do takiego momentu, w którym

zacząłem się bać wychodzić z domu (początki agorafobii). Leżałem

pod kocem w ciągu dnia, bojąc się wyjść. Powiedziałem mamie o tym,

co się działo, zresztą trudno to było ukryć. Zawsze mnie wspierała -

więc i tym razem mogłem liczyć na jej zrozumienie. Ale musiałem

przecież jakoś żyć – wtedy jeszcze studiowałem. Tak więc jakoś się

przełamałem i jeździłem na zajęcia. Ale lęki jeździły tam ze mną.

Łapały mnie nawet na takich zajęciach, na których nie musiałem nic

mówić, ani robić. Robiło mi się duszno, słabo, serce mi zaczynało

walić, kręciło mi się w głowie, czułem się tak, jakbym miał zaraz

zemdleć. I jakoś tak sobie żyłem – nieustannie walcząc – tak - każdy

dzień był dla mnie walką. Jak się budziłem, to miałem tzw.

„sondowanie poziomu niepokoju”. Pewnie wiesz coś o tym?

Zastanawiałem się jak się czuję, obserwowałem jak się trzęsą moje

ręce - czy bardzo, czy bardzo bardzo? A jak napięcie w mięśniach?

Sztywne nogi? Serduszko już przyspieszyło bicie, czy dopiero się

rozkręca? Nie byłem w stanie skupić się na żadnej czynności –

najważniejsze było dla mnie moje samopoczucie. Sam się nakręcałem.

Były dni, kiedy budziłem się w miarę spokojny, coś tam robiłem i nie

myślałem o lękach. I nagle przychodziła myśl „oho coś za spokojny

jestem”. I się zaczynało od nowa. Masakra. Zacząłem się bać

przebywania z ludźmi, z rodziną, z dobrymi znajomymi. Jak miałem

gdzieś pojechać, z kimś się spotkać, to się stresowałem, że mnie

najdzie atak, że się będę dziwnie zachowywał, że mnie wyśmieją,

wezmą za czubka, że będę miał spocone ręce, że będą się trzęsły

podczas palenia papierosa, itd. Jednym słowem - masakra. W

towarzystwie miałem i dalej mam łatkę osoby raczej pozytywnej –

trochę nieśmiałej, ale pozytywnej, wyluzowanej i lubianej. To też mi

nie ułatwiało zadania. Co by było, gdyby nagle mnie

„zdemaskowali”? Jakby powiedzieli, „oho Kamil niby taki luzak, a

popatrz jaki jest zestresowany”. Nie chciałem, żeby mnie wzięli za

osobę nieszczerą, za czubka. Przyjąłem taką taktykę, że w miarę

szybko powiedziałem wszystkim swoim bliskim, co się dzieje. W ten

sposób ubezpieczyłem się na wypadek gdybym coś „odwalał” podczas

spotkania z rodziną, czy ze znajomymi. Zacząłem nawet z tego

żartować (polecam Ci gorąco takie podejście). Jak mnie jakiś znajomy

zapraszał na imprezę, to mówiłem, że ok - spróbuję przyjść, no chyba

że mnie napadną lęki, to wtedy mogę spanikować i jakby co, to

szukajcie mnie gdzieś w pobliskim lesie. Do czego to doszło? Ano do

tego, że np. bałem się odebrać telefon od znajomego. Bałem się, że

mnie będzie gdzieś zapraszał. Bałem się, że nie podołam. Że powiem,

że przyjadę, a później, jak mnie napadną lęki, to nie będę w stanie

wyjść z domu. Może jeszcze kilka przykładów ataków podam, żebyś

nie myślał, że miałem jeden, przeżyłem i postanowiłem napisać

poradnik.

 

Pamiętam, jak miałem na drugi dzień jechać do dentysty na

wyrywanie ósemki. Oczywiście nic nie piłem nawet tydzień przed,

żeby nie było. A i tak było. Jeden z najstraszniejszych ataków, jakie

przeżyłem. Byłem sam w domu. Wiedziałem, że muszę iść do

dentysty. A to nakręca tylko panikę – jak musisz coś zrobić. Np.

powiedziałeś komuś, że gdzieś przyjdziesz. I się zaczyna. Czy dam

radę? A jak zemdleję na środku? Ja wiedziałem, że muszę iść do

dentysty. Dentystów wcześniej się nie bałem, ale podczas tamtego

okresu bałem się wszystkiego – zwłaszcza dentystów ☺ Oczywiście

mogłem odwołać wizytę, znowu jechać o 5 rano, czekać w kolejce,

żeby się umówić na kolejną wizytę. Ale jaką bym miał pewność, że

następnym razem mnie nie złapie? Co bym rodzicom powiedział?

Jakbym im powiedział, że znowu mam swoje akcje, to by mnie

pewnie chcieli już leczyć. Sprawa wyglądała tak , że oni wiedzieli, że

ja mam te swoje akcje i tyle. Nie zdawali sobie sprawy z powagi

sytuacji - z tego, że te akcje mam non stop praktycznie - podczas

codziennych, rutynowych czynności. Tak więc postanowiłem, że

pojadę do dentysty. Tamtej nocy nigdy nie zapomnę... Leżałem w

łóżku, trząsłem się jak osika na wietrze, serce mi kołatało jak szalone.

Chciałem dzwonić na pogotowie, chciałem dzwonić do taty, żeby

przyjechał, chciałem się napić wódki, cokolwiek. Już nawet

postanowiłem, że zacznę brać jakieś psychotropy - niech tylko

przyjdzie spokój. I leżałem tak nie wiem ile. Rano się czułem trochę

lepiej, ale jak pani dentystka wywołała moje nazwisko znów się

zaczęło. Masakra. No, ale nie ma co się powtarzać, pewnie wiesz

dokładnie, jak to jest. Jakoś dałem radę i nie zemdlałem. Pamiętam jak

się bałem, że serce mi tak mocno pompuje krew, że jak zacznie mi

tam dentystka piłować, to krew tak tryśnie, że się wykrwawię(?!). O

tak! Różne myśli podczas ataków paniki przychodzą. I tak sobie

żyłem. Jednego dnia się czułem lepiej, drugiego masakra. Każde

wyjście z domu wiązało się dla mnie z ogromnym stresem. Aż

pewnego dnia sytuacja się jeszcze bardziej pogorszyła ☺

 

Wracałem sobie z kolegą z pubu, w którym wypiliśmy 3 piwa (jak na mnie to

było niewiele) i paliliśmy fajkę wodną (nie, nie - naprawdę paliliśmy

tytoń smakowy, żadne nielegalne rzeczy ;) No i ja się tego dnia

czułem jak zwykle, czyli fatalnie ☺ Pamiętam, że mi się trochę w

głowie kręciło już w tym pubie, ale znając swoje akcje, za bardzo się

tym nie przejmowałem. Ale jak wsiedliśmy do autobusu, to jakoś mi

tak buchnęło gorąco – zaczęło mi się znowu w głowie kręcić. Ale

myślę sobie „oj tam przesadzasz”. Były miejsca siedzące, ale my

staliśmy i o czymś tam gadaliśmy. I nagle – bach! Ocknąłem się jak

mój kolega z jakimś innym facetem podnosili mnie z podłogi. Pytają

się czy już ok.? Ja, że tak, tak. Puścili mnie - nagle znowu - bach!

Znowu się ocknąłem, po czym znowu zemdlałem. Potem się

ocknąłem jak mnie wywlekali z autobusu na przystanek. Usiadłem

sobie na ławce, zimne powietrze trochę mnie ocuciło – to była zima.

Dali mi trochę śniegu, żebym się na twarzy posmarował. Tamten pan

dał mi nawet trochę czekolady ☺ Potem pojechaliśmy kolejnym

autobusem, tym razem już siedzieliśmy. Opowiedziałem historię

mamie - przejęła się na poważnie. Na drugi dzień pojechałem z tatą do

szpitala na badania. Nieoczekiwanie zatrzymali mnie na cały tydzień.

Nic nie wykryli – młody zdrowy chłopak. Podczas pobytu w szpitalu

miałem dwa ataki paniki. Jeden podczas oglądania jakiegoś zwykłego

filmu sensacyjnego w TV, drugi przed jakimś badaniem. Ciśnienie mi

mierzyła pielęgniarka - miałem ze 150 chyba ☺ i nie chciało zejść

przez kilkanaście minut. Wtedy nazywałem to „kołataniem serca” i

oczywiście mówiłem lekarce prowadzącej o tych „swoich akcjach”.

Pod koniec lekarze nie mieli dla mnie żadnej diagnozy, to napisali że

mam „podejrzenie padaczki pourazowej” (kilka lat wcześniej

dostałem dosyć poważnie w oko przez co słabo na nie widzę). Uznali,

że to może być po tym wydarzeniu. No to sobie teraz wyobraź, jak się

czułem wychodząc ze szpitala ze świadomością padaczki pourazowej

i „moich akcji”. Mieszanka wybuchowa! Już jak wracałem ze szpitala

autobusem przyszedł atak. Od tamtego momentu miałem mnóstwo

ataków w autobusach, pociągach, hipermarketach, itp. Za każdym

razem bałem się, że zemdleję, że dostanę padaczki, że umrę. Nic

sympatycznego, uwierz mi. Dosyć o mnie. Mam nadzieję, że Ci

udowodniłem, że wiem co nieco na ten temat. Tak na dobrą sprawę, to

chyba każdy atak paniki jest takim przeżyciem, które zapamiętujesz

na długo. To przez emocje, jakie im towarzyszą. A ja „kilka” ich

miałem, ale uważam, że nie o to chodzi, żeby je tu wszystkie

szczegółowo opisywać. "

 

Jeśli chodzi o objawy bardziej "społeczne", pasujące do tego wątku, to też się "bałem" (wstydziłem?) dzieci. Bo one są takie ciekawskie i potrafią się w Ciebie wpatrywać intensywnie przez długi czas. Łatwo się wtedy zawstydzałem. Jak się na przystanku obok mnie jakichś dwóch młodszych chłopaków śmiało, to myślałem, że ze mnie. Trudno mi było utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcami. Bałem się, że nie będę się w stanie uśmiechnąć, jak ktoś mi coś będzie opowiadał. Że mi wargi będą drgać w nerwowym uśmiechu. Nic nie opowiadałem nawet w małych grupach, bo się bałem ich atencji. Jak przez kilka sekund się na mnie grupa patrzyła, to dla mnie to nie były sekundy tylko lata :) Chciałem uciekać. W szkole (głównie w LO tak miałem i później na studiach) jak miałem odpowiadać, to zazwyczaj rezygnowałem na starcie i jak babka mi wstawiała laskę do dziennika, to się cieszyłem jak małe dziecko, że mam z bani stres na parę tygodni :) Słabe oceny z odpowiedzi nadrabiałem dobrymi ocenami ze sprawdzianów. I tak dalej. Trochę tego było ;)

 

Pozdro dla Walczących!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

koszykova, nie pocieszasz... To na wykładach też zadają pytania?

 

Wiecie? Ja się czasem czuję, jak ktoś wrzucony w moje ciało bardzo przypadkowo. Jak obcy. Wszystko przez lata robi nie tak, począwszy od koordynacji ruchowej, przez czynności manualne, zdolności umysłowe i w końcu umiejętności społeczne. Nie będzie mieć nikogo do pary, bo stworzony został bez popędu.

Teorię zna dobrze, nawet lepiej niż niektórzy rodowici Ziemianie, ale nie przekłada się to na praktykę, bo tego nie potrafi. Brak mu samodyscypliny i odwagi i siły bo u niego to pojęcia obce. Może nie powinien nigdy przychodzić na Ziemię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Noo, właśnie! Chociaż.. Jeżeli nacierpieliśmy się w tym życiu, to w następnym problemów społecznych teoretycznie moglibyśmy już nie mieć. Ale tak naprawdę każde życie to rozterka, tylko różnorakiego typu ;). I męcz się człowieku 10 000 lat, nim zostaniesz błękitno-fioletowym mędrcem-duszą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musisz popracować nad pewnością siebie i uwierzyć w to, że jesteś wartościowym gościem.

Aby uwierzyć, że jest się wartościowym, to najpierw trzeba być wartościowym, a ja nie jestem.

 

Raz nawet jedno dziecko szło przede mną z ojcem, zerkało w moją stronę, żeby w końcu z impetem przystanąć i krzyknąć "ty stara babo!" 8)

Dzieci, które nie potrafią się odpowiednio zachowywać, to mnie dodatkowo wkurzają.

 

Ja się czasem czuję, jak ktoś wrzucony w moje ciało bardzo przypadkowo. Jak obcy. Wszystko przez lata robi nie tak, począwszy od koordynacji ruchowej, przez czynności manualne, zdolności umysłowe i w końcu umiejętności społeczne

Ja się czuję jak kosmita. Jak na razie jeszcze nie spotkałem nigdzie osoby tak dziwnej, jak ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

koszykova, ajajaj. Tyle dobrze, że wykłady generalnie są nieobowiązkowe i rzadko kto potrafi "udupić", za przeproszeniem, za niechodzenie na nie.. A jak jest u Ciebie na ćwiczeniach? Często Cię o coś pytają?

 

 

Swoją drogą to ja wczoraj nie potrafiłam wrócić do domu (bałam się drogi, of course), bo byłam u fryzjerki, zrobiła mi z mojego włosia do ponad połowy pleców boba do brody, no i jak szłam i czułam na sobie spojrzenia ludzi to sobie bardzo wkręcałam, że wyglądam paskudnie... i dalej tak sądzę w sumie. w dodatku spotkałam moją koleżankę z LO w sklepie potem (nie spodziewałabym się kurka że tam kogos spotkam... aaa) oczywiście cześć nie było tylko się gapiła z koleżaneczką.

Dzisiaj jest ten dzień, w którym mam ochotę zakopać się pod koc z gazetami historycznymi i nie pokazywać się światu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milady, tak, ale wkurza mnie to, że nie mogę posiedzieć na ciekawym wykładzie, siąść bliżej tablicy, bo sie po prostu stresuje. Na ćwiczeniach hmm... czasem biorą do tablicy żeby coś policzyć albo coś narysować - zależy od przedmiotu. Wszystko zależy od wykładowcy, no i w mniejszych grupach jest luźniej. Ale i tak stres odczuwałam największy w laboratorium, tam często chodzili, pytali co robimy, stali i patrzyli :?

 

Co do tych wykładów to u mnie sprawdzają często obecność. Kiedyś radośnie przyszłam na wykład to gościu akurat oceniał postęp w projekcie (moj postęp wynosił 0, bo nie byłam ani razu na zajęciach z powodu choroby) - wyczytał moje imie i nazwisko, no i trzeba bylo wstać przy 100 osobach, a ja w ostatniej ławce - takich akcji nienawidze. Nawiązując do tematu studiów.... Brakuje mi paru wpisów i bede musiała osobiście po nie iść :zonk: przeżywam to cały weekend, nie mogę spać.

 

Odnośnie wyglądu to też mam takie jazdy. Ja w ogóle staram się nie wyróżniać i nic nie zmieniać w wyglądzie. Ta schiza, że wszyscy patrzą i komentują - wszystko jedno czy dobrze wyglądam czy źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wow.

Hmm spośród 7 mld ludzi żyjących na tej planecie, 40 mln w Polsce, ok stu (?? ) na sali wykladowej, bardzo niewielu tak na prawdę interesuje czy jesteś fajna czy nie... mądra czy nie.. i tak dalej. Może ciężko czasem odwzajemnić tą obojętność :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was wszystkich :)

Jeszcze się tu nie odzywałam a w sumie to temat tego wątku jest mi chyba najbliższy. Całe życie myślałam, że jestem po prostu nieśmiała. Stosunkowo niedawno dowiedziałam się o istnieniu fobii społecznej. Bardzo się staram normalnie żyć w społeczeństwie. Jest mi strasznie ciężko. Często przez to, że tak bardzo się staram (np. zagaduję kogoś), potem jestem tak wypompowana z energii, że czuję potrzebę rozluźnienia się alkoholem. O tym pisałam w innym wątku, nie chcę się tu na tym skupiać. W każdym bądź razie, staram się i staram wciąż, ale ciągle jest mi ciężko. Jestem studentką, więc kontakt z ludźmi mam codziennie, zresztą mam mieszkać z 4 dziewczynami w mieszkaniu. Chcę, więc pójść do psychiatry, żeby dostać jakieś leki. To z kolei sprawia, że boję się, że nie będzie mi ich chciał przepisać. Czy to możliwe? Jak mam się zachować, czy od razu powiedzieć, że wydaje mi się, że mam fobię społeczną i, że chciałabym, żeby przepisano mi leki, czy po prostu opowiadać co się dzieje, a psychiatra sam wywnioskuje co zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, moje problemy na tle psychicznym ciągną się za mną od urodzenia, albo i od momentu kiedy zacząłem być świadomy tego co jest wokół mnie. Ale tak na dobrą sprawę wszystko się spotęgowało tuż po pójściu do szkoły średniej. Powodem był brak akceptacji ze strony rówieśników, który w mniejszym, lub większym stopniu doskwierał mi wcześniej, jednak dopiero właśnie wtedy, w szkole średniej miałem ciężko. Zacznijmy od tego, że na początku byłem przejęty, że nie mogę się odnaleźć w nowym towarzystwie, mimo, że wcześniej byłem raczej duszą towarzystwa. Osoby otaczające mnie czuły do mnie nie chęć, wprawdzie znalazłem kogoś z kim mogłem pogadać i nadal jest ta osoba z mojej grupie, to jakby ten minimalizm, niepowodzenie w zdobywaniu innych znajomości, kolegów przede wszystkim w mojej szkole sprawił, że popadałem powoli w marazm. Fakt, że trwało do dość powoli, ale wiadomo, że nie byłem świadom tego i nawet nie wiedziałem, że psychika może takie rzeczy powodować, byłem zielony w tej sferze. Otóż pewnego wieczora miałem dziwne symptomy związane z sercem: kołatanie, ból w klatce, niepokój, od razu pojechałem do szpitala. Tam mnie przebadano i nic takiego nie wykazało co mogło spowodować w/w objawy więc odesłano mnie do domu. Przez jakiś okres czasu było okej, czasem miałem jakieś dolegliwości. Dopiero przed 2.klasą, pod koniec sierpnia zacząłem mieć "jazdy", ból głowy, zaburzenia widzenia, osłabienie, brak nastroju i lęk. Wtedy to też nie byłem niczego świadom i przypisywałem te objawy do jakiejś poważniejszej choroby, przez co się bardziej nakręcałem. Już pewnego dnia się tak to skumulowało(byłem na skraju wyczerpania z koszmarnym lękiem), że znów zostałem pacjentem szpitala, tym razem jako, że już byłem przebadany. Postanowili zmienić metodę i dali mnie do psychologa. Psycholog stwierdził, że mam depresję nerwicową i powinienem się leczyć u specjalisty. Ja byłem raz po tym u psychologa, przepisał lek no i nawet nie brałem tylko nic sobie z tego nie robiąc dalej wiodłem swoje marne życie(szkola, dom-komputer, sen itd.). I miałem tam pojedyncze ekscesy, wtedy byłem uświadomiony już, że mam jakieś zaburzenia psychiczne i wynikające z tego objawy somatyczne. Pewnego razu zasłabłem w autobusie, którym podróżowałem do szkoły. No i odtąd odczuwam lęk przed każdym wyjściem ze szkoły, z tego lęku nie mogę niczego zjeść, już na samą myśl mnie cofa. W dodatku jestem zdemotywowany do działania. Po prostu swego rodzaju paraliż. Teraz za żadne skarby nie przestaje mi towarzyszyć i już nie tylko przed wyjściem do szkoly, albo gdziekolwiek między ludzi. Tak ludzie to wy mnie zniszczyliście, przez tyle czasu musiałem znosić te kpiny, obelgi z waszej strony, nie mogliście się zająć sobą... teraz mój uraz na psychice mnie dołuje. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie jedząc chudnę, a to, że jestem bardzo chudy pogarsza sytuacje, bo mój wygląd sprzyja naśmiewaniu się ze mnie. Fakt, że miałem całe wakacje wytchnienia i moglem wtedy spokojnie jeść i ćwiczyć nie bardzo mnie zadowala, bo przytyłem zaledwie kg mimo ogromnych starań jakie w to wkładałem by teraz to wszystko zniweczyć. Koło się zamyka, a ja jestem uwięziony. Teraz jak i w wakacje jest konsultuje się z psychologiem. Psychiatra to już ostateczność bralem tyle leków, i większość mi tylko szkodziła, że wolę już się nie pakować w to. Kiedy minie ten koszmar?! Teraz jestem w 3 klasie technikum...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami w momencie duzego stresu mam bardzo wstydliwy problem, strasznie sie trzese. A jak to u fobika, czasami ten stres pojawia sie w calkiem zwyczajnych sytuacjach (czyli obciach jeszcze wiekszy).

 

Jak mam na przyklad ekspozycje to zazywam propranolol i po problemie. Ale zazywam go tylko w okreslonych sytuacjach, bardzo rzadko. Nie chce sie faszerowac 24 godziny na dobe. A mnie czasami takie ataki trzesawki dopadaja w normalnych codziennych sytuacjach (ostatnie w poniedzialek, kilkunastosekundowa).

 

Jak sie tego problemu mozna pozbyc, tego bardzo wstydliwego problemu warto napisac (rety, to dzisiaj przezywam siare z poniedzialku). Prosze o rade!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze zabrzmi to nie najlepiej, ale dobrze wiedziec ze nie jest sie jedynym fobikiem z problemem drzacych miesni. Czlowiek czuje sie odrobinke mniej dziwny ;)

 

zima, a jak nauczylas sie lepiej panowac nad myslami? Leki, terapia, moze autorefleksja?

 

P.S

Czyli twoim zdaniem bez regularnego zazywania lekow sie nie obedzie? :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

USE90, tak, bo to jest cos nie tak w organizmie. nie powiem Ci ze znalazlam cudowny lek, bo jednak te epizody sie zdarzaja. zeby nauczyc sie panowac nad myslami najpierw trzeba pokonac emocjonalny chaos i leki sie sprawdzaja. minelo myslenie kompulsywne, duze napady lekowe i derealizacja, depresja i wybuchowosc tez.

sam mozesz zmieniac swoje mysli tak, az Ci to wejdzie w nawyk, ale najlepiej to robic przy minimalnej sile woli, ja myslalam o przekazie podprogowym. nie wierze psychologom. ani nie powierze im swoich sekretów, bo nie beda mieli pojecia o tym co mowie, poza tym ja ich po prostu nie powarzam. dawno temu bylam na roznych terapiach u roznych psycholi i naprawde to jest jedno wielkie gowno. jak chceesz sie rozwinąc i nie masz pomyslu co stoi na przeszkodzie to mozesz isc, ale jak masz powazny problem to nic Ci to nie da procz zmarnowanego czasu. mialam drzenia fobiczne twarzy- najgorsze co moze byc bo widac to cholernie- leki sprawiły poprawę - 80% tych drżeń ustało. uwazam ze to dobry wynik.

 

-- 24 wrz 2013, 20:00 --

 

no i zdarzaja sie naprawde sporadycznie- moge nad nimi panowac coraz bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesli mam byc szczery, nie usmiecha mi sie "normalne" zycie na bazie brania lekow. Okresowo tak, ale docelowa na cale zycie... kurcze przeraza mnie to, mozliwe efekty uboczne, i ogolnie poczucie zaleznosci od cotygodniowego wyjscia do apteki.

 

Aktualnie i tak terapia odpada w moim przypadku (przez nerwice zawalilem troszke tamten rok studiow- brak stypenidum na ten rok i kilka przedmiotow do poprawy- wiec musialem w tym roku wybulic 2600 euro :bezradny: ), przed szukaniem pracy czuje niepokoj (fobia), takze na razie musze przebakac sie jakos do czerwca "domowymi sposobami". Potem zobaczymy, choc wydaje mi sie bede musial sprobowac terapii.

 

Stosunkowo silne objawy nerwicy czy moze tez fobii mam od (powiedzmy) 2004 roku, byc moze od koncowki 2003. Niee, bardziej poczatki 2004 roku. Tak czy inaczej, jest to prawie 10 lat zycia jak wiezien a ja nic nie zrobilem by z tego wiezenie wyjsc. Jedna wizyta u psychologa w publicznej to malo (dupne doswiadczenie, psycholog nie mily, itd., dlatego nie wrocilem, tym bardziej ze i tak sie nie wyleczysz jak wizyte masz co miesiac).

 

A jak to nic nie da? Hmm, nie wiem, moze zrewanzuje sie w taki czy inny sposob dupkowi ktory tak bardzo zrujnowal mi dziecinstwo i... zapewne reszte zycia (i tak juz nie bede mial nic do stracenia). Heh, ale to tylko takie niewinne rozwazania wynikajace z bezsilnosci, nie bierz tego na powaznie :P Tak sobie pisze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio mam dziwne uczucie ze ludzie się na mnie patrzą,strasznie mnie to męczy i do tego w trakcie rozmowy z ludzmi czy to znajomymi czy nieznajomymi strasznie się denerwuje,staram się nie skupiac na objawach ale ten stan przychodzi automatycznie i nie moge sie go pozbyc.Mam zdiagnozowana newicę lękową bylem juz u paru lekarzy i za każdym razem mowią mi ze to tylko nerwica lękowa,dodatkowa derealizacja.Zastanawiam sie jak mądrze ugrysc temat i szybko wyjsc z tego ;/ co radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima

uboki tylko na poczatku, potem stawia na nogi.

 

Chodzilo mi o efekty uboczne w dluzszej perspektywie. Nie wiem, wypadanie wlosow, rozwalony zaladek, uzaleznienie, rozkojarzenie, kaktus na czole... :P

Tego typu sprawy. Nie wiem, ale na ulotce glupiego propranololu masz mozliwych efektow ubocznych wypisanych kilkanascie (jesli dobrze kojarze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BRADLEY, znajdź dobregop psychiatrę! bierz leki! bo inaczej przesrasz swoje zycie!

USE90, ile jesteś w stanie zapłacić za cudowne zycie? zawsze będą uboki! z czasem mijaja, ale licz się z tym,ze jezeli zmniejszą się lęki to i radość też! Facetem jestes, to co Cie obchodzi wypadanie wlosów? Szukasz dziury w całym!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×