Skocz do zawartości
Nerwica.com

Związki


yassarian

Rekomendowane odpowiedzi

Rebelia, Dla wiekszosci kobiet "takie" cechy sa dyskwalifikujace, Tobie latwo mowic, bo faceci od kobiet rzadko wymagaja silnego, stabilnego charakteru, wiec nie masz cholernego pojecia, o jakiej to stawia faceta sytuacji :mrgreen: Zreszzta zobacz na forum, ile kobiet jest w zwiazkach/zameznych, a ilu facetow. Jakies wnioski? Was to nie dyskwalifikuje na "rynku matrymonialnym", nam drastycznie spada statystyka. Prawa natury, tylee.

 

 

Może to forum jest jakieś pechowe, bo ja znam wielu facetów z problemami i w związkach. Nawet więcej niż kobiet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NieznanySprawca, to zalezy. bywa ze facet ma tak zajebisty charrrakter ze to go nie dyskwalifikuje.

 

Dokładnie... Jak ktoś ma beznadziejny charakter to i bez zaburzeń nie będzie umiał stworzyć żadnego udanego związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia,

Chyba masz małe doświadczenie z tym związane

w zwiazku nie wytrzymalem dluzej niz pare tygodni (nie umiem, nie chce, nie nadaje sie, nie wiem, moze kiedys).

dziewczyny poznaje czesto, umiem grac (ktokolwiek cokolwiek o tym mysli, zlewam to grubo), umiem wzbudzic soba zainteresowanie, widze, co sie sprawdza, a co nie, proste, widze, co sprawdza sie w grupie, ktorych olewaja, jacy im sie podobaja. Nie uwazam, by to bylo jakos niemoralne. Nikt by nie poznal normalnie, ze cos ze mna nie tak, wrecz przeciwnie.

żyję z facetem zaburzonym i wiedziałam o tym od początku.

To fajnie, ze jestes tym, powiedzmy, 25% o takim podejsciu, ale ja nie zamierzam niszczyc sobie szans u pozostalych 75%. To nie generalizacja (chociaz przez to, jak to napisalem na pewno tak zabrzmialo, raczej prosty, dominujacy trend)

Wiedzialem, ze wiekszosc kobiet sie oburzy. Ale to akurat nie problem ;)

 

-- 01 paź 2013, 21:26 --

 

christ, tez znam facetow z problemami w zwiazkach (sam mialem nieprzyjemnosc takim byc :mrgreen: ), ale jako neurotyk obsesyjnie wyczulony na punkcie sily/slabosci, w zyciu nie zamierzam sie do tego przyznawac, a facetom, ktorzy cenia efekty, radze sie swoimi mankamentami nie afiszowac. 8)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To razej jest kwestia płynna i nie da się jej ocenić z góry i zaszufladkować jednoznacznie, że dwóch partnerów z jakimiś zaburzeniami będzie się nawzajem po dołkach ciągać. Jeśli zdają sobie sprawę ze swoich zaburzeń, rozmawiają o tym, sratatata, to może generować większe zrozumienie.

Rebelia, slusznie prawisz . Tu nie chodzi o same zaburzenia ale o ich sw3iadomosc i nie o sama swiadomosc ale o prace nad nimi, leczenie itd, Oboje z Grzybkiem jestesmy zaburzeni i oboje nad tym pracujemy, nad soba zeby zaburzenia nie kierowaly nami ale my mamy je pod kontrola. Co jakis czas zdarza sie wpadka ale wtedy ja przegadujemy, racjoinalnie tlumaczymy skad sie wziela, dlaczego dalismy sie poniesc i znowu wracamy na prosta. Zylam juz z czlowiekiem bardzo zaburzonym ale nie dopuszczajacym do siebie, ze cos z nim nie tak. To dobiero byl hardkor. 100 razy wole byc z kims zaburzonym ale majacym swiadomosc swoich zaburzen

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima, hmmmmm. jesli masz dobra emeryturke, i duzy zapas trazadonu, to ja olewam ta Lodz, przeprowadzam sie do Lublina i przutule sie z przyjemnoscia, i nawet zadni ruscy mi nie zawadza :pirate:

zimę to Łodzi zaciągnij. Łódź taka piękna.

 

[videoyoutube=IJ2kvZpJ_BU][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A u mnie moje problemy z psychiką były tylko przeszkodą. Moja partnerka mówiła tylko, że choruję jej na złość, wyolbrzymiam swoje problemy, ogólnie moja wina. Sama rzekomo chorowała bardziej, więc ona nie musiała się zmieniać, bo nie dałaby rady. A ja powinnam, bo tak. Pewnie gdyby było jakieś uczucie, to byłoby lepiej, a tak, jak się ktoś wiąże z kimś, żeby nie być sam i nie odróżniać się od innych, to zwykle tak się wszystko kończy. Zero wspierania, poczucia, że można się na kimś oprzeć, o zrozumieniu nie wspominając.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bylismy na jednym forum. Zagladalam tam jeszcze jako mezatka. Potem po rozwodzie spotkalismy sie na zlocie. A potem zaczelismy sie spotykac w grupie ludzi z forum i jakos tak wyszlo ze jestesmy razem ponad 4 lata. Poczatki byly trudne ale teraz juz nie wyobrazam sobie, ze Grzybka nie bylo . To sa najzajebistsze 4 lata w moim zyciu :D Przy nim w 100% moge byc soba . Kocha mnie taka jaka jestem a to mobilizuje mnie do pracy nad soba i ogarniania swoich jazd bo zasluguje na to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia, :mrgreen: Taak, zaprosze zime na smierdzaca zapiekanke na w/w dworcu kaliskim :mrgreen: pokaze jej rewie okolicznych bezdomnych, glowna atrakcje turystyczna okolicy. Noo, pazura zbyt delikatnie to wszystko ujal. :pirate: A pozniej zjemy razem trazadon trzymajac sie za rece i przespimy sie na lawce (osobno!) :angel:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również się zgodzę. Takie ochy i achy są dla mnie sztuczne, nienaturalne. Dla mnie opieranie związku na takiej romantyczności zamiast na życiowości jest bez sensu.

 

Takie ochy i achy są moim zdaniem bardzo miłym uzupełnieniem. Nie trzeba przecież na tym sie opierać, ale za dużo rozsądku i pragmatyzmu, moim zdaniem, nie jest ciekawym wyjściem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Mam 21 lat, Marta (partnerka, była :() 20 lat, od kilku lat cierpi na depresję, głównym powodem jest śmierć jej matki, gdy miała 12 lat. Ojca nie było, bo odszedł od jej matki, Marta trafiła do babci z którą nie miała za dobrego kontaktu, babcia mało wrażliwa i wychowywała ją raczej by usługiwała.. Byliśmy ze sobą 4 lata, Marta cierpiała na depresję, ale chodziła do szkoły, później do pracy. Wyglądała na szczesliwa, zawsze sama o tym mowila, mowila, ze jest pewna swych uczuc, ze kocha mnie na zawsze i chce wspolnej przyszlosci, oczywiscie odwzajemnialem to jak najbardziej. Marta bierze leki psychtropowe od około 1.5 roku. Nigdy nie mieliśmy rozstań, jakichś wątpliwości, czy tym podobnych. Ona była pewna. Piszę o jej słowach i jej zachowaniach, ponieważ pod koniec sierpnia jeszcze, a także na początku września rzucała mi się na szyję, mówiąc, że kocha i tak dalej. Parę dni później coś się stało. Poprosiła o przerwę, mówiąc, że potrzebuje czasu, bo ma problemy ze zmarła mama, z nieudana matura, z babcia i tak dalej. Od siebie dorzuciłbym niską samoocenę. Zmartwiłem się, nigdy takie zachowania nie miały miejsca, same słowa, że coś by się mogło zepsuć, powodowały, że mówiła, żebym przestał, bo tak nie będzie na pewno nie z jej strony, więc zmartwiłem się i probowalem zrozumiec o co chodzi. Ciągle powtarzala, że potrzebuje czasu, że wszystko wroci. Mowiła mi, że pracuje po 12h w big starze, wydawało się to dziwne, ale uwierzyłem bo NIGDY nie kłamała nawet z małymi bzdurami. Na ten moment wierzyłem. Później przechodziłem kilka razy koło tego sklepu nigdy jej nie widziałem, zaczałem się niepokoic, ale ona sprawiala wrazenie opowiesciami jakby tam pracowała na 100 %, więc sie uspokoiłem. Spotkalismy się po tygodniu, była przybita i smutna, nie chciała mnie do domu zaprosic, tylko bylismy w McDonaldzie 2h. Szliśmy za ręke, dała buzi. Myślałem okej. Depresja działa. Później miną tydzień, dalej utrzymywała, że jest zmęczona taka pracą, żeto, że tamto. Wierzyłem nadal. Spotkaliśmy się tydzien temu w srode. Myślalem, że wroci wszystko do normy nadal nie chciala zaprosic mnie do domu. Znow bylismy w McDonaldzie, poprosilem zeby dluzej zostala zgodzila sie, szlismy za rece, dawała buziaki, śmiała się i opowiadała o byle czym. Myślałem, ze jest lepiej. W piątek poszedłem jednak sprawdzić i zapytać w sklepie czy pracuje tu Marta. Okazało się, że taka osoba tam nigdy nie pracowała. Pojechałem do niej. Chciałem zeby mi to wyjasnila, stwierdziła, że moze pytalem kogos z kim nie pracowala na zmianie.. mowila, ze wszystko się naprawi, że będzie dobrze, dodatkowo nasze wspolne zdjecia zostaly posciagane. Za 2 dni wymyslila, ze jest w szpitalu z powodu krwotoku z okresu, a jej babcia na kardiologii.. to juz było oczywiste, że to klamstwo , dzwonilem po szpitalach zadnych z pań nie było w nich. Pojechalem wieczorem pod jej blok.. oczy wyszły mi z orbit, bo była w domu i wygladala z okna, bo ktoś dzwonił do klatki , wydaje mi sie jakby uciekala ode mnie. Pobiegłem tam, otworzyła babcia mowila, zebym szedl, ze Marta ma problemy, ze ona sie wtracac nie bedzie, a Marta siedziala w swoim pokoju i udawala, ze jej nie ma, poczulem sie bardzo skrzywdzony, ale nadal mialem nadzieje, ze to wszystko przez chorobe.. Nastepnei nie odzywała sie caly kolejny dzien, a ja wieczorem napisalem czy mi to wszystko wyjasni i czy chce końca, czy co, odpisała, że tak, że nie chce byc w zwiazku, ze nic nie czuje, że jest pusta. Od tego momentu jeśli probowalem cos pisac czy nawiazac kontakt, bo odpisuje, ze nic nie czuje, zechce byc sama, ze jest zupełnie pusta w srodku, ze nie kocha, ze nie czuje niczego do wszystkich, pytalem czy czuje do kolezanek cos, do babci, do ukochanej ciotki, do psa, a ona, że nic nie czuje i chce byc sama. I tak w kołko... Chciałbym państwa zapytać, co to wszystko może oznaczać..? Czy depresja nie ma tu nic do rzeczy i po prostu odkochała się i nie miała absolutnie odwagi zakończyć tego w sposób normalny? Czy choroba doprowadziła ją do tego wszystkiego? Dodam, że napisala ze poszla na kurs kasjerski i szuka pracy. Myślalem, ze w tak ciezkiej depresji byloby to niemozliwe..Już nic nie wiem, jestem załamany i zdruzgotany, pomagałem jej samym ,,byciem" przez 4 wspaniale lata, jeszcze miesiac temu nie bylo ZADNYCH oznak, że chcialaby odejść, sama uwiesiła się na szyje, ja z czegos zartowalem, a ona mowila jak ja Cie mocno kocham, powiedzialem pół żartem, ee tam mowisz tak bo się wygłupiam, a ona, że nie, ze kocha, takiego jaki jestem i tak dalej.. to bylo miesiac temu.. wydaje mi sie ze 20 letni ludzie nie odkochuja się w miesiac. Zastanawia mnie czy jej choroba jest w tak poważnym stadium, że odrzuciła mnie, zerwała kontakt, nie chce niczego. Już mi te słowa wryły się w mózg czytajac w kazdym smsie ,,chce być sama, nic nie czuję do wszystkich, jestem pusta, nie bede robic zadnych nadziei, wiem ze chce byc sama, musze pokochac siebie"... Proszę o jakąś analize, poradę, cokolwiek , nie bede nawet pisał , że to miłość mojego zycia i ze to sie po prostu czuje, to nie ma sensu. To oczywiste. Pozdrawiam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×