Skocz do zawartości
Nerwica.com

AGORAFOBIA - lęk przed opuszczaniem "czterech ścian".


Picasso

Rekomendowane odpowiedzi

pink_hope ja tez nie jestem w stanie tego przeskoczyc i swiadomosc tego mnie dobija :( tak bardzo bym chciała się rozwijac,poznawac ciekawych ludzi,miec interesującą pracę,cały czas się dokształcac,podróżowac.wiem ze taka własnie jestem a przez tę chorobę siedzę w domu jak kura domowa i mam skonczone 2 letnie studium pomaturalne..to nie jestem ja!!!!!!!!!!!!ale nic nie mogę zrobic bo nigdzie dalej nie jestem w stanie sama dotrzec...wolałabym zyc krótko ale tak jak chce,bez agorafobi..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iza800, a chodzisz na terapie jakąś? Ja mialam 10 lat temu taka agorafobie, ze nei bylam w stanie przez kilka miesiecy wyjsc z domu sama (a i z kims bylo ciezko), poszlam na terapie i naprawde wszystko minelo. Zero lękow - przez kolejne lata studiowalam, podrozowalam sama itd. Wiec da się z tego wyjsc :)

Teraz co prawda mnie złapała druga fala, i tez ostatnio milam dosc silna agorafobie (a mieszkam sama za granica), też był lęk przed wyjsciem z domu itd. I teraz jestem na etapie "ogarniania" tego (chociaz problem w tym, ze nie bardzo tu moge isc do psychologa, bo i tak neidlugo wracam). W sumie poki co, nie jest zle - chodze do pracy i jakos funkcjonuje, ale idelanie jeszcze nie jest.

W kazdym razie na swoim przykladzie i wielu znajomych widze, ze da sie to pokonac i życ potem normlanie jak za dawnych lat :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwa -ja jestem chyba beznadziejnym przypadkiem.Chodziłam na terapię grupową,indywidualną i nic,zadnej poprawy.Chodzę po swoim osiedlu,pójdę do pobliskiego sklepu ale jest granica której nie jestem wstanie przekroczyc.Zaraz wyobrazam siebie samą daleko od domu w ekstremalnym strachu.Będzie mi słabo-zemdleję,co ludzie powiedzą,zacznę się cała trzasc,moze oszaleję-ośmieszę się.Takie jest moje myslenie :( Chciałabym chodzic na terapię bechawioralno-dynamiczną ale u mnie w miescie nie ma takiej.Po dłuzszej przerwie znowu wybrałam się do psychologa na terapie dynamiczną ale facet zachowuje się dziwnie.Mam wrazenie ze zamiast skupiac się na terapi próbuje flirtowac ze mną.Moze moim błedem jest to ze nigdy nie brałam antydepresantów.Moze leki by pomogły?Dwa razy próbowałam ale nie przebrnęłam przez początkowe skutki uboczne.Nie wiem juz jak sobie pomóc ale tak dalej zyc nie mogę,nie chcę..Czytam jak sobie swietnie radzicie i wstyd mi za siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja, gdyby mnie transportowano taxi, ew. autem czy samolotem, to nie miałabym aż takich problemów, podejrzewam. Ale jedyny transport to dla mnie autobus czy tramwaj i tutaj zaczynają się schody.

Dla przykładu: jak wczoraj jechałam autobusem, to po kilku minutach jazdy miałam kropelki potu na rękach, było mi duszno, trochę słabo. W dodatku ktoś siadł koło mnie i teraz już musiałam maksymalnie się skupiać, żeby nie wysiąść natychmiast z tego autobusu (a nie bardzo mogłam, miałam umówionego fryzjera do którego są długie terminy). Aa, do toalety też trochę mi się chciało (ale dobrze, że trochę, chociaż byłam blisko wkręcenia sobie, że już zaraz muszę). Nie wiem, co to będzie na studiach - wiadomo, jak się spóźnię na wykład albo nie daj boże ćwiczenia, to będzie jeszcze gorzej wchodzić na salę pełną ludzi, a prowadzącemu ćwiczenia tłumaczyć się. No i na studiach nie już tak że w sytuacjach alarmowych po prostu nie przychodzę i z usprawiedliwieniem taki luz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iza800, ja bardzo dobrze rozumiem Twoje myslenie, bo znam je z doświadczenia :) Co do terapii, to tez prawda - trzeba trafic na odpowiedniego psychoterapeute, bo tak to roznie bywa i faktycznie moze nic nie dawac :-/

A co do antydepresantow, to ogolnie ja nie przepadam za nimi, bo maja strasznie duzo skutków ubocznych i generalnie nie-leczą. Ale pomagają maskować obawy, co w przypadku agorafobii jest czasem pomocne, bo jak wpadasz juz w takie cos, ze masz lęk przed lękiem, to trudno Ci przetlumaczyc sobie, ze bedzie ok. I leki czasem pomagają się z tego wyrwac bo widzisz, ze mozesz funkcjonować bez lęku. Tylko najgorsze jest to, ze mija sporo czasu zanim zaczna działac, a dwa - te objawy uboczne.. Ja bralam dwa - Prozac, nic mi na lęki nie pomogł. Wenlafleksyna - po połówce dawki myslalam, ze się przekręce - przez 24h zero spania, mega lęki, mdlosci, ból glowy itd. Wiec zaprzestalam brac. A teraz biore co prawda ale 1/20 kapsulki :) i czuje sie ok. Wątpie zeby c os to dawalo, bardziej biore jako takie placebo.. i zeby moc sobie powiedziec - biore antydepresanty wiec powinnam sie czuc dobrze :D

I nie wiem, czy to przez to, czy przez to że totalnie zmeinilam myslenie (zaczelam olewac myslenie o lęku), jakos poki co jest coraz lepiej.

 

milady, wykładami to się w ogóle nie przejmuj, ja pamietam, ze u mnie co chwile ktos wchodzil albo wychodzil i nawet nikt na to nie zwracał uwagi :) A na cwiczeniach - nie wiem jak u Ciebie ale ja przewaznie zawsze mialam mozliwe 2 nieobecnosci (bez podawania jakichkoloiwek przyczyn), wiec sama swiadomosc, ze masz takie nieobecnosci w zanadrzu tez sporo daje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi wychodzenie i mierzenie się ze strachem w ogóle nie pomaga, a wręcz jest jeszcze gorzej. Kiedyś jeździłam autobusami sama na drugi koniec miasta na parę godzin i radziłam sobie z atakami paniki na mieście, bo przemijały. Był atak, trwał kilka minut i jak ręką odjąć. Teraz jednego dnia jest ok i mogę wyjść normalnie z domu jakby nic mi nie było, a innego już chodząc po mieszkaniu ledwo robię kroki. Dziś wyszłam na chwilę do sklepu. Było mi słabo, czułam, że się przewrócę i już chciałam wyjść, ale mówię sobie nie ku#$a stój, pie$#@&%$sz to pie$#@&%$sz trudno, będzie sensacja, ale masz tu stać i co... strach przeszedł, ale nadal było mi słabo i trzymało mnie do końca dnia. 3 dni temu znowu cały dzień było mi słabo, poszliśmy z moim chłopakiem do CH, co chwilę robiło mi się słabo, mówię mu, że chyba muszę iść do samochodu, ale się zawzięłam i szłam dalej mimo, że wyjście się oddalało. Wbiłam sobie paznokcie w nadgarstek tak mocno, że nie myślałam o niczym innym oprócz tego bólu i trochę pomogło, ale nadal było mi słabo. Ciągle mi słabo mimo, że walczę. Albo coś robię nie tak albo to nie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest tak, że w skrajnym przypadku muszę wyeliminować czynnik będący "inicjatorem" tego ataku paniki dlatego nie wyobrażam sobie teraz jazdy na większą odległość. Nie wiem czy przeżyłbym np. utknięcie w gigantycznym korku w środku miasta. Musiałbym szybko znaleźć się w domu a na piechotę nie jestem w stanie przejść dalej niż kilometr. To samo dotyczy podróży na dalsze odległości, nie mówiąc już o jakimś wyjeździe nad morze czy w góry... Co się stanie jak mnie złapie arytmia albo ogromny lęk gdzieś na szczycie góry? :( U mnie sprawę pogarsza ta cholerna arytmia - nie dość, że człowiek się boi to jak to dziadostwo występuje to jest już totalna kaplica. Ataków paniki takich w skali 10/10 miałem minmum 6-7...

 

Też mam skurcze dodatkowe, ale nie zwracam na to aż takiej uwagi. 2x ekg i badanie 3 kardiologów nawet bez echa serca mnie uspokoiły i teraz nawet jak zaczyna mi tak bić, że czuję, że zaraz zejdę albo boli tłumaczę sobie, że to nerwica i muszę wytrzymać, że to przejdzie. "Wylew" miałam tylko raz, po tomografii głowy nawet jak codziennie boli mnie głowa nie mam już myśli, że to udar. Z resztą ja mam dolegliwości i bóle ze strony wszystkich układów, serce odzywa się tylko czasem, a szkoda. Ja się nawet cieszę jak serce mi wali, rzekłabym, że to uwielbiam, bo przynajmniej wiem, że to atak paniki. Wystarczy się uspokoić, wziąć valused i dojdę do siebie. Najgorsze jak serce jest spokojne, a mnie mdli i mi słabo i nie wiem co ze sobą zrobić czy to atak czy umieram czy co, jak w więzieniu... nie wiadomo czy wylać sobie na łeb wiadro zimnej wody, wsadzić rękę do wrzątku czy skakać z okna.

 

-- 22 wrz 2013, 01:04 --

 

evvelinka, moim zdaniem wszystko robisz dobrze, ale to musi potrwać. Łykasz jakieś tabletki p/lękowe?

 

Nie, najpierw czekam na uregulowanie hormonów tarczycy, potem spróbuję terapii, jak już będę mogła sama jeździć to zapiszę się na jogę, a jak to nic nie da to dopiero leki. Wezmę coś dopiero jak będę mogła powiedzieć, że zrobiłam wszystko. Wytrzymam jeszcze.

Mnie to przeraża, że nie ma postępów. Są dni, że normalnie bym mogła pojechać sama autobusem na drugi koniec miasta, a następnego dnia mi słabo i nawet po mieszkaniu ledwo chodzę, zero jakiejś prawidłowości... też tak macie?

 

-- 22 wrz 2013, 02:27 --

 

lnie walczę z nim nie staram się go opanować...niech pływnie....ataki są coraz słabsze i coraz rzadsze:)

 

Nom... ja tak robię, od dawna. Olewam ataki i owszem są coraz mniej silne i rzadsze, ale teraz z kolei objawy nerwicy kiedy jestem spokojna trwają dłużej. Od rana do wieczora jest mi słabo, mam mdłości, a jak wejdę do sklepu to co 2 minuty czuję, że zemdleje i przechodzi dopiero jak usiądę na siedzeniu samochodu. Ostatnio byłam z moim chłopakiem w saturnie i przez 10 minut stania przy dziale z routerami co 2 minuty robiło mi się słabo i czułam, że zemdleję, ale nie uciekłam. Potem poszliśmy do carrefoura gdzie było gorąco i znowu co minutę robiło mi się słabo, ale chodziłam po sklepie mimo to, mimo, że czułam, że zaraz skończę na posadzce... wytrzymałam kilka takich chwil kryzysowych i nic mi to nie dało, nadal było mi słabo.

 

-- 22 wrz 2013, 12:28 --

 

agorka agorka agorka !!!

 

to jest najgorszy objaw nerwicy moim zdaniem w domu jestm kozak nie z tego świata niemal zdrowy ale jak jestem poza domem i w dodatku w trasie to jestem malutki jak krasnal !!!!

 

Heheheh ale żyje jeszcze nie umarłem, nie zęmdlałem nic mi nie jest tylko jakoś to wytłumaczyć trzeba ale jak tego my nerwicowcy nie wiemy pozdr

 

Wiecie co zazdroszczę wam zdrowym ludziom. Mam wrażenie, że ja gdybym była zdrowa już dawno bym to gówno pokonała. Ale niestety choruję na endometriozę. Codzienny ból, osłabienie i myśli czy to znowu odrosło i będę musiała iść na operację to codzienność. Niestety nie mogę sobie powiedzieć to tylko nerwica będzie ok... tzn. mogę jak mi serce mocniej bije, ale gdy sprawa dotyczy bólu brzucha czy tego, że mi słabo to niestety nie jestem w stanie stwierdzić czy od nerwicy czy od endo i niestety wierzę w to, że mogę zasłabnąć, bo czułam się identycznie w czasie okresu jakiś czas temu jak jeszcze nie wiedziałam co to nerwica i musiałam zawracać z drogi do pracy, a w domu wymioty, biegunka i leżenie kilka godzin zanim ibuprom zaczął działać i dopiero jak wzięłam tego kilka garści i poczułam się senna wstawałam.

 

-- 22 wrz 2013, 12:39 --

 

Prosił bym o rady, ludzi którzy sobie już poradzili w jakimś stopniu z tym, a najlepiej wyleczyli się. Jak sobie radzicie, czy pracujecie normalnie czy może macie prace w domu? Próbowałem znaleźć coś w domu ale ciężko z tym, bardzo dużo ogłoszeń jest takich, że po prostu więcej stracisz niż zyskasz, teraz pieniądze są najbardziej mi potrzebne a u nas ciężko z pracą w domu. Teraz lęk jest tak duży, że nie mogę wystawić nosa za drzwi.

Pozdrawiam.

 

Jeszcze się nie wyleczyłam, bo zaburzenia lękowe mam zdiagnozowane dopiero od chyba kwietnia. Ja pracuję w domu. Prowadzę własną działalność. Z domu muszę wyjść tylko czasem na spotkanie z klientem albo jakieś prace w terenie typu pomiary czy dokumentacja fotograficzna. Jestem ze wspólniczką, więc do tej pory jak się gorzej chwilami czułam zastępowała mnie na spotkaniach, na które jeździłyśmy razem. Teraz zwaliłam na nią wszystkie spotkania, bo codziennie źle się czuję. Myślałam, że mam tylko nerwicę, ale przy nerwicy człowiek może gdzieś wyjechać, spędzić czas z ludźmi, ja nie mogę... będzie mnie dotąd męczyć aż wrócę do domu albo hotelu albo samochodu i się położę. Ciągle się boję, że w danym pomieszczeniu będzie duszno i zemdleję (mam do tego skłonność po mamie, niegdyś ciągle prawie mdlałam w kościele i udało mi się wyjść w ostatniej chwili, raz zemdlałam. W autobusach i tramwajach jak tylko jest duszno i ciasno od razu robi mi się słabo jak nie siedzę), jak chodzę po mieście boję się, że upadnę i ciągle szukam wzrokiem ławek. Potrafi mi być słabo przez całe dnie, od 9 do 21 tak, że jestem w stanie tylko leżeć, ale zmuszam się do wyjść do sklepu czy prostych prac domowych. Zastanawiam się co mi się stało. Choruję na endometriozę. Za pierwszym razem miałam ogromne torbiele na jajnikach i wystraszyli mnie, że to nowotwór. Przez 2 miesiące szykowałam się na śmierć. Potem naoglądałam się chorych, umierających ludzi w centrum onkologii, potem przeżyłam drugą operację. Przeżyłam ból, strach, wiem jak to jest mieć diagnozę nieuleczalnej choroby o czym się wtedy myśli i co robi. Czułam, że jestem silna, że się uodporniłam. Przestałam się przejmować ludźmi, pracą... zdrowie stało się najważniejsze. Dbałam o siebie. Zdrowa dieta, ruch. Cieszyłam się życiem i nawet wyjście na 10 minut do biedronki mnie radowało. Jeździliśmy na krótkie wycieczki do innych miast z moim chłopakiem tam też odżywałam. Zaczęłam planować przyszłość i nagle w lutym zaczęło mi się dziwnie chodzić po ulicach... czułam się jak pod jakimś kloszem albo jak po alkoholu. Olałam to i ustało po czym wróciło za 3 tygodnie i skończyło się omdleniem na targach. Straciłam na chwilę wzrok i się zachwiałam, że prawie upadłam na ziemię, ale przytrzymałam się mojego chłopaka i ustałam na nogach. Za 2 dni maraton ataków paniki. Było ich po kilka dziennie, co chwilę. Wybudzały w nocy i za każdym razem dotyczyły czegoś innego. Raz czułam, że mam udar, za 2 godziny zawał, a za 4 czułam, że jestem na granicy i zaraz oszaleję. Do tego drętwiała mi noga i miałam wizję, że mi ją utną, a koszmary były tak straszne, że w życiu takich nie miałam... co noc jak tylko zamknęłam oczy. Potem już się nawet nie kładłam spać. Wytrzymałam 2 tygodnie i samo odpuściło. Pewnie organizm był już zmęczony i się wyłączył. Bałam się, że mnie zamkną w psychiatryku i nie zrealizuję swoich marzeń. Potem było mi już wszystko obojętne. Potrafiłam w czasie ataku leżeć płasko i czekać na śmierć, było mi obojętne czy umrę. Potrafiłam źle się czuć całe noce i całe dnie. Tak samo miałam gdzieś czy mnie zamkną w psychiatryku. Za to moja nerwica generuje na to konto nowe lęki, które muszę od początku rozpracowywać i znajdować na nie sposób.

Myślę, że to ta endometrioza mnie wykończyła. W tej chorobie codzienny ból i strach czy torbiele już odrosły i będzie trzeba znowu iść do szpitala na operację to codzienność. A zdarzenie z targów kiedy zasłabłam tylko wbiło gwóźdź do trumny. Psychiatra twierdzi, że to od tych przeżyć tak mi się zrobiło i kiedy już zaczynało być dobrze zaczęły się lęki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope,

 

Wiesz, ze mną jest tak pół na pół. Staram się wychodzić i walczyć ze swoim lękiem ale nie są to przyjemne spacery. Po takim przykładowym "wyjściu" często jestem zdruzgotana, że znów "nawaliłam". Miękkie nogi, uczucie chwiania się, osłabienie, szybkie bicia serca, tzw. zastyganie. Więc kiedy to mnie dopada podczas przykładowego wyjścia wkurviam się sama na siebie i dzień z głowy. Tak jak mówię staram się wychodzić ale to nic nie wnosi, tylko strach.

A jak jest z Tobą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AddictGirl21, mam podobnie jak Ty,tylko ja mam taką barierę której nie moge przeskoczyć,dochodzę do pewnego miejsca (np.100-200 m od domu) i blokada,dalej ani na krok...kosmos...środki transportu tez odpadają,jest świetnie...czyli jestem 95% wegetujaca w domu,5% wychodząca...dodam ze jestem po 3 terapiach i 2 pobytach w szpitalu i nic to nie wniosło do mojej fobii :(:why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×