Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica a związek


bundy

Rekomendowane odpowiedzi

Więc potrzeba cierpliwości to zgadza się ,poprzez związek ucze sie cierpliwości ,ja chciałabym ,żeby od razu wyzdrowiał .

Myślałam ,że poprzez działania ,poprzez zmuszanie osoby ,wyciąganie wszędzie to będzie czynnikiem ,który pomoże mu .

Z jednej strony nie można czekać aż ta osoba nagle będzie w pełni sił ,zawsze będzie mówić że sie źle czuje ,że trzeba próbować od dzisiaj .Tak mu mówię ponieważ i to jest moją dolą .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwicę lękową mam od dziecka.. po tatusiu który miał identyczne objawy jak ja. Moja mama też ma nerwicę chociaż to nie jest nerwica lękowa.

Znalezienie stałego partnera było dla mnie priorytetem odkąd skończyłam 15 lat.. nie wiem czemu ale zawsze chciałam mieć przy sobie osobę która mnie zrozumie i której będę mogła zaufać..

Dopiero gdy skończyłam 20 lat pojawił się ktoś kto zrozumiał mój stan, który wie że potrzeba dużo cierpliwości i w żadnym wypadku nie wolno robić nic na siłę..

Jesteśmy ze sobą 4 lata a mieszkamy ze sobą od 2. Raz jest lepiej raz gorzej.. on jest silną osobowością i czasem mu ciężko znosić moje "cuda na kiju".. Cieszę się że jest przy mnie.. ja to jestem jak duże dziecko często potrzebuję aby się mną zaopiekował w takich codziennych gestach.. otulił kocem czy przytulił..cieszę się że go mam..

 

Dobrze Ci. Moj zwiazek niestety sie rozsypal. Zbyt duzo napiecia sie pojawilo... i ona nerwicowa i ja nerwicowy.

A apropos nerwicy - tez najprawdopodobniej mam ja po ojcu. Ojciec mial zawsze silne leki i byl wycofany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ja mam depresje on nerwice. I ostatnio poczułam jak jego choroba mnie przytłacza (tzn. czułam ,że on chce na moich barkach przejśc przez zycie )Powiedziałam dosyć takiemu układowi. I teraz oczekuje równości w układzie pokręconych chorób :)

Próbuje mu wytłumaczyć jak to u mnie wygląda z emocjami i staram się zrozumieć na czym polega jego. W jego rodzinie ojciec ma nerwice, matka jest znerwicowana przez ten fakt. I nie mogę pojac czemu on z trójki rodzeństw na to zapadł. To że jest najmłodszy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze Ci. Moj zwiazek niestety sie rozsypal. Zbyt duzo napiecia sie pojawilo... i ona nerwicowa i ja nerwicowy.

A apropos nerwicy - tez najprawdopodobniej mam ja po ojcu. Ojciec mial zawsze silne leki i byl wycofany.

 

Mój T. miał lekką nerwicę w czasach LO ale pokonał ją wychodząc na siłę do ludzi.. ja niestety nie byłam na tyle silna aby się sama przemóc i musiałam iść po pomoc..

Mój tato również miał silne lęki. Każde wyjście z domu było związane z silnym napięciem a wyjazdy gdzieć dalej kończyły się sesjami w toalecie.. czyli to samo co ja przed braniem leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim :) Moje problemy zaczęły się już 3.5 roku temu ale dopiero w ostatni piątek, Boskim zrządzeniem bo zupełnie niespodziewanie i przypadkowo natrafiłem na bardzo dokładny opis depresji i w miarę czytania włosy mi się jeżyły na głowie bo uświadomiłem sobie że czytam mój życiorys. To był Przełom (duże "P" nieprzydakowe").

 

Moja historia w skrócie:

 

- zalatujący toksynami związek

 

- kolejna mała szpileczka nieświadomie wbita przez moją ówczesną lubą, która niestety okazała sie tą o jedną za dużo

 

- początek tego, co tak dokładnie opisuje wiele osób czyli kocham głową ale nie sercem. Nie potrafię tego wytłumaczyć, więc utwierdzam się w przekonaniu, że po prostu chyba już nie kocham i taki już jestem zimny drań. Męczę się potwornie z wyrzutami sumienia (ściśnięte i palące wnętrzności na porządku dziennym) i zmuszam się do kontynuowania związku co oczywiście kończy się po pewnym czasie klapą i rozstaniem

 

- dolegliwość rozlewa się na wszystkie inne emocje - stopniowo i metodycznie ucinam wszystkie znajomości. Nie potrafię się z nikim zaprzyjaźnić ani do nikogo przywiązać jednocześnie cierpiąc samotność (ciąglę marzę o tym aby być normalnym)

 

- zaczynam praktykować wiarę i angażuję się w to całym sobą (tego źródła nadziei choroba nie tknęła). Do dziś wierzę, że uratowało mi to życie bo raz na bardzo krótki czas zwątpiłem totalnie (kwestie dogmatyczne) i zacząłem tęsknie patrzeć w stronę okna na III piętrze (if u know what I mean). Gdyby nie szybkie ogarnięcie problemu prawdopodobnie nie wytrwałbym.

 

- Skrajna samotność (studiuję i wtedy akurat mieszkałem w kawalerce) i stopniowa akceptacja mojego rzekomego "charakteru". Nawet rodzice i reszta najbliższej rodziny mnie drażni niemiłosiernie więc cały czas spędzam zamknięty w pokoju przy komputerze. Im więcej akceptowałem tym spokojniejszy (i w pewnym sensie szczęśliwszy) byłem wewnątrz. Żadnych uczuć, żadnych emocji, ogromne pragnienie śmierci (ale o samobójstwie mowy nie było). Nieudolne próby wejścia w relację z dziewczyną kończą się ostrą nerwicą i błyskawicznym ucinaniem znajomości. Dodatkowo ogromne problemy z koncentracją (co przy trudnym kierunku studiów zaowocowało jechaniem na 3.0)

 

- "Gorący tydzień" - czyli ubiegły. Poznaję dziewczynę, która wzbudza we mnie pozytywne uczucia - od zawsze podobały mi się drobne dziewczyny, potrzebujące "opiekuna", niewinne. I ta taka właśnie jest, w dodatku kilka lat młodsza. Jest wyraźnie zainteresowana (sama zaczęła znajomość co było dość śmiałe). "Może to ta?" - pytam siebie bo nerwica się nie pojawia, pozytywne uczucie ciepła jest wprawdzie przytłumione ale obecne, kiedy o niej myślałem więc zaproponowałem spotkanie na nadchodzący piątek. Dzień po tym trafiam na wspomniany we wstępie opis depresji i świat staje do góry nogami:

 

NIE! Nie jestem cyborgiem, nie jest to mój naturalny stan, mój mózg uległ sporej awarii ale to nie są moje uczucia. Kompletne i zdecydowane zdystansowanie do swoich negatywnych uczuć i pustki. Rozwiązanie supła w mojej głowie - a więc wreszcie znam przyczynę bo blisko 4 latach! Jasny umysł i wielka nadzieja. Staram się być ponad to, co czuję, zagoniłem dolegliwość do narożnika (dokładnie tak to czuję, mam wolny umysł, zero pytań, wszystko jest jasne, dziesiątki wniosków i przemyśleń nagromadzone przez te lata powskakiwały na swoje miejsca tworząc logiczną i spójną całość jak klocki lego).

 

Został jednak problem mojej podświadomości. W okolicach żołądka (a więc w tym narożniku) wciąż siedzi ta gnida. Wczoraj dostałem chyba najostrzejszego ataku nerwicy w życiu. Dosłownie zwijałem się na podłodze i ryczałem jak bóbr (od niepamiętnych lat juz nie płakałem). Jest to związane z nadchodzącym spotkaniem - moja podświadomość broni się przed wejściem w relację z człowiekiem, mechanizm obronny przed powtórką z toksycznego związku. Niestety nie ma to ujścia (nie mogę zwalić tego na charakter i uciąć znajomość) więc uderza z całą mocą i bezlitośnie. Opowiedziałem to wszystko mojej mamie (nie widziała apogeum ataku ale wyglądałem tak tragicznie że nawet obcy ludzie by się domyślili że coś mi dolega) i poprosiłem o pomoc - muszę to leczyć, nie jestem w stanie moim umysłem zwalczyć tych ataków bo nie mam dostępu do tego poziomu świadomości.

 

 

Psychiatra wraca z urlopu dopiero po 9 września a i pewnie na wizytę trzeba będzie poczekać (jest to bardzo uznany lekarz, nie chcę iść do pierwszego lepszego tym bardziej że gotów jestem wyłożyć pieniądze). Jak uspokoić te ataki? Jak rozluźnić ten olbrzymi stres zanim dotrę do psychiatry? Potrafię go opanować modlitwą, potrafię sobie poukładać myśli ("to mechanizm obronny, to nie twoje uczucia") ale ten porządek jest nietrwały i prędzej czy później mnie łapie. Musiałbym cały czas siedzieć w kościele co jest awykonalne. Nie potrafię wzbudzić (a już na pewno ich utrzymać) uczuć do nowo poznanej a niedługo się z nią spotkam po raz pierwszy. WIEM, że chcę ją poznać i się do niej zbliżyć ale CZUJĘ zupełnie co innego.

 

Krótko zatem - jutro się wybieram do lekarza pierwszego kontaktu poprosić o coś na uspokojenie. Jest to czysto doraźne rozwiązanie, zanim nie zacznę leczenia pod okiem specjalisty. Jaki lek na receptę może to zniwelować? Wolę czuć już nawet obojętność niż totalną niechęć i panikę. Nie wiem czy to ma znaczenie ale cena nie gra roli :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Człowieku z Krainy Muminków :)

 

To chyba dobrze, że trafiłeś na ten opis depresji. Z tego co napisałeś wynika, że rzeczywiście przydałoby się pewne rzeczy zmienić, żeby się podniósł standard Twojego życia. Plan działania, który opisałeś (dobry psychiatra + prewencyjnie coś na uspokojenie "na już") brzmi sensownie. Do wyjścia z tego potrzeba trochę czasu, ale ważne że już zacząłeś coś robić.

 

Trzymam kciuki, żeby dobrze poszło spotkanie z tą interesującą dziewczyną ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn do chwili obecnej przeczytałem już mnóstwo rzeczy. Ale wtedy wpadłem na to (nie doświadczyłem ostatniego epizodu /ziarna kukurydzy/ ale to chyba dobrze, bo świadczy to o zaawansowanym stadium):

 

http://pokazywarka.pl/v2mddo/ (nie zrażaj się formą bo ona jest akurat świetna)

 

Jest to bardzo uproszczony opis ale świetnie wskazał mi kierunek dalszych poszukiwań.

 

Trzymam kciuki, żeby dobrze poszło spotkanie z tą interesującą dziewczyną ;)

 

:)

 

-- 04 wrz 2013, 19:26 --

 

Niestety nie mogę edytować posta a chciałem jeszcze coś dodać.

 

Otóż mimo wszystko mam wątpliwości dotyczące psychiatry. No bo co on mi pomoże? Przepisze leki pewnie jakieś. Ale leki zniwelują stres na tak długo, jak będą brane (a co z innymi uczuciami, je też pewnie zmiecie a ja w dłuższej perspektywie chcę je mieć). Pomoże mi odnaleźć źródło strachu? Ja je znam, mogę mu je od progu wyrecytować. To strach przed wejściem w bliską relację. Ostatnia taka relacja mnie uszkodziła i jako ze pojawiła się na horyzoncie perspektywa wejścia w nową relację organizm zareagował obronnie. Ale to tylko organizm, nie daję się zawładnąć temu lękowi i przełamuję go jak tylko mogę. Spotkanie coraz bliżej, od początku choroby nigdy nie było nawet o tym mowy, znajomości były ucinane błyskawicznie więc to jest zupełnie nowy poziom i czuję, że organizm ogarnia prawdziwa panika. Podświadomie boję się wyjąc telefon gdy dostanę smsa bo a nuż to ona napisała, boję sie spojrzeć na jej zdjęcie, więc wyjąłem telefon na biurko żeby od razu widzieć kto pisze a zdjęcie wywaliłem na pulpit żeby jak najczęściej waliło mnie po oczach (teraz boję się zminimalizować okna, żeby mi nie pokazało pulpitu). Cyrk na kółkach, zmuszam się do rzeczy, które wywołują strach i w ten sposób walczę (oczywiście strach jest irracjonalny, to paraliżujący ucisk a nie rzeczywisty strach).

 

Nie wiem, czy psychiatra doradzi mi cokolwiek innego. Czy stawienie czoła swojemu lękowi nie jest najlepszą receptą? Czy jest sens pchać się w leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem mimo wszystko warto pójść do psychiatry. Wymierne korzyści są następujące:

 

1) będziesz miał receptę na leki, sugeruję ją też wykupić. Czy je zaczniesz brać czy nie, to już będzie od Ciebie zależało. Znam bardzo dobrze osobę, która poszła, dostała leki i ich nigdy nie zaczęła brać ale jednak czuła się w jakiś sposób pewniej, wiedząc że w razie czego może zacząć. Znałem też inną osobę, która zaczęła brać i dzięki tym lekom poczuła się na tyle dobrze, że osiągnęła wiele swoich zamierzeń. Oczywiście jest to jakaś decyzja. Biorąc leki trzeba liczyć się z jakimiś skutkami ubocznymi czy też później problemem odstawienia. Często jednak korzyści wynikające z zażywania lekarstwa są na tyle duże, że uzasadniają ich stosowanie. Sam, w oparciu również o zdanie fachowca, oceń i zdecyduj czy działać "na sucho" czy ze wsparciem farmakologicznym.

 

2) psychiatra może dać Ci skierowanie do psychologa, na terapię. Dzięki temu możesz zaoszczędzić sporo pieniędzy, bo wizyta u psychologa to jest odczuwalny koszt. O ile wiadomo, że psycholog to tylko psychologi - sam Cię nie zmieni, trzeba współpracować, to jednak może ze swojej perspektywy przekazać sporo ważnych spostrzeżeń, jakichś cennych wskazówek z doświadczenia swojego i innych. Moim zdaniem warto z tego skorzystać.

 

3) dowiesz się co o sprawie sądzi lekarz, będziesz mógł mu osobiście zadać jakieś pytania i poznać zdanie kompetentnego (mniej lub bardziej ;) ) człowieka.

 

Poza tym, to że stawiasz czoła lękowi, mierzysz się z nim to ma swoją wartość. Najgorszym rozwiązaniem jest pozwolić lękowi decydować o swoim życiu.

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 23 lata, chciałbym stworzyć poważny związek z kobietą, jestem z Krakowa.

 

Jestem tu całkowicie nowy, a forum jest bardzo obszerne i nie wiedziałem, gdzie do końca umieścić tego posta. Pewnie zrobiłem to w złym miejscu, dlatego też bardzo proszę moderatora o niekasowanie go oraz przeniesienie do odpowiedniego działu. Tego samego posta napisałem też w tym dziale: zwi-zki-z-osobami-borderline-npd-inne-zwi-zki-toksyczne-inf-t46941.html i nie wiem jak go usunąć. Ten dział jest do tego na pewno lepszy.

 

Posiadam depresję/nerwicę w postaci lęku uogólnionego z somatyzacjami. Nie jest ona jeszcze bardzo rozwinięta, po prostu jest mi wiecznie smutno itd. Jestem człowiekiem bardzo wrażliwym, trochę już w życiu przeszedłem. Mam wiele zainteresowań i pasji, którym oddaję swój czas. Do jakiegoś czasu mogłem spotykać się z dalszą rodziną, przyjaciółmi. Teraz jest trochę gorzej. Wcześniej spotkania z Nimi były odskocznią od szarej rzeczywistości, która była smutna. Obecnie pojawiły się u mnie objawy somatyczne, które jak jestem w domu, bądź z najbliższymi, czy np. chodzę sam gdzieś to się tak bardzo nie uwydatniają, poza tym że jestem mocno osłabiony tym wszystkim. Ale od pewnego czasu pojawił się u mnie lęki związanymi ze spotkaniami z nieco mniej bliższymi osobami, bo wtedy mam wyobrażenie iż dopadną mnie przykre objawy somatyczne, tak było w listopadzie jak pojechałem ze znajomymi w góry. Lęk ten przeszkadza mi w spotkaniach z wieloma osobami, dlatego też moje kontakty społeczne znacznie się ograniczyły. Mam trójkę przyjaciół, którzy mnie rozumieją, chociaż nie wiedzą do końca co mi jest i spotykam się czasem z Nimi.

 

Podstawowym celem napisania tego posta jest jednak to, że chciałbym aby moje relacje z ludźmi nie ograniczały się tylko do tych wyżej wspomnianych. Chciałbym sobie znaleźć dziewczynę. Jestem człowiekiem bardzo uczuciowym i wiernym, w życiu byłem już w dwóch związkach, w tym jednym poważniejszym. Miałem już na oku parę osób, ale cóż z tego skoro lęk przed tym, że objawy somatyczne na takiej "randce" mogą zaraz przyjść, nawet jak wezmę mocniejsze leki. Samo myślenie o tym właśnie do tego prowadzi i powstaje błędne koło. Chciałbym poznać dziewczynę wartościową, wrażliwą, która wie, że życie nie jest idealne, ale jeśli się pokocha kogoś, będzie się dbało o ten związek z dnia na dzień i odkrywało siebie na nowo to może dać on naprawdę wiele radości. Spotkanie z dziewczyną, która wiedziałaby na samym początku, że mam pewne dolegliwości, od razu by zmniejszyło mój lęk przed tym, że może do nich dojść, a te objawy to duszność, dreszcze, mocne osłabienie, potliwość itd, więc bez tragedii. ;) Na początku wystarczy normalna rozmowa, miły spacer, rozmowa o swoich zainteresowaniach itd. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się od pewnego czasu czy osoba która ma problemy z ogólnie z nerwicą/depresją powinna wchodzić w związek. Byłem tylko raz dawno temu w związku ale nie ukrywam, że nie pogodziłem się z tym że mam zostać już zawsze sam. Jestem ciekawy jak mógł by on wyglądać, w jaki sposób zmienił by moje życie a jednocześnie pełen obaw,że to nie dla mnie, że to mnie przerośnie, że coś tam... Jeśli ktoś ma jakieś sugestie, rady czy doświadczenia w tym temacie to chętnie się z nimi zapoznam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno warto sprobowac nic nie stracisz a mozesz poznac wyrozumiala osobe z ktora zlaczy Cie uczucie :smile:

Mi sie wydaje ze czlowiek to jednak istota ze tak powiem stadna, osamotnienie zazwyczaj kojarzy sie ze smutkiem i negatywnymi uczuciami. Kazdy zasluguje na milosc czy przyjazn bo to swiadczy o naszym czlowieczenstwie :smile:

Relacje miedzyludzkie maja na nas duzy wplyw.

 

Mi sie wydaje ze kazdy czlowiek ma w glowie takie watpliwosci jak Ty ;) Sa one normalne i niezbedne ale nie warto sie zniechecac na starcie gdyby kazdy tak podchodzil do zwiazkow to ludzie nie byliby ze soba i nie przechodzili szczesliwie kryzysow, nie zakladaliby rodzin ;) A co maja powiedziec osoby na wozkach albo bez konczyn?

 

Wiele ludzi na swiecie choruje na rozne choroby uleczalne i nieuleczalne wielu tez jest niepelnosprawnych a poza tym kazdy ma tez wady. Ale walczmy o nasze szczescie i milosc i badzmy odwazni bo zyjemy tylko raz na drugie zycie nie mamy niestety szans ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście relacje z drugą osobą są bardzo istotne, prawie o tym zapomniałem, przypomniała mi o tym terapia oraz to co z niej wynoszę, w jaki sposób wpływa na mnie, ale również wpływa na mnie osoba prowadzącej, tylko czy na taką empatię i zrozumienie można liczyć "na zewnątrz"? Tak jak piszesz żyje się raz i świadomość że raczej się trwa a nie idzie przez życie jest uwierająca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój brat wyleczyl sie z nerwicy i depresji dzięki swojej dziewczynie ...tak na niego wpłynęła...byliśmy dla niego i nadal jesteśmy oparciem ale to ona z takim szczerym. współczuciem ale i dopingiem oraz bodźcem wywarła na niego wpływ Aby podjął leczenie którego śmiertelnie wręcz się bal!!! Pi prostu nie żył nie uczestniczył w żadnym razie w normalnym życiu...miłość zrozumienie i troska może mieć zbawienny i wręcz uzdrawiajacy wpływ na nerwicowca. No i cis nowego zmiana...ulokowanie uczuć...hormony szczęścia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrze oczywiście, że tak !

 

Zakładając naturalnie, że będziecie wraz z partnerką wzajemnie się kochać, zyskujesz niesamowite wsparcie i dodatkowy fundament na drodze w ustaniu nerwicy. Może być coś lepszego ? Dla mnie jest to nieoceniona cegiełka :)

 

-- 28 kwi 2014, 00:50 --

 

Jeśli masz okazję to nie spie*dol tego, tak jak ja to zrobiłem. Bardzo duży błąd.

 

jednocześnie pełen obaw,że to nie dla mnie, że to mnie przerośnie, że coś tam...
nasze typowe myślenie lękowców.

Ani krzty racjonalizmu tutaj :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie była masa takich tematów, ale jednak każdy jest od innej osobowości tak więc podzielę się z wami tematem.

Zapytam wprost. Waszym zdaniem czy osoba z nerwicą może być w stabilnym związku, czy jest możliwe bycie z kimś kto naprawdę będzie z nami na dobre i na złe?

 

Zauważyłam, że wiele osób cierpiących na nerwicę spotyka na swej drodze partnerów/rki, które same borykają się z jakimiś zaburzeniami. Czy to wynika z tego, że uważają, że tylko tacy ludzie są w stanie ich zrozumieć? Jaka jest wasza opinia na ten temat? Skąd bierze się wieczne powielanie..

Może podzielę się swoimi historiami...jestem już po xxx związkach i każdy kończył się tak samo. Czyli życie z kimś zaburzonym co nie było łatwe.

 

A jeśli już jesteście w udanych związkach to czy dzielicie się swoimi dziwactwami nerwicowymi i obawami ze swoim partnerem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy to powielanie schematu, ale byłam w związku z zaburzonymi i niezaburzonymi. Generalnie dla mnie bez różnicy, bo z jednym i drugim typem rzadko gadam o swoich nerwicach, ale jest jedna zasadnicza różnica. Jeśli spotykasz się z kimś, kto ma nerwicę i zdaje sobie sprawę ze swoich zaburzeń to wtedy istnieje spore prawdopodobieństwo, że skumacie się nawzajem. Bo będzie wiadomo, że typ z którym jesteś wcale nie ma kurwicy od niepozmywanych naczyń tylko kolejny napad albo że jego dziwne zachowania to nie efekt dbałości o czystość tylko natręctwa. I w drugą stronę.

 

Zdarzyło mi się żyć z osobą, która na moje oko miała poważny problem ze sobą, dda/ddd, ale skutecznie negowała to przed sobą. Nie chciała się udać do specjalisty, całe zachowanie uznawała za jak najbardziej ok, normalne i to był najcięższy typ relacji, bo nie starał się zrozumieć ani siebie ani tym bardziej mnie i mojej sytuacji (przy czym też trzeba pamiętać, że partner to nie żadna matka teresa).

 

A w innym przypadku powiedziałam co mi tam na duszy siedzi, gość 100% bez żadnych schorzeń i generalnie czysty umysłowo i też to do niego dotarło, zaakceptował że moje złe humory to nie przez rozkapryszenie level over 9000 tylko taki efekt uboczny działania mojego mózgu. Zatem jak miałam dołek i zjazd i lęki to o wiele łatwiej było i jemu i mnie to skumać, bo już wiadomo o co chodzi i z czym to się je, a przede wszystkim miał chęć żeby się dowiedzieć.

 

Z tym rozdzielaniem na zaburzonych i nie byłabym ostrożna. Rozdzielałabym ich raczej według schematu kumaty i nie. Bo można być zaburzonym i totalnie negować swoje problemy, a można być niezaburzonym i być skorym do zrozumienia drugiej osoby. Kiedyś myślałam według schematu, że normalni (w znaczeniu bez nerwicy chociażby) totalnie mnie nie zrozumieją i będę takim odrzutem atomowym cywilizacji i bububu życie jest ciężkie. Ale tak na dobrą sprawę idzie się dogadać ze wszystkimi. Największym zagrożeniem czy pułapką pakowania się ciągle w beznadziejne relacje jest zasilanie swojej podświadomości informacjami, że nikt mnie lepiej niż podobny czub nie zrozumie. No i masz koło zależności, które sama sobie napędzasz. Na początku znajomości, kiedy poznaję kogoś w realu nie mówię przecież, że hej mam nerwicę, a ty na co chorujesz. To z czasem wychodzi (albo nie, ale nie ukrywałam nigdy niczego przed partnerami, bo po co?). Zatem de facto nie wiesz z kim masz do czynienia, a fakt że ktoś jest zaburzony możesz sobie wydedukować przypadkiem, chyba że poznajesz ludzi na takich forach jak to ;) Ale tak jak mówię, nie rozdzielałabym tego według kryteriów zaburzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet ciezko jest przechytrzyc pietno podswiadomosci. Zdawalam sobie z tego sprawe, ze bede zakochiwac sie w ludziach, ktorzy beda destrukcyjni wiec postanowilam wybierac bardziej racjonalnie, bez emocji i byly takie same efekty...to samo z nieatrakcyjnymi, wszystko zmierza do jednego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Iced_Coffee, jestem od 6 lat w zwiazku z całkiem zdrowa osobą, jest nam super, ale po prostu jetesmy dwiema polowkami tego samego jabłka. Znosi moje gorsze dni i nastroje, nie przeszkadza mu to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×