Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich znerwicowanych,

 

Ja cierpię na podobny problem, także związany z nie tolerancją pewnych odgłosów, ale od początku.

 

To że na świecie w ogóle jestem, graniczy z cudem (ginekolog mojej mamie powiedział już na początku ciąży, że nie ma szans donosić i wręcz upierał się na aborcję), po urodzeniu przez jakiś czas był problem - traciłam przytomność, było podejrzenie uszkodzenia mózgu, jednakże badania nic nie wykazały.

 

Ok 3 roku życia zapadłam na dziwną chorobę, której lekarze nie potrafili zdiagnozować (zanik słuchu, zanik mięśni w całym ciele, bóle, bezsenność).

 

Choroba trwała do 8 roku życia, wyciągnęłam się z niej cudem dosłownie, dzięki medycynie naturalnej (głuchota cofała mi się w sumie najdłużej, bo do ok 11 roku życia).

 

W międzyczasie zaczęłam si ę interesować muzyką, bo jak się okazało mam predyspozycje w tym kierunku (nie małe ponoć) i oto jak miałam 11 lat, w wakacje stało się coś, co przewróciło mi życie do góry nogami.

 

Najpierw spełniło się moje wielkie marzenie - dostałam psa. Radość jednak była krótka - nie mogłam znieść ciągłego piszczenia czworonoga. Na szczęście to się skończyło dość szybko, bo po ok 3 tygodniach od jego przybycia do mojego domu.

 

Na początku sierpnia 98' mój genialny starszy brat wpadł na pomysł podłączenia komputera do kolumn (gdyż jego zdaniem zwykłe głośniki miały za małego kopa) i przez następnych 8 godzin, w całym domu rozlegała się niezwykle mroczna, oparta dosłownie na 3, powtarzających się dźwiękach muzyka z pewnej gry komputerowej.

 

Nie jestem Wam w stanie powiedzieć, jakie to u mnie przerażenie wywołało, przez następny miesiąc dochodziłam do siebie, najgorsza była reakcja mojej znerwicowanej matki, która nie wiedziała jak mi pomóc z jednej strony, a z drugiej nie mogła zrozumieć co się ze mną dzieje.

 

Metodę wtedy miałam jedną - by męczącą mnie melodię zagłuszyć innymi.

 

Minęło prawie dziesięć lat od tamtego wydarzenia, do tej pory jeszcze raz zdarzyło mi się przeżyć pewną melodię w podobny sposób, w wakacje po pierwszej klasie lo. Wtedy też zagłuszyłam tą melodię inną melodią.

 

Problem zaczął się ostatnio - sfrustrowana tym, że nic nie udało mi się osiągnąć w dziedzinie muzyki, którą się zajmowałam jeszcze miesiąc temu, roztrzęsiona domową awanturą na Wszystkich Świętych i podjudzona kolejną melodią, która wywołała u mnie napady paniki odstawiłam muzykę, ponieważ moje lęki zawsze brały się z tego jednego źródła ---> z kąta mojego pokoju, w którym przesiedziałam ostatnie 14 lat mojego życia, niezdolna w pełni do normalnego funkcjonowania pośród innych ludzi, odkąd w skutek wyżej opisanej przeze mnie choroby zostałam "wyklęta" na dzielnicy tak przez koleżanki i kolegów ze szkoły jak i przez ich rodziców i rzez nauczycieli.

 

Ostatnio, jak słyszę muzykę, gdziekolwiek jestem, zaczynam wpadać w panikę - boję się że zwariuję od tego, ponieważ nawet jak już jej nie słyszę uszami, to kołacze sie w mojej głowie, nie mogę tego "wyłączyć" a im bardziej próbuje tym bardziej mnie to męczy, nie mogę już przed tym uciec, nawet nie jestem w stanie zająć się prostymi aczkolwiek koniecznymi czynnościami codziennymi, strach przed muzyką, która w najmniej odpowiednich momentach pojawia się w mojej głowie i nie chce zamilknąć doprowadził do znacznego pogorszenia się moich wyników w nauce (jestem na II roku studiów dziennych).

 

Swędzenie mózgu swędzeniem mózgu, ale jak tu żyć z czymś takim?

:cry::cry: Jutro wybieram się do psychiatry (próbowałam się zarejestrować wcześniej, ale u nas w mieście jest z tym nie mały problem)

 

Mam 21 lat, i naprawdę nie wyobrażam sobie życia z tym "czymś" przez następnych np 50 lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. mam taki problem.otoz leczylem sie na fobie spoleczna.bylem u psychiatry i dal mi leki "rexetin". bralem je pol roku i postanowilem zaprzestac tego bo minialny czas brania tego leku to taki czas. i teraz moje ataki powracajatzn. np mam taki paradoks ze jak ktos "wymiotuje" lub mowi o tym to tez mi sie zbiera. mam tez powroty fobii spolecznej.mieslicie takie objawy? chyba jednak zbyt krotki czas mialem tego leczenia. a jak bralem leki czulem sie lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam przestales brac czy w porozumieniu z lekarzem? Jesli sam, to bylo to malo odpowiedzialne... A lekarz powinien zmienic lek, jesli zle sie po nim czujesz, a nie odstawic. Same leki i tak nie wystarcza, poszukaj dobrego terapeuty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktos chodzil z was na terapie z zwiazku z tematem? czy jest ona lepsza i skuteczniejsza nic leki?

samymi lekami obsesji nie wyleczysz.

witam. mam taki problem.otoz leczylem sie na fobie spoleczna.bylem u psychiatry i dal mi leki "rexetin". bralem je pol roku i postanowilem zaprzestac tego bo minialny czas brania tego leku to taki czas. i teraz moje ataki powracajatzn. np mam taki paradoks ze jak ktos "wymiotuje" lub mowi o tym to tez mi sie zbiera. mam tez powroty fobii spolecznej.mieslicie takie objawy? chyba jednak zbyt krotki czas mialem tego leczenia. a jak bralem leki czulem sie lepiej

Co do tego zgadzam się z poprzedniczką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zauwazylem, ze mam dwa rodzaje natrectw. pierwszy rodzaj to natrectwa nagle, napadowe, mysli sa krotkie i bardzo silne. napad taki trwa z reguly kilka godzin i konczy sie z reguly wizyta na izbie przyjec. przestalem wzywac pogotowie ratunkowe, bo oni na takie rzeczy ci nie pomoga, owszem, maja dobre checi, ale zwykle ich wizyta polega na podaniu 100 - 200 mg hydroxyzyny. natrectwa te dotycza smierci - wyskoczenia z wysokosci lub poderzniecia gardla.

 

druga grupa natrectw to natrectwa wolnofalowe, plynace przez dlugi czas. zwykle dotycza zdrady w zwiazku, przez moje mysli przechodza rozne okropne, bluzniercze obrazy. sa dokuczliwe ale nie wymagaja zadnej interwencji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzis po raz kolejny zrobilam te okropne rytualne rzeczy..mam ich dosyc..mechanizm choroby jest prosty..mysli,lek i czynnosci...jakis czas temu (2mies.)zmarl moj wujek...od jakiegos czasu nekaja mnie mysli z nim zwiazane...dzis np.wmowilam sobie,ze moj wujek lezal jeszcze gdzies przed pogrzebem...chodzi o dzien 25..ale teraz mamy listopad nie wrzesien..probuje to sobie jakos tlumaczyc...w ogole w ten dzien w ktorym robie,,te rzeczy"jest jakjims sadnym dniem i musi byc idealny...mam dosyc tej choroby...mam nadzieje,ze tym razem sie nie poddam mysla i lekowi;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! :) Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy mam NN. Poczytałem forum, poszukałem w sieci i okazuję się, ze chyba jednak tak. Opiszę Wam pokrótce dlaczego tak myślę. Już w wieku 10-12 lat miałem cały zestaw tików nerwowych: wzruszanie ramionami, silne, intensywne mruganie oczami, lizanie palców - podnosiłem naraz obydwie dłonie do ust i jednocześnie lizałem po 2 palce z każdej dłoni (albo: lewa-prawa-obydwie dłonie), powtarzałem taką czynność co kilkadziesiąt sekund. Robiłem to, bo palce wciąż wydawały mi się zbyt suche. Oczywiście im więcej je lizałem, tym bardziej mi się wysuszały, więc było to zamknięte koło... Standardem były równo ustawione kapcie przy łóżku, rzeczy składane w kosteczkę, zamiłowanie do kątów prostych (do dzisiaj czuję dyskomfort, gdy np. książki, gazety, pudełka itp. nie są poukładane równo względem siebie albo względem powierzchni, na której leżą). Denerwuje mnie, gdy ktoś ogląda ze mną film i nie uważa, albo jest rozproszony. Jeśli mi samemu coś przerwie, albo sam się rozproszę muszę cofnąć film tak, żeby niczego nie pominąć... Liczę schody, po których wchodzę/schodzę, jeśli coś ma mieć wymiar (rysunek techniczny, komórka tabeli) to albo rzeczywisty (do 4 miejsca po przecinku :)), albo zaokrąglony do pełnej, parzystej liczby. Zliczam litery w wyrazach - nie muszą być parzyste, żebym się dobrze poczuł ;) - jeśli są inne (np. 9, 15...) szukam innej prawidłowości (9 to 3x3, 15 to 5x3). Mniej komfortowo jest, jeśli są to liczby pierwsze. Inne zachowania związane z jakimś rodzajem z symetrii: gdy zrobię krok do przodu prawą nogą i (nie wiem jak to określić) „zauważę” go, skupię na nim jakoś szczególnie swoją uwagę, to zaraz muszę wykonać taki sam lewą (też będąc na nim „skupiony”) potem np. obiema - skok albo coś w rodzaju skoku... Ten schemat (lewa-prawa-obie funkcjonuje zresztą u mnie w różnych innych przypadkach). Sprawdzanie przed spaniem kurków od gazu, kontrola klamek, zamka, sprawdzanie, czy się na pewno czegoś nie zapomniało (pomimo, że 2, 10, 15, 30 sekund wcześniej już sprawdzałem)... Te wszystkie zachowania są ze mną tak długo jak sięgam pamięcią... Poza tym rytuały: ubieranie się i rozbieranie w odpowiedniej kolejności, określone schematy przy myciu okien, naczyń, myciu w wannie, zawsze te same miejsca dla konkretnych przedmiotów (i rozdrażnienie, kiedy ktoś mi coś przestawia albo przenosi)... Z tego co przychodzi mi jeszcze do głowy to np. ściąganie z sieci tutoriali (samouczków) do programów graficznych. Wyszukiwanie, konsekwentne przeglądanie, zapisywanie, katalogowanie, tak, żeby mieć wszystkie. I narastająca frustracja, bo przecież to niemożliwe, żeby je wszystkie w końcu zgromadzić! Jest też jakieś dziwne rozdwojenie: jestem grafikiem i mam raczej twórczy, „rozbujany” przez wyobraźnię umysł. Ale kiedy zaczynam tworzyć, rysować, nie mogę wyjść poza prostokątne ramy, kąty proste i symetrie – to przytłaczające i zniechęcające... Jest też sprawdzanie po kilka-, kilkanaście razy tego co się napisało (postów, dokumentów...) i poprawianie ich, bo jakiś wyraz nie jest na „swoim” miejscu, jakiś użyty „nie ten”... Sznurowadła w butach wiąże w określony sposób... Cóż, jest tego trochę. :)

 

Jest też niewiarygodna wnikliwość, konieczność analizowania własnego działania połączona z niedowartościowaniem. Zależy mi na opinii innych ludzi, jednak od czasu do czasu staram się z tym walczyć, prowokować ich reakcje np. przez zmianę wyglądu, ubioru - bez wielkich ekstrawagancji, po prostu jakąś zauważalną zmianą. W ten sposób się testuję: czy stchórzę pod naporem reakcji i się wycofam, czy potrafię zbagatelizować uwagi innych... Bardzo się do tego przykładam ostatnio, żeby nie robić sprawy z błahych sytuacji. Wiecie (to może być trochę zagmatwane), mam takie coś, że wiem, taki wymyślony, chyba mało realny obraz tego, jak postrzegają mnie inni (konkretni) ludzie. Do tego (nieprawdziwego) obrazu dopasowuję swoje zachowanie, tak, żeby coś zmienić, albo naprawić. Muszę też wiedzieć jak najwięcej o tym, co ktoś o mnie myśli, żeby naprawianie miało sens i było skuteczne. Jeśli zrobię kolejną rzecz „nie tak”, już wyobrażam sobie jak to wpłynie na mój obraz w oczach innych i staram się zrobić to lepiej. Ale wpadam wtedy w błędne koło wyjaśniania wszystkiego, wypytywania, tłumaczenia się, co jeszcze bardziej narusza mój wyimaginowany wizerunek, zamiast po prostu machnąć na to ręką i być sobą.

 

No cóż, wątpliwości co do mojego stanu chyba nie ma. :)

 

Przejdę jednak do sedna. Tiki nerwowe z dzieciństwa minęły, Wszystkie moje natręctwa są męczące, ale mając ich świadomość czasami (nawet często) robię im na przekór i nie daje się im ślepo prowadzić. Udaje się. Co prawda w przypadku niektórych z nich odczuwam wyjątkowo silny przymus, ale i z tym udaje mi się poradzić, a gdy ulegam nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. Czyli te wszystkie moje dziwactwa nie są nadmiernie uciążliwe i potrafię z nimi normalnie żyć. Bałem się totalnej utraty kontroli, gdy na świat przyszło pierwsze dziecko, że nie będę potrafił zaakceptować chaosu, nieprzewidywalności i bałaganu jaki może wprowadzić mały człowieczek, ale – o dziwo – dosyć szybko to zaakceptowałem. Wprowadziliśmy z żoną jednomyślnie pewną rutynę w opiece nad dzieckiem, potrafię wykryć i zdefiniować w zachowaniu naszego dziecka pewne regularności – to chyba trochę pomaga...

 

Gorzej gdy chodzi o moje kompleksy i chęć podobania się innym, podporządkowanie opinii innych i kreowanie własnego wizerunku – to bywa wyjątkowo denerwujące... Ale, jak pisałem, staram się być sobą i lekceważyć to, jak inni mnie postrzegają. Cóż, nie jest to terapia bezszokowa, bo przy okazji czuję, że tracę kontrolę nad pewną dziedziną mojego życia (nie będę miał wpływu na postrzeganie mnie przez innych, ale czy kiedykolwiek ten wpływ tak naprawdę miałem?). Na razie mnie to fascynuje i czuję się przyjemnie wolny w chwilach, kiedy zupełnie nie zawracam sobie głowy reakcjami innych. Chwilami (falami) przejmowanie się wraca i wtedy już nie jest tak kolorowo...

 

A! Pytanie! :) Czy istnieje możliwość, że moje objawy się pogłębią i nerwica nasili się z biegiem czasu? Mam w tej chwili ponad 30 lat i nie wiem, czy czasami nie zacząć już teraz szukać pomocy, zanim sprawy nie rozwiną się zbytnio?

 

Pozdrawiam – M.

 

 

PS. Świetnie, że trafiłem na to forum. To pocieszające, że nie jest się samemu, a już zupełnie niesamowite, że można mówić o swoich fobiach i ktoś inny to rozumie! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej, jestem tu nowa i postanowiłam podzielić się moją historią. Nie jestem pewna czy mam nerwicę natręctw, gdyż nikt jej u mnie nie zdiagnozował, nie byłam u psychiatry ani u psychologa, jednak czytając o nerwicy natręctw widzę wiele objawów, które pojawiają się u mnie.

Z pozoru wszystko wygląda normalnie, udaję, że nic mi nie jest, tylko czasami jest tak ciężko...Najgorzej jest wieczorem gdy idę spać, to wszystko się nasila. Strasznie się boję, nie wiem czego, czasami ogarnia mnie lęk, ale nie znam jego źródła, boję się, że coś mi się stanie i wtedy zaczynają się różne czynności, które muszę wykonać. Już od dawna muszę dotykać różnych rzeczy po kilka, kilkanaście razy określonej rzeczy, albo konkretnego koloru. Jest to strasznie męczące, moja rodzinę to śmieszy,ale dla mnie nie jest śmieszne, że muszę czegoś dotykać i w zasadzie nie wiem dlaczego to robię, po prostu coś mi mówi,że muszę i już, a jak się próbuję powstrzymywać, to odczuwam dziwny niepokój, że coś mi sie stanie, albo pójdzie mi coś nie po mojej myśli. Gdy leżę w łóżku i próbuje zasnąc muszę najpierw dotknąć pare razy w określonej kolejności łóżka, sciany, szafki, poduszki... Kolejną sprawą jest sprawdzanie różnych rzeczy, czy np drzwi są zamkniete, staram się panować nad tym, ale jest jedno natręctwo, które nie daje mi spokoju- noszę soczewki i codziennie wieczorem muszę się upewnić czy na pewno ściągnęłam je na noc. Niby wiem, że je ściągałam, wiem, że gorzej widzę, a więc nie mogę mieć założonych soczewek, ale i tak muszę się upewnić, sprawdzam po kila razy, czy na pewno są w pojemniczku, patrzę w lusterko czy nie mam ich na oczach, patrzę na różne rzeczy czy gorzej widzę i to wszystko nie daje mi spokojnie zasnąć, wstaję z łóżka i idę sprawdzić czy je ściągnęłam, chociaż nawet jak bym w nich spała nic takiego strasznego by sie nie stało, ale MUSZĘ to sprawdzić. Mam również jakies myśli, że mogłabym sobie lub komuś innemu zrobić coś złego. Budzę sie w nocy i się zastanawiam co by było gdybym skoczyła teraz z balkonu, albo idę ulicą i myśle o tym by wskoczyć pod przejeżdżający samochód, nie żebym chciała się zabić lub kogos innego, bardzo chcę żyć, tylko nachodzą mnie takie myśli i nie potrafię ich od siebie odsunąć. To wszystko się we mnie gromadzi, leżę w łóżku i się boję, że coś się stanie, że ktoś przyjdzie i mnie skrzywdzi, każdy szelest, jakiś odgłos i patrzę w okno czy tam przypadkiem kogoś nie ma.

Ten stan trwa od kilku lat może dłużej trudno mi powiedzieć, czasami jest lepiej, w ogóle o tym nie myślę, cieszę się życiem, ale czasami jest naprawdę ciężko. Wiem, że powinnam iść do jakiegoś specjalisty, ale zawsze miałam problem przed zwierzaniem się komuś z moich problemów czy osobistych spraw, ze wszystkim zawsze próbowałam radzić sobie sama, ludzie nawet bliscy tak mało o mnie wiedzą, nie potrafię się przed nikim otworzyć. Poza tym nie jestem pewna czy chciałabym się"tego" pozbyć, zyję z tym i czuję jakby ta choroba była częścią mnie, lecząc się czułabym jakbym pozbywała się swojej osobowości, części mego charakteru. Nie chcę przyjmować żadnych leków, chcę sama walczyć z tym , ewentualnie, żeby mi ktoś podpowiedział jak mam to robić. Wsparcia ze strony rodziny nie mam praktycznie żadnego, bo choc mówiłam im o tym, to oni tarktuja to jako jakieś moje dziwactwo, nic takiego, że cos sobie wymyślam, ale oni nie wiedzą jak ja się boję. A żeby było śmieszniej to sama studiuję psychologię i może kiedyś zrozumiem przyczynę swojego zachowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorzej jest wieczorem gdy idę spać, to wszystko się nasila. Strasznie się boję, nie wiem czego, czasami ogarnia mnie lęk, ale nie znam jego źródła, boję się, że coś mi się stanie

 

Jak byłam młodsza strasznie bałam się iść spać. Bałam się też zostawać sama w domu jak było ciemno. Całe noce leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć. Od paru lat śpię normalnie, ale nie umiem ci powiedzieć, co spowodowało poprawę.

 

Gdy leżę w łóżku i próbuje zasnąc muszę najpierw dotknąć pare razy w określonej kolejności łóżka, sciany, szafki, poduszki...

 

Ja nakrywałam głowę kołdrą i do teraz mi zostało, że nie zasnę, jak nie mam poduszki położonej na głowie, a zwłaszcza przykrytego ucha, tak jakbym bardzej bała się coś usłyszeć niż zobaczyć.

 

Kolejną sprawą jest sprawdzanie różnych rzeczy, czy np drzwi są zamkniete, staram się panować nad tym, ale jest jedno natręctwo, które nie daje mi spokoju

 

Oj tak. Pomimo, że czuję się dużo lepiej niż kiedyś, to sprawdzanie mi zostało. Może nie jest tak nasilone jak kiedyś, ale czasem daje mi się we znaki. Zwłaszcza jeżeli chodzi o wypełnianie różnego rodzaju papierów i pisanie czegoś, potrafię po kilka razy sprawdzać, czy się nie pomyliłam, a jeżeli chodzi o różnego rodzaju numery np. telefonu, to po kilkanaście razy sprawdzam. Jak nie jestem czegoś pewna, to nie daje mi to spokoju. I tyle o tym myślę, że muszę iść to sprawdzić.

 

MUSZĘ to sprawdzić.

 

Dokładnie, MUSZĘ, bo mi to nie da spokoju.

 

To wszystko się we mnie gromadzi, leżę w łóżku i się boję, że coś się stanie, że ktoś przyjdzie i mnie skrzywdzi, każdy szelest, jakiś odgłos i patrzę w okno czy tam przypadkiem kogoś nie ma.

 

Ja całe noce czekałam, że coś wyjdzie z ciemności, leżałam i nasłuchiwałam. W okno do teraz czasem spojrzę, ale nie czuję już takiego lęku jak kiedyś.

 

Wiem, że powinnam iść do jakiegoś specjalisty, ale zawsze miałam problem przed zwierzaniem się komuś z moich problemów czy osobistych spraw, ze wszystkim zawsze próbowałam radzić sobie sama, ludzie nawet bliscy tak mało o mnie wiedzą, nie potrafię się przed nikim otworzyć.

Wsparcia ze strony rodziny nie mam praktycznie żadnego, bo choc mówiłam im o tym, to oni tarktuja to jako jakieś moje dziwactwo, nic takiego, że cos sobie wymyślam, ale oni nie wiedzą jak ja się boję.

 

Dobrze to rozumiem, bo ja też nie miałam wsparcia u moich bliskich.

Spróbuj pójść do specjalisty, wiem że ciężko się zwierzać obcemu ze swoich problemów, ale wiem też, że jak się człowiek przełamie, to jest łatwiej. Pierwszy krok zrobiłaś, zwierzyłaś się nam, tu na forum. Rozmowa w cztery oczy jest cięższa, ale wiem z własnego przykładu, że czuję się dużo lepiej jak zaczęłam o tym rozmawiać. Spróbuj iść do psychologa, na terapię. Ja tego nie zrobiłam kiedy był czas, bo w ogóle nie wiedziałam, że to choroba, myślałam, że jestem dziwna i tyle. Teraz bardzo żałuję, że nie byłam u specjalisty, może tyle lat bym się z tym nie męczyła. Dałam radę tylko dzięki sobie samej, bo u nikogo nie miałam wsparcia. Ale ty masz świadomość, że psycholog czy psychiatra może ci pomóc, więc spróbuj. Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm... dzisiejszy dzień zapowiadał sie nie najgorzej. No właśnie zapowiadał się :( Od rana męczy mnie jedna głupia myśl. Kupowałem w sklepie bułki. Zaplacilem, dostalem reszte, wrzucilem do portfela gdzie byly inne drobne. Tej reszty mialo byc chyba 1,60 zł. Reszty dostałem 1 zł+ 0,50 zł + 0,10 zł. Tylko, że jak wrzucalem do portfela to zaraz potem pojawila mi sie mysl, że może ta jedna moneta to nie bylo 0,10 zł tylko 0,20 zł. (bo była odwrócona orzełkiem). A wiadomo,że obie monety są wielkością podobne. I wtedy bylo by za dużo o 10 groszy. A sprawdzic już nie mogę bo w portfelu mialem pełno innych drobnych.

I tak moje plany na dzisiejszy dzień zniszczyła myśl: "czy to było 10 groszy czy 20 groszy". A jak pomyśle, że to było 20 groszy (chociaż nie wiem czy było) to mam takie poczucie, że stało się coś strasznego (jakbym popełnił największą zbrodnię świata).

I stram sobie wytłumaczyć, że to przecież to wogóle jest nieistotne, ale mnie już męczy tak od 4 godzin :( :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i jak pomoglo juz nie myslisz o tym? ;)

ja zauwazylam ze jak zapala mi sie swiatleko w glowie na jakas mysl natretna ktora juz chce kmninic robie gleboki wdech i mowie o nie nie bede zaczynac i nie pozwalam na sile by sie to rozkrecilo ,jak znow chce sie zakrecic to znow to robie i mowie ze spokojem w glosie i sercu nie interesuje mnie to ,albo wlasnie ze smiechem co jest bardzo istotne wlasnie ch... mnie to ... ;) pomaga serio

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomogło :D Już mnie mnie przestało męczyć. I zauważyłem, że jak coś mi się zaczyna wkręcać to najlepiej mi pomaga jak ktoś inny mi powie, żebym się nie przejmował. To tak jakbym sobie nie ufał. hmm dziwne...

Czasami probóje sobie powtarzać 100 tysięcy razy, że to o czym myśle jest bezsensu i niewarte uwagi, a wystarczy jedno stwierdzenie innej osoby i zaczynam czuć się lepiej ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stwierdzono u mnie nerwice natręctw. Boje sie ze cos komus zrobie ale uspokoila mnie troche wypowiedz jednego z uzytkownikow tego forum, ktory powiedzial ze jeszcze nikt kto sie obawia ze komus zrobi krzywde tego tak naprawde nie zrobil. I moim zdaniem taka prawda ja tez kocham swoja rodzine i poprpstu glupota byloby cos im zrobic. Ale niestety moja psychika jest taka ze co uslysze to tego sie odrazu boje :( dla przykladu wyczytalem ze takie mysli to moze byc opetanie przez duchy i oczywiscie nizej ksiazka wydania pani egzorcystki i psychoterapeuty. I jakis czas mi sie wydawalo ze faktycznie moze tak byc ale na cale szczescie to mi przeszlo. Teraz odbilo mi na punkcie schizofremii :( boje sie ze bede zyl w dwoch swiatach a wiadome ze jak ktos sie boi ze komus cos zrobi to ma jakis moment natretna mysl ktora mu to obrazuje i co to ma sie nazywac rozdwojenie jazni? wczoraj chcialem zasnac i gdy juz zasypialem wylaczylem podswiadomosc mialem jakies mimowolne obrazu i glosy a gdy otworzylem oczy to nic takiego nie bylo i to jest tak od momentu kiedy zaczalem sie tym martwic. Czy moze tak byc ze poprostu jestem za wrazliwy i sie tym przejmuje i nastepnie mi sie wydaje ze tak jest? prosze o pomoc i dziekuje z gory

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak moze ci sie tak wydawac nakrecasz sie i tyle ;) przede wszystkim leki uspakajajace i jak sie boisz to nic nie czytaj na necie tylko zyj zyciem

 

nic nikomu nie zrobisz wierz mi szkoda nerwow i glowy swojej na takie paranoje

 

nie mozesz sie bac schizofrenii bo ludzie na nia chorujacy nie zdaja sobie sprawy z tego ze maja ta chorobe wiec przestan czykolwiek sie takim przejmowac ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jaaa dzieki wielkie tego ze ludzie nie zdaja sobie sprawy z tego ze maja taka chorobe nie wiedzialem :) tylko oczywiscie moje "optymistyczne nastawienie" nakazuje mi spytac czy moze zorientowalem sie ze cos takiego mam.... chociaz prawdopodobnie to bzdura... chyba faktycznie za wrazliwy jestem i troche wykonczony tymi myslami. Dzieki wielkie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

powaga nie knic mi gdy zaczynala sie nerwica siedzialam tylko w necie i szukalam chorob ,teraz tego sie smieje

 

mialam napady przy rodzinie i bliskich nawet : "o matko ja chyba zaraz komus cos zrobie ,pojawial lęk lęk wzrastal pojawiala sie mysl ze moze lęk minie jak to zrobie ,potem myśl przeciez ja tego nie chce ,uspakajalam sie mysl pierwotna mijala

 

teraz jak to wszystko wiem jak to sie konczy i przebiega mysl pierwotona( zla) nie powstaje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestes teraz na jakis lekach czy juz calkiem wyszlas z tych zaburzen emocjonalnych?:) bo ja chyba od jutra zaczne brac seroxat. Na poczatku chcialem zalatwic to psyhoterapia ale zly psyholog... zamiast uspokajac to wpedza mnie w to bardziej.... wykupie te leki i pojde za miesiac albo dwa prywatnie niech mi tylko cos kasy wpadnie ;) pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

za pierwszym razem jak chorowalam na NN mialam 18 i nie wiedzialam ze to wogole choroba i sie leczy ,nie szukalam nigdzie pomocy bo sie wstydzilam ,balam o tym mowic,wyszlam z tego sama meczac sie rok ( tez mialam bezsennosc),potem mijalo( zylam normalnie ,nowsza szkola ,nowi znajomi) az ustapilo i zapomnialam o tym calkiem! ( teraz wiem ze to nawet chyba nie dobrze bo gdybym wiedziala ze to choroba wiedzialabym na co zwracac uwage u siebie w postapowaniu z innyi ludzmi ,chodilabym na terapie a nie zapomniala o wlasnych czulych pnkt ,ktorych jak sie dotknie powstaje NN)

po 4 latach teraz sie to powtorzylo w wyniku ciezkiego przezycia psychicznego ,emocjonalnego ,i zauwazylam symptomy podobne jak mialam wtedy w wieku 18 lat powstawaly zno wpomalu ,pomalu az robilo sie ich wiecej i zaburzala mi sie przez to chemia w mozgu),pomyslalam ze to nie moze byc przypadek ze znow to mam ,zaczelam od netu i tego forum ,skonczylam u psychiatry i lelkach - dzieki nim czuje sie zdrowa mysli zniknely a ja dzieki dobremu humorowi moge sobie ukladac w glowie jak to wszystko powinno wygladac ;) po 7 miesiacach brania lekow na sen w noc w noc :!:- mialam silna bezsennosc juz spie bez nich ;) - w co kompletnie nie wierzylam jeszcze zanim zaczelam brac leki - mialam nawet napady furii jakis z powodu mojego stanu ,plakalam nie moglam sie opanowac ,myslalam ze wyjde z siebie ,balam sie lozka ,nocy na samym poczatku gdy wystapila bezsennosc

 

 

moral jest taki mozna z NN wyjsc nawet samu calkiem - sila zapracia chec zycia, a nawet jego zmiana o 180 stopni ,jesli stan sie pogarasza tak jak mi tym razem zdecydowalam sie na leki by sie nie meczyc noi dojsc do siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×