Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Witam to ja dawna Verona, system nie chciał mnie zalogować pod starym nickiem więc założyłam nowe konto.

Próbowałam od 2 tyg. dostać się na forum ale nie udało się.

Mam CHAD od 1998/99 roku a dowiedziałam się, ze choruję w 2009. Spędziłam 10 pobytów w szpitalu. W różnych, dziennych, zamkniętych, na terapiach a ostatnio po próbie samobójczej w marcu.

Obecnie jestem warzywkiem. Zaraz po próbie "s" i wyjściu ze szpitala czułam się dobrze a teraz od m-ca jest jakas masakra. Nie mam siły wstać z łózka, biorę klony zeby przespać dzień.

Czy może to być efekt "odbicia" po próbie? Czy teraz dopiero organizm zareagował?

Moja Doktorka powiedziała, ze nie widziała mnie jeszcze w tak złym stanie jak teraz.....totalne warzywo, apatia a na dodatek lęki, wszystko mnie przeraża i przerasta. Nie wiem co robić...ileż można czekać na poprawę :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy zaburzenia dwubiegunowe da się wyleczyć samemu bez leków

Witam. Chcę wyleczyć się z zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. Obawiam się leczenia farmakologicznego. Chcę wyleczyć się sam. Chodzę regularnie do psychologa. Widzę, jak choroba osłabia mnie, i zdaje sobie sprawę z tego, że muszę natychmiast zacząć skutecznie z tym walczyć. Chcę normalnie funkcjonować. Szukam w internecie informacji i nie znajduję optymistycznych informacji. Można się z tego wyleczyć samemu? Czy praca nad sobą, nad wadami, nad pasjami, umiejętnościami coś w ogóle daje? Ja już po prostu nie wiem jak sobie pomóc. Mi naprawdę zależy. Chcę działać. Ja tylko potrzebuję jakiś wskazówek, instrukcji. Niestety nawet psycholog po dwóch miesiącach regularnych spotkań z jakiś powodów nie potrafi mi pomóc, tzn nie wyjaśnia mi co dokładnie mam zrobić. Z góry dziękuję za pomoc ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chadu raczej nie da sie wyleczyc psychoterapia. Twoj psycholog powinien o tym wiedziec i skierowac Cie do psychiatry.

Niestety nawet psycholog po dwóch miesiącach regularnych spotkań z jakiś powodów nie potrafi mi pomóc, tzn nie wyjaśnia mi co dokładnie mam zrobić

dwa miesiace to dopiero poczatek drogi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie to zrobił. A mnie się wcale nie śpieszy do psychiatry. Zadaję proste pytania - po co mam nad sobą pracować skoro to i tak nic nie da? Jak mam sobie pomóc? Po co sobie pomagać, skoro i tak to nic nie da? Ja nie chcę faszerować się chemią! Co ja mam zrobić?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ja chcę być normalnym człowiekiem! Ja chcę mieć przyjaciół, chcę być pewnym siebie, chcę być w czymś dobry, chcę się uczyć, zdobyć wykształcenie, chce być zwyczajnym, pogodnym człowiekiem! Nie chcę żadnych skoków nastrojów! Hahhaha leki i psychiatra - hahah śmiechu warte. W najgorszym razie zamkną mnie w jakimś szpitalu dla obłąkanych, w najoptymistyczniejszej wersji zostanę nafaszerowany chemią, która oczywiście ma cały szereg skutków ubocznych, która wykończy mi ciało (bo w umyśle już nie ma co niszczyć), będę pewnie cały dzień chodził otępiony, nie zdolny do nauki, odczuwania przyjemności i normalnego, spokojnego życia. Fantastycznie to wszystko wygląda, czyż nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałeś czym jest ta choroba? Mam takie same objawy jak Ty MusicMaster123, chyba trochę za bardzo szalejesz i zbyt szybko chcesz wyjść z tego. Też bym chciał wszystko mieć od razu, mam prawie 30 lat na karku i "co?". Jestem jak warzywko którym możesz sobie posypać danie główne. Najpierw poczytaj z czym to wszystko się "je", postaraj się to wszystko zrozumieć, przemyśl swoją sytuacje i dopiero podejmuj jakieś impulsywne kroki w działaniu. Początki są zawsze trudne. Wiem że jeśli nie zacznę powoli działać to mnie to zeżre, a przecież chce przetrwać w tej dżungli. Jeśli mnie już dopadnie i będę leżał i nic nie będę mógł zrobić wtedy poddam się i nie będę dalej walczył. Puki co "chcę", bo nie "muszę".

 

Jeszcze wczoraj wieczorem nie wiedziałem co mi jest, nie miałem pojęcia. A dziś mimo że wszystkiego nie pamiętam o czym pisałem wiem, że mam CHAD. To mi dużo daje, bo znam przyczynę mojego dziwacznego dla wszystkich zachowania. Co nieco wiem jak z tym walczyć, postaram się iść do psychiatry i niech on wyda wyrok ostateczny. Jedyne co "muszę" to CHCIEĆ iść tam, nie dziś nie jutro, ale w końcu pujdę i raz na zawsze załatwię to jak facet. Raz już podjąłem, jak ja to nazywam "MĘSKĄ DECYZJE". Teraz kolej na kolejną.

 

Płaczę ze złości na samego siebie, że to coś mam. Nie jest to wyrok śmierci, ale jest to bardzo niszczące.

 

I pocieszę Cię, przyznając się tu, przed wszystkimi. Jestem seksoholikiem i z tym też mam zamiar walczyć. Wiem że jeszcze nie raz upadnę i będę załamywał ręce. Ale spróbować zawsze warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

manią czy depresją rozwalisz sobie życie dużo skuteczniej niż lekami, twój wybór

nie wyjdziesz z tej choroby bez leków, prawdopodobnie będziesz je musiał brać dożywotnio (pomyśl o tym jak o astmie czy niedoczynności tarczycy - też nieobojętne dla zdrowia leki i też brane do końca życia)

terapia i ćwiczenia pełnią rolę pomocniczą ( i masz rację, całkiem ważną) - ale tylko w remisji - pozwalają pozbyć się starych nawyków, żyć lepiej i rozpoznawać nawroty, którym da się zapobiec zmieniając dawki leków bądź dołączając nowe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za komentarze. Skoro tak mówicie, to będę musiał się pewnie do tego wszystkiego się przyzwyczaić. Jak to jest faszerować się chemią? Można normalnie funkcjonować? Czy jest to możliwe? Ja mam cele, ambicje, i nie mogę przez jakąś tam chorobę rezygnować z tego wszystkiego... Naprawdę nie da się opanować tej choroby siłą woli? Znam osobiście osobę o dużej sile woli i jest zdolny do rzeczy godnych podziwu. Powiem więcej, zdarzało mi się natrafiać na wypowiedzi ludzi, którzy nie potrzebowali leków, by pokonać tę chorobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, lubię ten wątek, bo tu się sączy prawdziwy ból, a nie jakieś smętki, że kogoś rzuciła dziewczyna (za pół roku koleś znajdzie nową i zapomni o całej sprawie).

Sam choruję na zaleczoną schizofrenię. Czasem próbowałem się uczynić szczęśliwym, ale nie dało rady. Dlatego przynajmniej skupiam się na sferze formalnej. Robię różne rzeczy, chodzę do szkoły, spotykam się z ludźmi, dbam o higienę, codzienne sprawy, itd. Zewnętrznie jakoś bardzo po mnie nie widać cierpienia. Ale to wszystko śmieszne, bo nawet odpoczynek traktuję jako obowiązek.

 

W skrócie: potrafię prawie wszystko, poza byciem szczęśliwym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, lubię ten wątek, bo tu się sączy prawdziwy ból

właśnie dlatego nie cierpię tego wątku, bo kiedy go czytam, załamuję się - bliska mi osoba przeżywa dokładnie to samo, ten sam ból, a ja nic nie mogę zrobić, by to zmienić. Choćbym nie wiem jak się starała, ten ból będzie zawsze, życie tej osoby będzie "jakieś" albo "złe", myśli mniej lub bardziej samobójcze, zachowanie zawsze - mniej lub bardziej - autodestrukcyjne, samoocena z reguły na dnie. Wieczna chęć ułatwienia życia otoczeniu - wieczna chęć usunięcia się z powierzchni ziemi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że ta osoba jest twarda, stara się, naprawdę, to widać. Moim zdaniem jest silna, ale jak wiadomo, miewa tragiczne momenty, kiedy lęki są ogromne, a niechęć do takiej egzystencji ogromna.

"Trzeba pogodzić się z ograniczeniami jakie ta choroba powoduje. Wtedy jest .....lżej, lepiej."

Ona ciągle nie może się pogodzić. Mnóstwo w niej frustracji z tego powodu. Udaje, że ma do tego dystans, ale i tak widać, że to tylko udawanie.

 

dziękuję Ci, Intel, za odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam to ja dawna Verona, system nie chciał mnie zalogować pod starym nickiem więc założyłam nowe konto.

Próbowałam od 2 tyg. dostać się na forum ale nie udało się.

Mam CHAD od 1998/99 roku a dowiedziałam się, ze choruję w 2009. Spędziłam 10 pobytów w szpitalu. W różnych, dziennych, zamkniętych, na terapiach a ostatnio po próbie samobójczej w marcu.

Obecnie jestem warzywkiem. Zaraz po próbie "s" i wyjściu ze szpitala czułam się dobrze a teraz od m-ca jest jakas masakra. Nie mam siły wstać z łózka, biorę klony zeby przespać dzień.

Czy może to być efekt "odbicia" po próbie? Czy teraz dopiero organizm zareagował?

Moja Doktorka powiedziała, ze nie widziała mnie jeszcze w tak złym stanie jak teraz.....totalne warzywo, apatia a na dodatek lęki, wszystko mnie przeraża i przerasta. Nie wiem co robić...ileż można czekać na poprawę :?:

 

hej

witamy znowu

ja po próbie samobójczej też się czułam lepiej niż po a po 3 miesiącach miałam zjazd...

wiesz że nie wiadomo kiedy będzie lepiej...

mówią że trzeba mieć nadzieję, że jak ja to słyszałam to się wkurzałam

 

masz coś, chodźby 1 rzecz żeby się jej uczepić?

żeby na nią czekać... żeby się na niej wspierać...

próbuj robić tylko te rzeczy które chociaż trochę Ci pomagają

 

trzymaj się

 

-- 25 sie 2013, 17:39 --

 

MusicMaster123

pan26xyz

 

witam w naszym gronie

 

 

terapia i ćwiczenia pełnią rolę pomocniczą ( i masz rację, całkiem ważną) - ale tylko w remisji - pozwalają pozbyć się starych nawyków, żyć lepiej i rozpoznawać nawroty, którym da się zapobiec zmieniając dawki leków bądź dołączając nowe

 

mi terapia pomagała w deprze - czasami żeby się tylko wyżalić a czasami jak nie było bardzo źle żeby jednak spróbować na rózne rzeczy spojrzeć nieco mniej czarniej

wydaje mi się że w hipo może pomóc bardziej realnie oceniać rzeczywistość

 

Intel nie strasz

 

Jose sobie radzi całkiem dobrze

Waplo też tutaj nie bywa bo od wielu miesięcy na ładną remisję

 

niektórym się udaje

 

ale rzeczywiście trzeba się nauczyć żyć z ograniczeniami co jest choler*** trudne szczególnie jak wcześniej miało się górki i zdobywało szczyty

 

ja na przykład musiałam totalnie zmienić tryb życia na wolniejszy

i nauczyłam się doceniać rzeczy którymi wcześniej ... nawet pogardzałam - na pewno deprecjonowałam

jak np spokojne przeżycie tygodnia bez dołków

uczy się człowiek doceniać drobiazgi jak dobry obiad, ładny widok, etc

 

niestety raczej (tu Intel ma rację) mamy w mózgu bombę która nie wiadomo kiedy wybuchnie

ale spokojny tryb życia zmniejsza prawdopobobieństwo jej wybuchu

 

3mka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Trzeba pogodzić się z ograniczeniami jakie ta choroba powoduje. Wtedy jest .....lżej, lepiej."

 

I to jest najtrudniejsze, o ile w ogóle możliwe...

Największą niesprawiedliwością jest to, że chad dotyka ludzi wyjątkowych... Inteligentnych, ambitnych, wykształconych, mających plany i cele.

Ludzi, którzy najczęściej coś osiągnęli bądź też są na dobrej drodze w realizacji swoich marzeń... To wszystko plus wyjątkowa wrażliwość bardzo utrudnia pogodzenie się z diagnozą, odnalezienie się w życiu pełnym ograniczeń.

Nakazując komuś kto kochał życie i czerpał z niego pełnymi garściami wegetować jak roślina, to tak jakby ptakowi odebrać skrzydła, kiedy nauczył się już latać.

 

Leki pomagają, bardzo pomagają. Po jakimś czasie regularnego ich zażywania nie sposób temu zaprzeczyć.

Nie leżę już całymi dniami w łóżku wyjąc z bezsilności, nie mam już paraliżujących lęków, jakoś żyję. Właśnie....JAKOŚ. Niestety nie jestem już tym samym człowiekiem. Leki "zabiły" we mnie wszelkie uczucia. Ja już nawet nie wiem czy jestem w stanie się zakochać...

Jedyne co czuję to obojętność.

Czasami myślę, że tamto życie było lepsze. Fakt, były miażdżące okresy depresji, ale mijały i nadchodziła przecudowna górka, kiedy to mogłam nadrobić ten zmarnowany czas i żyć pełnią życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z pewnych względów muszę użyć alternatywnego konta, by zadać pewne pytanie. (G., nie czytaj tego!)

 

 

Jestem w związku z facetem chorym na ChAD, leki bardzo osłabiły mu emocje i mówi, że jego uczucie do mnie praktycznie zanikło. Że czuje się ze mną dobrze, ale nie ma już tych emocji, które znał na początku naszego związku. Jego psychiatra twierdzi, że to skutek uboczny leków i raczej nie da się na to nic poradzić.

Problem w tym, że ja go całkowicie i otwarcie kocham.

 

Czy taki związek może przetrwać? Czy jest szansa, że emocje powrócą? Czy można tak dobrać leki, by wróciły? Czy to jest ogóle możliwe, by tak żyć? We mnie jest mnóstwo uczuć, aż za dużo, natomiast jak jest u niego, to już wiecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

antananarywa, oczywiście, że leki można dobrać tak, żeby emocje wróciły. Wiadomo, że zaraz odezwie się chór marudów, którzy powiedzą, że "nie, nie w życiu nie odzyska emocji" a to g* prawda. Leki zwykle na początku tłumią emocje, żebyśmy my ChADowcy nie zwariowali od ich intensywności i nadmiaru, ale z biegiem czasu się je odzyskuje i ma się je na NORMALNYM (tj. nie takim jak w chorobie) poziomie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy taki związek może przetrwać? Czy jest szansa, że emocje powrócą? Czy można tak dobrać leki, by wróciły? Czy to jest ogóle możliwe, by tak żyć? We mnie jest mnóstwo uczuć, aż za dużo, natomiast jak jest u niego, to już wiecie.

 

Nie wiem, jakie leki bierze obecnie Twój facet, na spłycenie emocji skarżą się chyba najczęściej biorący któryś z SSRI - ale wątpię, żeby działanie leków było na tyle silne, żeby zniszczyło emocje w związku. Jest szansa, jeśli Twój facet zrozumie, że to co brał za "prawdziwe" emocje mogło być spowodowane górką (hipomanią czy stanami okołomaniakalnymi) i że tak naprawdę musi zadbać o to, nie mieszać tego z nierealnymi oczekiwaniami i hajem. Że miłość na haju zawsze szybko mija i pozostawia za sobą kaca. W pewien sposób Wasz związek może się stać głębszy, oparty na mocniejszych fundamentach, jeśli Wam obojgu na tym zależy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja nie pamiętam żeby tabsy zabiły we mnie uczucia wyższe...

zamulenie totalne, brak radości, brak siły, obojetność to tak

ale chyba nigdy nie przeszła mi miłość

 

ale ja np. nigdy nie brałam neuroleptyków i szybciutko uciekałam z np. ketrelu..etc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sensja często bywam na Forum tylko mało piszę :D . Zastanawiam się czy jestem szczęściarzem,że moje fazy nie przechodzą tak gwałtownie jak u Innych(np. nie zaliczyłem żadnej manii - uff). Jestem raczej przykładem zaprzeczającym tezie,że chorując na CHAD nie ma się żadnych perspektyw.Moja najdłuższa remisja trwała około 9 lat, nie licząc paru miesięcy deprechy,które sam sobie zafundowałem dochodząc do wniosku ,że leki mi są zbędne. Dwa lata temu stabilizator ,który brałem (Lit) jak by przestał działać i zaliczyłem 8 miesięcy deprechy w której kolejne stabilizatory mi nie pomagały(w tym czasie zamknąłem działalność gospodarczą i sądziłem ,że wykładanie towarów w markecie nie powinno mnie przerosnąć. Trafiłem na oddział dzienny gdzie od razu do Litu dorzucono mi Ketrel, który w moim przypadku zadziałał jak burza i po około miesiącu pobytu poprosiłem o wypis a w po kilku tygodniach podjąłem pracę u znajomego w swoim zawodzie na pełnym etacie. Zgadzam się z twierdzeniem,że dobrze dobrane leki to podstawa ale też uważam iż nasze odpowiednie podejście do choroby ma też duże znaczenie . Teraz wiem ,że kiedy 4 godzinny sen mi wystarcza, jestem pobudzony,mam natłok myśli i zbyt dużą beztroskę to nie należy się cieszyć i kiedy nie mogę tego okiełznać to czas na wizytę u lekarza, korektę leków a nie powód do radości bo już wiem jaka faza będzie następna . Jeśli chodzi o remisję ja nie odbieram jej jak monotonię i nudę, dla mnie to okres stabilizacji i całkiem twórczy a przede wszystkim jest to okres przewidywalny(realny) bez większych odchyłów.

Obecnie jestem w ponad rocznej remisji z malutkimi wahnięciami ,które dają się szybko kontrolować, biorę systematycznie leki i uczę się akceptować siebie i pozytywnie nastawiać do życia. Moim zdaniem akceptacja i polubienie siebie ma duże znaczenie i nie ma nic wspólnego z egoizmem. Osoby o wysokiej samoocenie mają znacznie więcej energii i są bardziej altruistyczne.

Piszę to dlatego,że właśnie dlatego ,że akceptacja i polubienie swojej osoby pozwoliło mi przebrnąć przez te drobne depresje w ostatnim czasie.Akceptacja pozwala mi być bardziej wyluzowanym,przebojowym , odpornym na stres, nie poświęcać zbyt wiele czasu na nieistotne

drobiazgi , nie przejmować się bezpodstawną krytyką itd.(po prostu nie trwonię na darmo swojej energii a wcześniej mnie to wypalało). Sądzę ,że przez takie myślenie staje się swoim sojusznikiem a nie wrogiem (w depresji BARDZO niska samoocena delikatnie mówiąc ).

Jasne ,czasami mi nie wychodzi , pojawia się zdenerwowani i agresja ale już coraz szybciej wyskakuję ze starych nawyków.Sądzę ,że leki , szybkie zauważanie reagowanie na kolejne fazy

pozwolą mi na długie remisję lub co najmniej łagodne przejścia tej choroby a czas pokaże czy

się nie myliłem. Pozdrawiam. Waplo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×