Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jestem zerem, nie potrafię nic.


Niktita

Rekomendowane odpowiedzi

depresyjny86, kiedy pojawił się iPhone cały świat ryczał ze śmiechu, no bo jak to ... Bez klawiatury? Jak dziś pamiętam te kąśliwe arykuły, że to się nie przyjmie, że ludzie wolą.

Dziś dotykowy telefon to norma. Steve Jobs zamiast opuścić łeb robił swoje, bo taką miał wizję.

 

Jestem wyznawcą swojej teorii, że każde dziecko ma to coś tylko trzeba mu pomóc to znaleźć. I zwykle się udaje z iskierki rozmuchać ogień. Pracuję bardzo długo z ludźmi i po prostu wiem, że każdy ma jakiś talent tylko nie każdy potrafi go wykorzystać we właściwy sposób.

 

To co nabywamy w dzieciństwie to bagaż doświadczeń, który trzeba wykorzystać na swoją korzyść. I szeroko pojęte szczęście tu wymięka. Bo łapanie okazji, wykorzystywanie maksymalnie swojego życia jest kluczem. Osoba, która siedzi zamknięta w swojej przeszłości nie ma szans na krok dalej. Trzeba najpierw wyrwać się z kajdan dzieciństwa (wiem jakie to trudne) i powykrzywianej rzeczywistości, odrzucić to co było na rzecz tego co będzie.

 

Szanuję Twoje zdanie i nie będę się spierać. Tylko co jeżeli ja mam rację? Że wystarczy odejść od tego co było i uwierzyc w siebie i tylko tyle? Jesteś w stanie zaryzykować niesprawdzenie tej informacji? Jesteś w stanie odrzucić taką teorię bez dowodu na własnej skórze? Decyzja należy do Ciebie.

 

Motto na dziś: teraz jest doskonałą chwilą na zmianę.

 

-- 25 sie 2013, 20:33 --

 

Niktita, Synku, tu nie chodzi o gaszenie kogokolwiek. Przynajmnie ja tak nie czuję. Dyskusja z kimś na poziomie to czysta przyjemność intelektualna.

Twoja odmiana słowa Flea pozwala mi sądzić, że z językami obcymi masz niewiele do czynienia. Pozwól, że sprostuję. Tego słowa z wielu przyczyn nie odmieniamy.

Zresztą ... jako, że jesteś opętany to wybaczam Ci. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, Z każdym kolejnym postem tylko się pogrążasz i ujawniasz swoje oblicze - zwykłego trolla. Zatem przestaję cię (tak, teraz z małej) traktować jako człowieka, a raczej za ogniwo pośrednie między małpą, a człowiekiem. Najlepszą karą dla trolla jest ignorowanie go, zatem tak uczynię. Nie będę się odnosił, ani dyskutował z jakikolwiek postem, który napiszesz, jednak wiedz - jeśli będziesz mnie obrażać, to będę raportował to do moderacji. To wszystko, zamykam temat. Dziękuję i koniec imprezy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niktita, proszę napisz gdzie Cię (tak, wielką literą- ja nie bawię się w takie rzeczy) obraziłam. Zgłoś do moderacji jeżeli tak uważasz. Ja nie mam z tym problemu.

Przyznaj się, że zabrakło Ci po prostu argumentów i miotasz się we własnej pianie, którą toczysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niktita, proszę napisz gdzie Cię (tak, wielką literą- ja nie bawię się w takie rzeczy) obraziłam. Zgłoś do moderacji jeżeli tak uważasz. Ja nie mam z tym problemu.

Przyznaj się, że zabrakło Ci po prostu argumentów i miotasz się we własnej pianie, którą toczysz.

 

 

Na podstawie jednego posta twierdzisz, że nie miałem nigdy do czynienia z językami obcymi, od razu skreślasz, że nie mogę być lingwistykiem, czy poliglotą. Na podstawie jednego posta? Nie skończyły mi się argumenty, bo tych mam mnóstwo, lecz zgodnie z zasadą słynnego youtubera "nie zamierzam dyskutować z debilami" - nie zamierzam z tobą więcej dyskutować. Z resztą celowo napisałem Fleję, potem się poprawię na Fleę, ale nie wyczułaś nutki sarkazmu.Nie wyczułaś celowo, lub niecelowo. Dlatego, by mi dokopać tekstem, że nie mam do czynienia z językami obcymi. Naprawdę, to jest już mój ostatni post i w myśl pana buraczka cebulaczka nie zamierzam z tobą więcej wdawać się w jakąkolwiek dyskusję, o ile można to tak nazwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

depresyjny86, tak przeczytałam sobie Twojego posta jeszcze raz.. I płynie z niego straszny smutek i straszna rezygnacja (tak go odbieram).

Wiem, że każde dziecko zasługuje na wsparcie, na pozytywne wzmocnienie, na równy rozwój, na wspaniałych rodziców. Ciężko mi się pogodzić z rzeczywistością, kiedy widzę biedne dzieciaki, kiedy widzę jak rosną w alkoholu, biedzie, bite, poniżane. Jedyne co mam dla nich do zaoferowania to moja wiara w nie, trochę ciepła i zrozumienia. Bo dzieci są dobrem najwyższym i należy je chronić. One nie rozumieją co to depresja, chociaż często na nią chorują, one nie rozumieją dlaczego ktoś najważniejszy jest katem i bydlakiem.

 

Zdaję też sobie sprawę, że jako dorosła mogę zmienić siebie. Pokazać tym dzieciom, że pomimo trudu, pomimo lęku, pomimo niepowodzeń można iść dalej. Że nie musi tak być.

Świat zmieniam od siebie. Uwierz mi, że każde dziecko ma iskierkę.

Dobrze napisałeś, że środowisko wpływa i otoczenie kształtuje więc chyba warto zrobić coś aby nie być tym destrukcyjnym otoczeniem, tą "gaśnicą" iskierki, być inspiracją, być przykładem, że warto wykrzesać z siebie choć trochę. Że warto wierzyć w to co się robi choćby to była najbardziej prozaiczna i banalna rzecz.

 

-- 25 sie 2013, 21:12 --

 

Niktita, muszę Ci podziękować. Zapowiadało się, że wieczór będzie nudny ale dzięki Tobie czuję, jakby promień słońca wpadł do mojego mieszkania. Cóż, życie mnie jeszcze nie raz mile zaskoczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początku dementuje pogłoski jakobym chciał kogkokolwiek zgasić czy coś w tym stylu.

Flea - "Steve Jobs zamiast opuścić łeb robił swoje, bo taką miał wizję" - I robił to też dlatego,bo miał umiejętności,miał podstawy już od dzieciństwa - wiedział,że stać go na wielkie rzeczy bo w tej świadomości został wychowany - pozytywnie wartościowany przez otoczenie.Miał osobowość i odpowiedni charatker.A nie tylko dlatego,że miał taką wizję.

Jestem wyznawcą swojej teorii, że każde dziecko ma to coś tylko trzeba mu pomóc to znaleźć. I zwykle się udaje z iskierki rozmuchać ogień. Pracuję bardzo długo z ludźmi i po prostu wiem, że każdy ma jakiś talent tylko nie każdy potrafi go wykorzystać we właściwy sposób.

Nie każde dziecko ma talent,czy jak to piszesz "to coś".....Zresztą sama napisałaś "zwykle udaje się z iskierki rozdmuchać ogień"...Zwykle?czyżby jednak istniały osoby które nie mają żadnych talentów?:).

To co nabywamy w dzieciństwie to bagaż doświadczeń, który trzeba wykorzystać na swoją korzyść. I szeroko pojęte szczęście tu wymięka. Bo łapanie okazji, wykorzystywanie maksymalnie swojego życia jest kluczem. Osoba, która siedzi zamknięta w swojej przeszłości nie ma szans na krok dalej. Trzeba najpierw wyrwać się z kajdan dzieciństwa (wiem jakie to trudne) i powykrzywianej rzeczywistości, odrzucić to co było na rzecz tego co będzie.

Bagaż doświadczeń - Ciekawe jak ma wykorzystać swój "bagaż doświadczeń" osoba której ciągle się nic nie udaje,i ma wieczne problemy ze wszystkim. Rzeczywiście to bardzo "przydatny" bagaż doświadczeń .Bagaż którego raczej Ty nie miałaś ;).I nikt tutaj nie mówi o życiu przeszłością,ja tylko mówię,że jeżeli nie wykształci się u młodego czlowieka odp. cech charakteru,osobowości i nie będzie się tego młodego pozytywnie wzmacniać,to niestety ale będzie miał ten człowiek problemy w życiu czy tego chce czy nie chce .Co do wykorzystywania maksymalnie swojego życia - ja wykorzystuję swoje maksymalnie.I zaręczam Ci,że osoby które nie mają umiejętności,nie mają talentu,nie mają odpowiedniego charakteru też na swój sposób wykorzystują swoje życie jak tylko MOGĄ.

Bo łapanie okazji,

Btw. łapanie okazji jest złe :P ,lepiej skorzystać z komunikacji pks,pkp :) >

 

Wracając do tematu:

Tylko co jeżeli ja mam rację? Że wystarczy odejść od tego co było i uwierzyc w siebie i tylko tyle? Jesteś w stanie zaryzykować niesprawdzenie tej informacji? Jesteś w stanie odrzucić taką teorię bez dowodu na własnej skórze? Decyzja należy do Ciebie.

Nie masz racji,a wszelkie pisanie o tym,że można się zmienić przez pracę nad sobą jest tylko prawidłowe u CZĘŚCI ludzi.Nie u wszystkich....Jak już napisałem: w życiu trzeba mieć szczęście.Ty miałaś i Ci się udało.Ale nie wmawiaj innym,i nie rób innym nadziei,że jak będą marzyć czy wierzyć w coś to to osiągną,bo tego nie osiągną bez jakichś nabytych wcześniej umiejętności,charakteru,osobowości.Każdy człowiek jest inny..Jesteśmy podobni do siebie tylko fizycznie...

Co do mnie : wierzę w siebie,ale nie pojmuję gadania,że wiara w siebie cokolwiek daje,bo to są zwykłe bzdury,ubarwiasz sobie życie stwierdzeniami,że coś Ci się udało tylko dzięki wierze w siebie...i że każdy może tak jak Ty.W dodatku muszę Ci powiedzieć,że ja nad sobą pracuję od xx lat(xx dwucyfrowa liczba),nigdy nie przynioslo mi to żadnej korzyści,czy pozytywnego efektu pomimo,że zawsze podchodziłem do tego z wiarą,że będzie dobrze,że dam radę i wierzyłem,że wyjdę na prostą.Ile przerobiłem terapii to tylko ja wiem,i ile mnie to kosztowało..Ile zmarnowanego czasu przez głupią wiarę w siebie...Ilu psychologów,ile spotkań z ludżmi,ile pieniędzy musieli wydawać moi rodzice na moje problemy..,a mimo to zawsze mialem nadzieję,że wyjdę na prostą,wierzyłem że coś potrafię pomimo ciągłych porażek ...Nadal wierzę,staram się coś robić ze sobą ale...jakoś nic z tego nie mam..Więc nie mów,że każdy może zmienić swoje życie bo to bzdura.Osoba żle wychowywana,bez pozytywnego wzmacniania,bez charakteru i osobowości niczego nie osiągnie. Przypominam Ci że w stadzie zawsze znajdują się jednostki silniejsze i słabsze,tak samo jest u ludzi.

Aha Flea,nie bierz moich wypowiedzi,jak jakiegoś ataku na swoją osobę...bo nie takie są moje chęci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skąd niby znacie dzieciństwo wielkich ludzi? Niektórzy z mieli poważne zaburzenia psychiczne i problemy w związkach, szkole, jakoś nie wydaje mi się żeby mieli jakieś bardzo odmienne dzieciństwo od innych.

Jeśli chodzi o to że jeśli się będę starał to osiągnę jakieś niewiadomo co, dostanę nobla, będę sławny, czy np będę wielkim sportowcem to rzeczywiście nie dla każdego jest to możliwe. W przypadku niektórych chorób psychicznych normalne życie może być niemożliwe życie bez leków. Bywa że nie potrafimy wyleczyć nie jesteśmy w stanie wyleczyć paraliżu, śpiączki czy np. raka. Także są ograniczenia, grunt rzeby spojrzeć na nie realnie, a nie patrzeć się na "wielkich" ludzi, czyli tych którzy zostali obdarzeni talentem i z różnych powodów włożyli w niego dużo pracy i biadanie że ja taki nie jestem, więc jestem nikim.

Sama wiara że coś mi się uda + starania mogą wystarczyć, ale mogą też nie wystarczyć z różnych czynników zewnętrznych lub jeśli po prostu starania są nieadekwatne (np. ciągłe powtarzanie tych samych błędów).

Za to zachowanie czy podejście do życia są jak najbardziej podatne na zmiany. Wręcz zmieniają się czy tego chcemy czy nie. Normalnie możnaby powiedzieć że jeśli nie potrafimy zmieniać dużych rzeczy w naszym życiu to zmieniajmy małe, niestety w wypadku zaburzeń psychicznych bywa że i te się nie udają, zwłaszcza jeżeli podświadomie dążymy do udowodnienia sobie i światu jacy to nie jesteśmy beznadziejni, ale też z innych powodów - choroba psychiczna potrafi bardzo rozbić człowieka. Czasami normalne funkcjonowanie jest już dużym osiągnięciem. Jeśli komuś zależy na poklasku od innych (a wielu ludziom zależy) to będzie dla niego trudne to że w przeżycie kolejnego dnia musi włożyć tyle samo wysiłku ile genialny wynalazca w opracowywanie wynalazku, ale pierwszy dostanie nagrody, kasę, sławę a drugi nic, oprócz tego dnia i być może jakieś dojrzałości i doświadczenia w walce z chorobą.

W wypadku choroby fizycznej, nawet jeśli nie potrafimy jej wyleczyć to staramy się (no lekarze to różnie...) zmniejszyć ból, pomyśleć co jeszcze możemy zrobić, czy jest jeszcze jakiś inny sposób itp. Chyba w wypadku choroby psychicznej czasami możemy podobnie podejść, wtedy traci ona całą taką "magię", która mówi nam jakie będzie nasze całe życie, ile jesteśmy warci itp. A w wypadku większości chorób (psychicznych) szanse na polepszenie swojego życia właściwie zawsze jakieś są i myślę że nawet jeśli te nasze efekty są niezauważalne warto od siebie wymagać, o ile to będzie zdrowe wymaganie od siebie.

Czytałem że podczas wojny, ludziom chorym często "mijały" zaburzenia psychiczne, kiedy były przyczyna lęków stała się realna i trzeba było walczyć o życie. Na forum widziałem osoby które np. wyjechały za granicę, zerwały kontakt z toksycznymi rodzicami i też stanęły na nogi, mimo że wcześniej też byli przekonani że już nic się nie zmieni. Potrafię zrozumieć rozpacz (tylko trochę bo nie jestem w niczyjej skórze), ale dorabianie do niej jakiś teorii o "lepszych" i "gorszych" ludziach będzie nam tylko przeszkadzało nawet jeśli ta rozpacz minie (a nawet jeśli nie minie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

depresyjny86, w ani jednym momencie nie pomyślałam, że dyskusja z Tobą czy kimś innym to gaszenie, atak czy próba zmiany przekonań u rozmówcy. Szanuję odmienne zdanie i chętnie słucham co ktoś inny ma do powiedzenia, szczególnie kiedy mówi szczerze o tym co czuje i broni swojego zdania. Dla nie to nauka, że są ludzie którzy myślą w sposób odmienny, z róznych powodów mają takie a nie inne życie. Tak więc nie odbieram Twoich wypowiedzi jako atak, bo chyba nie o to chodzi na forum.

 

Jobs był dzieckiem adoptowanym, jako dorosły przejawiał wiele dysfunkcji w tym paranoje i głęboką depresję. Jego pierwszy komputer wyśmiano i skwitowano"a kto będzie chciał mieć w domu komputery". Już jako szef firmy Apple został usunięty ze stanowiska przez zarząd (potem ubłagali żeby wrócił).

 

Ja myślę, że porażka to kwestia podejścia. Miałam kiedyś ucznia. Dyslektyk taki prawdziwy, męczył się biedaczek, łapał baniaki i ogólnie był mocno sfrustrowany, a jak miał coś napisać to pomiomo starań i tak cuda wychodziły. Uczyam go angielskiego i cokolwiek nie zrobiłam to i tak źle pisał. Po jakimś czasie okazuje się, że dzieciak ma dar w postaci....gadania. Coś za co wszyscy na niego krzyczeli, uciszali. Wiec nasze lekcje i metody uczenia opierały się na wzmocnieniu mówienia. Po roku chcłopiec z piątek klasy mówił dość płynnie po angielsku na przedziwne tematy. Obudzona wyobraźnia zaprocentowała tym, że uczył się słowek podwójnie (wymowa plus "wymowa pisania"), namiętnie rysowaliśmy komiksy i wymyślaliśmy niestworzone historie. Spotkaliśmy się kiedy zdawał maturę. Zdał ustną najlepiej w całej szkole i dostał gratulacje od nauczycieli (pani ze szkoły peczniała z dumy) a on przyszedł do mnie po maturze i podziękował. Żadnie pieniądze nie wynagrodzą pewnych rzeczy.

Talent to nie tylko rysunek, taniec czy inne artystyczne rzeczy. Można mieć talent słuchania ludzi, talent do szybkiego czytania, talent w zapamiętywaniu liczb, talent do mówienia mnóstwo tego.

 

Ja odkryłam prawdopodobne przyczyny swoich stanów depresyjnych i porażek. Bo muszę Ci się przyznać, że gdybyśmy się spotkali jakiś czas temu to uścisnęlibyśmy sobie ręce i z pełnym przekonaniem przytakiwałabym Tobie.

U mnie dominującą półkulą jest prawa, dzięki czemu widzę i czuję obrazowo, nie pamiętam ani jednej daty ani imion za to świetnie pamiętam kolory, doskonale orientuję się w bałaganie, który tworzę i wiele innych. Przez ostatnie lata próbowano mi wpoić...wróć, wbić prawie kijem do głowy, że mam zapamiętywać liczby, ok 400 imion w ciągu kilku dni, że mam opanować emocje i tak dalej. Żyjąc niezgodnie z własną fizjonomią doprowadziłam się do skraju rozpaczy i szaleństwa, prowadząc niszczący tryb życia w którym praca i porażka właśnie miały pierwsze miejsce. Czego się nie dotknęłam to spierniczyłam. Wszystko było źle, włącznie z życiem osobistym.

W tej chwili staram sie wykorzystywać swoją "prawą dominację" tak żeby mi służyła, czyli zamiast usilnie zapamiętywać liczby staram się przyporządkować do nich obraz. I wychodzi lepiej gorzej. Jak czytam to widzę całymi obrazami (a czytam tylko słowa "klucze" więc książkę łykam w jeden wieczór) więc dobieram takie książki gdzie mogę puścić wodze fantazji. Książki na studia rysuję, przepisuję, formułuję na swój sposób. I przestało mnie frustrować, że czegoś nie potrafię.

Co do umiejętności. Kiedyś każdy w szkole musiał potrafić pewne rzeczy np. Szydełkować. Więc i ja potrafię zrobić łańcuszek na szydełku. Szybko tutorial na YouTube i mam piękny pierścionek szydełkowy.

Pogodziłam się z faktem, że nie zostanę muzykiem ani poetką ani malarką. Że nie zrobię nic wielkiego a ludzkość zapamięta mnie jako szaraka. I nagle się okazuje, że dla kogoś jestem wielka. pomimo swojej przeciętności, pomimo szaroburowatości niechcący stałam się dla kogoś inspiracją. Wszystkie moje dzieciaki chcą zostać nauczycielami, większość pisze piórem tak jak ja, większość szuka u mnie w pokoju swoich talentów poupychanych po kątach, to na co ludzie patrzą z pogardą (mój bałagan) okazało się moim największym atutem- w moim bałaganie każdy znajdzie coś dla siebie.

Wszystkie dzieci mają iskierkę. Każde dziecko to człowiek z darem. Moja wina polega na tym, że nie w każdym potrafię talent odkopać. Za krótko kogoś znam, nieodpowiednio dobiorę metody.

Chcę się zmienić dla siebie ale też chcę, żeby moje towarzystwo było dla kogoś budujące. Kaźdy człowiek ma swoje miejsce i czas w przestrzeni. Każdy człowiek jest wielki, nie musi odkrywać nowych landów ani budować wynalazków. W którymś momencie życia jesteśmy dla kogoś iskierką, kopniakiem, motywacją.

 

Skoro tyle lat byłeś w tarapii, jak to się dzieje że nie pomaga? Co w Tobie nie chce wyjść na zewnątrz? Ja jestem od stycznia i szczerze to już bym skończyła :) nie wyobrażam siebie z terapeutą przez lat np. 5 a co mówić lat kilkanaście.

 

Gdybym mogła Ci pomóc, zrobiłabym to z największą przyjemnością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie przeczytałem wszystkich postów (później przeczytam), ale przeczytałem dwa ostatnie depresyjnego86 i kilka Flei.

@depresyjny86

Zgadzam się całkowicie, tak to w praktyce wygląda. I nawet jeśli ktoś taki, kto nie otrzymał w dzieciństwie tego wszystkiego co wymieniłeś miałby w sobie (z natury, w charakterze, osobowości) potencjał do wielkich rzeczy, pasji, osiągania szczytów to właśnie to, że rodzice, albo otoczenie zafundowali mu takie, a nie inne dzieciństwo może mu już na zawsze podciąć, albo całkowicie złamać skrzydła i nie jego to wina. Rzeczy, które robiłby z łatwością gdyby miał odpowiednie dzieciństwo są teraz dla niego nieosiągalnymi szczytami. A zwykłe utrzymywanie się na powierzchni sprawia mu wiele wysiłku. Zwykłe postanowienie "zmiany na lepsze" to tylko pusty frazes.

Niektórzy powiedzą, że to wszystko siedzi TYLKO w głowie, taak, tylko... Jak ktoś jest śmiały to nie będzie potrafił być nieśmiały, po prostu tego w nim nie ma. A ktoś nieśmiały będzie miał na odwrót. Tak samo trudno z osoby śmiałej zrobić kogoś nieśmiałego jak w drugą stronę. Tak samo trudno kogoś kto przez życie idzie z lekkością zmienić w bojącego się i niezdolnego do podejmowania decyzji osobnika, jak z tego ostatniego zrobić osobę zaradną. Wiecie o co mi chodzi...

 

Więc ktoś kto miał pod górkę od dzieciństwa może mieć tak już zawsze. Będzie mu po prostu trudniej niż innym, jednocześnie jego działania przyniosą mniejsze efekty, co frustruje.

 

Niemniej jednak wyznaję zasadę (i tego się trzymam), że: "Upadając i podnosząc się, można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się".

I dlatego w życiu (a przynajmniej takim życiu, pełnym bólu i cierpienia) dobrą rzeczą jest żeby obrać sobie cel, może nawet spróbować znaleźć pasję, coś co będzie wyznaczało kierunek, w którym chcielibyśmy iść, bo jeśli tego nie ma to co zostaje, stagnacja, bierność, życie z dnia na dzień.

 

Nie wiem czy piszę na temat, przeczytałem tylko 4 komentarze, ale cóż, tyle napisałem, szkoda by było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się poddałam. Już sie nie podniosę i NIE CHCĘ. Trzeba tylko zaakceptować fakt, że nie cofnie się czasu i nie będę taka, jaka chciałabym być. Przesrałam swoje życie, przegrałam, księżniczce spadła korona i już do niej nie wróci. Tak, zrozumiałam to wreszcie, DOTARŁO. Nic nie cofnie czasu, a ja nie zamierzam dalej walczyć. Mam już dość. Czuję się kompletnie wypalona, obdarta z godności, jakby ktoś 1000 razy wytarł mną zabłocone buty. Tak właśnie się czuję. A to że jestem zerem? A kogo to obchodzi? Zabaweczka w rękach każdego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea - co do Jobs'a nawet jeżeli był dzieckiem adoptowanym,to i tak musiał mieć jakiś powód by myśleć o sobie dobrze,znać swoją wartość.Ktoś w Niego wpoił,że może sporo,w dodatku miał wybitną osobowość,z pewnością łatwo nabywał przeróżne umiejętności..

 

Ja myślę, że porażka to kwestia podejścia. Miałam kiedyś ucznia. Dyslektyk taki prawdziwy, męczył się biedaczek, łapał baniaki i ogólnie był mocno sfrustrowany, a jak miał coś napisać to pomiomo starań i tak cuda wychodziły. Uczyam go angielskiego i cokolwiek nie zrobiłam to i tak źle pisał. Po jakimś czasie okazuje się, że dzieciak ma dar w postaci....gadania. Coś za co wszyscy na niego krzyczeli, uciszali. Wiec nasze lekcje i metody uczenia opierały się na wzmocnieniu mówienia. Po roku chcłopiec z piątek klasy mówił dość płynnie po angielsku na przedziwne tematy. Obudzona wyobraźnia zaprocentowała tym, że uczył się słowek podwójnie (wymowa plus "wymowa pisania"), namiętnie rysowaliśmy komiksy i wymyślaliśmy niestworzone historie. Spotkaliśmy się kiedy zdawał maturę. Zdał ustną najlepiej w całej szkole i dostał gratulacje od nauczycieli (pani ze szkoły peczniała z dumy) a on przyszedł do mnie po maturze i podziękował. Żadnie pieniądze nie wynagrodzą pewnych rzeczy.

Talent to nie tylko rysunek, taniec czy inne artystyczne rzeczy. Można mieć talent słuchania ludzi, talent do szybkiego czytania, talent w zapamiętywaniu liczb, talent do mówienia mnóstwo tego.

Co do tego,że porażka jest kwestią podejścia nie zgadzam się z Tobą..Bo gdyby tak było,to już dawno był bym innym człowiekiem.Ile już razy byłem pozytywnie nastawiony do czegoś,nastawiony,że dam radę itp...A potem rozczarowanie - sobą,i innymi ludżmi...I potem znowu wierzyłem,że coś mi się uda,że dam radę,że się do czegoś nadaję itp...i znowu zawodziłem na całej linii...Terapia - za każdym razem byłem niesamowicie nastawiony na to,że się uda,że ta praca nad sobą wreszcie przyniesie jakieś efekty - oczywiście wiadomo,nie po 2 - 3 spotkaniach z terapeutą,ale po kilku miesiącach,roku,dwóch....Słuchałem poleceń terapeutów,brałem leki,s....Ale nigdy to się nie przekładało na realne efekty...Zawsze bylem taki sam.

Co do talentu : wiem,że to nie tylko takie sprawy jak rysowanie itp...Nigdy nie umiałem - choć rodzice bardzo się starali - rzeczy takich fizycznych...malowanie,rysowanie,sklejanie - to była dla mnie masakra...Nienawidziłem Plastyki,Techniki ,nigdy nie byłem dobry w przedmiotach ścisłych..Byłem średnim/miernym uczniem.Nie mam też talentu do gadania,ani do słuchania ludzi - zawsze byłem INNY.Oczywiście w czasach szkolnych pomimo tych wszystkich problemów które miałem,a których nawet polowy nie wymieniłem...myślałem o sobie dobrze,wierzyłem w siebie,starałem się coś zmienić w sobie na lepsze...ale nie za bardzo mi się to udawało,pomimo wysiłku który w to wszystko wkładałem...Potem w wyniku splotu nieszczęśliwych wydarzeń pojawiły się cholerne zaburzenia lękowo-depresyjne...Tzn pojawiły się fizycznie pierwsze objawy...O terapiach juz pisalem wiec do tego wracal nie bede na nowo,bo ten dłuuuugi post byłby niesamowicie zanudzający.W każdym bądż razie mnie wiara w siebie nie za bardzo pomogła...bo mógłbym przytoczyć wszystkie sytuacje w których zawiodłem..ale zajełoby to z kilka stron conajmniej..I to jest najgłupsze - za każdym razem nakręcanie się,że będzie dobrze,wręcz wiara w to ....i po pewnym czasie upadek na ziemię,po którym i tak się nie poddaję,ale boli...

Co do umiejętności. Kiedyś każdy w szkole musiał potrafić pewne rzeczy np. Szydełkować. Więc i ja potrafię zrobić łańcuszek na szydełku. Szybko tutorial na YouTube i mam piękny pierścionek szydełkowy.

Pogodziłam się z faktem, że nie zostanę muzykiem ani poetką ani malarką. Że nie zrobię nic wielkiego a ludzkość zapamięta mnie jako szaraka. I nagle się okazuje, że dla kogoś jestem wielka. pomimo swojej przeciętności, pomimo szaroburowatości niechcący stałam się dla kogoś inspiracją. Wszystkie moje dzieciaki chcą zostać nauczycielami, większość pisze piórem tak jak ja, większość szuka u mnie w pokoju swoich talentów poupychanych po kątach, to na co ludzie patrzą z pogardą (mój bałagan) okazało się moim największym atutem- w moim bałaganie każdy znajdzie coś dla siebie.

Wszystkie dzieci mają iskierkę. Każde dziecko to człowiek z darem. Moja wina polega na tym, że nie w każdym potrafię talent odkopać. Za krótko kogoś znam, nieodpowiednio dobiorę metody.

Chcę się zmienić dla siebie ale też chcę, żeby moje towarzystwo było dla kogoś budujące. Kaźdy człowiek ma swoje miejsce i czas w przestrzeni. Każdy człowiek jest wielki, nie musi odkrywać nowych landów ani budować wynalazków. W którymś momencie życia jesteśmy dla kogoś iskierką, kopniakiem, motywacją.

No ja np. nie potrafiłem robić żadnych rzeczy ręcznych,chociaż się starałem - np. do dziś pamiętam jak szydełkowanie mi szło masakrycznie,w wielu rzeczach ręcznych musieli mi pomagać rodzice...bo nie umiałem ich ogarnąć.Jak już napisałem: nienawidziłem lekcji techniki.plastyki...Rodzice uczyli mnie malować i rysować,ale opornie to szło strasznie.Z językami też nie dawałem sobie rady chociaż chodziłem na kursy itp...Nawet w przedszkolu mnie chcieli jak najdłużej przetrzymać,czy zerówce - bo ekhm "depresyjny86 ma problemy i odstaje od innych dzieci" (w miejsce nicka wstaw dowolne imie :) ) ...Chodziłem na lekcje muzyki...zmuszony przez rodziców,tzn..gralem na keyboardzie..ale tak jak mówię,to nie było moim marzeniem nigdy..,Starałem się...ale eee męczyłem się rok na tych zajęciach - specjalnie dla rodziców.Nie umiem jeżdzić samochodem - próbowałem wiele razy zdawać prawko,ale za każdym razem wychodziło,że jazda samochodem i tymi innymi pojazdami nie jest dla mnie.....Na ludziach też się nie znam,bo co chwilę się "przejeżdżam" na kimś,zresztą z racji tego jaki jestem budziłem w ludziach negatywne odczucia...

Dlatego śmię twierdzić,że istnieją ludzie bez daru,bez talentu... i uważam,że człowiek który nie ma umiejętności,odpowiedniej osobowości,nie był wzmacniany pozytywnie przez otoczenie(o problemach swoich z rodzicami i innymi ludżmi nie wspomniałem,bo nie chce się babrać w tym wszystkim dzisiaj)..będzie miał conajmniej problem w życiu dorosłym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktoś tam wspominał o Jobsie. Jobs to był kawał ch-uja, uwielbiał poniżać ludzi; np. na rozmowie kwalifikacyjnej zapytał się kandydata czy jest prawiczkiem, bo wygląda na takiego.

Nikt z nim nie potrafił na dłuższą metę wytrzymać; potrafił bez powodu kogoś opierdo-lic, zmuszał ludzi do pracy po godzinach, kradł czyjeś pomysły; np. przychodził do niego pracownik i mówił: o mam taki i taki pomysł. Jobs mówił, że to gówno. Po czym Jobs wpadał na identyczny pomysł, który był już amazing :) Oprócz tego zrobił dziecko dziewczynie i nie chciał je zaakceptować. Wyzywał matkę od kurew. W ogóle wyrzucił tę myśl z głowy.

 

Był też świetnym manipulatorem; np udawał przyjaciela prezesa firmy, a za plecami go obgadywał i próbował doprowadzić do jego zwolnienia. Prezes gdy się o tym wszystkim dowiedział popłakał się. Tak Jobs sprawił, że dorosły facet płakał jak młoda nastolatka.

 

Ogólnie albo ktoś przy Jobsie się się hartował albo pękał. Jobs nie był człowiekiem, który przejmował się czyimś zdaniem i niestety nie uczył się na błędach, za które drogo zapłacił.

 

Gates za to był kompletnym złodziejem, większość pomysłów ukradł od innych. Swoich pracowników też traktował jak gówno, u niego albo można było dostać o-pierdol albo nic. Podwładni się go bali jak Jobsa. Przy okazji kiedyś subtelnie wspomniał, że jest za dużo ludzi na świecie :) Nie wspominając o dziwnej akcji ze szczepionkami; w której to kazał się murzynom kastrować w zamian za otrzemanie właśnie szczepionki. Dlatego często nie chcieli ich przyjmować. Ostatnio wykupił również akcje monsanto, każdy chyba słyszał o tej firmie

 

Zuckerberg następny złodziej, który idee facebooka ukradł od braci bliźniaków. Użytkowników facebooka w swoich mailach wyzywał od debili.

 

Więc radze się dokładnie przyjrzeć tym ludziom sukcesu, zanim będziecie chcieli się na nich wzorować.

 

-- 27 sie 2013, 14:27 --

 

A i Jobs miał dualistyczne spojrzenie na rzeczywistość albo coś było amazing albo gównem. Szanował tylko ludzi lepszych od siebie albo tych którzy mu się postawili [ ta akurat było zaletą bo niektórzy, ci silniejsi, nauczyli się przy nim asertywności]

 

-- 27 sie 2013, 14:46 --

 

A co dzieciństwa to gówno prawda. Jak masz silną osobowość to dzieciństwo nie podetnie ci skrzydeł. Jobs jak bili w go szkole to poszedł do rodziców i dał im ultimatum; albo przestanę chodzić do szkoły albo mi ją zmienicie. Jobs miał silne poczucie odrzucenia ale to mu nie przeszkodziło osiągnąć 'sukcesu' czy być podłym dla innych.

 

Silni ludzie kreują rzeczywistość, słabi się jej podporządkowują. Słabi ludzie będą zwalać winę na innych i na swoje dzieciństwo, silni będą szli do celu, często po trupach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proste , ze ta cala bogata elita to wszystko chuje i istoty pozbawione empatii. Ktos mysli ze sa dobrzy to grubo sie myli.

 

Bez przesady :) Po prostu chciałem ich trochę od idealizować. Mówienie, że dzięki ciężkiej pracy można osiągnąć sukces jest kłamstwem. Gdyby to było takie proste to ludzie sukcesu byli dość dużą grupą, a nie są.

 

Jeszcze taka ciekawostka; zastawialiście się jak to możliwe, że taki biedny kraj jak Niemcy mógł wypowiedzieć 2 wojnę światową? Otóż musiał mieć sponsorów :) A tymi sponsorami byli amerykańcy przedsiębiorcy np. taki henry ford, otwarty antysemita, niemieccy przedsiębiorcy oraz Ruscy. Oficjalnym napojem III Rzeczy było coca cola :) „Jeden naród, jedna Rzesza, jeden napój” http://histmag.org/grafika/articles4/coca-cola-3rzesza/cola-swastyka_min_390x445.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tanczaca_skarpetka, oczywiście, że Jobs był kawałkiem sznurka, nikt nigdy tego nie kwestionował i głośno się o tym mówi.

Z tym że, kiedy świat ryczał ze śmiechu ten "bydlak" robił swoje i dziś produkty firmy Apple stają na najwyższych półkach.

 

Nie zgodzę się na podział słaby- silny.

Cechą dzieci dysfunkcyjnych/zaburzonych jest właśnie zrzucanie winy na świat, okoliczności, ludzi, rodziców ( co widać we wcześniejszych postach).

Nie oznacza to, że są słabi czy służalczo poddani. Często na poziomie nieświadomości wikłają się w głupie schematy które nimi rządzą, większość z nich po terapii i uświadomieniu co im tak na prawdę w duży gra prowadzi dobre i wolne od zaburzenia życie. Wolni od toksycznych zależności potrafią sobie poukładać swój świat na nowo.

 

lubudubu, pieniądze, sława to nie sukces. Większość ludzi, którzy osiągnęli szczyt jest nieszczęśliwa, samotna, bez celu.

 

Trzeba wyznaczyć własną drogę sukcesu i szczęścia. Co dla mnie jest sukcesem i wartością najwyższą. Jeżeli komuś pieniądze zaślepią prawdziwy cel to jego sprawa. Dla mnie kasa to tylko środek do celu. Pracuję po to, żeby spełniać swoje cele a nie zbierać na koncie kasę żeby się pochwalić ile to ja mam, czy stać na podium i być eksponatem do podziwiania.

Przeżyć życie tak, żeby nie żałować ani jednego dnia, ani minuty. To jest sztuka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fijor opowiadał kiedyś, że przyszła do niego dziewczyna i żaliła się, że ma depresje, kompleksy itp bo jest gruba. Na to od odpowiedział; to schudnij, a ona odeszła rozpłakana czy coś takiego.

 

Silny człowiek gdy jest grubasem to albo chudnie albo nie pozwala by go poniżano, słaby natomiast użala się nad sobą zwala winę na rodziców, dziadków, na geny, na depresję na wszystko. A psycholodzy i psychiatrzy to aprobują bo ciągną od tego kasę. I powstaje milion chorób psychicznych.

 

Normalni ludzie mówią; masz problem to go rozwiąż, weź się w garść i sami tak robią, a też mają mnóstwo problemów, wątpliwości, depresji. Wszyscy mamy jakieś lekkie zaburzenia psychiczne, prawie nikt nie miał idealnego dzieciństwa.

 

Są dzieci alkoholików, którzy normalnie wyszli na prostą, mają dobre życie, nie idealne, ale ideałów nie ma. Są też ludzie, którzy cały czas się użalają nad sobą, nazywają się DDA, ciągle analizują swoje dzieciństwo. Bycie niezaradnym i słabym zrzucają na wszystkich oprócz siebie i mieliby racje gdyby człowiek nie miał siły woli, ale ma i może zmienić swój los.

 

Szczere spojrzenie na moje życie wystarczyło bym zrozumiał, że jestem pizdą. Nigdy szczerze nie walczyłem i to jest przyczyną moich problemów, a nie choroby zdiagnozowane przez psychiatrę.Choroba jest tylko konsekwencją.

 

Oczywiście są choroby psychiczne mające podłoże czysto biologiczne, ale to promil wszystkich współczesnych zaburzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie uda się ukryć, że trochę racji w tym co napisał tanczaca_skarpetka wg mnie jest. Czasem to faktycznie samoświadomość swoich dolegliwości przyczynia się do wzrostu leczących się, jednak nie wiadomo ile z całości to napędzany biznes, choć pewnie trudno mieć pretensje do lekarzy bo ich zadaniem jest pomóc. Stąd masowo przepisywane psychotropy, jakby choroby psychiczne były wirusami (choć dla mnie po części to są) to już większość tych leków byłaby nieskuteczna :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczere spojrzenie na moje życie wystarczyło bym zrozumiał, że jestem pizdą. Nigdy szczerze nie walczyłem i to jest przyczyną moich problemów, a nie choroby zdiagnozowane przez psychiatrę.Choroba jest tylko konsekwencją.

 

To jest mega stwierdzenie!!!! Jednym zdaniem to co ja próbuję powiedzieć. Spojrzeć na siebie i tak szczerze sobie odpowiedzieć to pierwszy krok do normalnego, zdrowego życia.

 

U mnie przłom nastąpił właśnie po uświadomieniu sobie paru rzeczy. Co jest przyczyną a nie kto.

 

Niemniej jednak, nie każdy jest gotowy na szczere do bólu wyznanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bycie niezaradnym i słabym zrzucają na wszystkich oprócz siebie i mieliby racje gdyby człowiek nie miał siły woli, ale ma i może zmienić swój los.

 

Szczere spojrzenie na moje życie wystarczyło bym zrozumiał, że jestem pizdą. Nigdy szczerze nie walczyłem i to jest przyczyną moich problemów, a nie choroby zdiagnozowane przez psychiatrę.Choroba jest tylko konsekwencją.

 

Oczywiście są choroby psychiczne mające podłoże czysto biologiczne, ale to promil wszystkich współczesnych zaburzeń.

 

Częściowo się z tym zgadzam, ale co w przypadku nerwic, zaburzeń psychicznych, które owszem, wynikają z braku walki, nagromadzenia sobie problemów, wytworzenia negatywnych schematów, ale odciskają tak negatywny wpływ na codzienne funkcjonowanie i wykonywanie prostych czynności, że bez leków ani rusz? OK, można się wziąć w garść, ale pokonać w ten sposób objawy somatyczne, często tak upierdliwe, ze żyć nie można? Ile czasu by to zajęło? A rzeczywistość nie pozwala na to, żeby podrasować sobie psychikę leżąc sobie gdzieś na hamaku w ciepłych krajach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×