Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

malgosia7602 a od jak dawna przyjmujesz seronil?

Trochę zmartwił mnie Twój wpis, bo właśnie od jutra zaczynam go brać a po cichu liczyłam na to, że zlikwiduje choć częściowo tę izolację, z którą też mam teraz wielki problem (od prawie pół roku nie widywałam się ze znajomymi :shock: ) Istnieje więc szansa, że uodporniłaś się na niego? Jest to w ogóle możliwe przy SSRI?

Dołączam się zatem do prośby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej dziewczyny

ja 2 lata temu jak jeszcze walczyłam o utrzymanie firmy przed spotkaniami napawającymi mnie lekiem brałam 2 tabsy chloranxenu + jakis dopalacz

ale nie polecam metody

 

a tak na serio to macie powyższony poziom lęku to SSRI powinno zadziałać??

 

maaargoo

a nie spytałaś pana doktora jak sie leczy CHAD terapią ? ciekawe bardzo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malgosia7602 a od jak dawna przyjmujesz seronil?

Trochę zmartwił mnie Twój wpis, bo właśnie od jutra zaczynam go brać a po cichu liczyłam na to, że zlikwiduje choć częściowo tę izolację, z którą też mam teraz wielki problem (od prawie pół roku nie widywałam się ze znajomymi :shock: ) Istnieje więc szansa, że uodporniłaś się na niego? Jest to w ogóle możliwe przy SSRI?

Dołączam się zatem do prośby.

 

Seronil zawsze działał na mnie rewelacyjnie, ale wtedy, kiedy nie miałam jeszcze postawionej diagnozy chad i nie brałam go w połączeniu ze stabilizatorem. Oczywiście szybciutko szybowałam w górę.

Odkąd jestem na depakinie, odnoszę wrażenie, że zostałam pozbawiona uczuć wyższych, żyję w jakimś zawieszeniu. Jest tylko obojętność, zero jakiejkolwiek motywacji i radości z życia. Oczywiście są małe przebłyski, np wyjście do miasta raz na 2,3 tygodnie, spotkanie z facetem, któremu należy się nagroda za cierpliwość :D Nie pamiętam już kiedy widziałam się z przyjaciółmi. Jedynie spacery z psem, zakupy w pobliskim sklepie nie stanowią większego problemu. Mój lekarz kiedyś powiedział, że życie z chad to wegetacja. Niestety miał rację.

Odnoszę wrażenie, że to stabilizatory tak "ciągną w dół", choć lekarz twierdzi że nie.

Jeśli chodzi o SSRI, to z tego co wiem, nie można się na nie uodpornić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maaargoo

a nie spytałaś pana doktora jak sie leczy CHAD terapią ? ciekawe bardzo...

 

sens - ten emerytowany psychoterapeuta od pierwszej chwili nie wydawał mi się fajnym lekarzem. Wiem, że to o niczym nie świadczy, ale jego aparycja odstraszała mnie i dystansowała, dlatego całą tę wizytę "kontrolną" potraktowałam jako formalność. Pytałam o terapię, ale z tego co pamiętam to zbył mnie trochę mówiąc, że na razie na tym wywiadzie zakończymy, on ma już wstępne informacje na temat mojego 'problemu' i jeśli chcę kontynuować pracę z nim nad sobą to zaprasza na kolejną wizytę. Pamiętam jaka wściekła byłam wychodząc stamtąd, mając świadomość, że zapłaciłam jakiemuś podejrzanemu dziadkowi dorabiającemu w domu do emerytury...ech...

 

A co do mnie, aktualnego stanu- epizod maniakalny się zakończył. Entuzjazm automatycznie opadł i w ogóle wszystko zrobiło się szare i wku****jące :-| Nie podoba mi się już, do tego nie mogę odespać skumulowanego zmęczenia, bo matka na urlopie i truje... Przysięgam, że w końcu ta kobieta spowoduje, że sama przyspieszę to, co nieuchronne, jeśli w porę się nie wyprowadzę lub nie znajdę pracy. Smutno mi, że ona tak wielu rzeczy nie potrafi zrozumieć- nawet tych prostych, że jestem dorosła i chcę żyć na własną rękę, a co dopiero tu mowa o chorobie... :bezradny:

 

Pozdrawiam wszystkie bratnie duszyczki, 3majcie się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

S jak... fajnie że się odezwałaś

zastanawiałam się co się z Tobą dzieje

 

ja już prawie 3 tygodnie bez dołków ani górek...

ale jestem strasznie ociężała umysłowo i energetycznie....

 

S jak... malgosia7602 i inni którzy mają podobne przypadłości w sensie ( o ile dobrze Was rozumiem) wegetacji, ograniczeń etc...

 

czy macie kryzysy egzystencjalne? jeżeli tak to jak sobie z tym radzicie?

ja wcześniej - jak wielu z nas- prowadziłam bardzo aktywny tryb życia, zdobywałam, osiagałam, odkrywałam...

czerpałam z tego dużą satysfakcję

bardzo rzadko zastanawiałam się w okresach dobrego nastroju po co jestem na tym świecie

 

jak była deprecha to wiadomo co się czuje i myśli

 

teraz mam stabilizację ale raz że bardzo ograniczone życie w sensie aktywności,

dwa skupianie się na czynnościach zapewniających przetrwanie bo nie ma siły ani zasobów intelektualnych żeby robić cokolwiek innego

 

dzień mija za dniem

czasem jest miły, wypełniony głupotkami

czasem najbardziej ekscytujący jest fakt że ide spać wieczorem

 

jaki jest sens takiego istnienia?

w sumie zastanawia mnie sens życia człowieka niezależnie od tego co robi i kim jest...

ale bardziej widoczny jest brak sensu w takiej miałkiej wegetacji jaką ja teraz prowadzę....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając Wasze posty dziewczyny, mam nieodparte wrażenie, że to samo dotyczy i mnie, jakbym czytała o sobie... sens-doskonale to opisałaś, sama nie ujęłabym tego lepiej. I też mnie zastanawia fakt czy ta wegetacja nie jest spowodowana stabilizatorami? A tak poza tym- od ilu lat się leczycie? Czy podczas farmakoterapii zdarzały Wam się satysfakcjonujące dni? I jak to jest z Waszą teraźniejszością- pracujecie, udało Wam się dokończyć studia, dobrze się czujecie w towarzystwie?

 

Ja swoje studia musiałam przerwać, przeraża mnie jednak powrót do nich tym bardziej, że do najłatwiejszych nie należą (medycyna :( ) Poza tym-diagnozę mam postawioną od niedawna, faza depresji jeszcze nie wyleczona, jestem częściowo zamknięta w sobie, brak ochoty i sił na cokolwiek, największą radość sprawia ucieczka od rzeczywistości czyli spanie. Wkurza mnie strasznie, że musimy zmagać się z choróbskiem w tak młodym wieku, kiedy świat przecież stoi otworem. A kiedy faktycznie czerpiemy z niego pełnymi garściami. to okazuje się to hipo- lub manią. Jak żyć?

 

sens czy macie kryzysy egzystencjalne? jeżeli tak to jak sobie z tym radzicie?

Odkąd pamiętam-zawsze je miałam. Ale nie w okresie manii, wtedy byłam tak pochłonięta życiem, że nie zadawałam sobie głębszych pytań, kiedy tyle przecież było do zrobienia. Natomiast w depresji- non stop. Podejrzewam więc, że są one u mnie uzależnione od nastroju, zarówno więc lekarzem jak też ich sprawcą jest po prostu czas...

 

Pozdrawiam Was mocno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I też mnie zastanawia fakt czy ta wegetacja nie jest spowodowana stabilizatorami?

 

dla mnie to są dwie kwestie - po pierwsze, jeśli uznaje się stan hipomanii za normę, to ta właściwa norma wygląda dosyć biednie, talenty towarzyskie, pomysłowość i mnóstwo innych fajnych rzeczy blaknie i marszczy się jak tani papier toaletowy

 

są oczywiście plusy - nie podejmuje się durnych decyzji, nie wchodzi w chore relacje, mniej krzywdzi się ludzi, no ale zawsze tęskni się za tym uczuciem niesamowitej przyjemności, kontroli nad wszystkim i tego typu emocjami

 

druga rzecz wygląda tak: stan eutymii (czyli remisja) zostawia nas na spalonej ziemi - w cholerę złych nawyków, naleciałości po rozwalonych związkach, mniej lub bardziej dotkliwych konsekwencji szaleństw - w jakimś sensie trzeba nauczyć się żyć od nowa

 

więc na dzień dobry tak, to wygląda jak wegetacja, jest to mniej bolesne, jeśli się na to spojrzy inaczej - że w końcu mamy szansę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja już prawie 3 tygodnie bez dołków ani górek...

ale jestem strasznie ociężała umysłowo i energetycznie....

 

S jak... malgosia7602 i inni którzy mają podobne przypadłości w sensie ( o ile dobrze Was rozumiem) wegetacji, ograniczeń etc...

 

czy macie kryzysy egzystencjalne? jeżeli tak to jak sobie z tym radzicie?

ja wcześniej - jak wielu z nas- prowadziłam bardzo aktywny tryb życia, zdobywałam, osiagałam, odkrywałam...

czerpałam z tego dużą satysfakcję

bardzo rzadko zastanawiałam się w okresach dobrego nastroju po co jestem na tym świecie

 

jak była deprecha to wiadomo co się czuje i myśli

 

teraz mam stabilizację ale raz że bardzo ograniczone życie w sensie aktywności,

dwa skupianie się na czynnościach zapewniających przetrwanie bo nie ma siły ani zasobów intelektualnych żeby robić cokolwiek innego

 

dzień mija za dniem

czasem jest miły, wypełniony głupotkami

czasem najbardziej ekscytujący jest fakt że ide spać wieczorem

 

jaki jest sens takiego istnienia?

w sumie zastanawia mnie sens życia człowieka niezależnie od tego co robi i kim jest...

ale bardziej widoczny jest brak sensu w takiej miałkiej wegetacji jaką ja teraz prowadzę....

 

sens - sama niejednokrotnie się zastanawiam jaki jest sens takiej wegetacji? :-| Bo również większość czasu znajduję się w takim stanie jaki opisujesz powyżej... czy to remisja, sama nie potrafię jej rozpoznać i od dawna się zastanawiam nad tym. Niby powinnam się cieszyć, że jest spokój i nie wyskakuję ani w dół, ani w górę, ale co to za funkcjonowanie, gdy czuję się ograniczona! Jak tylko budzę się, bo jest to wówczas najmarniej w okolicach godziny 10-11, to już sobie myślę, ze nie ma sensu zbyt poważnych przedsięwzięć planować na dany dzień, bo i tak spałam zbyt długo... I właściwie to chodzę przymulona, ciut spowolniona i niewiele udaje mi się wówczas zrobić nawet w domu. Ze spotkaniami towarzyskimi raczej nie ma wtedy jakiegoś kosmicznego problemu, ale jeśli jest to więcej niż 1-2 osoby to zwykle jestem w roli słĸuchacza, bo wydaje mi się wówczas, że mam mózg wyprany i nic ciekawego nie wniosę do dyskusji :? I również tak jak napisałaś- dzień mija za dniem i prawie każdy wygląda tak samo, do zrzygania. Niby bardzo bym chciała zdziałać coś, co od dłuższego czasu przekładam na bliżej nieokreślone "później", ale jakoś nie starcza mi sił i motywacji (głupi przykład-mycie okien)... Mogłabym pisać na ten temat wypracowania jak to wygląda u mnie... Ale tak sobie myślę, ze jak to ma być ta względnie bezpieczna i rzekomo szczęśliwa remisja, to ja pieprzę takie szczęście i wolę rozkręcać sobie śruby jak tylko nadarzy się hipomania/mania, bo wtedy przynajmniej wiem, że żyję! Odkąd znam schemat działania mojego mózgu w hipo, przyjęłam jedna zasadę, która stanowi mój podstawowy hamulec w tej fazie- pilnować d*py i portfela, a tragedii nie będzie. Tak właśnie było w ostatnich dniach, kiedy pisałam Wam, że ostro wystrzeliło mnie w górę. Już popadam w melancholię, że "wylądowałam", bo było tak cudownie. Cieszy mnie to, ze nie spadłam odrazu w dół, w jakąś ciężką deprę, ale mimo wszystko zauważam istotne zmiany w funkcjonowaniu i jakby podświadomie mi tęskno do tamtego... A więc sens- nie martw się, nie jesteś sama w tym stanie!

 

-- 19 sie 2013, 09:25 --

 

Czytając Wasze posty dziewczyny, mam nieodparte wrażenie, że to samo dotyczy i mnie, jakbym czytała o sobie... sens-doskonale to opisałaś, sama nie ujęłabym tego lepiej. I też mnie zastanawia fakt czy ta wegetacja nie jest spowodowana stabilizatorami? A tak poza tym- od ilu lat się leczycie? Czy podczas farmakoterapii zdarzały Wam się satysfakcjonujące dni? I jak to jest z Waszą teraźniejszością- pracujecie, udało Wam się dokończyć studia, dobrze się czujecie w towarzystwie?

 

Ja swoje studia musiałam przerwać, przeraża mnie jednak powrót do nich tym bardziej, że do najłatwiejszych nie należą (medycyna :( ) Poza tym-diagnozę mam postawioną od niedawna, faza depresji jeszcze nie wyleczona, jestem częściowo zamknięta w sobie, brak ochoty i sił na cokolwiek, największą radość sprawia ucieczka od rzeczywistości czyli spanie. Wkurza mnie strasznie, że musimy zmagać się z choróbskiem w tak młodym wieku, kiedy świat przecież stoi otworem. A kiedy faktycznie czerpiemy z niego pełnymi garściami. to okazuje się to hipo- lub manią. Jak żyć?

 

Pozdrawiam Was mocno.

 

Yoko - jesli Twoja diagnoza ChaD jest prawidłowa, przyzwyczajaj się kotku, mamy przesrane, niestety... Ja również jestem młodą osobą i doskonale rozumiem Twój ból i bunt, ale czym dłużej jestem na tym forum czym więcej publikacji czytam na ten temat, bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to nie moja jak grypa, niestety... Tym, którzy nie rozumieją tego, że prawdopodobnie nigdy nie przestanę brać leków i tak w 100% się nie wyleczę (a zależy mi na ich wyrozumiałości) tłumaczę w prosty sposób, porównując to z nagle rozpoznaną cukrzycą czy nadciśnieniem- o tym również można się dowiedzieć z dnia na dzień, a potem już tylko przyjmować leki do końca życia! Jasne!- trzeba się mocno kontrolować przy naszym ChAD i dążyć do tego, by unikać czynników i okoliczności, które niebezpiecznie wybiją nas w manię lub zrzucą w depresję, ale to nie jest wcale aż tak mocno zależne od nas samych, wiem po sobie :?

ja podobnie jak Ty kilka lat temu musiałam przerwać studia, nie radziłam sobie z napadami lęku, depresją i brakiem motywacji, czułam, ze odchodzę gdzieś do innego świata, którego zupełnie nie rozumiałam jeszcze wtedy, bo nie leczyłam się i nie rozmawiałam z nikim o tym co się we mnie dzieje od kilku lat. Teraz natomiast odnajduję przyczyny pewnych zachowań, bo wiem już, co "gniotło mnie" od kilku, a kto wie może i nastu lat... Opis tego co Cię wkurzą: " jestem częściowo zamknięta w sobie, brak ochoty i sił na cokolwiek, największą radość sprawia ucieczka od rzeczywistości czyli spanie. Wkurza mnie strasznie, że musimy zmagać się z choróbskiem w tak młodym wieku, kiedy świat przecież stoi otworem. A kiedy faktycznie czerpiemy z niego pełnymi garściami. to okazuje się to hipo- lub manią. Jak żyć? " , mogę śmiało wkleić do siebie, bo odnoszę takie samo wrażenie. A na postawione przez Ciebie pytanie odpowiem krótko- Żyć względnie normalnie, czyli w miarę tak, jak pozwala nam aktualny stan, w którym jesteśmy. Wiem, to Cię nie zadowala, ale z czasem zobaczysz, że nauczysz się rozpoznawać swoje fazy, wyczuwać zmiany wcześniej, a wtedy łatwiej będzie Ci unikać większości okoliczności i zachować, które mogłyby Twój stan pogorszyć, Widmo, Łapa, Jose, Intel...- czyż nie tak jest z biegiem czasu???

 

Ściskam Cię Yoko, będzie dobrze, nie martw się... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

barsinister

ciekawe spojrzenie

 

akurat po mopim hopi nie mam spalonej ziemi towarzysko czy relacyjnie

tylko że moje hipo miał bardzo mało skutków ubocznych - poza tym, że za dużo pracowałam i dużo ryzykowałam w pracy

ale moje ryzykowanie się opłacało i za bardzo naciskałam innych bo jak sama mogłam to inni też powinni...

tu mam wyrzuty sumienia, że innych mogłam skrzywdzić

 

fakt faktem, że już nie wrócę na tamte obroty więc zawodowo na razie prawie totalnie sie wycofałam i zastanawiam się nad zmianą pola działania na jakieś dużo spokojniejsze... i żeby jak wpadnę w dołek od razu wszystkiego nie zawalić...

 

a teraz w dodatku poukładało mi się życie rodzinne i pod tym względem mam okres najlepszy w moim życiu

 

ale to takie wolne, miałkie życie

 

zastanawiam się nad sensem i takiego życia

jak i takiego normalnego człowieka

jak i takiego człowieka z sukcesami na świeczniku...

 

jakieś 3 miesiące temu miałam poczucie przez 15-20 minut ?? że rozumiem i czuję sens życia

nawet w takiej wolnej, pozbawionej emocji i dreszczyku egzystencji

 

chciałabym to poczuć znowu, chciałbym to zatrzymać

 

-----

 

Yoko mnie depresja powaliła ostatecznie w wieku 35 lat mimo, że wcześniej miełam dużo epizodów ale jakoś je maskowałam, przechodziłam

skończyłam studia, osiagnęłam sporo na polu zawodowym

od 2,5 roku mam dużą depresję z okresami lekkich depresji i krotkich remisji

 

ale każdy ma inaczej

----

 

hooain

 

dziś lyb jutro będę przy scanerze to zrobie scan testów

 

miłego tygodnia dla wszystkich !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

S jak... - ja staram się robić wszystko, by po ostatniej manii nie wpaść w wegetację i marazm, w którym staje się bezsilna. Nie wiem na ile jest to wykonalne i "wewnątrz-sterowne", ale bardzo bym chciała, bo znam ten ból :(

Życzę Ci byś w każdym dniu odnajdywała jakieś drobne punkty zaczepu, które sprawią, ze ta wegetacja nie będzie taka bezbarwna i monotonna, a życie (jak to ujęłaś) zasr*** ...

3maj się kochana! pazurkami, z całych sił...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odkąd znam schemat działania mojego mózgu w hipo, przyjęłam jedna zasadę, która stanowi mój podstawowy hamulec w tej fazie- pilnować d*py i portfela, a tragedii nie będzie.

 

fajna zasada :)

 

Cieszy mnie to, ze nie spadłam odrazu w dół, w jakąś ciężką deprę, ale mimo wszystko zauważam istotne zmiany w funkcjonowaniu i jakby podświadomie mi tęskno do tamtego... A więc sens- nie martw się, nie jesteś sama w tym stanie!

 

Wiesz maargoo to ja Wam już raczej bym życzyła żebyście nie były / byli w tym stanie i to raczej martwi ....

 

To jak kochane ludziki tłumaczycie sobie ten stan...?

 

-- 20 sie 2013, 15:27 --

 

 

hooain

 

dziś lyb jutro będę przy scanerze to zrobie scan testów

całuję rączki

 

zrobiłam scany 2 rodziałow - kazdy z ososbna po 1.5 mega

bo sam test bez wyjaśnienia to nie bardzo

ale nie mogę załączyć - system mi powiedział że za ciężkie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój lekarz kiedyś powiedział, że życie z chad to wegetacja. Niestety miał rację.

Tak Ci powiedział? :shock: Bardzo pokrzepiające :/

Ja się czuję cały czas jak bomba zegarowa i boję się, że zaraz coś się rozhuśta a mam URC.

Do tego ostatnio nie mogę się przełamać do jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, tylko facet mnie jakoś z domu wyciąga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a wracając do wątku egzystencjalno filozoficznego....

 

czy znaleźliście coś pozytywnego w CHAD: samej chorobie/ fazie depresji w fazie mani / hipo jest sporo toksycznych pozytywów..

 

mnie te ostatnie 2 lata nauczyły jednak inaczej patrzeć na życie,

przede wszystkim akceptować słabości cudze i własne bo wcześniej jak byłam na fali i wszystko było dla mnie możliwe to mi się wydawało że chcieć to móc

i że jeżeli ktoś sobie nie radzi, nie osiąga etc to przyczyna głównie była po jego stronie...

 

depresja nauczyła mnie tolerancji..

wcześniej tylko myślałam że jestem tolerancyjna...

aczkolwiek chyba jestem bardziej tolerancyjna wobec innych niż wobec siebie

 

choroba/ depresja zmusiła mnie do wolniejszego życia i zmiany priorytetów życiowych...

widzę że na wiele rzeczy patrzę inaczej...

mniej ważne jest to czy i ile zarobię, albo czy przyjmą mój abstrakt na konferencję

ważniejszy stał się spokój i dobra kolacja oczywiście w towarzystwie kochanej osoby...

cały czas jestem w okresie przemian

 

może dzięki depresyjnym wstrząsom tektonicznym nauczę się cieszyć życiem pełniej i głębiej....

 

jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń i refleksji na ten temat

 

miłej nocy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój lekarz kiedyś powiedział, że życie z chad to wegetacja. Niestety miał rację.

Tak Ci powiedział? :shock: Bardzo pokrzepiające :/

Ja się czuję cały czas jak bomba zegarowa i boję się, że zaraz coś się rozhuśta a mam URC.

Do tego ostatnio nie mogę się przełamać do jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, tylko facet mnie jakoś z domu wyciąga.

 

A ja cenię sobie szczerość. Wolę najgorszą prawdę od mydlenia oczu. Przynajmniej realnie patrzę na chorobę, uczę się z nią żyć i nie liczę na cud.

W końcu chad jest nieuleczalny, czyż nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×