Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

To ,ze nie masz pociagu fizycznego do swojego partnera moze byc takze chorobowe spowodowane wlasnie przez nerwice :( ona niestety tak dziala , dotyk nas drazni bo wydaje mi sie ( chociaz moge sie mylic) ,ze przyjelismy taki mechanizm , nie dostalismy nauczeni przez rodzicow okazywania milosci i teraz sami musimy sie tego nauczyc , jesli mamy przy sobie partnera , ktory jest dobry i czuly to to jest swietny bodziec ,zeby to wykorzystac i zaczerpnac tej milosci ,ale na wszystko potrzeba czasu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MAINS mowiłam Ci juz o co chodzi z tym libido:) Po pierwsze nie dość ze mysli nasze dotyczą "utraty uczuc". Po 2 nerwica sprawia ze jestesmy wiecznie rozdraznienia, zamysleni wiec to niezbyt korzystne warunki do tego aby nasze libido bylo wysokie !! Po 3 jesli zazywasz tabletki to one obizają libido ! 3 powody konkretne wystarcza?? To nie moje słowa tylko mojego lekarza !!

Przeraża mnie fakt ze np mojej kolezance sie nie uklada z chlopakiem i tez ma mysli ze to koniec jej uczuc itp.... a nie jest chora :// to jest najgorszeeee! Ale w sumie tłumacze sobie to w ten sposób, że np jak ktos mam mysli do dotyczące tego ze np jest gejem ,albo chce kogos skrzywdzic to sa to osoby chore na nn ale osob " normalne" równiez maja takie mysli jeśli faktycznie dotyczy ich ten problem. Może troche mało sensowny ten moj post, ale zawsze jak tutaj pisze to mam nawał mysli i chce je szybko wylać na ekrran! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, czy Ty chodzisz na psychoterapie? Przeczytałam wszystkie posty z tego wątku..widzę, ze od dawna borykasz sie z tym problemem..moze warto by było pomyslec o terapii? Ja chodze na psychodynamiczna od 2 lat..rok temu wyszłam za maż..i zaczely sie u mnie jazdy...nie zaskocze nikogo jak napisze..ze natrectwa to przykrywka dla czegos glebszego...tzn. neurotycy zyja zazwyczaj w swiecie fantazji..karmia sie jakimis iluzjami- wieczna, prawdziwa milosc, ciagle motylki w brzuchu, partner nas nie powinien denerwowac....i kiedy stan zakochania mija..co jest natrualne..nie potrafimy sie odnalezc...myslimi, ze nie kochamy. Pewnie wiekszosc z Was jest DDA/DDD..ja jestem...takie,a nie inne wychowanie sprawilo, ze posiadam spore deficyty z radzeniem sobie z emocjami...z radzeniem sobie w zyciu....jestesmy przyzywczajeni do ciaglego napiecia, hustawek emocjonalnych, ktore nam fundowali rodzice....a teraz kiedy mamy kolo siebie dobrego, troskliwego partnera..nie umiemy sie odnalezc..bo brakuje nam tej adrenaliny...czujemy nude..co wywoluje lęk..' no bo jak niby mozna sie nudzic przy ukochanym..gdzie motyle?' :D. Chcemy zeby wszystko bylo idealne...chcemy czuc sie zawsze idealnie..odmawiamy sobie prawa do zlosci, niecheci, nudy....a to emocje jak kazde inne..sa ludzkie...a my jestesmy ludzmi...tylko, ze tak bardzo chcemy byc kims wiecej. Zaloze sie, ze wiekszosc z Was cholernie sie boi doroslosci, odpowiedzialnosci, stabilizacji....ale jak ma sie nie bac? Skoro rodzice byli nieodpowiedzialni, doroslosc kojarzy nam sie z klęska jaka poniesli nasi rodzice. Ja choruje na nn cale zycie..tzn..juz bedac dzieckiem mialam natrectwa..roznej tresci..faktem jest, ze remisje trwały u mnie dlugo i w swoim 30 letnim zyciu miałam 4 nawroty.....ten teraz trwa najdluzej, bo prawie rok. Leczenie zdaje sie polega na zrozumieniu siebie..na akcpetacji siebie...a to jest mega trudna sprawa dla neurotyka...wymaga pracy i zaangazowania.....wiemy, ze osoba, ktora odczuwa lęk i ma natrectwa jedyne o czym marzy to uzyskanie ulgi..i perpsketywa pracy..bolesnej pracy nad soba moze przerazic...chce sie uciec...ale dokad? Ile mozna uciekac? W dodatku przed samym soba? Ci co zaczeli dopiero terapie i widza efektów...potrzeba czasu..nie uciekajcie!!! Walczcie o siebie:) Jest tu cala masa osob, ktorym sie udalo wyjsc z tego..pamietajmy o tym:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taak chodzilam na terapie ale jakos nic wielkiego nie wniosla. Musialam ja przerwac niestety! Oj to mialas co czytac:D nie jestem DDA wrecz przeciwnie jestem z normalnej rodziny i bardzo przywiazana do rodzi ow. Masz race z tym ze zyje w swiecie fantazji i tak postrzegam milosc. Jak juz nie ma ekscytacji i tego czego jak to wiadomo jest w zakochaniu to znaczy ze jest cos nie tak! Na codzien juz sobie radze i realcje z partnerwm mam wspaniale. Za rom slub. Sama zalatwiam duzo spraw i nie mam watpliwosci ale jednak czasem sa pewne bodzce ktore wywoluja lek i mysli!

 

-- 24 cze 2013, 11:01 --

 

Mam pytanie dotyczące tej remisji choroby! Czy jak ona jest to myśli całkowicie znikają czy sobie są, ale po prostu nie działają na nas tak jak w momencie ataku ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, gdzie w tym wszystkim odnaleźć siebie? Jak odróżnić to, kim się jest ,a to, co tworzy nerwica...Może po prostu tak, jak są ludzie dobrzy, mili, otwarci, itp, tak samo są ludzie źli, sfrustrowani, raniący swoich bliskich...I po prostu należy się z tym pogodzić...Czy należy walczyć z nerwicą, czy zaakceptować ja jako część siebie? Która droga iść?

 

Ostatni weekend był masakryczny...Przez dwa dni na wszystkich plułem jadem, odpychałem od siebie, frustrowałem siebie i innych, denerwowałem, złościłem... Byłem (jestem) nie do zniesienia. O niczym nie da się ze mną porozmawiać, wszystkie zarzuty odpycham od siebie, uważam, że wiem wszystko najlepiej....Już sam nie wiem, co jest mną a co mną nie jest... Do tego derealizacja, stres i lęk przed spotkaniem, rozmową telefoniczną, przebywaniem z ludźmi (w tym z moją M.). Nagłe uderzenia negatywnych myśli...Radość z planowania czegoś, a po chwili nagły atak zniechęcenia...Radość ze spotkania z M. a im bliżej spotkanie, tym większy lęk, stres, obawa nie wiem przed czym i chęć ucieczki.

 

Jak żyć, jak planować przyszłość, gdy się czegoś chce, a nie umie się tego zrobić? W czym (w kim?) tak na prawdę jest problem...Może po prostu przeznaczeniem części osób jest życie w samotności...

 

Z każdym nawrotem mówię sobie, że jak go przetrwam to już przetrwam wszystko....I że będzie tylko lepiej...A może po prostu nie da się już naprawić wszystkiego tak, żeby było lepiej? Może czas minął, i nerwica dokonała nieodwracalnych zniszczeń w naszej relacji?

 

Ostatnio coraz częściej, zamiast myśli, pojawia się ogólna złość, niechęć, gniew na wszystko, na każde słowo, zachowanie, czyn...Chcę iść naprzód a nie potrafię i nie wiem, ile moja M. jeszcze wytrzyma...Ile wytrzyma mnie w takich stanach. Przecież jej dobro, spokój psychiczny, plany, oczekiwania też są ważne. Nie można wszystkiego dostosować pod jedną osobę w związku i jej nerwice/zaburzenia...eh...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, u mnie w czasie remisji w zasadzie nie ma natrectwa..czasem jakies malutki..ale trwaja chwilke i nie ma lęku. Ja już przerobiłam bardzo wiele natręctw..ze jestem psychopata, pedofilka, ze zostane opetana, ze mam schizofrenie, rozne raki, nawet pasożyty, mysli obrazoburcze.

Co do terapii..no to warto by było wytrwac:) na efekty zazwyczaj trzeba poczekac.

 

daredevil9, chodzisz na terapie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niby miałam remisje przez 2 lata ale nie wiem czy to była remisja, bo czasem myśli się jakieś pojawiały ale nie miałam leku i czułam się w miare dobrze. W sumie teraz jak biore tabletki tez nie jest zle ;)! Najbardziej teraz denerwuje mnie moje libido, ale wiem ze to przez tabletki i nerwice jest obnizone. Chciałam chodzic ale musiałam przerwac ze wzgledu na zajęcia na uczelni ;/ a jak masz mysli np o psychopatce i jak słyszysz jakies prawdziwe historie to co myslisz, jak sie czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, no u mnie generalnie jest problem z seksualnoscia..tzn..zawsze wydawało mi sie, ze seks to zaden temat tabu..uwazałam sie nawet za calkiem niezla w lozku. Na terapii wyszlo, ze mam masakryczne zahamowania..tzn. uwazam seks za brudny itd itd..poczatkowo pomyslalam sobie 'co tam terapuetka mi tu pitoli?'..dopiero konfrontacja z danymi sytuacjami uswiadomila mi, ze miala racje. Przez cale swoje aktywne zycie seksualne udawałam orgazmy..bo bałam sie, ze jak ich nie bede miala to partner stwierdzi, ze cos ze mna nie tak i odejdzie....kilka miesiecy temu przyznałam sie Mężowi, ze udawałam...i teraz jest dziwnie...czuje się jak nowicjuszka..wręcz sie boję seksu. Mój Mąż tez czuje sie zdezorientowany..tez chyba troche unika seksu. Mamy rozne temperamenty seksualne..ja zdaje sie mam wiekszy..brakuje mi inicjatywy Męża...( w sumie to temat seksu mnie tak zdolował, bo ostatnio powiedziałam mu, ze brakuje mi jego inicjatywy. Pogadalismy o naszych potrzebach, upodobaniach i w zasadzie wyszlo, ze on zbyt wielkich wymagan nie ma. O matko..jak sie nakreciłam " ojejku, to znaczy, ze juz do konca zycia bede miala kiepski seks i bede sfrustrowana tym"...tak jakbym zupelnie zapomniala o tym, ze powiedzial mi tez, ze bedziemy pracowac nad tym..ze on sam sie troche boi..ale bedzie ok). Na terapii u mnie wiele sie dzieje...dociera do mnie moja dysfunkcjonalnosc...to, ze wszystkie moje wyobrazenia to iluzja...chciałam, aby wszystko bylo idealnie...mama, milosc, praca, ja!..a tu dupa..zycie to nie bajka..co nie oznacza, ze musi byc złe:) no i podobno to naturalne, ze człowiek w ten sposob uswiadomiony przezywa jakby 'żałobe'.....a ja czuje taka presje..ze musi byc juz natychmiast poprawa i zrozumienie z mojej strony...powinnam sobie powiedziec 'dziewczyno..wyluzuj..daj sobie czas...wlasnie sobie uswiadomilas, ze Twoj swiat to tylko wyobrazenie..masz prawo byc w szoku..masz prawo byc zła i smutna".....łatwiej jest obwniac kogos o swoj nastroj niz siebie samego. Ja mam tez mega problemy z wyrazaniem zlosci...kazdy przejaw zlosci od razu mnie przeraza...bo to wg mnie oznacze, ze np juz nie kocham...bo jak sie kocha to partner nie irytuje hahahahah. Oj jeszcze masa roboty przede mna..no ale mam dosc uciekania..poza tym..nie uciekne sama przed soba.

 

Ja generalnie mam tez duzo agresywnych natrectw zwiazanych z Mężem...wynika to z tego, ze jak mnie wkurwi moj Miły to mu nie powiem o tym..tylko zdusze to w sobie...pracuje nad tym..coraz czesciej mu mowie, ze czyms mnie zdenerwowal.

 

10 lat temu miałam okropny odlot...wlasnie nakreciłam sie, ze moge stracic kontrole nad soba i stane sie jakims psycholem...to był koszmar...w czasie remisji..nic na mnie nie działalo..mogłam czytac kryminaly, ogladac straszne filmy itd..miałam dystans do tego. Czułam sie normalnie. Teraz mam podobnie tzn. unikam niefajnych tematów..coby nie nakrecac sie :D bo nerwica natrectw lubi sobie skakac po tematach:) hahahaha kiedys miałam nawet durna mysl ' a co jak moja swinka morska zacznie mnie podniecac?' :D:D:D to dopiero odlot. Ale spoko..diagnozowało mnie 3 psychiatrów, 2 psychologów..to nerwica natrectw..+ syndrom DDA...cała masa lęków i dysfunkcji . 10 lat temu zaczełam brac Anafranil...szybko mnie postawil na nogi..ale nigdy nie odwazyłam sie go calkowice odstawic..biore male dawki przypominajace.....10 miechów temu probowałam odstawic i był to zapalnik do nawrotu nerwicy...teraz biore malusia dawke..lekarka chce mi odstawic..a ja sie boje..bo jestem uzalezniona psychicznie..tabsy daja mi poczucie bezpieczenstwa...Poza tym lekarka i terapuetka twierdza, ze moj nawrot nn to wynik tego co sie dzieje na terapii.....a takie nasilenie w czasie terapii to norma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam po dłuższej przerwie. Widzę, że dyskusja wre, a problem wcale nie jest rozwiązany u większości z Was.

Pragnę Wam tylko przypomnieć, że istotą każdej nerwicy jest brak akceptacji lęku i to jeszcze zanim w ogóle się on pojawi. Istotą jest właśnie lęk przed lękiem. Wiem, że to definicja stricte nerwicy lękowej, ale prawda jest taka, że nerwica (każda) ma to do siebie iż wszystko w niej kręci się wokół braku akceptacji. Boicie się na zaś, że coś się stanie, coś się wydarzy, co będzie dalej, co będzie jeśli itd... Problemem nie są relacje z partnerami, nie są natręctwa ani nie są nimi lęki. Problemem jest to, że w żaden sposób nie chcecie ich zaakceptować. Gdybyście pozwolili sobie nań, gdybyście pozwolili tym niechcianym myślom zaistnieć, gdybyście je zaakceptowali to przestałyby być straszne, przestałyby być natrętne... przestalibyście cierpieć na nerwicę.

Pierwsze pytanie jakie się pewnie pojawi - wszystko pięknie, ale jak to zrobić? Odpowiedz sam sobie - a dlaczego nie boisz się skoczyć z samolotu? Bo o tym nie myślisz? Bo tego nie ma? Bo nie skaczesz to po co się bać?

Drugie pytanie - ale przecież w nerwicy ten problem jest, jest się czego bać, więc jak się nie bać? Otóż nie ma problemu! Problem z brakiem miłości, problem z brakiem pociągu, problem z natręctwami... nie ma tego problemu - to jest przerysowana przez Was rzeczywistość. Gdyby problem był - nie balibyście się, nie kocham, nie ma problemu. Boisz się tego co będzie jak się skończy wszystko? Skąd wiesz czego się bać skoro tego nie ma? Jutra nie ma! Nie ma świata po podjęciu decyzji. Jest zawsze tylko i wyłącznie ten świat TU i TERAZ!

Polecam Wam jedno - przeczytajcie za wszelką cenę książkę PRZEBUDZENIE A. de Mello i wróćcie tu dopiero po jej przeczytaniu.:)

 

Wracając do prośby co u mnie - cóż spełniam marzenia, jedno po drugim, hurtem... Jestem szczęśliwym człowiekiem i człowiekiem, który jest na dobrej drodze by dzielić się tym szczęściem. Nie patrzę wstecz, nie patrzę zwłaszcza w przeszłość, która nie jest moją. Żyję tym co jest dzisiaj. Widzę każdą piękną chwilę i jej oblicze. Doceniam :) takie jest życie. Nie kolekcjonuje chwil ani wspomnień. One są, zawsze były i pewnie będą, ale żyję dniem bo żyjąc tym co będzie lub tym co było marnowałbym to co "teraz". Wam też tego życzę i nie poddawajcie się. Chyba, że poddacie się prądowi życia :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, czytałam Przebudzenie...ja w sumie teraz jestem na takim etapie terapii..ze wlasnie dotarlo do mnie, ze to we mnie jest problem...legl moj swiat w gruzach..wszystkie wyobrazenia..o mnie samej, o milosci, o swiece...jest mi cholernie ciezko..ale chce wierzyc, ze to ma sens i, ze nastapi w koncu przebudzenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OT: Mam pewien problem "techniczny" - wysyłam przez forum wiadomość prywatną, jednak ona cały czas jest w folderze "do wysłania". Nie wiem czy została wysłana/ doręczona do adresata...Czy ktoś może wie, czy wiadomość się wysyłała/ jak ją wysłać prawidłowo? Z góry dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i co u Was słychać? Jak relacje z partnerem/partnerką? U mnie w sumie kiepsko....kłócimy się, myśli "rzuć to wszystko w cholerę" atakują...Już sam nie wiem, co mam o tym myśleć....Gdzie jestem "ja", a gdzie "to". Nie wiem,czy ta nerwica (o ile jest w ogóle, przecież ludzie bez nerwicy też się rozstają z partnerami..................) atakuje na prawdę to, na czym najbardziej nam zależy, czy może to, co w nas najsłabsze (w domyśle: uczucie do partnera/ki)....Straszne to wszystko...Niechęć, drażliwość, wpadanie w złość, furię....Ile można...Do tego to poczucie odcięcia od świata, jakby wszystko wokół było "gdzieś za szkłem, szybą"...To chyba nazywa się derealizacja...Ponadto negatywne nastawienie, brak optymizmu i nadziei na poprawę...A jak nie będzie lepiej? A jak będzie tylko gorzej? A jak Nasz czas (mój i M.) już po prostu minął nieodwracalnie...? :( Jak jestem z M. czuję lęk, jak jej nie ta też...Może po prostu powinienem być sam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9, u mnie tak samo jak u ciebie ,wszystko mi nie pasuje i są zgrzyty w dodatku wszystko jest u mnie na nie NIE KOCHAM, NIC Z TEGO NIE BĘDZIE, TO NIE TO, NIE ROB NIC NA SIŁĘ i tak w nieskończoność.. Nawet sam mi powiedział że go wkurzasz. Że myślę pesymistycznie, ale właśnie tak jest on mnie tak drażni że doprowadza do szału a sama nie wiem czemu, może po prostu boję się prawdy że nie choroba tylko fakt z którym nie umiem się pogodzić bo jestem tchórzem..:(

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains pomyśli ile jest rzeczy za tym ze to choroba ! U mnie sporo po 1. To jak to sie zaczeło, nagle z dnia na dzien paniczne myśli i zmiwna swiatopogladu i zachowania. po 2. Objawy somatyczne po 3. Panika ciągle zastanawianie się po 4. Analiza zachowania partnera ... itp itd. Nie ma tak ze mega sie kogoś kocha a na drugi dzień nic się nie czuje do tej osoby. :) GŁOWY DO GÓRY LUDZISKA I MYŚLCIE POZYTYWNIE!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co tam u Was? Ja wlasnie mialam kolejny ataak po tym jak slyszlalam rozmowe o tym rozstaniach. Momentalnie naplyw goraca, dretwienia rak i panika wtedy przypominaja mi sie natretne mysli i dochodze do wniosku ze nie kocham. Ostatnio dowoedzialam sie ze moj luby ma jechac na delegacje i pierwsza mysl ze nie vede pewnie tesknic, i wiem ze to byly te mysli ktorych nie chcialam.... Ciezka ta chorooba, cieezka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, wiesz nie wiem jak sytuacja u ciebie wygląda i mogę się mylić ale jeśli mogę coś poradzić

długo się zmagałem z nerwicą, ale w końcu znalazłem sposób na zwalczenie jej. Po pierwsze trzeba wszystkie natrętne myśli czy lęki ignorować. One nigdy nie mają sensu, nie są związane z naszym charakterem (z reguły pokazują coś całkowicie przeciwnego do nas dlatego się tak boimy). Rodzą się najczęściej przez zbyt nagromadzony stres. Nasz umysł w pewnym momencie nie może tego wytrzymać i da złość wypływa w postaci takich myśli. Są absurdalne i pojawiają się niewiadomo skąd dlatego nas tak przerażają. Te myśli tak naprawde nie przerażają nas bo boimy się, że są prawdziwe (tak jest dopiero jeśli sami w to uwierzymy)

 

Im dłużej gdybamy nad myślami, jak się ich pozbyć, skąd one się wzięły jak kolwiek sami zwracamy na nie uwage nasilamy je. Dopiero jak zaczniemy je ignorować to zaczną męczyć mniej. Dlatego jak jakiekolwiek myśli się pojawiają ignoruj je. Traktuj je jakby ich nie było. Wtedy zaczną słabnąć. Stopniowo będą męczyć mniej aż odejdą. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×