Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

Tylko, że takich wyzwań można też szukać na własną rękę, w ograniczonym zakresie.

Są osoby, które potrzebują skoku na bungee, a są takie którym emocji dostraczy po prostu podróż w nieznane pociągiem.

Prawda jest taka, że nasze życie jest zbyt spokojne... Dawniej człowiek musiał walczyć o przetrwanie, teraz walczy co najwyżej o bilet w pierwszym rzędzie na koncercie. Strywializowaliśmy nasze życie.

Jeszcze tysiąć lat temu przeciętny mieszkaniec terenów Polski nie miałby szans chorować na depresję-nie przyszła by mu do głowy, bo wokół niego tyle się działo...

(kurcze, bredzę...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo kiedyś były całkiem inne priorytety:

-czy nie zawali mi się dom

-czy nie umrę na zarazę

-czy moje jedzenie nie zje mnie zanim je upoluje

 

W innym temacie pisałem o obozie przetrwania.

Niektórzy nie znają wartości własnego życia, a będąc w dżungli, jedząc robale, robiąc do dołków i śpiąc na kamolach na takim obozie zaczynają to wszystko doceniać.

 

Wiesz co bym chciał? Chciałbym żeby na moim pogrzebie było dużo ludzi, ludzi mówiących o mnie z szacunkiem, ludzi którym pomogłem. Po prostu chciałbym odejść będąc tutaj dobrze zapamiętanym, zostawić jakiś ślad po sobie.

 

Ale nie można pokochać kogoś, nie pokochawszy siebie. Nie można zaakceptować czyichś wad i słabości nie akceptując tychże wad u samego siebie. Dlatego walczę z tym cholerstwem jak tylko mogę i wierzę, że będzie dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym żeby na moim pogrzebie było dużo ludzi, ludzi mówiących o mnie z szacunkiem, ludzi którym pomogłem. Po prostu chciałbym odejść będąc tutaj dobrze zapamiętanym, zostawić jakiś ślad po sobie.

Też o tym myślę. Żeby została po mnie taka wyrwa we wszechświecie. Takie moje miejsce.

 

Ale nie można pokochać kogoś, nie pokochawszy siebie. Nie można zaakceptować czyichś wad i słabości nie akceptując tychże wad u samego siebie.

Święta prawda. Też walcze, choć paskudny głosik w moje głowie wciąż mówi, że nie ma po co, bo jestem beznadziejna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie martw się, u mnie jest to samo.. Chociaż nie wiem już czy to Cię pocieszy czy tylko utwierdzi w przekonaniu, że są ludzie beznadziejni i właśnie my do nich należymy.

 

Życie często oparte jest na schematach.. Tak samo moje.

To jest tak, że powinienem zdać maturę z dobrym wynikiem, dostać się na dobre studia, przy tym jeszcze świadectwo ukończenia szkoły powinno być ponadprzeciętne.

 

Powinienem skończyć owe dobre studia i znaleźć fizyczną robotę za 2000 zł, pracować, ale z uniesiona głową, że przecież mam studia.

 

Źle źle źle

 

Chciałbym być pisarzem. Takim jak Coelho

 

//EDIT

No.. lecę spać. Dobrej nocy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie. Wybić się ze schematów i pomóc komuś uwierzyć w sens życia. To jest moje marzenie. Żeby stać się dla kogoś iskrą, zmienić światopogląd choć jednej osobie na świecie, by zaczęła dzięki mnie mieć nadzieję, by poczuła się akceptowana i wartościowa, jeśli ma z tym problemem, żeby można żyć dla kogoś, by uczynić tę osobę szczęśliwą. Tylko fakt - żeby tak się stało, trzeba najpierw zaakceptować samego siebie.. A to takie trudne...:( Ale co mnie pociesza- u osób takich jak my bardzo rozwinięta jest wrażliwość i zdolność empatii, tak mi się wydaje.. Więc nawet w tym wszystkim można zobaczyć jakieś pozytywy. Byleby przemówiły one do nas silniej niż to wrażenie własnej beznadziejności i nieprzydatności...

 

Nie ma ludzi beznadziejnych. Są tylko tacy, którym się wydaje, że są beznadziejni.. I w tym jest problem. W tym "wydawaniu się", które tak ciężko pokonać.

 

PS. Ja też wybaczam, że w pewnym momencie zaczęło się nie na temat! ;pp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, ze odzywam sie tutaj, ale szczerze mowiac wydaje mi sie to najbardziej trafnym wyborem, wiec zadam pytanie:

Czy widzac ponizsza liste moge stwierdzic, ze mam depresje?

 

 

- Problemy ze spaniem, myslenie przed zasnieciem, czasami nawet nie wiem o czym

- Zbyt wiele myslenia przez caly dzien

- Pomieszane plany zyciowe, zakrecona psychicznie, nie wiem juz czego chce

- Strach, ze zepsuje cos w pracy, choc nawet jeszcze nie zaczelam

- Maniakalna mysl o fakcie, ze potrzebuje domu, wlasnego domu

- Mysl o zarabianiu pieniedzy, bo inaczej moje zycie bedzie wygladalo marnie

- Mysl o dostaniu pracy z dobra nazwa stanowiska

- Chec powrotu w rodzinne okolice

- Brak znajomych w okolicy

- Denerwujacy anglicy na kazdym kroku, obrzydzenie do jezyka angielskiego, kiedy slysze go na ulicy z typowym, zwlaszcza mlodziezowym akcentem, to naprawde wzbudza to we mnie agresje i zlosc

- Nagla zmiana z osoby zdecydowanej i stanowczej na osobe, ktra nie wie czego do konca chce, poprzez fakt, ze tyle razy juz sie cos nie udalo lub musialam zrezygnowac i pojsc inna droga, niz chcialam

- Zlosc, kiedy wszystkim w kolo w jakis sposob sie udaje, bo gdziekolwiek ja bym nia trafila, glownie w sprawie pracy, to po krotkim czasie okazuje sie, ze jest calkowicie inaczej, niz mialo byc

- Kwestia niskiej samooceny

- Ciagle przesladowanie myslami o pieniadzach i ich braku w przeszlosci w formie kompleksu

- Czasami glupie wrazenie, ze swiat sie kreci, wizualnie

- Niemoznosc skupienia sie na czytaniu np ksiazki, gazety, ogladaniu filmu, czasami nawet rozmowie

- Zbyt wiele pytan w glowie kazdego dnia, o sensie zycia, egzystencji ogolnie, problemach itp

- Okropna niecierpliwosc, czasami wycofywanie sie, ostatnio coraz czesciej, zwlaszcza gdy ja podejmuje wazna decyzje, ktora miala spawic, ze moje warunki zyiowe sie polepszaja, a ktos inny korzysta z tego bardziej, co brzmi egoistycznie

- Nie ciesza mnie juz zbytnio rzeczy, ktore teoretycznie powinny. Np. Kiedys kochalam taniec, kiedy jakis czas temu poszlam na zajecia, nic mi nie wychodzilo, nie moglam sie skupic i zapamietac krokow, z ktorymi nigdy wczesniej nie mialam prolemow.

- Ostatnio jedyne co robie, to siedze przy komputerze i przegladam serwisy dla mlodych ludzi, stracilam spontanizm i kreatywnosc...

 

Dodam, ze od roku mieszkam za granica.....Jesli to ma jakies znaczeniw w tym wszystkim... a wszystko co opisalam, trwa od 2-3 lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Jestem tu od niedawna, Więc jak wielu przedemną proszę o radę.

Czytając to forum dzisiejszej nocy od razu czuję się lepiej.

Być może znajdzie się odpowiedź na dręczące mnie od dawna

pytania. Postaram troszkę swoją osobę i sytuację przybliżyć

dla lepszego rozeznania.

 

Jestem jedynakiem.

Zawsze jak pamięcią sięgnąć miałem

niską samoocenę, chodziłem przygarbiony i jakiś taki bez życia.

Z lat szkoły podstawowej pamiętam

tyranizowanie i wyśmiewanie. Byłem otyły z powodu leków

poprawiających apetyt.

 

Obecnie mam prawidłową masę ciała ( oprócz ginekomastii ).

Należę chyba do osób wrażliwych. Za czasów podstawówki

rodzice bardzo chcieli abym został artystą ( może plastykiem ).

Jednak ja nie widziałem sensu bycia artystą i w końcu

( w wielkim niezadowoleniu rodziców ) po liceum

wylądowałem na informatyce na co nie narzekam zbytnio.

Z całą pewnością są nadal nadopiekuńczy co wiąże się z zabawną

anegdotką z udziałem policji.

Nie obyło się także w moim życiu bez wpadek:

zarzucone 2 lata temu studia,

na których nie dałem rady wytrwać

oraz rozpad związku ( tzw. pierwsza miłość ).

 

Od tej pory nie związałem się bliżej z nikim.

 

Jakoś zniosłem i puściłem w niepamięć dawne czasy i nie rozczulam

się już zbytnio. Rozliczyłem się także emocjonalnie z moją byłą <:

w bardzo zręczny i zgryźliwy sposób.

 

Jestem osobą niewierzącą raczej ateistą ( moi rodzice z sympatią

też nie podchodzili do spraw Kościoła ).

Z dystansem podchodzę do spraw związanych ze śmiercią.

Bywało z czasów podstawówki, że dosyć często chciałem się okaleczyć

zabić.

 

Pogodziłem się także z moim ciałem i wyglądem ( ginekomastia ).

Jednak nie wszystko jeszcze jest u mnie w porządku.

Nigdy nie czułem żadnego zainteresowania płcią przeciwną, ludźmi,

towarzystwem ...

Czuję wstręt do dzieci i do zakładania rodziny.

 

Nadal czuję przygnębienie i bezsens życia. W dniach, w których

nie potrafię niczym zająć umysłu wracają druzgoczące myśli.

Tak było i dziś.

Pomimo dobrych aspektów mojego życia jakoś jestem bezsilny,

i nie potrafię nic zrobić ( poszukać dobrej pracy ).

Popadłem w dekadencję i pustkę.

Nie bez winy jest także zdrowie i odporność,

którą mam nadszarpniętą - czuję się słaby i senny.

Mam także problemy z zasypianiem czasami ze snem.

Do wszystkich działań muszę się zmuszać i nie przychodzą

mi z radością ...

 

Nie wiem co czynić mam z takim fantem, bo długo tak żyć

chyba nie można.

 

Czasami miewam rozdraźnione dni, w których np. nie mogę znieść

gdy ktoś mlaska przy jedzeniu. Czasami bywają i inne drobnostki,

od których najchętniej poprostu uciekłbym.

 

Czy ktoś może się spotkał z podobnymi problemami i może coś

na to poradzić ?

Z chęcią rozwinę temat jeśłi będzie trzeba coś wyjaśnić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj, z pewnoscia nie jest to zagubienie ale cos powazniejszego! Z twojej historii wnioskuje ze jestes bardzo wrazliwa , zakompleksiona i pesymistyczna osoba.

 

Zawsze jak pamięcią sięgnąć miałem

niską samoocenę, chodziłem przygarbiony i jakiś taki bez życia.

 

hmm, skad ja to znam..miales niska samoocene bo...?

Chodziles przygarbiony i bez zycia bo...?

 

 

Z lat szkoły podstawowej pamiętam

tyranizowanie i wyśmiewanie. Byłem otyły z powodu leków

poprawiających apetyt.

 

Szkola podstwawowa to po prostu dzieci ktore zawsze znajda sobie jakis punkt zaczepienia , jakas slabsza osobe , to ze w podstawowce dzialo sie jak dzialo nie znaczy ze teraz ma sie to na tobie odbic , pomysl czemu tak sie dzialo?czemu byles tyranizowany? za co?

Rozumiem ze chodzi tu o otylosc ale z tego co piszesz jest juz ok i nie ma czym sie przejmowac , nie zwalaj winy nigdy na siebie gdyz my nie jestesmy niczemu winni i wszystko da sie wytlumaczyc w racjonalny sposob.Jak widzisz samo juz rozwiazales kwestie otylosci u ciebie-przyczyna byly leki , ale teraz jest ok , nie rozpamietuj przeszlosci gdyz to wszystko niekorzystnie jak widzisz sie na tobie odbija , nie karze ci zapomniec ale poukladac sobie wszystko , potrzebujesz psychologa ktory pomoze ci sie odnalezc gdyz strasznie sie w tym wszystkim pogubiles!

 

 

Za czasów podstawówki

rodzice bardzo chcieli abym został artystą ( może plastykiem ).

Jednak ja nie widziałem sensu bycia artystą i w końcu

( w wielkim niezadowoleniu rodziców ) po liceum

wylądowałem na informatyce na co nie narzekam zbytnio.

 

Jak to???? bardzo dobrze zrobiles ze nie posluchales rodzicow gdyz teraz cierpialbys podwojnie, rodzice czesto krzywdza nas niewiedzac o tym, ale tobie udalo sie i nie zostaels artysta i bardzo dobrze bo sam wiesz co w zyciu ma ci dac szczescie i do tego zmierzaj.Jak to nie narzekasz zbytnio??to znaczy ze informatyka srednio cie interesuje? a co interesuje cie najbardziej ?

 

 

rozpad związku ( tzw. pierwsza miłość ).

 

No niestety zycie jest okrutne i nie moze byc tylko szczesliwe , musi nas tez uczyc a uczymy sie na wlasnych bledach , jesli rozpadl sie twoj zwiazek to oznacza ze nie byla to milosc! A wiec teraz pozostaje ci czekac na te jedyna bo z pewnoscia to nastapi!

 

 

Jestem osobą niewierzącą raczej ateistą ( moi rodzice z sympatią

też nie podchodzili do spraw Kościoła ).

 

a czy to cos zlego??? to normalne ja tez jestes ateistka i cos w tym nienormalnego??to nie jest problemem to twoja sprawa i nie jest ona wcale zadnym problemem wiec nie przejmuj sie tym.

 

 

Pogodziłem się także z moim ciałem i wyglądem ( ginekomastia ).

Jednak nie wszystko jeszcze jest u mnie w porządku.

Nigdy nie czułem żadnego zainteresowania płcią przeciwną, ludźmi,

towarzystwem ...

Czuję wstręt do dzieci i do zakładania rodziny.

 

chyba jednak nie pogodziles sie ze swoim cialem , twoim problemem jest brak akceptacji samego siebie i nie piosz ze sei pogodziles bo to widac ze nie! na prawde potrzebny ci psycholog , a twoja sytuacja wcale nie jest ciezka , to nie jest jakas ciezka depresja czy cos innego problemem jest u ciebie brak akceptacji i jesli zabierzesz sie za siebie juz teraz to wyjdziesz z tego ''stanu''.

 

 

Czasami miewam rozdraźnione dni, w których np. nie mogę znieść

gdy ktoś mlaska przy jedzeniu.

 

mam tak samo , ale to calkiem normalne , wiele ludzi ma tak ze czesto ich cos denerwuje , ja jestem taka ze nie moze nikt mlaskac itp , zupelnie jak w twoim przypadku i powiem ci ze to troszke podchodzi pod nadszarpniete nerwy , ale im bardziej wsluchujesz sie w mlaskniecia tym bardziej beda cie one denerwowac a wiec moja rada taka na poczatek, gdy tylko uslyszysz cos zacznij o czyms myslec lub sam zacznij mlaskac.

 

 

A wiec bierz sie za siebie poki nie jest z toba tak zle, na swoje pytania sam odpowiedziales , wyjasnilam ci to juz wyzej , wiec moj drogi-dobry psycholog , duzo sily i bedzie dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami miewam rozdraźnione dni, w których np. nie mogę znieść

gdy ktoś mlaska przy jedzeniu. Czasami bywają i inne drobnostki,

od których najchętniej poprostu uciekłbym.

 

Miewam bardzo podobnie, a raczej nawet od jakiegoś czasu codziennie. Doprowadza mnie do szału szuranie, mlaskanie i inne drobiazgi, na które inni w ogóle nie zwracają uwagi często ich nie dotrzegają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jestem tu po raz pierwszy, nie wiem co się ze mną dzieje

szukam pomocy.

Mam 16 lat, wydaje się może, że jak na mój wiek nie powinnam mieć

żadnych 'objawow'.

Nie wiem jak to nazwać, to, co sie ze mną dzieję.

Już od dluższego czasu, nie mam na nic ochoty, przesypiam popoludnia

lub spedzam na bezczynnym leżeniu czy też oglądaniu telewizji. Nie chce mi się wychodzić. Mam problemy z zasnięciem ok pol godziny minie zanim zasne i śpie bardzo długo, często zasypiam do szkoły. Ponadto mam objawy choroby sierocej. Co jakis czas mam myśli samobojcze. Kiedyś się 'podcinałam' juz ok. rok tego nie robię. Nie raz jest wszystko okey, potem nagle czuję w sobie wielką pustkę i rozpacz, nie wiem co mam robic, szukam wyjścia w śmierci, wiem, ze nie podołam i obawiam sie, że nie dam rady dlużej tak pociągnąć. Ja kompletnie nie wiem co mam robic, myślałam już nad tym, żeby zgłosić sie do psychologa

ale nie wiem co wtedy moze sie stać, rodzina mnie nie rozumie. Ja już nie wiem i tak bardzo się boję. Myśli nie dają mi spokoju. Mam niską samoocenę, pozatym mniewam jakies lęki czy też urojenia, nie wiem jak to nazwać. Nie raz wydaję mi się, że ktoś mnie podgląda np. w domu, lub w innych pomieszczeniach - zasłaniam wtedy okna, rozglądam się.

Wiem, że to co się dzieje powiązane jest z moją przeszłością, wiele krzywd mnie spotkało w życiu. Jak chcę tylko wiedzieć co się dzieję i jak sobie z tym poradzić... ? Proszę o pomoc.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 16 lat, wydaje się może, że jak na mój wiek nie powinnam mieć

żadnych 'objawow'.

Bullshit!. Nie prawda, każdy może mieć problemy, depresje, nerwicę or whatever. Więc jak Ci ktoś zwala, że taki wiek to go olej bo później to może na gorsze wyjść :evil: Po prostu zajmij się sobą i pomaganiem sobie.

jakies lęki czy też urojenia, nie wiem jak to nazwać. Nie raz wydaję mi się, że ktoś mnie podgląda np. w domu, lub w innych pomieszczeniach - zasłaniam wtedy okna, rozglądam się.

A to się nazywa Paranoja. Sam niestety mam taką głupią przypadłość [która jest do pozbycia się trzeba tylko trochę popracować nad tym].

myślałam już nad tym, żeby zgłosić sie do psychologa

Dobry pomysł, i myślę, że warty rozważenia jeszcze raz. Na prawdę warto sobie pomóc wcześniej zanim to wszystko się przerodzi w koszmar.

 

Tak na prawdę nie wiem dokładnie co to jest, wygląda na jakieś stany depresyjne i nerwicowe ale nie znam na prawdę podłoża tego wszystkiego [psycholog też się tym zajmuje ;)] Ale cokolwiek to jest trzeba znaleźć rozwiązanie. Więc do psychologa marsz nie ma co się bać. Po skierowanie idzie się do lekarza pierwszego kontaktu [czy rodzinnego to to samo w sumie]

 

Pozdrawiam.

 

Ps. masz jakieś wątpliwości to śmiało pisz ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma ludzi beznadziejnych. Są tylko tacy, którym się wydaje, że są beznadziejni.. I w tym jest problem. W tym "wydawaniu się", które tak ciężko pokonać.

Ja myślę o sobie że jestem beznadziejny i do niczego bo im więcej się staram i bardziej się zaangażuję tym bardziej mi to nie wychodzi i później jest mega klęska...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc.

Niechetnie tu pisze, poniewaz wydaje mi sie ze nie ma mslabosci i ze jestem silna psychicznie lecz ostatnimi czasy wydaje mi sie ze cos zlego sie dzieje w mojej glowie... ostatnimi czasy a moze i wczesniej.

 

Jestem aska mam 22 lata studiuje jestem na pierwszym roku. Bylam poltora w anglii. Wrocilam bo nie dawalam rady bylam tam sama mialam znajomych... ale to tylko znajomi zadnych prawdziwych przyjaciol tymbardziej ludzie z ktorymi mieszkalam rysowali mi starsznie mozg wiedzieli ze czuje sie samotnie i potegowali to szli na miasto, impreze, nie biorac mnie nigdy ... niewiem co jest we mnie tak ze tak ludzie mnie nie akceptuja. Staram sie byc dobrym czlowiekiem.. jestem starsznei nerwowa impulsywna reaguje nerwowo na oskarzenia ciezko adaptuje sie w nowych sytuacjach przy nowych ludziach.

 

Jednak najbardziej doskwiera mi samotnosci. Moja mama brat i tata ktorego nie znam sa zagranica. Jestem sama w domu nie mam nikogo jedynie co mnie trzyma przy zyciu to szkola...

Mialam swojego przyjeciela ale ostatnio znowu sie z nim poklucilam powiedzialam zeby spadal [troche mocniejszymi slowami] zeby wykasowal moj nr ze koniec naszej przyjazni itd...

Ale ja tak nie mysle mowie duzo w zlosci trace przez to ludzi przyjaciol znajomych ranie rodzine ale pozniej zaluje najbardziej naswiecie!!!

Teraz jak to pisze to placze bo jest piatek moj przyjaciel ze mna nie rozmawia mowi ze nie ma czasu ... moja mama z bartem haruja zagranica a ja tu sama w piatek nie mam nawet gdzie wyjsc nie mam przyjacjol nie mam znajomych nie mam nikogo. Nie mam nawet ochoty wyjsc. Nawet jakby ktos staral sie mnei wyciagnac ja wole siedziec w domu przed komputerem. Boje sie ludzi boje sie kontaktow boje sie zeby mnie poznali jestem gruba wyjde jak schudne tak zawsze mowie ale nic w tym kierunku nie robie.

Czuje sie sarsznei samotna gdy nie jestem w szkole jestem w domu sama z komputerem nie mam na nic ochoty zero usmiechu zero pozytywizmu ochoty na zabawe impreze itd wole siedziec w domu i ogladnac sama film w tv.

Wszystkich odtracam niewiem jakto zmienic ... jak mam sie zachowywac zey sie otworzyc zdobyc nowych przyjaciol nie umiem poprosru nie umiem. niewiem nawet czy chce.

Duzo placze np jak poslucham smutej piosenki lub gdy siade na lozku popatrze za okno i pomysle o mamie tesknei za nia starsznie nie mam do kogo buzi otworzyc zeby nawet sie wyplakac. niewiem co mam zrobic ze mna mam dosc.

 

 

 

 

druga sprawa to niewiem boje sie ze jestem nienormalna i to tez sklonilo mnie do napisania tutaj bo juz mnie to meczy. Mam mysli o tym ze sie pali moj dom. Obsesje. Caly czas sprawdzam kazde pomieszczenia w domu czy wszystko jest ok... wychodze czesto przed dom i patrze czy dach sie nie pali... czasami wydaje mi sie ze czuje zapach dymu... pamietam niedawno spalam i rano bylo mrozn i ludzie palili w domach weglem i czuj bylo dym poprostu niewiem jak to sie stalo ale obudzil mnei tez zapach mimo tego iz mamy szczeslne okna. Mam caly czas otworzone drzwi do pokoju zeby uslyszec lub poczuc dym. Boje sie ogromnie ognia. czesto analizuje co wezme z domu gdy bedzie pozar co pierwsze czy zdaze... czy zdaze uciec. Jak jedzie staz i slysze wyjaca syrene mysle ze to do mnie jedzie. Jak jestem w szkole na ulicy czy nawet gdy jestem w domu mam wrazenie ze zaraz zajedzie pod dom. Czy to jest normalne ? ;/ nie sadze caly czas w strachu ze cos sie dzieje zlego.

 

 

...

 

 

 

;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, też im więcej się staram tym gorzej, ale to raczej nie nasz wpływ, ale tego co się dzieje dokoła. To, że się staramy świadczy o nas jak najlepiej. A to, że nam się nie udaje...Czy to nasza wina? :(( Ile można dostawać kopów w dupę od życia? Kiedys chyba wreszcie coś drgnie. Poczucie beznadziejności to taka subiektywna ocena, która nie ma na nic wpływu. Na nic. Jedynie na nasze samopoczucie. To moje nowe odkrycie, które próbuję sobie wpoić. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie mogę sie pozbyć bolesnych mysli i poczucia beznadziejności. już od wielu lat. ciagle powracam do przykrych wydarzeń i sie nimi zadręczam. wiem, że to bez sensu,ale to taki automatyzm. nawet jezeli opamietam się na jakiś czas, to potem znów powracam do tego schematu. po prostu nie umiem myslec dobrze o sobie i o swoim zyciu. jestem od dłuzszego czasu w stanie, w którym nic, ale to absolutnie nic nie sprawia mi przyjemności. tak mi szkoda traconego czasu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu mam taki stan, że mam miliardy myśli na sekundę, aż można zgłupieć i nie mogę ich uciszyć. Non stop myślę, wydaje mi się, że moje obawy,(...) NIe powinnam szukać przyjaciół ani miłości, bo to nie dla mnie, bo to wszystko żłduzenie, bo ja i tak zwiariuje i się do niczego nie nadaję, nie mam siły już. Chciałabym spać tylko non stop i nie mieć myśli, być pustą lalką bez mózgu. wszystko co dobre, to tylko moje wmawianie sobie, ze mysle dobrze,

 

Też tak mam. Dobre są na to jedynie leki, czasem zmiana środowiska, ale rzadko.

W takim stanie przyjaciół itd. rzeczywiście lepiej nie szukać, bo można swój stan jedynie pogorszyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio jakoś się trzymam. Wmawiam sobie, że świat moich myśli, to świat, który jest zupełnie niepowiązany z rzeczywistością. Że wszystko to, co sobie mówię, jest wynikiem mojej subiektywnej oceny, nic poza tym. Że życie toczy się po swojemu i nie podporządkowuje się moim chorym myślom, a przeszłość jest bez znaczenia, bo ważniejsza jest przyszłośc, sukcesy są ważniejsze od porażek. I skoro już tyle przeżyłam trudnych momentów w swoim życiu, tyle pokonałam, to pokonam także i to. Sama stworzyłam taki świat, więc sama też mogę go zniszczyć i spróbować na nowo...

 

Nie wiem na jak długo mi zostanie takie myślenie, na razie jest ok. Naprawdę wymaga to wielkiego wysiłku czasem, żeby nad sobą panować, ale może jednak poradzę sobie bez leków. I bez lekarza. To przecież chyba możliwe.. :) Od dwóch tygodni otchłań myśli nie wraca..Ale nie mówię hop.

 

Może mój nowy sposób myślenia pomoże komuś, kto ma tak samo...Chciałabym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×