Skocz do zawartości
Nerwica.com

natręctwa na tle religijnym i skrupulatyzm


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

softy_girl Co do Twojego postu to nie wiem, dlatego Ci nie pomogę w tym zbytnio. Ale martwi mnie Twój stały cytat (ten pierwszy z tych, co są pod każdymi postami). Chyba nie myślisz o samobójstwie? Błagam, nie popełniajcie tego... Życie jest zbyt cennym darem, który a sens! Nie popełniaj(cie) samobójstw, błagam...

nie, nie myślę o samobójstwie. chcę żyć. dziękuję za wsparcie. pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a bo religie wkrecaja czlowiekowi takie bzdurne przekonanie ze mozna grzeszyc myslami itd, jakies poczucie winy, tworza wokol siebie atmosfere sakrum, ze nawet pomyslec np. o seksie z zakonnicą to niby grzech, ehhh. Te świętości, to jest idealna pozywka dla natrectw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie. No właśnie, tak jak moj przedmówca powiedział, religia daje poczucie bezpieczeństwa. Ja w swojej nerwicy to się generalnie boje diabła. wiem że to śmieszne, ale tak jak pisałem, chodzi mi o to, że jak mam coś zrobić "grzesznego" (niekoniecznie jest to zwiazane z seksem, ale np z jedzeniem itp), to sobie "mowie", wmawiam że jak to i to zrobie to niech szatan cos mi zrobi fizycznie, w sensie, no nie wiem zniszczy jakaś rzecz materialną ktora jest dla mnie ważna np. Przy czym często nie wymawiam tego głośno, tylko tak coś mruczę pod nosem, są to takie impulsy w myślach. Tą "regułkę" wypowiadam w myślach, a słowami tylko potwierdzam, szepcząc coś tam do siebie w stylu "tak, niech tak sie stanie". No i jak zrobię to coś, co było obwarowane tym zastrzeżeniem,złamę je, to oczywiście dół itp. Zaznaczam że ogólnie jestem wierzący i praktykujący, chodzę do spowiedzi w miare regularnie. Czasem też do spowiedzi chodziłem głównie po to, żeby "zmazać" te moje głupie przysięgi, zastrzeżenia, i żeby uchronić się przed działaniem szatana. Uff, niezłe schizy no ale gnębi mnie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lepiej przestan tak robic bo to typowe natrectwo i rozwijasz je w ten sposob, ja np. rowniez mialem takie formulki, dochodzilo do tego ze musialem te formulki powiedziec w bardzo scisly sposob okreslona ilosc razy i wymagania narzucalem sobie olbrzymie przykladowo powiedziec dana fraze, swistnac powietrzem 50 razy spojrzec w okreslony sposob i zrobic to w okreslonym czasie, a jeszcze jak doszly wymagania typu: mowiac to i to wyobrazic sobie cos i bez czegos, to juz wogole, bo ciagle bylem nieusatysfakcjonowany z wypowiedzenia formulki nieraz jedna klepalem iles minut juz przy koncu jedno skojarzenie, zle spojrzenie z czyms co symbolizuje cos wg natrectw zlego i od nowa, to szlo w godziny, a nawet dni, jedna magiczna formulke zeby 'zalatwic', nieraz zajmowalo mi kilka dni. Ile przy tym frustracji i wyczerpania psychicznego to wole nie mowic, takze nie wchodz w to.

 

Skoro jestes wierzacy to nie mozesz poddac sie woli Boga? W tym momencie zamiast sie poddac woli Boga, takim formulkami sam zaklinasz rzeczywistosc, probujesz manipulowac przeznaczeniem: '' jak zrobie to to to", rzucasz jakimis magicznymi wyrokami. Zaprzestan tego juz dzisiaj. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od tego, że dziękuje za odpowiedź i zainteresowanie tematem :) Przechodząc do sedna - generalnie masz racje, tylko że to nie tak łatwo zaprzestać tych natręctw :smile: Wszak na tym polega ta cała nerwica że jest to natręctwo. U mnie to można powiedzieć jest to jakiś chyba objaw braku silnej woli, zdecydowania. Bo normalnie to każdy człowiek sobie powinien sam decydować -mam ochote na to czy na to , wiec robię to. a jak nie to nie robię. I dochodzi jeszcze problem religijny u mnie. Nie mogąc samemu zdecydować czy zrobić coś, wypowiadam jakieś formułki żeby zniechęcić siebie do robienie tego, poprzez strach przed konsekwencjami wynikajacymi z niedotrzymania takiej "przysięgi". Że jak nie wytrwam w tej "przysiędze" to stanie się to i to. Ze sobie powiedziałem że szatan zrobi mi to i to. No nic , oczywiście będe probował walczyć. Ktoś kiedyś powiedział, że najlepszym sposobem na wyleczenie sie z nerwicy jest nie uleganie jej, i zwyczajne olewanie tych wszystkich formułek, przysiąg, gestów. Że jak pare razy olejemy te przysiegi i zobaczymy ze nic sie nie stanie , to nerwica osłabnie a może nawet zaniknie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat autora postu

"Witam, również mam natręctwa religijne, a mianowicie u mnie chodzi o tzw przysięganie. Tzn kiedy nie moge się powstrzymać samą wolą przed jakimś grzechem natury seksualnej, np masturbacją, i się zastanawiam czy to zrobić, to jakoś sobie taki mechanizm wykształciłem że wtedy "przysięgam" Bogu że tego nie zrobie, a jesli zrobię to niech Bóg ukarze mnie, tu na ziemi. No i jak mimo tej "przysięgi" zrobię to, to oczywiście doł i rozważania co to teraz będzie. Tak samo jest z szatanem - czasem mówie tak do siebie, a raczej takie natrętne myśli przychodza, że jak np dokonam masturbacji to niech szatan zrobi mi coś złego tu na ziemi, np zniszczy coś co na czym mi zależy itp. No i jak nie dotrzymam "umowy" , to boję się że coś się stanie. O ile w przypadku Boga to jakoś czasem mam przebłyski rozsądku i tłumaczę sobie, że Bóg wie że to nerwica, że nie karze tu na ziemi, to w drugim opisywanym przypadku jest gorzej, bo się boje po prostu czy coś sie stanie itp. Zaznaczę, żeby było jasne - jeśli dokonam tej przykładowej masturbacji BEZ wcześniejszego "przysięgania", to nie mam aż takiego strachu przed karą, a jedynie "normalny" wyrzut sumienia że to grzech itp . Podobnie w drugim przypadku. Zdaję sobie sprawę, że to troche brzmi absurdalnie i pomyślicie że mam niezłe schizy ale taki sobie mechanizm wykształciłem niestety, nerwicowy. No można iść do spowiedzi, tylko wiadomo, nie chce latać co tydzień do spowiedzi, a czasem nie ma fizycznej możliwości żeby od razu iść do konfesjonału i trzeba odczekać np te 2 dni do niedzieli ale wtedy człowiek świruje.. pozdrawiam"

 

Cytat bittersweet.

witaj :P jeśli masz nerwice natręctw, to pewnie logika Ci nie pomoże, ale pomyśl : czy Boga naprawdę interesuje to, czy sie zmasturbowałeś ? i jest to fakt tak znaczący, że będzie kary nasyłał ? w takim razie każdy powinien być ukarany, no może oprócz 1% aseksualistów ;) ale ci na pewno maja inne grzeszki na sumieniu.

 

 

 

Kolego Street... nie dokończę, masturbacja to nowoczesna nazwa, stara nazwa brzmi samogwałt.Wiedz, że samogwałt jest grzechem i w Piśmie Świętym jest o tym napisane.Z tego można się wyleczyć bądź pewien, a to, że jest to normalne bo wielu tak robi ciebie nie usprawiedliwi przed Panem(nawet jeśli by zapewniał ciebie najznakomitszy seksuolog na świecie)A grzech jest wykroczeniem poza prawo.

 

 

Pan Bóg zesłał swojego syna(który był bez grzechu i bez skazy)aby poniósł śmierć za nas(piszę tak aby podkreślić jak znaczące to było dla Boga i jest dla człowieka)Pan Jezus był ofiarą przebłagalną za nasze grzechy(barankiem ofiarnym)My wierząc w to dzieło zabawienia JAK I RÓWNIEŻ PRZEZ PRZESTRZEGANIE PRZYKAZAŃ, O KTÓRYCH MÓWIŁ PAN JEZUS zostaniemy oczyszczeni z nieprawości i dostaniemy życie wieczne, a to obietnica.Wystarczy, że uwierzysz w Pana Jezusa i będziesz przestrzegał Jego nauki, która to jest od Pana Boga. Piszę to bo to podstawa jakby ktoś nie wiedział.

 

Pan Bóg nikogo nie doświadcza ale zezwala na różne próbowania.Pan Jezus mówił do Ap.Piotra, że Szatan sobie uprosił aby przesiać Piotra jak pszenica, jednak do tego nie doszło bo Pan Jezus wstawił się za nim u Pana Boga.Ale czasem bywa odwrotnie jak w opowieści o Hiobie, który to został oddany w ręce Szatana sugerującego, że odwróciłby się od Pana gdyby nie dobra jakie dostaje(Hiob miał wielkie majętności bo Pan Bóg mu błogosławił)Więc Hiob stracił dzieci, majętność, dostał trąd ale nie odwrócił się od Pana Boga.Jestem pewien, że Pan Bóg sprawdza w ten sposób wierność swoich ludzi.Mogą być też inne powody np. uszlachetnienie człowieka.Piszę to bo chciałbym ukazać trochę dokładniej tą rzecz.

 

Więc masturbacja czy jakkolwiek inaczej by nazwali to naukowcy lub lekarze jest grzechem.

Pracuj nad tym bracie, może być ciężko zależy od tego jak bardzo ci to weszło w nawyk.

Pan Bóg jest zawsze z tobą i chce żebyś się odwrócił od zła i nawrócił do Niego.

Proś Go o wszelką pomoc bo w Jego rękach jest wszystko.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, również mam natręctwa religijne, a mianowicie u mnie chodzi o tzw przysięganie. Tzn kiedy nie moge się powstrzymać samą wolą przed jakimś grzechem natury seksualnej, np masturbacją, i się zastanawiam czy to zrobić, to jakoś sobie taki mechanizm wykształciłem że wtedy "przysięgam" Bogu że tego nie zrobie, a jesli zrobię to niech Bóg ukarze mnie, tu na ziemi. No i jak mimo tej "przysięgi" zrobię to, to oczywiście doł i rozważania co to teraz będzie. Tak samo jest z szatanem - czasem mówie tak do siebie, a raczej takie natrętne myśli przychodza, że jak np dokonam masturbacji to niech szatan zrobi mi coś złego tu na ziemi, np zniszczy coś co na czym mi zależy itp. No i jak nie dotrzymam "umowy" , to boję się że coś się stanie. O ile w przypadku Boga to jakoś czasem mam przebłyski rozsądku i tłumaczę sobie, że Bóg wie że to nerwica, że nie karze tu na ziemi, to w drugim opisywanym przypadku jest gorzej, bo się boje po prostu czy coś sie stanie itp. Zaznaczę, żeby było jasne - jeśli dokonam tej przykładowej masturbacji BEZ wcześniejszego "przysięgania", to nie mam aż takiego strachu przed karą, a jedynie "normalny" wyrzut sumienia że to grzech itp . Podobnie w drugim przypadku. Zdaję sobie sprawę, że to troche brzmi absurdalnie i pomyślicie że mam niezłe schizy ale taki sobie mechanizm wykształciłem niestety, nerwicowy. No można iść do spowiedzi, tylko wiadomo, nie chce latać co tydzień do spowiedzi, a czasem nie ma fizycznej możliwości żeby od razu iść do konfesjonału i trzeba odczekać np te 2 dni do niedzieli ale wtedy człowiek świruje.. pozdrawiam

 

To normalne, że nie potrafisz się powstrzymać od masturbacji siłą woli. Dobrze to ujął św Paweł: "Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. " Polecam cały List do Rzymian.

 

Te przysięgi nie mają sensu, nie możesz przysięgać w sprawie czegoś, nad czym nie panujesz. Poza tym rezygnujesz ze swojej wolności, poddając się w swoich intencjach diabłu, bo jeśli dobrze zrozumiałam, to on ma Ci wymierzyć karę. Nie brzmi to po chrześcijańsku. Jeśli wierzysz w Boga, to czemu nie oddajesz się Jemu? Myślę, że lepiej byś na tym wyszedł:

"Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia. Albowiem prawo Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci. Co bowiem było niemożliwe dla Prawa, ponieważ ciało czyniło je bezsilnym, [tego dokonał Bóg]." ( Rz 8 )

 

Grzech jest zły, dlatego że zabiera Ci wolność, ale te przysięgi, magia, pogrążają Cię jeszcze bardziej, bo próbując się zastraszyć, coraz bardziej tracisz podmiotowość.

 

"Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: "Abba, Ojcze!" (Rz 15)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Streetpunk, wiesz tak samo jak ty miałem taki okres, aby powstrzymać się przed grzechem obiecałem Panu Bogu, że nie robić czegoś grzesznego, wyszło wszyscy wiedzą :( Jakoś tak jest, że im mocniej się na siłe powstrzymujemy przed czymś nasz umysł jakby nie może wytrzymać i robimy to jakby odruchowo :( Tak jak napisałeś ignoruj te wszystkie przysięgi i formułki. Jeśli czujesz pokusę do zrobienia czegoś grzesznego zamiast tworzyć przysięgi, "że jeśli zrobisz to coś złego się stanie" lepiej po prostu ignoruj ją. W ten sposób łatwiej ci będzie się powstrzymać :)

 

Jeśli czujesz się odpowiedzialny za wszystkie niedotrzymane przysięgi możesz w modlitwie przeprosić Pana Boga, że wymyśliłeś te wszystkie formułki oraz poprosić aby ci je darował :) On Jest twoim Ojcem wie w jakiej jesteś sytuacji i wysłucha :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wł mnie nie należy mieć aż tak silnego odrzucania grzechu. Trzeba go unikać, ale nie należy też być aż takim perfekcjonistom. Bóg nie dał nam wolnej woli abyśmy tylko słuchali jego poleceń jak niewolnicy, Bóg dał nam ją żebyśmy sami mogli odróżnić dobro od zła i sami decydować. Bóg nie będzie się na nas złościł że popełniamy grzech, ani nie będzie nas za nie karał. Każdy rodzic kocha swoje dzieci takie jakie są nawet jeśli ma wady.

 

To że popełniliśmy grzech nie znaczy, że jesteśmy niewiadomo kim. To jest jak w życiu popełniamy błędy, ale niektórych błędów nie da się uniknąć, ale na błędach jak i na grzechach można sie uczyć. Wiemy co złego zrobiliśmy i wiemy, że nie chcemy popełnić znowu tego samego błędu :)

 

Nie należy obsesyjnie unikać grzechu bo w ten sposób tylko sami się wykańczamy i pokusa do grzechu robi się tylko silniejsza :( Lepiej ignorować złe pokusy, zamiast odpędzać je na siłe. Wtedy mamy do tego bardziej obojętne podejście i pokusy są mniejsze. Jeśli nawet zgrzeszymy to nie znaczy też, że należy od razu się umartwiać. Popełniło się błąd trudno, więcej się go nie popełni.

 

Wł mnie lepiej zamiast przesadnie unikać grzechów skupić się na dobrych uczynkach. Bo to one są oznaką prawdziwej miłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wolny

- to co piszesz - to jeden wielki stek bzdur - no ale kazdy ma prawo do swojego zdania

 

masturbacja to nowoczesna nazwa, stara nazwa brzmi samogwałt
- swoja droga jedna z najglupszych nazw jakie slyszalem - samo-gwalt - jak mozna zgwalcic samego siebie skoro gwalt jest wbrew woli i na przekor - osoba ktora sie masturbuje wyraza na to zgode a wrecz chec wiec o jakim gwalcie tu mowa ;-0

- onanizm - hmmm - no tak ksiega Onana - ST gdzie bOg ukaral go za to ze bzykajac sie ze swoja laska mowiac brzydko spuscil sie na kocyk - '' upuscil nasienie na ziemie''

- tak troche z historii

 

Z tego można się wyleczyć bądź pewien

- wyleczyc to sie mozna z choroby - a masturbacja o ile mi wiadomo choroba nie jest

 

reszty nawet nie przytocze bo tak wielkiego steku bzdur nawiedzonego katola dawno nie slyszalem -

zeby kogos pouczac podstawiajac madre cytaty z PS wypadalo by owo pismo znac nie tylko w kontekscie bajek i przypowiesci ale tez i nauki i przede wszystkim historii - inaczej wlasnie powstaja takie brednie o golebiach ktore zapladniaja dziewice

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zeby kogos pouczac podstawiajac madre cytaty z PS wypadalo by owo pismo znac nie tylko w kontekscie bajek i przypowiesci ale tez i nauki i przede wszystkim historii - inaczej wlasnie powstaja takie brednie o golebiach ktore zapladniaja dziewice

 

No ale co, wyjaśniłeś już sobie naukowo, że niepokalane poczęcie to in vitro, którego dokonał Bóg będący zbiorowym urojeniem czy masz jakąś rewolucyjną interpretację Pisma św, czy znalazłeś historyczne dowody, że Jezus był kobietą? Przydałoby się jakieś rozwinięcie.

 

-- 12 lip 2013, 16:33 --

 

 

masturbacja to nowoczesna nazwa, stara nazwa brzmi samogwałt
- swoja droga jedna z najglupszych nazw jakie slyszalem - samo-gwalt - jak mozna zgwalcic samego siebie skoro gwalt jest wbrew woli i na przekor - osoba ktora sie masturbuje wyraza na to zgode a wrecz chec wiec o jakim gwalcie tu mowa ;-0

- onanizm - hmmm - no tak ksiega Onana - ST gdzie bOg ukaral go za to ze bzykajac sie ze swoja laska mowiac brzydko spuscil sie na kocyk - '' upuscil nasienie na ziemie''

- tak troche z historii

 

A jaką nazwę preferujesz? Mi się podoba "kochać się ze sobą", widziałam kiedyś taki zwrot w kobiecym czasopiśmie, może tak? - jest to ładne, bo nacisk wtedy jest położony jest na uczucia i relację.

 

-- 06 lis 2013, 20:46 --

 

Znalazłam świetną według mnie myśl dla religijnych nerwicowców, jak dla mnie trafia w sedno:

 

Nasz olbrzymi wysiłek na drodze konfliktów wewnętrznych, rzutów świadomości, cierpień, nieprzystosowania się do siebie i otoczenia, rosnącej tęsknoty do ideału i samodeterminowania, co jest dla nas istotne, a co nieistotne — musi być uszanowany i przyjęty. Inaczej nie ma Boga miłości, ale jest najwyższego rzędu dyktator, który stworzył nadmiar cierpień ludzkich, bardzo wyraźnie zindywidualizowanych i w rozwoju coraz bardziej się indywidualizujących przy naszym udziale, po to, aby po tym zdeterminować niezależny od nas proces „kropla—morze", proces identyfikacji bez zachowania naszej esencjalnej struktury. Jeżeli tak jest, to jest to przeciw nam, przeciw „prawdziwie boskiej" i „prawdziwie ludzkiej" moralności Kazimierz Dąbrowski W poszukiwaniu zdrowia psychicznego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich :D kochani nie bójcie się :D

 

wszystko to to po prostu nasza chora głowa fakt ,że czasem nie mamy nad tym kontroli .

 

Opowiem wam moją historię.

Ok 4 lata temu wykryto u mnie nerwicę natręctw ,to co w tedy działo się w mojej głowie to bylo coś strasznego myśli dręczyły mnie dniami i nocami , w nocy nie mogłam spać a w dzień chodziłam nie przytomna i czym bardziej odrzucałam te myśli one tym bardziej wracały.

A dotyczyły właśnie strachu przed opętaniem , nie wiem jak to się zaczęło dokładnie ale chyba w szkole ktoś zaczął mówić o diable i o paktach z nim tip itp. , i tak zaczęłam się bać że nie byłam w stanie skupić się na niczym bałam się ,że zostane opętana przez zło , miałam również myśli przeciwko Duchowi Świętemu , miałam myśli że wzywam szatana itp. co oczywiście nie jest i nie było prawdą i nigdy nie będzie ,były to myśli straszne i przychodziły wbrew mojej woli , wtedy bardzo się bałam ale jednocześnie modliłam się i chodziłąm do kościoła ale i w kościele te myśli nie dawały m ispokoju , aż wylądowałam u księdza Egzorcysty , ksiądz odprawił modlitwę i powiedział że nie jestem opętana po prostu że może mógł mnie też ktoś przeklnąć.... naszczęście trafiłam do dobrego psychiatry i wykrył nerwicę natręctw pomogły leki , modlitwa i moja duża praca nad sobą . Bardzo chciałąm się tego pozbyć i udało się dzięki mojej silnej woli i tego że mimo że te myśli były okropne i tak natrętne i czasem też nei wiedizałam czy oszalałam to chodziłąm to kościoła i modliłam się i to bardzo też mi pomogło :D ale wiem że to co może zrodzić się w głowie to mozebe być coś strasznego... miałam też myśli że chce żeby moja rodzina umarła albo żeby była opętana co jest zupełną nieprawdą. Wiem że te myśli nigdy nie były moje przychodziły wbrew mojej woli . myślę ,że dzisiaj jest już dobrze ,a gdy czasem takie myśli przychodzą nie boję się już bo wiem ,ze Bóg jest ze mną i że nie spotka mnie nic złego , i ze to chory umysł czasem płata figle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 18 lat. Z nerwicą natręctw zmagam się już od pewnego czasu, nie jestem w stanie powiedzieć jakiego dokładnie. Na początku nie była to nerwica na tle religijnym - zaczęło się od higieny. Bałem się, że jeśli nie wypłukam porządnie ust przed snem, coś mi się stanie kiedy będę spał, że umrę z powodu jakiegoś wirusa bo coś wleciało mi do ust albo dotknąłem ust brudną dłonią/czymś czego nie powinienem. Potem przeszło to w paniczny strach przed utratą wzroku. Później było długie, dokładne mycie rąk. Używałem sporych ilości mydła i prawdopodobnie jeszcze większych ilości wody. Kiedy nie byłem pewien co do czystości ręcznika, czasami po prostu otrzepywałem dłonie i czekałem, aż wyschną, żeby się nie bać. Jeśli dotknąłem przypadkiem czegoś, co moim zdaniem było brudne, powtarzałem mycie. Przestałem w ogóle dotykać kurków dłońmi - zakręcałem je łokciem. Później zaczęły się natręctwa na tle religijnym.

Bluźniercze obrazy pchające mi się do mózgu, mimo, że wcale nie chcę ich widzieć. Myśli obrażające Pana Boga i Matkę Bożą. Zacząłem się obawiać mojego stylu chodzenia. Żyję w rodzinie wierzącej, więc w moim pokoju znajduje się Święty Obrazek Pana Jezusa. Kiedy wchodzę do pokoju i idę w kierunku fotela, jestem odwrócony tyłem w kierunku do Obrazka (znajduje się On nad drzwiami). Zacząłem się bać, że to coś złego, że nie powinienem odwracać się tą stroną do Świętego Obrazka. Zacząłem chodzić do tyłu, zazwyczaj ze spuszczoną głową. Kiedy już siedziałem na fotelu, często dopadały mnie inne obawy. Mój fotel znajduje się przy ścianie przeciwnej w stosunku do ściany, na której znajduje się Święty Obrazek. Musiałem uważać, żeby np. bekając czy kichając nie odwrócić głowy w kierunku Świętego Obrazka. Zacząłem mieć również natręctwa co do położenia i kierunku mojego środkowego palca, żeby czasem nie pokazać wiadomo jakiego gestu w stronę Świętego Obrazka. Kiedy zapalałem światło, a było już ciemno, Święty Obrazek odbijał się w oknie które znajduje się w ścianie przy której stoi mój fotel. Trzymając więc szklankę/butelkę, czasami starałem się to robić za spód, tak, żeby mój środkowy palec podczas jej trzymania był skierowany przede mnie - do ściany, na której nie znajduje się ani Święty Obrazek, ani jego odbicie. Pojawiły się również natręctwa dotyczące drzwi łazienki, w której znajdował się kalendarz z wizerunkiem Matki Bożej. Znajdował się dosyć blisko drzwi, więc zacząłem się bać, że zamykam je za mocno. Zacząłem zamykać je delikatniej, i uważnie obserwować, czy drzwi nadal się nie "bujają", co stało się moim kolejnym natręctwem.

Modląc się, boję się nieodpowiednich w momencie Modlitwy reakcji fizycznych mojego organizmu (wiadomo o jakie reakcje chodzi). Boję się bluźnierczych myśli. Staram się przybrać odpowiednią pozycję do Modlitwy, tak, żeby nie wypinać się za bardzo ani z przodu ani z tyłu, co jest raczej trudne i czasami prowadzi do bólu pleców. Boję się ułożenia języka w ustach, ułożenia ust. Modlitwa staje się dosyć nerwowym przeżyciem, zwłaszcza na końcu. Czując, że jestem już bliski końca Modlitwy, staram się nie popełnić żadnego błędu. A to prowokuje nieodpowiednie myśli, nieodpowiednie reakcje organizmu. Boję się również przejęzyczeń.

Ale najgorszy jest lęk. Nie jest to lęk przed karą w postaci utraty znajomych, braku powodzenia w życiu towarzyskim czy zawodowym. Nie jest to nawet lęk przed śmiercią w sensie utraty świadomości na zawsze (chociaż takiej też się obawiam). Mój największy i najtrudniejszy do zniesienia lęk to lęk przed piekłem. Boję się, że jeśli nie zrealizuję pewnych czynności, jeśli nie wykonam ich odpowiednio, jeśli popełnię błąd w modlitwie, zrobię nieodpowiedni ruch w kierunku Świętego Obrazka bez późniejszego przeproszenia Pana Boga lub wykonania pewnej czynności, trafię do piekła.

Nie jest to aż tak okropne dopóki nie muszę spać. Ale najgorsza jest bariera między stanem przebudzenia a zaśnięciem. Boję się, że jeśli zasnę, obudzę się w piekle. Dlatego jeśli udaje mi się normalnie chodzić, "wyluzować" trochę z wszelkiego rodzaju natręctwami, to wszystko powraca do mnie przed snem. Staram się odkładać moment snu jak najdłużej, ale w końcu muszę się położyć. Ale jest mi coraz ciężej i ciężej z moją nerwowością podczas Modlitwy. Ciężko mi zignorować ten lęk przed snem. Jest po prostu zbyt duży. Gdybym bał się czegoś mniej strasznego, może udałoby mi się jakoś z tego wyjść, ale boję się wiecznego cierpienia. Lęku przed takim losem nie da się po prostu zignorować. Nie wiem co mam robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj rttl5!

 

Masz bardzo rozbudowane strategie radzenia sobie ze swoimi irracjonalnymi lękami. Kompulsje, a więc czynności przymusowe, które pełnią charakter swoistych rytuałów mających Cię uchronić przed bliżej nieokreślonym złem, cierpieniem, bólem mocno utrudniają Ci życie. Pytasz, co masz zrobić. Najlepiej udać się do lekarza psychiatry, opowiedzieć o swoich objawach i rozpocząć leczenie. Myślę, że w Twoim przypadku konieczne będzie połączenie farmakoterapii z psychoterapią. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rttl5, naczy wiesz że nie popełniasz grzechu takimi myślami, bo nie robisz tego umyślnie to natrętne myśli więc nie popełniasz grzecu przez nie.

 

Tylko nie walcz tak z tymi myślami, nie ulegaj im tak że musisz się ciągle kontrolować w ten sposób tylko nasilasz nerwice x______x Zamiast tego poprostu ignoruj te myśli i lęki, niech płyną jak zwykłe myśli.

 

Znasz taką zasade nie chcesz usilnie pomyśleć o czerwonym rowerze, to ostatecznie umysł i tak o nim pomyśli. Kiedy zaś olejesz myśli i zaczniesz dawac im przechodzic i płynąć przestaną nękać.

Dlatego nie ulegaj tym myślom, nie kontroluj się tak, bo w ten sposób tylko te chorobe nasilasz.

 

Wiesz modlitwa tez może pomóc w zwalczaniu nerwicy bo to działa jak medytacja. Najbardziej napełniająca duchowo jest modlitwa "Ojcze Nasz" ona bardzo uspokaja wewnętrznie.

Pomódl sie w ciszy, to bardzo uspokaja organizm. Jeśli nawet wtedy nachodzą cię jakieś myśli to ignoruj je, bo właśnie o to wtym chodzi.

 

Te myśli to poprostu stres, to znaczy coś wewnątrz cię trapi i wywołuje ten stres ta modlitwa właśnie na tym polega aby cię z tego stresu oczyścić. Na początku myśli mogą się jeszcze pojawiać ale nawet jak się pojawiają módl się dalej,(musisz ten strach przełamac i modlić się dalej/potem już będzie tylko lepiej) myśli niech sobie płyną, a ty módl się dalej w koncu poczujesz sie oczyszczony. Ale módl się tylko przez "Ojcze Nasz" bo ta modlitwa najbardziej działą duchowo i uspokaja.

 

Piekła nie musisz się bać o ile szczerze starasz sie zbliżyć do Boga to dostaniesz się do nieba :) pamiętaj Bóg daje ci tyle ile możesz unieść ty wymagasz od siebie za dużo! dlatego ta nerwica musiała się pojawić. O ile szczerze starasz sie w ramach swoich sił, to dojdziesz do Boga.

Pamiętaj tez aby odpocząć, bo Jezus też pozwolił uczniom odpocząć. Odpoczynek też jest ważny bo daje siłe do pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za przeniesienie postu, chyba nie zauważyłem tego tematu.

 

ekspert_abcZdrowie, prawdopodobnie udam się do psychiatry w tym tygodniu.

 

 

rikuhod,

Tak, ale jeśli po prostu odpuszczę sobie i pozwolę myślom, które przecież są bluźniercze i mówią złe rzeczy o Panu Bogu, płynąć jakby nie były niczym złym, czy nie jest to poddanie się złu?

 

Problem w tym że Modlitwa staje się dla mnie stresem. Kiedy źle wymówię jakikolwiek wyraz, boję się kary. Najbardziej obawiam się chyba zniekształcenia Imienia Pana Boga, dlatego staram się Je wymawiać dosyć głośno i wyraźnie, czasami przeciągając samogłoski bo boję się że zjem ostatnią literę. Kiedy zrobię jakiś dziwny gest albo cokolwiek nieodpowiedniego, nawet widząc Imię Pana Boga na stronie w internecie, zaczynam się zastanawiać, czy nie powinienem za to przeprosić.

 

"O ile szczerze starasz się zbliżyć do Boga". To jest właśnie problem. Nie czuję raczej tej miłości, tego zaufania, tej wdzięczności, którą powinny chyba czuć osoby wierzące. Czuję strach przed karą.

 

Wyspowiadałem się wczoraj. Niezbyt pomogło. Niestety, moja wiara opiera się na strachu. Możliwe, że przez to jest niedoskonała, ale nie mogę nic na to poradzić. Strach był moją motywacją kiedy zacząłem się znowu modlić (przez dosyć długi okres byłem, hmm, nie wiem jak to określić, może nie ateistą, ale nie myślałem ogólnie o rzeczach typu "co się stanie jak umrę" itp., więc nie modliłem się, nie chodziłem do Kościoła), kiedy zacząłem znowu chodzić do Kościoła. Szczerze przyznałem podczas spowiedzi, że do uczestnictwa w niej skłonił mnie strach przed karą Bożą.

Zresztą przez ostatnie tygodnie strach to raczej przewodnia emocja w moim życiu, która przesądza o większości moich decyzji i zachowań. Boję się przekręcać fakty, nawet jeśli chodzi o coś drobnego. Jeśli nie chcę powiedzieć prawdy, raczej staram się po prostu omijać temat. Wiem, że to dobrze, że nie powinno się oszukiwać ludzi, ale czasami chodzi tutaj o zupełne drobiazgi które raczej nikogo nie mogłyby skrzywdzić. Zaczynam się bać pewnych wyrazów, piosenek, boję się że mają związek z szatanem albo złem.

Boję się liczb związanych z szatanem. Nie wypiszę ich, ale chyba wiadomo, o które chodzi. Co więcej, nie tylko nich, ale również cyfr, z których ta liczba się składa. Staram się nie robić rzeczy sześć razy. Zakręcanie butelki, zakręcanie kranu, sprawdzanie czy drzwi są zamknięte... Przeróżne rzeczy wiążą się z moim strachem przed tą liczbą.

Co więcej, boję się, że nieświadomie zacznę wyznawać szatana albo zawrę z nim jakąś umowę. Kiedy na czymś mi zależy, od razu nasilają się myśli sugerujące, że chcę coś takiego zrobić. Jeśli nie uda mi się ich odpowiednio w porę zagłuszyć, zaprzeczam im słownie, mówiąc do siebie. Oczywiście mówiąc do siebie staram się pilnować słów, żeby ich nie przekręcić.

 

Do niedawna masturbowałem się regularnie, ale zrezygnowałem z tego, bo to chyba grzech (podobno kwestia sporna, ale na wszelki wypadek). Staram się unikać w miarę też bycia wściekłym na ludzi, bo to chyba prowadzi do nienawiści a nienawiść chyba również jest grzechem. To są chyba dobre strony mojej nerwicy.

 

Myślałem o przeczytaniu Pisma Świętego, od deski do deski. Może uda mi się zrozumieć wiarę Chrześcijańską, zrozumieć, co Pan Bóg oczekuje od ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ahma, problem w tym, że ja jej chyba nie czuję. Modlę się ze strachu. Jeśli z miłości, to z miłości do moich bliskich i do życia - czyli dwóch rzeczy, które nie chce stracić, a które boję się, że Bóg może mi odebrać. Nie jestem jakimś psychopatą. Potrafię kochać. Ale chyba nie umiem kochać Boga.

Może to dlatego, że zbyt długo byłem od niego oddalony. Może jeśli będę od teraz przystępował regularnie do Mszy Świętej i Spowiedzi, prosił Boga żeby pomógł mi wzbogacić przyczyny mojej wiary w coś piękniejszego niż strach, może wtedy uda mi się pokochać Boga i życie w zgodzie z jego zasadami.

Bo w tej chwili z tęsknotą patrzę w czasy, kiedy wcale nie myślałem o życiu duchowym. Nie będę kłamał, to właśnie było dla mnie szczęśliwe życie. Nie czuję pragnienia bycia z Bogiem, ale czuję mocne pragnienie uniknięcia kary Bożej. A o ile mi wiadomo w wierze Chrześcijańskiej nie ma środka. Albo żyjesz z Bogiem w Niebie, albo bez Boga w piekle (Czyściec jest chyba tylko poczekalnią do Nieba, zresztą o ile pamiętam są spory co do jego istnienia). A piekła boję się najbardziej i niezależnie od tego, jak bardzo szczęśliwe miałoby być moje życie na Ziemi, nie chcę tam trafić.

 

Dlatego będę próbował. Dzisiaj idę na Mszę Świętą ku pamięci Babci. Poproszę Pana Boga o pomoc w odkryciu życia, które jest jednocześnie szczęśliwe i pozbawione grzechu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×