Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a praca


ant_ant

Rekomendowane odpowiedzi

Ja przeżywałam mobbing w pracy, nigdy nie wiedziałam za co oberwę (czasem zdarzało się, że za wygląd, bo za ładnie...), od szefowej z zaburzoną osobowością. Przez wiele lat pracy leczyłam się na różne schorzenia somatyczne, nikt mi nie podpowiedział, że to maskowana depresja.

Na częste biegunki polecano mi picie herbatki z jagód i nie denerwować się...

Dopiero, gdy zaczęłam mieć problemy z pamięcią, sama poszłam do psychiatry. To była druga połowa roku 2000, do starszego doktora trzeba było czekać parę godzin w kolejce, wtedy psychiatrzy zaczęli "mieć wzięcie"...Obecnie w mojej ex firmie jedna z obecnych pracownic ponoć radzi sobie z szefową, podziwiam ją, bo inne, które odeszły wcześniej nie potrafiły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomimo dobrego wykształcenia nie mogę znaleźć pracy. Drażni mnie to, jestem zła na siebie ale ogarnia mnie również taka globalna złość na kraj, na sytację młodych ludzi. Wiem jednak, że to uogólnienie, bo niektórzy młodzi mają się świetnie. Taka"litania" złości zdarza się kilka razy na dzień, mam wrażenie, że nie jestem nikomu potrzebna, że nie mam swojego miejsca i wstydzę się tego. Ten wstyd jest najgorszy.Mój depresyjny stan utrudnia mi poszukiwanie pracy, mam wrażenie na każdej rozmowie, że rozmówca wie, że coś jest nie tak.

Nie bardzo wiem, czy i jak mogłabym utrzymać tę pracę. Jakie są wasze odczucia? Czy możecie podzielić się ze mną swoimi obserwacjami?

Co w takiej sytuacji zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z mojego doświadczenia moge Ci poradzić, żebyś szukała jakiejkolwiek pracy. Obecnie z pracą dla osób z wyższym wykształceniem faktycznie jest ciężko, ale np w sklepie można znaleźć pracę dość łatwo. Lepsze jakiekolwiek zajęcie niż siedzenie w domu, ważne żebyś przebywała wśród ludzi, wtedy na pewno poczujesz się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczę się od czterech lat.Też miałam przcę, która wymagała "kreatywnego myślenia", aktywnego kontaktuj z ludźmi, byciw w kilku miejscach naraz itd....

Zmieniłam pracę!!!!Może mniej zarabiam, ale w porównaniu z poprzednią mam święty spokój!!Jak mam gorszy dzień mogę się wogóle się nie oddzywać i skupić się na swoim biurku. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cieszę sie ze trafiłam na to forum...bo inaczej myśłałabym że tylko ja jestem takim ewenementem, że tylko ze mna jest coś nie tak a rodzina, znajomi i w ogóle postronni ludzie mogą to odbierać jako nieudacznictwo(30 lat i na garnuszku rodziców totalna porażka!!!) czy lenistwo ale ja na prawdę chcę albo raczej chciałam...? pracować tyle że za każdym razem kończy sie to w ten sam sposób..wylaniem po 1 miesiącu- czy ktoś tak ma?-i jak to wygląda potem w papierach tyle prac i każda po miesiącu lub 3? Zastanawiam sie co ze mną nie tak bo na pocz. wywieram b. dobre wrażenie chętnie mnie zatrudniają ale potem jeszcze chętniej niestety zwalniają...:-( - może i mam pewne braki w doświadczeniu ale wszystkiego sie człowiek jest w stanie nauczyć tylko że ja sie panicznie boje kompromitacji, tego gdy czegoś nie wiem nie potrafie zrobić jak na mnie patrzą inni jak mnie oceniają itp. to mnie paraliżuje w ogól stres działa na mnie tak destrukcyjnie że sie "tracę". doszło do tego ze teraz mam opór boje się w ogóle szukać nowej pracy bo znów mnie wywalą nie wiem czemu sie tak dzieje niby nie jestem jakoś specjalnie głupia-chyba mam nadzieję - dobrze sie uczyłam wiec skąd to teraz że nie daję z niczym rady w pracy; czy to rozkojarzenie; brak koncentracji; czy nieumiejętność życia w grupie w zespole a pewnie wszystko naraz. To wszystko mnie przeraża każdy wysiłek zwłaszcza umysłowy mnie przeraża i przerasta, wszystko wydaje mi sie za trudne dla mnie, ponoć mam tak że o jedną i te samą rzecz potrafie sie pytać 5 razy-choć aj tak nie uważam i nie zauważam tego, w ogóle w sytuacji stresowej wali mi serce jak oszalałe czerwienię się głupio mi że ktoś to może zauważyć wiec koncentruję sie głównie nad opanowaniem się w miarę, albo drugą skrajnością jest sytuacja stresowa kiedy sie zupełnie wyłączam i można do mnie mówić ja już i tak niczego nie rejestruję myśle tylko o tym żeby uciec pójść do domu i już nie musieć tam wracać i tak też sie to kończy wywalają mnie z kolejnej pracy tylko co dalej? z czego życ? zastanawiam sie nad wyjazdem do anglii tam popracuję fizycznie to odpocznę psychicznie tyle ze jestem po rozwodzie mieszkam z rodzicami i moją 8 -letnią córką która strasznie to przeżyje ale co jej z takiej sfrustrowanej wiecznie płaczącej załamanej i bezradnej matki-mysle ze potrzebuję jakiegokolwiek sukcesu choćby zarobionych pieniedzy żeby poczuć sie cokolwiek lepiej cokolwiek warta. boję sie też że eks mąż na stanowisku bedzie ją probował odebrać mi podczas mojej nieobecności..tak wiec to jest jakieś zaklęte koło z którego nie widzę wyjścia. jeśli ktoś miał podobnie lub ma prosze o kontakt i z góry dzieki za wszelką pomoc, rady i zrozumienie :-) GG 7778093

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja poprzednia praca, nadzwyczaj kreatywna i nadzwyczaj wykańczająca, przyprawiała mnie o ogromne lęki i frustracje.

Teraz się tułam. siedzę w internecie, przesypiam pół dnia, kompletne warzywo. Mój psycholog mówi, że trzeba siebie polubić. Lubię siebie, najbardziej jak nic nie muszę robić i nigdzie wychodzić. Wydaję mi się,że jestem infantylna i nieporadna, dużo umiem ale nie potrafię tej wiedzy udostępnić. Jak się zestresuję to koniec, nic wtedy nie zrobię.Zastanawiam się nad przekwalifikowaniem na coś spokojniejszego, ale to tak długa droga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ostatnia praca jaką miałam była dosyć fajna(sklep/galeria)...udało mi się ją szybko znaleść...ale miałam szefową ,której odbijało...i bałam się panicznie jej reakcji...do pracy szłam spokojna tylko wiedząc,że jej nie będzie...pewnego dnia po kolejnym jej przesadzonym wybuchu poprostu czułąm,że musze odejśc...od dłuższego czasu chciałam to zrobić,ale się bałam...napisałam jej więc smsa,że na następny dzień już się nie zjawie...i zostawiłąm list z wyjaśnieniami...tchórzostwo i dziecinada,ale tak bałam się jej reakcji....kolejna praca w kodaku....znowu jakiś taki dziwny szef-lepszy od niej,ale....czepiał się mojego pisma-niby żartobliwie,ale bolało mnie to....stresowałąm się okorpnie jego obecnością...nie potrafiłam podać odpowiedniej rzeczy o która prosi przy nim klient,bo nie mogłam jej znaleść,odróżnić jednego od drugiego w panice...codziennie ryczałam...to był koszmar...robiłam z siebie idiotke przy szefie...to był tylko tydzień...bo nie był mną zachwycony i powiedział,że zachowuję się jak jak dys-...i że za mało niby z siebie daje(8 h praca na nogach,pełno klientów,brak czasu,żeby usiąść choć na chwile)....niby dał mi szanse,ale ja podziękowałam...dobiłam i tak już moją niską samoocene...potem dostałam jakimś cudem całkiem sympatyczną oferte pracy na próbę...tak się bałam,że sobie nie poradzę,że nowi ludzie,że znowu zrobie z siebie idiotkę i że się w ogóle nie nadaję do żadnej pracy,że nie zjawiłam się tam....postanowiłąm,że jedyne rozwiązanie to praca w domu....więc chciaąłm coś rozkręcić na allegro....niezbyt wyszło....więc szukam pracy od września...nic nie mogę znaleść...boje się chodzić nawet na rozmowy jak już się jakaś przydaży,żeby już na nich się nie zbłaźnić...siedze w domu...nie mam pieniędzy(jedynie renta po ojcu-chwilowo wstrzymana,która i tak idzie na studia)...mój facet płaci za wszystko...a ja siedzę całymi dniami w domu...i poprostu marnuje swoje życie...nawet jeśli dostanę jakąś prace,to stres mnie będzie wykańczał....nawet jak się do niej będę nadawała,to stres mnie skompromituję,nie dojdę do okresu zaaklimatyzowania się(co mogłoby zniwelować stres)....czytam,słucham o tym co teraz trzeba skończyć,jakie miec doświadczenie,żeby pracowac...a ja jestem nikim....nawet jeśli mam jakiś atut ,to kto go zauważy,kiedy będę się błaźnić ze stresu....strasznie myśleć,że skończy się pod mostem i że jedyna alternatywa to samobójstwo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze nie pracuję. Mam 19 lat i jestem na etapie "Uczenia się". W październiku rozpotrzełam studia.... i chyba rozpotrzełam, bo ich jak na dzień dzisiejszy nie skończę. Nie dam rady chodzić na uczelnię. Jest to (tak mi się wydaje) ponad moje siły. Wiem, że źle robię, ale to jest takie ciężkie dla mnie. Właściwie to moje problemy zaczęły się przez szkołe. I nigdy do końca nie poczułam się jak zdrowa. Owszem było dobrze, ale nie tak jak przed załamaniem. Nie wiem czy dam radę. Czasami tracę nadzieję, że już kiedykowlwiek wyzdrowieję, ale jeszcze staram się walczyć ... Już 4 razy w ciągu 7 lat miałam nawroty depresji z nerwicą. Chodziłam na terapię, ale tak naprawdę mi nie pomagała. Moja rodzina nie wie co się ze mną dzieje. Myślą, że sama sobie to wymyślam. Bardzo się zmieniłam.

Boję się jak powiedzieć mamie, że mnie wywalą z uczelni. To będzie okropne, a ona nie rozumie, że ja jestem chora o ile jestem. Dzisiaj idę do psychologa może mi coś pomoże. Musi!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytam i czytam i .... jak dobrze, że nie jestem sama. Pracuję, ale w poczuciu, że jestem totalnie beznadziejna. Nie nadążam, nie rozumiem, nie kojarzę, nie jestem szybka i bystra. Kiedyś byłam ale zachorowałąm na depresję i nic już nie jest takie jak kiedyś. Najgorsze jest to, że nie słyszę co mówią inni współpracownicy. Nie słyszę i nie rozumiem. Jakie to straszne! wycofuję się, zamykam w swoim świecie. Czy można tak pracować? Jak długo? Aż będą mnie mieli dość? Potrzebuję ciepła i życzliwości, wtedy mój stan się poprawia. Potrzebuuję dobrego słowa od dobrego człowieka. To tak niewiele a tak dużo. Bądźmy dla siebie dobrzy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rób tego!chyba,że masz jakąs nową już....ja popełniłam ten błąd i już ponad 7 miesięcy przesiaduję całymi dniami w domu....

w poniedziałek pokonałam swój lęk i zadzwoniłam umówić się do pewnej firmy na rozmowę....ale co z tego,że mi się to udało....skoro dziś nie poszłam na rozmowę kwalifikacyjną...stres rano mnie zjadł...wolałam poczuć spokój i zasnąć....a nie stresować się wyglądem,ubiorem,dojazdem,obcymi ludźmi i rozmową....i teraz oczywiście jestem na siebie zła....to była jedna z niewielu szans na możliwość pracy od poniedziałku do piątku....pewnie i tak by mnie nie przyjeli....ale jak nie będę próbowała....to ja już nie wiem co ze mną będzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 lata mijają odkąd napisałam w tym wątku...3 lata...a ja nadal w tej samej czarnej d...3 lata bez żadnych zmian z tendencją do zjazdów, rok bezsensownej terapii...dziś nie chcę ani zyć ani nie żyć...znikąd ulgi...znikąd...

 

 

Witaj,

 

Czy terapia o której mówisz to psychoterapia czy leczenie farmakologiczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczenie farmakologiczne trwa od lat z małymi przerwami na "bunt". Terapia o której mówię to były cotygodniowe sesje psychoterapeutyczne.

 

 

To nie pocieszasz mnie niestety - mi stwierdzili depresję po utracie pracy i kilku innych cięzkich wydarzeniach w moim życiu 3,5 miesiaca leki i przerwałem. Po 3 miesiacach wrciła depresja i od 24 dni jestem na antydepresantach ale poprawa jest prawie niewidoczna, no i 6 stycznia mam mieć poczatek psychoterapi.

Cały czas staram się szukać pracy ale to słabo mi wychodzi i jak czytam takie informacje to nie wygląda to wesoło:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczenie farmakologiczne trwa od lat z małymi przerwami na "bunt". Terapia o której mówię to były cotygodniowe sesje psychoterapeutyczne.

 

 

To nie pocieszasz mnie niestety - mi stwierdzili depresję po utracie pracy i kilku innych cięzkich wydarzeniach w moim życiu 3,5 miesiaca leki i przerwałem. Po 3 miesiacach wrciła depresja i od 24 dni jestem na antydepresantach ale poprawa jest prawie niewidoczna, no i 6 stycznia mam mieć poczatek psychoterapi.

Cały czas staram się szukać pracy ale to słabo mi wychodzi i jak czytam takie informacje to nie wygląda to wesoło:)

 

myślę, że powinienieś o tym, że nie widzisz prawie poprawy po lekach powiedzieć osobie, która je przepisywała, tak mi się wydaje, bo 24 dni to wprawdzie nie długo, ale już poprawa powinna być odczuwalna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że powinienieś o tym, że nie widzisz prawie poprawy po lekach powiedzieć osobie, która je przepisywała, tak mi się wydaje, bo 24 dni to wprawdzie nie długo, ale już poprawa powinna być odczuwalna

Niekoniecznie. Zaklada sie nawet 6-8 tygodni na odbudowanie rownowagi emocjonalnej. Cierpliwosci, i koniecznie krok w strone terapii ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że powinienieś o tym, że nie widzisz prawie poprawy po lekach powiedzieć osobie, która je przepisywała, tak mi się wydaje, bo 24 dni to wprawdzie nie długo, ale już poprawa powinna być odczuwalna

Niekoniecznie. Zaklada sie nawet 6-8 tygodni na odbudowanie rownowagi emocjonalnej. Cierpliwosci, i koniecznie krok w strone terapii ;)

 

 

Wizytę u psychiatry mam 6 stycznia, dzień później rozpoczynam psychoterapię.

Porozmawiam u psychiatry na temat albo zwiększenia dawki Trittico albo zmiany lub właczenia jakiegoś dodatkowego środka.

Mam wrazenie że jest coraz gorzej a nie lepiej - ogramne problemy z koncentracją, pamiecią, znów totalny brak motywacji i zero pozytywnego spojrzenia w przyszłość - wciąż powroty bezwiedne w przeszłość co źle zrobiłem, co spieprzyłem - wytracanie poczucia własnej wartości, próbuje się jakoś organizować w domu, jakieś zadania i co coś zrobie jakąś małą rzecz to totalne zmęcznie, co chwila zapominam o czymś, i to uczucie takiego otępienia....

 

Porozmawiam moze o jakiś lekach które wpłyną na moją mobilizację i zaktywizują(kiedys byłem maksymalnie zorganizowanym facetem, przez wiele lat zarządzałem duza grupą ludzi....) i teraz jak o tym myśle to tak jak by to była inna osoba, że to niemożliwe...

nie wiem jakie są Wasz doświadczenie z wychodzenia z depresjipo jakim czasie jest lepiej, wiem że to sprawa indywidualna i leki również ale najbardziej irytujące jest to ze mi szkoda czasu, że mi życie przelewa się przez palce, i to uczucie bezgranicznej niemocy, jak jakaś kara...

Napiszcie proszę o Waszym wychodzeniu z tego syfuuu zwanego depresją - prosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizytę u psychiatry mam 6 stycznia, dzień później rozpoczynam psychoterapię.

Czyli jest bdb.

 

Porozmawiam u psychiatry na temat albo zwiększenia dawki Trittico albo zmiany lub właczenia jakiegoś dodatkowego środka.

Pogadac mozesz o czym chcesz, ale doradzam cierpliwosc i zrozumienie roli lekarza. Jesli on wie, ze trittico bierzesz niecaly miesiac to nie bedzie raczej chcial ryzykowac startu nastepnego leku gdy ten jeszcze sie nie rozbujal. A ile to potrwa to juz pisalem, u mnie bylo to ponad miesiac, ale ja nie jadlem trittico (wtedy nie bylo tego na rynku chyba jeszcze). Serio - musisz byc cierpliwy i dac sobie szanse, nie oczekuj ze deprecha Ci przejdzie za 2 miesiace, juz raczej za 2 lata, nastaw sie na to a bedzie Ci latwiej pogodzic sie ze wszystkim co jeszcze przed Toba.

 

Mam wrazenie że jest coraz gorzej a nie lepiej - ogramne problemy z koncentracją, pamiecią, znów totalny brak motywacji i zero pozytywnego spojrzenia w przyszłość - wciąż powroty bezwiedne w przeszłość co źle zrobiłem, co spieprzyłem - wytracanie poczucia własnej wartości, próbuje się jakoś organizować w domu, jakieś zadania i co coś zrobie jakąś małą rzecz to totalne zmęcznie, co chwila zapominam o czymś, i to uczucie takiego otępienia....

Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.

 

Porozmawiam moze o jakiś lekach które wpłyną na moją mobilizację i zaktywizują...

A jak ze snem? w nocy masz te 6-7h nieprzerwanego snu? Bo jesli nie to raczej o tym pogadaj z pstychiatra. Tak w kilku zdaniach i telegraficznym skrocie: wychodzenie z deprechy to (kolejnosc jak nastepuje):

- poprawa i ustabilizowanie snu jaki Ci daje wlasciwy wypoczynek,

- odbudowa rownowagi emocjonalnej czyli farmakoterapia,

- terapia, terapia i jeszcze raz terapia. Zobaczysz, to moze byc nawet fajne, chociaz na poczatku niekoniecznie miłe.

Nastaw sie na to ze mozesz sie dowiedziec o sobie rzeczy ktorych wcale nie chcialbys wiedziec, takich, ktore niekoniecznie beda Ci pasowac i z ktorymi moze sie nie zgodzisz, w moim przypadku tak bylo. Ale bez obaw, terapeuta nie zaskoczy sie niczym, widzial i slyszal jz pewnie wiele, a o grupe sie nie martw - psychoterapia moze miec tez forme indywidualna, mi to bardziej odpowiadalo. Nastaw sie tez na to ze juz teraz mozesz zapomniec o zyciu sprzed choroby, przebycie (i przezycie ;)) deprechy dosc konkretnie odmienia czlowieka, jego relacje z ludzmi i jego psyche, niekoniecznie na lepsze/gorsze, na pewno na "inne". W moim przypadku zmiana wypadla na moja korzysc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja pracuje i musze chodzic do pracy mimo ze rano wstawac mi sie nie chce, coraz czesciej nic mi sie nie chce w pracy i sprawy mi siedza, zawalam terminy, potem na ostatnia chwile robie wszystko ;/

 

ale mam nadzieje ze nowy rok bedzie dla mnie lepszy, w koncu biore sie za siebie. dzieki forum i lekarzon wiem co mi dolega, wiem chyba jakie sa powody tego stanu w jakim sie znajduje, wiec wiem jak sobie radzic w tych ciezkich momentach. jeszcze super nie jest, duzo przede mna, ale chyba widze nadzieje dla siebie.

 

albo po prostu dzis mam lepszy dzien ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Majster

Ile czasu chdziles na terapie?

Od pierwszego objawu Twojej depresji do dnia dzisiejszego ile czasu minelo?

Pierwsze objawy od mniej wiecej 2003-2003 (znajomi zauwazyli, ja nic nie czulem) na prochach od chyba 2003 do 2006. Najpierw coaxil i seroxat (wtedy jeszcze nie bylo tak wielu tanszych odpowiednikow), potem efectin i lerivon (niestety tez wszystko oryginalne, sporo mnie to kosztowalo). W krytycznym 2005 kilkumiesieczny pobyt w szpitalu i kilka miesiecy terapii. Prochy odstawialem jakos tak na poczatku 2006. W sumie to wiem, ze bralem dlugo, ale moje wychodzenie z deprechy nie bylo optymalne, czynniki srodowiskowe o ktorych nie chce mowic nie sprzyjaly mi. Od 2006 nie mialem nawrotow ani zadnych powazniejszych obnizen nastroju. Wiecej grzechow nie pamietam, amen ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizytę u psychiatry mam 6 stycznia, dzień później rozpoczynam psychoterapię.

Czyli jest bdb.

 

Porozmawiam u psychiatry na temat albo zwiększenia dawki Trittico albo zmiany lub właczenia jakiegoś dodatkowego środka.

Pogadac mozesz o czym chcesz, ale doradzam cierpliwosc i zrozumienie roli lekarza. Jesli on wie, ze trittico bierzesz niecaly miesiac to nie bedzie raczej chcial ryzykowac startu nastepnego leku gdy ten jeszcze sie nie rozbujal. A ile to potrwa to juz pisalem, u mnie bylo to ponad miesiac, ale ja nie jadlem trittico (wtedy nie bylo tego na rynku chyba jeszcze). Serio - musisz byc cierpliwy i dac sobie szanse, nie oczekuj ze deprecha Ci przejdzie za 2 miesiace, juz raczej za 2 lata, nastaw sie na to a bedzie Ci latwiej pogodzic sie ze wszystkim co jeszcze przed Toba.

 

Mam wrazenie że jest coraz gorzej a nie lepiej - ogramne problemy z koncentracją, pamiecią, znów totalny brak motywacji i zero pozytywnego spojrzenia w przyszłość - wciąż powroty bezwiedne w przeszłość co źle zrobiłem, co spieprzyłem - wytracanie poczucia własnej wartości, próbuje się jakoś organizować w domu, jakieś zadania i co coś zrobie jakąś małą rzecz to totalne zmęcznie, co chwila zapominam o czymś, i to uczucie takiego otępienia....

Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.

 

Porozmawiam moze o jakiś lekach które wpłyną na moją mobilizację i zaktywizują...

A jak ze snem? w nocy masz te 6-7h nieprzerwanego snu? Bo jesli nie to raczej o tym pogadaj z pstychiatra. Tak w kilku zdaniach i telegraficznym skrocie: wychodzenie z deprechy to (kolejnosc jak nastepuje):

- poprawa i ustabilizowanie snu jaki Ci daje wlasciwy wypoczynek,

- odbudowa rownowagi emocjonalnej czyli farmakoterapia,

- terapia, terapia i jeszcze raz terapia. Zobaczysz, to moze byc nawet fajne, chociaz na poczatku niekoniecznie miłe.

Nastaw sie na to ze mozesz sie dowiedziec o sobie rzeczy ktorych wcale nie chcialbys wiedziec, takich, ktore niekoniecznie beda Ci pasowac i z ktorymi moze sie nie zgodzisz, w moim przypadku tak bylo. Ale bez obaw, terapeuta nie zaskoczy sie niczym, widzial i slyszal jz pewnie wiele, a o grupe sie nie martw - psychoterapia moze miec tez forme indywidualna, mi to bardziej odpowiadalo. Nastaw sie tez na to ze juz teraz mozesz zapomniec o zyciu sprzed choroby, przebycie (i przezycie ;)) deprechy dosc konkretnie odmienia czlowieka, jego relacje z ludzmi i jego psyche, niekoniecznie na lepsze/gorsze, na pewno na "inne". W moim przypadku zmiana wypadla na moja korzysc.

 

Witaj,

Terapi się nie boję. Ze snem jest lepiej - jeszcze nie dawno bałem się usypiac tzn jakos nie chciałęm zasnać no i nie spałem. Teraz śpię- rano na siłę staram się wstawać. I coś próbuję robić. Ja nie wiem jak jest z tym TRITTICO słyszałem wiele dziwnych opini nawet dzwoniłem kilka razy do ITAKI na telefon zaufania po opinię jak z tym lekiem jest i też dostaęłm info że jeszcze mam czekać - ja się męczę czekaniem.

A z tym co mówiesz że nie będe sobą to co masz na myśli? Jak mam stac się lepszym człowiekiem to ok - zapłacę tą cenę. Boję się tylko o to żeby moje zdolnści nie znikneły

 

[Dodane po edycji:]

 

Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.

 

A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

 

[Dodane po edycji:]

 

[Dodane po edycji:]

 

"""""Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.""""

 

A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

 

[Dodane po edycji:]

 

"""""Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.""""

 

A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

 

[Dodane po edycji:]

 

"""""Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.""""

 

A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

 

[Dodane po edycji:]

 

"""""Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.""""

 

A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Majster

A to byla tylko depresja?

Czy polączona z lekiem,z nerwica.

Odczuwales jakies objawy oprocz obnizenia nastroju? Chodzi mi np. o napiecie, poddenerwowanie, leki itp.

 

Nie wiem czy mozna rozpatrywac jedno bez drugiego. Oczywiste jest, ze w nerwicy w koncu lęki i izolacja wymuszaja obnizenie nastroju, a w depresji po dlugim okresie obnizenia napedu pojawiają sie lęki jako konsekwencja popapranych relacji z ludzmi, braku samoakceptacji, niskiej samooceny. Poza tym jak sie nie spi kilka prawie lat to trudno mowic o jakichs obiektywnych bserwacjach: zanim sie dowiedzialem ze choruje nie spalem blisko 2 lata, ale myslalem ze to normalne, ze jak sie duzo pracuje to kazdy przechodzi jakies chwilowe wypalenia. Potem okazalo sie ze jednak sprawa jest powazniejsza a moja jej ocena jest iluzją obiektywizmu. To sie nazywa objawy wtórne, krzyzowe i sprawia podobno niemale problemy diagnostyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"""""Objawy deprechy to ja znam na pamiec, podobnie wszystkie jej wkręty, powtarzam raz jeszcze - cierpliwosci.""""

 

Majster - A wiesz co mnie zadziwia? Co jest takie niewiarygodne w tym wszystkim? właśnie to jak to nazywasz objawy-wkręty depresji - to że to kur...stwo w tak inteligentny sposób racjonalizuje na niekorzyść nas samych, nasze życie, że potrafi wszystko zmieszać z błotem, ja mam tak ze tylko rozmowy z osobami które mnie znały przez wiele lat i obserwowały dają mi jakieś wątłe przekonanie że ja byłem ok naprawdę ok, sam nie jestem wstanie - bo jak cos chce sobie udowodnić, zaafirmować pozytwnie to deprecha mi to oddtłumacza że wcale tak nie jest, że wszystko się udało, że wszystko spieprzyłem i nic nie będzie już ok.

 

Prosze napisz /napiszczie czy tak mieliście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×