Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Moja mama mówiła, że jestem do niczego,chciałam,żeby mnie pochwaliła kiedyś, skończyłam prawie dwa fakultety(jeden na 3 roku przerwałam), zawsze miałam pasek, stypendium, dla niej kurcze, dla niej, ona nigdy mnie nie pochwaliła, ja w siebe nie w ogóle nie wierzę, jestem w stanie rozkładu, juz z nią nie mieszkam ale czuję jej pogardę nadal,moi rodzice mnie nie rozumieli nigdy, od dziecka, tata mnie przedrzeźniał, jak ja tego nie cierpiałam albo przygryzanie, ciągle wiecznie mi przygryzali, nigdy nie przytulili, już leczyłam się w liceum(do szkoły przez 2mies. nie chodzilam)

byłam wtedy chyba bardziej chora niż teraz, teraz starsza jestem o 10 lat trochę ianczej na to patrzę, mogę poradzić ze swojego doświadczenia, że gdybym tylko miała możliwości i odwagę wyprowadzila bym się kilka lat wcześniej. Dla mnie im mniej kontaktu z rodzicami tym lepiej, już im przebaczam, nie mam wyjścia, to są moi rodzice, dobrze,że mam ich, bo tak na prawdę pomimo wszystko bardzo ich kocham, choć mnie skrzywdzili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też tak mam. Wydaje mi się, że myślę o innych, a tak na prawdę tylko o sobie , o tym jaka jestem biedna, chora itd. Też mam wrażenie, że kiedyś byłam inna - potrafiłam się śmiać z drobnych rzeczy, a dziś .... rzadko mi się to zdarza. A najgorsze jest to, że mam wrażenie, że juz zawsze tak będzie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz.. ja tez miewałem takie stany. Myślałem sobie, kim ja do cholery właściwie jestem.. Chciałem być najlepszym przyjacielem, najbardziej lubianą osobą w klasie, najfajniejszym chłopakiem, najlepszym uczniem..

 

Gdy zobaczyłem kogoś, kogo zachowanie mi się podobało, to od razu próbowałem go naśladować, jego zachowanie, styl ubierania..

Takie ciągłe udawanie kogoś innego bardzo mnie męczyło. Myślenie, że wszyscy mnie oceniają, że każdy oczekuje ode mnie takiego czy innego zachowania.

 

Ale nie tędy droga.. Idąc do celu trzeba patrzeć sobie pod nogi

 

Myśl, że jesteś fajna, a nie, że musisz zrobić wszystko żeby taką być. Nie myśl czego chce Twoja rodzina, bądź sobą (wiem, że brzmi to jak w amerykańskim filmie :), ale żeby umieć żyć wśród innych ludzi, musisz najpierw nabrać szacunku do samej siebie.

 

//EDIT

No a jeśli to nie pomoże, to idź do psychologa.. Tylko najlepiej jakiegoś sprawdzonego, a nie pierwszego lepszego, który Cię wyśmieje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No a jeśli to nie pomoże, to idź do psychologa.. Tylko najlepiej jakiegoś sprawdzonego, a nie pierwszego lepszego, który Cię wyśmieje..

 

jeśli jakiś psycholog kogoś wyśmiał to znaczy, ze nie ma parawa być psychologiem - i jak coś zawsze mozna mu to wyłożyc:)

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie.. Powinnaś znaleźć w życiu jakiś sens, pasję. Coś, co nie pozwoli Ci myśleć o chorobie a jednocześnie będzie sprawiało Ci radość:)

 

Silesiaster

Kiedyś był już taki temat, że jakaś pani psycholog powiedziała, że depresja to jest choroba urojona, i że trzeba sobie robotę znaleźć a nie w domu siedzieć i się nad sobą użalać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich! jestem na tym forum pierwszy raz i to co tu czytam,to dla mnie nic nowego.rozumiem kazdego kto pisze na temat nerwicy czy depresji.walcze z tym juz z 15 lat.gdybym miał opisywac wszystkie dolegliwosci jakich doznałem,to zajeło by to wiele czasu.ta choroba ,to emocje,przezycia,ktorych nie pamietamy, a jednak je kiedys przezylismy.wszystkie objawy o ktorych tu piszecie,to normalne dla takich stanów nerwicowych i depresyjnych.lecz nie mozna wszystkiego podciągać pod jedno.uwazam ze badania lekarskie to podstawa do wykluczenia wszelkich podejrzeń czy chorób.w moim przypadku badania wszelkiego rodzaju ,nic nie wykryły.wszystko jest w normie.natomiast w mojej psychice rodziły sie rózne choroby-rak,wrzody,zawał itd.cisnienie mierzyłem co pół godziny,napady lęku bez widocznej przyczyny.to było i jest na porządku dziennym.jednego dnia wstaje pogięty a za godzine energia mnie rozpiera.po jakims czasie-dół.innego dnia wstanę wypoczęty-3 godziny- i reszta dnia-tragedia.fakt jest taki ,ze bywają okresy kiedy objawy ustepują,ale nie na długo.kazdy z nas reaguje inaczej i nie mozna sie sługerowac ze jednego boli głowa a kogos innego serce.w ciągu dnia samopoczucie moze zmienic sie wiele razy.ja tez nie raz miałem wrazenie ze jestem zamulony,ze jak ktos do mnie mówi to odpowiadam po czasie,czułem sie obcy dla siebie i otoczenia.moi znajomi byli jakby inni.osobiscie nie lubie imprez,czy inych tam masówek,ale kontakt ze znajomymi mam,choc nie ukrywam ze wole byc sam.wtedy mogę pozostac jakby w swoim swiecie.czesto przychodza mi wtedy rozne mysli,ze tak naprawde to zycie jest szare i ze nic w nim nie osiagne.najgorsze jest to ze ja w to wierze.i wiem ze to jest zle ,ale to mnie przewyzsza.walcze z tym ,lecz bezskutecznie.teraz po prostu zyje z dnia na dzien.i to mnie dobija jeszcze bardziej.lecz gdzies tam licze w duchu ze moze kiedys to sie zmieni.pozdrawiam i zycze powodzenia wszystkim nerwusom :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zamulony, pewnie, że może być depresja, albo jakieś niedomaganie organizmu, zła dieta, ale może po prostu taki już jesteś. Kiedyś byłeś inny bo byłeś inny, ale dorosłeś, dojrzałeś. Może szybciej niż inni, może oni muszą się wyszumieć. W końcu mało jest dorosłych których jest tak "pełno" wszędzie jak dzieci, to też o czymś świadczy, po prostu z wiekiem poważniejemy i to jest normalne. A że jedni szybciej a inni wolniej... Tak to już jest.

 

Co do niechęci do klubów, to może po prostu nie wiesz na czym to polega, masz mylne wyobrażenia na ten temat? Ja ogólnie nie lubię tłumów i kiedyś też nie chodziłem do klubów (bo się naoglądałem na filmach jak tam jest i wydawało mi się że klimat nie pasuje), ale kiedyś poszedłem i... Nawet mi się spodobało. Spróbuj, najwyżej wyjdziesz i stwierdzisz że miałeś rację - a może przeciwnie, wkręcisz się w klimat i trochę wyluzujesz... To też jest czasami potrzebne.

 

A potem pojawiła się depresja i załamanie, jeszcze większy stres który trwa do dziś. Tak się teraz zastanawiam i myślę że od tych kilku lat ona trwa- tylko z przerwami.

 

Myślisz że to z powodu Dziadka? Może to marne pocieszenie... Ale on by na pewno nie chciał, żebyś była taka smutna. Ja się tak pocieszałem po śmierci mojego Dziadka, mało pomagało, ale...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nigdy nie przytulili

 

tak... jak teraz próbuję rozmawiać na ten temat z moją mamą, mówię jej że mnie nigdy nie przytulała i nie mówiła że mnie kocha, to ona odpowiada mi że ja powinnam to była czuć, że ona mnie kocha... ale jak??? skoro w żaden sposób mi tego nie okazywała??? często słucham wypowiedzi psychologów i psychiatrów w różnych programach i oni właśnie o tym mówią, że dziecku trzeba pokazywać tę miłość, bo ono tylko w taki sposób to rozumie i potrzebuje tego. a moja mama wychodziła z założenia, że ja powinnam wiedzieć, że ona mnie kocha i że nie musi mi tego okazywać...

tak jak się teraz nad tym zastanawiam, to teraz gdy ktoś mnie dotknie chce przytulić, to ja reaguję ze zdziwieniem, bo nie jest to dla mnie tak naturalne jak dla innych, że w ten sposób okazuje się uczucia...

 

już im przebaczam, nie mam wyjścia, to są moi rodzice, dobrze,że mam ich, bo tak na prawdę pomimo wszystko bardzo ich kocham, choć mnie skrzywdzili.

 

z mamą mam dobry kontakt, mamy kryzysy, ale przeważnie jest ok. ojca unikam jak tylko mogę. są dni, że nie mogę ścierpieć jego obecności...

przebaczam im powolutku, ale nie potrafię zapomnieć...

 

teraz mam taki okres w życiu, że moje kryzysy się nasiliły. za niecałe pół roku będę miała obronę pracy licencjackiej. znów nachodzą mnie myśli że nie dam rady. budzę się na ranem i już nie mogę usnąć, bo zaczynam o tym myśleć. ojciec tak skutecznie mi wpoił przeświadczenie, że jestem do niczego, że nie potrafię odpędzićsię od tych myśli. nie chciałabym znowu popaść w stan sprzed 4-5 lat, gdy nie wierzyłam w siebie w ogóle i byłam przekonana że nie potrafię nic zrobić. powinnam chyba udać się do specjalisty...

za dwa tygodnie wyjeżdżam na trzy dni na takie "spotkanie z Biblią" ze znajomymi, mam nadzieję że tam się uspokoję i podładuję "kropka" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

za niecałe pół roku będę miała obronę pracy licencjackiej. znów nachodzą mnie myśli że nie dam rady. budzę się na ranem i już nie mogę usnąć, bo zaczynam o tym myśleć. ojciec tak skutecznie mi wpoił przeświadczenie, że jestem do niczego

 

Ja dwa lata temu miałam termin obrony pracy. Do tej pory tego nie zrobiłam i to wcale nie z mojej złej woli. Nie miałam wystarczająco dużo siły. Nie wierzyłam w siebie. Dziś Matka powiedziała mi, że przecież robię to dla siebie, a ja i tak wiem, że niczego nie robię dla siebie, nawet nie żyję dla siebie.

Mama moja jest nadopiekuńcza, a ojca nigdy nic nie obchodziło. Z tego co wyczytałam taki układ jest najgorszym jaki można trafić.

Z ojcem mam identyczne relacje jak Ty Luthien. Nigdy nie powiedział, że jest ze mnie dumny. Dziś powiedziałam mu, że zdałam egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem, a on na to: A co mnie obchodzi twoje prawo jazdy? No i jak tu się cieszyć drobnymi rzeczami, jak najbliżsi sprowadzają momentalnie na ziemię? Nie mam nic do zarzucenia swojemu ojcu, wiem że inni mają gorzej. Mój mnie nie tłukł, nie pił, ale całe życie był ZIMNY. Nie wyrażał żadnych emocji... Nie wiem co gorsze. Łajdaka można zamknąć za znęcanie się nad rodziną, a znęcanie psychiczne i szantaż emocjonalny? Nikt tego nie bierze poważnie. Chciałabym się od nich odciąć jakoś i mimo tego, że nie mieszkam z nimi od ponad czterech lat i widujemy się średnio 4 razy do roku, to boję się odbierać telefony, żeby nie usłyszeć znów, że ich zawiodłam, że się mnie wstydzą (a dodam, że nie mają powodów). Myślę, że te relacje odbiją się nieodwracalnie na moim przyszłym życiu.

 

Przepraszam za ten wywód. Myślę, że to nic nowego dla Was. Ale skoro siedzimy na jednym forum, to warto byłoby troszkę bliżej się poznać. Pozdrawiam ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój mnie nie tłukł, nie pił, ale całe życie był ZIMNY. Nie wyrażał żadnych emocji... Nie wiem co gorsze.

 

Mój ojciec też nigdy mnie nie uderzył. Popychał mnie czasem i trzymał za kark. Tak jak się karci nieposłuszne zwierzę. W większości wyżywał się psychicznie i tak jak już pisałam, cały czas udowadniał mi, że jestem do niczego. Dopiero teraz zaczynam rozumieć jakie to wyrządziło szkody na mojej psychice...

Ja wiem, że on jest w dużej mierze taki dlatego, że stracił matkę jak miał 10 lat i nikt z nim wtedy nie był u specjalisty (w tamtych czasach na wsi nikt o tym nie pomyślał, że dziecku które straciło matkę przydałby się psycholog). W tym tkwi przyczyna jego traktowania. On swoją żonę (moją mamę) traktował zawsze jak matkę, nie jak żonę. A mnie jak rywalkę, która zabierała mu jej uczucia. Zawsze miał pretesje, że mama poświęca mi czas (chociaż było go tak niewiele, bo w dzieciństwie zawsze bawiłam się sama, ona nie miała przez niego nigdy dla mnie czasu). Miał też często pretensje o takie głupstwa jak np. że mama kupiła mi coś do jedzenia a jemu nie (typowe zachowanie zazdrosnego dziecka). Ja zauważałam że coś z jego zachowaniem jest nie tak, ale dopiero niedawno zorientowałam się skąd to się bierze. Nasze życie rodzinne wyglądało tak: rodzice przebywali w jednym pokoju razem, razem jedli obiad, a ja siedziałam sama w drugim pokoju. Mam żal do mamy, że nie była w stanie tego zmienić...

 

Przepraszam za ten wywód. Myślę, że to nic nowego dla Was. Ale skoro siedzimy na jednym forum, to warto byłoby troszkę bliżej się poznać. Pozdrawiam ciepło.

 

Jeżeli Ci to pomaga to pisz jak najwięcej. Ja wiem po sobie, że pisanie tutaj bardzo mi pomaga, ponieważ znalazłam tu wreszcie ludzi, którzy mnie rozumieją i nie mówią, że to co czuję to tylko moje widzi mi się...

 

gdzie jest mam pytanie czy kiedykolwiek powiedziałeś o tym rodzicom? może oni żyją w błogiej nieświadomości jaką krzywdę swoim postępowaniem wyrządzają Tobie ??? Poza tym może gdybyś im to powiedział to sam poczuł byś pewnego rodzaju ulgę.

 

Wiele razy próbowałam rozmawiać na ten temat z mamą (z tatą nigdy), ale zawsze kończyło się to kłótnią i jak zawsze mówieniem, że wymyślam niestworzone rzeczy, bo przecież miałam wspaniałe dzieciństwo... Ona mi zawsze powtarza wtedy, że przecież ona mnie kochała zawsze i ja powinnam to czuć. Ale jak??? Jak dziecko ma to wiedzieć, skoro w nijaki sposób rodzice tego mu nie okazują???

Wczoraj chyba nastąpił przełom... Miałyśmy taką rozmowę. I to jest dowód na to że zdrowieję, ponieważ ani razu się nie rozpłakałam, dałam radę, powiedziałam jej wszystko... i ona to chyba w końcu zaczyna rozumieć. Było ciężko, bo ona ma takie podejście do siebie, że myśli że jest nieomylna. Ale chyba zaczęła wreszcie rozumieć, co ja czułam w dzieciństwie i jakie to ma skutki. Ciężko mi było przekonać ją, że to, że nie spotykam się często z ludźmi, że nie mam marzeń (te dwie rzeczy najczęściej mi zarzuca) to efekt mojej choroby. Przyznała mi też rację, że to częściowo jej wina, że nie potrafiła się przeciwstawić ojcu, że mogła się od niego ze mną wyprowadzić jak miałam rok (jednak już wtedy zauważała, że coś jest nie tak). Więc dziś jest trochę lepiej...

Dużo pomogło mi to forum, bo sama zrozumiałam, że to jest choroba, że nie jestem dziwologiem, nieudacznikiem, że to po prostu choroba i jakie jest jej podłoże. I może dlatego tym razem lepiej potrafiłam jej to wytłumaczyć. Jestem szczęśliwa, że ona to zaczyna rozumieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem szczęśliwa, że ona to zaczyna rozumieć...

 

super, że mama zaczyna rozumieć to wszystko, najważniejsze jednak abyś była szczęśliwa ze względu na siebie a nie mamę, to Ty musisz wiedzieć, że Twojej winy w tym nie ma i pogodzić się z przeszłością zrozumienie bliski na pewno w dużym stopniu Ci w tym pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

super, że mama zaczyna rozumieć to wszystko, najważniejsze jednak abyś była szczęśliwa ze względu na siebie a nie mamę, to Ty musisz wiedzieć, że Twojej winy w tym nie ma i pogodzić się z przeszłością

 

Wiem o tym i staram się, aby tak było. To że ona powoli zaczyna rozumieć to co się stało w przeszłości jest tylko jednym z czynników mojego dążenia do normalnego życia. Jednak bardzo mnie to cieszy, ponieważ wiele razy próbowałam jej to wytłumaczyć, ale ona zawsze była przekonana o swojej nieomylności. Tym razem rozmowa była inna i wnioski także. Cieszy mnie to, że od jakiegoś czasu ona mówi, że to MY jesteśmy ofiarami ojca, a nie tylko ona. A od tej rozmowy uważa nawet, że to ja jestem dużo większą jego ofiarą, ponieważ opowiedziałam jej jak to czuje dziecko i ona zrozumiała, że jest ogromna różnica pomiędzy tym jak ona odczuwała jego traktowanie jako dorosła osoba, a jak ja jako dziecko.

Ciężko jest przekonać samą siebie do tego, że nie ma w tym mojej winy, ponieważ całe życie byłam o wszystko obwiniana. Ale teraz jako dorosła osoba rozumiem to o wiele lepiej. I teraz już prawie w ogóle nie obwiniam siebie. Jednak nauczenie się swojej wartości idzie mi znacznie gorzej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę że dobrze trafiłaś.

 

Czasem w życiu jest tak że wszystko jest wspaniale, a czujesz się jakby ciagle działo sie (lub zaraz zaczeło) coś strasznego.....- jakby czyjeś spojżenie miało siłę noża, a każde, nawet najmniejsze odstępstwo od tego co sobie zaplanujesz urastało do tragedii i powodowało ból , czesto fizyczny.

 

Mogę Ci tylko doradzić wytrwanie w leczeniu.

 

Może sie okazać że wszystko to po nim nie minie, ale na pewno bedzie lepiej niż teraz

Kornel jakbyś wyjął mi to z ust.Rzeczywiście cały czas się staram,ale czasami wątpię.Męcze się,denerwuję,nawet płaczę :cry: .Po prostu panikuję. :? Nie wiem co to jest.Lekarz prowadzący powiedział,że to obiawy nerwicowe.Sama nie wiem.Szok po depresji dwubiegunowej był ogromny a teraz jeszcze to,ale cały czas się kontroluję.Mam podporę w mamie,terapeutach i rówieśnikach z grupy terapeutycznej.Sama też wiele rzeczy sobie tłumaczę.Na moment pomaga,ale taka walka z samą sobą nie jest łatwa,ale wierzę,że wszystko będzie dobrze. ;)

 

 

Ale wiem ze bez tego nie dam rady, predzej czy pozniej pojde na terapie. Mam ogromne oparcie w rodzinie. To oni mnie na uszy sciagneli z tamtego swiata. I chwala im za to :). I ze znosza mnie nawet wtedy, gdy nie podnosze sie z lozka. Z rowiesnikami gorzej, przyjaciele tylko wiedza, ale wiem ze tego nie rozumieja. Tzn. chcieliby, ale nie sa w stanie. Sama bym nie byla, gdybym tego nie doswiadczyla, wiec nie winie ich. Napisalas ze Ty sie nie kryjesz, ja wrecz przeciwnie, izoluje sie. nigdzie nie wychodze. wiem ze to nieodbrze, ale czasami nie jestem w stanie ruszyc sie z domu.Wiesz, ja też się kryłam :oops: ,leżałam tylko w łóżku dwa lata temu,rodzice mnie nie rozumieli :cry: ,ale teraz mi pomagają zwłaszcza mama :D .Z tatą gorzej.Mam do niego większy dystans. :? Nie to,że się go boję,ale stoi między nami jakiś niewidzialny mur.Pomagał mi za co jestem mu wdzięczna.

 

 

 

Ale wiem ze bez tego nie dam rady, predzej czy pozniej pojde na terapie. Mam ogromne oparcie w rodzinie. To oni mnie na uszy sciagneli z tamtego swiata. I chwala im za to :). I ze znosza mnie nawet wtedy, gdy nie podnosze sie z lozka. Z rowiesnikami gorzej, przyjaciele tylko wiedza, ale wiem ze tego nie rozumieja. Tzn. chcieliby, ale nie sa w stanie. Sama bym nie byla, gdybym tego nie doswiadczyla, wiec nie winie ich. dziekuje za gratulacje:) powodzenia i usciski :* :)
Fallen muszę Ci powiedzieć,że tez się kryłam.Przez wiele dni nie wstawałam z łóżka.Rodzice mnie nie rozumieli.Jak bowiem ich córka,może mieć depresję,dlaczego nie chce chodzić do szkoły :?: A teraz mam małe wahania nastroju.Zmęczenie,ale i siłę.Ufam mojej mamie.Zwierzam się jej.Poznałam wiele osób,co nie przeczę do łatwych zadań nie należało.Dorosłych i rówieśników.Dorosłym mówię o sobie,gdy mi ciężko.Do rówieśników jak mam czas dzwonię i SMS-uję.Nie jest ze mną źle.Czasami tylko jest chwila słabości.

Dziękuję za gratulacje.Miło mi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdzie jest mam pytanie czy kiedykolwiek powiedziałeś o tym rodzicom? może oni żyją w błogiej nieświadomości jaką krzywdę swoim postępowaniem wyrządzają Tobie ??? Poza tym może gdybyś im to powiedział to sam poczuł byś pewnego rodzaju ulgę.

 

Pół roku temu powiedzialam matce, ze zarzucam ojcu to, ze nigdy we mnie nie wierzyl i uwazal mnie za nieudacznika, co potem spowodowalo, ze sama w to uwierzylam i nawet nie wiem kiedy tym nieudacznikiem sie stalam. Moja Matka podobnie jak rodzice Luthien powiedziala, ze wymyslam, ze nie moge ich winic, bo przeciez robia wszystko, zeby mi bylo dobrze w zyciu. A ja nie narzekam na swoje dotychczasowe zycie. Poza tym, ze nie mialam nigdy sily sie postawic, a wlasciwie to nie myslalam o tym, zeby sie stawiac, bo przeciez to co powiedzieli rodzice bylo swietoscia, wiec jak ojciec mowil ze jestem do niczego to musialo tak byc. Teraz po latach dopiero dotarlo do mnie, ze przeciez ja tez mam swoje zdanie i moge, a wlasciwie powinnam je wypowiadac. Bo rodzice tak jak wszyscy ludzie bywaja czasem omylni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedz, masz kogokolwiek? Na pewno jest ktoś, komu Twój los nie jest obojętny. Powinnaś przejść solidną psychoterapię. Musisz jeść, nawet jeśli miałabyś się zmuszać do tego. Ciało potrzebuje budulca. Nie wiem na ile Twoj stan fizyczny jest poważny (bo co do psychicznego nie ma watpliwosci), ale musisz zrobić wszystko, żeby nie zniknąć. Pamiętaj, że nie ma sytuacji beznadziejnych, to wrażenie jest tylko iluzją wytworzoną przez depresję. Walcz, bo wyjscie JEST. I nie musisz być z tym całkiem sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Milczenie jest najgorszą rzecza...Nie możesz przestać z nim rozmawiać, nie uchronisz nikogo od dzielenia Twojego bólu. Jest zmęczony, ale cokolwiek byś nie zrobiła, on i tak będzie w to brnął, bo Cię kocha. I gdyby miał wybrać jeszcze raz na pewno wybrałby życie z Tobą, mimo wszystko... Takie milczenie to dodatkowy cios tylko. Cieszę sie, że masz te dwie osoby. To bardzo duzo. Odnosze wrazenie, ze Twoja fatalna forma psychiczna wynika w pewnej części z poczucia winy, że jestes jakims ciezarem dla najblizszych. Powinnas wiedzieć, że tak nie jest. Te osoby bardzo Cie kochaja i jest to szalenie cenne. Na pewno jestes wspaniala i wartosciowa osoba, skoro Twoi bliscy tak o Ciebie walcza. I to do nich nalezy, to jest ich zadanie... Ty masz swoje. Trzymaj sie mocno swojego życia i...swojego wspomnienia. Trzymam kciuki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę każdy z nas walczy każdego dnia. Warto walczyć o swoje szczęście, o Wasze wspólne szczęście. Jeśli Twój chłopak jest z Tobą i dużo przeszliście to na pewno wiesz, że bardzo Cię kocha i chce żebyś była przy nim. To nie jest tak, że on jest dla Ciebie tylko, on jest z Tobą bo również chce byś była z nim. Warto więc walczyć i rozmawiać z nim.

 

Może warto walczyć z nim od nowego startu. Porozmawiać z chłopakiem szczerze, zadeklarować że chcesz walczyć, pójść do nowego lekarza, na terapię grupową może?

 

Walczę, staram się nie poddawać, choć to wszystko tak boli. ostatnio nie mogę jadać. Leki spowodowały, zaburzenia łaknienia, chudnę z dnia na dzień. Już mnie ubyło 14 kg. Leżenie sprawia mi ból.

 

Nie poddawaj się milenko!!! Kurde, nie wiem, odstaw te jebane leki. Przepraszam za dosadność. Chociaż na jakiś czas może jak się da. Udaj się do psychloga, żeby nie leczyć się tymi chemikaliami (wiem, że one są czasem niezbędne, ale może potrzebna jest nowa droga.),

 

I pisz nam co się dzieje u Ciebie. Jak przestaniesz będziemy się martwić.

Pozdrawiam gorąco.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to nie tyle chodzi o zazdrosc groskova tylko chodzi o to ze choroba tak toba steruje , mam tak samo czesto nie moge patrzec na ludzi ktorzy sie smieja czy sa szczesliwi bo zazdroszcze a jak bylam zdrowa to nigdy nie mialam takiego odczucia , czesto nawet zazdroszcze osobom ktore po prostu sa zdrowe - a przeciez tak nie wolno bo to ze mamy te piekielna chorobe to jest w jakims sensie wyroznienie , moze dlatego zebysmy bardziej zwracali uwage wlasnie na takie banaly ktorych przed choroba nie widzielismy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×