Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!Jestem nowa na forum,od kilku tygodni

 

przeglądam go,ale dopiero teraz odważyłam się napisać.Opowiem Wam o moim życiu bo tylko Wy możecie sie domyślać jak to

 

jest.Moja nerwica zaczęła się w 2002 roku po pogrzebie kumpla(wcześniej nie byłam specjalnie odporna,ale szczęśliwa).Od tego

 

czasu zaczęły sie wzloty i UPADKI ,upadki w najgorszym tego słowa znaczeniu.Powiedzmy,że ja żyje pod kloszem.Nie z mojej

 

winy,nie umiem sie spod tego klosza wyrwać.Nie umiem przestać miec natrętnych myśli bo się wtedy ....stresuje.Mialam

 

półtoraroczną terapie u psychologa,ale z niej zrezygnowałam bo...mialam wyrzuty sumienia przez myśli.I tak w kółko.Gdzieś tam

 

w głowie widze obraz zdrowej,uśmiechniętej dziewczyny,ale on jest bardzo daleko.Wiem,że z tego można wyjść,ale nie jestem

 

pewna czy mam siły.Ta choroba jest dla mnie straszna,a zarazem czuje sie w niej bezpieczniejsza.Miał lub ma ktoś z Was

 

podobnie???Trace siły....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam ataki płaczu, od dwóch lat mam

 

chłopaka, którego kocham, który absolutnie nie robi nic złego.jest opiekunczy,wierny,nie ma nawet kolezanek za duzo,wychodzi

 

czasem z kolegami pogadac,spotykamy sie prawie codziennie.ja jednak,nosze w sobie lęk przed zostawieniem.moją babcię zostawił

 

mój dziadek, moją mamę mój ojciec, ja miałam dwa toksyczne związki w swoim życiu,i teraz kiedy mam szanse zbudowac cos

 

dobrego,nie daję rady. czepiam się wszystkiego, mam ataki jakiejs histerii ze to co mnie spotyka na pewno sie niedzieje w

 

rzeczywistosci,ze zaraz cos złego mnie spotka,ze wględu na to jaka jestem-zaborcza i podejrzliwa.. strasznie mi ciężko,bo

 

patrzę na innych ludzi którzy mogą normalnie funkcjonowac,i tez bym tak chciala, ale nie mogę się oderwać.ciąglę tylko mam w

 

sobie jakis strach,jakbym nie mogła się odblokowac..za kazde niepowodzenie obwiniam siebie,zastanawiam się nad kazdym

 

gestem,cedzę kazde słowo.. nie wiem,jak sobie z tym poradzić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maga na Twoje pytanie moze odpowiedzieć psycholog,

 

skorzystaj:) Nie wiem czy to nerwica, czy nie, ale napewno coś jest nie tak z Twoim myśleniem. Związki z innymi ludzmi są

 

bardzo ważne warto zadbać, żeby te ralacje były prawidłowe:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ogólnie mam zawsze prawie wyrzuty sumienia,mam bardzo

 

wąskie sumienie,w sumie dzięki nerwicy.To jest takie zapętlone kółko,które nie ma końca.Mówia,że najprostrsze wyjścia są

 

zawsze najbardziej zaminowane.U mnie chyba tak jest.Mnie sie wydaje ze to nie o to chodzi,żebym wszystko tu pisała ze

 

szczegółami.Chciałabym tylko wiedzieć jak się inni zapatrują na wyjście z trudnych sytuacji....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mysle ze masz pewien uraz co do facetow.dorastajac zauwazylas

 

odejscia jak i sparzylas sie na przeszlych zwiazkach.przeciez nie wszyscy faceci sa tacy sami.masz wyrozumialego opiekunczego

 

chlopaka powiedz moze co czujesz nie obawjaj sie najgorszego czasami ludzie odchodza i wtedy czuja wiekszy bol bo wracaja do

 

siebie nawet po latach.mam tez chlopaka i czasami sie tego obawiam ale jestem dobrej mysli ,zycie jest krotkie sprobuj udac

 

sie do psychologa przeanalizuj jak mozesz zwalczyc ten lek nie poddawaj sie .moze powinnas bardziej zaangazowac swoje cale

 

emocje bo w kazdym zwiazku sa radosc i smutek ,podejrzenia zaufaj swojemu chlopakowi i niewyolbrzymjaj sytulacji ,wiem ze w

 

myslach moga podsuwac sie rozne rzeczy ale optymizm duzo daje ...naprawde;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz najgorsze jest to że ja sama nic nie rozumiem.Moje

 

zainteresowania psychologią z poczatku mi bardzo pomagały,ale teraz czuje,że wszystko jest jeszcze bardziej

 

zagmatwane.Najgorsze jest to,że to wszystko sie dzieje w sferze myśli.A tak bardzo potrafi niszczyć życie.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja historia zaczęła się jakieś 2 lata temu (przeklinam ten dzień!!) w 1 klasie

 

liceum. Wszystko było na początku wporządku, miałem wielkie marzenia 1 klasa LO , nowi ludzie myślę że będzie fajnie. Nauka

 

wiadomo wszędzie trzeba się uczyć, dam radę a resztę się zobaczy mówiłem sobie. Na początku wszystko było inne, niektórych

 

ludzi już znałem innych dopiero poznałem. A że to pierwszy rok to w modzie jest tzw. przesiew...czyli wzomożona nauka i

 

testowanie przez nowych nauczycieli naszych umiejętności wyniesionych z gimnazjum... Także uczyłem się nocami spałem po kilka

 

godzin, ponadto sks w szkole z koszykówki...Jakoś to będzie mówiłem sobie....i długo tak nie pociągnąłem...organiz był

 

wykończony psychika również...I pechowego dnia podczas zwykłej lekcji języka polskiego...poczułem się źle...nagły lęk....i

 

nie mogłem oddychać dziwnie zakuło mnie w okolicy serca...wybiegłem z klasy...i udałem się do

 

pielęgniarki...przerażony...okazało się że miałem straszny wzrost ciśnienia około 170 ....zadzwoniono po moją rodzinkę

 

zwolniono mnie z budy..i zaraz tego samego dnia do lekarza... U lekarza zrobiono mi EKG i inne badania w tym badania

 

krwi....okazało się że mam książkowe świetne wyniki, cukier w normie itp. Pojechałem jeszcze do Opola na badanie echa serca

 

....i tu zaczynają się schody...przed samym wyjazdem do Opola samochodem strasznie się zestresowałem...czułem się

 

osaczony...i znowu ciśnienie skoczyło do 140...nie mogąc myśleć o niczym innym jak o powtórce sytuacji....u lekarza okazało

 

się że też jest wszystko w porzo...lekarz ten zdjagnozował u mnie nerwicę wegetatywną...i lekkie przemęczenie. Po tym

 

incydencie nie było mnie w budzie gdzieś przez 3 tygodnie...a później miałem kłopoty z chodzeniem do tej szkoły bo ta

 

sytuacja która miała miejsce mnie przeraziła i nie chciałem jej powrotu... W 2 klasie odnalazłem pewien sposób na w miarę

 

zminimalizowanie mojego lęku przed szkołą, a mianowicie zafascynowałem się kolarstwem górskim i tak cały rok

 

przejeździłem...po woli pokonując swoje lęki..w szkole jakoś to szło...mam paczkę moich kolegów którzy zawsze mnie rozwalają

 

poczuciem humoru także ten rok jakoś przeleciał po mimo drobnych lęków...ale wciąż od tamtego momentu jestem kimś innym,

 

bezsilnym i pozbawionym normalnego młodzieżowego życia...były momenty kiedy się ilzolowałem od znajomych nie wychodziłem z

 

domu tylko szkoła dom...Teraz zaczęła się 3 klasa na głowie matura :? ...w między czasie próbowałem pokonać swoje

 

nieuzasadnione lęki medytacją ale jakoś nie dawała szczególnych rezultatów...kąpiele zapachowe owszem odprężają...ale nie

 

likwidują mojego wewnętrznego lęku....od wczoraj zapisałem się na pływalnię...może będą rezultaty. Teraz także czuję się

 

bezsilny...mam lęk przd staniem gdzieś np w banku w kolejce, albo też gdy jadę gdzieś autobusem (nigdy nie miałem choroby

 

lokomocyjnej i nigdy nie bałem się podróżować)Cała ta nerwica zmieniła moje życie na gorsze, czasami moje nieuzasadnione

 

stany lękowe tworzą bariery w normalnym fukcjonowniu w szkole ...i w codzienności...nie wiem co dalej ze mną będzie...ta cała

 

zaistaniała sytuacja zburzyła moją silną na pozór psychikę jak domek z kart...ciężko mi żyć tak jak to było kiedyś...mimo to

 

staram się myśleć optymistycznie i wlaczyć ze swoimi lękami..czasami na próżno...chciałbym być dalej normalnym chłopakiem

 

który ma 18 lat na karku i myśli optymistycznie i cieszy się życiem a nie się go bać!!!! :roll: ...

 

Nie wiem nawet czy

 

ktoś to będzie czytał czy też nie..ale jak mogę sobie poradzić z moim problemem ??? I opanować przesadny lęk??? :cry: [/b]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Wiem, że to co powiem bedzie trąciło banałem,

 

ale po sobie wiem, że gigantyczne znaczenie odgrywa mimo wszstko praca nad sobą, tzn. prowadzenie żmudnej, wewnętrzenej walki

 

okupionej tysiącem natrętnych myśli, które zrobią wszystko, byś czasem nie zaczęła myśleć pozytywnie.

Chcesz mysleć

 

pozytywnie, to nagle zdajesz se sprawe, że coś tu jest nie tak, czemu myślisz pozytywnie właśnie w tej chwili? I koło się

 

zamyka bo zaczynasz wkręcać się wkolejne natrętne myśli. Myśle, że natręctwo myśli to mechanizm, którego prace można

 

zakończyć w taki sposób, iż pozwolimy im się ,,mielić" w naszej głowie trawić i cierpliwie czekać na jakiś finał. U mnie

 

natręctwo bardzo często kończy się po kliku, kilkunastu dniach inttensywnego i bezsensownego myślenia wypełnionego

 

irracjonalnymi lękami, nie tylko przed miejscami (moytw z busem czy hipermarketem (nie wiedzieć czemu najgorzej czuje się w

 

Auchanie:) jest u mnie prawie identyczny, ale także wyimaginowanymi (w pewwnym sensie) postaciami (w tym miejscu uważam że

 

to hardcore, bo z tego co piszecie, nie macie aż takich schizów;)Może źle ze mną;). Po pewnym czasie po prostu zauważam, że

 

oto nareszcie coś sobie wytlumaczyłem i w danym momencie nie moge już tego podważyć żadnym racjonalnym czy irracjonalym

 

argumentem. Nie wiem czy to moja wyobraźnia, bo czasami idąc na spacer potrafie całą godzine wyobrażać sobie caly życiorys

 

danej wymyślonej osoby.Choć te myśli moge sobie powstrzymać, inaczej z myślami zwiazanymi z lękiem. Piszesz, ze widzisz

 

gdzieś w oddali miłą, uśmiechniętą dziewczynę. Możesz nią być, ale natręctwa zarówno Tobie jak i mnie czy innym nie pozwalają

 

zwyczajnie cieszyć się każdym dniem. Oczywiście jak człowiem dłuższy czas sobie nie radzi powinien udać się do kogoś

 

(psycholog, psychatra?) na rozmowę. Często taka rozmowa może mieć zbawienny wpływ na Twoje odczucia, jednak to nieraz wcale

 

nie musi byc psychlog, a zwyczajna osoba, która ku Twojemu zdumieniu może pomóc więcej niż mogłoby Ci się wydawać. Fakt

 

faktem, specjalista powinien przeprowadzić terapię w bardziej...profesjonalny i poukładany sposób. Nie wiem co tu jeszcze

 

dodać do tej mojej chaotycznej i zagmatwanej wypowiedzi. Chyba jedyne, co mi pozostaje to życzyć Ci dużo słoneczka w życiu i

 

dużo świeżej energii do walki ze sobą i z codziennością, która wcale nie musi byc taka szara!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miewam wyrzuty sumienia, choć nie wiem,

 

czy z tych samych powodów, co reszta. Zwiazane są one raczej nie z myślami jako takimi, tylko z lękami, a co za tym idzie z

 

jednym głównym lękiem - co ze mna będzie kiedyś, czy coś mi się stanie złego? I ostatecznie jak moi najbliźsi mnie bedą

 

postrzegać, gdy ich zawiode (mówie o zawodzie związanymi z tą przypadłością....).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spoko. Tego, ze ludzie bedą czytać o tym co piszesz

 

możesz byc pewien.

Nie wiem co Mądrego poweidzieć na dzień dobry. Ja tez od jaiegoś czasu myśalłem o zrobieniu sobie EKG

 

bo jeszcze kilka dni temu byłem pewien, ze mam coś z sercem. W momencie stresu czy nawet czasem bez podowó dostawałem

 

,,palpitacyjek" i robiłem się miękki, to powodowało strach, zę oto uż koniec i zaraz zaryje o glębę co powodowało, że

 

uruchamiał się kolejny mechanizm stresogenny. Innymi słowy kapa na maksa. Teraz na ekg nei jade, bo po jaką cholere? Eeee ma

 

ktoś problemu z żołądkiem czy jelitami w ogóle? Niedawno tak jak Ty zrobilem sobie badania krwi i badanie na helicobacter i

 

pasożyty. Wyniki jak w Twoim przypadku - książkowe. Problem tkwi w łepetynie niestety:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki kamila, wiesz ja o tym wiem,ze nie powinnam zrzucac

 

wszystkich zlych dosiwadczen na tego mjego biednego chlopaka, ale to takie trudne.mam czasem wrazenie,ze specjalnie się z nim

 

kłócę, i z premedytacją sabotuje mój związek,zeby w końcu stało się to czego się boję, i w koncu się tak stanie i chłopak nie

 

wytrzyma tego.nie wiem czy juz nie jest u kresu... ale ja jestem walnięta!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapada się na nerwicę lękową w ciągu kilku lat, przynajmniej

 

ja tak mam.

Jestem byłym wychowankiem domu dziecka, pochodzę z patologicznej rodziny, naduzywałem alkoholu (aktualnie od 8

 

lat nie tknąłem alkoholu, i nigdy juz nie zamierzam tykać) , moja partnerka odeszła ode mnie, zostawiając ze mną 4 letnie

 

dziecko, a wcześniej miewałem przez nią też duuużo problemów, jestem chory na cukrzycę typ 1, mam przeciwwskazaną pracę

 

:

-na wysokościach,

-przy maszynach w ruchu,

-na otwartej przestrzeni,

-wymagającą ostrości widzenia,

-w porze

 

nocnej,

-ciężka fizycznie,

A pomimo tego wszystkiego, wszyscy traktują mnie jak pasożyta.

W Sądzie, gdy walczyłem o

 

córkę, Pani Sędzia nazwała mnie jawnie pasożytem, bo nie pracuję.

Pracownica z opieki społecznej, zachowywała się też

 

jakbym był ludzkim odpadem.

Wszędzie, gdzie się nie ruszę, zawsze wypominają mi, że nie mam pracy, i że jestem pasożytem,

 

mieszkam na osiedlu gdzie żyją same ku...y i złodzieje, chcesz zobaczyć ? www.slumsy.neostrada.pl

Nie mam przyjaciół,

 

kolegów, koleżanek, znajomych.....

Mam tylko córkę (za którą dziękuję Bogu), od kilku tygodni po raz czwarty wróciła do

 

mnie moja była partnerka, ale zapewne jak zwykle do czasu, aż jej się znowu coś w głowie pomiesza.

Mieszkam z matką, i

 

jestem, na jej utrzymaniu, wychowuję sam moją córkę Emilię (ma 5lat), i szczerze powiedziawszy, to wiem, że ludzie użalają

 

się nad sobą, tylko dlatego, bo to inni się do tego przyczynili.

To inni ludzie wpędzają nas w kłopoty, to przez innych,

 

mamy świadomość, że jesteśmy gorsi, ale czy rzeczywiście jesteśmy ???

NIE, jesteśmy czasami nawet lepsi od innych, lecz

 

nikt nam nie chce podac pomocnej dłoni, bo po co ?

Traktuje się takich jak ja, jak psycholi, jak pasożytów, i

 

nierobów.

Kiedyś miałem drugi stopień niepełnosprawnosci, i zasiłek stały z opieki, teraz nie mam nic, nawet na leki nie

 

mam, i mój stan coraz bardziej się pogłębia, gdyż mam napady paniki już w domu, kilka razy dziennie, więc co tu dużo mówić,

 

jest ciężko, a będzie jeszcze ciężej.

Jeżeli nie stać mnie na zapewnienie sobie pieniedzy, na pokrycie podstawowych

 

potrzeb, to jak na mnie ludzie mają patrzeć ?

Każda laska zwraca uwagę na zasobność portfela, i jaką bryką

 

śmigasz.

Każdy na około patrzy, jak chodzisz ubrany, i z kim się zadajesz, a jak ktoś spotka Cię w przychodni zdrowia

 

psychicznego, to jak myślisz, czy ludzie nie zaczną się śmiać za plecami ?

Życie nie jest takie proste, co innego, gdybym

 

miał wyższe wykształcenie, ale ja skończyłem OHP, więc mam konkretne braki, a to tylko dlatego, że moja rodzina piła wódę, i

 

nikt mnie nie wspierał.

Sam zerwałem z piciem alkoholu, a po śmierci ojca, pomogłem matce zerwać z tym

 

paskudztwem.

Rzuciłem palenie papierosów, a matka w zamian założyła mi internet, bo to i taniej, i zdrowiej.

Za to, że

 

jestem dobrym synem, wzięła mi kiedyś komputer na raty, a czy obcy ludzie cokolwiek pomogli mi zrobić ?

Wszędzie jest się

 

tylko ocenianym, przez każdego, i właśnie temu, traktujemy nasz dom jak azyl, i tak bardzo się do tego przyzwyczajamy, że

 

zaczynamy bać się wychodzić na zewnątrz, u mnie to już jest nawet lęk przed nagłą śmiercią, nagła panika chwytająca mnie

 

kilka razy dziennie we własnym domu.

Gdybym mógł, to wyłbym z rozpaczy.

Brałem lek Asentra, lecz wyszło na to, że

 

jestem na niego uczulony, spowodował ostry, przeraźliwy ból brzucha, i tak mi było słabo, że następne trzy dni wracałem do

 

stanu poprzedniego.

Brałem też Anafranil SR75, lecz tylko pogłębił mój stan, do tego stopnia, że wolę już te napady

 

paniki, niz to co wtedy przeżyłem, po 4 dniowym zażywaniu tego leku.

Są różne problemy, i różne powody, przez które mamy

 

tą chorobę, ale nigdy, przenigdy, nie powiem, że jest to użalanie się nad sobą, a choroba, to bułka z masłem, bo nie każdy ma

 

takie same objawy, i jedni mają jeszcze jakieś wsparcie w rodzinie, a inni, nie mają nikogo.

Zresztą u każdego są różne

 

lęki, i o różnym nasileniu, więc proszę nie wwalać wszystkiego do jednego worka.

Wyleczyć się z tego da, to jest

 

oczywiste, i to jest dość łatwa droga, lecz tylko wtedy gdy mamy wsparcie innych osób.

I niestety, ale trzeba sobie zdawać

 

sprawę, że są kryzysy, więc nawet po zaleczeniu, choroba może się w pewnej chwili znowu pojawić, przeważnie jest to

 

spowodowane jakimś nagłym dodatkowym stresem, lub ponowną samotnością, tak jak w moim przypadku.

pozdrawiam wszystkich, i

 

życzę Zdrowia, przez duuuże Z.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gecko, ja rozwniez pierwszy raz źle sie poczułam w

 

szkole...pamietam prowadziłam lekcje i coś mówiłam do wszystkich....nagle taki lęk mnie opanował, ze natychmiast musiałam

 

skonczyć i sobie usiąść.....myśłałam, ze sie udusze i ze serce wyskoczy mi z klatki! Od tamtego momentu zaczęły sie u mnie

 

problemy ze szkołą.....zaczęłam sie strasznie bać mowić cokolwiek do ludzi, czasem było tak źle ze w czasie lekcji musiałam

 

opuścić kilka razy sale, bo nie byłam juz w stanie dłużej wytrzymać tego napięcia! Potem w ogóle zaczęłam unikać niektórych

 

lekcji, a na myśl o studniówce i ustnej maturze robiło mi sie normalnie słabo! Wygrzebać sie troche z tego wszystkiego

 

pomogła mi psychoterapia, w tej chwili jest duzo lepiej, ostatnio coś nawet powiedziałam do wszystkich ........nastepnym

 

razem postaram sie powiedzieć coś wiecej:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A dla mnie to raczej wygląda, jak depresja, a nie nerwica,

 

chociaż leczy się to podobnie.

Po prostu tracisz wiarę w siebie, a to jest objaw depresji, i mam takie pytanie odnośnie

 

Twojego leczenia u psychologa, czy Ty miałaś terapie indywidualną, czy grupową, bo może warto zastanowić się nad terapia w

 

grupie ?

Najważniejsze jest, aby ktoś pomógł Tobie zwalczyć te psychiczne dolegliwości, abys wiedziała, że jest ktoś, dla

 

kogo warto żyć, i warto się starać, aby wyjść z tej choroby.

Będąc samotnymi, spadamy tylko dalej w otchłań rozpaczy i

 

chorób, potrzeba zastrzyku w postaci przyjaciela, w postaci miłości i wsparcia bliskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale wiesz co kolego ?

Nie zamierzam się poddawać,

 

zwalczyłem ciągoty alkoholowe, zwalczyłem, nałóg palenia tytoniu, i zwalczę nerwicę, chociaż bedzie to trudna walka, ale jak

 

ja to mówię "stary jest twardy, i nie podda się tak łatwo". :wink:

Mam 30lat, cudowną córeczkę, mam świetną matkę, której

 

mi zawsze brakowało, no i mam was, ludzi którzy tak jak ja chorują, lecz starają się wzajemnie wspierać, czy to w upadkach

 

czy wzlotach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesli Wam sie robi slabo to pochylcie sie

 

tak, by glowa byla miedzy nogami. albo juz w skrajnych przypadkach - polozcie sie (np w lazience) i nogi do gory...mi czasem

 

sie zdarza cos takiego, ale na szczescie raczej w nocy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zemdleć można, ale będzie to wina niedotlenienia mózgu, i

 

raczej w wypadku starszych osób, lub cierpiących na schorzenia sercowe.

Wiadomo, atak paniki wiąże się ze zwiększonym

 

cisnieniem krwi, przyśpieszone tętno i takie tam, więc teoretycznie osoba chora na serce, może zemdleć, ale nie zdaży się to

 

nigdy osobie zdrowej, młodej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu twojej historii poraz kolejny dochodze do

 

wniosku ze zyjemy w powalonym kraju w ktorym samotny chory ojciec nie ma z nikad zadnej pomocy,nie zazdroszcze bo niewiem czy

 

ja jesli poza nerwica musiala bym sie borykac z takimi problemami to bym dala rade,ale mysle tez ze twoja coreczka jest tym

 

promieniem slonca ktory Ci pomaga .Trzymaj sie cieplutko .Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No coz jak bym miala

 

opowiedziec historie mojego zycia to pewnie wygladalaby podobnie do twojej (mam tu na mysli sczególnie dzieciństwo)Baraqs

 

ale w zyciu nie przeszlo mi przez mysl ze to inni ludzie maja wplyw na to w jaki sposob zyje tym bardziej destrukcyjny wplyw

 

wychowywalam sie takze bez rodzicow takze mialam stycznosc z alkoholem 9moja matka jest nalogowa alkoholiczka nie widzialam

 

jej chyba z 10 lat) nie bede tu streszczac swojej historii zycia potrafilam jednak jakos nad swoim zyciem zapanowac isc na

 

studia zarabiac na nie i zyc na przyzwoitym poziomie Dziwi mnie bardzo te slowa "ludzie uzalaja sie nad soba tylko dlatego bo

 

to inni sie do tego przyczynili.To inni wpedzaja nas w klopoty ,to przez innych czujemy sie gorsi..." Nigdy w taki sposob nie

 

myslałam zawsze wiedziałam że do wszystkiego trzeba dojsc samemu i co i jestem szczesliwa za to ty jestes swiecie przekonany

 

ze to inn sa powodem twoich nieszczesc i chyba nie jestes szczesliwy Wszystko to przyczyna i skutek np to ze nie masz

 

perspektyw na lekka prace ktorej wymaga twoja choroba jest wynikiem tego że nie postawiles na wyksztalcenie(ja tez nie

 

mialam warunkow a jednak udalo sie ) to ze zostawia cie dziewczyna jest wynikiem takich a nie innych wyborow zyciowych( po co

 

jestes z kims takim kto jak piszesz przyspaza ci kolejnych cierpien ) I wogóle ludzie nie powinni stawac sie tacy jak inni

 

ich widza .To prawda ze ludzie potrafia zdolowac czlowieka sa zli , okrutni bo sa głupi badz od nich madrzejszy ,nie czuj sie

 

gorszy tylko dlatego ,że jakis głupek patrzy na ciebie z góry widocznie musi sam sie dowartosciowac ,ktos kto traktuje ludzi

 

z gory jest jak niczym ostatni cwok ktory mysli ze jest czyms wiecej nie zawracaj sobie głowy jego prostackim zachowaniem

 

.Widze ze masz potrzebe aby ci wspolczuc moze ty zacznij wspolczuc innym? Po co mowisz ze dzis jest ciezko a jutro bedzie

 

jescze gorzej z takim nastawieniem to na pewno bedzie tylko gorzej a wiesz mi moze byc lepiej Musisz byc silny juz nie tylko

 

dla siebie ale takze dla swojej corki aby i ona miala w tobie oparcie Przede wszystkim zacznij intesywnie szukac pracy bo

 

masz racje bez pieniedzy w dzisiejszym swiecie jest koszmarnie to fakt ze nie mozna sie cieszyc swiatem nie majac co do

 

garnka wlozyc.Ale zacznij liczyc w koncu na siebie Nie przychodzi mi mówienie tego wszystkiegon z łatwoscia bo wiem ze musi

 

ci byc cholernie ciezko (nie wlozylam na nos rozowych okularow) ale to zadreczanie sie nie pomoze ci wyjsc z kryzysu Wiem ze

 

potrafisz zapanowac nad swoim zyciem byc nieugiety skoro udalo ci sie wyrwac siebie a takze swoja matke z alkoholizmu to

 

naprawde cos Pozdrawiam I życze jak najszybszych suksesów w wychodzeniu na prostą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I mam zamiar wyjść ze swojej choroby, mam zamiar ją

 

przezwyciężyć.

To jest tylko kolejny głaz zagradzający moją drogę, a który trzeba przesunąć, i przesunę go, chociaż jest

 

baaardzo ciężki, przesunę, bo mam dla kogo żyć, mam dla kogo się starać.

A co do użalania się nad sobą, to owszem, pewnie

 

czasami się użalam, ale tylko dlatego, że niestety trzeba w zyciu liczyć na pomoc innych ludzi, a Oni wiadomo, nie zawsze

 

chcą nam pomóc, a czasami nawet rzucają sami kłody pod nasze nogi.

Nie zgadzam się tylko z tym, ze samemu mozna wszystko

 

osiągnąć, jest to eweidentna bzdura, gdyż samemu nie osiągnie się nic wartościowego, jak nie masz z kim się dzielić

 

szczęściem i troskami, jak nie masz dla kogo żyć, to właśnie wtedy własnie stajesz się samotnikiem, odludkiem, i wpadasz w

 

nerwicę.

Po cholerę żyć samemu sobie ?!!

Po co ?!!

Śmiem podejrzewać, że tacy ludzie, którzy sami dochodzą do

 

czegoś, idą po trupach, i gdyby kobieta 21 letnia studentka, zaszła w ciążę, i była taka samolubna, to zapewne by usunęła

 

dziecko.

Ja dowiedziałem się, że będę ojcem, gdy moja dawna dziewczyna była w 6-tym miesiącu ciąży, i od kilku miesięcy

 

nie stanowiłem z nią pary.

Pomimo tego, nigdy, przenigdy nie pomyślałem o tym, aby pozbyć się dziecka, to jest dar, i

 

gardzę ludźmi, którzy mogliby poświęcić coś tak pięknego, jak dziecko, poświęcić, po to, aby osiągnąć jakiś status społeczny,

 

aby mieć kasę, jakąś brykę, i komórę.

Bo każda akcja niesie za sobą reakcję, więc idąc do łóżka z partnerką, trzeba

 

wiedzieć, czym się to może skończyć.

Są dni gdy potrzebujemy pomocy innych osób, choćby i w chorobie.

Ja dajmy na to,

 

sam przestałem pić wódę, i po śmierci mojego ojca pomogłem jej pozbyć się tego nałogu, ja pomogłem jej, a Ona teraz pomaga

 

dla mnie, i lepiej późno niż wcale, więc pomimo spieprzonego dzieciństwa, cieszę się, z tego, że mam taką matkę, a mam tylko

 

dlatego, bo sam jej pomogłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz racje że nie nalezy być materialistą ja takze uwazam że

 

należy być otwartym na ludzi wierzyc w ludzi człowiek który nie dzieli szczęscia z innymi nie wie co to szczęscie co do tego

 

samolubstwa to chyba sie niezrozumieliśmy bo przeciez pisałam Ci żę nie należy współczuć sobie tylko innym ludziom osiągać

 

cos w sensie rozwijać się to nie to samo co samolubstwo nie chodziło mi o to ze sensem życia jest poprawianie sobie statusu

 

społecznego dochodzic do czegos samemu(osiągać coś) to wzbogacac siebie wewnetrznie a nie otaczac sie przedmiotami Przez to

 

jaki jestes dajesz takze szczescie innym ludziom Wazne jest to aby pomagac innym i mniej skupiac sie na własnej osobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×