Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co się dzieje, proszę pomocy..


Oazek

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 21 lat, od kiedy pamiętam odczuwałem napięcie i stres. W wieku 17 lat(koniec I liceum) wpadłem w załamanie, nie akceptowałem swojego wyglądu fizycznego i uciekłem w izolację(komputer, gry), nagle stałem się z dobrego bardzo kiepskim uczniem, nie wytrzymawałem samotnosci. Zaczęły się kłótnie w domu (mieszkam z dziadkami i mamą-ojciec nie żyje od 10 lat) dlaczego taki jestem i tak robie a ja nie byłem w stanie wyjść z domu do ludzi, czułem się oceniany i gorszy od innych to był dla mnie isty koszmar, czasami nawet siedziałem w toalecie przez 2 pierwsze lekcje bo nie mogłem przejść obok lustra przy wyjściu..Liceum się skończylo, wyniki matur oczywiście nie były zadowadalące i o studiach o ktorych myslalem w trakcie liceum moglem jedynie pomarzyc.Udałem się jednak na przekór sobie wiedząc że nie jestem w pełni zdolny do zycia w spoleczenstwie na uczelnie niepubliczna na dosc ciezki kierunek w miescie oddalonym od mojego domu o 80 km.Studia sie rozpoczely i nie bylo lepiej, staralem sie chodzic na zajecia ale było mi bardzo trudno się odnaleść, udawałem przed ludźmi że czuję się dobrze a jak przychodziłem do domu to zamykałem się od razu w pokoju i się męczyłem.Do tego nastąpiło znaczne nasilenie moich problemów ze snem(mam je od dziecka, w przedszkolu jako jedyne dziecko nie bylem w stanie zasnac na lezakowaniu).Semestr pierwszy skonczyl sie warunkiem z jednego przedmiotu, drugi natomiast udalo sie zdac caly do konca we wrzesniu jednak nie odczulem zadnej satysfakcji po tych pozytywnych wynikach i wtedy dopadło mnie całkowite załamanie, chciałem się ukryc przed calym swiatem nie moglem wstawac na zajecia, do tego zamieszkalem z jak się pozniej okazalo bardzo toksycznym znajomym z uczelni jak się pozniej okazalo(bral narkotyki, choroby psychiczne) co zbilo mnie do konca, jedyne czego chcialem do uciec do domu... Wtedy naszły mnie mysli o urlopie dziekanskim, ktore rozwijaly sie przez jakis czas. Domownicy bylo sceptycznie nastawieni do tego pomyslu ale widzieli co sie ze mna dzieje wiec mama powiedziala ze jezeli to ma mi pomoc to uwaza ze to dobry pomysl wiec w koncu pod koniec pazdziernika po miesiacu katorgi zdecyowalem sie na urlop i udanie sie na terapie do miejscowosci oddalonej o 40 km.Podanie zostalo przyjete po kilku wyjasnieniach i zwolnieniu od lekarza psychiatry.

Lekarz zaczął przepisywać mi wtedy rozne leki, stwierzil zaburzenia osobowisci, ktore wplywaja na moj nastroj negatywnie(depresyjnie), dostawalem rozne leki ktore testowalem przez kolejne 2 miesciace siedzac w domu(lekarz sam dal mi czas przed terapia zeby posprawdzac leki), jednak to nie bylo dobry czas bo o ile na poczatku zszedl ze mnie strest zwiazany ze studiami i spadly obowiazki o tyle widzialem ze to siedzenie w domu dziala na mnie coraz gorzej(bywaly stany glownie w styczniu ze caly czas myslalem o samobojstwie).W koncu na poczatku lutego zaczelo sie cos dziac, bylem w koncu u psychologa z odzdzialu dziennego i skierowal mnie za 2 tyg na terapie gdzie tez sie udalem pod koniec lutego(jezdzilem te 40 km samochodzem zawsze gdyz akurat mam taka mozliwosc). Była to terapia grupowa, odbywala sie 5 razy w tygodniu od 9 rano do okolo 14, na poczatku nie wiedzialem co robic bo bylem bardzo zagubiony miedzy tymi ludzmi, samotny, chcialem zrezygnowac praktycznie(mialem tez troche wrazenia ze jest troche leiej i juz niepotrzebna mi terapia bo leki sobie poradzily ale z tylu glowy mialem swiadomosc ze to tylko iluzoryczne) w pierwszym tygodniu ale moja pani psycholog powiedziala zeby wstrzymac sie z takimi decyzjami przynajmniej do 2 tygodniu od rozpoczenia, tak tez zrobilem. 2 tydzien terapii okazal sie jednak dla mnie bardzo zly, dopadlo mnie kolejne zalamanie i czulem sie na tyle zle ze bylo mi wszystko jedno i stwierdzilem ze bede dalej chodzil na te grupe co byc moze uratowalo moje zycie jak patrze na to z perspektywy czasu.Terapia zaczela odnosic skutki po okolo 2 miesiacach, poznalem sporo ludzi z roznymi problemami( w wiekszosci znacznej byli to ludzie starsi doswiadczeni przez zycie), nauczylem sie z nimi rozmawiac i starac rozumiec ich problemy. W tym czasie przypadkowo zawitalem do galerii handlowej ktorego dnia, nie pamietam dokladnie w ktorym momenci eterapii to bylo ale pamietam tez dzien sam w sobie.Postanowilem zjesc kanapke z jednego ze znanych fastfoodow i wtedy poznalem wlasnie te miła śliczną dziewczyne która mnie obslugiwala. Stałem smutny i przygnębiony w kolejce, poprosilem o dwie kanapki, zaplacilem i wtedy zobaczylem jej usmiechnieta twarz co spowodowalo ze mimo calego mojego zyciowego smutku usmiechnalem sie, co ona switowalo krotko "o jednak umie sie pan usmiechac"..Od tego momentu bylem czestszym gosciem w tej restauracji i za kazdym razem probowalem jakos z nia porozmawiac, wiedzialem ze jest troche starsza i nie bylem pewien czy nie ma kogos i czy po prostu nie jest dla mnie mila tak jak dla kazdego klienta bo maja takie wytyczne.Po okolo miesiacu odwazylem sie zapytac ja czy spotka sie ze mna w innym miejscu niz przez lade:P, jakiez bylo moje zdziwienie jak powiedziala usmiechnieta zeby zostawil swoj numer, odezwala sie jeszcze tego samego dnia.Bylo to dla mniesamowite bo wczesniej przez cale zycie bylem przekonany ze bede sam bo jestem za brzydki bo jestem za beznadziejny itd... Okazalo sie ze jest starsza o 5 lat i tez ma za soba sporo problemow, zasmucila ja nasza roznica wieku ale nie chcialem odpusczac, spotkalem sie z nia mniej wiecej 2 tygodnie po tym wydarzeniu(wtedy konczyla sie pierwsza 3 miesieczna terapia a ja zdecydowalem sie pojsc na nia drugi raz i to bylo wlasnie jak zaczalem drugi raz te terapie czyli po 2 tyg przerwy).Pierwsze spotkania byly dla mnie cudowne, widzielismy sie 3 razy pod rzad rozmawialismy godzinami kazdego dnia o naszych domach, smutkach i o tym co w nazszym zyciu.Po okolo tygodniu zaprosila mnie do siebie do domu, swietrzila ze tak bedzie latwiej dla mnie zeby to odbylo sie szybko i rzeczywiscie chociaz stres przed poznaniem rodziny byl ogromny ale staralem sie sobie radzic.Zakochalem sie i niedlugo pozniej bylismy para, okazalo sie ze moge miec dziewczyne mimo ze cale zycie wbijalem sobie ze jestem beznadziejny i to do tego kobiete z pewnoscia ardziej wymagajaca niz dziewczyna w moim wieku.Spędzilem najcudowniejsze wakacje w moim zyciu ale coraz blizej bylo do pazdziernika i zblizal sie czas rozlaki. Stalo sie i pojechalem na studia, tym razem staralem sie przykladac mimo ciaglego braku wiary we wlasne mozliwosc, dawalem rade chociaz stare nawyki po czesci zostaly. Niestety przyszly takze problemy, moj stres przed sesja i zaliczeniami naagle stal sie nie do zniesienia, nie bylem w stanie nie narzekac caly czas bolal mnie brzuch ze stresu ze nie dam razy, tlumaczylem sobie na kazdy sposob ze przeciez studiuje na niepublicznej szkole, zawsze w razie czego mama jakies drogi postepowania jak sie nie uda itd ale to nic nie dawalo... do tego ten warunek z I semestru dobijal mnie calkowicie bo musialem chodzic z niego na cwiczenia dodatkowo.Sesja sie skonczyla i okazalo sie ze zdalem wszystko i to na wspaniala srednia(oczywiscie mialem z niektorymi rzeczami sporo szczescia) ale niesmak pozostal po tym sresowaniu... semestr IV wlasnie sie konczy i jestem znowu przed sesja i mimo ze obiecalem sobie ze juz wiecej nigdy nie bede sie tak stresowal to niestety... znowu to samo siedze i nie jestem w stanie spokojnie nic zrobic, caly czas narzekam i czuje bezsens wszystkiego, czuje strach, lek, bol brzucha, nie moge spac, jestem wykonczony... Nie wiem, nie rozumiem dlaczego tak sie dzieje..Zastanawiam sie czy to moze nie nerwica, wszak zawsze bylem nerwowy, mama mowi ze jestem bardziej podatny na stres bo zawsze byly klotnie w domu i ona w ciazy duzo przeszla z moim ojcem itd... ale ja juz jestem dorosly, chcialbym zyc byc odpowiedzialny a nie bez rpzerwy narzekac i niszczyc zycie swoje i innych... nie wiem co poczac.. Zaznacze ze nie jest to pozytywny motywujacy stres tylko wielki paniczny lek...Jestem juz tym zmeczony..Bylem u psychiatry powiedzial ze to prawdopodobnie depresja plus bledy w podejsciu, dostalem nowoczesny lex o nazwie valdoxan( bardzo drogi) jedna nie przyniosl on przez 2 miesiace zadnych pozytywnych efektow wiec ostatnio go odstawilem o czy tez poinformowalem lekarza. Czy macie moze jakies pomysly? Czy to moj charakter, podejscie zle czy choroba? Miał ktoś podobne odczucia?

Przepraszam za wszelkie bledy oraz interpunkcje:) moze pozniej jeszcze cos dopisze, pozdrawiam;}

 

-- 05 cze 2013, 23:21 --

 

chyb niezbyt ciekawa ta historia mojego 'zycia' ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Przeczytałem cały Twój post, i bardziej przypominał mi on historię z "happy-end'em", niż coś negatywnego :P

Stres, lęk, czymże jest to miłości? Może brzmi trochę jak banał, ale czy te 2 pierwsze były kiedyś w stanie tak bardzo i szybko zmienić twoje życie jak to trzecie?

Gdy czujesz strach, pomyśl o kimś kogo kochasz, np. o Niej, czym ten strach jest dla tego wielkiego uczucia jakim ją darzysz?

Przede wszystkim nie możesz się znimi utożsamiać; to nie Ty czujesz strach, tylko strach jest w Tobie, wyrwij go z korzeniami jak chwasta, to nie ty, to tylko on wdziera się pod Twóją korę mózgową przeważnie w najmniej odpowiednich momentach. Ponadto, istnieją pewne techniki typu; Jeżeli będziesz czuł np. stres, powiedz sobie "Teraz czuję stres"(możesz to zrobić także w myślach), nie spowoduje to że odrazu się go pozbędziesz, ale o dziwo, może znacznie pomóc. Niepowinieneś także się przejmować np. wynikiem egzaminów, co będzie to będzie, nie zdasz to nie zdasz, świat się od tego nie zawali, takie rzeczy niemogą urastać do rangi walki"na śmierć i życie".

 

Sprawa leków, próbowałeś może kiedyś czegoś naturalnego? Jakieś ziółka typu melisa itp.? Skoro leki, z tego co widzę nie działają chyba na Ciebie zbyt odpowiednio, może powinieneś spróbowąć czegoś innego, a skoro nieznajduesz się już przecież w tak dramatycznej sytuacji jaka miała miejsce przed terapią, dziewczyną itd. to może się to często przydać.

 

Pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź, ciesze się że ktoś z boku tak odebrał to co napisałem bo to oznacza że jednak w jakimś stopniu uporałem się z pewnymi problemami.Niestety dziś bardzo mocno zdenerwowałem moją kobietę(zanim to przeczytałem):(, nie widziałem jej jeszcze takiej, krzyczała na mnie i płakała że nie jest w stanie mnie wiecznie pocieszać i że zepsułem jej poranek i żałuje że u niej dziś byłem..Dlatego od razu jak odwiozłem ją do pracy udałem się do psychologa(tego co wcześniej na terapii), umówiłem sie na terapie indywidualną zaraz po zakończeniu tej sesji.Mam nadzieje, że uda mi się to co jest między mną a dziewczyną naprawić, bardzo ją kocham i czuje się strasznie że wyrządzam jej taką krzywdę tym negatywnym nastawieniem;/ Rozmawiała ze mną przez telefon bardzo sucho i ozięble ale mówiła że nie odbiera mi żadnej szansy tylko nie ma już dłużej zamiaru dmuchać na mnie jak na jajko i mnie wiecznie pocieszać więc będę dobrej myśli i spróbuje o to powalczyć bo na pewno warto..

 

Myślę że ciekawie byłoby znaleść inne źródło do mojego narzekaństwa, może obecnośc na forum pomoże bo widziałem że są tego typu tematy żeby wyrzucać tu swoje negatywne emocje;]

Jeśli chodzi o zioła, melise etc to owszem probowałem ale nie zauważyłem większej różnicy, dziś na wieczór jednak spróbuje jeszcze raz:)

Takie sytuacje jak dzisiaj trochę sprowadzają mnie na ziemię, jest mi przykro że może się ta sytuacja źle skończyć z naszym zwiążkiem i już mniej myśle o tych debilnych egzaminach... Szkoda że zawsze musi się coś niedobrego stać by doprowadziło to do mojej refleksji w szerszym znaczeniu..

Pozdrawiam i dziękuje jeszcze raz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie leki powinny leczyć, a psychotropy to takie przytłumiacze. Odstawiasz i deprecha już ci na plecach siedzi.

Terapeutyzuj się a znajdziesz źródło niezadowolenia. :)

Spróbuj może "czasu marudzenia". Dosłownie nastaw sobie zegarek na pół godziny i to jest Twój czas na marudzenie. Masz narzekać na wszytko, marudzić tak jak jeszcze w życiu nie marudziłeś :)

Takie ćwiczenie pomaga trochę posłuchać siebie i jak masz na to określony czas to... Zresztą sam zobaczysz. :) (podziel się wrażeniami).

Na brak szczęścia w trakcie dnia mi pomogły "ćwiczenia za karę". Codziennie pół godziny ćwiczeń i to była kara za bycie szczęśliwą przez cały dzień. I dziwne ale działa. ( trzeba wybrać coś czego się nie lubi ale też coś co jest dla zdrowia). Ćwiczenia nawet pomogły mi zredukować pokrzywkę! I nie sypie tak wściekle.

 

Nie martw się, że musi się coś dziać niedobrego żebyć pomyślał trochę. Świetnie, że jakieś wnioski wyciągasz, że myślisz o tym i chcesz coś zrobić. Wiesz ilu ludzi robi "głupoty" a potem jeszcze jest przekonana że wszystko z nimi w porządku? Do boju!! Walcz o swoje życie.

 

Aż się serce raduje jak czytałam Twojego posta. Czuć, że dobre rzeczy się z Tobą dzieją :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie leki powinny leczyć, a psychotropy to takie przytłumiacze. Odstawiasz i deprecha już ci na plecach siedzi.

Terapeutyzuj się a znajdziesz źródło niezadowolenia. :)

Spróbuj może "czasu marudzenia". Dosłownie nastaw sobie zegarek na pół godziny i to jest Twój czas na marudzenie. Masz narzekać na wszytko, marudzić tak jak jeszcze w życiu nie marudziłeś :)

Takie ćwiczenie pomaga trochę posłuchać siebie i jak masz na to określony czas to... Zresztą sam zobaczysz. :) (podziel się wrażeniami).

Na brak szczęścia w trakcie dnia mi pomogły "ćwiczenia za karę". Codziennie pół godziny ćwiczeń i to była kara za bycie szczęśliwą przez cały dzień. I dziwne ale działa. ( trzeba wybrać coś czego się nie lubi ale też coś co jest dla zdrowia). Ćwiczenia nawet pomogły mi zredukować pokrzywkę! I nie sypie tak wściekle.

 

Nie martw się, że musi się coś dziać niedobrego żebyć pomyślał trochę. Świetnie, że jakieś wnioski wyciągasz, że myślisz o tym i chcesz coś zrobić. Wiesz ilu ludzi robi "głupoty" a potem jeszcze jest przekonana że wszystko z nimi w porządku? Do boju!! Walcz o swoje życie.

 

Aż się serce raduje jak czytałam Twojego posta. Czuć, że dobre rzeczy się z Tobą dzieją :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Branie leku valdoxan dawało mi chyba tylko tyle że miałem świadomość że coś tam wziąłem i być może w jakiś sposób mi to pomaga:}

Aktualnie biorę niestety na spanie alprazolam(tylko w trakcie sesji) ale też nie pomaga specjalnie już dawka 0.5 mg a nie chce brać nigdy więcej niż 1mg bo miałem w rodzinie fatalny przypadek przedawkowania lekow(ojciec..).Oprocz tego nie biore nic, lekarz dal mi wellbutrin jeszcze na probe ale po kilku dniach przymulenia w trakcie kiedy musialem sie aktyanie uczyc skutecznie utwierdzily mnie w przekonaniu ze teraz nie chce tego probowac.

Sprobuje tego "czasu marudzenia" chociaz trudno mi sobie to wyobrazic bo mi sie wydaje ze ja wiecznie gdzies tam w myslach jecze i wiecznie boli mnie brzucho ze stresu, wiec wyznaczenie takiego czasu niekoniecznie pomoze, chociaz z drugiej strony caly czas jecze ale na sile probuje go unikac przed innymi i samym soba, moze wiec rzeczywiscie taki czas by mial zastowanie, sprobuje;]

 

Twoja odpowiedź bardzo mnie podbudowała na duchu na dzień dzisiejszy, poważnie. I teraz np też czuję stres ale mam oprocz stresu juz dzisiaj cos bardzo pozytywnego w nastawienu co nie do konca moge zidentyfikowac;] Dziękuję:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×