Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

chciałem się wyżalić, wypłakać, wyjęczeć.

A więc tak, mam 24 lata, od paru lat mam marne samopoczucie, zaczęło sie od tego że nie miałem dziewczyny, jestem nieśmiały, nie lubię imprez, tudzież nigdzie nie wychodzę, nie mam znajomych, przyjaciół, cały czas sam, poszedłem wtedy na studia, jakoś myślałem że życie ruszy coś sie zmieni, ale czas leciał i nic sie nie wydarzyło, co by sprawiło żebym sie uśmiechnął, zacząłem mieć myśli samobójcze, napisałem do dwóch kolegów z liceum i im powiedziałem jak sie czuje i co sie dzieje ze mną, wyciągnęli do mnie rękę, miałem z kim pogadać, jeden z nich wraz ze swoją dziewczyną namówili mnie do psychologa, poszedłem, chodziłem na terapie ok pół roku, dostałem też leki, które brałem przez ok pół roku, nic nie pomagało jednak, wciąż czułem sie okropnie, samotnie, cały czas zdołowany, jakoś Ci moi koledzy sie po pewnym czasie odsunęli, jeden z nich w ogóle przestał sie odzywać, nie odbierał telefonu, nie odpisywał, prawdopodobnie miał mnie dość, kto sie chce zadawać z takim nieudacznikiem, cały czas smutny, drugi również miał coraz mniej czasu, oczywiście to rozumiałem, ma swoje życie, ale jak sie z nim spotykałem to czułem że sie ze mną spotyka bo musi, nie wiem, na pewno zawaliłem te znajomości przez moje samopoczucie, choć im mówiłem że doceniam ich, że są, mimo ich wsparcia wciąż czułem sie źle, może też mi nie wierzyli gdyż jak mówiłem że doceniam ich to nie miałem raczej uśmiechu na twarzy, wszystko sprowadzało sie do tego że nie miałem dziewczyny, 20 lat i nigdy nie być z dziewczyną mnie okropnie rozrywało psychicznie, tak bardzo chciałem być zakochany, szczęśliwy, wszyscy w okół to mają czego ja nie mogę mieć, chciałem poczuć coś, czas leciał, nic sie w moim życiu nie zmieniło, teraz mam 24 lata, zleciało jak nic, a ja dalej sam, nie mam sie do kogo odezwać, wszyscy są zajęci, nie mają czasu, mają swoje życie, do czegoś doszli, ja nie mam nic, kolega który zaprowadził mnie do psychologa wziął ślub, nie poszedłem bo bym chyba nie wytrzymał tam, choć bardzo chciałem iść, ale nie dałbym rady patrzeć na szczęście innych, podczas gdy ja nie mogę mieć nic, po prostu zazdrość, jakoś już nie utrzymuje z nim kontaktu, choć pisałem ale już nie odpisuje, i tak cały czas smutek, rozpacz, samotność, był moment kiedy czułem że może coś sie w życiu zmieni, była pewna dziewczyna, spotykałem się z nią czasem, jakiś wyjazd do kina, na piwo, spacer, na łyżwy, jakoś myślałem że ona też coś czuje do mnie... oczywiście nie, jestem tylko kolegą, i tak dalej zszedłem twardo na ziemie, jestem do niczego, nic mi sie nie udaje, nic dobrego mnie nie spotka, od ok 2 lat nie chce mi sie nic, kiedyś sie chociaż czymś interesowałem, sportem, filmami, lubiłem pojeździć na rowerze, pograć w tennisa ziemnego, teraz siedzę przed komputerem non stop, nie mam na nic ochoty, nic mi sie nie chce, jestem cały czas zmęczony, choć nie mam czym, od października poszedłem na magisterkę do wrocławia, liczyłem że może życie tu sie odmieni, lecz co rok sie kończy, i w moim życiu dalej wielka pustka, nigdy nic mi sie nie udaje, nigdy sie nie zakocham, nie będę szczęśliwy, nikt ze mną nie będzie szczęśliwy, wszystko tak szybko minęło, nigdy nie będę zakochanym nastolatkiem, nie pojadę z dziewczyną na wycieczkę rowerową, nie urwiemy sie ze szkoły żeby spędzić razem czas, nie mam żadnych wspomnieć, tylko smutek, mam 24 lata, ktoś powie że jestem młody i miłość jeszcze przyjdzie, ale ja jestem już stary, jestem prawiczkiem, nigdy sie nie całowałem nawet z dziewczyną ,czemu nie mogłem przeżyć jakichś miłych chwil w moim życiu? czemu jest tak do dupy cały czas? czemu inni mogą a ja nie? i choć nie mam już myśli samobójczych, cały czas żałuje że żyje i nie chce tak naprawdę żyć, choć nic sobie nie zrobię, bo jestem tchórzem, chciałbym żeby to wszystko sie skończyło, ciężko jest być cały czas samemu, całe życie przede mną ale całe samemu, przepraszam że takie długie, jak wspomniałem chciałem się wyżalić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi Drodzy,

 

Piszę tutaj ponieważ...no właśnie sama nie wiem. Potrzebuję pomocy, to wiem. Byłam szczęśliwą osobą. W przeciągu ostatnich trzech miesięcy rozstałam się po trzech latach z narzeczonym, zmarła bardzo bliska mi osoba, nie mam gdzie mieszkać i na dniach strace ukochaną pracę. Zostałam sama, nie umiem sobie z tym poradzić. Nie wiem co robić. Nie będe opisywać tego co czuję, co się ze mną dzieje, bo to jest chyba nie opisania. Straciłam wszystko i nie wiem jak się odnaleźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kreonionomu, Głównie piszesz o braku dziewczyny i spadku nastroju. Niepotrzebnie tak się katujesz za każdą porażkę. Nie jesteś pierwszy i nie ostatni, z tym że nie możesz znaleźć dziewczyny. Z tego co piszesz to skończyłeś licencjat i robisz magisterkę. TO nie jest byle co: w stanie depresyjnym kończyć studia.

Wiedz że nawet bez dziewczyny można przeżyć dobrze to życie, nawet samotnie. Rozumiem smutek że nie ma się osoby obok mnie, ale dlaczego to jest aż tak egzystencjalny problem? Czy uważasz że jesteś nic nie wart jak nie masz dziewczyny? Potrzebujesz od niej potwierdzenia?

Nie spotykasz pewnie wielu dziewczyn, stąd twój brak dziewczyny jest po pierwsze konsekwencją zwykłej statystyki. Po drugie brak ci pewności siebie, a dziewczyna wyczuje ten głęboki smutek, a to odstrasza większość dziewczyn.

Wystarczy zwalczyć przyczyny i łatwiej będzie o drugą połówkę. Moim zdaniem powinieneś kontynuować terapię, niestety ona może potrwać dłużej niż pół roku.

Póki nie masz tej dziewczyny to nie rozpaczaj, zajmij się czymś pożytecznym, czytaj dobre książki, znajdź jakieś zainteresowania, to też jest przygotowanie do związku, bo dłuższy związek z drugą osobą to wcale niełatwa sprawa, a ty chyba nosisz w sobie jeszcze jakieś zranienia z przeszłości.

niewiem1104, Masz jakieś mieszkanie w "międzyczasie", np. u rodziców? Masz jakąś koleżankę/kogoś bliskiego z którą mogłabyś się spotkać? Wiem że zabrzmi to grubiańsko, ale po prostu poszukaj nowej pracy (i nowego narzeczonego). Tak jak przeżywałaś szczęśliwe chwile, tak teraz przeżyj chwilę żałoby, ale nie przeciągaj jej za długo. Jeśli smutek nie mija, rozciąga się na całe tygodnie to rozważ wizytę u psychologa. Nie martw się na zapas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psiaki mi kolejną literkę na klawiaturze wyłamały i nie mogę otworzyć żadnego filmu na yuo tube bo zawiesza i mam myśli z tej frustracji że zaraz się powieszę :why:

 

-- 04 cze 2013, 22:13 --

 

Włączyłam tube.pl :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, właśnie chcę sie komuś wyżalić, ale chyba nie ma sensu zakładać nowego wątku. Więc doczepię się tutaj. :) Dopadło mnie znowu to dziadostwo. :( Może wyjaśnię, od 3 lat choruje, mam depresję i nerwice lękową oraz zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Największy lęk wywołują u mnie kontakty z innymi oraz lęk przed śmiertelną chorobą. Jestem hipochondryczna do granic możliwości choć staram się to kontrolować na tyle, ile potrafię. Izoluję się w domu, wychodzę tylko, jak muszę! Czyli do pracy, ewentualnie zakupy żywności, czy jakieś spotkanie. Pracuję w dziale obsługi klienta....i niestety moje zaburzenia wpływają na efekty mojej pracy:( Mogłabym być dużo lepsza.... Brałam antydepresanty i nawet miałam (3miesieczna) psychoterapię (grupową, w Krakowie:) Gdy skończyłam dostałam zalecenie kontynuacji, a co ja zrobiłam?! Po prostu olałam sprawę, bo czułam się na tyle dobrze, ze stwierdziłam, iż więcej pomocy nie potrzebuję. Po roku wyjechałam za granicę i jestem tu już 2 lata. Gdy przyjechałam moje samopoczucie było dobre. I nastawienie pozytywne. Niestety różne sytuacje sprawiły, ze ten stan się zmienił....I dawne samopoczucie wróciło i to ze zdwojona siłą!!! Pogłębiły się moje natręctwa i lęki. Samopoczucie tez noestety jest gorsze. Walczę z tym od zeszłego roku i ciągle przerywam terapię lekową (z tym też się wiąże mój lęk). Miałam jedno podejście do terapii indywidualnej (bylo to refundowane przez NHS i zawierało coś około 10-12 spotkań raz w tyg) Zrezygnowałam w połowie z braku jakichkolwiek efektów. Branie leków przerwalam w grudniu zeszłego roku. Najgorsze jest to, ze nie mam siły sama z tym walczyć, nie mam siły iść do lekarza, nawet nie mam siły tam zadzwonić i ustalić termin. Mieszkam z siostrą ktora mnie denerwuje już od samego patrzenia na nią. Nasze relacje są po prostu koszmarne. W doku jest również jej 15 letnia rozpieszczona córka i facet mojej siostry, który mysli, ze pozjadał wszystkie rozumy. (choć on stara się mnie zrozumieć najbardziej z nich wszystkich). Generalnie noe rozmawiamy dużo i noe lubię przebywać w och towarzystwie. Mam ich już dość, wszędzie tylko oni......Zaraz ich znajdę u siebie w szafie. O wszystko wypytuja, wszystko chcą wiedzieć i wszystko komentują. Moja siostra to nawet mi zabrania....Dodam, ze mam 23 lata. Kompletnie sobie nie radze ani ze swoim życiem, ani z nimi. Ciagle tylko chodzę zdolowana, becze i mam wszystkiego dość. Dodam, ze mamy potężne problemy z pieniędzmi, ja pracuje tylko po 8h tygodniowo, a facet mojej siostry od pol roku jest bezrobotny (tzn...w pon zaczyna nowa prace). Przytłacza mnie wszystko, nie wiem co robić......Nie chce wracać do Polski:( Tam nic na mnie nie czeka, tak bardzo chciałam iść tu w Anglii na studia...:( Ułożyć sobie życie. Chciałam, żeby w końcu wszystko zaczęło mi się układać :( a tymczasem wszystko jest po prostu tak beznadziejne, że nawet nie chcę o tym myśleć. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oliwkazp, wydaje mi się, że lepiej jakbyś osobny temat założyła, o ile chcesz to przedyskutować oczywiście, posłuchać rad, no chyba, że tak tylko napisałaś, aby się wygadac. pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu muszę się wyżalić. Mam okropne lęki przed podjęciem pracy. Ostatnio byłem w jednym miejscu pracować na zmywaku. Super praca jak na mój wiek prawda(28lat) A byłem tak wystraszony że aż mi ludzie mówili żebym się tak nie bał. Rzecz jasna pracy nie dostałem i rozumiem to. Pracowali tam normalni weseli ludzie a ja przerażony. Jestem jakieś dziwadło. Jestem po prostu ogromnie niezaradny. Proste czynności sprawiają że że czuje się jak nic nie warta osoba i dopytuję się jak mam wykonać daną rzecz a także komplikuję wszystko nadmiernie. Ta praca na zmywaku inne tego typu zajęcia to w zasadzie jedyne rzeczy które czuję że mógłbym robić. Ale jednocześnie wiem że gdybym dostał taką pracę nie był bym szczęśliwy bo czułbym że marnuję swój czas. Jednak każde zajęcie sprawia że jestem przerażony. Kiedyś studiowałem i do tego czasu żyłem w iluzji że jestem coś wart. Ale studia zawaliłem na własne życzenie i wtedy popadłem w taką depresje jaką mam teraz, miałem jakiś taki przedłużony bunt nastoletni i nic nie potrafiło mnie zmusić do nauki. Byłem tez leniem i wtedy było tez dużo alkoholu. Do tego wszystkiego nie miałem ojca bo nie interesował się mną prawie wcale. Czasami dzwonił i pytał jak tam w szkole. I to było jego całe zainteresowanie. Matka od dzieciństwa nastawiała mnie przeciwko ojcu i tym ojciec tłumaczy swoją nieobecność w moim życiu ale mi wydaje się że jest to dla niego tylko wygodne wytłumaczenie bo alimentów nikt mu nie bronił płacić a płacił je przeciętnie 2 razy do roku i w dodatku nie brał pod uwagę inflacji przez 20 lat więc każdy może sobie odpowiedzieć na co mi te pieniądze starczały.

 

Matka z kolei była przez całe życie bardzo wymagająca i surowa. Robiła co mogła żeby nas utrzymać ale cale dzieciństwo stosowała taką psychiczną przemoc. Wieczne awantury, wypominanie różnych rzeczy, płacz na wyrażanie moich potrzeb że jak ja śmie ja prosić , co sobie wyobrażam itp.

Ponadto zawsze w domu prawie we wszystkim mnie wyręczała. Tłumacząc że ja na pewno zrobię źle albo że nie ma czasu mi pokazywać jak to czy tamto się robi. A gdy już coś zrobiłem to często była krytyka.

W efekcie jestem bardzo nieporadny nic nie umiem zrobić, naprawić. Obwiniam o to ojca w myślach że nie miał mnie kto nauczyć i czuje się jako mężczyzna strasznie upośledzony czy wybrakowany.

Do tego wcześnie wyłysiałem, choruję na skórna chorobę która jakoś strasznie mnie nie szpeci ale jednak mam tłuste włosy te które mi zostały i bardzo się tego wstydzę.

 

Bardzo mnie wyniszcza takie przekonanie ze już na ratunek by wyjść z bezrobocia za późno. Nie mam gdzie zdobyć zawodu no bo na studia za bardzo nie mogę wrócić. Raz że jestem już stary dwa że bym musiał od nowa chyba zdawać maturę bo z moimi ocenami nigdzie się nie dostane. Gdy zaczynałem studiować były jeszcze egzaminy wiec do ocen nie przywiązywałem wagi myśląc że zawsze mogę do egzaminów się przygotować. Zresztą wtedy miałem to w dupie.

Kursy zawodowe raczej są nie dla mnie bo przez te moje lęki bardzo wolno się uczę i taki kurs nie zrobi ze mnie pracownika gdyż jest za krótki.

Zresztą tego typu kursy i tak nie są cenione przez pracodawców.

 

Można by powiedzieć że sam mam za swoje bo przecież nikt nie bronił mi się uczyć. Ale ja też od lat nastoletnich miałem wdrukowane takie przekonanie że w zasadzie nauka do niczego mnie nie zaprowadzi bo i tak liczą się znajomości których nie posiadałem i nie posiadam. Jak sobie pomyślę ze za swoje lenistwo mam być skazany tak przez całe życie i wraz ze śmiercią matki umrzeć z głodu to myślę ze to bardzo surowa kara.

Za 3 tygodnie kończy mi się moja terapia która niewiele mi dała mimo starań terapeutki. Żeby kontynuować musiałbym chodzić prywatnie a pieniędzy nie mam i nie potrafię zarobić.

Matka twierdzi że mi nie da bo w terapie to ona zwyczajnie nie wierzy a i we mnie nie bo ja po prostu jej zdaniem do niczego już w życiu nie dojdę.

Z drugiej strony mówi że wystarczy wziąć się w garść i problemy przechodzą. :D

Na terapii jestem jak w jakimś amoku tak się bronie przed pomocą że nie jestem w stanie myśleć i czerpać pomocy ze starań terapeutki która nawet czuje że jest mi bliska ale na sesjach ze strachu wszystko odrzucam.

Mam jakieś takie uczucie że jestem tak głupi i wszystko co mówię jest niewiele warte że nie potrafię na sesjach współpracować chociaż Terapeutka mnie zapewnia że daję coś od siebie ale ja czuje się taki głupi i nic nie warty. Gdy jadę na sesje to z takimi obawami jakbym miał stanąć przed surowym sędzią, że znowu jestem na sesje nieprzygotowany, albo przejmuje się że nie wiem co odpowiedzieć na uwagi terapeutki.

Chciałbym dalej chodzić na terapię ale nie mam jak. Matka twierdzi że musi pomagać siostrze w kupnie mieszkania bo to ma sens a moja terapie nie.

Gdy matka pyta o moje sprawy a ja zaczynam się użalać nad sobą to wpada we wściekłość że już ma tego dosyć i czemu ojcu nie mówię tych wszystkich rzeczy. A ojciec jest dla mnie obcy mimo że tak bardzo chciałbym mieć tatę to nie potrafię się z nim porozumieć za dużo we mnie żalu za te wszystkie lata gdy go nie było.

 

Nie umiem wydostać się z tej matni leku i beznadziei w który wpadłem. Przepraszam że to że pisałem tak nieskładnie ale mam bardzo zły dzień i nie mam siły żeby skrobnąć coś bardziej przemyślanego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oliwkazp, Nie wiem za bardzo jak wygląda leczenie za granicą, ale zakładając pesymistycznie to byłabyś w stanie podjąć pracę na pełny, lub pół etatu i wtedy np. chodzić prywatnie?

Oszukany, Moim zdaniem powinieneś przejść przez psychoterapię. Jak pójdziesz do pośredniaka czy agencji pracy to coś powinni dla ciebie znaleźć. Twoje przekonanie o własnej głupocie jest bardzo destrukcyjne i najprawdopodobniej niezgodne z prawdą. A nawet gdyby tak było to zawsze możesz sobie zrobić np. kurs na wózek widłowy czy np. pracować w magazynie. Wtedy mógłbyś podjąć równolegle terapię (nawet prywatną).

Mam obawy czy mieszkanie razem z matką nie utrwala u ciebie tych destrukcyjnych przekonań. W dalszej perspektywie myślałbym o przeprowadzce.

Jesteś teraz na lekach? One mogłyby trochę ci pomóc w tych lękach. Nie przejmuj się że możesz dziwnie wyglądać w pierwszych dniach pracy. Skup się na tym co robisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kolega dzwonił ten co mysalm ,ze sie obraził, ;) stwierdził,ze miał kłopoty z telefonem nie wnikam, chcial isc na spacer , nie mogłam bo był kolega inny własnie wyszedł zmasakrowałam go Miłoszem nie narzekał albo udawał ,ze nie narzekał, doatkowo potańczylismy sobie przy budce suflera i perfekcie, jutro ide na impreze kolezanka wyjezdza do anglii i robi pożegnalną

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi

 

Cały czas jestem na psychoterapii, efektów na razie brak.

W pośredniaku jestem zarejestrowany i nic mi nie proponują mimo że mieszkam w dużym mieście w którym bezrobocie nie jest jakieś tragiczne.

Agencje pośrednictwa pracy proponują mi prace na zasadzie umowy o dzieło. A nie podejmę pracy jeśli nie zapłacą mi zdrowotnego ubezpieczenia no bo co zrobię jeśli wózek widłowy zmiażdży mi nogę, za co się będę leczył? Musiałbym wykupić ubezpieczenie za ponad 300 a przy tym pracować w markecie za jakieś 1150 zł. do tego koszty dojazdu. Trochę taka praca mija się z celem. Zresztą ja na miejscu pracy wpadam w taka panikę że ledwo panuje nad sobą a co dopiero mówić o efektywnej pracy. W zasadzie od początku w życiu gdy zacząłem pracować miałem problem ze swoja niezaradnością i bardzo się tym przejmowałem ale jakoś z trudem próbowałem z tym walczyć a teraz tak mi się pogorszyło że nie mogę nic zrobić.

Kursy na wózek widłowy z tego co się dowiadywałem trwają koło 8 godzin, nie wyobrażam sobie żebym tak szybko miał opanować to wszystko tym bardziej że mi tak jest wstyd za to że w ogóle żyje i mam jakieś potrzeby. Że tak wolno się uczę i nie potrafię ogarnąć prostych rzeczy.

Poszedłem na kurs obsługi kasy fiskalnej i znów ogromny wstyd że tam w ogóle jestem mimo że płaciłem za ten kurs. Z trudem opanowywałem te obsługę. Miał trwać 4 godziny a było to może półtorej bo babka stwierdziła że już wszystkiego mnie nauczyła a ja nie miałem odwagi upomnieć się o swoje.

Gdy pojawiają się obcy ludzie w moim życiu i nowa sytuacja to gdy mam się czegoś uczyć ze stresu czuję takie nerwy ucisk na głowie że nie mogę niczego ogarnąć.

Na terapii z kolei gdy terapeutka mówi mi jakieś uwagi na temat moich lęków to nie panuje nad swoim ciałem trzęsę się ze strachu i nie mogę już z nią współpracować.

Leków nie biorę i nie chcę brać dla mnie to tylko leczenie skutków a przyczyny pozostają.

 

oliwkazp

Zobacz jaka odważna jesteś mimo tych lęków pracujesz z ludźmi. W dodatku odważyłaś się wyjechać. Ja to Ci nawet zazdroszczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłam na spacerze z psem, spotkałam dziewczynę młodszą ode mnie, ładniejszą, chudszą, miała też psa podobnego do mojego tylko ładniejszego i w mojej obecności jeden facet ją adorował, włosy jej za ucho poprawiał i zagadywał. była taka podobna do mnie kiedy byłam młodsza.

szliśmy tak z naszymi psami i oni szli przodem a ja za nimi jak ta sierota.

jestem stara i brzydka. żałuję, że nie mam już 20 lat. moja samoocena była zerowa a teraz spadła jeszcze niżej. nie znajduję w sobie niczego wartościowego. nawet posprzątałam w kuchni i wyczyściłam kuchenkę, bo do niczego innego się nie nadaję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A więc mam pomału wszystkiego dość. Z pomocy psychiatry i psychologa nie korzystam już od stycznia ale wszystko runęło u mnie w duszy. WSZYSTKO. Zapanował tam kompletny chaos. Nie potrafię się uporządkować. Brak mi pewności siebie. Straszne jest to że nie potrafię sobie znaleźć dziewczyny a szukam już kilka lat. To wszystko składa się na to że czuję się skopany psychicznie jakbym był podludziem. Ostatnio byliśmy na wycieczce z młodszą klasą, w której podobała mi sie pewna dziewczyna. A ona nawet nie zwracała na mnie uwagi, próbowałem tam zagadać czy coś ale ona była nieosiągalna.Od pewnego czasu się w niej podkochuje jest bardzo ogarnięta religijna i 3 lata młodsza. Przykro mi że kolejny raz okazuję się skończonym idiotą ciotą i nieudacznikiem. Po co w ogóle się urodziłem ? moje życie to kpina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veganka, bo nie masz dystansu do pewnych rzeczy. Rozdrapujesz to przy każdej okazji. Są problemy, ale warto czasem poszukać pozytywnych cech. Poza tym świat bywa złudny i czasem widzimy tylko to co chcemy widzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż zakochałem się,szkoda że ona mnie nie kocha a mogła,tylko popsułem chyba.I szkoda że zdałem sobie z tego sprawe dopiero miesiąc po tym jak przestałem się do niej odzywać.

 

Ale miłe jest to w tym że jak widać jednak jestem normalny,umiem sie zakochać szkoda że nie szczęśliwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od rana stresik niepotrzebny egzaminem co jest w środe o 17. Po południu widzę się z dziewczyną, boję się czy będę w stanie zapanować przy niej nad stresem i czy znowiu nie powiem czegoś głupiego...(ostatnio bardzo poważnie o to narzekaństwo dostałem..)..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W gorącym okresie egzaminów polecam zabawę w "nienarzekanie". Łatwiej pozwala odnaleźć optymistyczne myśli :)

 

Od rana siedzę i wpatruję się w ścianę zamiast się uczyć, albo wziąć do pracy. Jestem zdenerwowana i mam poczucie winy (ale nie wiem dlaczego...). Nie mogę się skupić, współlokatorzy doprowadzają mnie do szału, czuję się bardzo samotna. Znowu. Nie umiem się ogarnąć!

 

Mieszkam z serialową "highschoolową dziewczynką z Florydy", która jest głośna, cały czas piszczy, śmieje się, słucha głośno kiczowatej muzyki, a w dodatku obraża się za zwrócenie uwagi i jest generalnie głupia! Boże, jak ja jej nienawidzę!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×