Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyuczona bezradność


carlosbueno

Rekomendowane odpowiedzi

Więcej od Ciebie mniej od Carlosa ;p Nie chcę nawet o tym pisać bo mi głupio...

Ej nie mów, ze się mnie wystraszyłeś :P No ok. Szanuję to. Ale jakby co to nie ma się czego bać ;) Tylko wyglądam na taką straszną, ale jak tak dłużej ze mną pogadać, to aniołek. :lol:

 

No tym że Ty coś robiąc coś uczysz się szacunku do tego typu spraw, masz wprawę, uznajesz to za coś normalnego coś co trzeba robić na co dzień. A ja mam to już zapewnione i jestem tylko i wyłącznie konsumentem - otrzymuje coś nie dając nic z siebie.

Teraz się boję pracy, bo boję się, ze sobie nie poradzę. To, ze kiedyś pracowałam, wcale nie oznacza, że teraz mam wszystko ułatwione. Nic bardziej mylnego. :smile: Póki co nie przejmuję się tym, bo uważam, ze teraz jest czas na edukację, więc idę na studia. Zobaczymy co będzie po studiach. ;) Może też będę pisać w tym wątku, że sobie nie radzę, mam 28 lat i nie chodzę do pracy, mieszkam z rodzicami - choć chyba wszystko zrobię, by znów tu nie wylądować. Jak posmakuję innego życia, to nie będę na pewno chciała tu wracać. :smile:

A nie myślałeś o podjęciu jakiejś lekkiej pracy typu nawet jakieś głupie ulotki? Tam nie da się nic spaprać. Powinieneś dać się na to skusić, hymm? Warto zawalczyć o swoje życie. Wiesz... Rodziców zawsze mieć nie będziesz, powinieneś dla siebie spróbować. Choćby dlatego, ze oni podcinają Ci skrzydła.

 

-- 13 kwi 2013, 00:03 --

 

Tak jak na pw Ci napisałam, Twoja matka Cię krytykuje, byś z nią został.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie także mama rozpieszczała i wyręczała we wszystkim, i można powiedzieć całe dorosłe żyie za to płacę zerową zaradnością.

U mnie matka tak ogólnie, to reprezentowała postawę bardziej nadopiekuńczą, a babcia bardziej rozpieszczającą (nadopiekuńczość, a rozpieszczanie to nie to samo). Rodziców się bałem (i w sumie boję do dziś, szczególnie ojca), natomiast babci prawie wcale się nie bałem. Gdy miałem jakieś 10-11 lat, to nadszedł we mnie jakiś okres, że byłem bardziej nerwowy. Bywałem wtedy u babci (gdy nie było tam moich rodziców) czasami agresywny wobec jej psa (może nie tak, jak kiedyś mój ojciec, ale trochę), gdy pies zrobił coś, co mi się nie podobało. Ale potem mi ten okres przeszedł.

 

To jest nas kilku :? Z tym że u mnie dochodzi do wyzywania całe życie: nie umiesz, nie dasz rady i porównywanie do innych ludzi(z tym ze nie bywa u innych ludzi w domu) jak się za coś zabiorę np. odkurzanie to jeszcze mnie opierdoli nie tak, za wolno, nie dokładnie i przez kilka dni to przeżywa. Chce umyć naczynia to darcie mordy że za dużo wody, za dużo płynu, za wolno, nie tą ścierką - stoi i patrzy to jej mówię idź nie patrz się, to zaś słucham że jaki to ja jestem popierdolony że co ja sobie myślę, że nie będę w jej domu jej rozkazywał.

Ja mam w sobie pewnego wewnętrznego krytyka, który mi powtarza: "tego nie dotykaj bo zepsujesz" (już od dziecka bałem się dotykać nowych rzeczy, że zepsuję i będę krytykowany), "tamtego nie rób, bo nie umiesz". Obowiązki domowe jakieś mam bardzo rzadko, ale gdy już mam to staję się perfekcjonistą, ciągle sprawdzam, czy dobrze i jeszcze poprawiam. Też nie lubię, gdy się ktoś patrzy, jak coś robię, bo mam wtedy wrażenie, że zaraz się ten ktoś zacznie na mnie drzeć i krytykować, że wszystko źle.

 

-- 13 kwi 2013, 00:37:01 --

 

Ogólnie mojej matce czasem wiele rzeczy nie pasuje i się wtedy czepia.

Natomiast ojciec akurat w sprawach domowych czepia się, gdy nabałagani ktoś, a nie on, a sam jest trochę bałaganiarz, nie dba o porządek wokół siebie. A gdy bałagan, który sobie zrobi mu przeszkadza, to często każe posprzątać matce, rzadziej mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ej nie mów, ze się mnie wystraszyłeś :P No ok. Szanuję to. Ale jakby co to nie ma się czego bać ;) Tylko wyglądam na taką straszną, ale jak tak dłużej ze mną pogadać, to aniołek. :lol:

Nie obraź się ale sprawiasz wrażenie 'suki' która jedzie po drugim człowieku nie zważając na jego uczucia i potrzeby. A empatia w twoim przypadku ogranicza się do problemów bliskich twojemu sercu. Przepraszam nie chcę żebyś się czuła głupio po przeczytaniu tego ale inaczej nie umiem tego ująć i tak boję się Ciebie tak jak i innych osób które krytykują.

 

Teraz się boję pracy, bo boję się, ze sobie nie poradzę. To, ze kiedyś pracowałam, wcale nie oznacza, że teraz mam wszystko ułatwione. Nic bardziej mylnego. :smile: Póki co nie przejmuję się tym, bo uważam, ze teraz jest czas na edukację

Też tak myślałem ale nic się nie zmieniło dalej się boję z tym że nie miałem w wieku 19 lat takiej świadomości na temat swoich problemów jak mam teraz więc życzę Ci wszystkiego najlepszego.

 

A nie myślałeś o podjęciu jakiejś lekkiej pracy typu nawet jakieś głupie ulotki? Tam nie da się nic spaprać.

To do mnie to? Ja mam już jakiś pomysł na to. Wcześniej jak pracowałem to matka rzucała często hasła typu 'jak Cie tam wykorzystują', 'za takie pieniądze pracować, to nie są pieniądze' itd. nie powiem bardzo mnie to wkurzało i demotywowało. A i dodam że wstawała razem ze mną i dzięki niej od samego rana wkurwio.ny już łaziłem bo co chwile było słychać a ubierz się tak, tam jest zimno, zmokniesz itd.

 

Wiesz... Rodziców zawsze mieć nie będziesz, powinieneś dla siebie spróbować. Choćby dlatego, ze oni podcinają Ci skrzydła.

Dalej nie wiem czy to do mnie ;p. No tu jest największy problem spróbować albo raczej 'spróbować ponownie', moi rodzice to największy demotywator jaki znam, zamiast tej strony ze śmiesznymi obrazkami powinna być strona z kamerą live w moim domu :D. Cokolwiek nie zrobię zawsze jest źle, nawet nie mam do kogo gęby otworzyć, żadnych przyjaciół ani znajomych, nikogo kto by się uśmiechnął do mnie tak bez powodu i powiedział życzliwie cześć co tam u Ciebie. Najgorsze jest to że nie znam innego życia, moje życie to ciągła krytyka. Nigdy nie miałem dziewczyny więc nie wiem jak to jest mieć dziewczynę i nie wiem po co się starać - choć chciałbym mieć, chciałbym mieć kogo przytulić, pocałować itd.. Nigdy nie miałem 'przyjaciół' i nie wiem jak to jest więc nie widzę większego sensu w przyjaźnieniu się - choć chciałbym z kimś gdzieś wyskoczyć, pobawić się itd. Ale dla mnie to jest jedną wielką abstrakcją czymś czego nigdy nie miałem nawet namiastki dla mnie jest to coś nie osiągalnego. Chciałbym walczyć ale czuję że nie mam po co.

W domu nigdy nie dali mi odczuć że znaczę cokolwiek, w szkole to byłem pośmiewiskiem, na studiach byłem bo byłem nikt ze mną nie utrzymywał jakichś kontaktów jedynie w jakiej sali mamy wykład albo co na kolosa ma być, w pracy tak samo byłem tylko jak coś trzeba było zrobić. Dodam że jestem brzydki a co za tym idzie zakompleksiony - gdy piszę brzydki to mam na myśli ze serio ma pewne 'wady'. Nikt mi nigdy nie dał szansy, nie dał pokazać się z tej lepszej strony - może nie dotrwał do tego momentu xD. Nie wiem głupie to sam nie wiem o czym już pisze.

 

Ja mam w sobie pewnego wewnętrznego krytyka, który mi powtarza: "tego nie dotykaj bo zepsujesz"

No wiesz jak byłem dzieckiem to wspinałem się na drzewa to trochę infantylne ale zajebiście to lubiłem i sprawiało mi tą ogromną frajdę, gdzie inni się bali tam ja wchodziłem nie ważne że drzewo miało z 20 metrów właziłem na sam szczyt i byłem najszczęśliwszym człowiekiem z biegiem czasu stało się tak że np. gdy złażę po schodach i idzie ktoś akurat to się nawet boję po schodach złazić żeby się czasem nie spierd.olic na tego kogoś. Ta dziecinna ciekawość i zaufanie do otaczającego mnie świata znikła, wszystko co zrobię zawsze musi się kończyć źle a najgorsze jest to że teraz to strach spróbować.

 

Obowiązki domowe jakieś mam bardzo rzadko, ale gdy już mam to staję się perfekcjonistą, ciągle sprawdzam, czy dobrze i jeszcze poprawiam.

 

Ostatnio pewne pomieszczenie czyściłem 10 godzin gdzie ktoś inny by się w godzinkę może półtorej ogarnął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie obraź się ale sprawiasz wrażenie 'suki' która jedzie po drugim człowieku nie zważając na jego uczucia i potrzeby. A empatia w twoim przypadku ogranicza się do problemów bliskich twojemu sercu. Przepraszam nie chcę żebyś się czuła głupio po przeczytaniu tego ale inaczej nie umiem tego ująć i tak boję się Ciebie tak jak i innych osób które krytykują.

Ja też się boję krytyki, (już w dzieciństwie się jej bałem, ale jeszcze bardziej bałem się złości, że jak ktoś jest na mnie zły, to zrobi mi krzywdę, do dziś zostało mi poczucie zagrożenia, gdy ktoś jest wkurzony). Kiedyś, jak jeszcze nie miałem za bardzo wglądu w swoje zaburzenia, to sam krytykowałem ludzi w internecie. Na każde poczucie bycia atakowanym lub gdy mi się coś nie spodobało w wypowiedzi drugiej osoby, to wpadałem w złość i zaczynałem krytykować, czasem wulgarnie. Potem zrozumiałem, że źle robię i przestałem krytykować. Obecnie na poczucie bycia atakowanym reaguję tak, że często wtedy nie odpisuję. Chyba, że udaje mi się powstrzymać emocje, to wtedy normalnie odpisuję.

 

Nigdy nie miałem 'przyjaciół' i nie wiem jak to jest więc nie widzę większego sensu w przyjaźnieniu się

Też nie mam ani przyjaciół ani kolegów/koleżanek, nawet nigdy nie ciągnęło mnie, by mieć.

 

w szkole to byłem pośmiewiskiem, na studiach byłem bo byłem nikt ze mną nie utrzymywał jakichś kontaktów jedynie w jakiej sali mamy wykład albo co na kolosa ma być

Mnie dokuczali w szkole, teraz na studiach już nie. Ja w szkole starałem się być spokojny, "niewidzialny" dla innych. A w domu zaś to taki maminsynek byłem, chyba że ktoś był na mnie zły, to wtedy chciałem być "niewidzialny" dla wszystkich.

Ogólnie byłem bardzo nieufnym dzieckiem, nawet do rodziców nie miałem nigdy 100 procentowego zaufania.

 

No wiesz jak byłem dzieckiem to wspinałem się na drzewa to trochę infantylne ale zajebiście to lubiłem i sprawiało mi tą ogromną frajdę, gdzie inni się bali tam ja wchodziłem nie ważne że drzewo miało z 20 metrów właziłem na sam szczyt i byłem najszczęśliwszym człowiekiem

Ja nigdy nie chciałem takich rzeczy robić. A gdy w wieku 7 lat pojawiło się u mnie PTSD lub coś w tym stylu, to przez kilka lat bałem się bardzo wielu rzeczy, w tym nawet niedużej wysokości. Część lęków z PTSD została do dziś.

 

z biegiem czasu stało się tak że np. gdy złażę po schodach i idzie ktoś akurat to się nawet boję po schodach złazić żeby się czasem nie spierd.olic na tego kogoś.

Ja mam coś takiego, że boję się gdy ktoś idzie za mną i nadepnie mi na buta oraz gdy ktoś idzie przede mną, że ja jemu nadepnę. Moja matka gdy niechcący mi nadepnęła na buta, albo ja jej, to się złościła na mnie.

 

Ostatnio pewne pomieszczenie czyściłem 10 godzin gdzie ktoś inny by się w godzinkę może półtorej ogarnął.

Ja na wszystko muszę mieć znacznie więcej czasu, niż inni, nie chodzi tylko o wielokrotne sprawdzanie, czy dobrze, ale też ogólnie jestem powolną osobą od dziecka. W moim przypadku ogólna powolność może wynikać z wady wzroku i problemów neurologicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się boję krytyki, (już w dzieciństwie się jej bałem, ale jeszcze bardziej bałem się złości, że jak ktoś jest na mnie zły, to zrobi mi krzywdę, do dziś zostało mi poczucie zagrożenia, gdy ktoś jest wkurzony)

Mnie w gimnazjum jeszcze matka tłukła krzycząc i wyzywając i też jak widzę kogoś wkurwio.nego to boje się podejść chyba tylko żeby po gębie nie zarobić czy coś w tym stylu, chociaż później mnie już nie bili ale i tak krzyk/złość/agresja to dla mnie coś przed czym trzeba uciekać. Chciałbym być pewnym siebie facetem a zamiast tego jestem cipą.

 

krytykowałem ludzi w internecie. Na każde poczucie bycia atakowanym lub gdy mi się coś nie spodobało w wypowiedzi drugiej osoby, to wpadałem w złość i zaczynałem krytykować, czasem wulgarnie

Wiesz co ja w liceum jeszcze tak robiłem z tym że te krytykowanie to nie było krytykowanie tylko wyzywanie ludzi od najgorszych tylko i wyłącznie że mieli inne zdanie niż moje i zaznaczam że nie miałem nawet racji patrząc na to teraz. Wiem głupio to było ale czasu cofnąć się nie da i miejmy nadzieje że wzięli nas za jakichś sfrustrowanych gimbusów których nie chciała żadna dziewczyna :lol:

 

Też nie mam ani przyjaciół ani kolegów/koleżanek, nawet nigdy nie ciągnęło mnie, by mieć.

Nie ciągnęło Cie czy raczej boisz się że się nie odnajdziesz w grupie, wyśmieją Cie czy coś w tym stylu? Ja w sumie bardzo tego pragnę ale jestem tak zakompleksiony że jakakolwiek wyciągnięta dłoń w moją stronę skończyłaby się moją ucieczką czyt. jestem za brzydki/tępy i nie chciałbym żeby ktoś się czuł niekomfortowo przebywając ze mną. Rozwiń proszę co Ty myślisz na temat przyjaźni bo jestem ciekawy czy serio Cie to wali czy boisz się tak jak ja.

 

Mnie dokuczali w szkole, teraz na studiach już nie. Ja w szkole starałem się być spokojny, "niewidzialny" dla innych. A w domu zaś to taki maminsynek byłem, chyba że ktoś był na mnie zły, to wtedy chciałem być "niewidzialny" dla wszystkich.

Ogólnie byłem bardzo nieufnym dzieckiem, nawet do rodziców nie miałem nigdy 100 procentowego zaufania.

Choć tyle lat minęło to dalej odczuwam skutki podstawówki, gimnazjum i liceum najgorsze jest to że wracałem ze szkoły i w domu mi się obrywało, wychodziłem z domu pobawić się na świeżym powietrzu i tam też mi się obrywało gdziekolwiek nie byłem zawsze ludzie mieli coś do mnie, inne dzieci jakoś sobie żyły swoim życiem a mnie zawsze wyzywali/pluli/bili tylko dlatego że troszkę inaczej od nich wyglądałem no i nie miałem nigdy jakichś super ciuchów czy gadżetów więc nie miałem czym im zaimponować.

 

Ja nigdy nie chciałem takich rzeczy robić. A gdy w wieku 7 lat pojawiło się u mnie PTSD lub coś w tym stylu, to przez kilka lat bałem się bardzo wielu rzeczy, w tym nawet niedużej wysokości. Część lęków z PTSD została do dziś.

Po czym Ci się pojawiło to ustrojstwo? Nie chciałeś nigdy być pilotem/strażakiem/policjantem/wojskowym skakać na bungee/spadochronie/nurkować? Ja zawsze marzyłem o takim życiu na razie udało mi się kiedyś chodzić na basen to prawie jak pływanie z rekinami xD

 

Ja mam coś takiego, że boję się gdy ktoś idzie za mną i nadepnie mi na buta oraz gdy ktoś idzie przede mną, że ja jemu nadepnę. Moja matka gdy niechcący mi nadepnęła na buta, albo ja jej, to się złościła na mnie.

No też miałem tak i hasła typu jak łazisz łajzo, pokrako itd. ale jakoś nie widzę powodu by robić o to zamieszanie ;) Ey mark123, może my mamy wspólną matkę? xD

 

Ja na wszystko muszę mieć znacznie więcej czasu, niż inni, nie chodzi tylko o wielokrotne sprawdzanie, czy dobrze, ale też ogólnie jestem powolną osobą od dziecka. W moim przypadku ogólna powolność może wynikać z wady wzroku i problemów neurologicznych.

Wiesz u mnie to zależy jak np. coś gotuje sobie pierwszy raz to zajmie mi to trochę więcej czasu muszę jakoś to ogarnąć itd. ale nie żeby mi to np. wydłużyło czas o więcej niż 30 minut. Z tą łazienką to muszę dodać ze robiłem sobie przerwę żeby obiad ugotować, kolację zrobić, odkurzyć no i nie była długi czas sprzątana więc to nie było 10h szorowania bez przerwy tylko w ciągu tych 10h się uwinąłem a w międzyczasie zrobiłem obiad, odkurzyłem, zrobiłem pranie, kolację i pewnie jakieś inne bzdety ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie obraź się ale sprawiasz wrażenie 'suki' która jedzie po drugim człowieku nie zważając na jego uczucia i potrzeby. A empatia w twoim przypadku ogranicza się do problemów bliskich twojemu sercu. Przepraszam nie chcę żebyś się czuła głupio po przeczytaniu tego ale inaczej nie umiem tego ująć i tak boję się Ciebie tak jak i innych osób które krytykują.

To normalne, że reagujesz krytyką na inne, odmienne zdanie niż Twoje. Spokojnie. Nie uraziłeś mnie, nie znamy się, w takich znajomościach potrafię trzymać dystans. ;) Powiem Ci, że poniekąd masz rację z tą suką. Wiesz, empatia... Nawet terapeuci stali się terapeutami, zazwyczaj, bo coś jest im bliskie. Wtedy można liczyć na empatię, zrozumienie.

Wiedz, że nie jestem taka zaradna, jak Ci się wydaje. I też często miewam bezradna, dlatego np. tnę się.

Z jednej strony mi ubliżasz, zauważ, a z drugiej myślisz o mnie, jak o kimś lepszym.

A nie jestem lepsza. Każdy ma swoją piętę Achillesową.

 

-- 13 kwi 2013, 14:00 --

 

No tu jest największy problem spróbować albo raczej 'spróbować ponownie', moi rodzice to największy demotywator jaki znam, zamiast tej strony ze śmiesznymi obrazkami powinna być strona z kamerą live w moim domu . Cokolwiek nie zrobię zawsze jest źle, nawet nie mam do kogo gęby otworzyć, żadnych przyjaciół ani znajomych, nikogo kto by się uśmiechnął do mnie tak bez powodu i powiedział życzliwie cześć co tam u Ciebie. Najgorsze jest to że nie znam innego życia, moje życie to ciągła krytyka. Nigdy nie miałem dziewczyny więc nie wiem jak to jest mieć dziewczynę i nie wiem po co się starać - choć chciałbym mieć, chciałbym mieć kogo przytulić, pocałować itd.. Nigdy nie miałem 'przyjaciół' i nie wiem jak to jest więc nie widzę większego sensu w przyjaźnieniu się - choć chciałbym z kimś gdzieś wyskoczyć, pobawić się itd. Ale dla mnie to jest jedną wielką abstrakcją czymś czego nigdy nie miałem nawet namiastki dla mnie jest to coś nie osiągalnego. Chciałbym walczyć ale czuję że nie mam po co.

W domu nigdy nie dali mi odczuć że znaczę cokolwiek, w szkole to byłem pośmiewiskiem, na studiach byłem bo byłem nikt ze mną nie utrzymywał jakichś kontaktów jedynie w jakiej sali mamy wykład albo co na kolosa ma być, w pracy tak samo byłem tylko jak coś trzeba było zrobić. Dodam że jestem brzydki a co za tym idzie zakompleksiony - gdy piszę brzydki to mam na myśli ze serio ma pewne 'wady'. Nikt mi nigdy nie dał szansy, nie dał pokazać się z tej lepszej strony - może nie dotrwał do tego momentu xD. Nie wiem głupie to sam nie wiem o czym już pisze.

Pewnie mamy daleko do siebie. Szkoda. Ja z chęcią bym do Ciebie gębę otworzyła. Może to dla Cb dziwne, ale... Wzbudzasz we mnie pozytywne emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie w gimnazjum jeszcze matka tłukła krzycząc i wyzywając i też jak widzę kogoś wkurwio.nego to boje się podejść chyba tylko żeby po gębie nie zarobić czy coś w tym stylu, chociaż później mnie już nie bili ale i tak krzyk/złość/agresja to dla mnie coś przed czym trzeba uciekać. Chciałbym być pewnym siebie facetem a zamiast tego jestem cipą.

U mnie, to nie wiem do końca, co jest przyczyną lęku przed wkurzonymi osobami. Może awantury, które ojciec urządzał po pijaku w moich pierwszych kilku latach życia, o awanturach dowiedziałem się od matki, bo pierwszych kilku lat życia nie pamiętam.

Mam też coś takiego, że boję się, gdy ktoś coś przy mnie potłucze, moje jakieś wewnętrzne obawy podpowiadają mi wtedy, że to moja wina i zaraz ktoś się doczepi. Matka mi mówiła kiedyś, że gdy ojciec się awanturował, to czasem rzucał talerzami itp. o podłogę. Brat mojej matki też się czasem awanturował po pijaku, ale wspólnie z nim mieszkałem tylko w pierwszym roku życia.

 

Nie ciągnęło Cie czy raczej boisz się że się nie odnajdziesz w grupie, wyśmieją Cie czy coś w tym stylu? Ja w sumie bardzo tego pragnę ale jestem tak zakompleksiony że jakakolwiek wyciągnięta dłoń w moją stronę skończyłaby się moją ucieczką czyt. jestem za brzydki/tępy i nie chciałbym żeby ktoś się czuł niekomfortowo przebywając ze mną. Rozwiń proszę co Ty myślisz na temat przyjaźni bo jestem ciekawy czy serio Cie to wali czy boisz się tak jak ja.

Zarówno mnie nie ciągnęło (nie czułem potrzeby rozmów z ludźmi i współpracy z nimi), jak i bałem się wyśmiania, skrytykowania, odrzucenia na myśl, gdybym koniecznie musiał nawiązać kontakt, oraz, że będę trochę ciężarem, na myśl, że bym koniecznie musiał nawiązać jakąś współpracę grupową. Obecnie pozostała zarówno niechęć, jak i lęk, ale zaś w swojej głowie, w swoich fantazjach często lubię wyobrażać sobie, że rozmawiam z ludźmi, albo że przytulam kogoś.

 

Choć tyle lat minęło to dalej odczuwam skutki podstawówki, gimnazjum i liceum najgorsze jest to że wracałem ze szkoły i w domu mi się obrywało, wychodziłem z domu pobawić się na świeżym powietrzu i tam też mi się obrywało gdziekolwiek nie byłem zawsze ludzie mieli coś do mnie, inne dzieci jakoś sobie żyły swoim życiem a mnie zawsze wyzywali/pluli/bili tylko dlatego że troszkę inaczej od nich wyglądałem no i nie miałem nigdy jakichś super ciuchów czy gadżetów więc nie miałem czym im zaimponować.

Ja się często skarżyłem, jak mi dokuczali, przede wszystkim matce, a ojciec mówił, że dokuczają mi, bo jestem dupa i cykor. A wiedziałem, że matka będzie chciała wyręczyć mnie w rozwiązaniu problemu i zrobi awanturę albo w szkole albo pójdzie do domu osoby, która mi najbardziej dokucza i tam zrobi awanturę. Czasem (ale nie często) mi mówiła, że inne dzieci jakoś potrafią rozmawiać ze sobą, albo zrobić różne zadania, a ty nie umiesz tego i tamtego. W podstawówce jej awantury w szkole lub u kogoś, kto mi najbardziej dokuczał rozwiązywały problem dokuczania na jakiś czas, w gimnazjum to różnie, a w liceum to skarżyłem się jej tylko początkowo, ale tutaj już matka wiedziała, że nic nie może zrobić, bo będzie gorzej, a potem przestałem się jej skarżyć, bo się zaczęła na mnie bardziej wkurzać, że nie nawiązuje kontaktów z rówieśnikami.

 

Po czym Ci się pojawiło to ustrojstwo?

PTSD wzięło mi się po pewnym śnie (już go opisywałem, więc skopiuję). Pamiętam go do dziś, pomimo że przyśnił mi się kilkanaście lat temu.

 

Wieczorem jak zawsze, gdy już była pora, poszedłem do pokoju i położyłem się spać.

 

Zaczyna się sen:

 

Godzina 0:00 - budzi mnie matka i informuje mnie, co się wydarzy u mnie w następnym godzinach, mówi to raczej spokojnie.

 

Godzina 1:00 - słyszę jakieś stukanie na półce nad moim tapczanem. Po chwili na moje ciało wskakuje jakiś dziwny przedmiot i zaczyna się w nie mocno wgniatać. (Widzę kształty przedmiotów w tym śnie). Ten przedmiot kształtem przypomina jakby jakąś pałkę umocowaną na czymś cienkim. Czuję bardzo silny strach. Chyba wydaję z siebie krzyki, ale nikt nie przychodzi. Po jakimś czasie wskakuje z powrotem na półkę.

 

Godzina 2:00 - znów słyszę stukanie, czuję takim sam strach. Tym razem na moje ciało wskakuje jakiś przedmiot jakby w kształcie słomki, przesuwa się po nim wydając przy tym dźwięk piszczenia/syczenia i czuję, jakby się przysysał. Po pewnym czasie przedmiot wraca na półkę.

 

Godzina 3:00 - znów stukanie i strach. Na moje ciało wskakuje przedmiot w kształcie jakiegoś jakby stempla i skaczę po nim powodując uczucie wgniatania. Po pewnym czasie wraca na półkę.

 

Godzina około 5 - ojciec wychodzi do pracy, ja wstaję by przejść na drugi tapczan i spać z matką. Zauważam na tapczanie te przedmioty, nie chcę się kłaść, ale moja matka mówi, żebym się kładł. Zaraz potem akcja snu się przenosi do jakichś godzin wieczornych.

 

Wieczór - zauważam pod swoim ubraniem te przedmioty i czuję bardzo silny strach. Potem matka wkłada mi rękę pod bluzkę i mówi coś, że będzie ją tam trzymać, by przedmioty nie dotykały mojego ciała. Ojciec w tym czasie siedzi i ogląda telewizję. strach przed przedmiotami nie ustępuje i nagle jakby mocno zadrżałem.

 

Koniec snu, zrywam się.

 

Sen ten przyśnił mi się, gdy miałem niecałe 7 lat. Po tym śnie zacząłem się bać wysokości, ciemności i powtórki wydarzeń ze snu. Potem przez kilka lat dręczyły mnie koszmary o takiej samej tematyce. Największe lęki miałem w nocy, czasem wstawałem i chodziłem po mieszkaniu. Matka wtedy różnie reagowała, czasem pozwoliła mi spać w tym samym pokoju z nią i ojcem, a czasem się wydarła. Ojciec po alkoholu i pracy ma twardy sen, więc bardzo rzadko go budziło moje chodzenie po mieszkaniu. Przez pewien też czas (ale tutaj krócej) miałem problem by rano i wieczorem się przebrać oraz by rozebrać się do kąpieli, bałem się bardzo, że te przedmioty będą na moim ciele. Do dziś boję się dotykać przedmioty, którego kojarzą mi się z tamtym snem, boję się też dźwięków, które w tamtym śnie występowały, a gdy wyobrażam sobie wydarzenia ze snu, to czuję niepokój i czasem dyskomfort w tułowiu.

Nie wiem, jakie wydarzenie wywołało koszmary i lęki.

 

Nie chciałeś nigdy być pilotem/strażakiem/policjantem/wojskowym skakać na bungee/spadochronie/nurkować?

Czasem myślałem w dzieciństwie o zostaniu policjantem czy strażakiem, ale z tego co kojarzę, nie było to moim mocnym pragnieniem. A w okresie podstawówki myślałem o zostaniu naukowcem, interesowałem się trochę meteorologią, trochę astronomią.

O żadnych dużych szaleństwach nie myślałem. Moje główne oczekiwania w dzieciństwie to były takie, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa, żeby nikt mnie nie krytykował i się nie naśmiewał. Lubiłem też się uczyć, byłem dość dobrym uczniem. Nie umiałem się też normalnie bawić, każda przegrana w jakiejś ala zabawie dawała mi poczucie, że jestem do niczego. Nie lubiłem też bardzo luźnej atmosfery, wolałem dyscyplinę, bo wtedy sytuacja była bardziej przewidywalna.

 

może my mamy wspólną matkę?

E, nie mamy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zarówno mnie nie ciągnęło (nie czułem potrzeby rozmów z ludźmi i współpracy z nimi), jak i bałem się wyśmiania, skrytykowania, odrzucenia

Ale to jest sprzeczne jedno z drugim, więc tak naprawdę chciałbyś kogoś mieć tylko się boisz jak ja xD

 

Wiesz z tym skarżeniem się to jakoś szybko załapałem że nie tędy droga, moja matka albo widziała problem w innych osobach albo we mnie nigdy np. się nie zastanowiła czemu mi dokuczają (bo chodzę ubrany jak wieśniak itd.) winni zawsze byli inni albo ja (bo inni jakoś mogą a Ty nie).

 

Co do tego snu to nie wiem co Ci napisać.

 

No więc chciałeś też być chociaż przez moment strażakiem czy coś w tym stylu ale gdzieś to po drodze umarło ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to jest sprzeczne jedno z drugim, więc tak naprawdę chciałbyś kogoś mieć tylko się boisz jak ja xD

U mnie to jest tak, że nie czuję świadomej potrzeby, by mieć kogoś. Może to jest na takiej zasadzie, że boję się i nie chcę nawet próbować mierzyć z lękiem, więc moja podświadomość zablokowała potrzebę kontaktów.

 

Wiesz z tym skarżeniem się to jakoś szybko załapałem że nie tędy droga, moja matka albo widziała problem w innych osobach albo we mnie nigdy np. się nie zastanowiła czemu mi dokuczają (bo chodzę ubrany jak wieśniak itd.) winni zawsze byli inni albo ja (bo inni jakoś mogą a Ty nie).

Ja nigdy nie wiedziałem tak na 100 procent, dlaczego mi dokuczają (rówieśnicy nie kierowali do mnie typowo konkretnych zarzutów, więc nie wiedziałem, o co im chodzi), układałem sobie tylko różne hipotezy. W dzieciństwie w mojej głowie dominowała hipoteza, że są rozpieszczeni i nie umieją się zachowywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc myślę że doszliśmy do wniosku że coś takiego jak wyuczona bezradność ma miejsce, znaleźliśmy przyczyny dlaczego tak się stało tylko CO TERAZ Z TYM ZROBIĆ, są na to jakieś ćwiczenia? jakieś książki ułatwiające nam to? Rozumiem że ASERTYWNOŚĆ jest słowem kluczem ale jest może jakaś literatura która szerzej by opisywała co i jak na temat tej 'wyuczonej bezradności' czy można ją podciągnąć np. pod zaburzenia depresyjno-lekowe jak mi się wydaje i leczyć się w tamtym kierunku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc myślę że doszliśmy do wniosku że coś takiego jak wyuczona bezradność ma miejsce, znaleźliśmy przyczyny dlaczego tak się stało tylko CO TERAZ Z TYM ZROBIĆ, są na to jakieś ćwiczenia? jakieś książki ułatwiające nam to? Rozumiem że ASERTYWNOŚĆ jest słowem kluczem ale jest może jakaś literatura która szerzej by opisywała co i jak na temat tej 'wyuczonej bezradności' czy można ją podciągnąć np. pod zaburzenia depresyjno-lekowe jak mi się wydaje i leczyć się w tamtym kierunku?

Mnie się wydaję, że wyuczona bezradność jeśli by ją podciągać pod zaburzenie, to pod zaburzenia depresyjne lub zaburzenia osobowości (osobowość unikająca oraz osobowość zależna).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Z tym że jak np. nie ma matki w domu i coś zrobię to czuje satysfakcję ze zrobienia tego, serio takie gówno jak zrobienie własnoręcznie prania powoduje banana na mojej twarzy, pozmywanie naczyń, odkurzenie dywanu też itd. gdy nie słyszę głosu krytyki wszystko staje się o wiele łatwiejsze i nawet przyjemne bo czuje się wtedy jak normalny człowiek a nie jak niepełnosprytny umysłowo któremu trzeba wiązać buty.

 

 

Jak coś zrobię z własnej woli to czuję satysfakcję, bo udało mi się zmotywować. Wykonywać poleceń mojej mamy po prostu nie umiem, coś mnie blokuje. Bo na pewno w czasie zmywania będzie mi gadać co i jak mam zrobić. Tylko właśnie się zastanawiam co tak mnie blokuje i chyba po prostu czuję coś jakby upokorzenie. Bo przecież wiem, że trzeba posprzątać i umiem to zrobić. Czasem mam lenia rzeczywiście, wtedy zaczyna się gadanie i tak koło się zamyka, bo jak mi o tym mówi to nie zrobię tego co mi karze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[Jak coś zrobię z własnej woli to czuję satysfakcję, bo udało mi się zmotywować. Wykonywać poleceń mojej mamy po prostu nie umiem, coś mnie blokuje. Bo na pewno w czasie zmywania będzie mi gadać co i jak mam zrobić. Tylko właśnie się zastanawiam co tak mnie blokuje i chyba po prostu czuję coś jakby upokorzenie. Bo przecież wiem, że trzeba posprzątać i umiem to zrobić. Czasem mam lenia rzeczywiście, wtedy zaczyna się gadanie i tak koło się zamyka, bo jak mi o tym mówi to nie zrobię tego co mi karze...

Ja, gdy robię coś z własnej woli to czuję satysfakcję tylko wtedy, gdy efekt tego co zrobię jest zgodny z tym, jaki sobie zaplanowałem, zanim przystąpiłem do robienia tego. Jeśli jakiś szczegół planu się sypnie, to czuję się do dupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś się starałam i przykładałam do tego co robię... Ostatnio coś się we mnie popsuło i czasem robię byleby zrobić.

 

 

Ech, miałam sprawę do załatwienia w urzędzie i bałam się iść, bo nie wiedziałam do którego pokoju pójść i w ogóle wydawało się że nie uda mi się załatwić tego co mam załatwić. Zwlekałam kilka dni. W końcu się wybrałam, zapukałam do pierwszych lepszych drzwi i okazało się, że akurat dobrze trafiłam i urzędniczka nawet nie dała mi dokończyć mówić o co chodzi - zapewne przychodzi do niej codziennie wielu ludzi w podobnej sprawie. A mnie się wydawało, że mam jakiś nietypowy problem. I tak jest zawsze, z każdą sprawą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doswiadczenia z domu rodzinnego mam podobne do Waszych i tez cierpialam na bezradnosc, do tego diagnoza osobowosc zalezna :roll: . Pocieszam, ze z kazdego syfu da sie wyjsc, najlepiej doslownie - opuscic toksyczny dom.Kiedy ma sie wybor : albo zaczynasz dzialac i dawac sobie rade, albo jesz po smietnikach - nagle w magiczny sposob zyskuje sie na samodzielnosci, przedsiebiorczosci i wielu innych nieodkrytych przedtem umiejetnosciach ;)

Sorry za pisownie ale mam cudzego lapa bez polskich znakow fuck

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, miałam sprawę do załatwienia w urzędzie i bałam się iść, bo nie wiedziałam do którego pokoju pójść i w ogóle wydawało się że nie uda mi się załatwić tego co mam załatwić. Zwlekałam kilka dni. W końcu się wybrałam, zapukałam do pierwszych lepszych drzwi i okazało się, że akurat dobrze trafiłam i urzędniczka nawet nie dała mi dokończyć mówić o co chodzi - zapewne przychodzi do niej codziennie wielu ludzi w podobnej sprawie. A mnie się wydawało, że mam jakiś nietypowy problem. I tak jest zawsze, z każdą sprawą.

Ja ogólnie gdziekolwiek nie lubię sytuacji, gdy muszę wejść do jakiegoś pomieszczenia, a nie jestem pewien, czy to tu. Mam ochotę wtedy się zapaść pod ziemię ze wstydu. A gdybym miał załatwić jakąś sprawę w urzędzie, to wstyd jeszcze większy, bo albo by to urzędnik musiał zrobić za mnie, albo wytłumaczyć i to tak, jak dla przygłupa, bo ja bardzo mało kumaty jestem.

 

Kiedy ma sie wybor : albo zaczynasz dzialac i dawac sobie rade, albo jesz po smietnikach - nagle w magiczny sposob zyskuje sie na samodzielnosci, przedsiebiorczosci i wielu innych nieodkrytych przedtem umiejetnosciach ;)

Biorąc pod uwagę to, że jestem prawdopodobnie największym leniem i tchórzem w całym Wieloświecie, to nie wiem, czy bym to zyskał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystkiemu winien jest brak pracy.Gdy długo nie ma się zajęcia zaczyna się coraz mniej wierzyć w siebie do tego gdy chce się podjąc jakąś pracę dochodzi lęk że sobie nie poradzę,że coś schrzanię itd.(sam zdałem nie dawno kurs na wózki widłowe a teraz gdybym miał podjąć pracę w tym zawodzie to się boję).Do tego te ciągłe pytania rodziny,znajomych,sąsiadów w stylu : Jak tam ? gdzie pracujesz ? Masz jakąś dziewuchę ? ;) ktore jeszcze bardziej dołują.Gdy się ma jakąkolwiek robotę to przynajmniej nie ma już takiej presji ze strony otoczenia i czuję się lepiej. Przebywa się wśród ludzi i można kogoś nowego poznać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paweł Gaweł, racja praca to podstawa aby jako tako czuć się w społeczeństwie i nie przeżywać permanentnego wstydu że się jej nie ma. Ale sama praca nie czyni człowieka niebezdradnym, ja przez parę lat tkwiłem w znienawidzonej przeze mnie pracy, nie potrafiłem czy bardziej nie chciałem znaleźć innej i czułem się też bezradny choć i tak lepiej mieć nawet taką pracę niż żadną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×