Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Camillo, nie licz na to że same leki cię wyleczą! Koniczna jest terapia, wsparcie bo bez tego lek znieczuli twój smutek ale on nie zniknie!!! Terapia i jeszcze raz terapia!!! Ja chodzę na terapię już/dopiero drugi rok i naprawdę widzę już to słońce prześwitujące przez chmury :lol:

Camillo rozejrzyj się w koło, na pewno jest obok ciebie ktoś bliski, komu na tobie bardzo zależy i jeśli wyciągniesz rękę po pomoc, powiesz o swoich problemach uzyskasz wsparcie i motywację. Z depresją jest tak, że ona systematycznie buduje wokół nas mur i nie pozwala dostrzec że tak na prawdę nie jesteśmy sami.

Życzę powodzenia :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję. Wzruszyłam sie . Nie spodziewałam się że ktoś odpiszę. trzy lata zwlekałam, żeby pójść do specjalisty, już ruszyłam z machiną naprawczą mam taką nadzieję. Napiszę czy zadziałało kakao.

Efekt6- jesteś bardzo odważny i cieszę się, że poszedłeś do lekarza, trzeba sie przełamać, szkoda życia. Bardzo dziękuję:)

 

Hej, niektóre kolorki zostawmy funkcyjnym ;) (dop. Lith)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wzialem wczoraj pierwsza dawke leku-tragedia. Dobrze ze nie musialem rano isc do pracy. Czulem sie zdrowo nachlany. Na szczescie cos tam zjadlem i przeszlo. Mam nadzieje, że do poniadzialku sie unormuje, bo zaczynam w nowej pracy, a jest ona zwiazana z jazda samochodem.

Dzieki wszystki za slowa otuchy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JESLI KOMUś SIę NIE CHCE CZYTAć(MI BY SIE NIE CHCIALO) TO PROSZę

NICH CHOCIAż PRZECZYTA KOńCóWKę ALBO ODPOWIE NA OSTATNIE PYTANIA NA TEMAT EFFECTINU.

POZA TYM LEKTURA CIEKAWA, TAK JAK I MOJE żYCIE I MOJA PSYCHIKA.

PO PROSTU JESTEM NIESZCZESLIWY I CHCIALEM SIE WAM WYżALIć.

BARDZO WAS LUBIE I LICZE NA WASZE MąDRE RADy.

 

TEYKEY

 

CZĘŚĆ 1

każdy ma problemy na swoją miarę, więc nie chciałbym, żebyście patrzyli

na mnie, jak na kogoś z błahymi problemami, kto po prostu nie umie się

wziąść w garść. sprawa jest skomplikowana. zacznę od tego, że już jako

nastolatek byłem krnąbrny. Gdy miałem 12 lat rodzice wzięli mnie na wycieczkę po Stanach, wiecie Nowy Jork, Grand Canyon, Las Vegas.

Chcieli mi pokazać wszystkie te cudowności, a ja nic, tylko głowa w komiks i nawet nie byłem zainteresowany tym co jest za oknem. Jakbym chciał im robić na złość. Przez 9 lat swojego życia (od 3 podstawówki do 3 gim) trenowałem pływanie. Myślałem, że będę zawodowcem, ale jako jedyny z całej grupy sportowców miałem inne talenty(głównie plastyczne). Zdecydowałem więc, że pójdę do innego liceum niż cała moja paczka, która poszła do sportowego liceum kontynuować pływanie. I tu na dobre zaczęły się moje problemy. Jako, że w wakacji poprzedzających pierwszy rok liceum odkryliśmy z kolegami pływakami uroki palenia trawki na pewnym nadmorskim wyjeździe, stwierdziłem po powrocie, że będzie to świetny sposób na nawiązanie nowych znajomości w liceum. I tak się zaczęło.Znalazłem sobie nowych ziomków i jedynym naszym celem było olewanie wszystkiego i palenie trawki po lekcjach. Tak właśnie wyglądała ta moja nowa "edukacja". Potem było jeszcze gorzej. Kombinowałem coś z dziewczynami, ale coś mi nie wychodziło. Byłem przewrażliwonym typem. W kafejce zamiast gadać z dziewczyną porównywałem odstępy stolików od ścian, albo interesowały mnie inne duperele. W końcu znalazłem dziewczynę. Oderwała mnie ona od trawki i od kumpli, pomagała w nauce i w ogóle była sympatyczna. Ale coś było nie tak. Z moją psychiką znaczy. Wprawdzie mieliśmy ze sobą dobre relacje i byliśmy zakochani to mnie zaczynało dręczyć coś, co w końcu znisszczyło ten związek. pojawił się PROBLEM(który do dziś nie jest zrozumiany przez żadnego z moich psychiatrów ani psychologów, a według hipnotyzera u którego byłem jestem całkowicie zdrowy).próbowałem gadać

z dziewczyną o moim problemie, o tym, że coś mi dolega(mam masę pamiętników, w których głównie piszę o tym, że po pierwsze nie jestem sobą, po drugie, że cierpię na separację od ludzi, po trzecie, że mam problemy z myśleniem przez marihuanę), ale ona na to nic, tylko, że jestem artystą i bredzę.No więc dwa lata minęły jak ze sobą byliśmy. Dostałem się na studia i minął pierwszy rok studiów. Było ciężko, ale sobie radziłem, z dziewczyną dalej byłem. Ale problem nie ustępował. Chodzi w nim głównie o relacje z ludźmi. Coś w stylu, że w rozmowie nie jestem sobą, tylko kimś innym.(wiem, dużo osób tak ma). Teraz trochę przyspieszę : po roku studiów robiłem się coraz bardziej zły na swoją dziewczynę. po wielu wielu wielu rozmowach z nią stwierdziłem, że ona WCALE mnie nie rozumie i,że tam "w środeczku" jesteśmy zupełnie inni.

Postanowaiłem z nią zerwać Uff, jakie uczucie mocy! Zrobiłem to! Zrobiłem to z dnia na dzień po dwóch latach. Teraz spowrotem ze sobą rozmawiamy ( po roku milczenia) i mamy sie za brata i siostre(dziwne).

Co nastąpiło potem(coś się ze mną działo). Była kłótnia z mamą.(od dziecka się ciągle kłóciłem z mamą. zawsze. ale to ja zawsze przepraszałem( i tak wiem, że to ja mialem rację - moim zdaniem te kłótnie skrzywiły mi psychikę i sprawiły, że zacząłem się zamykać).

Ale ta kłótnia była wyjątkowa. Jak wam to wyjaśnić? To będzie trudne.

Wyobraźcie sobie człowieka z "nienarodzoną osobowością"(zamkniętą, skrytą, cierpiącą w środku), który nagle dobywa z siebie krzyk, któremu sam się dziwi(krzyk mocy, ale jednocześnie długo tłumionej rozpaczy).

No więc ten krzyk, który ze mnie wyszedł z tej kłótni sprawił, że moja osobowość wyszła na jaw. Czułem go głęboko w krtani, czułem, że to wreszcie MÓJ PRAWDZIWY KRZYK oddający PRAWDZIWE UCZUCIA.

I tak się narodziłem w wieku 20 lat.

 

CZĘŚĆ 2 - POCZĄTEK DEPRESJI[

Wiem, że wielu z was też pewnie umie pisać książki na swój temat. postanowiłem właśnie tak zrobić. to będzie druga część, która doprowadzi do momentu obecnego. Zaczynamy:

Po tym sławetnym krzyku coś się ze mną zmieniło. Byłem wolny silny. Zupełnie inaczej patrzyłem na ludzi. Znalazłem przyjaciół tam gdzie wcześniej widziałem wrogów(głównie wśród ludzi, którzy lubią się uczyć i w ogóle dobrze się mają). Zobaczyłem przed sobą nową drogę i zacząłem nią podążać. Zmienił mi się charakter pisma(czy raczej JA go zmieniłem)

Na odważny, lekko pochylony i mocny. Zacząłem się spowrotem śmiać. Stałem się dowcipny i przesiębiorczy. Zacząłem robić na komputerze rzeczy, o których nie śniłem : grafikę o której marzyłem. Ale coś się zaczynało psuć. Byłem "nowy" w tym życiu, zupełnie niedoświadczony i wkrótce zacząłem popełniać pierwsze błędy: mówić słowa, które "nie były mną", nie kończyłem rysunków (choć wiedziałem, że droga, która mnie prowadzi każe mi je dokończyć)(tak, ja wierzę w takie rzeczy - w drogę).

No i jeszcze matka, która robiła mi masę wyrzutów, że porzuciłem moją

dziewczynę. Cholera. Moje nowe życie zaczynało obfitować w wyrzuty sumienia. No i skończyło się. W końcu upadłem. Nie podołałem wyzwaniu,

jakim jest bycie sobą i życie na swoją miarę. Bo inni cię widzą inaczej, inni są ważniejsi, bo nie mogę w życiu postawić na swoim. Skończyło się. Znowu przez matkę, która nie akceptowała mojego nowego stylu życia,

nie wierzyła w moją siłę i słuszność. Ok przewinę trochę teraz.

Gdy się tak wyzwoliłem zrobilem jeszcze jedną rzecz: Napisałem do dziewczyny którą od dawna kochałem, ale bałem się do niej odezwać.

Napisałem coś śmiesznego i postanowiliśmy się spotkać z racji tego, że się tak długo nie widzieliśmy. Właśnie w tym okresie nastąpił mój upadek.

Był to październik zeszłego roku. Zacząłem chodzić do psychologa i wyjaśniać swój problem. Mówiłem o krzyku, o poprzedniej dziewczynie,

o matce i o innych rzeczach. Gdy trafiłem tam pierwszy raz byłem wyjątkowo zamknięty. Smutny. Przybity. Nie umiałem mówić o sobie.(Bo jak wyjaśnić komuś to, że nie jestem sobą, nie umiejąc dobrać odpowiednich słów?krzyk umarł. Byłem wewnętrznym trupem).

Dostałem pierwsze leki i wtedy właśnie przypadło pierwsze spotkanie z dziewczyną. Jaka cudowna, lśniąca, niższa ode mnie - taka akurat.

Rety, idealna. I ten uśmiech. I tylko ja - taki lekko dziwny, zamknięty, niepewny siebie, lekko na uboczu(w innym świecie). Spotkanie się skończyło.Decyzja:WOW, to jest ta dziewczyna, na którą czekałem. Bez porównania - w przeciwieństwie do tamtej TA może mnie zrozumieć, wyzwolić mnie z PROBLEMU.Coś niebywałego.Światełko w tunelu. Niestety.

Spotykaliśmy się przez pół roku i zarysowałem jej obraz zupełnie innego człowieka niż chciałem: chorego psychicznie, niepewnego, sztywnego, smutnego, przygnębionego, ogólnie

męczącego itd itp etc. Przekreśliłem swoje szanse. Dobra, koniec wyrzutów. W międzyczasie wziąłem urlop zdrowotny na uczelni ( zawaliłem głowny projekt, pokłóciłem się z prowadzącymi(których w okresie "dobrobytu" - kiedy "krzyk" we mnie żył ubóstwiałem) i robiłem plany żeby zmienić w ogóle uczelnię. Plany się nie powiodły, przez miesiąc wakacji paliłem trawkę dzień w dzień(bo studiów nie zmieniłem, dziewczyny nie poderwałem i z depresji się nie wyleczyłem). P. psycholog była na mnie bardzo zła. A ja na nią, bo terapia nic nie przyniosła .

Potem wyjechałem do Australii, gdzie chodziłem po różnych uzdrowiskach (ciocia mnie zmuszała - ciągnęła do różnych szamanów, na mdetację, na jogę, na leczenie energetyczne - ale nic to nie dało). W końcu wróciłem.

Trochę inny. I gotów żeby coś zmienić. Poszedłem na hipnozę i jeden dzień chodziłem jak nakręcony... ale jak znowu to wyjaśnić - nie byłem sobą, byłem jakimś krzyczącym debilem. Aha. Pewna szamanka w Australii powiedziała mi, że w wieku 5 lat coś mi się stało i przestałem okazywać emocje(pasuje?)(może przez mamę?)(przez kłótnie rodziców?).

KOńCóWKA

Teraz sytuacja jest taka: Jestem znowu na drugim roku studiów. Nie umiem się odnaleźć. Nic nie robię. Nie zacząłem jeszcze projektu. Często mam zawieszzki, że po prostu patrzę w sufit nie mogę kiwnąć palcem. Jestem rozkojarzony i jakby "niedostrojony do środowiska"(w moich kontaktach z ludźmi jest pełno niezręczności). Czuję się jak życiowa fajtłapa i gównojad i jak debil, kretyn, w ogóle jak jakiś antymózg. Dzielę się swoimi kłopotami ze starą dziewczyną(jako, że z nową nie wyszło) i kurcze mam taki problem co rano: gdy się budzę biorę komórkę, chcę napisać smsa do tamtej dziewczyny, ale gdy już mam wcisnąć "send" serce tak mi podchodzi do gardła, że jakbym to wysłał to bym chyba umarł na zawał, albo spalił się ze wstydu. Moja stara dziewczyna(mam nadzieje, że wam sie to nie myli) mówi mi, że wyglądam zupełnie inaczej niż kiedyś. Smutne oczy, ściśnięte brwi. I jeszcze mówić o sobie nie umiem. Wczoraj miałem w głowie kompletną sieczkę, przedwczoraj masę zawieszek ( siedziałem przez 20 minut w aucie i rozkminiałem zanim w ogóle ruszyłem). Spowrotem palę masę fajek, nic nie jem, nic nie robię, tylko czekam na

zbawienie, które nie przychodzi. Matka wyzywa mnie od ćpunów, mówi, że to marihuana wyżarła mi mózg i zrobiła ze mnie debila(miałem najlepszą maturę w klasie, mimo, że kumple śmiali się jak im powiedzialem co napisałem) i w ogóle ostatnio głupio sie czuje. Z resztą w ogóle zawsze głupio się czuje. i tyle. może wstydzę się swojej głupoty przed ludźmi.

Sam już nie wiem. To życie jest teraz takie bez sensu. Jakieś idiotyczne.

Z dziewczyną nie wyszło(WHY???), studia powtarzam, gadam z moją byłą.

Chciałbym się zmienić, zdobyć dziewczynę o której marzę, być dobry na studiach, mieć kilkoro dobrych znajomych(ktorzy nie palą szlugów ani trawki), mieć szczęśliwe życie i w ogóle być funny&ok. kończę już.

Co o mnie myślicie? Czy jestem debilem? Mam szanse z laską? Czy wiecie w czym tkwi mój problem?Trzeba mi pasem przyłożyć a nie się rozczulać?Czy wódka mi pomorze?Co zrobić żeby się nie bać?Co zrobić żeby być sobą?Co zrobić żeby wygrać to życie?Co zrobić żeby mieć spokój?Chcę to wszystko wiedzieć, a kiedyś tak w ogóle chciałbym pomagać innym z podobnymi problemami!!!

 

PS.Od dziś biorę EFFECTIN bo normalnie nie umiem nigdy wstać z łóżka(fale niepokoju, głównie myśli"fuck, znowu sie obudziłem")

Czy on pomoże na spadki nastroju?Czy w ogóle te cholerne leki rozwiązują jakieś problmy, czy są tylko "wspomagaczem"?(bo jak tak to u mnie nie mają czego wspomagać - nie przejawiam żadnej inicjatywy żeby sobie pomóc i niczyich rad nie słucham, nie ucze sie na swoich błędach i jestem uparty i głupi)[/b]

 

POZA TYM BARDZO SIE WSTYDZE, ZE TO WSZYSTKO NAPISALEM I OBAWIAM SIE DWOCH RZECZY:IGNORANCJI ALBO FALI KRYTYKI.

NIE OSZCZEDZAJCIE MNIE JEDNAK. POWIEDZCIE CO MYSLICIE.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Camillo rozejrzyj się w koło, na pewno jest obok ciebie ktoś bliski, komu na tobie bardzo zależy i jeśli wyciągniesz rękę po pomoc, powiesz o swoich problemach uzyskasz wsparcie i motywację.

 

dodawać nic nie muszę!

 

związek mi sie rozpadł,

jestem i kocham tylko mi pozwól!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wzialem wczoraj pierwsza dawke leku-tragedia. Dobrze ze nie musialem rano isc do pracy. Czulem sie zdrowo nachlany.

Tak to już jest, zajrzyj do działu o lekach, jest poniżej depresji, tam możesz poczytać, jakie jeszcze efekty uboczne się pojawią i doradzić innych, którzy zażywają to samo, co Ty.

 

jestem i kocham tylko mi pozwól!!!

Pozwól ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hey,

 

z tym niechcemiem to mam to samo. Zostały mi trzy egzaminy i zawalilem w czerwcu i poprawki tez, kolejna praca, bo w poprzedniej sie ślizgalem aby jak najdluzej, i mase innych rzeczy. Wczesniej zdawalem 11 w sesji a teraz 3 zawalilem, nie mialem problemów z organizacją, a teraz z wymiana dowou ide już 2 m-ce. Poprosu mi sie nie chcialo i nie z lenistwa ale cos mnie blokowalo. To wynika z tej choroby, brak zainteresowania, spadek koncentracji, wszystko pod górę. Ma sie wrazenie ze kazdy jest przeciwko tobie, kazda sytuacja sprawia ze sie cofasz. Ale musisz o tym mówić, przynajmniej najblizszym. Nam sie wydaje że tylko my chorujemy, a jak powiesz o swojej chorobie to sie okazuje ze sam nie jesteś. No i oczywiscie wizyta u specjalisty. Niestety trzeba sie pogodzic z tym że lekarz nie postawi ciebie na nogi od jutra. Im szybciej tym lepiej. Ja zwlekałem, nie dopuszczalem mysli, że to mnie dopadło. Dopiero poszedłem jak swiat zaczal mi sie walic na glowe.

Trzymaj sie i wacz, choc to zajeb... trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyobraźcie sobie człowieka z "nienarodzoną osobowością"(zamkniętą, skrytą, cierpiącą w środku), który nagle dobywa z siebie krzyk, któremu sam się dziwi(krzyk mocy, ale jednocześnie długo tłumionej rozpaczy).

No więc ten krzyk, który ze mnie wyszedł z tej kłótni sprawił, że moja osobowość wyszła na jaw. Czułem go głęboko w krtani, czułem, że to wreszcie MÓJ PRAWDZIWY KRZYK oddający PRAWDZIWE UCZUCIA.

I tak się narodziłem w wieku 20 lat.

Hym, jest dużo ludzi, którzy dopiero po jakimś dlugim czasie odważyli się być sobą, ze mna też tak po części bylo. Tzn bylam soba ale nie przed innymi. Bardzo dobrze, że się jednak przebileś przez tą maskę- to podstawa żeby nauczyć sie być sobą.

widze, że w Towim życiu panuje chaos i wiem jakie to męczące bo zmagalam się z nim latami. Ale da się temu zaradzic.

 

Sam już nie wiem. To życie jest teraz takie bez sensu. Jakieś idiotyczne
Chciałbym się zmienić, zdobyć dziewczynę o której marzę, być dobry na studiach, mieć kilkoro dobrych znajomych(ktorzy nie palą szlugów ani trawki), mieć szczęśliwe życie i w ogóle być funny&ok.

zobacz czyli jednak życie ma sens bo masz marzenia które chcesz spelnić ;)

Co o mnie myślicie?

Że jesteś chlopakiem który się zagubil w swoim życiu i wlaśnie stara się zrobić coś bardzo wartościowego- odnaleźć się w nim ;)

Czy jestem debilem?

Nie.

Mam szanse z laską?

Moim zdaniem masz ale moze najpierw uporządkuj troche swoje życie?

Czy wiecie w czym tkwi mój problem?

Zagubileś się. Musisz się odnaleźć. Wiesz juz czego chcesz więc zmierzaj w tym kierunku, idź do przodu i zbuduj na nowo swoje życie.

Trzeba mi pasem przyłożyć a nie się rozczulać?

Trzeba Ci dać do zrozumienia, że nadszedl wlaściwy moment w którym możesz zacząć wszystko od nowa :)

Czy wódka mi pomorze?

Nie pomoże tylko pogorszy sprawę.

Co zrobić żeby się nie bać?

pokonaj strach, pamiętaj że lęk jest tylko w Twojej glowie- mozesz go pokonać- pokonuj go każdego dnia. W końcu stanie się maly a z czasem zniknie.

Co zrobić żeby być sobą?

pozwól sobie być sobą, nie bój się tego. Zaakceptuj siebie takim jakim jesteś i takiego siebie doceń- przekonasz się że bycie sobą to najlepsze co moze byc.

Co zrobić żeby wygrać to życie?

Masz wielkie szanse je wygrać, bo tego naprawdę chcesz. To już duży krok za Tobą. Musisz walczyć o to życie- każdego dnia. Wtedy wygrasz. Powinieneś zacząć je porządkować zapomnieć o tym co bylo i skupić się na tym czego chcesz teraz. I dzialać w tym kierunku.

Co zrobić żeby mieć spokój?

Musisz troche popracowac nad soba i życiem, a nawet bardzo. Wtedy zacznie przychodzić spokój, bo poczujesz ze masz kontrolę.

 

głównie myśli"fuck, znowu sie obudziłem")

zacznij mysleć tak: obudzilem się i mam cel na dzisiaj zrobic cos wartosciowego w moim zyciu, jakis kroczek w kierunku szczęscia. Jak Ci się uda polozysz sie spac z myślą: udalo mi się i poczujesz satysfakcję, co da Ci silę do dzialania nastepnego dnia.

Musisz wierzyć w siebie i w to, że dasz sobie z tym rade. Pamiętaj masa osób się zagubila i potem odnalazla . Powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Kiedyś pod innym, nieaktywnym juz nickiem wspominałem o moich problemach. Uczuciu pustki, samotności, bezsensu życia itp. Zgodnie z Waszymi radami udalem się na wizyte do psychologa.

Po dwóch spotkaniach psycholog powiedziala mi ze jej zdaniem cierpię na zaburzeia nastrojowo-emocjonalne (?) spowodowane zmianą otoczenia oraz rozczarowania nim. :shock:

 

Zastanawiam się czy ktoś z Was chorowal na coś podobnego.

Chciałem również spytać się czy moje spotkania z psychologiem i przyszłaterapię może finansować NFZ, a jeżeli tak to czy jako osoba niepełnoletnia sam mogę to załatwić i czy nie bedzie o tym wspominane na jakiś rozrachunkach, ubezpieczeniach itp.

Zależy mi na nie informowaniu rodziców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Back. Back. Back. How fucking far back do you go?"

 

Zaczęłam cytatem z filmu "Prozac Nation". Warto wspomnieć na początek, że moja choroba może mieć podłoże genetyczne. Moja babcia zmarła w szpitalu psychiatrycznym, leczono Ją na depresję. Mój tata miał nerwicę.

Teraz ja. Brzmi to jak slogan w stylu "Teraz Polska!" :P :)

Może Was zadziwi to co tu znajdziecie, ale tak, ja mam poczucie humoru. Umiem śmiać się z mojej choroby. Ba! Ja postanowiłam śmiechem ją pokonać. No i prozakiem, chociaż ostatnio mi się po nim troszkę odbija...

:)

Mam 18 lat i bagaż doświadczeń na grzbiecie. Szukanie przyczyn depresji jest zadaniem bardzo trudnym, pozostawmy to specjalistom. Napewno miały na to wpływ różne trudne sytuacje w rodzinie.

 

Pamietam, mialam wtedy 15 lat, dokladnie 3 lata temu... moze 4. Nagle pojawila sie u mnie niesamowita niechec do szkoly. Niechec tak wielka, ze ciezko mi to opisac slowami. Robilam sobie krzywde, byleby tylko nie pojsc do szkoly. Kazda chorobe, grype, przeziebienie, traktowalam jak wybawienie "Nie bede musiala isc do szkoly! Czyz to nie brzmi cudownie?" :> Zawsze najlepsza. Zawsze w czolowce. Egzamin jak ja go nazywam 'po podstawowkowy' napisamy najlepiej w miescie. Gimnazjum tez na samych piatkach. Liczne konkursy matematyczne, jezykowe. Inteligentna, zdolna, ambitna, wysportowana, lubiana. Jednym slowem nieprzecietna nastolatka. Zyc nie umierac, prawda? :). Niestety, wtedy moje zycie rodzinne wywrocilo sie dogory nogami, a ja nie umialam sobie z tym poradzic. Bylo gorzej, czasami lepiej, by potem znowu bylo zle. Ale jakos ostatkami sil znowu "wyciagnelam" srednia 5.0 na koniec. Pamietam, nawet olimpiade na szczeblu powiatowym z jezyka polskiego pisalam... To byly moje ostatnie tchnienia, ktore wydalam silac sie na cokolwiek.

Moi rodzice nigdy nie wymagali ode mnie dobrych ocen. Cieszyli sie z tego, ze nauka tak latwo mi przychodzi. Ale nie bylo presji. Tzn. presja byla, ale ja sama ja sobie stworzylam.

Potem przyszedl czas na liceum. Jedna z pierwszych na liscie, jakzeby inaczej ;). Ale juz wtedy wiedzialam, ze nie bedzie lekko. Nie moglam znalezc motywacji. W niczym, w nikim. W sobie. Nadomiar zlego wybralam nieodpowiedni kierunek. Mecze sie w tam. I tak "ciagnelam" jakos 2 lata. Teraz, w maturalnej klasie przyszlo zalamanie.

Od dluzszego czasu zle sie czulam. Przygnebiona, zrezygnowana, o bardzo niskim poczuciu wlasnej wartosci. Az pewnego dnia...

po prostu nie wstalam z lozka. Lezalam tak przez tydzien. Jadlam, bo mama przynosila mi jedzenia. Wstawalam tylko do lazienki. Przez tydzien sie nie mylam. Z nikim nie widywalam.

Nie wspomnialam nic o relacjach z rodzina. Kiedys nie bylo najlepiej, ale ostatnio sie wszystko poprawilo. Dlugo rozmawialam z siostra, ktora tez miala kiedys depresje. W koncu poprosilam o pomoc.

"Mamo, prosze Cie, pomoz mi. BO BOJE SIE O SIEBIE".

Trzy dni potem bylam u psychiatry. Nie zapisalam sie na terapie, bo nie czuje sie na to gotowa. Zazywam Seronil i Lerivon.

 

Moja historia nie jest jeszcze przesadzona. Walcze. Co prawda moj nick oznacza upadlego wojownika... Jednak upadly nie oznacza zwyciezony :).

 

prosze wszystkich rodzicow, ktorzy natrafia na ten post. WSLUCHUJCIE sie w swoje dzieci. Gdyby moi rodzice, tamtego dnia zareagowali inaczej, dzis by mnie tu nie bylo. Nie zrozumie depresyjnego ten, kto depresji sie doswiadczyl. Nie probujcie sobie wyobrazac jakie mechanizmy zachodza czasami w naszych glowach, bp my sami tego nie rozumiemy. Nie zastanawiajcie sie co nami kieruje, bo tego sie wytlumaczyc nie da. To choroba. Pomagajcie dzieciom wychodzic z tego gowna. My naprawde chcemy zyc. Tylko czasami w naszych glowach pojawia sie ktos obcy. Ktos kto uwaza zupelnie na odwrot...

 

Dziękuję.

 

--------

część 2.

"Breathing space"

Tak, czuję się inaczej. Gdy całymi dniami leżałam w pokoju z pozasłanianymi oknami, wpratrywałam się ślepo w sufit lub zamykałam oczy by nie widzieć wcale... wtedy nie mogłam zrozumieć co Wy tu wszyscy wypisujecie. "Tabletki zaczynają działać 2-4 tygodni po rozpoczęciu kuracji". Nie umiałam sobie tego wyobrazić - jak to?! wstanę któregoś dnia i będę się czuć .. DOBRZE?

 

A jednak. Stało się po 11 dniach. Miało to potrwać ok 5 dni, ale teraz wydaje mi się, że gdyby lekarz powiedział inaczej, to bym się zniechęciła na samym początku.

Od wczoraj jest inaczej. Od wczoraj nie boli. Nie wiem ile to potrwa, ale ciesze się tym co mam. Mam spokój. Brakowało mi tego, jestem tym bardzo wyczerpana. Co prawda dzisiaj nie ma takiej rewelacji jak wczoraj, ale nie jest źle :).

 

Niestety wraz z poprawą nastroju, pojawiły się skutki uboczne. Coś za coś. Od poczatku nie narzekałam na moje tabletki. Tylko pierwszego dnia czułam się lekko otumaniona i leciało mi wszystko z rąk. Ale potem, gdyby nie lekko rozszerzone źrenice, nikt, absolutnie nikt by sie nie zorientował, że biorę leki. A że w oczy nikt nie patrzy...

Najsmutniejsze dla mnie jest wypadanie włosów. Boję się, że jeśli to nie ustanie, będę je musiała ściąć. Dla mnie moje włosy znaczą naprawde bardzo duzo. Już raz musiałam je ściąć z powodu choroby. Nie chcę nawet o tmy myślec :/. Pojawiła mi się suchość w ustach, ale tylko jednego dnia, wiec nie wiem nawet czym to bylo spowodowane. Gorzej z zawrotami głowy. Raz przy probuje podniesienia czegoś z podłogi mocno uderzyłam głową w klatkę z moim małym zwierzaczkiem :), która stała na meblach. Do dziś nie wiem jak mogło mnie "odrzucić" o pół metra, żeby to się stało, a jednak :P. Bez guza się nie obyło :). Coż, zdarza się najlepszym. Czasami zawoty głowy pojawiają się gdy siedzę. Zobaczymy jak to będzie dzisiaj.

 

Niestety nadal niewyobrazalnie sie stresuje. Bardzo zle znosze sytuajcje stresowe. Najbardziej rzucają się w oczy moje dłonie, które ciagle sa wtedy w ruchu.

Czuję się inaczej. Nie da się tego ukryć. Ale dziś już nie rozmyślam. Nie analizuje.

 

Zaakceptowałam tę rzeź umysłu :). Czuję, że dają mi -tabletki- przestrzeń. Pozwalają się zdystansować do samej siebie.

 

--------

part III.

"Powerless"

Jakby wykrakane... Ale musiałam się z tym liczyć. Takie są oznaki tej choroby.

Uciekam w sen, pod stary dobry kocyk.

:((((((

 

--------

dopisek nr 4.

Witam wszystkich. Po lekkim upadku pora znowu wypłynąć na powierzchnię. Dzisiaj mam naprawdę udany dzień. Byłam w szkole, nie miałam większych stresów, nawet udało mi się dobrze napisać sprawdzian z przedmiotu, z którego byłam jeszcze 2 lata temu zagrożona :P. Dziś znów wierzę. Znowu odzyskałam przestrzeń. I chociaż jeszcze 2 dni temu czułam cały ciężar tego świata na sobie - dziś oddycham swobodnie.

Cała ta depresja... chyba nie stało się to przez przypadek. Miałam coś zrozumieć. I nie zdziwie sie, jak ktoregos dnia stwierdze, ze to co jest moim przeklenstwem, okaze sie wybawieniem.

Było zle. Było bardzo zle. I nie wierzyłam ze bedzie lepiej. Dzis znowu jest. I pewnie wroci dzien, gdy znowu wyda mi sie "tym razem naprawde koniec". Ale w koncu wygram. Zobaczycie :)

 

ps. jak pewnie zauwazyliscie, pisze tu troche w formie pamietnika, ale to mi pomaga. Nie zmienia to jednak faktu, ze chetnie nawiaze kontakt z innymi smutaskami ;). jesli macie problem, chcecie po prostu pogadac to nie krepujcie sie. tu, albo bardziej prywatnie. pozdrawiam,

fallen_warrior

post edyt./zmiana temat, mod. Jaśkowa

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć!

U mnie w domu też było podobnie, rodzice mieli do mnie tylko pretensje, gdy z nimi mieszkałam, mama głównie ze mnie drwiła, ojciec nieraz bił. Tez czułam się nic nie warta, a może wciąż się tak czuję. Od lat biorę leki antydepresyjne i one pozwalają mi myśleć o sobie dobrze. Miałam w życiu dużo szczęścia, udało mi się wyprowadzić od rodziców, znaleźć dobrego człowieka, który mnie pokochał. Ale nie udałoby mi się to, gdybym nie poszła do psychiatry. Wiem, że tabletki na poprawienie nastroju to tylko półśrodek ale wolę je brać niż żyć wiecznie wspominając całe zło, które mnie spotkało. Niektórym pomaga psychoterapia, mi nie pomogła, a może trafiłam na kiepskich terapeutów. Nie wiem, czy leczysz się w jakikolwiek sposób, ale jeśli nie to spróbuj - obojętnie, czy u psychiatry czy u psychologa. Gdy wyjdziesz z dołka na pewno łatwiej będzie Ci zmienić swoje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam to jak swoją własną historię. Jeszcze nie wiem jak sobie z tym radzić, od paru dni biorę leki "rozweselające" i może one pomogą mi trochę uwierzyć w siebie i unieść trochę wyżej głowę. Będę z Wami w kontakcie i na bierząco będę informować o postępach. A rada dla Ciebie Luthien: musisz zdać sobie sprawę z tego, że w Twoim życiu właśnie Ty jesteś najważniejsza, a dopiero potem inni ludzie, bo jeśli nie pomożesz sobie i nie zadbasz o siebie najpierw, to zawsze Twoje kontakty z innymi będą tak wyglądały, bo będziesz spychała siebie na margines. W miarę możliwości wychodź wszędzie pierwsza, pewnie i zajmuj się czym możesz, bo wtedy przestaniesz myśleć o zbędnych rzeczach.

Ale do przebywania w większej grupie ludzi też bym się nie zmuszała, bo pytania w stylu "co się dzieje?" wcale nie pomagają, a nawet działają z zupełnie odwrotnym skutkiem.

Też mam nadzieję, że tutaj znajdę zrozumienie i akceptację.

 

Depresja to nie wyrok, to choroba, którą się leczy. To mnie jeszcze przy życiu trzyma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem ze wstydzisz sie przyznac rodzicom ze masz problemy i ciezko jest sie przelamac ale to czasami pomaga (o ile mamy wyrozumialych rodzicow) i czesto wsparcie rodziny to kluczowy punkt zaczepienia w walce z nasza psychika bo przecierz rodzina powinna zapewnic nam bezpieczenstwo i poczucie iz jestemy im potrzebni ;) zastanow sie nad tym porozmawiaj o tym ze swoim terapeuta moze Ci doradzi co i jak...powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałem również spytać się czy moje spotkania z psychologiem i przyszłaterapię może finansować NFZ, a jeżeli tak to czy jako osoba niepełnoletnia sam mogę to załatwić i czy nie bedzie o tym wspominane na jakiś rozrachunkach, ubezpieczeniach itp.

 

Musisz zadzwonić do regionalnego oddziału NFZ i zapytać, ponieważ jesteś niepełnoletni, a do rejestracji zawsze wymagają dowodu osobistego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz nawet pojęcia, jak dobrze Cię rozumiem - czuję się, jakbym miała "podwójną osobowość" już od lat, ciągle walczę, żeby ta "chora" nie wyszła na wierzch, bo sie jej wstydzę. Ale jakoś sobie radzę, raz lepiej, raz gorzej. Kiedyś przeczytałam książkę "Możesz uzdrowić swoje życie" i bardzo mi pomogła. Jeśli jeszcze je nie czytałaś to polecam, można się z niej nauczyć szacunku i miłości do samego siebie, a wydaje mi się, że nam, ludziom z depreską, tego najbardziej brakuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A rada dla Ciebie Luthien: musisz zdać sobie sprawę z tego, że w Twoim życiu właśnie Ty jesteś najważniejsza, a dopiero potem inni ludzie, bo jeśli nie pomożesz sobie i nie zadbasz o siebie najpierw, to zawsze Twoje kontakty z innymi będą tak wyglądały, bo będziesz spychała siebie na margines. W miarę możliwości wychodź wszędzie pierwsza, pewnie i zajmuj się czym możesz, bo wtedy przestaniesz myśleć o zbędnych rzeczach.

 

Próbuję. Czasem mi to wychodzi czasem nie. Coraz częściej myślę czy coś jest korzystne dla mnie czy tylko dla innych. Potrafię w niektórych sytuacjach postawić na swoim i moi znajomi też widzą te zmiany, bo nie daję się tak łatwo zmanipulować jak kiedyś. Mam nadzieję, że jak skończę studia, to w pracy dam sobie również tak dobrze radę jak na studiach, chociaż zdaję sobie sprawę, że praca dla kogoś z moim stanem psychicznym jest nieporównanie cięższa. Bo cały czas mi się wydaje, że robię źle i że nic mi nie wychodzi.

Niestety są sytuacje, które powodują załamanie. Właśnie w ostatni piątek takie przeżyłam. Wystarczyło, że poczułam się mało doceniona, a już wracając do domu wieczorem brakło mi powietrza i nie potrafiłam powstrzymać się od płaczu. Jednak dzięki Bogu takie kryzysy trwają coraz krócej. Lekarstwem na nie jest znalezienie jakiegoś pozytywu w swoim życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję sie, nie wiem czego, czuję ogromne rozdarcie, bardzo się starałam przez całe zycie a teraz nie mam nic z tego. To taki fizyczno-psychiczny ból. Czuę że przegrałam. Ogromne uczucie porażki towarzyszy mi codziennie. Coś przeoczyłam? Z czymś nie dałam sobie rady? Jestem jakby zawieszona w próżni, świat idzie do przodu, dzień za dniem, a ja wypadłam niczym z pędząccego pociągu... Czy jest tutaj ktoś kto czuje podobnie? Czy jest ktoś kto mnie słyszy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Ewawe, dość długo borykałam się z takim właśnie problemem.... Jednak po wielu przemyśleniach, rozmowach z ludźmi, którym na mnie choć trochę zależało, stwierdziłam, że jednak jest chyba coś wartościowego w tym co robie i w tym jaka jestem. Dalej idąc tym tropem - że są jednak rzeczy (sytuacje, zdarzenia) w których jestem po tej raczej wygranej stronie. im więcej umacniam się w tym przekonaniu, tym odważniej do życia i do samej siebie podchodzę. Ten pędzący pociąg okazuje się ma jakieś stacje, na których można wsiąść do niego spowrotem. Wierzę, że i Tobie uda się dojść do podobnych wniosków.

Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ewawe, dobrze, że do Nas trafiłaś. Tutaj nikt nie zostawi Cię samą sobie. Nie możemy być z Tobą fizycznie, jednak siłą słowa możemy Cię wesprzeć i zmotywować, a tego tak często brakuje. Czasem trzeba upaść na samo dno, aby się odbić i wzlecieć jeszcze wyżej.

Pozdrawiam cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×