Skocz do zawartości
Nerwica.com

obrażanie Boga w myślach przez nerwicę?


znerwicowana92

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chodzi o seks, to czy nie Ty kiedyś wspominałeś, że osoby po 30ce, które nie mają doświadczeń seksualnych, są pod silną presją społeczną i uważane za dziwolągi? To jest właśnie Twój wyzwolony postmodernizm.
pewnie pisałem, ale kiedyś też bym był pod presją jakbym po 30-ce czy nawet 25-ce kawalerem był jeszcze więc na jedno wychodzi. A po drugie nie przesadzajmy z tą nowoczesnością Polski w korporacjach pracuje góra 10% Polaków, a dla 90% Poalaków jak wskazują badania socjologiczne najważniejsza jest rodzina, kariera zajmuje dalekie miejsce. Czasami mam wrażenie że Ty patrzysz na świat przez pryzmat wielkomiejskiej wyzwolonej klasy średniej, która jest tylko małym wycinkiem polskiej rzeczywistości, owszem w mediach bardzo obecnej ale jednak mało reprezentatywnej dla całej Polski. Większośc Polaków ma w nosie feministki, nie popiera aborcji, kariera też nie koniecznie jest najważniejsza zwłaszcza dla kobiet. Ja mieszkam w małym miasteczku, mam kupę rodziny na wsi i widze że dla większości kobiet najwazniejsze jest posiadanie dzieci i męża który je utrzyma i nawet te które robią kariery tez chca mieć dzieci tylko po 30-ce raczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92, Z tego co wiem to w przypadku antykoncepcji inaczej są traktowane przypadki kiedy ktoś "wie lepiej" co jest dobre a co nie, a inaczej kiedy ktoś nie może stosować antykoncepcji naturalnej, np. z powodu hormonów itp. Zasadniczo te sprawy roztrzyga się we własnym sumieniu i ze spowiednikiem, ale trzeba sobie znaleźć jakiegoś dobrego, bo można też źle trafić..

chciałbym docenić też poniższy głos rozsądku:

Fakty są takie, że obsesje o tematyce religijnej- najczęściej myśli obrazoburcze i bluźniercze nie są w tym zaburzeniu czymś niezwykłym, powiedziałbym wręcz, że są w nerwicy natręctw zjawiskiem nader częstym i powszechnym. Było już to sto razy wałkowane- grzeszyć można również myślą, ALE obsesyjne myśli w NN są wynikiem zaburzenia treści myślenia wynikającego z zaburzenia psychicznego. To z kolei jest wynikiem uszkodzeń pewnych partii mózgu, nieprawidłowości w neuroprzekaznictwie, zakłócenia procesów psychologicznych. Reasumując- mimo, iż chory ma krytycyzm i wgląd we własne zaburzenie to jego myśli nie są zawinione, gdyż są kontrastowe, egzogenne, co za tym idzie sprzeczne z normalnym myśleniem, moralnością i światopoglądem osoby, której dotykają. Zatem obsesyjne myśli o charakterze obrazoburczym nie są grzechem, a w każdym razie nie są grzechem zawinionym. Pewnie już ktoś to napisał w tym wątku albo gdzieś indziej na tym forum.

A tu znowu to samo- wierzenia, dogmaty, doktryny, instytucje, systemy etyczne, istoty nadprzyrodzone... bla bla bla. Tutaj powinna się toczyć rozmowa na temat możliwych sposobów radzenia sobie z tymi obsesyjnymi myślami (i nn w ogóle), które de facto symulują grzechy i wpędzają w fałszywe poczucie winy nakręcając spiralę lęku, a nie o realnych grzechach, którymi te z całą pewnością nie są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kobiety, które wychodzą za mąż w wieku 21-23 lat też działają pod presją, bo ''wszystkie moje koleżanki już mają męża'' lub ''rodzina będzie nalegać'' albo ''to najlepszy moment na zostanie matką''. Takie małżeństwa zazwyczaj nie są szczęśliwe i trwałe.

vifi-Wiem, że kiedyś przeczytałam coś w stylu ''Istnieją przypadki, w których Kościół mimo, że nie popiera sztucznej antykoncepcji, to jej nie potępia''. Nie wiem jednak kiedy dokładnie tak się dzieje. Jutro zamierzam porozmawiać o tym z moim spowiednikiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam zagwozdkę- no bo obsesyjne mysli o charakterze obrazoburczym i bluznierczym sa rzecza powszechna w nn. A co w sytuacji, gdy ktos ma na odwrot- jest niewierzacy, a doswiadcza obsesji o tematyce proreligijnej, ktore sa kontrastowe, egzogenne- sprzeczne z jego swiatopogladem i nie wynikaja z epizodu psychotycznego ani naglej potrzeby ducha, ani nie sa glosem sumienia. :P Ach- zapomnialem to wynik uboczny ogladania przed snem serialu o demonach ktore np. przedtem byly ludzmi i zostaly demonami po zaprzedaniu duszy w zamian za przedluzenie penisa o kilka cm i odbebnienie kilkudziesiecu lat w piekle, aniolach ktore na fazie w obecnosci Głodu (jezdziec apokalipsy) zajadaja cheesburgery, a po upadnieciu zostaja buddyjskimi guru organizuja orgie, lucyferku uwolnionym z piekla, ktory sie wkurzyl na tatusia i postanowil zrobic jesien sredniowiecza na Ziemi, Bogu ktory wystepuje w postaci personifikacji nawiedzonego pisarza science fiction- + srodki psychotropowe.

 

Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale natręctwa mają właśnie to do siebie, że są sprzeczne z potrzebą naszego ducha i zawiera się nich jakiś lęk. Każdy jest inny, więc co innego jest dla niego straszne.

Dla osoby niewierzącej, straszne może być samo to, że podlega takim "poniżającym" lękom. Z drugiej strony zjawiska nadprzyrodzone są dla niej czymś nieistniejącym, więc paradoksalnie nie jest z nimi oswojona i nie ma ochronnej bariery. Ktoś kto wierzy w diabła, anioły, Boga, przywykł trochę do takich rzeczy i ma to jakoś poukładane, poszufladkowane - w co ma wierzyć, w co nie, ma też jakiś pozytywny obraz tych zjawisk (obraz dobrego Boga), który chroni przed lękiem przed demonami - bo w tej bajce (piszę z Twojego punktu widzenia) Bóg ma większą siłę niż demony.

Pociechą oczywiście może być dla takiej osoby to, że osoby wierzące wpadają czasem w jazdy religijne, bo wiara staje się dla nich czymś zbyt magicznym, determinującym i tracą poczucie własnej podmiotowości, czują się zniewolone "zasadami" i przewagą Boga, który ma zawsze rację i z którym nie można dyskutować. Moim zdaniem nerwica natręctw polega na utracie poczucia własnej podmiotowości. Osoby niewierzące mogą z kolei częściej czuć się zdeterminowane prawami biologii (lęki przed śmiercią), kultem ciała (obsesje na punkcie wyglądu) czy seksualnością (np. lęk przed pedofilią) - choć nasza kultura wbiła wszystkim do głowy tak mocno determinizm seksualny, że wiara też już raczej przed tym nie chroni - na przykład przed lękiem, że drzemią we mnie pedofilskie siły, które są mi już bezwzględnie przypisane i być może jestem skazany na pociąg do dzieci, jeśli "padło na mnie".

W każdym razie każdy ma swojego mola, co go gryzie.

 

Myślę też- ale to tylko moje swobodne przypuszczenia - że taka osoba - oczywiście hipotetyczna- jeśli doświadcza takich obsesji parareliginych, to może w niej narastać antyreligijna zapiekłość. No bo chciała by być wolna od wszelkich "zabobonów" i w pełni racjonalna, a tu jakieś magiczno-metafizyczne hocki klocki. Więc musi na czymś wyładować swoją złość i może "obwiniać" religię, że wzbudza w nim te lęki. Choć serial o demonach to akurat "średnio" religijna rzecz.

 

; )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że kiedyś przeczytałam coś w stylu ''Istnieją przypadki, w których Kościół mimo, że nie popiera sztucznej antykoncepcji, to jej nie potępia''. Nie wiem jednak kiedy dokładnie tak się dzieje. Jutro zamierzam porozmawiać o tym z moim spowiednikiem.

ja słyszałem że jak w małżenstwie ktoś ma aids to kościół dopuszcza używanie prezerwatyw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-Rozumiem i szanuję Twój punkt widzenia, ale statystyki mówią wyraźnie-naturalne metody są zawodne. Co prawda zdarza się, że pigułki też, przez zażywanie antybiotyku czy zatrucie pokarmowe, ale wtedy mamy pewność, że pigułka nie zadziała. Zaleca się wtedy dodatkowe stosowanie prezerwatywy. Jak dla mnie nie byłoby problemu prowadzić kalendarzyk i przestrzegać go, ale co mam zrobić, jeżeli cykl najprawdopodobniej nigdy mi się nie unormuje? Mam żyć w wiecznym strachu, że na pewno wpadnę. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, ale jestem coraz starsza i coraz bardziej świadoma. Jeżeli jednak okazałoby się, że jestem bezpłodna(to też może się zdarzyć w mojej chorobie), to byłaby to przeszkoda do zawarcia małżeństwa. A podobno Kościół nie dyskryminuje

 

Bezpłodność nie jest żadną przeszkodą do zawarcia małżeństwa. To bzdura.

Nieregularny cykl nie jest przeszkodą, żeby określać dni płodne i niepłodne.

Co do statystyk - życie to nie statystyka. Dlaczego uważasz, że całe życie będziesz się bać ciąży? Ludzie w pewnym momencie życia chcą mieć dzieci, więc dlaczego masz żyć w wiecznym strachu? Metody naturalne są dla małżeństwa- według Kk, i według Kk celem małżeństwa nie jest stuprocentowe uniknięcie potomstwa, więc metody nie muszą mieć 100% skuteczności. Nie wiem jakie są statystyki, ale z tego co kiedyś czytałam, zaniża je fakt, że ludzie często nie znają niektórych szczegółów i mają przy jej stosowaniu po prostu błędne założenia, ale jest wiele dobrych opracowań, jak to stosować i można się przyłożyć i z nimi zapoznać.

Jeśli chodzi o wielodzietne katolickie małżeństwa, to zwykle mają one tyle dzieci, bo chcą, a nie z powodu wpadki. Specjalizuje się w tym neokatechumenat - oni po prostu mają taki pęd - żeby mieć mnóstwo dzieci. Jeśli też kobieta ma, dajmy na to czwórkę, to nie ma już tak dużo do stracenia - bo i tak siedzi z nimi w domu, nie robi kariery, a dzieci dają jej radość, więc chce ich mieć coraz więcej. Poza tym bycie w ciąży podobno bywa bardzo przyjemne - hormony dają euforię - i mam wrażenie, że niektóre kobiety się od tego po prostu uzależniają i dlatego chcą znowu być w ciąży - i to nie są "wpadki".

Poza tym przestrzeganie metod naturalnych nie jest sensem życia ani najważniejszą sprawą w małżeństwie - najważniejsze jest myślenie o dobru drugiej osoby, tej z którą żyjesz. Nie chcę szerzyć relatywizmu, ale celem małżeństwa, nawet wg Kk, nie jest stosowanie kalendarzyka, więc nie wiem czemu stawiać tę sprawę w centrum. W dodatku nie jest to problem dla Ciebie na teraz. Sęk może w tym, że potrzebujesz seksu (fizycznie, emocjonalnie), a nie potrzebujesz jeszcze mieć dzieci - i dlatego przeraża Cię skojarzenie jednego z drugim. Ale jeśli się kogoś kocha, to chęć, żeby mieć z nim dziecko się naturalnie pojawia i nie jest to takie straszne. Zwłaszcza jak weźmiesz z tym kimś ślub. Na razie nie jesteś mężatką, więc antykoncepcja nic Ci nie robi - bo żeby nie grzeszyć, musisz czekać z seksem do ślubu, a jeśli z kolei będziesz to robić przed ślubem, to z punktu widzenia zbawienia Twojej duszy stosowanie antykoncepcji nie ma specjalnie znaczenia - bo i tak grzeszysz i tak.

 

-- 09 maja 2013, 02:36 --

 

Wiem, że kiedyś przeczytałam coś w stylu ''Istnieją przypadki, w których Kościół mimo, że nie popiera sztucznej antykoncepcji, to jej nie potępia''. Nie wiem jednak kiedy dokładnie tak się dzieje. Jutro zamierzam porozmawiać o tym z moim spowiednikiem.

ja słyszałem że jak w małżenstwie ktoś ma aids to kościół dopuszcza używanie prezerwatyw.

 

A ja słyszałam, że jeśli na przykład mąż jest przez dłuższy czas za granicą i widzi się z żoną tylko przez kilka dni, nie planują w tym czasie dzieci z ważnych powodów, a te dni są akurat "płodne", to jest to wystarczający powód, żeby użyć antykoncepcji - bo w tym wypadku najważniejsze jest zachowanie między nimi więzi.

Od księdza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jutro zamierzam porozmawiać o tym z moim spowiednikiem
Ale to nie ten co cię straszy? Powinien wiedzieć że chorujesz na skrupuły (nerwicę) bo to naprawdę dużo zmienia.

Pewnie część księży marzy o takich skrupulanatach przejmujących się każdym grzechem i nie zależy im na luźniejszym podejściu do wiary i grzechu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Viii-Nie jestem dokładnie pewna kiedy, ale zdaje się, że przed Pierwszą Komunią, na lekcji religii. Piekłem straszył mnie ksiądz w konfesjonale, a katechetka powiedziała, że jeżeli ktoś się nie spowiada przez określony czas to jest martwy."

 

Czy to jest zgodne z prawdą? Ja się nie spowiadam - a żyję. Są na sali inni którzy się nie spowiadają - a żyją?

 

Istnieje rzeczywistość i istnieje Twoja interpretacja rzeczywistości. Rzeczywistość to to, co doświadczasz zmysłami (szósty zmysł też się liczy). Interpretacja to wszystko pozostałe.

 

"Stefan zesikał się w gacie" – to jest rzeczywistość.

 

"To było złe" – to jest interpretacja (nie możesz doświadczyć zmysłami, że coś jest złe).

 

"Portfel leży na stole" – rzeczywistość.

 

"Stefan to idiota" – interpretacja, bo założę się, że to, co reprezentujesz w swojej głowie pod pojęciem "idiota" nie istnieje w rzeczywistości, nie możesz tego doświadczyć zmysłami.

 

Rzeczywistość to prawda. Interpretacja to interpretacja. Żadne przekonanie będące interpretacją nie może być prawdziwe lub nie prawdziwe. Jeżeli przekonanie będące interpretacją rzeczywistości mogłoby być prawdziwe lub nie, to co przyjąłbyś za kryterium prawdziwości tego przekonania?

 

2. Interpretacja jest kwestią wyboru, o ile zdajesz sobie sprawę z tego, że jest inerpretacją i nie mylisz jej z rzeczywistością. To, co np. oceniasz jako złe, jest kwestią Twojego wyboru. Ale są ludzie, którzy uważają, że to, że coś jest złe jest jedyną prawdą objawioną. O tych ludziach mówię, że mylą interpretację z rzeczywistością.

 

Przekonania o rzeczywistości natomiast niekoniecznie są kwestią wyboru. Mogę Ci powiedzieć np. że za chwilę na całą Polskę spadnie meteoryt i nawet jeżeli będziesz chciał w to przekonanie uwierzyć, to w nie nie uwierzysz, bo nie masz wystarczających dowodów na to."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeżeli ktoś się nie spowiada przez określony czas to jest martwy."
a ja na kazaniu na mszy usłyszałem że człowiek niewierzący nie jest godny miana człowieka i że jest wtedy tylko zwierzęciem. :mrgreen:

A to że grzechy nie są obiektywną prawdą, są nie badalne i nieweryfikowlane to wiadomo i dotyczy to wszystkich religii.

Wedlug mnie każdy kto przejmuje się grzechami, zważa w każdym uczynku, myśli aby ich nie popełniać cierpi w jakimś stopniu na nerwicę natręctw, tylko taką kulturowo akceptowalną a nawet pożądaną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lol, gadacie tu o antykoncepcji :D ja jestem za :yeah:

co do księży, ostatni raz u spowiedzi byłam... :lol: przed bierzmowaniem, czyli ładnych kilkanaście lat temu. i mi wtedy jeden księżulo powiedział, że jestem złaaaaa, moje serce nie kocha jezusa ;) pójdę do piekła i w ogóle. za co? aaa za takie typowe grzeszki dziecięce.

wyszłam stamtąd i się trzęsłam. no i tym sposobem mnie księżulo wyleczył z katolicyzmu :twisted:

w sumie jestem wdzięczna, jakby się zastanowić.

 

w ogóle dorośli ludzie opowiadający księdzu o swoim życiu seksualnych to jest chory pomysł :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-Może trochę źle się wyraziłam. Gdy wyjdę za mąż(jeżeli w ogóle wyjdę) to tylko z miłości, a jeżeli będę kochać męża ze wzajemnością to będę chciała mieć z nim dzieci. Ale troje, ew. czworo, a nie dziesięcioro. Nie chodzi mi o to, że wtedy zostałabym ''kurą domową'', ale nie dałabym na to rady finansowo i fizycznie. Ciąża jest przyjemna? Nie wiem, mama mówiła mi, że w ciąży czuła się fantastycznie, ale wiele kobiet odczuwa nudności, wymiotują(tego się boję już teraz, bo mam emetofobię), są osłabione, mają zawroty głowy, nieprzyjemne uczucie w pęcherzu i kręgosłupie, są rozdrażnione. Drugi fakt z prowadzeniem kalendarzyka-jak mam wyliczyć cykl, jeżeli raz mam 23-dniowy, a innym razem 35-dniowy? W dodatku temperatura cały czas mi skacze(może przez nerwicę) i często łapię infekcję.

Dark Passenger-Dobrze mu zrobił. Szkoda, że ja tak nie umiem przyłożyć, bo chętnie wykorzystałabym tę umiejętność na niektórych ludziach z mojego otoczenia :)

Viii-Wg mojej katechetki z podstawówki już nie żyjesz, a wg niektórych księży już masz zapewnione miejsce w piekle. Na szczęście o wszystkim decyduje Bóg, a nie księża i katecheci. Nie rozumiem ich. Ci ludzie powinni naprowadzać ludzi na wiarę a nie straszyć, bo później są z tego same problemy.

carlosbueno-Ja słyszałam wypowiedź księdza, który nazwał ateistów poganami. Chyba powinien sprawdzić definicję tych dwóch wyrazów.

veganka-Teraz jesteś niewierząca? Jeżeli przez tego księdza to raczej on powinien się bać swojej przyszłości po śmierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92 - mam wrażenie że Twoja wizja życia po życiu ma tak duży wpływ na Ciebie - że nie pozwalasz sobie żyć tu i teraz w pełni". Analizujesz co robisz, co mówisz i co myślisz - sprawdzasz, cały czas sprawdzasz czy czasami nie popełniłaś grzechu. A jak nie popełniłaś to może nie wiesz że popełniłaś albo nie jesteś pewna czy to był grzech....itd. Czy dobrze mówię?

Robisz to ze strachu. Przed - no właśnie - tym co ksiądz powiedział i katechetka. Piekło, zło, zniszczenie i wiele innych.

 

Nie oceniam tego. Mam po prostu wrażenie że to Cię męczy - to ciągłe sprawdzanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92, jestem wierząca inaczej, nie uznaję Boga osobowego, w moim słowniku nie ma słowa grzech, uczynki rozliczam według własnego sumienia, moralne i niemoralne, dobre i złe, ale nigdy grzeszne. nie ma żadnego sądu ostatecznego, nie ma wiecznego potępienia, to jedna wielka bzdura. życie jest o tyle łatwiejsze, bo nie trzeba się tak spinać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Viii-Od niedawna mam właśnie tak jak mówisz. Zaczęły mi się myśli obrażające Boga i wtedy zaczęło się to analizowanie, że zostanę potępiona, itp. Gdy poszłam do spowiedzi z jednej strony czułam się spokojna, ale z drugiej niepokój mi się zwiększył, bo musiałam uważać by nie zgrzeszyć myślami. Wydaje mi się, że lepiej, żebym na razie się nie spowiadała, ale zrobiła porządek z nerwicą. Jest tylko problem, że w niektórych sprawach naprawdę grzeszę. Nie umiem zerwać z jednym przyzwyczajeniem, które jest grzechem ciężkim.

veganka-Rozumiem, że dla Ciebie taka postawa jest łatwiejsza, dla mnie byłoby to życie w strachu, bo wierzę w Sąd Ostateczny i potępienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale troje, ew. czworo, a nie dziesięcioro. Nie chodzi mi o to, że wtedy zostałabym ''kurą domową'', ale nie dałabym na to rady finansowo i fizycznie. Ciąża jest przyjemna? Nie wiem, mama mówiła mi, że w ciąży czuła się fantastycznie, ale wiele kobiet odczuwa nudności, wymiotują(tego się boję już teraz, bo mam emetofobię), są osłabione, mają zawroty głowy, nieprzyjemne uczucie w pęcherzu i kręgosłupie, są rozdrażnione. Drugi fakt z prowadzeniem kalendarzyka-jak mam wyliczyć cykl, jeżeli raz mam 23-dniowy, a innym razem 35-dniowy? W dodatku temperatura cały czas mi skacze(może przez nerwicę) i często łapię infekcję.

 

Nie mam sama doświadczeń z tymi metodami, ale z tego co widzę, to nie są aż takie "wpadkowe", żeby mieć 8-ro dzieci. Moi dziadkowie stosowali kalendarzyk - tak sądzę - i to pewnie w przestarzałej wersji- i dorobili się trójki dzieci. Moje dwie koleżanki, które to stosują, mają na razie po jednym. Rodzice koleżanki, bardzo gorliwi katolicy, mają czwórkę i ponoć trójka była planowana, a z czwartym mieli "niepewny" dzień i powiedzieli sobie "trudno, najwyżej będzie". I to już na pewno koniec, bo to emeryci.

Poza tym, jeśli się okaże, że to u Ciebie kompletnie nie działa i masz problem, bo już masz kilkoro dzieci albo ciężką sytuację, to się wtedy możesz zastanowić, a teraz nie ma sensu - bo raczej Cię to męczy. W ogóle takie analizowanie w oderwaniu od aktualnej sytuacji życiowej nie jest za dobre przy takich natręctwach. Jak już będziesz w tej konkretnej sytuacji, to się zastanowisz, co zrobić, uwzględniając wszystkie argumenty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dzieciństwie miałam natrętne myśli, wydawało mi się że szatan każe mi w myślach powtarzać "Bóg jest głupi, Bóg jest głupi, Bóg jest głupi.."

prawie codziennie miałam te myśli, jak się domyślacie byłam przerażona tym, że obrażam Boga i pójdę za to do piekła, zawsze kazałam sobie powtarzać, że 'Bóg jest mądry' 2 razy więcej razy niż 'Bóg jest głupi'. Ale te myśli i tak mi przebiegały przez głowę, żebym śpiewała, krzyczała, one i tak mnie dręczyły.

Oczywiście byłam wychowywana w katolickiej rodzinie, babcia uczyła mnie klepać pacierze i opowiadała o sądzie ostatecznym, a ja w to wszystko wierzyłam. Im bardziej byłam 'bliżej Boga' tym bardziej się bałam tego obrażania w myślach, które się oczywiście nasilały.

znerwicowana92, spróbuj sobie ułatwić życie a nie utrudniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, że dla Ciebie taka postawa jest łatwiejsza, dla mnie byłoby to życie w strachu, bo wierzę w Sąd Ostateczny i potępienie.

 

A w wyznaniu wiary mamy inaczej: "grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny, amen" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-Myślę o tym już teraz, bo wiem jak może wyglądać moja przyszłość. Wiedząc, że za kilka lat pewnie będę ciężko grzeszyć, trudno jest mi teraz się spowiadać. Najpierw chyba powinnam wyleczyć się z nerwicy, a dopiero później pogłębić moją wiarę, bo w chwili obecnej powstrzymywanie się od czegokolwiek i walka z nerwicą naraz są dla mnie zbyt trudne.

Wiem, co mamy w wyznaniu wiary, ale istnieje też potępienie i to mnie przeraża :(

veganka-Ja też miałam natrętne myśli, najczęściej w czasie modlitwy. Nie zwracałam na nie wtedy uwagi, bo myślałam ''To nie moje myśli, samo mi tak przyszło do głowy''. Ale wtedy moja nerwica była słabsza. Postaram sobie ułatwić życie, nie rezygnując z wiary. W tej chwili najważniejsza jest walka z nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-Myślę o tym już teraz, bo wiem jak może wyglądać moja przyszłość. Wiedząc, że za kilka lat pewnie będę ciężko grzeszyć, trudno jest mi teraz się spowiadać.

 

Nie wiesz, co będzie za kilka lat. I nie wiesz czy będziesz grzeszyć i ciężko. Może wtedy wcale Ci się nie będzie wydawać, że to aż taki ciężki grzech albo wszystko się dobrze ułoży. Mi się wydaje, że dobrze zaufać Bogu, że ułoży nam życie tak, żeby nas nic nie przygniotło. Nie ma sensu się przejmować zasadami, a nie wierzyć, że Bóg działa w naszym życiu. To najgorszy możliwy wariant wiary i mało logiczny - bo chcesz przestrzegać zasad ze względu na Boga, a nie wierzysz, że może Ci pomóc dobrze przeżyć życie. Że ma jakąś moc. Więc skoro nie ma mocy, nie opiekuje się nami, to jaki sens by miało przejmowanie się zasadami? Bóg daje każdemu wyzwania zgodnie z jego możliwościami, nic ponadto.

Gdybyś planowała morderstwo, aborcję itp, to rozumiem, że ciężko by Ci się było spowiadać. Albo przestała wierzyć w Boga. Ale metody naturalne nie są według mnie tego warte, zwłaszcza że to nie jest problem dla Ciebie na teraz . W wyznaniu wiary nie ma "wierzę w kalendarzyk". Te wątpliwości są od Ciebie nie do końca zależne, bo to trudny temat, to nie wynika z Twojej złej woli, po prostu je masz. I daj sobie teraz do tego prawo i daj Bogu szansę, żeby się tym zajął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×