Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co Wam dziś sprawiło radość?


Konrad!

Rekomendowane odpowiedzi

Ten oto żart:

- Palisz?

- Tak.

- Ile paczek dziennie?

- Trzy.

- Ile kosztuje jedna?

- 12 zł.

- Od dawna palisz?

- Od 20 lat.

- Uśredniając wydajesz 36 zł dziennie na papierosy, co daje 13140 zł rocznie. W ciągu ostatnich 20 lat wypaliłeś 262 800 zł. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś papierosy były tańsze, nie uwzględniamy przecież kosztów inflacji, itp. Możemy więc założyć, że to faktycznie przybliżone wydatki?

- Zgadza się.

- Czy wiesz, że gdybyś odkładał te pieniądze w banku na oprocentowanym rachunku oszczędnościowym mógłbyś kupić sobie za to nowiutkie Porsche?

- A ty palisz?

- Nie.

- To gdzie twoje Porsche?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zdarzyło się w sobotę, po tym poczułem się naprawdę lepiej. Postanowiłem, że napiszę o tym opowiadanie, więc jak ktoś ma ochotę czytać, to zapraszam.

20 dag sera żółtego.

Dziś wstałem nieco później jak to na sobotę przystało. Dobiegała 10 rano, a żołądek coraz bardziej przypominał mi o moim istnieniu. Zazwyczaj po świeże produkty na śniadanie w postaci pieczywa i nabiału idę do pobliskiego sklepu Społem, mieszczącego się tuż przy Gminie Żoliborz. Potocznie mówi się na niego Merkury, bo na samym szczycie fasady umieszczony jest neon w kolorze burdelowej czerwieni o tej właśnie nazwie. Wieczorem gdy wyglądam przez okno i patrzę na żarzący się neon nie mam wątpliwości, że mieszkam na Żoliborzu.

Wstałem rano z kacem, nie tylko moralnym, który akurat obudził się o tej samej godzinie co ja i udałem się po 20 deko warszawskiego. Nie to, że bym był jakimś pieprzonym lokalnym patriotą mieszkającym na pieprzonym Żoliborzu i kupującym codziennie 20 deko warszawskiego i pijącym tylko Królewskie do obiadu. Po prostu ten ser mi smakuje.

Żołądek nadal chodził na biegu jałowym. Nie wiele myśląc ubrałem się szybko i wyszedłem w japonkach i krótkiej koszulce do sklepu. Naprawdę nie wiem co mi odbiło, że założyłem na stopy te japońce ale wydawało mi się tak ciepło, że postanowiłem je wypróbować.

I faktycznie było dość ciepło, jednocześnie dało się odczuć, że spadek temperatury i opady deszczu to tylko kwestia czasu. Wyruszyłem... Japonki przyjemnie klapały mnie po piętach a wiatr smagał mnie po palcach. Miasto zdawało się trochę wyludnione, widać było po ilości wolnych miejsc do parkowania, że długi weekend zaczął się na dobre i teraz większość warszawiaków zaczyna swe śniadanie od otwarcia puszki Królewskiego gdzieś na dalekich Mazurach. Minąłem ośrodek zdrowia i przeszedłem obok już nie tak nowego apartamentowca. Gdy znalazłem się już w środku sklepu, podszedłem do stoiska z serami, sąsiadującego z wędliną i wyrobami garmażeryjnymi. Cały ten konglomerat żywieniowy umiejscowiony jest na parterze i z góry przypomina trójkąt.. Bardzo często zaglądam do tego stoiska. Najczęściej kupuje tam połowę bloczku sera twarogowego półtłustego. W połączeniu z miodem jest naprawdę smaczny i skutecznie zapycha żołądek na kilka godzin, więc nie ma przymusu podjadania aż do obiadu. Dziś jednak postawiłem na żółte odcienie na kanapce.

Stoisko obsługiwała Pani około czterdziestki, którą dobrze znałem, przynajmniej z widzenia. Podczas konwersacji z tą ekspedientką, jak zresztą z każdą ( no chyba, że miała długie nogi, duży biust i nie przekraczała trzydziestki) nie wychodziłem poza tematy związane z serem i wydawaniem reszty. A zresztą w mojej głowie nadal hulało kilku kasztelanów pięcio procentowych, więc nie miałem najmniejszej ochoty na konwersacje z kimkolwiek a co dopiero z Panią ze stoiska z żółtymi serami. Poprosiłem jak zwykle uprzejmie warszawskiego 20 deko. Gdy rytuał krojenia sera się zakończył, chwyciłem za portfel i sięgnąłem palcami do portmonetki. Długo w niej dłubałem aż w końcu światło dzienne ujrzała pięciozłotówka, która była dziś jedynym gościem w mojej sakiewce. Nie spodziewałem się tego co za chwile miało nastąpić. Od wielu lat robię tu zakupy i nigdy nie miałem okazji usłyszeć czegoś miłego od ludzi tam pracujących poza dziękuję i do widzenia. Pani ekspedientka wydając mi reszty z pięciu złotych ni stąd ni zowąd powiedziała:

- Lubię Pana obsługiwać, jest Pan bardzo miły.

Trochę się zdziwiłem bo nie wyglądała na kobietę, u której w zwyczaju jest dawanie tego typu komplementów klientom a i nawet nigdy nie byłem świadkiem takowego zajścia. Odpowiedziałem z kolei, że bardzo mi miło i że też ją lubię. Nie wiedziałem co mogłem innego odpowiedzieć. Uderzyła w najmniej spodziewanym momencie tymi słowami. W pewnej chwili poczułem się jak Najman znokautowany w pierwszej rundzie. Byłem zaskoczony. Może nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo dzięki jej słowom odmieniła mój dzień na lepsze. Nawet tańczący Kasztelani na chwilę umilkli. I wcale nie chodzi tylko o to, że poczułem się lepiej i poprawił mi się humor, ale głównie o to, że uświadomiłem sobie, iż dawanie dobra we wszelkiej postaci jest jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie można robić w życiu. Uświadomiłem sobie już któryś raz z kolei że człowiek jest naprawdę szczęśliwy tylko wówczas jeżeli robi coś pożytecznego i jednocześnie dobrego. A dobre...tak mi się wydaje, jest to co czyni ten świat lepszym. Robienie czegoś co daje satysfakcje i radość z tego co się robi. Robieniu czegoś o czym się nawet myśli nie robiąc tego i marzy żeby zacząć to robić. I nie mam tu na myśli seksu...choć wydaje się w ostatnim zdaniu tożsame.

Wracając tak do domu zastanawiałem się, czemu ludzie nie potrafią prawić sobie komplementów z byle powodu. Tak po prostu. Mówienie komuś czegoś dobrego, miłego. Jaki ten świat byłby lepszy gdybyśmy robili to częściej. Trochę to rozumiem, bo najczęściej się wstydzimy lub brak nam odwagi powiedzieć drugiej osobie, nawet obcej, a może nawet przede wszystkim obcej, czegoś miłego. Czegoś podnoszącego na duchu, dającego pozytywnego kopa na cały dzień a może nawet i na całe życie. To nic nie kosztuje, no może trochę odwagi, a ile pozytywnego może w życiu tej drugiej osoby zdziałać tego nie jesteśmy sobie wstanie nawet wyobrazić. Ta Pani zasługuje na docenienie bo pokonała swój lęk przed powiedzeniem komuś czegoś miłego, komuś obcemu. Zasługuje także na podziw bo ja z kolei często nie potrafiłem pokonać lęku przed powiedzeniem komuś zupełnie obcemu czegoś dobrego, co właśnie mi w danym momencie przyszło do głowy i co faktycznie czułem.

Niektórzy powiedzą, że pewnie miała na celu poprzez wyartykułowanie tych kilku słów zwiększenie sprzedaży na swoim stoisku. Nie sądzę, a nawet jeżeli to nie zmienia faktu, że miała rację...jestem kurewsko miły, aż za miły J Rozpracowała mnie skubana. Może studiowała psychologię. Tak czy owak, nie zmienia to faktu, że powinniśmy mówić sobie dobre rzeczy i nie bać się tego robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

slow motion, ja nigdy nie paliłem a się niczego nie dorobiłem ;) a tak w ogóle doszedłem do wniosku że palacze lub ewentualnie byli palacze są lepszymi pracownikami, chodzi mi o budowlankę, fabrykę itp. Zwykle są lepszymi fachowcami, mają lepsze zdolności manualne i techniczne są bardziej męscy a większość niepalących to takie cipy że tak powiem łącznie ze mną. Oczywiście nie przez palenie są lepszymi pracownikami, ale męskie zawody , umiejętności idą w parze z paleniem które chłopacy rozpoczynają w wieku nastu lat aby być bardziej męskimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

slow motion, ja nigdy nie paliłem a się niczego nie dorobiłem ;) a tak w ogóle doszedłem do wniosku że palacze lub ewentualnie byli palacze są lepszymi pracownikami, chodzi mi o budowlankę, fabrykę itp. Zwykle są lepszymi fachowcami, mają lepsze zdolności manualne i techniczne są bardziej męscy a większość niepalących to takie cipy że tak powiem łącznie ze mną. Oczywiście nie przez palenie są lepszymi pracownikami, ale męskie zawody , umiejętności idą w parze z paleniem które chłopacy rozpoczynają w wieku nastu lat aby być bardziej męskimi.

Bzdura. Ja wychodzę z założenia , że palący facet jest po prostu słaby bo rządzi nim nałóg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bzdura. Ja wychodzę z założenia , że palący facet jest po prostu słaby bo rządzi nim nałóg.
niby racja, ale ja nie palę a psychicznie jestem megasłaby, już wolałbym palić i być kimś, no i miałbym motywacje do pracy, zarobienie na fajki bo od rodziców nigdy bym na to nie wziął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, przesadzasz. Ciągle się samobiczujesz. Niby tępisz Islam a się zachowujesz jak średniowieczny biczownik z pielgrzymki do Ziemi Świętej.

Czasami myślę o jakimś zamachu antyislamskim może to nadałoby mi sens życia, no i zrobiłbym coś pożytecznego dla świata np wywołałbym wojnę z islamem. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bzdura. Ja wychodzę z założenia , że palący facet jest po prostu słaby bo rządzi nim nałóg.
niby racja, ale ja nie palę a psychicznie jestem megasłaby, już wolałbym palić i być kimś, no i miałbym motywacje do pracy, zarobienie na fajki bo od rodziców nigdy bym na to nie wziął.

He-he ,tłumaczenie "jestem daremny i do niczego sie nie nadaje dlatego bede siedzieć na,d*pie" akąd ja to znam.

Ale to zła droga,prowadzi faktycznie do czarnej dupy.

Co mi dało radość...niech pomyśle..

O dzień wypłaty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×