Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak polubić siebie?!


aimx

Rekomendowane odpowiedzi

Wydaje mi się, że bez zmiany całej mojej osobowości i wyglądu nie jestem w stanie siebie polubić ;(

 

Mam duży nos, małe oczy, duże uszy, cienkie włosy, mały biust, duży tyłek, krótkie nogi, grube uda. Poza tym jestem nudna, zła, głupia, dzika. Boże, już nie mogę tak żyć... Stronię od kontaktów z ludźmi. Wyglądu nie mam, charakterem nie nadrabiam.

 

Kiedy idę ulicą, przeglądam się w każdej szybie sklepowej, w oknach samochodów... czasem to, co w nich ujrzę jest w stanie zepsuć mi nastrój do końca dnia. Parę razy po prostu zawróciłam się do domu. Kupowanie ubrań to koszmar, stoję w tej przymierzalni, patrzę na siebie w tych wszystkich lustrach, widzę się z każdej strony i chce mi się płakać.

 

Nienawidzę siebie, nienawidzę, nienawidzę... Są ludzie, którzy twierdzą, że mnie lubią, ale nie mogę im uwierzyć. Altruistycznie wolę im oszczędzać obcowania ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że bez zmiany całej mojej osobowości i wyglądu nie jestem w stanie siebie polubić ;(

 

Mam duży nos, małe oczy, duże uszy, cienkie włosy, mały biust, duży tyłek, krótkie nogi, grube uda. Poza tym jestem nudna, zła, głupia, dzika. Boże, już nie mogę tak żyć... Stronię od kontaktów z ludźmi. Wyglądu nie mam, charakterem nie nadrabiam.

 

Kiedy idę ulicą, przeglądam się w każdej szybie sklepowej, w oknach samochodów... czasem to, co w nich ujrzę jest w stanie zepsuć mi nastrój do końca dnia. Parę razy po prostu zawróciłam się do domu. Kupowanie ubrań to koszmar, stoję w tej przymierzalni, patrzę na siebie w tych wszystkich lustrach, widzę się z każdej strony i chce mi się płakać.

 

Nienawidzę siebie, nienawidzę, nienawidzę... Są ludzie, którzy twierdzą, że mnie lubią, ale nie mogę im uwierzyć. Altruistycznie wolę im oszczędzać obcowania ze mną.

Nie oszczędzaj innym kontaktów ze sobą, skoro oni tego chcą. To ich wybór. Jakby nie chcieli to by się z Tobą nie spotykali :)

 

Rozumiem, że ciężko jest znaleźć w sobie coś dobrego, sama mam z tym problem, ale popatrz na siebie troszkę łaskawiej. Poszukaj czegoś, co lubisz, co Ci się podoba w sobie. Pewne rzeczy (częściowo wygląd) da się zmienić, ulepszyć. Potrzeba tylko trochę pracy i samozaparcia. Nie musisz być duszą towarzystwa, to nic złego być spokojnym, tacy ludzie też są potrzebni :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Defekty wyglądu można umiejętnie tuszować, podkreślać walory. Mam koleżankę z dużym nosem która mimo tego uważana jest za atrakcyjną i podoba się facetom. I mam też inną koleżankę, która od podstawówki miała duży problem ze znaczną otyłością, z czasem było tylko gorzej, z roku na rok jej objętość się powiększała, aż na studiach bardzo mocno postanowiła że schudnie, wyćwiczyła w sobie silną wole, zaczęła chodzić do dietetyka, stosuje diety, ćwiczy i zmieniła się nie do poznania.

Także nie poddawaj się tej czarnej wizji, pewne rzeczy można zmienić jeśli się tego mocno chce.

Jeśli źle się czujesz sama ze sobą ze względu na wygląd w takich warunkach Twoja dobra strona nie rozwinie skrzydeł, jedynie się zablokuje, zalety pozostaną nieodkryte, talenty nierozwinięte, za to wady będą się mnożyć.

To że wyglądasz wg Ciebie "źle", lub masz pewne cechy charakteru, takie jak napisałaś "nudna, głupia, zła, dzika" to wcale nie znaczy, że jesteś zła.. To że masz na przykład problem z nadwagą bardzo źle wpływa na Twoją psychikę, ale nie czyni Cie złą osobą. Jeśli jednak Ty czujesz się ze sobą źle spróbuj walczyć z tym co Ci nie odpowiada.

 

Przede wszystkim zmień sposób percepcji siebie, swoje nastawienie do siebie, i uwierz w to, że pracując nad sobą, wymagając od siebie można wszystko zmienić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aimx, widzę że masz ten sam problem co ja. Niestety nic Ci nie mogę doradzić, bo sam sobie z tym nie radzę. Będę śledził temat i może znajdzie się jakieś rozwiązanie, które pomoże zarówno Tobie jak i mi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

słoneczna_dusza, ale ja nie mam nadwagi, moje BMI wynosi 20, tylko że moja budowa ciała jest taka, a nie inna. Chudnę od pasa w górę, a u dołu jak było źle, tak jest źle nadal. Tuszować, ta, można, ale po pierwsze - nie wszystko da się zatuszować, a po drugie... czasem trzeba zmyć makijaż, trzeba się rozebrać. A to już jest problem. Wiem, że nadwaga nie czyniłaby ze mnie złej osoby, to cechy charakteru czynią mnie złą. Jestem podła, zdradliwa. Tak bardzo boję się samotności, że plączę się w kilka związków na raz, żebym - gdy ktoś w końcu się na mnie pozna i zostawi - nie została całkiem sama. Jak walczyć z takim czymś? Boję się całkowicie zaangażować, bo wydaje mi się, że kiedy się odsłonię, kiedy nie zostanie już ze mnie nic z tej codziennej maski, to zostanę z niczym. Jak wspomniałam w pierwszym poście, uważam się za osobę złą, niegodną zaufania i dlatego oczywiście po pewnym czasie sama rozbijam te znajomości, by oszczędzić ludziom nieszczęść.

 

coccinella, wiem, że to ich wybór, ale ja czuję, że oni nie lubię mnie, tylko jakieś wyobrażenie o mnie, które wkrótce zniknie, i oni się rozczarują, a ja tego nie zniosę. Wiem, że ludzie spokojni są potrzebni - ja sama za takimi przepadam, ale problem w tym, że to nie ja. Ja się sama blokuję. Czasem myślę sobie - czy przez zły wygląd mam zmarnować życie? I oczywiście odpowiadam sobie, że nie powinno tak być, ale później widzę się w lustrze i wpadam w czarną rozpacz. Nie umiem nad tym zapanować. Patrzenie na siebie łaskawiej nie wchodzi w grę, nie lubię sobie niczego wybaczać, dlaczego mam coś sobie wybaczać? Za dużo by tego było. Mam jakieś parcie na bycie niesprecyzowanym ideałem, ale to mrzonka, nie do spełnienia oczywiście, nie przy moich warunkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aimx, Nie widziałem cię, ale prawdopodobnie odchudzasz kolana i niszczysz piękne uda i biodra.

Najlepiej polubić siebie podczas terapii, kiedy terapeuta poznaje te wszystkie "syfy" i okazuje się że w sumie nic się nie dzieje, relacja jest z grubsza taka jak była. Czy byłaś akceptowana przez rodziców, czy np. musiałaś mieć najlepsze oceny. Mogłaś przejąć od nich sposoby oceniania siebie i na dodatek jakieś deficyty, które ciągle próbujesz zapełniać kolejnymi związkami. Wydaje mi się że człowiek powinien też potrafić żyć bez związki i szukać kogoś kto go zaakceptuje takim jaki jest, a jestem pewien że znajdą się takie osoby.

Ta "podłość" i "zdradliwość" to może być tylko źle ulokowane pragnienie bliskości, a tendencje jeszcze niczego o tobie nie przesądzają, ani nawet wady czy błędy.

Uznanie że mam jakieś wady i nie mogę sobie teraz z nimi poradzić, moim zdaniem, wymaga dużej pokory i dobrze świadczy o człowieku, ale nawet nie wiem na ile prawdziwe są te twoje samooskarżenia.

Jeśli spojrzysz na siebie łaskawiej, nie będziesz ciągle szukać, kontrolować i po prostu położysz się na łóżku i pobędziesz sama ze sobą, popatrzysz w sufit, pooddychasz twoją wolnością, nic nie musisz teraz robić, to może okaże się że nic takiego strasznego się nie stało i nawet poczujesz ulgę. Mówię to z perspektywy osoby, która musi ciągle coś robić, coś znaczyć, osiągać. Wydawało mi się jakbym umierał, a jednak po czasie tak spędzonym poczułem ulgę.

Możesz sobie wybaczyć (o ile jest co wybaczać), dlatego że możesz pokochać siebie taką jaką jesteś i bez żadnych warunków, być może takiej miłości nie dostałaś, raczej ciężko będzie ci ją dostać od chłopaka, ale możesz ją sobie sama dać. Popatrz na te lustro i czy na prawdę jesteś taka "okropna", chciałabyś się z kimś zamienić? Może jak zobaczysz w sobie dziecko, które pragnie opieki to łatwiej ci będzie podejść do siebie bez zamordyzmu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aimx, nareszcie ktoś kto wszedł ze mną w dialog :D

 

Zatem weź się w życiu za budowanie siebie takiej jaką chcesz być w głębi duszy, a nie za budowanie relacji które będą deską ratunku.

Chodzi o zbudowanie swojego poczucia wartości opartego na właściwym systemie moralnym i na tym jakie wartości cenisz w życiu, również szacunek do samej siebie. Zdrowe poczucie własnej wartości może pomóc prawidłowo funkcjonować Twojej psychice.

Osobiście uważam że nie powinno się budować swojego poczucia wartości na wyglądzie zewnętrznym. Dlatego na Twoim miejscu zbudowałabym je tak jak napisałam powyżej na byciu dobrą, prawą osobą, na zdrowym kręgosłupie moralnym.

 

Jeśli boisz się samotności aż do tego stopnia że masz paru naraz pewnie(przypuszczalnie) jesteś osobą nie znającą swojej wartości, nie umiejącą znieść siebie w samotności. Podobno w samotności okazuje się jaki kto jest naprawdę tj w samotności człowiek jest najbardziej sobą, wychodzi to co ma w głębi duszy, człowiek się nie hamuje, nie blokuje. Nie każdy umie znieść momenty w których wychodzi jego często zła, słaba natura, niektórzy oszukują samych siebie, manipulują rzeczywistością. Ty być może też nie potrafisz znieść siebie w samotności. Czyli nie znosisz tego za kogo się uważasz, tego jaka jesteś. Jeśli to jest źródło problemu i niewłaściwego postępowania spróbuj zmienić to co tworzy Ciebie, to co Ci się w sobie nie podoba. Jeśli nie podoba Ci się to, że jesteś podła zmień to w swoim sercu.

Mówisz, że boisz się że gdy się odsłonisz zostaniesz odtrącona. Zatem spróbuj zbudować na tyle silną i wartościową siebie, na tyle bądź taką jaką pragniesz być abyś już nie musiała bać się samotności. Bycie samą nie jest tragedią, jeśli człowiek żyje w zgodzie z samym sobą w samotności może odnaleźć nawet radość. Być może jeśli przestaniesz postrzegać samotność jako coś negatywnego przestaniesz się jej bać. Czasem trzeba zmienić sposób myślenia o pewnych rzeczach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I znów dziękuję za odpowiedzi. Fajnie, że ludzie tutaj starają się pomóc.

 

słoneczna_dusza,

ależ ja bardzo dużo (mimo wszystko) przebywam w samotności. Taki typowy paradoks - pragnę towarzystwa, ale i od niego uciekam, bo nie czuję się w nim pewnie. Ale też prawda, że wystarczy kilka chwil sam na sam ze sobą i już wpadam w jakiś dziwny stan, zaczynają mnie dręczyć myśli samobójcze. Trudno będzie zmienić moje postrzeganie samotności, bo moim największym lękiem jest, że będę umierać samotnie. Wydaje mi się, że znam swoją wartość - i jest ona bardzo znikoma. Wiem, że "wszyscy jesteśmy równi", że każdy człowiek ma takie same prawa, że każdy ma wady i zalety - i co z tego. Potrafię to odnieść do ludzi wokół, do siebie nie, choć jednocześnie jestem przewrażliwiona na swoim punkcie, trochę zadufana w sobie. Twoje porady są dobre i mądrze prawisz, ale niezwykle trudno będzie to wszystko wcielić w życie. Żeby zbudować mocny obraz swojej osoby, trzeba mieć na czym go budować przecież.

 

vifi,

tak, bardzo piękne są te moje uda i biodra, bardzo piękne :mrgreen: Zwłaszcza w połączeniu z absolutnie płaską klatką piersiową.

Rzeczywiście rodzice chcieli, bym miała najlepsze oceny - ale nie miałam. W sumie głowy mi za to nie urwali nigdy. Zresztą moje rodzeństwo było wychowane podobnie, a nie zauważyłam, by choćby kontakty z ludźmi sprawiały im trudność.

Spojrzeć na siebie łaskawiej, powiadasz - tylko jak? Tak trudno zaakceptować swoje wady, choćby człowiek miał ich pełną świadomość. Nie umiem sobie powiedzieć: "Spoko, tego możesz nie umieć, odpuść" albo "Wcale nie musisz mieć idealnie ułożonych włosów". A przecież moja nienawiść do ciała jest wręcz absurdalna. Latem gotuję się w długich dżinsach, bo wstydzę się pokazywać nogi. Nie chcę, by inni dostrzegli moją niedoskonałość, bo czuję się z tym okropnie, wstydzę się, boję.

Możesz sobie wybaczyć (o ile jest co wybaczać), dlatego że możesz pokochać siebie taką jaką jesteś i bez żadnych warunków, być może takiej miłości nie dostałaś, raczej ciężko będzie ci ją dostać od chłopaka, ale możesz ją sobie sama dać. Popatrz na te lustro i czy na prawdę jesteś taka "okropna", chciałabyś się z kimś zamienić? Może jak zobaczysz w sobie dziecko, które pragnie opieki to łatwiej ci będzie podejść do siebie bez zamordyzmu.

Jest co wybaczać. Pomijając moje "stałe" wady - dużo złego ludziom zrobiłam.

Poza tym cały ten fragment brzmi pięknie, i wiesz, że wcale nie chciałabym się z nikim zamieniać? Jestem pewna, że kimkolwiek bym nie była i tak znalazłabym milion powodów do nienawiści.

 

nieboszczyk,

sądzisz, że polubię siebie, gdy skoczę ze spadochronem...? to tylko kasę mi daj na to :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak polubić siebie?

To się ma , albo się tego nie ma. Wszelkie terapeutyczne sposoby są chyba jak walenie gruchy , ale mogę się mylić . Może komuś przy pomocy kogoś drugiego lub mądrej książki to się udało. Mi by się to nie udało, próbowałem kiedyś. Teraz pomimo swoich niedoskonałości lubię siebie, ale jest to chyba bardziej niewidzialnym Procesem , Łaską , Darem niż własną pracą w trudzie i pocie , mimo wszystko i na siłę. Tak to osobiście widzę , ale zaznaczam jest to tylko moje zdanie. A każdy ma je prawo mieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wydaje mi się, żeby to się "miało, albo nie". Jakoś to u mnie się bardzo mocno poprawiło, sama nie wiem jak. W sumie nigdy nie byłam w takim stanie jak autorka, i szczerze powiem, trochę tego nie rozumiem. Nawet, kiedy mam dni, że czuję się brzydsza od reszty świata (a, bo jakoś akurat włosy się napuszyły i niewidomo co z nimi zrobić... bo akurat mam wielkie cienie pod oczami, bo się nie wyspałam... bo mi się wydaje, że cośtam itd.) to i tak nie czuję, żeby to był jakiś wielki problem. Są super piękne dziewczyny, z idealną, proporcjonalną figurą, z kobiecymi rysami twarzy, z długimi rzęsami, z gęstymi włosami, ładnym biustem itd. Jest ich nawet całkiem sporo, często mijam na ulicy takie, które mają przynajmniej większą część tych walorów. Ale znam też wiele takich, które nie mają. I wydaje mi się, że naprawdę nie jest to takie istotne... czy naprawdę wszystkie dziewczyny muszą być idealne? Czy naprawdę ten duży biust jest taki mega ważny...? Czy te za grube uda i tyłek są tak okropne, i tak nie do zniesienia, że po prostu wszyscy się Ciebie na ulicy przestraszą, czy co? Są dziewczyny, co naprawdę mają problemy. Takie, co naprawdę się w drzwiach nie mieszczą, albo wcale nie mają biustu, albo jakiś wielki trądzik, na który nic nie pomaga. Tym bym się przejmowała. A jeżeli nawet wyglądasz gorzej niż przeciętnie (w co szczerze wątpię...) to co to za problem? Po prostu nie będziesz rozchwytywana przez większość facetów, tylko przez niektórych i to wszystko. Co prawda ograniczyłam się do wyglądu, ale więcej mi niestety do głowy nie przychodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klarunia, też wydaje mi się, że nad samooceną da się popracować, aczkolwiek zastanawiam się, na ile silny jest później ten pozytywny obraz siebie. Czy nie jest tak, że wystarczy drobna rzecz i wszystko legnie w gruzach.

Ech, zdaję sobie sprawę, że wszyscy ludzie są nieidealni, że nie każdy musi być piękny, ba, każdy ma prawo być brzydkim, ale co ja zrobię no? Kiedy ja u siebie tego nie akceptuję. NIE CIERPIĘ SWOJEJ GĘBY. I dla mnie jest to doprawdy tragedia :lol: Wiem, że to żałosne, ale strasznie utrudnia mi to życie. A pisałam też, że charakterem nie nadrabiam, więc w ogóle przepadam z kretesem. I wiem, że z charakterem przynajmniej coś można zrobić, więc powinnam coś robić, ale co z tego. Próbowałam wmawiać sobie przed lustrem, że jestem ładna i dobra, ale to głupie i nic nie daje. Mam zakodowane w głowie, że jestem złą osobą. W dzieciństwie często mówiono mi, że jestem trudna w kontaktach, że nie da się ze mną rozmawiać - a takie oskarżenia się znikąd nie biorą. Ale teraz z kolei sama wierzę, że taka jestem i każdą relację psuję, by utwierdzić się i świat w przekonaniu, że jestem zła. Nawet jeśli komuś pomogę, to później odwalę coś, co tę moją dobroć zatuszuje.

Dobra, bo trochę dywaguję.

Co do zainteresowania facetów - wiesz, ja się nawet cieszę, że nie jest zbyt wielkie. Dlatego że wizja seksu z mężczyzną jest dla mnie tak wstydliwa, że wolałabym tego uniknąć, serio. Byłam kilka razy w sytuacji "podbramkowej" i kończyło się moją ucieczką w podskokach. Zaraz sobie wyobrażam, jak okropnie wyglądam w tym momencie, że jak ja w ogóle mogę się mu podobać, że przecież ja nawet nie wyglądam jak kobieta, że z tym gościem musi być coś nie tak. I tak się wstydziłam, że było to dla mnie nie do przejścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety nie ma innej drogi do polubienia siebie, niż systematyczne wbijanie sobie do głowy i szukanie dobrych rzeczy na swój temat. Mówisz, że próbowałaś. Widocznie nie robiłaś tego wystarczająco długo. Ja tak robię od ok 4 lat i teraz widzę ogromną zmianę. Przyjaciele i znajomi mi sami mówią, że jestem wyjątkowo zmieniającą się osobą. Mam kilka haseł, które powtarzam sobie i które dla mnie mają moc. Piszesz o mężczyznach. Dla mnie kiedyś nieosiągalne było, żeby ktokolwiek się mną zainteresował, żebym się malowała, żebym się ubrała tak, żeby podkreślić to, że jestem kobietą. Teraz te rzeczy są dla mnie normalne, na porządku dziennym. Ale ja też oczywiście miałam momenty, że próbowałam znajdywać w sobie dobre rzeczy przez miesiąc, widziałam, że to nic nie daje i stwierdzałam, że to nie ma sensu. Jednak nawet jak masz taki moment, to się nie poddawaj i nawet jak rzucisz to na tydzień, to potem zacznij od początku. No niestety. Jak ktoś kiedyś powiedział (co prawda to dotyczyło matematyki, ale pasuje do tej dyskusji): "Nie ma tu drogi specjalnej dla królów."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aimx, To że ten obraz lęga w gruzach jest raczej wyrazem głębszych konfliktów psychicznych, a nie zwykłej oceny typu (może nie mam wymiarów miss świata, ale brzydka też nie jestem). Chyba najbardziej wskazana byłaby tu terapia, bo boli nos, uda itp, a problem leży gdzie indziej. Może to być jakaś forma samokarania się, czy wręcz powtarzania potępienia jakiego się doświadczyło (albo miało takie wrażenie) od najbliższych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, a ja się ostatnio zastanawiałam, czy łatwiej jest zabić się z miłości do siebie, czy z nienawiści. Bo chyba jednak musiałabym się nad sobą nieźle zlitować, by wreszcie to zrobić.

 

klarunia, no to postaram się wbijać, chociaż głupio jest mi kłamać sobie samej w oczy :lol: a słonecznej_duszy chyba chodzi o to, że jestem marudą, która tylko jęczy, a nic nie robi :D

 

vifi, tylko że czekać pół roku na wizytę u psychiatry... Ale w sumie co mi zależy, mogę poczekać. Wypadałoby w końcu się sprawdzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aimx, dostałam ostatnio zadanie od swojej terapeutki by szukać sposobów na polubienie samej siebie, bo też mam problem w tym względzie. Przez długi czas miałam dość duże kłopoty z cerą, zresztą w sumie do tej pory je mam i dlatego mam bardzo negatywny stosunek do swojego wyglądu. Zmiany nigdy łatwe nie są, wymagają pracy i konsekwencji. A ja jeszcze od 7-mcy nie biorę żadnych leków i jest mega ciężko (wcześniej brałam je 10 lat).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klarunia, widze że aimx bardziej skupia się na tym jak jest źle i co jest źle, a za mało szuka sposobu na zmianę tego. Raczej niż możliwość zmiany czegoś widzi problemy wiążące się wogóle z wzięciem się za to i z tym jak to może się skończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×