Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie chcę być wariatką!


Gość beznadzieja33

Rekomendowane odpowiedzi

Mam pytanie i proszę o radę. Kilka miesięcy moja nerwica wraz z atakami doprowadziła do depresji i zniszczyła mi prawie życie. W dużej mierze wyszłam z tego ale nie do końca i ciągle borykam się z lękiem w pewnych sytuacjach. Zacznę może od tego, że jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałam co to jest nerwica choć miałam pewne objawy ale nigdy nie miałam tak, że myślałam o umieraniu. Od wielu lat byłam świadoma, że pewne objawy tzn. bóle w klatce piersiowej i ciężkie oddychanie są na tle nerwowym bo to akurat wyjaśnił mi lekarz. Później miałam jakby inne objawy ale wszystko w pewnych odstępach czasu. Lekarz po kolejnych wynikach i badaniach, które były w porządku zostawiał mnie z niczym. Czułam się jak hipochondryk. W pewnym momencie miałam bardzo stresujące i wyniszczające miesiące i czułam się bardzo chwiejna emocjonalnie. Po prostu nie radziłam sobie i kolejne objawy tj. kołatania serca i biegunki na zawołanie. Nie poszłam do lekarza bo czułam, że znów mnie oleje. Teraz gdy patrze na siebie z tamtego okresu to miałam ciągle nerwicowe myślenie tzn. panika we wszystkim, robienie problemu z byle czego i co gorsza niemożność rozwiązania żadnej z tych spraw, które akurat mnie trapiły. Ciągła szarpanka wewnętrzna i ta bezsilność, nie mogłam tego znieść. W pewnym momencie poczułam jakby coś we mnie pękło i przestałam się kontrolować i wtedy się zaczęło dopiero. Nie panowałam nad sobą w domu i poza nim, pękałam ze złości a później nadchodziła racjonalna świadomość i dół. Najgorsza jest to co działo się poza domem, bo wystawiłam się na opinię. Pojawiły się napady lękowe poza domem związane z miejscem, po prostu wchodzę i atak, nie wiedziałam co się dzieje ze mną, moje ciało odmawiało posłuszeństwa, nie potrafiłam myśleć, wszystko działo się w zwolnionym tempie jakbym była ogłuszona w rzeczywistości, która była mi obca. Kiedy atak mijał i znów nadchodziła pełna świadomość byłam już w domu i płacz. Myślałam, że wariuję, odchodzę od zmysłów, przestałam sobie ufać. Zamkłam się w domu i depresja. Poszłam znów do lekarza tym razem innego i usłyszałam nerwica i depresja i dostałam leki. Pomogło, wróciłam powoli do życia z pomocą także psychologa. Czuje się dobrze ale lęk nadal jest jak wracam do miejsc w których miałam ataki. Potrafię go kontrolować, jestem spięta i spocona ale daje radę. Jednakże zostały dziwne spojrzenia ludzi, którzy byli świadkami tych wydarzeń, staram się je ignorować. Nie potrafię z nikim rozmawiać po tym wszystkim a chciałabym, nie wiem co zrobić. Milczę i robię swoje ale wyobrażam sobie co myślą. I tu proszę o radę co zrobić, czy warto coś wyjaśniać? Czy pogorszy to tylko wszystko? Chciałabym aby ludzie z powrotem patrzyli na mnie jak na człowieka a nie jak na wariatkę. Może ktoś coś doradzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

 

Przeciez nie jestes wariatka. Nie wiem, ja bym olala spojrzenia ludzi. To juz zamknietyb rozdzial. Poradzilas sobie, wyszlas z tego. Zacznij od nowa.

 

Zdaje sobie sprawę, że nie jestem ale dla innych tak. Problem w tym, że ja od zawsze w pewnym stopniu mam fobię społeczną i dla mnie to problem ciągle. Lubię ludzi i chcę z nimi przebywać ale jestem totalnie zablokowana przed niektórymi tym bardziej po moich atakach jest mi trudno ponownie nawiązać relację. Choć poziom lęku znacznie spadł to nadal jest.

 

Mnie sie wydaje,ze nie do konca przerobilas na terapii swoje problemy skoro takie masz odczucia wynikajace z niskiej samooceny.Radze wrocic by to przepracowac.

 

To prawda nie zakończyłam terapii, niestety musiałam zrezygnować bo były to prywatne wizyty i zbyt duże obciążenie finansowe dla mnie w pewnym momencie. Chciałabym wrócić ale na razie nie mogę sobie na to pozwolić. Na wizyty na NFZ nie chcę chodzić i siedzieć publicznie w kolejce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na wizyty na NFZ nie chcę chodzić i siedzieć publicznie w kolejce.

Na wizyty u psychoterapeuty na NFZ umawia się na konkretną godzinę przychodzi się na nią i wchodzi do gabinetu, to nie lekarz że przyjdź Pani na 12 i czekasz 3 godziny. Działa to na takiej samej zasadzie jak prywatnie konkretna godzina, konkretna ilość czasu. I nie są wcale gorsi niż Ci 'prywatni' często praktykują prywatnie, publicznie i w szpitalach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na wizyty na NFZ nie chcę chodzić i siedzieć publicznie w kolejce.

Na wizyty u psychoterapeuty na NFZ umawia się na konkretną godzinę przychodzi się na nią i wchodzi do gabinetu, to nie lekarz że przyjdź Pani na 12 i czekasz 3 godziny. Działa to na takiej samej zasadzie jak prywatnie konkretna godzina, konkretna ilość czasu. I nie są wcale gorsi niż Ci 'prywatni' często praktykują prywatnie, publicznie i w szpitalach.

 

Dziękuję za wyjaśnienie. Tak to sobie wyobrażałam, że właśnie wygląda to tak jak wizyta u lekarza a najbardziej obawiałam się tego, że przypadkiem spotkam kogoś znajomego.

Proszę o informacje w jaki sposób można załatwić sobie wizyty na NFZ? Czy potrzebne jest skierowanie? Ile się mniej więcej czeka na pierwszą wizytę i jak często się odbywają? Czy trwa to 50 minut jak w prywatnego psychologa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obawiałam się tego, że przypadkiem spotkam kogoś znajomego

Nie wiem jak u Ciebie ale u mnie jest to całkiem osobny budynek a nie kompleks jakichś budynków, więc spotkanie kogoś 'znajomego' równałoby się tym że on też się prawdopodobnie na coś leczy;p

 

Co do tego jak to wygląda itp. jest podobny temat do którego Ci wkleję linka żebyś sobie zobaczyła. I to zależy od placówki na jakich zasadach jest to organizowane;p

pomoc-psychologiczna-nfz-t42405.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za szybką odpowiedz :smile: U mnie wiem o jednym ośrodku, który mieści się w jednym budynku z wszystkimi innymi lekarzami ale chyba jest osobne wejście z boku budynku. Znalazłam sobie już telefon więc jutro spróbuje się czegoś dowiedzieć ale na pewno zorientuję się też wcześniej czy rzeczywiście jest tak z tym wejściem jak mi się wydaje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli czujesz potrzebę to prędzej czy później możesz wrócić do psychologa, zwłaszcza jeśli grożą ci nawroty, jednak to że stresują cię te spojrzenia jest chyba normalne. Chyba każdy by to tak przeżył gdyby miał atak przy wszystkich. Nie wiem czy tłumaczyć co ci jest. Czasami może warto powiedzieć, czasami pewnie nie. Ja akurat nie mam w tym doświadczenia, raczej zachowuję to dla siebie.

Przykre jest to milczenie i wzrok, tylko się domyślasz co inni o tobie myślą. Niekoniecznie ich myśli muszą odpowiadać twoim wyobrażeniom. Wiele osób z tego forum mówiło że kiedy powiedziało kolegom o swojej chorobie to nikt nie rzucił kamieniem, ani nic takiego się nie stało. Chociaż wiadomo zawsze znajdzie się ktoś kto będzie miał swoje zdanie na ten temat.

Ja bym po prostu się zachowywał normalnie i nie przejmował się tymi spojrzeniami, chyba że zaczeliby mnie jakoś dziwnie traktować to bym się zapytał dlaczego tak robią, ewentualnie wyjaśnił. Człowiek z nerwicą to jeszcze nie jest wariat. Łatwo mi to wszystko mówić bo nie jestem w twojej sytuacji. Sam nie wiem czy gdybym był obok to czy odwarzyłbym się zrobić coś więcej (np. podejść i zapytać jak się czujesz) niż głupio patrzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×