Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z tożsamością i jedno wielkie załamanie


libertynka

Rekomendowane odpowiedzi

veganka, poszlabym na grupową żeby publicznie wyrzygać swoje lęki przed ludzmi takimi jak ja, moze to by mi pomoglo czuc sie bardziej tu i teraz, ogolnie mam wrazenie ze to inni i kontakt z otoczeniem jednak pomaga a nie odwrotnie, gdy sie zamykam czuje jeszcze wiekszy lęk ze nic nie robie i czas ucieka mi miedzy palcami, marnuje sie zamiast szukac sytuacji i porozumienia z osobami ktore sa moze chociaz troche podobne do mnie, mam paru znajomych po roznego rodzaju przejsciach ktorzy chyba sporo potrafia zrozumiec ale oni wszyscy maja swoje sprawy partnerow itp. ja jakos ciagle stoje w miejscu przygnieciona przez wiele problemow, ostatnio po praru latach odstawilam leki, pomagaly mi ale chcialam sprobowac radzic sobie sama, nie jest rozowo, nie wiem czy dam rade, ciagnie mnie zeby sie wycofac z zycia ale walcze zeby tego nie robic bo to tylko poteguje we mnie to uczucie dziwnosci tego ze jestem odmiencem. pisalas o swoich rodzicach, ze nie mozna ich obarczac naszym nieudanym zyciem, jest to prawda chociaz mysle ze poprarcie z ich strony, usmiech, to ze sami potrafie sie cieszyc a nie tylko obraczac nas swoimi problemami potafi naprawde pomoc i dac wiele energii do dzialania wlasnie... podziwiam Cie ze portafisz sie wycofac ze spokojem, ja sie tego boje chociaz z drugiej strony ciezko jest wciaz czuc sie gorsza, inna, biedna, wciaz nieszczesliwa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chmura, mam nadzieję, że jak w końcu dotrzesz na tą terapię to Ci pomoże, widać że masz taką potrzebę to leć za głosem tej potrzeby, trzeba się ratować.

masz rację co do rodziców, nawet jak coś spieprzą to później mogliby chociaż próbować pomóc a nie stwarzać kolejne problemy. ja np boję się im przyznać że wzięłam psa, bo z góry wiem co będzie. jak kiedyś wspomniałam, że zamierzam to zrobić to już mnie prawie wydziedziczyli. przykre to jest, że nie akceptują mnie, mojego psa, moich decyzji itp.

potrafię się wycofać ze spokojem, bo w dzieciństwie byłam zamykana sama w domu i siedziałam całymi godzinami, podczas gdy rodzice pracowali. przywykłam do samotności a do tego jestem introwertykiem i dobrze mi samej ze sobą. ale to też nie jest do końca dobre, bo ciągle siedzę w domu, dla postronnych wydaję się być osoba nudną i nieciekawą, bo nie imprezuję, nie latam po mieście wystrojona jak stróż w boże ciało, przez to nie mam wielu znajomych.

jeśli czujesz się przygnieciona i nie masz lepszych dni to może jednak rozważ powrót do leków? no i w Twoim przypadku kontakt z ludźmi też na pewno pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma na kogo zrzucić winy. Rodzice..wiadomo, każdy popełnia błędy, ale starali się, przecież w dobrej wierze wszystko robili. Ojciec trochę za wysoko poprzeczkę stawiał, chciałam grać na podwórku w badmintona to mi za wzór stawiał tenisistkę Monice Seles, chciałam być wolontariuszem w fundacji pomagającej zwierzętom to mi powiedział, żebym założyła własną fundację. Po co robić cokolwiek jak się nie będzie jednym z najlepszych? Po co zaczynać grac na flecie jak się za miesiąc znudzi? W ten sposób przestaje się próbować...

Eeee...

To raczej nie jest normalne. Ludzi w Polsce jest z 40 milionów, są bardzo małe szanse na bycie najlepszym, lub jednym z najlepszych w takiej populacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

robiłam z siebie debila, odrabiałam te głupie zadania domowe, spisywałam sny jak kazali, mówiłam prawdę i starałam się bardziej niż terapeuta. czytałam zadane książki. i nic. nie pomogli mi ani trochę a wręcz zaszkodzili. poza tym nie stać mnie żeby płacić po kilkaset zł miesięcznie, niby skąd mam na to wziąć? ledwo starcza mi na mieszkanie i jedzenie.

łatwo mówić, że trzeba być sobą. przecież ja nie wiem kim jestem, to jak mam być sobą? piszesz jak typowy psycholog. oklepane frazesy.

Mówiłem że trudniej jest mieć te cechy tj. cierpliwość czy zwykłe bycie sobą, niż być super specjalistą w jakieś dziedzinie, w odpowiedzi na to że pisałaś że chciałaś być koniecznie najlepsza w jakieś dziedzinie. Nie miałem też na myśli koniecznie znalezienia jakieś filozoficznej odpowiedzi na twoje istnienie tylko zgodę ze swoimi uczuciami, ze sobą.

Wydaje mi się że nie powstała u ciebie relacja z terapeutą, a ona jest w zasadzie podstawą terapii. Nie potrafię wiele o tobie powiedzieć, ale jeśli jesteś typem neurotyka to prawdopodobnie cechuje cię podstawowa nieufność, która nie pozwala ci wejść z kontakt z terapeutą i powiedzieć co ci leży na sercu, tylko wykonujesz kolejne ćwiczenia, być może podświadomie oporujesz aż w końcu masz czego się spodziewałaś, nic się nie zmieniło.

Nie mam pojęcia co myśleli sobie ci psychologowie. Sama odchodziłaś po tych kilku miesiącach? Jak kiedyś znajdziesz dobrego terapeutę (o ile będziesz jeszcze szukać) to dobrze byłoby przetrwać te kryzysy, bo podobne mogą się powtarzać w kontaktach z innymi ludźmi.

Są różne szkoły terapeutyczne, niektóre zagłębiają się w przeszłość inne niespecjalnie. Niestety im głębsza jest terapia tym zajmuje więcej czasu, może się okazać że dopiero po roku będą efekty. Tak widziałem na swoim przykładzie i jeszcze kilku innych na tym forum.

Nic dziwnego że tak się zniechęciłaś po twoich doświadczeniach. Moim zdaniem ocenianie że pacjent "nie nadaje się" do terapii jest krzywdzące i nie świadczy dobrze o lekarzu.

Nie ma takiej zasady że żeby mieć udane przyszłe życie trzeba przejść psychoterapię i "odczarować" dzieciństwo, chociaż czasami możemy się zachowywać jak "zaczarowani" w dzieciństwie i ciągle powtarzać te same schematy, a mam wrażenie że te wyobrażenie z harfą właśnie odnosi się do niezaspokojonych potrzeb dziecka które dalej woła o uznanie, a jako dorosła osoba musisz już sama "grać" na sobie i kierować swoim życiem.

 

Masz jakiś kontakt z kolegami/koleżankami/rodziną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie pójdę więcej na terapię. To jest moja ostateczna decyzja. Nie lubię publicznie okazywać emocji, lubię swoja prywatność i nie pozwolę nikomu grzebać w mojej psychice.

 

Nie chcę być najlepsza, to moi rodzice by chcieli. Mi wystarczy, że będę kimś. Pisząc specjalistą miałam na myśli (to tylko przykład) bycie dobrą krawcową, księgową itp. Znać się na swojej pracy (podnosi pewność siebie) i wykonywać ją z satysfakcją, móc powiedzieć jestem księgową i mam swoje miejsce w społeczeństwie. I po iluś latach w danym zawodzie mieć wiedzę, umiejętności i doświadczenie.

Próbowałam sobie oczywiście narzucić kilka zawodów, ale przecież tak się nie da.

Dalej jestem nikim, nic nie umiem chociaż wiele lat się uczyłam, studiowałam. Na darmo.

Nudzę się i stresuję jednocześnie. Nie mam zajęcia. W pracy robię co muszę a później siedzę w domu, chodzę z kąta w kąt. Marnuję czas. Nic mnie nie interesuje. Nic mnie nie cieszy. Czuję się bezużyteczna i niepotrzebnie żyję. Po prostu życie nie przewidziało dla mnie miejsca.

Mam poczucie, że zmarnowałam ostatnie 10 lat życia. Znajomi już kilka razy awansowali, są ustawieni, niedługo będą rodziny zakładać. Zresztą, słaby mam z nimi kontakt i niedługo całkiem się zerwie.

Dziwne jest to, że ludzie których spotykam np w pracy, albo znajomy listonosz, albo w pobliskim sklepie, wszyscy mnie mają za normalną sympatyczną i miłą dziewczynę. I uśmiechnę się i 2 słowa zamienię. Nikt by mi nie uwierzył, że mogę mieć depresję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro unikasz bycia najlepszą na złość rodzicom...

Negatywne patrzenie, depresja itd. wynikają czasem z tego, że powstrzymujemy się od przyjemności z działania z gniewu. A może w Tobie jest tyle żalu wobec rodziców, iż jak robisz te rzeczy, to zaczynasz czuć te emocje? Twoich rodziców na pewno usprawiedliwiają jakieś własne nieświadome ograniczenia, jednak Ty akurat poczułaś z ich powodu to co poczułaś. Wyraźnie jesteś świadoma mechanizmu, jaki za tym stoi, co wynika z Twojego postów. Więc po co mu co drugie zdanie zaprzeczasz? Jak postawisz sprawę jasno, jak to się naprawdę miało w Twoim życiu i co wtedy czułaś, poczujesz się lepiej. No, naprawdę, kto by się nie wk*rwił, jeśli ciągle coś robisz, a to wciąż za mało. Widać po Twoim sposobie pisania, że potrafisz być skuteczna. I jest mnóstwo młodych ludzi, którzy nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem. Może gdyby nie patrzyli tylko na siebie, zauważyliby, że mamy kryzys i ogólnoświatowe bezrobocie, więc myślenie, "jak tu nie gnić w tej 'nieambitnej' pracy, spełnić się i być najlepszym" jest jakieś takie niedzisiejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luloo, Dzięki.

Tylko, że ja nie chcę się już wkurzać na rodziców. Wyprowadziłam się kilkaset km od domu, już będzie z 8 lat. I naprawdę myślałam, że się odcięłam, że żyję po swojemu. I te 8 lat to było szukanie co by tu robić, analizowanie swoich umiejętności, może do tego bym się nadała, może do tamtego. Nie chcę wciąż wracać do tematu rodziców, ale tak jakoś wychodzi. Studia skończyłam tylko dlatego, że mi babcia powiedziała, że nie wybaczy mi aż do śmierci jak nie skończę. Wybrałam kierunek najprostszy z możliwych no i mam ten papierek. Czy było warto? No fakt, ucieszyła się. I co dalej? Nic.

Niedawno pomagałam w jednej fundacji zajmującej się bezdomnymi zwierzętami, byłam domem tymczasowym. Wygadałam się rodzicom. I usłyszałam, że mam się "tego" pozbyć, że to patologia, że kto to widział tyle zwierząt w domu trzymać, że są w telewizji takie programy o starych pannach kociarach i psiarach. Kur*a uratowałam życie szczeniakom urodzonym w dziurze w ziemi, pojechałam po nie, pomogłam złapać, wzięłam do domu, później odwiozłam do nowych domów. A matka nie widzi w tym nic dobrego, jedynie samo złe. I jeszcze ją zabolało że kasę wydałam na paliwo i jedzenia dla nich. Oni mają zupełnie inne podejście do życia niż ja.

I MOŻE przez to właśnie nie wiem co mam w życiu robić, bo się ciągle zastanawiam co oni na to powiedzą, czy zaakceptują, czy wyśmieją, czy oleją, czy łaskawie pochwalą. I może się boję, że mi nie pomogą, jak będę tego potrzebować, że zrobię coś czego nie akceptują i mi to nie wyjdzie, wpadnę w kłopoty a oni mi wtedy nie pomogą. Boję się bo jestem sama i jak coś się stanie to nie mam się do kogo zwrócić o pomoc, tylko do nich.

Jak się uśmiecham to widać mi górne zęby i dziąsła, niby nic i wiele ludzi tak ma, a w dzieciństwie jak się uśmiechałam to mi matka mówiła 'nie uśmiechaj się tak szeroko bo wyglądasz jak..." Wyobraźcie sobie biegnę zadowolona coś pokazać, czymś się pochwalić a tu taki tekst..

W 4 klasie podstawówki pani wydająca obiady na stołówce mi powiedziała, że pierwszy raz widzi jak się uśmiecham. To mniej więcej pokazuje jak mi spieprzyli samoocenę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veganka, masz nieodciętą pępowinę, jesteś dorosła, mieszkasz daleko od rodziców ale psychicznie i emocjonalnie jesteś od nich zależna. To nie jest zdrowa relacja i jak najbardziej jest to kwestia do naprawienia na terapii. Jesteś dorosła a dalej boi cię co mama powiedziała jak byłaś w podstawówce. Możesz tego nie przyjmować do wiadomości, ale Twoje relacje z rodzicami rzutują na całe twoje życie teraz i są małe szanse, że sama sobie poradzisz. dlatego wg mnie bez terapii się nie obejdzie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to nie zazdroszczę.

Bronię się bo kilka razy próbowałam. I tylko jak wiem jak bardzo mi zależało i ile byłam gotowa zrobić.

Nie podobało mi się jak mnie potraktowali. Nic mi nie pomogli. Jak się z jednym terapeutą żegnałam, to był chamski. Mieliśmy umowę, że nie przerwę terapii bez powiadomienia. Więc po pół roku poszłam i powiedziałam, że rezygnuję i wyjaśniłam dlaczego, już nie pamiętam o co chodziło, ale nie podobało mi się jego podejście. Wywiązałam się ze swojej części umowy, podałam argumenty. A on mi powiedział "wiem, że i tak tu jeszcze wrócisz".

Poszukam informacji, poczytam, przemyślę, przeanalizuję, poszukam ludzi którym się udało. Ale na terapię nie pójdę. Zresztą, nie mam na to kasy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nasze życie nie jest nasze jest teraźniejszością i przeszłością innych ludzi, jesteśmy tym czym jesteśmy, to jacy jesteśmy teraz to konsekwencje czynów ludzi z przeszłości, konsekwencje naszych czynów będą w przyszłości. Karma w pewnym stopniu przeciwieństwem do czasu jest nie zmienna choć tak jak czas jest bezwzględna

 

Brak sensu, brak chęci brak potrzeby życia i mnie nie opuszcza już od kilku lat, są leprze są gorsze dni. Czasem żyje z dnia na dzień czasem nawet brak mi tchy, by po prostu przestać istnieć czy choć by żyć, pragnienie śmierci. Ale przychodzi myśl zabić się to nic nie da to tylko chwilowy skok w bok, a może jednak, a może jednak nie... NIe jednokrotnie przyprawia mnie to o obłęd, nie jednokrotnie byłem o krok zrobienia czegoś złego, szalonego. niejednokrotnie dawałem się ponieś instynktowi byle nie myśleć ale co zabawnego ratowało mnie myślenie a raczej powtarzanie w myślach przez zaciśnięte zęby ,, Panuj nad umysłem, niech on nie panuje nad tobą '' taka trochę immanentna sprzeczność ale jakoś pomagało

 

Brak ambicji perspektyw bo i po co coś osiągać to i tak niczego nie zmienia liczą się tylko czyny lecz sam cel jest ale i tak czy siak niemal sto procent ludzkości tak czy siak obciąża swój byt.

Przez introwertycezm i brak sensu, i widzenie w życiu tego co jest, nigdy nie nauczyłem się czym jest miłość, dla mnie to tylko przyśpiewka iluzja, ludzie z mojego otoczenia o tym wiedzą i to do dostrzegają bo to przez ich wzrok i zachowania nasunęły mnie na ten trop, próbują coś zrobić są bardziej mili jak by współczuli a mnie to albo śmieszy albo irytuje. Z drugiej strony czasem potrafię nawet płakać słysząc magicznie piękną nutke fortepianu , wiolonczeli czy gitary czy skrzypiec czy innego instrumentu, tak por postu przenika mnie jak by zanurzył się w wodzie, często w takich chwilach czuje jak bym umierała część mnie jak bym krwawił przebity sztyletem, gdzieś tam w środku. dość bo się tak rozpisuje.

 

veganka,

Nie mam żadnego talentu, żadnych zdolności, nie umiem śpiewać ani malować, nie jestem dobra w żadnej dziedzinie, mało tego, nawet nie mam żadnego hobby, bo po prostu nic nie wydaje mi się na tyle interesujące.

mam podobnie nawet określiłem swoje życie jako''wszystko i nic ''- wszystko próbował nic nie zachowa. Czy jakoś tak.

Może tym naszym talentem jest to nasz przekleństwo przez które widzimy ten bezsens, ten system którym rządzą ludzie, ludzie obłudni, chciwi. wykorzystują skłonność ludzkość do samo-destruktywnego istnienia, rządzą jak ja to mówię stara watykańską szkołom czyli, żeby rządzić trzeba ludzi najpierw podzielić miedzy sobą.

 

Trudno tak wszystko ująć od razu, Bardzo chętnie Venanko pisze o tym na priv lub poczte andskyru@o2.pl podyskutujemy, zawsze to lepiej prowadzić z kimś rozmowę niż z własną głową, ileż można rozmawiać z samym soba, tylko za odrobinę zrozumienia choć i to często nie gości w własnym umyśle.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×