Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z tożsamością i jedno wielkie załamanie


libertynka

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć

Zarejestrowałam się dzisiaj żeby to napisać i może ktoś mi pomoże.

Od kilku tygodniu było coraz gorzej, w wczoraj w nocy już sięgnęło zenitu. Rano wstawałam z łóżka przez 2 godziny, po prostu nie chciałam widzieć tego świata i zakrywałam się kołdrą. Chętnie bym pod nią została te kilkadziesiąt lat co mi brakuje do śmierci.

 

Ale po kolei.

Jestem typem depresyjnym odkąd pamiętam, nie można stwierdzić kiedy się zaczyna i kończy, po prostu raz jest lepiej raz gorzej. Męczą mnie też lęki, czasem nieokreślone, czasem takie pierdoły jak 'czy zamknęłam drzwi, czy zakręciłam gaz'. Ogólnie daję radę, staram się nie zwracać na to uwagi.

Mam też lęk przed wystąpieniami publicznymi, silny, właściwie to nie do pokonania i nawet nie zamierzam próbować, wystąpienia publiczne nie są mi potrzebne do szczęścia.

 

W wieku 17 lat trafiłam do psychiatry i tak parę lat z przerwami się wspomagałam. Nie stwierdzono mi nic konkretnego, ot zaburzenia jakieś. Leki przeciwpsychotyczne i antydepresyjne. Do psychologów też chodziłam, 2 czy 3, najdłużej pół roku. Absolutnie NIC to nie dało, chociaż zależało mi i się starałam. Jedyne co mi zdiagnozował psycholog to neurotyzm.

Byłam też u doradcy zawodowego, miałam test predyspozycji. Znów nic nie wyszło, przekroczyłam skale lęku i podobno cały test jest przez to nieważny.

 

No i tu dochodzimy do sedna problemu. Nie wiem kim jestem i na dodatek nie wiem co mam tu, na ziemi, robić. Próbowałam się dowiedzieć, szukałam. I nic. Nie mam żadnego talentu, żadnych zdolności, nie umiem śpiewać ani malować, nie jestem dobra w żadnej dziedzinie, mało tego, nawet nie mam żadnego hobby, bo po prostu nic nie wydaje mi się na tyle interesujące.

Męczy mnie to odkąd zaczęłam samodzielnie myśleć. Jeszcze jako dzieciak gdzieś na mszy usłyszałam od księdza, że każdy ma jakiś talent tylko trzeba go odkryć. No więc wczoraj właśnie doszłam do wniosku, że jestem za głupia żeby go odkryć, bo prawie 30 lat szukam i nic. Albo go wcale nie mam, czyli jestem bezużyteczna i do niczego.

A z takiego talentu, czy też zdolności można zrobić albo źródło dochodu i całkiem spokojnie sobie żyć, albo można zrobić źródło satysfakcji i się rozwijać. A najlepiej to połączyć i już był w ogóle spełnionym człowiekiem.

 

Ja nawet studiowałam, pierwsze studia rzuciłam po 2 roku, drugie skończyłam, dyplom leży gdzieś w szafie i generalnie nie jest mi do niczego potrzebny. Studia humanistyczne, skończyłam bo rodzina naciskała żeby mieć 'wyższe'.

Jestem typem zadaniowym. Jak mam zadanie to skupiam się na tym, kombinuję, byle zrobić, osiągnąć zamierzony cel. Np chciałam się nauczyć jeździć samochodem, zrobiłam prawo jazdy ale dalej się bałam samodzielnie jeździć, więc wstawałam o 4 rano i godzinę jeździłam po pustym mieście. Jak coś na prawdę chcę, to potrafię znaleźć rozwiązanie. Problemem jest to, że nie wiem co chcę/nic nie chcę. Nic mnie nie interesuje. Nie mam celu, wymyślam cele zastępcze które mi nic nie dają, wypełniam czas i wegetuję. Mam przez to problemy finansowe, bo wynajmuję mieszkanie i muszę się jakoś utrzymać. Pracę mam mało wymagającą, głównym kryterium pracy było jak najmniej stresów. No i mam mało stresu i mało kasy. I tkwię tu już kilka lat, aż wstyd bo to taka 'studencka' praca. A ja za 2 lata będę miała 30 lat.

 

Moja przyszłość maluje się tragicznie. Samotność, emerytura głodowa jeśli w ogóle (pracuję na umowę zlecenie). Nie mam do czego dążyć ani w czym się rozwijać. Strasznie mnie boli to, że jestem nikim. Inni są lekarzami, handlarzami, malarzami, a ja nie mam żadnej tożsamości zawodowej, ani osobistej. Chciałabym coś umieć, być specjalistą. Tylko nie mogę znaleźć swojej dziedziny. Przejrzałam wszystkie kierunki wszystkich uczelni w Polsce, przejrzałam klasyfikację zawodów. I nie znalazłam nic dla siebie. Przez to czuję się bezwartościowa. I po części czuję, że zawiodłam rodziców, oni pewnie się o mnie martwią, że nie mam "normalnej pracy" jak wszyscy. Nie zasłużyli sobie żeby mieć takie dziecko jak ja.

 

Doszło to tego, że nie zależy mi na życiu. Nie zabiję się, bo nie mam odwagi, poza tym to wbrew moim przekonaniom.

Jednak nie mam po co żyć. To, że się urodziłam na tym świecie jest pomyłką, zmarnowane kilkadziesiąt lat, nic przez ten czas nie zrobię, cały czas czekam na śmierć.

 

Boję się, że przyszłam tu na ziemię aby coś zrobić i jak nie odkryję tego zadania to będzie moja wina. A jeśli nie ma żadnego zadania, żadnej misji, to już w ogóle bez sensu tu jestem. Bo nie umiem żyć aby żyć. Po co? Życie jest udręką bez sensownej pracy. zajęcia dającego satysfakcję. Czuję się jak w więzieniu, nuda, jedna wielka nuda od wielu lat. Nuda, unikanie stresu i szukanie czegoś co by mnie zainteresowało. A dziś rano się poddałam, bo już wiem, że nie znajdę swojego miejsca na ziemi, bo nie jestem w stanie, bo nie potrafię. Gdybym umiała to już bym znalazła.

Ten problem, brak swojego miejsca na ziemi, jest we mnie od zawsze i po 20-kilku latach na prawdę można mieć dość i się zwyczajnie załamać.

 

Mam zerowe poczucie własnej wartości, na nawet na minusie. Jestem introwertyczką i już w podstawówce dzieci mnie unikały, mówiły że jestem dziwna. Czułam, że jestem inna niż reszta. Nie umiem się dopasować do tego świata. Wszyscy w koło chcą być oryginalni a ja wręcz przeciwnie, nie umiem przestać być inna. Gdybym miała zajęcie, gdybym mogła być kimś, to bym się na tym skupiła i nie myślała o problemach, życie by mi szybciej minęło i nie męczyłabym się tak bardzo. Jak więzień w celi bez zajęcia, odliczający czas do końca odsiadki.

 

Niedawno przyszła mi do głowy taka metafora.. nie umiem wziąć życia w swoje ręce, bo nie jestem sprawcą, nie działam, to ludzie na mnie działają, wywołują we mnie reakcje, grają na mnie, bo jestem jak harfa, sama z siebie nie umiem wydać dźwięku, jestem harfą bez harfisty, teoretycznie jestem kimś, teoretycznie mam pewne możliwości, ale sama z siebie nic nie mogę zrobić.

jestem jak harfa stojąca na pustyni, z zepsutymi strunami. ile bym się nie wysilała - i tak nic nie zrobię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc. Opisalas w slowach to czego wielu nie potrafi opisac a pewnie borykaja sie z podobnym problemem. Sam zreszta mam podobnie. Nawet probowanie zycia"na sile" konczy sie zle,rozchwiajaniem..jeszcze silniejszym roztrojeniem tozsamosci. To jest ciekawa tematyka aczkolwiek bolesna dla osob ktorzy maja z tym problem. Ciezko doszukiwac sie nawet przyczyny..czy to wychowanie..czy moze biologiczny defekt. No bo jak sie nie ma celu w zyciu, zadnych pragnien, oczekiwan to tak jakby czlowieka nie bylo. No ciekawe czy ktos sie z tym uporal..mam nadzieje ze znajdziesz tutaj pomoc.

 

 

Moze to wszystko wynika z deficytu emocjonalnego, braku uczuc? ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma na kogo zrzucić winy. Rodzice..wiadomo, każdy popełnia błędy, ale starali się, przecież w dobrej wierze wszystko robili. Ojciec trochę za wysoko poprzeczkę stawiał, chciałam grać na podwórku w badmintona to mi za wzór stawiał tenisistkę Monice Seles, chciałam być wolontariuszem w fundacji pomagającej zwierzętom to mi powiedział, żebym założyła własną fundację. Po co robić cokolwiek jak się nie będzie jednym z najlepszych? Po co zaczynać grac na flecie jak się za miesiąc znudzi? W ten sposób przestaje się próbować...

Ale przecież chciał dla mnie jak najlepiej. Zresztą, więcej go nie było niż był i o to też nie można mieć pretensji bo przecież pracował.

Inni mieli gorzej a wyszli na ludzi.

 

Do samej siebie też nie mogę mieć pretensji, moja wina że taka jestem? Starałam się, dążyłam, próbowałam. Po co istnieję? Kto mnie stworzył i dlaczego się teraz nade mną znęca? Sama się przecież ani nie stworzyłam ani nie wprosiłam na ten świat.

 

Defekt biologiczny, coś w tym jest. Miałam w rodzinie wujka chorego na schizofrenię, powiesił się dawno temu. Przez to mam przywileje u każdego psychiatry, wystarczy wspomnieć i już receptę wypisuje :/

 

Ten stan jest nieznośny i po prostu nie potrafię z tym żyć. Żyję wbrew logice, bo skoro jestem niepotrzebna temu światu to powinien mnie samochód przejechać.

Czasem są takie momenty, że nie mam siły oddychać. Zamykam oczy i po prostu nie chcę być na tym świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma na kogo zrzucić winy. Rodzice..wiadomo, każdy popełnia błędy, ale starali się, przecież w dobrej wierze wszystko robili. Ojciec trochę za wysoko poprzeczkę stawiał, chciałam grać na podwórku w badmintona to mi za wzór stawiał tenisistkę Monice Seles, chciałam być wolontariuszem w fundacji pomagającej zwierzętom to mi powiedział, żebym założyła własną fundację. Po co robić cokolwiek jak się nie będzie jednym z najlepszych? Po co zaczynać grac na flecie jak się za miesiąc znudzi? W ten sposób przestaje się próbować...

 

 

Czyli moze jednak cos w tym jest. Za duze wymgania wobec dziecka i potem w doroslym zyciu moga wyjsc problemy. Moje problemy sa chyba w duzej mierze wlasnie spowodowane stosunkiem ojca do mnie i do zycia. Tez byl wymagajacy...za nic nie chwalil a jego stosunek do życia w stylu " A po co to? , Nic nie ma sensu., Samo zrobi sie.." pozostawia wiele do zyczenia. Zeby nie matka to nie wykluczam mozliwosci ze stoczylby sie na same dno.

 

 

 

Skoro starasz sie to nie mozesz miec do siebie żalu. Mysle ze problem moze lezec wlasnie w tym o czym wyzej pisalem. Czy chodzilas kiedys na psychoterapie? Z lekow przepisywanych przez psychiatre co takiego bralas?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziłam na psychoterapię, prywatnie głównie. Takie pier*lenie o dzieciństwie, strata kasy. Jeden pożal się boże psycholog na 1 spotkaniu zjechał mnie z góry na dół, że mam buty podróby, że jak ja wyglądam - taki teścik jak reaguję na stres i czy się obronię. Nie obroniłam się. A jak wyszłam to byłam w takim stanie że wlazłam na ulicę nie patrząc czy coś jedzie. Inna psycholożka z kolei uznała, że skoro byłam już u innych psychologów to znaczy, że odrzucam każdą pomoc i nie ma sensu się ze mną męczyć. Próbowałam jej wytłumaczyć, że może źle trafiałam, ale ta akurat była z ośrodka zdrowia państwowego, nic do niej nie docierało. Pół godziny siedziałam u niej w kompletnej ciszy, tylko się na mnie gapiła, no to wstałam i wyszłam. Generalnie mam złe doświadczenia z psychologami, już psychiatrzy byli lepsi, jednym słowem potrafili mnie podnieść na duchu, bez tego całego pieprzenia. Lubię konkretne rozwiązania a nie pogadanki o dupie maryni. Chyba nikt nie miał idealnego dzieciństwa, było minęło. Trzeba żyć.

 

Jeśli chodzi o leki to byłam z góry zaszufladkowana. Wujek schizofrenik a ja miałam wrażenie bycia za szybą.

Brałam Zoloft, Zolarfen, Pernazinum, więcej nie pamiętam. To było lata temu. Pobrałam parę miesięcy i uznawałam, że już jest ok. Ale gdzieś od 6-7 lat nie biorę leków i nie chodzę do psychiatry. Nie mam potrzeby. Co psychiatra poradzi że nie wiem kim jestem, nie mogę znaleźć swojego miejsca.

 

A wracając do rodziców, mojego ojca wiecznie nie było, matka też sporo pracowała. Nigdy nie widziałam ich żeby się uśmiechali. Nigdy w życiu mnie nie przytulili. Nigdy za nic nie pochwalili. A świadectwa wszystkie z paskiem miałam - dla nich to oczywiste i nie ma za co chwalić. Trochę wyśmiewali moją zbytnią wrażliwość, to że lubiłam zwierzęta i z nimi rozmawiałam :) Chcieli mieć normalne dziecko a trafiło im się takie dziwne. Jestem jedynaczką, siedziałam sama zamknięta w domu. To też się na pewno odbiło na mojej psychice.

 

Nie jestem zwolennikiem zwalania wszystkiego na rodziców. Może rodzina im doradziła taki sposób wychowania? Może chcieli dobrze, może takie czasy były itp itd. Jak dziecko sobie radzi to i z patologi wyjdzie, przyjaciół znajdzie, ułoży sobie życie. A jak się jest zepsutą harfą na pustyni to można się spinać a i tak g.. z tego będzie.

A swoją drogą, to bardzo ciekawe dlaczego akurat z harfą się w pewien sposób utożsamiam. Takie porównanie mi się w głowie pojawiło i pasuje. Muszę sprawdzić symbolikę.

 

lubudubu, masz podobne problemy, czy któreś się pokrywają, jak sobie radzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sporo pokrywa sie. Nie radze sobie za bardzo.Szukalem i szukam pomocy w lekach. Życia nie zastapia to fakt ale ulatwiaja je i potrafia czlowiekowi choc na chwile dac wytchnienie. Niedlugo bede testowal nowe. Ciezko jest..trudno znalesc oparcie w czymkolwiek/kimkolwiek majac takie problemy. Sama rozumiesz. Mialem zapytac czy masz rodzenstwo ale doczytalem ze jestes jedynaczka. Ja mam siostre ktora jest inna niz Ja. Ona tez jest nerwowa,impulsywna ale zna swoje miejsce . Ja mam bardziej neurotyczna,introwertyczna nature.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz bede probowal slynnej Concerty. To inna bajka niz ssri czy neuroleptyki. A moze akurat cos tam we mnie obudzi..motywacje np. Z drugiej strony sam podejrzewam, że mam jakis typ adhd. Kiedys jak bylem maly to bylem strasznie nakręcony..i wiecznie niezorganizowany. Do tego jak mialem uczyc sie albo w ogole cos robic to po przez ten brak koncentracjii czy tez natręctwa szybko irytowalem sie ..a wszystko robione bylo na przyslowiowe "odwal". Nauka to zawsze byl priorytet wiec nawet z tymi problemami moglem siedziec caly dzien nad jakims zadaniem dopoki nie zrobilem go.

 

Teraz raczej dominuje u mnie apatia ale brak koncentracjii,"roztrzepanie" , brak organizacjii rowniez..no i te ciagle snienie na jawie..odrealnienie..Podobno takie objawy tez zaliczaja sie do adhd tak zwany sluggish cognitive tempo. Moze akurat cos pomoze ale nie nastawiam sie na jakies wielkie fajerwerki bo juz nie raz rozczarowalem sie. Neuroleptykow nie bralem i nie zamierzam. Dla osob takich "niemrawych" jak My moze to byc gwozdz do trumny. A z drugiej strony najlepiej znalesc przyczyne a nie znieczulac sie i funkcjonowac dalej tak samo...

 

 

Masz jakies pomysly co dalej ze soba robic? Co rodzina na to? Sa chociaz jeszcze jakies rzeczy ktore sprawiaja Tobie przyjemnosc? Chociazby spacery?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też masz niewesoło. Ale próbuj, może znajdziesz coś odpowiedniego.

Ja z kolei podejrzewałam u siebie jakiś rodzaj autyzmu, bo nie rozumiem żartów i aluzji, no po prostu czasem nie łapię, jak mi się nie powie wprost.

 

Pomysły mi się skończyły. Jeszcze parę dni temu myślałam o jednym kursie, mógłby być ciekawy, związany ze zwierzętami, ale kosztuje kupę kasy, której nie mam i nie gwarantuje później zarobków. Jakbym się uparła to bym to jakoś rozwiązała, ale co potem, wizytówki sobie zrobię (fałszywe poczucie bycia kimś) ale się z tego nie utrzymam. O mały włos znów bym się rzuciła na jakiś pomysł, a skończyłoby się tak jak zawsze. I kiedy dotarło do mnie, że To Znowu Nie To, przyszło załamanie i aktualnie się poddaję. Nie mam więcej pomysłów.

 

Poranek był jednym z gorszych w moim życiu i teraz każda godzina życia jest dla mnie udręczeniem. Pewnie się pomęczę i minie, a potem wróci.

Rodzina mieszka daleko (wyprowadziłam się), nie rozumieją, czasem mi się wydaje że to są tacy prości ludzie, bez refleksji, praca w zakładzie, praca oczywiście nie może być przyjemnością tylko obowiązkiem. Nie umiem się z nimi porozumieć.

 

Jest kilka drobiazgów, które sprawiają mi przyjemność. Lubię czasem się przejechać samochodem. 5 miesięcy temu adoptowałam szczeniaka, taki bury kundel znajda, suczka, jej ucieszona morda jak wracam do domu albo jak wstaję rano poprawia mi humor. Wyciąga mnie z domu na spacery, wiecznie macha ogonem i liże mnie po gębie :) Oczywiście przed rodziną muszę ukrywać bo mi grozili że nigdy więcej mi nie pomogą jak wezmę psa.

Kiedyś sobie poprawiałam humor zakupami, jedzeniem. Aż do limitu karty kredytowej. Nieodpowiedzialnie korzystałam, ale co miałam zrobić, pociąć się?

Marzy mi się wyjazd w miejsce, gdzie nie ma ludzi. Miesiąc na odludziu, tak żebym mogła chodzić po lesie, nad rzekę, i nie spotkać żadnego absolutnie żadnego człowieka. Myślę, że wtedy mogłabym się pozbyć oczekiwań jakie na mnie nałożyli ludzie, głównie rodzina. Zdystansować się. Zobaczyć co jest naprawdę ważne a resztą się nie przejmować. Nawet próbowałam to zaplanować, ale okazało się to niemożliwe. Myślałam o wynajęciu jakiegoś campera, tylko nie ma go gdzie legalnie postawić na odludziu. W namiocie przez miesiąc nie chcę mieszkać. No i nie znam takich miejsc, gdzie w promieniu kilku km nie byłoby ludzi. Chciałabym kiedyś kupić kawałek ziemi na takim własnie zadupiu i zaszywać się tam od czasu do czasu. Ale nie mam za co :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veganka, Wydaje mi się że powinnaś przejść psychoterapię, nawet z całym tym cofaniem się do przeszłości. Jak nie masz szczęścia do NFZ to znajdź dobrego specjalistę i chodź prywatnie. To potrwa, nie przejmuj się że nie masz rezultatów po kilku miesiącach.

Nauczenie się bycia najlepszym w czymś nie jest aż taką sztuką jak się wydaje. Po prostu tyle ludzi tego chce bo inni ludzie ich za to chwalą, a nie starczy podium dla wszystkich. Naucz się cierpliwości, zamiast być mistrzynią nie wiadomo czego bądź sobą. O ile to jest trudniejsze. Przyjąć to co się ma zamiast to czego się nie ma.

Jest w tobie coś co jest wartościowe pomimo tego wszystkiego co potrafisz lub nie potrafisz, czego nie można ci zabrać, ale wydaje się że z różnych powodów nie jesteś w stanie tego dostrzec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi, psychoterapia nie wchodzi w grę. próbowałam kilka razy, robiłam z siebie debila, odrabiałam te głupie zadania domowe, spisywałam sny jak kazali, mówiłam prawdę i starałam się bardziej niż terapeuta. czytałam zadane książki. i nic. nie pomogli mi ani trochę a wręcz zaszkodzili. poza tym nie stać mnie żeby płacić po kilkaset zł miesięcznie, niby skąd mam na to wziąć? ledwo starcza mi na mieszkanie i jedzenie.

łatwo mówić, że trzeba być sobą. przecież ja nie wiem kim jestem, to jak mam być sobą? piszesz jak typowy psycholog. oklepane frazesy.

 

miałam problem z ukończeniem studiów, poszłam wtedy po pomoc do psychologa i usłyszałam, że mi nie pomoże bo według niego ja wcale nie chcę przyjąć pomocy. i weź tu zaprzecz takiej logice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei podejrzewałam u siebie jakiś rodzaj autyzmu, bo nie rozumiem żartów i aluzji, no po prostu czasem nie łapię, jak mi się nie powie wprost.

 

Może za bardzo skupiasz sie na sobie. Jak ktoś probuje zażartowac to Ty myslisz co dana osoba o Tobie pomysli zamias skupic sie na tym co osoba chce przekazac swoja wypowiedzia. (mam nadzieje ze zrozumialas.:).

 

Zwierzaki chyba większosci poprawiaja humor. Moj terrierek nie ma sobie rownych.. 8)

 

Moge zapytac skad jestes?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem z warszawy. nie, nie skupiam się na sobie ani co osoba o mnie pomyśli, skupiam się na tym, żeby za długo nie gadała i jak najszybciej sobie poszła. zazwyczaj grzecznie spławiam ludzi lub po prostu czekam aż skończą, coś tam odpowiadam i idę w swoją stronę ;) a jak to jest dłuższe spotkanie, nawet z kimś znajomym no to wtedy już po prostu nie rozumiem i staram się to ukryć :( czasem aż mi głupio bo nie rozróżniam ironii, żartów itp. tak jakby ktoś do mnie mówił a ja zwyczajnie nie wiem co ma na myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmienny, przeczytałam w życiu dużo książek, i literaturę klasyczną, i filozoficzne, i psychologiczne, i poradniki. żadna mi jakoś specjalnie w pamięci nie utkwiła. próbowałam też ugryźć medytację, przemeblować odpowiednio mieszkanie, próbowałam biegać, chodzić na basen, szukałam informacji w internecie, próbowałam nawet rzeczy których tutaj nie opiszę ;) jestem chyba zawodowym poszukiwaczem, bo nie ma dnia w którym nie zastanawiałabym się nad jakimś problemem egzystencjalnym. nie ma odpowiedzi na moje pytania i nie umiem z tym żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm. myślę veganka ze jestes bardzo wartosciowa osobą bez wzgledu na to czy masz zainteresowania czy nie, a lubisz w ogole przebywac z ludzmi? pytam bo sama jestem dosc wycofana pomimo jakichs tam moich pasji przez depresje i moj charakter nie mam energii ich w pelni realizowac, tez mam pecha do psychologow, chcialabym bardzo przejsc terapie nawet albo przedewszystkim grupową lecz musze pracowac wiec nie mam na nia czasu (codziennie przez 3miesiace) a na prywatnego psychologa rowniez mnie nie stac bo niestety ale licze kazda zlotowke :/. zauwazylam ze moj stan odrealnienia poglebia sie w momencie gdy sie wycofuje, nie wychodze, nie spotykam znajomych i nie poznaje ludzi, faktem jest ze czuje sie od nich wszystkich gorsza ale jak uciekam to jest jeszcze gorzej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lubudubu, napisz, postaram się tu zaglądać.

 

zmienny, nie, nie przyjmę do wiadomości, że nie ma sensu, musi byś klucz, jakiś porządek, przyczyna. ulży mi jak umrę i się dowiem co jest po drugiej stronie, kto mnie tu wysłał i dlaczego, ulży mi jak spotkam swoją prawdziwą rodzinę, której nie znalazłam tu na ziemi. bo przecież skądś pochodzę, więc muszą gdzieś być istoty podobne do mnie. chcę odkryć wszystkie tajemnice życia i śmierci, tego co nazywają karmą, chcę wiedzieć kim jestem i po co jestem, chcę znać swoje możliwości i ograniczenia, widzieć drogę rozwoju, a nie tkwić w miejscu. zawsze będę zadawać pytania i zastanawiać się nad istotą rzeczy.

chcę też wreszcie odnaleźć jakiś przyziemny, prymitywny zawód, pracę, która da mi poczucie stabilności finansowej i jednocześnie będzie źródłem satysfakcji i podbuduje moją pewność siebie. to wszystko nie może być pozbawione sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm pisałaś, że czytałaś dużo książek, było coś Viktora Frankla, psychologa i byłego osadzonego w obozie koncentracyjnym, który zajmował się sensem życia, albo Paula Daviesa, współczesnego filozofa przyrody?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chmura, dzięki za dobre słowo. raczej nie lubię przebywać z ludźmi, tzn lubiłabym gdyby mnie tak nie wypompowywali z energii, czasem muszę uciec żeby nabrać siły. mam mało znajomych i nie czuje potrzeby żeby mieć więcej. chociaż i tak czuję się samotna, ale lepsze to niż przebywanie w stadzie ekstrawertyków ;)

poważnie poszłabyś na terapię grupową? ja nigdy w życiu, wołami by mnie nie zaciągnęli :)

mi zamknięcie w domu aż tak nie szkodzi, nie muszę wychodzić, robię minimum w pracy a resztę mogę siedzieć w zamknięciu i nie odczuwam tego jakoś dotkliwie. mnie boli nie to, że czuję się gorsza, tylko to, że jestem zupełnie inna. nie mam wspólnego języka z ludźmi i jako jedyna inna muszę się dopasowywać do reszty. jak czasem się otworzę to patrzą na mnie jak na dziwadło, więc już wolę przytakiwać i siedzieć cicho. aż za dobrze idzie mi odgrywanie roli przed społeczeństwem, a nikt nie wie co mnie w środku gryzie. naprawdę chciałabym mieć jakieś zajęcie, któremu mogłabym się poświęcić. ale nie mam i na siłę nie znajdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veganka, witaj. :great::great::great:

Mam nadzieję, że zostaniesz trochę na forum i powstaną jakieś ciekawe rozmowy na ten temat,

 

Też jestem typem poszukiwacza, ciągle czegoś mi brak w życiu i ciągle staram się to znaleźć. Czasem nawet nie szukam, zastanawiam się wtedy czego mi brak. Ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Z problemem "mierzę się" 7 lat i mimo wszystko bardziej to wszystko rozumiem niż na początku. Mógłbym tu się rozpisywać, ale nie wiem czy warto.

Jeśli chcesz porozmawiać, to zapraszam na priv. Jak to jedna osoba ujęła, potrafisz opisać to z czym wielu ma problem, dlatego myślę, że nasza rozmowa mogłaby coś wnieść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmienny, ich akurat nie czytałam, a warto? znajdę tam coś ciekawego?

 

-- 21 kwi 2013, 17:01 --

 

monk, nie wiem co Ci napisać na privie :)

weszłam dziś na to forum, żeby wyrzucić z siebie to, co się nagromadziło. nie spodziewałam się takiej wymiany zdań :) nawet mi trochę lepiej że ktoś to przeczytał, rozumie i ma podobnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×