Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

ale,że co ? kogo? i znów nikt mnie nie lubi :oops:

 

-- 10 kwi 2013, 23:20 --

 

omeeena, ja bym jej dala 5 sekundowa nagane wzrokowa

 

 

 

Ojj..nie lubisz się torturować nie lubisz... :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczypiorek,nie słuchaj ich - stękaj ile chcesz! Wreszcie będę miał kogoś na forum z kim będę mógł stękać i marudzić! :mrgreen:

 

 

No w końcu ktoś uff... :yeah:

 

ale tak zluzuj i nie szalek z tym stękaniem pozostańmy przy marudzeniu i np. użalaniu... :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pojechalabym do Polski do domu do chrzesniaka...:(

mam dosc meczenia sie tutaj chodx wiem ,ze tam bedzie w pewnym sensie jeszcze zdecydowaniej gorzej to moje miejsce jest tam gdzie sie urodzilam... :(

wszystko boli znow glowa,kosci,stawy,miesnie...psychika...:(

zrobcie,wymyslcie,pomozcie cos...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze są myśli, że przeżyłem 24 lata i życie już i tak nie ma szans ułożyć się normalnie (nie napiszę przecież że 'dobrze', za dużo bym wymagał).

 

 

Ja 26 taka roznica

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Leczę się na depresję i nerwicę już ok. 12 lat z przerwami, obecnie jestem w trakcie odstawiania leków. Mówiąc wprost gdyby nie naciski ze strony psychologa już nigdy więcej (próbowałam z 5 razy może więcej) nigdy do końca życia bym się na to nie zdecydowała. Możecie mówić, że jestem słabym człowiekiem, ale ja wolę przyjmować lek i nie cierpieć, niż walczyć każdego dnia z lękami, smutkiem, płaczem, dreszczami, zwątpieniem, beznadzieją i jeszcze wielu innymi dolegliwościami. W moim przypadku najgorsze są lęki, zabijają mnie. Od kilku lat mam przeświadczenie, że lepiej jakbym się nie urodziła, a najlepiej jakbym umarła we śnie. Wciąż pytam siebie ile jeszcze ma to trwać, ile jeszcze muszę przejść aby lekarze i psycholog uwierzyli mi, że nie potrafię tego przeskoczyć i dali mi święty spokój.

Pozdrawiam

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam...muszę się wyżalić, bo moi najbliżsi niestety nie są w stanie zrozumieć moich smutków...

 

Nie wiem co się dzieje ze mną od dłuższego czasu...Cały czas jestem zmęczona i ospała, dochodzi do tego permanentny smutek, drażliwość, a nawet płaczliwość...Niby wszystko jest ok, w domu jest raczej dobrze, mam pracę (co prawda nie cierpię jej, ale jest), do tego pojawił się w moim życiu naprawdę fantastyczny facet (nadmienię, że od praktycznie 4 lat jestem sama), który cały czas mnie pozytywnie zaskakuje i który dużo rzeczy zmienił w swoim życiu, żeby móc się ze mną spotykać.

Nie ukrywam, że bardzo się ucieszyłam, że los się w końcu do mnie uśmiechnął, że w końcu pojawił się mężczyzna, któremu autentycznie na mnie zależy, ale niestety towarzyszący mi każdego dnia smutek, nie ustąpił...Cały czas wszystko mnie martwi, moja praca też mi przysparza mnóstwo stresu i nerwów, do tego dochodzi zmęczenie i przez to nie potrafie się cieszyć w pełni. Na początku myślałam, że to przez tą szaro-burą pogodę, ale w końcu przyszła wiosna, jest pięknie na dworze, a mój nastrój jest cały czas taki sam, z taką samą intensywnością popadam w tzw. doła. Mam takie dni, szczególnie kiedy wracam z pracy, że zaczynam płakać i nie obchodzą mnie wówczas nawet ludzie, którzy są dookoła, albo myślę sobie, że najlepiej byłoby skoczyć do rzeki, obok której zawsze przechodzę...

Właśnie wczoraj miałam jeden z takich dni i czując, że nie mam sił, napisałam do koleżanki żeby móc jej się wyżalić. Oczywiście ona powiedziała, że z jednej strony mnie rozumie, ale z drugiej jednak nie, bo mam milion powodów do szczęścia i odnosi wrażenie, że ja lubię być nieszczęśliwa i że nawet nie próbuję z tego wyjść.

Już nie tłumaczyłam jej, że czuję się bez energii, nie mam wewnętrznej siły, że nawet widok staruszka, czy też mężczyzny sprzątającego ulicę momentami sprawia, że mam ochotę się rozpłakać. Nie wiem czym jest to spowodowane, może tym, że od roku żyję w ciągłym stresie?

Ja zawsze byłam taka pozytywna, uśmiechnieta i lubiłam sobie pożartować..teraz tego praktycznie nie robię.

Myślałam, że jak zapisze sie na swoje ulubione zajęcia, na które do tej pory nie miałam czasu chodzić, to znowu powróci radość, tym czasem, ani miłość, ani moje ulubione zajęcia niczego nie zmieniły...czuję się tak, jakbym była za jakąś szybą i boję się, że przez to mogę zniszczyć to szczęście, które do mnie przyszło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×