Skocz do zawartości
Nerwica.com

SERTRALINA (ApoSerta, Asentra, Asertin, Miravil, Sastium, Sertagen, Sertralina Krka, Sertranorm, Seraloft, Stimuloton, Zoloft, Zotral)


shadow_no

Czy sertralina pomogła Ci w Twoich zaburzeniach?  

103 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy sertralina pomogła Ci w Twoich zaburzeniach?

    • Tak
      59
    • Nie
      27
    • Zaszkodziła
      17


Rekomendowane odpowiedzi

Sertralinę łącznie przyjmuję od 2 miesięcy najpierw tydzień 50 ,później 100 i teraz od ponad tygodnia 150. I tak: To co dołożyła mi Asentra przez tydzień przy 150 mg to nie życzę najgorszemu wrogowi :D W sobotę rano budzę się "bum" zaskoczyło. Poczułem się zdrowy, wręcz odczułem działanie euforyczne. 2 miesiące wkręcała się, a nawet troszkę dłużej. Efekt zadowalający odczułem dopiero po tygodniu dużej dawki - 150 mg. Więc apeluję :D do wszystkich nie poddawajcie się początkowymi ubokami, przetrzymajcie to a będzie lepiej. U mnie to trwało ponad 2 miesiące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej forumowicze ;) nie było mnie 2 tygodnie, a tyle się tu zmieniło, że jestem w szoku... :brawo: U mnie dużo lepiej i...wcale na żadną psychoterapię nie poszedłem- haha. Psychoterapię odradzam każdemu z długotrwałą i nawracającą depresją i nerwicą, gdyż problem ma ewidentnie przyczynę organiczną. Można biadolić o procesach poznawczych, ale w to wierzy chyba tylko beladin, z całym szacunkiem dla niego, bo ma facet czasem rację, zwłaszcza przypominając o długim czekaniu na działanie SSRI. Ale powiedzcie komuś z grypą i 40C gorączki, żeby wziął się w garść i posprzątał pokój. Skrajny przykład? Oj nie! Jak wspomniał Marek1977 i miko84- wystarczy wziąć dany środek, choćby głupią kawę i stopień motywacji i zaangażowania się zmienia. Niektórzy zapominają o tym, bo sami coś biorą i myślą naiwnie, że to jakaś terapia im pomogła. Ja po odstawce leków przez 2 lata męczyłem się z terapiami i absolutnie mi nie pomagały i nie znam osoby, którą by wyleczyła. Osoby po traumach, wypadkach etc- zgoda, ale tylko na krótko, bo skoro będzie wracać problem to przyczyna leży we wspomnianej genetyce. Kochani, jeśli leki antydepresyjne Wam nie pomagają szczerze polecam suplementy i to nawet tak śmieszne, jak DUŻE dawki wit C, które obniżają...kortyzol! Dlatego o 8mej rano tak chu.owo się czujecie. Powiedział Wam o tym jakiś lekarz? Mnie nikt nie powiedział. Ludzie myślcie samodzielnie, bierzcie leki, ale organizm może potrzebować czegoś innego: magnez, bkompleks, omega3, wit C, koenzymq10, jod, cynk, etc, sport (ale bez forsowania bo wtedy kortyzol tylko mocniej wali), dobry sen-8h, szukajcie własnych rozwiązań, nikogo nie słuchajcie w 100%, musicie próbować różnych rzeczy i sprawdzone zostawiajcie. Słowem bierzcie wszystko, co pomaga a nie uzależnia, chyba, że na krótko. 3mam kciuki!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale powiedzcie komuś z grypą i 40C gorączki, żeby wziął się w garść i posprzątał pokój. Skrajny przykład? Oj nie!

 

Przekonałeś mnie. Od razu mi lepiej ..tzn. gorzej :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beladin, prawda Was wyzwoli, a w moim przypadku jest taka, że przyznaję, że jestem bezsilny wobec problemu i czy chcę czy nie chcę musze brać leki/suplementy, żeby normalnie funkcjonować, natomiast psychoterapia mi nic nie dała (nad czym ubolewam) a zabrała pokładaną nadzieję, zdrowie i czas. Przez nierealne myślenie, że ona mnie uzdrowi tak długo opierałem się z powrotem do leków i mój stan się pogorszył. Dla mnie była... szkodliwa. Dokładnie tak jakbym chorując na cukrzycę chodził na masaże zamiast brać leki. To również by pośrednio zaszkodziło. Ale dopóki bierze się leki można chodzić- nie powinna wtedy zaszkodzić ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie! mam do Was kilka pytań,jesteście przecież fachowcami,nie jeden lekarz by się mógł uczyć.napisz krótką historię swoją ,a potem napiszę pytania

2 lata temu skończyłem zażywać LEXAPRO 10mg /brałem około 8 lat/,chyba się uzależniłem a lęków nie zwalczało,coś mnie ocknęło,odstawiłem i zacząłem brać na własną rękę SPAMILAN,nie wiem czy go brałem za krótko 1 miesiąc,miałem prześwity że jest nadzieja, okazało się że lipa jak złapałem atak lęku,poszedłem do psychiatry,ten przepisał mi PARKSETYNA 20mg+SPAMILAN,zażywałem tak przez 5 miesięcy,było niby lepiej,pewnego dnia poczułem się super,myślałem że będzie już dobrze,trwało to może 3 godziny,na drugi dzień,dostałem ataku lęku chyba największego do tej pory,wystraszyłem się,poszedłem do innego lekarza,przepisał mi ASENTRE od 50mg zwiększać do 200mg,po 2 miesiącach dołożył mi LIT,i tak zażywałem 250mg ASENTRA i 500mg LIT,byłem przymulony i lipa trwało to leczenie 8 miesięcy,między czasie odstawiałem LIT ASENTRę zmniejszałem,wydawało mi się że tak ma być że jestem przytłumiony ale beż lęków,ale po kolejnej wizycie,zasugerował mi lekarz EFECTIN więc przeszedem na niego,

po 10 dniach odstawiłem/nie dla mnie ten lek,działania uboczne,/zasugerowałem lekarzowi lek WELLBUTRIN,on przystał na to,więc zacząłem znowu brać ASENTRę do 200mg,i WELLBUTRIN 150mg,i niespodzianka,zacząłem mieć przebłyski/bardzo rzadko może raz na 3 tygodnie/ takie że tak bym chciał się czuć,polega ta choroba na tym/nie wiem czy też tak macie/,chodzę przymulony załamany,non stop myślę negatywnie,o samopoczuciu i nie tylko,/a gdy przychodzi chwila,nagle staję się zadowolony wesoły,nie myślę w ogóle o chorobie,tak jak bym wyszedł z za lustra,inny świat!/co z tego jak to trwa kilkanaście minut ,nie poddaje się poszedłem do lekarza ,dołożył mi WELLBUTRIN do 300mg,i PROPRANOLOL /który miał mi zbijać ciśnienie i łagodzić lęki/ zacząłem więc zazywać/okazało się że PROPRANOLOL u mnie spotęgował lęki,odstawiłem,

zażywam teraz ASERTIN 150mg+WELLBUTRIN 300mg+ BETALOCK ZO 50mg/lek na ciśnienie i puls/,czuję się lepiej mam więcej prześwitów normalnego życia,ale...... i teraz mam pytanie:

czy zwiększając ASERTIN do 200mg,będzie jakaś różnica?/pytam, bo może ktoś tak zażywa/ i czy WELLBUTRIN 300mg kiedy powinien zadziałać licząco chodzi mi o czas,jak to jest u Was,na razie biorę go 8 dni w tej dawce,a wcześniej 150mg przez 3 miesiące,pytam o szczegóły ponieważ widzę światełko w tunelu.dzięki za odpowiedzi,pozdrawiam serdecznie,życzę dużo zdrowia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

xyz17, Bierz tak jak bierzesz do czasu aż poczujesz pełne działanie zwiększonego Wellbutrinu. Z tego co pamiętam wkręca się od pierwszej tabletki. W drugim miesiącu od zmiany powinien działać już w pełni. Co do sertraliny to moim zdaniem większa dawka nie wniesie nic poza nasilonymi skutkami ubocznymi, m.in. przymuli Cię bardziej. Ja bym pozostał przy 150mg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tańczący z lękami, mam podobne zdanie na temat który poruszyłeś.

Ja już pracowałem nad sobą, niestety przychodzi depresja i wszystko idzie w las. To dobre dla osób którym przytrafi sie jakiś pojedynczy epizod depresyjny, np po traumatycznym przeżyciu itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

xyz17, Miałem i mam. Obecnie biorę sertralinę. Po raz drugi podchodzę do tego leku. Tamtym razem wypadła mi operacja i odstawiłem na wszelki wypadek. To jedyny lek który dał mi poczucie, że czuję się dobrze - poprawił nastrój, dodał energii - brałem wtedy 150mg a konkretne działanie poczułem po 2.5 miesiąca. Próbowałem też dawki 200mg ale z perspektywy czasu myślę, że niepotrzebnie. Co do Wellbutrinu to fajnie pobudzał ale niestety byłem po nim bardzo bardzo nerwowy i byłem zmuszony odstawić.

 

Tańczący z lękami, Nerwica o podłożu organicznym ..o takiej jeszcze nie słyszałem :) Przez nierealne myślenie, że to terapia Cię uzdrowi marnowałeś czas. Jest to prawdopodobne, bo 80% tak postępuje. Większość osób idąc na terapię myśli, że słowa terapeuty mają moc uzdrawiającą ..pogada, coś tam wciśnie do głowy i będzie git. Prawda jest taka, że rola terapeuty jest marginalna a całą robotę niestety trzeba zrobić samemu. Oczywiście taki proces jest zawsze bolesny - wyciąga się na wierzch zależności, które często są niewygodne - zmiana chorobotwórczego sposobu myślenia wymaga sporo zaangażowania i samozaparcia. Bezbolesna terapia niestety nie istnieje ..no poza lekoterapią oczywiście, zwaną inaczej leczeniem objawowym ;)

 

Popiół, Masz zaburzenia lękowe dlatego pada Ci regularnie nastrój. Nerwica nie ma nic wspólnego z poziomem hormonów. Żadnej depresji nie masz. Gdybyś miał to byś tu nie siedział ..i to powinien Ci powiedzieć na pierwszym spotkaniu terapeuta, a jak Ci przytakuje i współczuje to nic z takiej terapii nie wyjdzie bo tylko utwierdzi Cię w przekonaniu, że nic się z tym nie da zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość osób idąc na terapię myśli, że słowa terapeuty mają moc uzdrawiającą ..pogada, coś tam wciśnie do głowy i będzie git. Prawda jest taka, że rola terapeuty jest marginalna a całą robotę niestety trzeba zrobić samemu.

Ja tak myślałem gdzieś tam w sobie, a prawda jest taka jaką zacytowałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja trafiłem na terapeutę, który bardzo poważnie podchodził do swojej pracy. Do tego stopnia że nie bał się mówić mi rzeczy co najmniej trudnych, żeby nie powiedzieć skrajnie bolesnych, jednak prawdziwych. Nie raz wychodziłem ze spotkania ze łzami w oczach, bo usłyszałem na swój temat gorzkie słowa. Jednak były to słowa prawdziwe, uczciwe, celne. Co z nimi pocznę, to już zależało ode mnie, niemniej dostawałem solidnego kopniaka w dupsko, wchodzono mi na ambicję, można powiedzieć że była to terapia inwazyjna. Momentami żywiłem do gościa nienawiść, czułem się upokarzany i krzywdzony, jednak jestem dość szczery wobec siebie, dlatego miałem cały czas przeświadczenie że to co robi ma sens, że próbuje (skutecznie) wzbudzić we mnie konkretne emocje i zmobilizować do działania. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, myślałem że "terapia" sprowadza się do tego że pierdolę w kółko o sobie i jak to mi źle, okazało się jednak że jego rola nie będzie się ograniczać do słuchania i potakiwania. Dlatego, co tu kryć, speniałem i zrezygnowałem z terapii, zasłaniając się kwestiami finansowymi. Prawda jest jednak taka że nie byłem gotowy na taką skondensowaną dawkę gorzkiej prawdy na swój temat i nie miałem odpowiedzi, a odpowiedzią powinna być akcja i konkretne czyny z mojej strony. Jakby to powiedzieć... nie lubię tego faceta, boję się go, jednak uważam że jest bardzo dobrym specjalistą i wie co (ze mną) robi. A to że nie mam dobrej odpowiedzi na jego pytania, to już mój problem.

Tak wygląda moje doświadczenie z terapią w nurcie psychodynamicznym, póki co. Cdn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

depas, Dokładnie. Sam tego aktualnie doświadczam a na dodatek mam możliwość słuchać i przeżywać sesje innych osób bo aktualnie uczęszczam na terapię grupowa. Z tego co zauważyłem wiele osób nie jest w stanie przełknąć, że tak naprawdę sami odpowiadają za to co się wydarza i stan w którym się aktualnie znajdują, baa.. zwykle pielęgnują ten stan, wręcz się nim karmią, tak jakby nie chcieli widzieć alternatywy. Alternatywą jest oczywiście szczery rachunek sumienia, przyznanie się przed samym sobą do wielu nieprzyjemnych faktów, wzięcie swojego życia we własne ręce ..i to zwykle wystarcza ..żeby porzucić terapię.. no chyba, że jest za darmo :) Wtedy można ją przejść nie słuchając albo powtarzając sobie w duchu, że terapeuta błądzi, że to i tak nic nie da bo "przecież świata nie zmienisz"

 

Krótko mówiąc postanowiłem, że tym razem będę szczery do bólu, spojrzę prawdzie prosto w oczy. Słucham uważnie, często biję się z myślami, cierpię ale dopiero teraz widzę i czuję że podążam w dobrą stronę. Przeważnie te odpowiedzi są niewygodne a często wręcz nie do przełknięcia ..ale co zrobić.. chcę czy nie takie po prostu jest życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, jak się okazało terapia to trudny i bolesny proces, i wbrew temu co myślałem, nie sprowadza się do słuchania i potakiwania przez terapeutę, ale jest to aktywne i agresywne wpływanie na pacjenta, coś jakby wychowywanie człowieka od nowa, tam gdzie nie został wychowany odpowiednio jako dziecko. Terapeuta przejmuje rolę agresywnego, wymagającego rodzica, który potrafi pochwalić, ale też rozliczyć, być surowym i okrutnym. Z jednej strony byłem mile zaskoczony takim rozwojem spraw, z drugiej jednak wystraszyłem się, nie byłem na to gotowy. Bardzo długo na tej terapi wydawało mi się że marnuję czas, że moje gadanie jest ch_ja warte i tylko tracę pieniądze, przyszedł jednak moment że zaczeły być stawiane konkretne wymagania z których byłem surowo rozliczany. Coś na zasadzie relacji z ojcem, którego nigdy nie szanowałem i uważałem za wroga, a tutaj musiałem nauczyć się że ten człowiek chce dla mnie dobrze - bo niby dlaczego miałby chcieć źle - jednak nie zamierza mnie grzecznie prosić, tylko będzie głośno i dosadnie domagać się pewnych rzeczy. A ja, jeśli chcę sobie pomóc, będę go szanować (czyli nie tak jak swojego prawdziwego ojca) i będę się słuchać. Innymi słowy, stworzę z nim zdrową i prawidłową relację ojciec-syn. Syn, który szanuje i boi się ojca, a nie tak jak było u mnie, syn który ojca nienawidzi, nie szanuje. Takie podejście, tego typu relacja była mi nieznana, dlatego stanowiła pewnego rodzaju szok i napawała lękiem, stąd moja wielokrotna w trakcie terapi ucieczka. Jak wspominałem, czułem się źle, bolało, bałem się, dlatego mogłem śmiało stwierdzić że facet mnie obraża, że sobie nie życzę, że nie za to mu płacę. Podejrzewam że wielu pacjentów tak właśnie zareagowało. Jednak staram się być szczery z samym sobą, dlateo wiedziałem że ten facet chce dla mnie dobrze, mimo że tak to nie wyglądało. Wydawało się że ten koleś mnie atakuje, wyśmiewa, poniża. Głęboko w środku czułem jednak że on jest po prostu szczery, boleśnie szczery i mówi mi prawdę prosto w oczy, wiedząc że mnie zaboli. Bliscy w moim życiu tego nie robili, nie chcąc mnie zranić.

Ale jak też wspominałem, speniałem i uciekłem z terapii. Od tego czasu noszę się z zamiarem powrotu. Zobaczymy. Nie wiem jak mienli inni, ale kiedy czytam że ktoś chodził na terapię wiele miesięcy albo i dłużej i nic mu to nie dało, nie moge oprzeć się wrażeniu że ta osoba nie słuchała uważnie, albo terapeuta był do dupy i tylko słuchał grzecznie, nic nie wnosząc. Ja doświadczyłem terapii agresywnej, ultra szczerej i trudnej, dlatego z niej uciekłem, taka prawda. Zdecydowana większość naszych problemów jest w nas, wynika z przesadnej wrażliwości, tchórzostwa, błędnego postrzegania. Rolą terapeuty jest pokazać nam te rzeczy i rozliczać z postępów. Kto nie jest gotowy się zmienić, jak ja nie byłem, nie ma czego szukać na prawdziwej terapii i marnować pieniędzy/czasu. To nie świat jest zj_bany, to my mamy problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica nie ma nic wspólnego z poziomem hormonów. Żadnej depresji nie masz. Gdybyś miał to byś tu nie siedział ..
beladin, poważnie? aż mi ulżyło a już myślałem że naprawdę mam depresje ;).

A tak na serio to skąd wiesz że "nerwica" nie jest zaburzeniem na tle biologicznym? Psychoterapeuta ci tak powiedział? Ja bym do końca nie wierzył co oni tam gadają, terapia psychodynamiczna czy jeszcze lepsza psychoanaliza, te gnioty nie przemawiają do mnie, nie jestem za wyciąganiem mętów z najgłębszych zakamarków pamięci, poza tym terapia CBT opiera się na całkowicie innym schemacie leczenia i ma największą skuteczność, jako jedyna ma też poparcie naukowe.

 

beladin, depas, jak czytam wasze wypowiedzi na temat terapii, to jak bym słowo w słowo słyszał swoją matkę która jest wielbicielką takiego właśnie leczenia, już mi się jej gadanie uszami przelewa ;)

 

Popiół, Masz zaburzenia lękowe dlatego pada Ci regularnie nastrój.
Fajnie jak by tak było, czy wszyscy lękowcy/fobicy mają od razu depresje? raczej nie. A że pada mi nastrój to jest mało powiedziane, spadek nastroju czy jego wahania nie oznaczają od razu depresji. Spadek nastroju a silne zaburzenia depresyjne to raczej dwa całkiem odmienne stany.

-----------

 

Wracając do tematu, jestem 14 dzień na sertralinie i powoli zaczynam czuć się jak na paro, żadnej aktywizacji po tym leku nie czuje, całe dnie spędzam w łóżku i nie mogę się od niego uwolnić, koszmar. Dopiero jak się przysuplementuje sulpirydem wraca jako taki nastrój i pojawia się chęć do działania. No ale czekam dalej to dopiero 14dzień.

Jutro idę do psychola i zastanawiam się nad dołożeniem trazodonu lub mitrazapiny, być może zostanę na 50mg sertraliny i do tego spore dawki mitry, myślałem tez na mitrazapiną + bupropion ale potrzebuje ssri na moje zaburzenia nerwicowe, poza tym nie będę skakał z leku na lek bo nie mam na to czasu, życie ucieka.

 

-- 10 kwi 2013, 03:40 --

 

Dobra, teraz mogę już to powiedzieć, testowałem to wiele razy, przyjmuje sulpiryd z rana i jest prawie natychmiastowa poprawa, po południu wraca lepszy nastrój, myślenie zmienia się na bardziej pozytywne, zaczynam odczuwać przyjemność np. ze słuchania muzyki, jest chęć do działania. Szkoda że sulpiryd raczej nie nadaje się do długoterminowego leczenia.

 

-- 10 kwi 2013, 03:41 --

 

Stosuje go doraźnie, żeby szybko nie stracić tego fajnego efektu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popiół a kto Ci powiedział, że mirta nie działa na "zaburzenia nerwicowe"? Po sobie np. zauważyłem, że właśnie SSRI powodują nakręcenie i napięcie wewnętrzne, wręcz nasilają działania nerwowe - choćby głupi przykład potliwości pod pachami, ewidentny znak nerwicy, u mnie na SSRI znacznie nasilony. To właśnie na mircie wraca spokój i uczucie komfortu. Ósmy dzień na mirtazapinie a już planuję wyjście z domu/aktywność, jest ta CHĘĆ, czego na SSRI wogóle nie było. Myślałem, że SSRI powodują, że w każdym stanie czujemy się po prostu dobrze, dlatego nawet jak siedzimy w domu wieczorami zamiast wyjść na miasto to dlatego, że także w domu czujemy się dobrze. Ale to nie do końca tak jest, bo wcale w domu nie czułem się dobrze a unikanie wyjścia było spowodowane niechęcią i wręcz awersją do większej aktywności fizycznej i psychicznej. Z kolei gdy już SSRI spowodują, że będziemy się dobrze czuli nawet patrząc tępo w sufit to czy to do czegoś prowadzi? Czy tak ma wyglądać nasze życie? Skłaniam się do tego, że nasze życie to także część lęku i napięcia, które motywują do działania i załatwiania spraw.

 

14 dni na sertralinie to w sumie nic, bardzo mało czasu, ale u mnie im dłużej ją brałem (przypominam, że brałem ją ponad 7 tygodni!) tym to rozleniwienie, brak aktywności, niechęć do wysiłku i unikanie kontaktów, załatwiania spraw nasilało się.

 

Pobierz ją więcej, nie wiem czy dokładanie czegoś jest dobrym wyjściem. Nie chciałem brać mirty z SSRI bo mirta wcale silnie nie przeciwdziała tej niechęci i innym skutkom ubocznym. Bo jeśli by tak było, to mirta z SSRI byłaby super na słabe libido po SSRI - a w większości przypadków tak nie jest. SSRI jest bardzo silne, a mirta nie daje rady przeciwdziałać negatywnym skutkom ubocznym SSRI. Wytrwaj na sercie dłużej, a jak będzie gorzej, to radzę Ci przejść na mirtazapinę samą, a później ew. dodać wellbutrin dla energii i przeciwdziałaniu senności. To połączenie silnie motywujące i leczące anhedonię.

 

PS. Prawdziwe życie ucieka niestety na SSRI. U mnie tak było - rok na paro, teraz sertralina i co? Jakikolwiek rozwój wewnętrzny lub materialny? Zero, regres.

 

PS2. Przykład działania sulpirydu daje Ci do zastanowienia - chodzi o dopaminę. Rzeczywiście nie nadaje się ten lek na długotrwałe leczenie, dlatego polecam Ci mirtę i wellbutrin. Ja na SSRI już dawno przestałem słuchać ulubionej muzyki - koszmar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze opisales dzialanie ssri. W wielu przypadkach takie dzialanie wlasnie wystepuje. Chociaz na pewno nie u wszystkich..Mysle ze Ci co maja duzy bagaz emocjonalny i duzo motywacje, na ssri wycisza sie ale nie zrezygnuja z zycia na koszt siedzenia w domu(chyba wlasnie o tej atypowej depresjii pisales). Z drugiej strony obawiam sie ze nie ma na tyle silnych lekow ktore naprawde wzbudzily by w nas jakies nowe poklady motywacjii, sily, poczucie satysfakcjii. Mirta pewnie jest za slaba. To dlatego miko84 wracasz ciagle do ssri . Mirta jest za slaba zeby nadzac kopa zyciu a ssri nie motywuja Cie i czyszcza wyrzuty sumienia w zwiazku z tym ze jest jak jest. Agomelatyna chyba tez jest za slaba...Moze uda mi sie zalatwic metylo ale watpliwa sprawa...Ewentualnie dobra dieta i suplementacje..

 

 

Z drugiej strony ciagle pisze sie o tej dopamine ale przeciez tez zwiekszajac jej ilosc mozna doprowadzic do euforii albo jakis urojen. Tu chyba za duzo faktow gra role. Trzeba by wiele pozmieniac w naszych glowkach zeby przestawic sie na tryb"zycia" a nie wegetacjii...No i z pewnoscia osobowosc gra tu duza role o ile nie najwieksza.

 

 

Nie miales podejrzenia jakis zaburzen osobowosci? np unikajacej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lubudubu nie wiem czy mirta jest za słaba, bo po prostu nie brałem nigdy tego leku dłużej niż 4 tygodnie, a SSRI dawałem dużo więcej czasu. Mirtazapina to lek lekceważony w morzu pozytywnych opisów SSRI. Ale nie u wszystkich SSRI jest dobrym wyjściem - w depresji atypowej na pewno, ale w depresji melancholinej może być wręcz szkodliwe. Nie wracam do SSRI z powodu tego, że mirtazapina działa źle, ale dlatego, że SSRI nie powodują tej senności, zmęczenia. Faktem jest, że mirtazapina to silnie nasenny lek, może powodować zmęczenie, ale może po dłuższym czasie to zmęczenie mija. Wiem, że SSRI nie powodują senności, tzn. sertralina bo paroksetyna u mnie powodowała, ale co z tego skoro nic się nie chce robić. Ja nie twierdzę, że SSRI to zło - po prostu u niektórych osób się nie sprawdzają i tyle. Jakby SSRI działały w moim przypadku super to nie walczyłbym z innymi lekami tylko nadal siedział na sertralinie i już dawno przestał zaglądać na forum by dzielić się swoimi opiniami.

 

Mirtazapina nie jest słabym lekiem, to jakaś głupia opinia. Większość osób które brały ją dłużej odnotowała poprawę, mało jest osób którym ten lek nie pomógł. Skuteczność ten lek ma bardzo dużą. Negatywne opisy mirty biorą się z 2 przyczyn - senności i tycia. Dla niektórych te dwa skutki uboczne są nieakceptowalne. Co ciekawe wiele osób może zrezygnować z życia seksualnego na SSRI byle tylko mieć szczupłą linię.

 

Dopamina jest potrzebna do życia jak potwietrze. W chorobie parkinsona następuje jej niedobór a osoby chore nie potrafią utrzymać w ręce szkalanki, a jednym z objawów tej choroby jest depresja. Urojenia pojawiają się tylko u osób predysponowanych.

 

Żadnych podejrzeń zaburzeń osobowości ani nawet krzty podejrzenia zaburzeń schizoidalnych nie miałem. Diagnoza to czysta biologiczna depresja, wiele objawów wskazuje na depresję melancholijną, także to, że ten typ depresji nie reaguje na psychoterapię, a tak było w moim przypadku.

 

PS. Jeśli skłaniasz się do powrotu na SSRI lub jej bierzesz to dobrze, będę trzymać kciuki by Ci się udało, ja z nich rezygnuje całkowicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popiół,Rozumiem. Nie lubisz psychoterapii. Co do nerwicy..

 

"Źródłem zaburzeń nerwicowych są nierozwiązane nieuświadomione konflikty wewnętrzne, najczęściej pomiędzy dążeniami jednostki a jej możliwościami, potrzebami a obowiązkami, pragnieniami a normami społecznymi. Pojawiają się wtedy, kiedy wrażliwa i nieodporna na stresy osobowość poddawana jest presji sytuacji (często świadomie akceptowanej), a wymagającej od niej funkcjonowania sprzecznego z nieuświadomionymi tendencjami. Przyczyną nerwic może być także deficyt opieki rodzicielskiej w dzieciństwie lub nieodreagowany uraz (trauma)."

Cytat z wikipedii.

Jestem szarym człowieczkiem o skąpej wiedzy, wyłącznie domorosłym naukowcem więc muszę brać co dają ;) Jak widzisz żadnej magii w tym nie ma. Wystarczy przeczytać z uwagą i wykorzystać tę wiedzę by sobie pomóc.

Zresztą nie trzeba być geniuszem, żeby odnaleźć w sobie ww konflikty, a te zakamuflowane albo takie które się zadomowiły w naszej psychice niestety trzeba jak Ty to mówisz "wywlec" korzystając z pomocy fachowca żeby móc je po tym jakoś ogarnąć. Samo pojęcie konflikt sugeruje, że trzeba będzie wybrać i nie będzie to proste i przyjemne. Mimo, że nie jesteś przekonany to polecam grupową terapię. Zdziwił byś się jak odmienne zdanie w porównaniu do tego co się myśli o sobie ma się na temat innych, podobnych sobie osób. Potem dużo łatwiej taką szczerość zafundować samemu sobie. Jak napisał Tańczący z lękami - prawda Was wyzwoli, a nawet jeśli nie to mimo wszystko warto się z nią zmierzyć.

-----------

 

Biorę w sumie sertralinę jakieś 2.5 miesiąca i od tygodnia chodzę strasznie wk..ny. Staram się nad tym panować. Mam nadzieję, że to przejdzie :? ..przynajmniej ostatnim razem tak było. Czy jest tu może ktoś kto brał sertralinę w stałej dawce dłużej niż 2.5 miesiąca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×