Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomóżcie czekam na odpowiedz


marewski

Rekomendowane odpowiedzi

nie jest najgorzej.. hmm wiem, że zapewne jest to dla Ciebie wazne by wreszcie znaleźć kogoś, bo gdy ma sie kogoś to jest raźniej.. i czujemy sie komuś potrzebni.. ale ja zwasze w takich sytuacjach ( bo tez czase,m przeżywam podobne rozterki) zaczynam sie zastanawiać i dochodze do mniej wiecej takich wniosków, że ludzie mają poważniejsze problemy.. takie jak choćby głód , nędza, brak środków do życia, alkoholizm itd itd.. wiec pamiętaj, że nie jest najgorzej ;) tzn nie chce bagatelizować Twojego problemu.. ale mi zawsze takie myślenie pomaga :] a dziewczyne w końcu znajdziesz.. przyjdzie samo z czasem.. a co do wesela.. masz jeszcze jakieś koleżanki, które mógłbyś zaprosić? a opinią ciotek sie nie przejmuj.. wiesz mam 18 lat, a już w tym wieku słyszę hasla " gdzie twój chłopak?" pfff w ogóle nie mają na mnie wpływu takie hasła.. to moje życie i kwestia tego czy kogoś mam czy nie to moja sprawa.. tylko ja wiem jak jest u mnie w sercu i nic do tego ciekawskim ciotkom :] to samo poradzilabym Tobie.. nie przejmuj sie bezsensowną paplaniną.. nie mają o czym gadać to szukają byle jakiegoś pretekstu do rozmowy, nawet nie zdając sobie sprawy, że sprawiają Ci tym przykrośc.. olej to po prostu :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ehh gdyby tak móc żyć jakby nie było złowrogich spojrzeń i negatywnie nastawionych ludzi, pewnych siebie i krytykujących każde moje posunięcie...

 

Gdyby móc zawsze myśleć tak spokojnie i mówić tak swobodnie jakbym cały czas znajdował się w swoim bezpiecznym pokoju..

 

Nie wiem jak na Ciebie lobo, ale na mnie w ogóle nie działają hasła typu: ludzie mają gorsze problemy

 

Generalizowanie.. najgorsze co może być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest właśnie ocenianie przez innych. Jest to strasznie irytujące, a dla kogoś kto się przejmuje każdym krzywym spojrzeniem na swoją osobę (czyli np. ja), to jest wręcz męczarnia. Dlatego też zawsze unikam tego typu "rodzinnych imprez" jak śluby (choć wiem, że to nie kulturalne). A moja aktywność ogranicza się do pójść do szkoły, odsiedzieć swoje, wrócić, podsumować jak ludzie na mnie patrzeli i do wieczora oglądać cokolwiek żeby się oderwać.. zapomnieć o tym.., a wieczorem znów nachodzi obawa, że jutro trzeba poruszać się wśród ludzi i następnie przychodzi panika i sen...

A jeszcze wczoraj z siłą wodospadu dobiło mnie spostrzeżenie, że po tym weselu to ja będę teraz najstarszym wolnym facetem... :(

 

Pewnie jeszcze dłuuugo, albo i na zawsze....

Czuję, że czeka mnie taka sama historia, ale cóż mogę dodać.. grunt to myśleć pozytywnie. Ja staram się to robić codziennie i dzięki temu jeszcze jakoś funkcjonuję i uważam, że jest to najlepsze rozwiązanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hoyka,

wiem, czasem staram się tak sobie przemówić do 'rozsądku', ale to mi nie wychodzi. Wogóle, mało co mi w życiu wychodzi... Dla człowieka, który już od 3 lat mieszka całkowicie sam, a teraz jest pół roku po jedynym w życiu, półrocznym związku, samotność jest naprawdę czymś strasznym. Mam 27 lat, wokół wszyscy znajomi albo żonaci/mężate, z dziećmi, albo w związkach. Tylko ja cały czas sam... :(

Nie mam koleżanek 'wolnych' w realu, jakoś się tak złożyło, że mam kilku wspaniałych przyjaciół, przyjaciółek, ale... w necie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, część przeniosłem, ale co po takich znajomościach, skoro wszędzie mam daleko... :( Swoją jedyną odwzajemnioną miłość znalazłem w necie, ale dzieliło nas 550 km i to wszystko nie wytrzymało próby czasu... :/

Kiedyś sporo jeździłem po Polsce, a z Lubuskiego wszędzie daleko... Ale teraz nie mam czasu i nie mam funduszy na podróże :/ W ogóle, brak kasy, kombinowanie od wypłaty do wypłaty, powroty z pracy do pustego, zimnego pokoiku na stancji, samotność mnie dobijają, zwłaszcza na jesieni i zimą...

A teraz jeszcze te wesele... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, Lobo...

Ale prawda jest taka, że obok Ciebie, pewnie dwa pokoje dalej też jest ktoś samotny... Trzeba wyjść naprzeciw. Najtrudniejszy pierwszy krok, potem pójdzie z górki. Na początek szukaj po prostu znajomych "do herbaty". Tak, by mieć do kogo zadzwonić i iść na spacer. Życzę powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goplaneczka,

teoretycznie masz rację, tylko jak to wykonać? Chodzić po miasteczku i zaczepiać ludzi? Prędzej mnie chyba zamkną, niż znajdę znajomych...

A w moim wieku... już ludzie nie mają czasu, czas spędzają z rodzinami...

Niewielu jest takich samotnych wilków jeszcze nieoswojonych ;)

 

Poza tym - nigdy nie byłem zbyt śmiały. Po latach dołowania i poniżania szkolnego, do dziś walczę z brakiem samoakceptacji i poczuciem własnej brzydoty...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taaa...

Ja znam około 20 facetów starszych od Ciebie-samotnych i zdołowanych. Generalnie najlepiej zacząć od jakieś neutralnego miejsca-znaleźć punkt spotkań, jakiś klub miłośników czegoś tam, wolontariat, towarzystwo... Zacieśnić znajomości z pracy, zagadać sąsiada. Po prostu nie myśleć, co ci ludzie mogą o Tobie sądzić-jak Cię nie polubią ich strata. Nikt nie każe Ci zostać lwem salonowym, ale od czasu uśmiechnąć się do kogoś i porozmawiać choćby o pogodzie. Nieśmiałość można przełamać. Tylko trzeba z nią walczyć. A im więcej prób, tym bardziej słabnie. Po za Tobą nikt nie wie, że jesteś nieśmiały i ile Cię kosztuje rozmowa z nieznajomym... ;) Stwarzaj wrażenie pewnego siebie, a będziesz tak odbierany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tak robię, na studiach zaocznych, które zacząłem w zeszłym semestrze, jak powiedziałem koleżance, że w gruncie rzeczy to jestem spokojny i nieśmiały chłopak, to nie chciała dać wiary. ;)

Ale wierz mi, w małym miasteczku nie ma zbytnio okazji przez Ciebie wymienionych, a i cały czas spędzam w pracy. Kontakty z pracy? To jest mała firma i każdy zajęty, spędza czas wolny z rodziną. Sąsiadów nie zagaduję, bo pomieszkuję "na czarno" na stancji, wynajmując pokoik. Już trochę powalczyłem nad swą nieśmiałością (pozostała silna przed tzw. płcią piękną ;)), ale naprawdę nie ma możliwości poznać kogoś nowego...

Albo tylko moje paranoje mnie blokują, nie wiem sam :(

 

Boję się tego wesela... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bój się ;)

Jak Cię zapytają, czemu jesteś sam-odpal jak Briget Jones, że podoba Ci się Twoje nieuporządkowane życie singla i inna co noc ;) Zamknie im usta :mrgreen:

Heh, ja też nie mieszkam w wielkim mieście, wszędzie da się kogoś poznać. Poszłabym z Tobą na to weselisko, ale mam inne plany na weekend ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bój się ;)

Jak Cię zapytają, czemu jesteś sam-odpal jak Briget Jones, że podoba Ci się Twoje nieuporządkowane życie singla i inna co noc ;) Zamknie im usta :mrgreen:

 

Hehehehe, nie lubię kłamać ;)

 

Heh, ja też nie mieszkam w wielkim mieście, wszędzie da się kogoś poznać. Poszłabym z Tobą na to weselisko, ale mam inne plany na weekend ;)

 

Oj, szkoda, ale takie jest życie... Dziękuję i tak za miłą korespondencję. :)

Goplaneczka napisał:

Poszłabym z Tobą na to weselisko

Ja też, tylko że wzbudziłbyś wtedy większe współczucie ciotek niż gdybyś poszedł sam Laughing

A może kogoś tam poznasz? Moi rodzice poznali się właśnie na weselu.

 

Oj, wątpię, ja sam wyglądam tak, że tylko mi współczuć ;)

Prawdopodobieństwo poznania tam kogoś samotnego jest znikome - teraz raczej każdy zaprasza albo swą połówkę, albo kolegę / koleżankę...

 

Najgorsze jest to, że chyba nie napiję się za mocno, bo planuje po weselu jechać do Poznania na zajęcia... Chyba, ze się zdołuję i stwierdzę, że nie pojadę. ;-)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:09 am ]

Ech, już po weselu... całe szczęście, nie wiem, jak ja wytrzymałem te 12 godzin ;/

Już nigdy nie pójdę sam... wolę już wcale nie iść...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem uczniem drugiej klasy gimnazjum i mam pewien problem.. Odkąd się tu przeprowadziliśmy, poszedłem do innej szkoły( 5 klasa), myślałem, że będzie ok... Ale, tak zwani koledzy okazali się bydlakami, wyśmiewają się ze mnie, kpią sobie, kiedy ja nic im nie zrobiłem... Nie mogę znaleźć tam poparcia.. Nie wiem jak powiedzieć rodzicom, że już nie mogę..., że wszyscy mi dokuczają.. że nie mam tam przyjaciół... Czuję się okropnie... od rana płaczę... CO mam zrobić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sever-zmienić szkołę? I nick. Sever pochodzi od łacińskiego severusa-czyli niewolnika, sługi.

Koniecznie porozmawiaj z rodzicami-sama myśl, że wiedzą, że Cię wspierają pomoże.

Innym rozwiązaniem jest pedagog szkolny-pod warunkiem, że to godna zaufania osoba. Może przeprowadzić lekcję wychowawczą na temat szykanowania i wyśmiewania? Może mógłby pomóc wychowawca? Wszystko zależy od Twojej sytuacji-w każdym razie nie duś w sobie tego więcej i powiedz komukolwiek.

Możesz też spróbować porozmawiać z prześladowcami-z każdym z osobna. Zapytać go, czemu to robi i jakby czuł się na Twoim miejscu. Oni są silni tylko w grupie. Wiem, że to wygląda przerażająco, ale przyparcie do ściany i szczera rozmowa najczęściej uświadamiają ludziom ich zachowanie.

I szukaj znajomych poza szkołą. Świadomość, że po koszmarnym dniu w szkole spotkasz się z kumplami, którzy Cię akceptują , poprawi Ci humor.

I przytul się do naszego forum-możliwość podzielenia się problemami, pogadania z sympatycznymi ludźmi, a takich tu nie brakuje, powinna Ci nieco ułatwić życie.

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w rozwiązaniu problemów!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś rano, zanim jeszcze poszedłem na lekcje( opuściłem pierwszą), zadzwoniłem i porozmawiałem z mamą... powiedziałem jej wszystko... Wziałem się w garsć i poszedłem do szkoły... Później chciałem powiedzieć nauczycielce, że moja matka chce z nią porozmawiać o tych problemach.. Potem moi koledzy z klasy przyszli i zaczęli pytać kto z nich coś złego zrobił i tak z nimi po koleji rozmawiałem... I jestem teraz szczęśliwy, oni teraz rozumieją o co mi chodziło, co może według nich jest zabawą a dla mnie utrapieniem i powiedzieli, że przestaną. Doszilśmy do porozumienia i wróciłem do domu szczęśliwy!

Jeśłi chodzi o kolegów z poza szkoły to mam kilku naprawdę świetnych i zrozumiałych przyjaciół. A co do nicka to nawet o tym nie wiedziałem :P.

Jeszcze musze tylko powiedzieć mamie, że udało mi się dojść z nimi do porozumienia, niech tylko wróci z pracy...

 

Poza tym to też pomoc mamy bo powiedziaa, żebym wziął się w garsć i poszedł do szkoły. Gdybym tego nie zrobił, nadal byłoby źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nooo i dobrze, że skończyło sie optymistycznie..od teraz miej rękę na pulsie i kontoroluj sytuacje.. tzn na każdą oznakę kpin i żartów z Ciebie reaguj.. jeżeli już na początku pokazujesz, że nie bedziesz tolerował takiego zachowania atakujący nie będzie już zachowywał sie tak odwaznie.. na pewno zobaczy, że nie jesteś słaby, ale mam nadzieje, że nie dojdzie do takiej sytuacji i wszystko ułoży sie dobrze.. masz wspierającą mamę ;] doceniaj to :] trzymam kciuki i jestem dobrej myśli :] Ty też bądź ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc tak...jak ktoś mnie kojarzy to wie, że od paru miesięcy trenuję piłkę nożną w klubie. No i opisywałem tu swoje problemy, przez które nawet zacząłem palić i ostrzej pić, ale w tym momencie prawie mam już to za sobą - na treningu jest coraz lepiej, stopniowo bardziej staram się wierzyć w siebie, a lęk przed kompromitacją staje się coraz mniejszy.

 

Więc zwracam się do Was z kolejnym problemem - raczej mniejszym niż poprzedni. Otóż chodzę już tam ze 3 miesiące i jakoś do tej pory nie mam tam takiego dobrego kolegi - owszem ja jestem tam ze wszystkimi na "cześć - cześć", czasami sobie trochę pogadam z jednym, czy z drugim ale to wszystko. Inna sprawa, że większość tego towarzystwa to raczej nie dla mnie - powiedziałbym raczej mało odpowiednie towarzystwo. Oni dla siebie są "ziomale" itp a ja czuję się jakby tak na uboczu, nie czuję się w tym towarzystwie tak pewnie jak np. w szkole gdzie klasę mamy bardzo zgraną :). Czuję się tak troszeczkę na uboczu, jakoś tak dziwnie...Czy macie na to jakieś rady? A może ktoś był w podobnej sytuacji? Czekam na odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh nie przejmuj sie tym, bo to troche jest jak z nowa klasa w nowej szkole - tez troche czasu minie nim sie ze wszystkim i zapoznasz a niektorzy znali sie wczesniej a ptoem to sie nieokazywalo problemem wiec jak mwoile mnie rpzejmuj sie ;) No i dam Ci taki przyklad, ze Cristiano Ronaldo jak byl w szkolce Sportingu Lizbona to wogole nie mial kolegow bo pochodzil z innej czesci Portugali i smieli sie z jego akcentu, ale tak sie zawzial w sobie ze teraz no coz.. kazdy wie, ze teraz obok Fabregasa, Kaki i Messiego jest najlepszy ;) I tego Ci rowniez zycze bo pilka to piekny sport i warto stawiac sobie wysokie cele :P

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde mi to chyba już tylko psycholog zostaje.... Myślałem, że już wszystko ok, a tu guzik. Znowu dopada mnie stres, jak jeszcze na mnie który coś krzyknie w stylu: "patrz!" albo "ale ty to tępy jesteś" to już w ogóle nie wiem co robić, staję się przygaszony itp. Tak jest już od 2 zajęć - zaczyna się brak luzu, brak komfortu. Najgorsze że jestem lepszy od wielu z tych typów a nie potrafię tego udowodnić. Ostatnio już zacząłem wątpić czy to ma jakikolwiek sens. Może to chodzi o to, że nie mam tam kolegów - nie wiem. W każdym bądź razie stres narasta - znów od czasu do czasu sięgam po fajki. W zeszłym tygodniu było na luzie, a w tym znowu wracam do stresu :/:/. Może już powinienem z tym skonczyc ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio czuję się okropnie, ciągle płaczę....Czuję dziwny lęk .... Nie rozumię sama siebie.

Mam kochanego męża ale ciągle mi go mało, cały czas bym chciała się do niego przytulać ale tak się nie da praca, obowiązki....itp.

Od paru dni biorę jakieś dziwne tabletki ziołowe na uspokojenie dosłownie całymi garściami...nie wiem co się ze mną dzieje :(

Potrzebuję dużo rozmowy z kims komu też jets tak źle jak mi :(

 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

teraz wkroczyłem w dorosłe zycie i jestem detka

Każdy mógłby tak siebie ocenić. To co robimy wychodzi w mniejszym bądź większym stopniu, ale zawsze daje buduje naszą ocenę o sobie i wiarę we własne możliwości. Zacznij myśleć o sobie w pozytywniejszych barwach.. a zobaczysz, że nie od początku umie się wszystko od razu. Czas jest cennym przyjacielem. Porozmawiaj z jakimś staruszkiem i wypowiedz to zdanie...

 

nieumiem podjac dezycji wszystko wydaje mi sie ze robie złe, i wiem ze to wszystko mam na wyciagniecie reki bo wiem z czego i z czym mam problemy , ale jednak nieumiem sobie poradzic

 

Zasięgnij porady psychologicznej, na pewno pomoże Ci rozwiązać Twoje problemy i zacząć nowy rozdział w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 41 lat. 5 synów z czego 3 jest już dorosłych. Mąż pije alkohol prawie przez cały czas trwania naszego małżeństwa, z każdym dniem coraz więcej. Gdy dzieci były małe siedział w więzieniu rok czasu za znęcanie się nade mną i dziećmi. Po jego prośbach i błaganiach o to bym przyjęła go z powrotem zaryzykowłam. Nie pił 8 lat, można powiedziec że było dobrze. Mąż siedział z dziećmi a ja wyjeżdzałam do Włoch do pracy. Po tym czasie zaczął pić na nowo. Znów zacęły się awantury, interwencje policji i ubliżania. 1,5 roku temu nie wytrzymałam i sięgnełam po większą ilość tabletek. Nie chciałam już żyć. Odratowali mnie ale to nie poprawiło sytuacji. Dowiedziałam się niedawno że miał bardzo bliskie kontakty z obcą kobietą. Rozmawiam z nim, ale znów żyć mi sie nie chce. Nie moge spać, normalnie myśleć, nie daje sobie ze sobą rady. Zażywam leki od psychiatry ale to nic nie pomaga. Może mi ktoś doradzić co mam robić w tej sytuacji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×