Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

psycholog nie przepisuje leków, a na pewno pochwali że ich

 

nie bierzesz. Jeżeli sama nie będziesz wierzyła w wyleczenie, to nawet najlepszy psycholog Ci nie pomoże. Nerwice mozna

 

wyleczyć, u różnych ludzi trwa ona dłuzej lub krócej. I nie powinnaś się bać że nigdy się z niej nie wyleczysz..... :D:D

 

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choruje na nerwice od kilku lat, kiedy "umieralam na

 

zawal" (tak mi sie wydawalo), sanitariusze karetki pogotowia bez ogrodek orzekli - atak nerwicy, do psychiatry!; mama nie

 

chciala uwierzyc, a raczej wolala nie slyszec, wyslala mnie na jakies "rece , ktore lecza"; najbardziej mi przykro nie

 

dlatego , ze to akurat ja musze miec nerwice et cetera, ale dlatego ,ze nie moge jak inni wyjezdzac daleko od domu, daleko,

 

nawet 100 km. Na wakacjach psulam znajomym zabawe, a kiedy mialam ataki oni mieli ze mnie niezly ubaw; i wlasnie to mnie

 

boli, znajomi sie smieja, a rodzina mowi "przesadzasz, wez sie w garsc"; staram sie duzo z nimi o tym rozmawiac, juz sie

 

zgodzili na jakas psychoterapie, ale potem stwierdzili ,ze jak na razie ich na to nie stac; powiedzcie prosze, jak poradzic

 

sobie z tymi dwoma problemami;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Julia---rodzicom podrzuć parę ksiązek na ten temat, pokaz im

 

to forum wydrukuj wiadomośic jakie ma ----zapomniałam kto , zaraz dopiszę --------- bo przeciez walczysz o swoje zdrowie.

 

Stylla- u ciebie mozliwa jest tez depresja poporodowa- ale to ci psychiatra wybada. nie zwlekajcie dziewczyny - sprawa jest

 

tego typu ze czekacie----A NA CO? przecież samo się nie wyleczy, raczej tylko pogrązymy się w naszym strachu, mówiąc weż się

 

w garść mówię żeby iść do psychiatry. Te leki są po to żeby pomóc! skoro stać was na to żeby pisać o swoich problemach na

 

forum to tez stać was na to ( psychicznie) żeby powiedzieć o nich psychiatrom,.

Paula to co napisałaś podnosi na duchu.

 

ja jesem chora na nerwicę od 2 lat i nigdy nie zedlałam , moja siostra od 3 lat i tez nigdy . Dziewczyny to są somatyczne

 

objawy- wegetatywne, tak jak nerwobóle- myślemy ze to zawał bo boli serce a to zapalienie końcówki jakiegoś nerw_iątka które

 

możemy wyleczyć tabletką przeciwbólową. więc skoro nie zemdlejemy to znaczy że tego już nie musimy się bać.

Sad-girl

 

twoje odjawy moga mieć związek z pgodą. myślę że wszyscy w ostatnich dniach mamy jakies objawy biometeo , żle się czujemy

 

itp. nie mówię że nie masz nerwicy nie , nie...tylko że pogoda ma duzy wpływ na nasze delikatne mózgi i

 

psychę..........................................ale się rozpisałam..chyba mam jeden z lepszych dni...........to są moje

 

spostrzeżenia, więc możecie , ale nie musicie ich brać pod uwage....nie chcę być mądrzejsza od was. pozdrawiam serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bibi dzieki!!!!! :) od razu poczulam sie lepiej:) a tak

 

powaznie to wiem ze czasami panikuje ale wkurza mnie ten ciagły lek ze zaraz padne jak długa 8) moze to zeczywiscie od pogody

 

zalezy....no jutro dzwoni edo psychologa i sie umawiam!!!:) mam nadzieje ze pomoze :!: pozdrofka :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh, mój psycholog to mi radził, żebym wzięła leki, bo szkoda

 

marnować swoją młodość non stop użerając się z nerwicą. W większości dlategfo poszłam do psychiatry. Leczę się dopiero

 

półtora miesiąca ale czuję już sporą poprawę. oczywiście nie namawiam nikogo do ncizego. Tylko od nas zależy jak zamierzamy z

 

tym walczyć. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BIBI-Poród chyba sie do tego sporo przyłożył ale takie stany

 

mam już od paru lat,tylko teraz czuję jakis brak sił na walkę.Nie daje sobie sama rady :? Zobaczymy,jutro jedziemy z mężem

 

poszukać tej przychodni,do której mam skierowanie.

Acha dorwałam ostatnio stary wypis ze szpitala,do którego trafiłam z

 

silnymi bólami brzucha.Miałam wtedy 12 lat.Stwierdzono u mnie"nerwicę wegetatywną" ,do tego "infantylność"i "agrawowanie

 

dolegliwości" :shock::D

A z tymi omdleniami to naprawdę spore pocieszenie :) Ja tez ciągle "mdleje" a tak naprawdę to

 

nigdy nie zemdlałam :)

Niech ktoś mi jeszcze przetłumaczy,że moje "ataki duszności" nigdy mnie nie uduszą i już będę

 

prawie zdrowa :D

Powiedzcie mi jak to jest,że kiedy przyjadą do mnie goście,obojętnie na jaki czas,wówczas nic bardzo

 

niepokojącego się ze mną nie dzieje,hmm...chyba muszę wymyślać sobie więcej zajęć.Najgorsze jest to,że mieszkam od niedawna w

 

innym mieście i prawie nikogo tu nie znam,żadnych znajomych...Dobrze,ze chociaz tu moge sie wygadać :D Naprawdę czuję,że mi

 

to pomaga. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SILLA! ciesze się że działasz! niestety muszę cię zmartwić

 

ale ataki dusznośści nigdy , ale to nigdy cie nie uduszą ( :wink: ) nie ma takiego pzypadku. AAAAA znam to uczucie

 

doskonale.... jest cholernie sugestywne. Kurcze- jeżeli wcześniej już iałaś takie objawy to czemu rodzice nie przyłożyli się

 

do leczenia???????? musiało byc ci strasznie trudno. W tym wieku człowiek naprawdę nie wie czy to normalne.

co do gości

 

to ....to nie wiem ....ja nie lubię jak ktoś do mnie przychodzi ale tu chodzi o moją niską samoocenę-myślę sobie że mnie

 

oceniają, oglądając mieszkanie.....ble , ble, ble........wole chodzić do kogoś :D

napiusz koniecznie co lekaż

 

powiedział. jestem bardzo ciekawa! mam nadzieję że trafisz do dobrego lekarza. buziaczki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim problemem jest

 

lęk przed chorobami psychicznymi przed zwariowaniem.Czy chorując na nerwicę można zwariować? Czy nerwica może doprowadzić

 

człowieka do choroby psychicznej? I czy człowiekowi może odbić bez powodu? Czy jeżeli myślę tak często o tym że zwariuje to

 

czy mogę zwariować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde co Wy tak dużo myślicie również mam nerwice lękowa ale

 

ja TYLE NIE MYŚLE CO WY !!

od czasu do czasu ( jakiś raz na 2 miechy) mi sie zakręci w głowie i koniec a to dlatego że

 

tyle nie myśle o tej chorobie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... a ja mam matke, ktora sama miala nerwice, i pracowala z

 

ludzmi, ktorzy maja nerwice (i nie tylko). Zaczelo mi sie jakies 2 miechy temu. I jak czytam dzis rozne posty to dziwie sie,

 

bo u mnie nie zdarzylo sie to nagle, a stopniowo. Poczatkowo nie moglem zasnac, mialem mnostwo mysli na raz, sam nie

 

potrafilem ich ogarnac, balem sie ze cos ze mna nie tak. Ze mam jakas schizofrenie albo jeszcze cos innego ( a uwierzcie mi

 

mialbym "z czego wybierac" bo czesto mialem z takimi ludzmi kontakt). Z dnia na dzien bylo coraz gorzej, bo coraz wiecej o

 

tym myslalem, coraz bardziej to analizowalem i sam sie nakrecalem. Mialem wtedy troche problemow, ale nie czulem ze moge

 

sobie z nimi nie poradzic, czy ze mnie przerastaja. Wychodzilo to wlasnie w formie nerwicy, jak bylem sam. Pewnej nocy, ten

 

"stan" tak juz mnie przerosl, ze sie poplakalem. To byl dla mnie znak, ze jest ze mna cos nie tak i musze cos z tym robic.

 

Udalem sie do najblizszej mi osoby - matki, wytlumacyzla mi ze to nerwica. Minol nastepny tydzien i bylo coraz lepiej,

 

przestalem sie nakrecac (nie wiem jak to zrobilem!!) i minelo. Wrocilo jakis tydzien temu. Ocyzwiscie znowu zaczolem myslec

 

ze to moze nie nerwica, a jakas choroba psychiczna, ze mam cos nie poukladane w glowie i bede chory do konca zycia... no

 

wlasnie ... nie mam lekow, nie boje sie ze nie poradze sobei z zyciem, nie boje sie ze umre, nie boje sie wychodzic z domu,

 

nie boje sie kontaktu z ludzmi ( a wrecz czuje sie wsrod nich znacznie lepiej, wlasciwie nic mi wtedy nei dolega).... a boje

 

sie tylko jednego, ze to jakas choroba psychicnza, znacznie gorsza niz nerwica. Boje sie ze strace panowanie nad samym

 

soba.

 

Moje jazdy pojawiaja sie jak jestem sam, jak mam wolny czas i nie pozytkuje go na nic kreatywnego. Nie moge sie

 

skupic. Mnostwo mysli na raz, caly chodze, nie moge zasnac, czuje jakbym wykorzystwal tylko czesc swojego mozgu do

 

myslenia, a ta czesc ktora wykorzystuje to jakis wielki haos. Im bardziej to analizuje tym jest gorzej. Czuje sie jakbym byl

 

pijany, boje sie ze moge zrobic cos czego nei jestem do konca swiadom, dlatego sie tak bardzo pilnuje, chodz wiem ze nie

 

zrobilbym nic nie normalnego. To jest wlasnie ten lek, ktory nie ma podstaw w "praktyce". Obserwuje sie bardzo, na sile

 

wmawiajac sobie ze zachowuje sie nienormalnie. przeraza mnie to i stan sie poglebia. Takei bledne kolo. Reakcja lancuchowa,

 

ktora jak raz sie zacznei to ciezko ja przerwac.

 

ROzmawialem dzis ponownie z mama, uspokoila mnie ze to TYLKO nerwica

 

i jak nie poradze sobie sam to bede musial pomyslec o psychiatrze, ktorego dobrze zna i ktory najwyzej przepisze mi cos

 

slabego na uspokojenie, ze nic wiecej mi nie trzeba... Pomoglo mi to.. ktos powiedzial mi ze wszystko jest ok i ten ktos wiem

 

ze sie na tym zna. Jeszcze bardziej pomaga mi praca i mnostwo zajec na codzien. Zapominam o tym i jest wrecz idealnie.

 

Czasami chcialbym zebym nie mogl myslec jak jestem sam, a tylko wykonywal czynnosci jak robot.

 

....ale wiecie co..

 

sam fakt tego ze sie tym podzielilem z wami mi pomaga, ze ktos o tym wie.. ze moge to powiedziec, ze nie jestem z tym sam...

 

ze to nie jest nienormalne, ze to wlasnie jest nerwica. Cos co jzu powoli rozumiem i wiem ze da sie z tym wlaczyc.. a jak to

 

wiem, to juz polowa sukcesu dla mnie. "Rozpoznaj wroga i walcz!"

 

Zawsze uwazalem sie za kogos bardzo silnego

 

psychicznie, zawsz e[potrafilem zachowac trzezwosc umyslu w sytuacjach krytycznych, szybko podejmowalem decyzje... Wiele razy

 

zycie mnie doswiadczylo, Zaczelo sie od tego ze zorientowalem sie ze jestem gayem... Nie wiedzialem z "czym to sie je" ..

 

matka na poczatku tego nie rozumiala, zaczely sie konflikty, wyprowadzilem sie z domu jak mialem 19 lat.. bylem sam, pozniej

 

wrocilem do domu, matka z czasem nauczyla sie to akceptowac, okazalo sie ze to wlasnie ona najbardziej mnie rozumie, ze na

 

niej zawsze moge polegac. Caly czas mi to udowadnia. Kilka porazek po drodze w temacie bycia z kims, nie warto o tym

 

pisac... Zaczolem pracowac na dosc odpowiedzialnym stanowisku, jak to niektorzy mowia "ufuksilo mi sie"... odpowiedzialne

 

stanowisko, duzo stresu a nei powiem .. w pracy tez mam bardzo niezdrowa atmosfere... studia... wszystko na raz, czasmai

 

poprstu brakuje mi czasu na to wszystko. A jakby tego bylo malo, poznalem kogos i sie zakochalem.... niby powinno byc

 

pieknie, ale teraz musze sie wyprowadzic i zaczac wszystko od nowa w obcym kraju po to zeby nie tesknic tak bardzo, bo

 

tesknota tez mnei wykancza, rzucic i zaryzykowac zycie we dwojga "na swoim", a jak sie nie powiedzie?? Ciagle o tym mysle,

 

planuje, szukam ewentulanych wyjsc awaryjnych, jakos sobei z tym radze i nie powiem calkiem niezle mi idzie.... tylko ze

 

wychodzi to "kuchennymi drzwiami", jak jestem sam.. no bo pomyslcie, wlasciwie juz wszystko zaplanowane, wszystko ma sie

 

ukladac tylko jzu dobrze, czego moze mi tylko teraz zabraknac??? Wlasnie zdrowia psychicznego zeby pokonywac przyszle

 

trudnosci "w locie"... no i mam!... Czasami czuje ze sam sie o nerwice prosilem, balem sie jej zanim sie o niej

 

dowiedzialem. Ale mam zamiar z nia walczyc, ciagle sobie powtarzam, ze zawsze bylem silny i zawsze bede. CHocby nie wiem co.

 

To moja psyche i to ja moge robic z nia co chce. To nie ona steruje mna a raczej ja nia. Mam wyjscie awaryjne - lekarz, ale

 

postanowilem sobie ze poradze sobie z tym sam. Jestem mocny, mam wokolo siebei osoby, ktore mnie rozumieja, a jak ktos nei

 

bedzie w stanie tego zrozumiec to nie moja sprawa a tej osoby... Nerwice zaczynam traktowac jak nastepne wyzwanie w moim

 

zyciu. Nasteny prog, ktory musze pokonac, "co mnie nie zabje, to mnie wzmocni". Mam pewna teorie na to, a mianowicie,

 

czlowiek dostaje taki "krzyz" w zyciu jaki bedzie w stanei maxymalnei uniesc. Nie traktujmy tego jako koniec. Postarajmy sie

 

na to popatrzec jako kolejny problem z ktorym musimy sobei poradzic, bo nie ma innego wyjscia.. nie traktujmy tego jako efekt

 

naszych probemow a poporstu kolejne wyzwanie... nie wiem czy to co pisze ma sens.. sami ocencie czy wam takie myslenie

 

pomaga. Moze warto wlozyc wiecej wiary w siebie... powtarzac sobie ze wszystko przejdziemy i z wszystkim sbei poradzimy...

 

moze to jest jakis sposob?!....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maju, ani nerwica ani depresja nie prowadzi do choroby

 

psychicznej, mimo, iz czasem nam sie zdaje to bardzo prawdopodobne:) Pocieszę Cie, że wielu ludzi boi się choroby

 

psychicznej, to taki często spotykany lęk przy nerwicy. Tak więc nie martw się to są informacje, które otrzymałam od

 

lekarza..........wiarygodne źródło:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

napisałes: " Mam pewna teorie na to, a mianowicie, czlowiek

 

dostaje taki "krzyz" w zyciu jaki bedzie w stanie maxymalnie uniesc. " JA mam taka teorię --ale odnosi sie ona do mnie....

 

pewna starsza pani poszła na pielgrzymkę do częstochowy bo nie mogła znieśc ze ja sie marnuje.....brałam 3 lata amfetamine,

 

miałam wiekle róznych nałogów. wydawałam więcej pieniędzy niż miałam na używki...kradłam ...byłam ogólnie mówiąc ZŁA....i jak

 

widać wymodliła u Boga dla mnie inne życie. dostałam szansę. Nagle mi się skończyło....odeszło wszystko co mogę nazwać

 

nałogiem.....została tylko nerwica. Bogu dziękuje za NIĄ bo mogłabym juz nie zyć, a moja córka 15-letnia mogłaby wpaść w

 

większe gówno...dzięki nerwicy potrafie doceniać każdy dobry dzień bez lęku. buduję wokół siebie usmiech i radośc. przestałam

 

nienawidzieć i zaczełam się rozwijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem strasnzie wierzacy, nie chodze nawet do kosciola..

 

ale moze ta nerwica bibi to wlasnie jakies zadoscuczynienie za to co robilas.. pewnie zabrzmi to banalnie, ale "odpokutujesz"

 

za grzechy jeszcze w zyciu, w sposob w jaki jestes w stanei to zniesc latwiej.

 

Przede mna stoi jeszcze jeden

 

najwazniejszy krok, powiedziec o tym swojemu facetow... bo wiem ze on tego nie rozumie, raz mu o tym cos wspominalem, bylo to

 

na zasadzie "zachowuje sie tak bo mozliwe ze mam nerwice".. czyli spychaczka.. oczywiscie usluszalem standard: "przesadzasz i

 

za duzo myslisz o sobie" .. mial racje.. he he.. tylko problem w tym ze z mila chcecia przetsalbym myslec tylko o sobie.. ale

 

nie umiem. Moze nawte nei bede musial mowic.. pamietam ostatnim razem wszystko mi przeszlo jak poprostu byl kolo mnie...

 

zastanawiam sie jak wy? pomaga wam to ze macie kogos? kogos z kim zasypiacie, czy to cos dla was zmienia? Dla mnie to wiele

 

znaczy. Taka potencjalna sila, z ktorej choc nie bede musial skorzystac, oprzec sie o ta "sciane",ale wystarcza sam fakt., ze

 

jest i ze mam w razie czego pomoc.

 

Inaczej sie juz na to patrze odkad tu zagladnolem, czemu tak rzadko tu piszecie

 

choc jak widac tak czesto wchodzicie zeby zobaczyc czy sa nowe posty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to było by fajnie odpokutowac właśnie w ten sposób.

 

 

 

co do twojego problemu to jak sam napisałeś --nie cytuję!" przy swoim partnerze czujesz się spokojny i odprężony, nie masz

 

lęków i jest ok..." ale z drugiej strony on cię nie zrozumie...to znaczy że chyba nie jest za bardzo dobrze między wami ? z

 

koro jeden jest chory to tan drugi powinien go wspierac--jest inaczej...czemu? nie mówię zebyś zaraz się rozstawał z nim ale

 

jednak nerwica jesr na tyle egoistyczną chorobą że niestety człowiek nie ma wyjścia i myśli o swoich dolegliwościach. dobrym

 

sposobem byłoby tu pójscie do psychiatry, porozmawianie o problemie. poza tym nie musisz muwić partnerowi o chorobie, (

 

takie zrobienie mu na złośc) albo przedstawić sprawę po męsku.

 

jak miałam partnera to on wiedział o problemie ale

 

niestety przy nim mi się pogarszało. przemyślałam sprawe i doszłam do tego ze w większej mierze to on jest sprawcą moich "

 

ataków" złego samopoczucia, i po którym tam razie rozstaliśmy się. brak poczucia bezpieczeństwa i zaufania.

 

co do

 

zaglądania na forum to każdy zagląda jak ma problem ...złe samopoczucie powoduje że człowiek wtedy korzysta z przysłowia "

 

jak trwoga to do Boga " . no i ja zaglądam bo chcę wiedziec jak sobie radza inni. a inni jak mają czas i ochotę......poza tym

 

forum przez jakiśczas było nieczynne....będzie dobrze :D;d;d;d;d

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz bibi... hmm myslalme troche zanim zaczolem teraz to

 

pisac... masz racje ale nie do konca... duzo watkow poruszylas ( a z moja "wielowatkowa" nerwica bedzie mi je dzis ciezko

 

ogarnac) ... moze zanim zaczne "tlumaczyc" to wkleje tu cos, co napisalem calkiem niedawno.. nie pisze raczej tekstow i

 

generlanie nei pamietam kiedy ostati raz cos takiego napisalem... przytocze:

 

"Czasami czuje, jak gdyby ktos zawiesil

 

hantle na moim sercu

gdzies w srodku mego ciala.... i kazal isc.

Alkohol i srodki przeciwbolowe na chwile pozwalaja

 

nie czuc.

ale nie znaczy to ze bol znika.

Nauczylem sie wiec chodzic, jesc, a nawet rozmawiac z ludzmi

pokazujac ze

 

nic mnie nie boli.

Ale nie umiem juz latac, bo za ciezki jestem.

Dobrowolnie zgodzilem sie na ten ciezar,

bo miales

 

mi pomoc go niesc.

Obiecales, choc nigdy tego nie robiles,

...ze sobie poradzimy.

Podczas gdy ja czasem

 

czuje,

KURWA!!!, ze niose nie tylko swoja ale takze i twoja hantle.

Twoje zycie nie pozwala ci znosic bolu.

bo

 

przeciez pracujesz na "przedplate pomocy nam".

MY? obiecales, a jestem ja i ty..

ja sam nawet mniejszy,

 

ciezszy.

Czas juz nie dziala na nasza korzysc.

Bajka? ale ja nie umiem ogladac juz bajek.

Czy potrafisz ogladac

 

bajki gdy boli cie zab?

Czy moze zapijasz gebe, bo do dentysty nie mozesz, nie chcesz isc.

... mija czas, moje serce ma

 

juz pokazne miesnie.

ale hak dalej ropieje..."

 

Mysle ze zaczelo sie wlasnie przez niego. WIem ze mnei kocha, ja tez

 

kocham i to bardzo... tak ze jestem w stanei wzystko rzucic i zaczac z nim od nowa. Stara sie jak moze. wiem to.. ale na

 

razie nie mamy okazji byc razem na codzien..... Nie mam odwagi mu tego powiedziec... nie wiem czemu... to taki paradoks.. bo

 

widujemy sie co 2 tygodnie. Planujemy zamieszkac razem wkrotce, wlasciwie jzu wszystko zaplanowane... Mam ciagle watpliwosci

 

i wiem ze nie problem w tym ze daje mi powody do nieufnosci, do niepewnosci.. bo jest wrecz odwrotnie. To ja jak jestem bez

 

niego to "panikuje".. zaczynam miec jazdy. Ale jak jest ze mna (jzu tak raz bylo) to wszystko powoli znika.. czuje to wtedy,

 

widze, .. i tu ten paradoks.. nie musze wtedy o tym rozmawiac bo problem znika.. zle to troche okreslilas ze on mnie nei

 

rozumie....ja mu tego tak naprawde nie chcialem wytlumaczyc, a on nie jest wrozka, nikt z nas nei jest.... nawet jesli nei

 

wie co to nerwica to ma do tego prawo.. .moze sie nie spotkal z tym, jesli bedzie koniecznosc to mu to wytlumacze... czasem

 

mam wrazenie ze poprostu wystarczy ze bede go mial przy sobie.... porpostu moja psyche nei wytrzymuje oczekiwania na dzien

 

bycia razem.. z jednej storny spedzania czxasu bez niego z moimi watpliwosciami, z drugiej storny wyobraz sobei wszystko

 

rzucic, przeprowadzic sie do innego kraju, nauczyc sie nowego jezyka, zamieszkac razem, znalezc prace, dalej kontynuowac

 

nauke... to mnei wykancz przed wszystkim... i co? odejsc... zostawic? .. dac sobie spokoj?? to jest

 

wyjscie???

 

Uwarzam ze to by bylo tchurzostwo.... nie dam tak latwo za wygrana bo zbyt dlugo pracowalem na ten

 

moment... zbyt wiele juz oddalem, zeby nauczyc sie kochac.... nie moge pozwolic na to zeby poprostu spakowac zabawki z

 

piaskonicy i pojsc do mamusi! Choc on mozliwe ze powoduje to co sie ze mna dzieje, to paradoklasnie on jakos trzyma mnei w

 

kupie.

 

Nie moge w to uwierzyc ze sie nad soba "uzalam".... Moze najbardziej przeraza mnie to ze nie jestem taki silny

 

jakbym chcial... niemniej jednak nei poddam sie...

 

Napisalas ze rozeszlas sie ze swoim partnerem? To znaczy ze jestes

 

sama? I co ? jest ci lepiej samej,,... bez niego? powiedzialas ze on w glownej mierze sie przyczynial do twoich atakow...

 

wiec logicznie myslac po tym jak odszedl powinno ci byc lepiej... tak jest?

Wychodze z zalozenia ze bez wzgedu co sie

 

dzieje w zwiazku musi byc rownowaga... nawet jesli choroba jest "samolubna" to nie usprawiedliwia to do ciaglego "wymagania"

 

.. to nie usprawiedliwienie do "nie dawania"... Jak dlugo wogole jzu zyjesz z nerwica?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×