Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a szkoła/studia


anyway

Rekomendowane odpowiedzi

cytrynkaaa88 O ile jeszcze rok temu chciałem zmienić kierunek (nie dogadałem się co do tego z rodzicami), to dzisiaj mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję. Jestem sparaliżowany jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Wiem, że rodzice chcą dobrze dla mnie, ale ja już psychicznie nie wyrabiam na tych studiach, czuję jakbym się cofał w rozwoju. Poza tym co mi z papieru, za którym nie idą żadne umiejętności.

 

Lady Em. Ja zazwyczaj oszukuję samego siebie, próbując czytać coś, co i tak nie wchodzi mi do łba, więc absolutnie się z Tobą zgodzę. Jaki jest tego efekt, to chyba można się tylko domyślać, wszystko się nawarstwia i przytłacza jeszcze bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cytrynkaaa88 O ile jeszcze rok temu chciałem zmienić kierunek (nie dogadałem się co do tego z rodzicami), to dzisiaj mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję. Jestem sparaliżowany jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Wiem, że rodzice chcą dobrze dla mnie, ale ja już psychicznie nie wyrabiam na tych studiach, czuję jakbym się cofał w rozwoju. Poza tym co mi z papieru, za którym nie idą żadne umiejętności.

 

Lady Em. Ja zazwyczaj oszukuję samego siebie, próbując czytać coś, co i tak nie wchodzi mi do łba, więc absolutnie się z Tobą zgodzę. Jaki jest tego efekt, to chyba można się tylko domyślać, wszystko się nawarstwia i przytłacza jeszcze bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się, jak sobie radzicie na uczelni? Czy mieliście problemy z chodzeniem na zajęcia, z nauką?

U mnie to wygląda tak, że wróciłam teraz na uczelnię po urlopie dziekańskim, też z powodu depresji. No i nawet mam ochotę się uczyć, podoba mi się to zdobywanie wiedzy i nawet same zajęcia poniekąd... Ale po prostu są dni, kiedy nawet wstaję o odpowiedniej porze, ale nie potrafię na tą uczelnię pojechać. I mogę wtedy przesiedzieć dzień w pokoju, będę robiła zadania, sama szukała sposobów na naukę, ale tam się nie wybiorę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie starać się o Indywidualną Organizację Studiów, tylko nie wiem, jak to by miało dokładnie wyglądać. Czy mogłabym sobie chodzić na zajęcia, po prostu jeśli bym się czasem nie zjawiła, to nie byłoby problemów, bylebym tylko wszystko potem zaliczyła? Ma ktoś w tym jakieś doświadczenia? Będę wdzięczna za podzielenie się historiami i opiniami

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się, jak sobie radzicie na uczelni? Czy mieliście problemy z chodzeniem na zajęcia, z nauką?

U mnie to wygląda tak, że wróciłam teraz na uczelnię po urlopie dziekańskim, też z powodu depresji. No i nawet mam ochotę się uczyć, podoba mi się to zdobywanie wiedzy i nawet same zajęcia poniekąd... Ale po prostu są dni, kiedy nawet wstaję o odpowiedniej porze, ale nie potrafię na tą uczelnię pojechać. I mogę wtedy przesiedzieć dzień w pokoju, będę robiła zadania, sama szukała sposobów na naukę, ale tam się nie wybiorę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie starać się o Indywidualną Organizację Studiów, tylko nie wiem, jak to by miało dokładnie wyglądać. Czy mogłabym sobie chodzić na zajęcia, po prostu jeśli bym się czasem nie zjawiła, to nie byłoby problemów, bylebym tylko wszystko potem zaliczyła? Ma ktoś w tym jakieś doświadczenia? Będę wdzięczna za podzielenie się historiami i opiniami

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jak nie idę na wykład to staram się przynajmniej pójść na wydział i tam się uczyć (np. w bibliotece), bo 4 ściany i brak jakiegoś rytmu może być drapieżny jeśli chodzi o chorobę. Czasami rzeczywiście odpuszczam sobie zajęcia i uczę się sam (lubię sam się uczyć), albo jak jestem w złym stanie to robie sobie w miarę możliwości trochę wolnego, ale bywa że mój organizm cały czas mi mówi że jestem w złym stanie.

Jakoś staram się obserwować rozchwianego siebie i się dostosowywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jak nie idę na wykład to staram się przynajmniej pójść na wydział i tam się uczyć (np. w bibliotece), bo 4 ściany i brak jakiegoś rytmu może być drapieżny jeśli chodzi o chorobę. Czasami rzeczywiście odpuszczam sobie zajęcia i uczę się sam (lubię sam się uczyć), albo jak jestem w złym stanie to robie sobie w miarę możliwości trochę wolnego, ale bywa że mój organizm cały czas mi mówi że jestem w złym stanie.

Jakoś staram się obserwować rozchwianego siebie i się dostosowywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

awodwanrazc, właśnie przed rozpoczęciem semestru letniego przechodziłam totalne załamanie z powodu swoich problemów i nerwicy. Szukałam sposobu, jak by tu nie chodzić na zajęcia. pomyślałam o indywidualnym toku. U mnie na uczelni, trzeba mieć konkretny powód, ale nigdy nie wiesz, jaką dostaniesz odpowiedź od Dyrektora Instytutu. Mam koleżankę, która ma indywidualny tok, a np. jedna z wykładowczyń kazała jej chodzić na ćwiczenia. Inna z kolei powiedziała, że musi co tydzień na konsultacjach zaliczać kolejne tematy. To wcale nie wygląda tak kolorowo.

 

Suma sumarum, stwierdziłam, że dostając indywidualny tok, zamknęłabym się w czterech ścianach, sama ze sobą, ze swoimi lękami i problemami, topiąc się w smutkach i wymyślonych problemach. Tak przynajmniej mam jakiś tok tygodnia, tok dnia. Na wykłady w ogóle nie chodzę. To ostatni rok, w zasadzie semestr, więc zaciskam zęby, choć w domu płaczę. Szukam też ukojenia w tabletkach uspokajających, ale czasem ciężko wysiedzieć na zajęciach, nic mnie nie interesuje, nie rusza, ale siedzę.

Dodam,że jestem dobrą studentką, drugi rok z rzedu mam stypendium naukowe i studiuje dwie specjalności, do tego działam poza uczelnią.

 

Mama stwierdziła, że mi się nie chce kończyć studiów, ale ja bardzo chcę, zalezy mi na tym,żebym mogła już od lipca układać sobie powoli swoje własne życie. To tylko chwilowe niedysponowanie.

 

vifi, widzę, że znasz siebie, obserwujesz swój organizm. To dobrze, wiesz na ile możesz sobie pozwolić na co dzień. Też stosuję "robienie sobie wolnego",na tyle, na ile mogę sobie pozwolić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

awodwanrazc, właśnie przed rozpoczęciem semestru letniego przechodziłam totalne załamanie z powodu swoich problemów i nerwicy. Szukałam sposobu, jak by tu nie chodzić na zajęcia. pomyślałam o indywidualnym toku. U mnie na uczelni, trzeba mieć konkretny powód, ale nigdy nie wiesz, jaką dostaniesz odpowiedź od Dyrektora Instytutu. Mam koleżankę, która ma indywidualny tok, a np. jedna z wykładowczyń kazała jej chodzić na ćwiczenia. Inna z kolei powiedziała, że musi co tydzień na konsultacjach zaliczać kolejne tematy. To wcale nie wygląda tak kolorowo.

 

Suma sumarum, stwierdziłam, że dostając indywidualny tok, zamknęłabym się w czterech ścianach, sama ze sobą, ze swoimi lękami i problemami, topiąc się w smutkach i wymyślonych problemach. Tak przynajmniej mam jakiś tok tygodnia, tok dnia. Na wykłady w ogóle nie chodzę. To ostatni rok, w zasadzie semestr, więc zaciskam zęby, choć w domu płaczę. Szukam też ukojenia w tabletkach uspokajających, ale czasem ciężko wysiedzieć na zajęciach, nic mnie nie interesuje, nie rusza, ale siedzę.

Dodam,że jestem dobrą studentką, drugi rok z rzedu mam stypendium naukowe i studiuje dwie specjalności, do tego działam poza uczelnią.

 

Mama stwierdziła, że mi się nie chce kończyć studiów, ale ja bardzo chcę, zalezy mi na tym,żebym mogła już od lipca układać sobie powoli swoje własne życie. To tylko chwilowe niedysponowanie.

 

vifi, widzę, że znasz siebie, obserwujesz swój organizm. To dobrze, wiesz na ile możesz sobie pozwolić na co dzień. Też stosuję "robienie sobie wolnego",na tyle, na ile mogę sobie pozwolić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się, jak sobie radzicie na uczelni? Czy mieliście problemy z chodzeniem na zajęcia, z nauką?

Z nauką - porażka. Z chodzeniem na zajęcia - chodzę, bo muszę.

 

Ale po prostu są dni, kiedy nawet wstaję o odpowiedniej porze, ale nie potrafię na tą uczelnię pojechać.

Zazdroszczę tym, którzy mogą sobie czasem zrobić wolne od zajęć na uczelni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się, jak sobie radzicie na uczelni? Czy mieliście problemy z chodzeniem na zajęcia, z nauką?

Z nauką - porażka. Z chodzeniem na zajęcia - chodzę, bo muszę.

 

Ale po prostu są dni, kiedy nawet wstaję o odpowiedniej porze, ale nie potrafię na tą uczelnię pojechać.

Zazdroszczę tym, którzy mogą sobie czasem zrobić wolne od zajęć na uczelni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suma sumarum, stwierdziłam, że dostając indywidualny tok, zamknęłabym się w czterech ścianach, sama ze sobą, ze swoimi lękami i problemami, topiąc się w smutkach i wymyślonych problemach. Tak przynajmniej mam jakiś tok tygodnia, tok dnia. Na wykłady w ogóle nie chodzę. To ostatni rok, w zasadzie semestr, więc zaciskam zęby, choć w domu płaczę. Szukam też ukojenia w tabletkach uspokajających, ale czasem ciężko wysiedzieć na zajęciach, nic mnie nie interesuje, nie rusza, ale siedzę.

 

Ja myślę, że ze mną byłoby inaczej. Mieszkam w akademiku, mam pełno ludzi wokół, więc to nie jest tak, że nie odzywałabym się do nikogo całe dnie. A co ważniejsze, tych ludzi lepiej zna, więc łatwiej między nimi żyć i skupić się na tym, co ważne, na nauce, a nie na obcych, którzy patrzą na mnie krzywo, bo nie byłam na poprzednich zajęciach, a w przerwach nie paplam wesoło tak jak oni. Na wykłady nie chodziłam nigdy i nie oszukujmy się, nie chodziłabym i tak. A jaki jest pożytek z chodzenia na tą uczelnię, poza zdobywaniem wiedzy oczywiście (co mogę doskonale robić też w domu), jeśli mam brać tabletki uspokajające i każdy dzień przeżywać potem rozstrojem nerwowym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suma sumarum, stwierdziłam, że dostając indywidualny tok, zamknęłabym się w czterech ścianach, sama ze sobą, ze swoimi lękami i problemami, topiąc się w smutkach i wymyślonych problemach. Tak przynajmniej mam jakiś tok tygodnia, tok dnia. Na wykłady w ogóle nie chodzę. To ostatni rok, w zasadzie semestr, więc zaciskam zęby, choć w domu płaczę. Szukam też ukojenia w tabletkach uspokajających, ale czasem ciężko wysiedzieć na zajęciach, nic mnie nie interesuje, nie rusza, ale siedzę.

 

Ja myślę, że ze mną byłoby inaczej. Mieszkam w akademiku, mam pełno ludzi wokół, więc to nie jest tak, że nie odzywałabym się do nikogo całe dnie. A co ważniejsze, tych ludzi lepiej zna, więc łatwiej między nimi żyć i skupić się na tym, co ważne, na nauce, a nie na obcych, którzy patrzą na mnie krzywo, bo nie byłam na poprzednich zajęciach, a w przerwach nie paplam wesoło tak jak oni. Na wykłady nie chodziłam nigdy i nie oszukujmy się, nie chodziłabym i tak. A jaki jest pożytek z chodzenia na tą uczelnię, poza zdobywaniem wiedzy oczywiście (co mogę doskonale robić też w domu), jeśli mam brać tabletki uspokajające i każdy dzień przeżywać potem rozstrojem nerwowym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

awodwanrazc, jesli uważasz, że dużo lepiej funkcjonujesz w akademiku, to ok - twój wybór. Każdy też ma inne zajęcia. Czy masz tam osoby zaufane, z którymi naprawdę dobrze się czujesz? Czy nie uważasz, że to może być uciekanie od problemu?

Mi już przepadł termin składania wniosku o indywidualną organizację studiów. Jedyne co mi zostaje, to chodzić i się męczyć. U mnie jest to lepsze, ponieważ mam jakiś przymus wyjścia z domu i już. Nie ma że boli. Wtedy tak nie rozmyślam o wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

awodwanrazc, jesli uważasz, że dużo lepiej funkcjonujesz w akademiku, to ok - twój wybór. Każdy też ma inne zajęcia. Czy masz tam osoby zaufane, z którymi naprawdę dobrze się czujesz? Czy nie uważasz, że to może być uciekanie od problemu?

Mi już przepadł termin składania wniosku o indywidualną organizację studiów. Jedyne co mi zostaje, to chodzić i się męczyć. U mnie jest to lepsze, ponieważ mam jakiś przymus wyjścia z domu i już. Nie ma że boli. Wtedy tak nie rozmyślam o wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi, widzę, że znasz siebie, obserwujesz swój organizm. To dobrze, wiesz na ile możesz sobie pozwolić na co dzień. Też stosuję "robienie sobie wolnego",na tyle, na ile mogę sobie pozwolić.

Wręcz przeciwnie. Mam w jakiś sposób ograniczony kontakt ze swoimi uczuciami i zabieram się za pracę jak czołg. Robię dopóki nie wysiądę, stąd te obserwacje to jakieś próby radzenia sobie z tym i unikania z jednej strony przemęczenia a z drugiej strony tego że przez cały dzień nic nie zrobię.

Próby takiego uporządkowania sobie dnia i wciśnięcia w jakieś procedury też zawodzą. Słuchanie siebie jest dla mnie chyba konieczne żeby w miarę przecisnąć się przez dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi, widzę, że znasz siebie, obserwujesz swój organizm. To dobrze, wiesz na ile możesz sobie pozwolić na co dzień. Też stosuję "robienie sobie wolnego",na tyle, na ile mogę sobie pozwolić.

Wręcz przeciwnie. Mam w jakiś sposób ograniczony kontakt ze swoimi uczuciami i zabieram się za pracę jak czołg. Robię dopóki nie wysiądę, stąd te obserwacje to jakieś próby radzenia sobie z tym i unikania z jednej strony przemęczenia a z drugiej strony tego że przez cały dzień nic nie zrobię.

Próby takiego uporządkowania sobie dnia i wciśnięcia w jakieś procedury też zawodzą. Słuchanie siebie jest dla mnie chyba konieczne żeby w miarę przecisnąć się przez dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chodzę dopiero do 1 klasy liceum. Marzę, żeby jak najszybciej skończyć szkołę i mieć średnie, ale to nie jest wcale takie łatwe. Zawaliłam 1 semestr (53% nieobecności), jestem nieklasyfikowana, albo mam 1 z pięciu przedmiotów. Nie wiem, jak dam radę do końca roku. Najgorsze są te pretensje nauczycieli, które słyszę notorycznie. Moja matka rozmawiała z wychowawczynią, ja też i teorytycznie wszyscy nauczyciele wiedzą o moich problemach. Mam już dosyć słuchania przy całej klasie o swoim lenistwie, ucieczkach i zaniedbywaniu obowiązków. Za każdym razem mam ochotę się rozpłakać i uciec...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chodzę dopiero do 1 klasy liceum. Marzę, żeby jak najszybciej skończyć szkołę i mieć średnie, ale to nie jest wcale takie łatwe. Zawaliłam 1 semestr (53% nieobecności), jestem nieklasyfikowana, albo mam 1 z pięciu przedmiotów. Nie wiem, jak dam radę do końca roku. Najgorsze są te pretensje nauczycieli, które słyszę notorycznie. Moja matka rozmawiała z wychowawczynią, ja też i teorytycznie wszyscy nauczyciele wiedzą o moich problemach. Mam już dosyć słuchania przy całej klasie o swoim lenistwie, ucieczkach i zaniedbywaniu obowiązków. Za każdym razem mam ochotę się rozpłakać i uciec...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×