Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

maleństwo oczywiście że będąc w ciąży miałam juz nerwicę choruję na nią od 5 lat a mój synek ma 2 ;) , będziesz miała dzieci to raz, dwa dziecko przynajmniej w moim przypadku tak jest daje mi nieprawdopodobną siłę, tez się bałam, że nie dam rady, że nie będę umiała się zaopiekować dzieckiem skoro mam silne ataki itd mało tego po porodzie dostałam depresji poporodowej - koszmar nie polecam ;) no i nawrotu nerwicy bo w ciąży o dziwo czułam się jak młody Bóg ;) i też dałam radę, więc nawet nie myśl kobito że nie dasz rady bo dasz, dziecko to jak duża dawka amfetaminy dostajesz takiego kopa i nawet jak leżysz bez życia targana atakiem to widok dziecka jego głos, płacz jest takim nieprawdopodobnym bodźcem..... ach zresztą sama zobaczysz :smile:

Ja śmiało mogę napisać że żyję tylko dlatego, że mam Jasia nic innego mnie na tym świecie nie trzyma

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaśkowa a mąż ;)? wiesz ja sobie tak myśle ( może to samolubne) że może kiedys poczuje sie lepiej to musze sie nacieszyc zyciem ... nie wiem juz sama no narazie chyba jestem za młoda jeszcze na dziecko ale w sumie juz po slubie ... ;p mąż by chciał gdzies za 2 lata a ja to nie wiem ..... może za 2 lata mi sie pozmienia ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maleństwo męża kocham oczywiście, ale prawda jest taka, że synek jest dla mnie najważniejszy na świecie, choć kiedyś dzieci nie chciałam mieć a Jasiek jest wpadkowy tzn byłam już wtedy mężatką, ale nie planowaliśmy dziecka tak szybko chcieliśmy, może bardziej ja chciałam jeszcze poszaleć :roll: i nagle cały świat się zmienił wywrócił do góry nogami ;) teraz też szaleje ( na ile choroba mi pozwala) latam do koleżanek na kawusię po sklepach tyle, że z Jaskiem ja w ogóle jestem bardzo mobilna ( o ile nie mam ataków oczywiście ) i wszędzie sobie latamy, jeździmy ja i mój najukochańszy facecik na świecie :mrgreen:

 

26183369_d.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajny ten twoj synek :) słodziutki :)

Ja narazie mam słodziutkiego pieska , wiesz miałam dość póżno młodszego brata kory teraz ma 10 lat no i pamietam ile sie moja mama nacierpiała , pozatym wychowywanie ... hmmm trudna rzecz ...

U mnie sie chyba nie uda tak przypadkiem ;p hehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w maju minal rok jak pojawila sie w moim zyciu, wtedy dala o sobie znac.

taka mnie mysl naszla, co zmienil ten czas w moim zyciu?

mysle, ze ten rok byl trudny nietylko dlatego, ze zmagalam sie z atakiem prawie codziennie, trudne bylo to, ze musialam sie bardzo duzo zastanawiac nad swoim zyciem, postepowaniem, rozmyslac co robilam nietak, ze nabawilam sie nerwicy. trudne jest poznawanie siebie, wizyty u psychiatry, psychologow.

pytam sie ile czasu jeszcze mam tak zyc, czytam posty, ludzie pisza, ze choruja rok, 2 lata, 4 , a nawet dziesiec i wiecej. fajnie czytac posty ludzi, ktorzy twierdza, ze z tego wyszli, osobiscie niewierze w uleczenie, ale byc moze to jest indywidualne.

czas leczy rany, mysle sobie ile tego czasu ma jeszcze ulynac, zeby uleczyl moje....ale nieraz trace nadzieje, nerwica zabiera mi zycie, chociaz staram sie z calych sil to juz wiem, ze nigdy niebedzie tak jak kiedys.

oczywiscie sa tez i pozytywy, chodzby to forum, na ktorym poznaje wspanialych ludzi, chodzby to, ze w koncu przystanelam na chwile, zeby sie zastanowic nad soba.

ciekawi mnie ile wy na to chorujecie i jak z perspektywy czasu zycia z nerwica wyglada wasze zycie, bo ja wiem, ze chociaz mam 30 lat, to ten rok dal mi wiecej dojzalosci niz 10 przed nerwica. napiszcie ile czasu juz tak macie i czy czas loagodzi skutki tego paskudnego pasozyta

pozdrawiam serdecznie

lidzia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zmagam się z tym odkąd tylko pamiętam... dzieciństwo jest dla mnie czymś przykrym... ciągłym życiem w stachu i samotności. wszystkiego musiałam uczyć się sama, a byłam tylko małą, bezbronną istotą.

leczenie podjęłam dopiero pół roku temu. zaczynam dostrzegać, że życie potrafi być piękne. ja też nie wierze w całkowite uleczenie... takie już mamy charaktery i jesteśmy na nerwice przez cały czas narażeni. ale jesteśmy przez to inni, wrażliwsi.... tacy ludzie też są potrzebni. trzeba w tym wszystkim szukać jakiś pozytywów bo inaczej nie damy sobie rady...

Dziś czuje się wyątkowo źle. ale wierze, że będzie lepiej... tylko to mi teraz pozostało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maleństwo, wiem że to lek przeciwdepresyjny, poinformowała mnie o tym lekarka, powiedziała, że daje mi go z tego powodu, że mam powracające lęki i natręctwa.

 

U mnie róznie, raz lepiej a raz gorzej. W zasadzie najgorsze są ranki i te poranne leki i nerwy, w ciągu dnia jest oki. Chciałabym nie budzic się już z lekiem. Staram się z tym walczyć, głęboko oddychąc itp.

Na 3 października umówiłam się na wizytę u psychologa od DDA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to jest tak, że nie pamiętam wcale żebym tego kiedyś nie miał. Co prawda nie za bardzo pamiętam swojego wczesnego dzieciństwa, jedyne co zwraca moją uwagę to to, że nie lubiałem wychodzić na zewnątrz do innych dzieciaków, chyba już wtedy miałem jakieś pierwsze lęki związane z fobią społeczną. Do tego dzięki ambicji rodziców koszmarem od 7 roku życia stała się szkoła, w której każda odpowiedź, sprawdzian, kartkówka to był napad gorąca, podwyższonego tętna i ciśnienia, wieczny stres no bo przecież zawsze musiałem być idealny, perfekcyjny, a czwórka to była tragedia. W sumie myślałem zawsze że jestem dziwakiem i odmieńcem, jakimś odszczepieńcem nie pasującym do reszty społeczeństwa i się nie zmienię, że po prostu taki się urodziłem i taki pozostanę do śmierci. Rok temu moja babcia uświadomiła mi że to jest nerwica. Niedługo minie rok jak jestem na tym forum, sporo się naczytałem, dowiedziałem, poznałem wspaniałych ludzi cierpiących na to samo (bardzo często w o wiele bardziej dotkliwy sposób), staram się z tym walczyć i jak na razie wydaje mi się że powoli, sukcesywnie zdobywam przewagę nad tym cholerstwem. Mało tego, w tej chwili z tej całej nerwicy zostało jakieś echo, które nie utrudnia życia, potrafi jedynie nieco zestresować w pewnych sytuacjach, ale już nie sparaliżować. Jest o niebo lepiej i mam wrażenie że wracam do normalnego życia. A może nie wracam - może dopiero w nie wkraczam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja choruje 5 lat :roll: w moim życiu zmieniło się wszystko a przede wszystkim zmieniłam się ja nie ma we mnie już tego szaleństwa tej beztroski, ale czy do końca to za sprawą nerwicy się stało sama nie wiem, często żyję wspomnieniami, staram się cieszyć z każdego dobrego dnia zwolniłam juz tak nie pędzę nie gnam do przodu w końcu "życie nie ogląda się za siebie i nie czeka na to co już było" z drugiej strony myślę sobie, że dobrze że to tylko nerwica nauczyłam się doceniać to co mam moje zdrowie, patrzę na ludzi na ich tragedie i myślę, że ja przy nich jestem szczęśliwym człowiekiem bo mam tylko nerwicę, na początku mojej choroby tak nie było winiłam cały świat miałam żal do wszystkich, dziś jeśli komuś czegoś zazdroszczę to błahych rzeczy tego, że mogą stać normalnie na przystanku nie czując lęku, że budzą się rano i nie czują strachu, nie zależy mi na dobrach materialnych już nie chcę być najładniejsza, najszczuplejsza. W moim postrzeganiu świata nastąpiło wiele zmian myślę, że pozytywnych. Nie przestałam wierzyć w to, że kiedyś będę zupełnie zdrowa może to naiwność z mojej strony ale wierzę, tak jak w podpisie, że "jest taka cierpień granica, za którą uśmiech pogodny się zaczyna" :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W listopadzie minie któryśtam rok od pierwszego napadu leku.

 

Kiedyś ciągla pytałam dlaczego? po co? ile jeszcze? Teraz czuję się coraz lepiej, pewniej i coraz rzadziej się nad tym zastanawiam.

 

Dzieki nerwicy, jeśli mozna tak powiedzieć, zaczełam pracować nad sobą, nabrałam nawyku wsłuchiwania się w swje potrzeby i analizowania różnych sytuacji, mojego sposobu reagowania.Teraz, bardziej niz kiedyś, koncentruje się na znalezieniu i zaradzeniu temu co wywołuje u mnie lęk niż na tym by nie miec ataków, traktuje je jako sygnały. Wydaje mi sie że wogóle z czasem łatwiej żyć z newrica, człowiek nabiera większej samoświadomości, wychwytuje wczesniej że coś jest nie tak.

 

Cieszę się że nerwica, jak dotą ,nie miała większego wpływu na to co osiągnełam, studia skonczyłam,szukam pracy, mam przyjaciół (nie jakieś tłumy ale za to dobrych). Doceniam to bo wiem że różnie bywa w takich sytuacjach.

 

Wierze że kiedyś ataki leku przestaną mnie dręczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialam uprzejmie WAS zapytac -- jak wyglada Wasz dzien w zyciu nerwicowca- i to pytanie kieruje szczegolnie do osob ,ktore siedza w domu- z agorafobią lub silnym lękiem uniemozliwiajacym wychodzenie. Prosze tematu nie traktowac-jako kopii:jak wam minal dzien. Ten jest o czym innym.O tym jak godzina po godzinie planujecie -w danym dniu wasza egzystencje.Jestem ciekawa-czy tylko ja czuje sie osaczona"przez nicnierobienie".

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok Jaśkowa, będę uważała, cenna rada twa.

 

Wiecie co, dlaczego ja jestem taka niecierpliwa? W dzień jest naprawdę ok, tylko te poranne leki, trudno mi uwierzyc, że to kiedyś może minąć....

Z drugiej strony myśle sobie, że znam osoby, które miały silniejsze objawy nerwicowe i depresyjne a w tej chwili nic im nie dolega to dlaczego u mnie miałoby być inaczej. Jak na zbawienie czekam na wizytę u pani psycholog od DDA. Kurde, dlaczego jestem taka niecierpliwa co?

Skąd te lęki sie biorą. Budze się rano i od razu zaczynam czuć wewnętrzne nerwy, niepokój, albo zaczynam mysleć o tym, że zaraz będe nerwowa i zaczynam się rzecz jasna denerwować tym.

 

Ostatnio byliśmy na wyjeździe w weekend i żadnych takich objawów nie miałam, to się nazywa wyluzowanie, normalne ranki, ale było fajnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem wierzący, i wierzę, że nic w życiu nie dzieje się bez sensu.

Moje problemy zaczęły się chyba tak jakoś w trzeciej gimnazjum.

 

Wcześniej byłem naprawdę nieznośnym i złym człowieczkiem..

 

Dokuczałem jednemu chłopakowi w mojej klasie. Był cichy i brakowało mu pewności siebie, nie umiał się odezwać. Sprawiało mi to przyjemność, że inni śmiali się z tego że ja mu dogadałem. Teraz tak strasznie tego żałuję, tak bardzo chciałbym to jakoś naprawić..

 

Z końcem trzeciej klasy gimnazjum zaczęły się ataki. Zaczęło mi brakować pewności siebie, denerwowałem ludzi wokoło. Traciłem kolegów...

 

Wierzę, że ta nerwica, to swego rodzaju kara, albo może znak, który ma mnie naprowadzić na dobrą drogę. Teraz jestem w klasie maturalnej i widzę, jak wiele rzeczy się we mnie zmieniło. Jak bardzo zmieniłem podejście do życia.

 

Co prawda ataki jeszcze do końca nie minęły, ale co pani nerwica mnie nauczyła to moje :P

 

Wierzę, że to wszystko kiedyś przejdzie i będę człowiekiem potrzebnym innym ludziom. Bo chciałbym pomagać i być potrzebny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierzę, że ta nerwica, to swego rodzaju kara, albo może znak, który ma mnie naprowadzić na dobrą drogę

tez mialam takie mysli, bo niezawsze bylam grzeczna dziewczynka, ale dzis mysle, ze to chyba niejest tak jak myslisz janie nowaku, po prostu wydoroslales i zrozumiales, ze twoje postepowanie bylo zle. czemu nerwica niekarze swoja obecnoscia zbrodniarzym mordeercow i innyego dziadostwa?

zaczelam ten temat, bo chce za wszelka cene doszukac sie pozytywow nerwicy. z tego co piszecie moge wywnioskowac, ze i takie sie znajduja w tej dolegliwosci.

sama traktuje to terz, jako przystanek w moim zyciu i zadaje sobie pytanie co by bylo gdyby jej niebylo?

pewnie szla bym napzod nieogladajac sie za siebie , nierozmyslajac czy robie zle czy dobze, terAZ jest inaczej i to sa moje pozytywy. ataki, ktore przechodzilam na poczadku to byl dramat, miezy innymi dlatego, ze niebylam swiadoma co mi jest, niebylam nawet swiadomo czym jest nerwica i ze ja ja mam. a tak w ogole to niepodoba mi sie nazwa tej dolegliwosci, wiem, ze to dolegliwosc zwiazana z naszym umyslem, czyli ukladem nerwowym, ale ja raczej nazwalabym ja "przyzwoitka", bo to dzieki niej sie zmienilam i tak jak ty janie nowaku, mam ochote pomagac ludziom, i robic cos na innych, na co kiedys napewno bym sie niezdobyla.....

pozdrawiam was serdecznie

lidzia

 

 

sory za bledy, ale taka juz moja natura ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od początku mojej walki z nerwicą zaobserwowałem wkurzającą przypadłość. Otóż od niedawna dopiero zauważyłem, że jestem nadmuchany swoim głębokim oddechem. Dziwnie to brzmi ale tak to jedynie można nazwać. W głowie tworzy mi się automat, że gdy mam się ruszyć to biorę głęboki oddech i tak przez całą drogę robię się sztywny i chodzę jak terminator. Widzę to w szczególności gdy ktoś się na mnie patrzy lub mam koło kogoś przejść na ulicy w mieście. Dopiero po kilku chwilach próbuję na siłę się rozluźnić bo wszystkie mięśnie mam napięte i po nawet krótkim spacerze strasznie bolą mnie nogi. Ale zanim sobie przypomnę, że mam wypuścić powietrze, które we mnie tkwi to przez miasto już zdążę przejść jakbym połknął kij. Nie wiem czy to po prostu jakiś zły nawyk w nienaturalnym oddychaniu czy coś innego... a może po prostu fobia społeczna?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie musi być fobia społeczna...

 

Ja też tak mam :P

 

czasami ciężko mi się skupić na dwóch rzeczach z czego jedna to oddychanie :) np właśnie jak idę ulicą, albo jak ktoś coś do mnie mówi albo nawet jak oglądam film w którym bohater nie umie się wysłowić :)

Ostatnio właśnie się na tym przyłapałem, że siedziałem przez chwilę przed TV na wstrzymanym oddechu.. hehehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 :D -wtedy wstaje i ide sie myć,jem śniadanie,oczywiście zaraz po przebudzeniu mam silny ale krótkotrwający napad lęku.

11:30-ide do sklepu

12;00-zasiadam do kompa i właczam net

13:00-obiad

14:00-przychodzi z pracy ojciec i zaczyna się zachowywać nie powiem jak...

15:00-potem znowu komp i forum...

16:00-rowerek albo komp

1800-znowu do sklepu

19:00 kolacja

20 00-komp i forum

22:00-"rozmowa" z matką

od 23 do 2-3- nocny dyżur na forum ;) >

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica

dzieki za odp:)

moge sie podpisac pod wieloma punktami..np. ledwo otworze oczy---czuje lęk-depersonalizacje-

Zdziwilo mnie np. tak dlugie przebywanie na forum- gdyz po intensyfikacji tutaj wypowiedzi-bylam przekonana iz ludzie rzadko tu zagladaja:) Alem sie mylila.. :P

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 11:40 pm ]

10. pobudka-bez budzika- oczy szeroko otwarte-i pierwsza mysl: kim jestem?i gdzie jestem?

do 11. czlapanie do kuchni- czajnik-kubek-herbata i papu

11.30 odpalenie kompa- moze ktos mnie lubi i napisal?..ehe akurat...

13. z przerwami na siku- internet----

14.zakupy- smieci- juz myslenie o obiedzie-

15. mama pichci pyry z czyms tam....

16. mamy papu

16.30 siedzenie w necie- lub wyslanie smsa do jedynej znajomej czy moze postawi kawe?...

17. jak nie postawi- to ..ide w kimono. spie do nawet 19

19. Fakty tvn- staly punkt programu

ok20. juz mysle i robie kolacje -

a potem tv lub net lub gazeta-

ok 24 mysle ze moznaby spac--

ok 4 na d ranem -- lęki brak snu --to znowu ten citabax...(( nie daje rady -wleke sie po xanax...........................

 

Czasami zdarza sie wyjscie na inne osiedle do sklepu-do wiekszego sklepu-- lub po prostu zeby wyjsc= Ale to mi wcale nie pomaga-regualerne wyjscia-

 

TO tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się nie zgodzę z traktowaniem nerwicy jako kary. Traktuję ją raczej jako znak, ale taki który ma mi pomóc iśc drogą zgodną ze mną. Wydaje mi się że dzięki temu jestem też lepszym człowiekiem dla innych, bardzo często krzywdzimy innych ponieważ sami mamy jakiś problem, stajemy sie wtedy toksyczni dla otoczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×