Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

zmęczona1, koniec tematu! Zrobiłaś pierwszy krok - wiesz, że to choroba, ale drugi krok to stawienie jej czoła - nie masz na to siły, więc ja Ci pomogę - czekam na wiadomość prywatną z informacjami - dane kontaktowe do Ciebie plus zalecany psychiatra - jeśli takiego nie masz to chętnie namierzę takiego. Mam kontakt z kilkoma więc może mają jakąś sieć kontaktów w Twojej okolicy godną polecenia. Czekam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio gorzej. Czuję jakis niepokój istrach.. Jak słyszę ze ktos nie wie czy kocha to zaraz mysl no przeciez ja tez tak mam wiec wcale nie jestem chora... wiec musze zerwac. Panika. Mam problem również z tym ze wyobrazam sobie ze nie byla bym zazdrosna jakby moj narzeczony był z inna laska... ze nie jestem o niego zazdrosna itp... mam dosyc juz . Do tego dochodzi moje skaczace libido.. raz jest okej a raz to jak mnie dotknie to REAGUJE AGRESYWNIE... dlaczego ?.. och.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, tak się zdarza po prostu agucha :). Sama wiesz jak jest - zmienia się świat, na który patrzysz, ale zmienia się wraz ze zmianą perspektywy. Wierzę w Ciebie. Miłość się zmienia - to najbardziej elastyczne z uczuć.

Polecam fajny artykuł:

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,293,pesymisci-myla-szczescie-z-nieszczesciem.html

Ja podzielę się z Tobą informacją - rozstałem się z dziewczyną. W zasadzie Ona stwierdziła, że jestem dla Niej za dobry, że na mnie chyba nie zasługuje i że Ona nie potrafi docenić tego jaki jestem dobry, a przez to boi się, że nigdy nie pokocha mnie tak jak powinna. Dałem jej wolną drogę. Nie chciała się już bać, ale boi się nadal. Teraz boi się bo nie rozumie tego co się stało. Obwinia Boga, chciała poczuć ulgę, a nie poczuła nic - to jej spostrzeżenia:)

Chciałbym się z Nią przyjaźnić, pomagać jej w szczęściu, ale nie można dawać szczęścia nikomu na siłę. Szczęście i miłość trzeba umieć przyjąć.

Dasz radę zobaczysz - walcz z tym, a będzie coraz lepiej. Lęku nie da się pozbyć inaczej niż konfrontując się z nim. Jeśli nauczysz się poddawać lękowi to stracisz jedyną broń i już zawsze będziesz uciekać. Tak jak na leki można się znieczulić w pewien sposób, tak i na lęk. Konfrontacja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pikpokis,

 

Ważne jest, żebyś umiała sobie powiedzieć ostro i stanowczo, w momencie gdy przychodzą te lęki, że to nie Twoje myśli! Że to OCD Cię atakuje. Ja miewam niestety też takie myśli. Nawet daleko szukać nie muszę, wczoraj rozmawiałam z chłopakiem na dworze, który podobnie jak ja chodzi z psiakiem w to samo miejsce co ja. Gadałam z nim o niczym, powiedział, że studiuje na polibudzie. A mój chłopak ma mgr a nie inż i wiesz co mi się ubzdurało;:o?? Że może ja teraz bym wolała jego bo ma inż a nie mgr? A kocham mojego faceta bardzo! Nie zamieniłabym go na innego nawet gdyby był szambonurkiem!:) Ale mówię sobie wtedy to OCD! czasami mi wmawia też, że może chciałabym zdradzić mojego faceta? Może wspominam byłych? Pomimo, że nie wspominam itd;) Ale mówię sobie KOCHAM GO I BĘDĘ Z NIM! TO NIE MOJE MYSLI! Ale przy "OCD to niestety myśli "normalne":| Będziesz dłużej brała leki to zacznie puszczać;) Ja biorę 2 tabletki Rexetinu dziennie, a miewam je też, ale rzadziej trochę;)Powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

desdemona89, a gdy poszłaś na pierwszą wizytę, w jakim byłaś stanie, bo ja mam tak wpada mi jakaś mysl z którą zaczynam walczyc tak miałam ostatnio dwa miesiące masakra, płacz zero skupiania się na czymkolwiek, nawet głupiego filmu nie mogłam oglądnąc, chciałam tylko spac bo wtedy nie myślałam. Ciągle tylko analizowałam, i przekonywałam się że to nie prawda. Teraz jest lepiej, nie analizuje, nie rozmawiam w myślach, ignoruje je, jest dużo lepiej, ale one i tak nie znikają, są i są i są a ja czekam i czekam aż przejdą odnoszę wrażenie że to nigdy się nie skończy, że to sytuacja bez wyjścia. I nie wiem czy mój przypadek jest wystarczający żeby iśc do psychiatry :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, Wiesz każdy przypadek myślę jest wystarczający, gdy utrudnia nam życie. Ja na pierwszą wizytę trafiłam w stanie takim: odludek, spędzanie czasu sama, nie rozmawianie. banie się w domu, nie jedzenie, nie picie, mycie klamek w pokoju, płacz, gonitwa myśli, za wyrzuty sumienia z powodu złych myśli jak to nazywam biłam się, drapałam, policzkowałam też. Myśli samobójcze. Byłam pewna, że tylko śmierć może mnie wybawić od strachu i lęku. Brzydziłam się przyjaciół i rodziny;) Kota, ojca, babci tylko mamy nie:D Miałam obsesje myłam ręcę kilkadziesiąt razy dziennie raz po razie;)

Ale wiesz Twój przypadek nadaje się, bo robisz to na początku a to ważne! To utrudnia Ci życie, to Cię męczy, a tak nie może być. Jedna myśl goni drugą i tak w kółko, a psychiatra pokaże Ci, że to nie Twoje myśli, fantazje i pragnienia- to OCD Cię zamyka w klatce! Proszę Cię idź do psychiatry szybko! Nie popełniaj mojego błędu, ja później z płaczem prosiłam mamę, żeby mnie zapisała i dni odliczałam, bo było mi tak ciężko, że chciałam pomocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, Wiesz każdy przypadek myślę jest wystarczający, gdy utrudnia nam życie. Ja na pierwszą wizytę trafiłam w stanie takim: odludek, spędzanie czasu sama, nie rozmawianie. banie się w domu, nie jedzenie, nie picie, mycie klamek w pokoju, płacz, gonitwa myśli, za wyrzuty sumienia z powodu złych myśli jak to nazywam biłam się, drapałam, policzkowałam też. Myśli samobójcze. Byłam pewna, że tylko śmierć może mnie wybawić od strachu i lęku. Brzydziłam się przyjaciół i rodziny;) Kota, ojca, babci tylko mamy nie:D Miałam obsesje myłam ręcę kilkadziesiąt razy dziennie raz po razie;)

Ale wiesz Twój przypadek nadaje się, bo robisz to na początku a to ważne! To utrudnia Ci życie, to Cię męczy, a tak nie może być. Jedna myśl goni drugą i tak w kółko, a psychiatra pokaże Ci, że to nie Twoje myśli, fantazje i pragnienia- to OCD Cię zamyka w klatce! Proszę Cię idź do psychiatry szybko! Nie popełniaj mojego błędu, ja później z płaczem prosiłam mamę, żeby mnie zapisała i dni odliczałam, bo było mi tak ciężko, że chciałam pomocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, Wiesz każdy przypadek myślę jest wystarczający, gdy utrudnia nam życie. Ja na pierwszą wizytę trafiłam w stanie takim: odludek, spędzanie czasu sama, nie rozmawianie. banie się w domu, nie jedzenie, nie picie, mycie klamek w pokoju, płacz, gonitwa myśli, za wyrzuty sumienia z powodu złych myśli jak to nazywam biłam się, drapałam, policzkowałam też. Myśli samobójcze. Byłam pewna, że tylko śmierć może mnie wybawić od strachu i lęku. Brzydziłam się przyjaciół i rodziny;) Kota, ojca, babci tylko mamy nie:D Miałam obsesje myłam ręcę kilkadziesiąt razy dziennie raz po razie;)

Ale wiesz Twój przypadek nadaje się, bo robisz to na początku a to ważne! To utrudnia Ci życie, to Cię męczy, a tak nie może być. Jedna myśl goni drugą i tak w kółko, a psychiatra pokaże Ci, że to nie Twoje myśli, fantazje i pragnienia- to OCD Cię zamyka w klatce! Proszę Cię idź do psychiatry szybko! Nie popełniaj mojego błędu, ja później z płaczem prosiłam mamę, żeby mnie zapisała i dni odliczałam, bo było mi tak ciężko, że chciałam pomocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, nic się nie stało. Znaczy w pewnym sensie zakończył się jeden z trudniejszych, ale za to najpiękniejszy etap w moim życiu. Ja chcę jej szczęścia. Próbowałem walczyć, usłyszałem dużo trudnych słów, ale będę pomagał innym. Będę pomagał bo wiem, że takim ludziom jest bardzo ciężko. Otworzenie się na zmiany jest trudne, a zwłaszcza dla tych, których życie jest przesiąknięte lękiem, natręctwami, ciągłą chorą analizą. Ja jestem człowiekiem wiary i wiem, że miłość to nie cudowna więź, ale dar, który ofiarowuje się ludziom, którym sami chcemy go podarować. Przyjdzie dzień, że moja była już dziewczyna nauczy się świadczyć miłość i nauczy się ją przyjmować, a wtedy będzie szczęśliwa. Ja też swoją miłość komuś ofiaruje, nie teraz, ale za jakiś czas na pewno :D szkoda żeby się marnowała:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, nic się nie stało. Znaczy w pewnym sensie zakończył się jeden z trudniejszych, ale za to najpiękniejszy etap w moim życiu. Ja chcę jej szczęścia. Próbowałem walczyć, usłyszałem dużo trudnych słów, ale będę pomagał innym. Będę pomagał bo wiem, że takim ludziom jest bardzo ciężko. Otworzenie się na zmiany jest trudne, a zwłaszcza dla tych, których życie jest przesiąknięte lękiem, natręctwami, ciągłą chorą analizą. Ja jestem człowiekiem wiary i wiem, że miłość to nie cudowna więź, ale dar, który ofiarowuje się ludziom, którym sami chcemy go podarować. Przyjdzie dzień, że moja była już dziewczyna nauczy się świadczyć miłość i nauczy się ją przyjmować, a wtedy będzie szczęśliwa. Ja też swoją miłość komuś ofiaruje, nie teraz, ale za jakiś czas na pewno :D szkoda żeby się marnowała:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc wszystkim! Chcialam sie pozegnac z tym forum optymistyczna wiadomoscia. Nie chcialabym tu juz wracac jako punkt przemiany, ktory sobie postawilam, ale pewnie bede tu zagladac zeby sledzic losy takich jak ja. Chcialam powiedziec, ze jakis czas temu po kolejnym silnym napadzie leku typu - co bedzie jak kiedys bede zalowac, jak sie okaze ze to nie to, ze bede znow sie trudzic, cierpiec i plakac przez swoj lek, ze powinno byc latwiej itd - powiedzialam sobie "nie moge taka byc, nie moge taka byc dla Niego, dla siebie!" Powiedzialam sobie, ze to strasznie glupie i lek ustapil, mialam chwilowy stan derealizacji, ale natychmiast minal i to wtedy dlugo tez mowilam sobie i Bogu, ze nie chce juz sobie wmawiac takich chorych watpliwosci. Pierwszy raz zamiast prosic o zabranie mi leku, prosilam o zabranie mi tych chorych mysli. To naprawde pomoglo mi dojsc do tego jakim problemem jest moj dziwny sposob myslenia.

Najwazniejszym efektem bylo jednak uczucie, ktore przyszlo do mnie rownie nagle co lek... Po tym jak przekonalam siebie, ze boje sie absurdalnych spraw, moje uczucie, pragnienie bliskosci z chlopakiem wzroslo niebotycznie. Chcialam mu powiedziec jak bardzo chce z nim byc, jak jest dla mnie wazny, jak bardzo zaluje, ze tak go traktowalam, przeprosic, ze go zostawilam. Pojechalam do Niego i... zamiast tego wszystkiego powiedziec powiedzialam mu po prostu "kocham Cie". Pierwszy raz w zyciu wyznalam komus milosc i pierwszy raz bylam tego pewna.

Powiedzialam to! Teraz to dla mnie takie... na porzadku dziennym jest i jestem naprawde szczesliwa! :) Dziele sie tym z tymi, ktorzy watpili w uczucie. Mozna zakochac sie na powrot! Mozna tez kogos pokochac jak sie tylko upora z myslami i jesli tylko ten ktos jest tego wart! :)

Mam nadzieje, ze nie do napisania! Moze kiedys, gdzies spotkam przypadkiem kogos z Was nie wiedzac o tym i wierze, ze rowniez bedziecie szesliwi tak jak ja jestem ze swoim "ukochanym" juz teraz :D

Trzymam kciuki i Wy trzymajcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc wszystkim! Chcialam sie pozegnac z tym forum optymistyczna wiadomoscia. Nie chcialabym tu juz wracac jako punkt przemiany, ktory sobie postawilam, ale pewnie bede tu zagladac zeby sledzic losy takich jak ja. Chcialam powiedziec, ze jakis czas temu po kolejnym silnym napadzie leku typu - co bedzie jak kiedys bede zalowac, jak sie okaze ze to nie to, ze bede znow sie trudzic, cierpiec i plakac przez swoj lek, ze powinno byc latwiej itd - powiedzialam sobie "nie moge taka byc, nie moge taka byc dla Niego, dla siebie!" Powiedzialam sobie, ze to strasznie glupie i lek ustapil, mialam chwilowy stan derealizacji, ale natychmiast minal i to wtedy dlugo tez mowilam sobie i Bogu, ze nie chce juz sobie wmawiac takich chorych watpliwosci. Pierwszy raz zamiast prosic o zabranie mi leku, prosilam o zabranie mi tych chorych mysli. To naprawde pomoglo mi dojsc do tego jakim problemem jest moj dziwny sposob myslenia.

Najwazniejszym efektem bylo jednak uczucie, ktore przyszlo do mnie rownie nagle co lek... Po tym jak przekonalam siebie, ze boje sie absurdalnych spraw, moje uczucie, pragnienie bliskosci z chlopakiem wzroslo niebotycznie. Chcialam mu powiedziec jak bardzo chce z nim byc, jak jest dla mnie wazny, jak bardzo zaluje, ze tak go traktowalam, przeprosic, ze go zostawilam. Pojechalam do Niego i... zamiast tego wszystkiego powiedziec powiedzialam mu po prostu "kocham Cie". Pierwszy raz w zyciu wyznalam komus milosc i pierwszy raz bylam tego pewna.

Powiedzialam to! Teraz to dla mnie takie... na porzadku dziennym jest i jestem naprawde szczesliwa! :) Dziele sie tym z tymi, ktorzy watpili w uczucie. Mozna zakochac sie na powrot! Mozna tez kogos pokochac jak sie tylko upora z myslami i jesli tylko ten ktos jest tego wart! :)

Mam nadzieje, ze nie do napisania! Moze kiedys, gdzies spotkam przypadkiem kogos z Was nie wiedzac o tym i wierze, ze rowniez bedziecie szesliwi tak jak ja jestem ze swoim "ukochanym" juz teraz :D

Trzymam kciuki i Wy trzymajcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, Cieszę się straaasznie że Tobie się udało wyjść z tego dołka ! :yeah:

To naprawde jest wielki krok do przodu w twoim życiu :) aż zadziwia mnie Twoja determinacja i która jest mega pozytywna :)

Też kiedyś chciałabym tu, na forum napisac że jest już okey ale napewno szybko to nie nastąpi, jednego dnia jest dobrze a potem znów się zaczyna jakoś staram sobie radzic ale napewno nie tak jak TY :D

 

 

Wiecie że będąc między ludzmi,znajomymi doszukuje rzeczy których nie ma mój facet(wygląd i charakter) i w głowie" to nie twój typ, ten był by ideałem" ciągle coś mi nie pasuje tak jakbym ja była chodzącym ideałem a wiem że nim nie jestem i nie będę, może poprostu nie potrafie zaakceptować go takim jakim jest( A wiem że nie jest jakiś zły), i multum innych rzeczy.. ehh no widzicie u mnie szybko to nie przeminie :)

 

Tak więc karola21101987, trzymam za Ciebie kciuki i życzę wszystkiego dobrego :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, Cieszę się straaasznie że Tobie się udało wyjść z tego dołka ! :yeah:

To naprawde jest wielki krok do przodu w twoim życiu :) aż zadziwia mnie Twoja determinacja i która jest mega pozytywna :)

Też kiedyś chciałabym tu, na forum napisac że jest już okey ale napewno szybko to nie nastąpi, jednego dnia jest dobrze a potem znów się zaczyna jakoś staram sobie radzic ale napewno nie tak jak TY :D

 

 

Wiecie że będąc między ludzmi,znajomymi doszukuje rzeczy których nie ma mój facet(wygląd i charakter) i w głowie" to nie twój typ, ten był by ideałem" ciągle coś mi nie pasuje tak jakbym ja była chodzącym ideałem a wiem że nim nie jestem i nie będę, może poprostu nie potrafie zaakceptować go takim jakim jest( A wiem że nie jest jakiś zły), i multum innych rzeczy.. ehh no widzicie u mnie szybko to nie przeminie :)

 

Tak więc karola21101987, trzymam za Ciebie kciuki i życzę wszystkiego dobrego :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć jestem tu nowa ale przybywam z tym samym problemem co Wy. Pierwsze przejawy nerwicy miałam ( z tego co wiem od mamy) już jako dziecko. Sama też jak przez mgłę pamiętam że bałam się zostać sama w domu nawet wtedy gdy mama wychodziła dosłownie na parę minut do piwnicy. Później wszystko już było dobrze, aż do niedawna. Pewnego wieczoru strasznie zaczęło walić mi serce.Miałam tak wysokie tętno, iż myślałam że wyląduję na pogotowiu. Oczywiście na następny dzień poleciałam do lekarza. Lekarka zrobiła mi EKG i jak się okazało wszystko było dobrze. Zapytała mnie też czy przeżywałam jakieś stresujące sytuacje, ale przecież (jak wtedy myślałam) nic takiego w tym momencie się nie działo. Dopiero po kolejnych atakach zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że ich przyczyną może być nerwica, a wysokie tętno spowodowane jest wmawianiem sobie że brakuje mi powietrza i , że zaraz zemdleję. Po kilku miesiącach od tej sytuacji dowiedziałam się, że mój narzeczony ma możliwość wyjazdu za granicę do pracy i wtedy wszystko się zaczęło - zaczęłam sobie zadawać pytanie czy ja go na pewno kocham? a to z kolei napędzało błędne koło durnowatych myśli typu: już go nie kocham, co jeśli jestem z nim z przyzwyczajenia (jesteśmy ze sobą 4 lata). Byłam na skraju wyczerpania, miałam napady płaczu, lęku. Było mi tak źle, że musiałam się się komuś wypłakać i wyjawić swój sekret. Najpierw był to mój narzeczony a później także rodzice, którzy doradzili mi abym poszła do psychologa. Już byłam zdecydowana na wizytę aż tu nagle wszystko przeszło. Był wspaniale, znowu odżyłam do dnia kiedy zbliżył się dzień wyjazdu narzeczonego. Po paru dniach jego nieobecności znowu zaczęło się to samo jednak po paru tyg dowiedziałam się, że będę miała możliwość wyjazdu i zamieszkania z nim za granicą i znowu przeszło. Teraz jestem już z nim i znowu mnie dopadły te myśli. Już sama nie wiem czy go kocham bo wmawiam sobie że to nie jest miłość tylko przyzwyczajenie. Jest mi źle, jestem taka pusta od środka, nie czuję miłości, wmawiam sobie że nie zasługuję na niego, bo on jest dla mnie taki dobry a ja nie potrafię okazać mu uczuć. A jeśli ja już go faktycznie nie kocham? Nawet kiedy leżymy obok siebie jestem taka pusta i nic nie czuję a kiedyś przecież sprawiało mi to taką wielką radość i przyjemność że mam go obok siebie.

 

Trochę się rozpisałam ale proszę was o zdanie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć jestem tu nowa ale przybywam z tym samym problemem co Wy. Pierwsze przejawy nerwicy miałam ( z tego co wiem od mamy) już jako dziecko. Sama też jak przez mgłę pamiętam że bałam się zostać sama w domu nawet wtedy gdy mama wychodziła dosłownie na parę minut do piwnicy. Później wszystko już było dobrze, aż do niedawna. Pewnego wieczoru strasznie zaczęło walić mi serce.Miałam tak wysokie tętno, iż myślałam że wyląduję na pogotowiu. Oczywiście na następny dzień poleciałam do lekarza. Lekarka zrobiła mi EKG i jak się okazało wszystko było dobrze. Zapytała mnie też czy przeżywałam jakieś stresujące sytuacje, ale przecież (jak wtedy myślałam) nic takiego w tym momencie się nie działo. Dopiero po kolejnych atakach zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że ich przyczyną może być nerwica, a wysokie tętno spowodowane jest wmawianiem sobie że brakuje mi powietrza i , że zaraz zemdleję. Po kilku miesiącach od tej sytuacji dowiedziałam się, że mój narzeczony ma możliwość wyjazdu za granicę do pracy i wtedy wszystko się zaczęło - zaczęłam sobie zadawać pytanie czy ja go na pewno kocham? a to z kolei napędzało błędne koło durnowatych myśli typu: już go nie kocham, co jeśli jestem z nim z przyzwyczajenia (jesteśmy ze sobą 4 lata). Byłam na skraju wyczerpania, miałam napady płaczu, lęku. Było mi tak źle, że musiałam się się komuś wypłakać i wyjawić swój sekret. Najpierw był to mój narzeczony a później także rodzice, którzy doradzili mi abym poszła do psychologa. Już byłam zdecydowana na wizytę aż tu nagle wszystko przeszło. Był wspaniale, znowu odżyłam do dnia kiedy zbliżył się dzień wyjazdu narzeczonego. Po paru dniach jego nieobecności znowu zaczęło się to samo jednak po paru tyg dowiedziałam się, że będę miała możliwość wyjazdu i zamieszkania z nim za granicą i znowu przeszło. Teraz jestem już z nim i znowu mnie dopadły te myśli. Już sama nie wiem czy go kocham bo wmawiam sobie że to nie jest miłość tylko przyzwyczajenie. Jest mi źle, jestem taka pusta od środka, nie czuję miłości, wmawiam sobie że nie zasługuję na niego, bo on jest dla mnie taki dobry a ja nie potrafię okazać mu uczuć. A jeśli ja już go faktycznie nie kocham? Nawet kiedy leżymy obok siebie jestem taka pusta i nic nie czuję a kiedyś przecież sprawiało mi to taką wielką radość i przyjemność że mam go obok siebie.

 

Trochę się rozpisałam ale proszę was o zdanie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

justys1717, musisz mieć świadomość, że nerwica wpływa zawsze na związek. Kiedy przychodzi napad lęku, który pociąga też często nieuzasadnione napady płaczu często bezzasadnie wywraca cały świat do góry nogami. Musisz zdać sobie sprawę, że także ten świat emocjonalny, a może nawet zwłaszcza jest uzależniony od napadów. Kiedy lęk napada człowiek, który cierpi na zaburzenia nerwicowe obwinia wszystko wokół, a to partnera, a to sytuacje i miejsca, w których się znajduj. Naturalną koleją rzeczy jest więc uciekanie od tych spraw, rzeczy, ludzi. Kolejnym naturalnym następstwem jest więc ulga. Tylko ta ulga nie jest rozwiązaniem problemu, nie jest wyzdrowieniem - jest ucieczką, jest sztucznie wykreowana. W zaburzeniach nerwicowych niemal zawsze występuje patologiczny mechanizm racjonalizacji. Tak lękowej czy natręctw. Przychodzi coś chorego, a więc ciężkiego do zrozumienia - lęk, natręctwo - mają podobne usposobienie, wszak natręctwo też jest formą lęku, a lęk formą natręctwa. Racjonalizujesz więc przez nadawanie mu fałszywego, plastikowego, sztucznego sensu, przyczyny, powodu - jednocześnie uciekając w ten sposób od faktycznej istoty problemu, od realnego źródła lęku. Wmawiasz sobie, może ja go po prostu nie kocham, nie chcę z nim być, to przez niego czuję się tak jak się czuję, zostawisz go i poczujesz ulgę ponieważ uwierzysz, że to właśnie było problemem. Jednakże taka forma ulgi zawsze jest tylko metodą doraźną, lęk wróci, stan bezsensu wróci, znów będziesz miała problem - może następnym razem wmówisz sobie, że to przez to, że jesteś sama i będziesz chciała kogoś mieć, a może wrócisz do narzeczonego, potem znów wróci lęk i znów odejdziesz. To jest patologiczny mechanizm - pierwszy krok więc to uświadomienie sobie problemu, drugi krok to stawienie mu czoła, dopiero potem możesz się spodziewać normalnego funkcjonowania :) - zmienić nawyki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

justys1717, musisz mieć świadomość, że nerwica wpływa zawsze na związek. Kiedy przychodzi napad lęku, który pociąga też często nieuzasadnione napady płaczu często bezzasadnie wywraca cały świat do góry nogami. Musisz zdać sobie sprawę, że także ten świat emocjonalny, a może nawet zwłaszcza jest uzależniony od napadów. Kiedy lęk napada człowiek, który cierpi na zaburzenia nerwicowe obwinia wszystko wokół, a to partnera, a to sytuacje i miejsca, w których się znajduj. Naturalną koleją rzeczy jest więc uciekanie od tych spraw, rzeczy, ludzi. Kolejnym naturalnym następstwem jest więc ulga. Tylko ta ulga nie jest rozwiązaniem problemu, nie jest wyzdrowieniem - jest ucieczką, jest sztucznie wykreowana. W zaburzeniach nerwicowych niemal zawsze występuje patologiczny mechanizm racjonalizacji. Tak lękowej czy natręctw. Przychodzi coś chorego, a więc ciężkiego do zrozumienia - lęk, natręctwo - mają podobne usposobienie, wszak natręctwo też jest formą lęku, a lęk formą natręctwa. Racjonalizujesz więc przez nadawanie mu fałszywego, plastikowego, sztucznego sensu, przyczyny, powodu - jednocześnie uciekając w ten sposób od faktycznej istoty problemu, od realnego źródła lęku. Wmawiasz sobie, może ja go po prostu nie kocham, nie chcę z nim być, to przez niego czuję się tak jak się czuję, zostawisz go i poczujesz ulgę ponieważ uwierzysz, że to właśnie było problemem. Jednakże taka forma ulgi zawsze jest tylko metodą doraźną, lęk wróci, stan bezsensu wróci, znów będziesz miała problem - może następnym razem wmówisz sobie, że to przez to, że jesteś sama i będziesz chciała kogoś mieć, a może wrócisz do narzeczonego, potem znów wróci lęk i znów odejdziesz. To jest patologiczny mechanizm - pierwszy krok więc to uświadomienie sobie problemu, drugi krok to stawienie mu czoła, dopiero potem możesz się spodziewać normalnego funkcjonowania :) - zmienić nawyki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak piszą inni , nie jest to na pewno schizofrenia. Natomiast coś jest nie tak. Sama wpędzasz się w jakieś absurdalne sytuacje. Ale przecież z tego co piszesz to raczej robisz to świadomie. Uważaj tylko ,żeby twój chłopak nie przestał ciebie kochać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak piszą inni , nie jest to na pewno schizofrenia. Natomiast coś jest nie tak. Sama wpędzasz się w jakieś absurdalne sytuacje. Ale przecież z tego co piszesz to raczej robisz to świadomie. Uważaj tylko ,żeby twój chłopak nie przestał ciebie kochać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :) piszę by troche odświeżyc forum, ja jestem na etapie "spokoju" nerwicy, jest w miare dobrze ale do czasu gdy nie oglądnęłam filmu historycznego !(Tym razem ukazały się myśli natrętne o wojnie(?!) ) I wyjaśniam o co chodzi..

 

Strasznie ciekawi mnie historia i między innymi najbardziej ta II, więc też oglądam filmy powstałe na ten temat, ale nie często ponieważ potem jestem ooogromnie przerażona i wystraszona tak było i teraz ALE zaczeły się mysli "a co będzie jak niebawem wybuchnie ta III?!"

"przeciez ona jest nie unikniona, a na świecie jest coraz gorzej" "a ja jej nie przeżyje".. i tego typu mysli, więc jak tak się nakrece płacze jak opętana i czekam na koniec ?! i tak w non stop.

Matko to jest paranormalne przecież.. i nawet jak to pisze ŚMIESZNE..

 

-- 28 lut 2013, 17:59 --

 

Ale pomijając tamten wyżej post to już nie ważne ..

Teraz znów oddzywa się to co zawsze, ale jakoś nie reaguje płaczem tylko taką że tak powiem "olewką"

Dziś na spacerze byliśmy i tak jak szliśmy i była cisza jakoś idiotycznie uświadomiłam sobie że JA się jego wstydze (?!) bo jest taki czy siaki bo był nie ogarnięty po pracy i wogóle ,widze innego chłopaka i w głowie "jego nie znam a wolałabym z nim isc za ręke" i takie mysli non stop.. a najgorsze jest to że On to zauważył :o a ja nie wiedziałam co powiedziec..

To jest takie dziwne :( przeciez z jednej strony chce byc z nim a z drugiej ciągłe mysli i idealizowanie mojego K.. czuje sie jak jakiś pustak który zwraca uwage TYLKO na wygląd..ehh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :) piszę by troche odświeżyc forum, ja jestem na etapie "spokoju" nerwicy, jest w miare dobrze ale do czasu gdy nie oglądnęłam filmu historycznego !(Tym razem ukazały się myśli natrętne o wojnie(?!) ) I wyjaśniam o co chodzi..

 

Strasznie ciekawi mnie historia i między innymi najbardziej ta II, więc też oglądam filmy powstałe na ten temat, ale nie często ponieważ potem jestem ooogromnie przerażona i wystraszona tak było i teraz ALE zaczeły się mysli "a co będzie jak niebawem wybuchnie ta III?!"

"przeciez ona jest nie unikniona, a na świecie jest coraz gorzej" "a ja jej nie przeżyje".. i tego typu mysli, więc jak tak się nakrece płacze jak opętana i czekam na koniec ?! i tak w non stop.

Matko to jest paranormalne przecież.. i nawet jak to pisze ŚMIESZNE..

 

-- 28 lut 2013, 17:59 --

 

Ale pomijając tamten wyżej post to już nie ważne ..

Teraz znów oddzywa się to co zawsze, ale jakoś nie reaguje płaczem tylko taką że tak powiem "olewką"

Dziś na spacerze byliśmy i tak jak szliśmy i była cisza jakoś idiotycznie uświadomiłam sobie że JA się jego wstydze (?!) bo jest taki czy siaki bo był nie ogarnięty po pracy i wogóle ,widze innego chłopaka i w głowie "jego nie znam a wolałabym z nim isc za ręke" i takie mysli non stop.. a najgorsze jest to że On to zauważył :o a ja nie wiedziałam co powiedziec..

To jest takie dziwne :( przeciez z jednej strony chce byc z nim a z drugiej ciągłe mysli i idealizowanie mojego K.. czuje sie jak jakiś pustak który zwraca uwage TYLKO na wygląd..ehh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, napady lęków związane są zawsze w jakimś stopniu z życiem, bo życie to największy skarb dla człowieka. Lęki zaczynają się wtedy kiedy własne życie staje się dla ego wartością nadrzędną, kiedy do głosu dochodzi egoizm i egocentryzm. Wtedy pojawiają się lęki, ponieważ boisz się stracić życie, tak w sposób bezpośredni (przez śmierć) lub pośredni (przez jego marnotrawstwo czy nudne/słabe życie). Stąd panika związana z krzywdą, która może Cie spotkać i brak umiejętności dostrzeżenia piękna w innych. Egoizm to podszewka dla nerwicy, zawsze. Zawsze liczy się tylko "ja". Bo "ja" i nerwica żywią się strachem, egoistycznymi pobudkami. Wierzysz, że wolałabyś być z innym, byłoby Ci z nim lepiej chociaż nie masz podstaw by tak myśleć, nie wiesz w istocie jakby było. Wolisz w to jednak wierzyć bo już jesteś nakarmiona lękiem. Ale jeśli dasz wygrać nerwicy to uwierz mi - z nikim nie będziesz szczęśliwa. To nie partner jest problemem, a egocentryzm, brak umiejętności dostrzegania i skupiania się na pozytywnych sprawach. Ciężko jest z tym walczyć, ale to jedyna droga. Jeśli Twój chłopak zasługuje na miłość to czy nie jest to największym powodem by tą miłość mu ofiarować? Co w takim razie powstrzymuje Cie od ofiarowania mu miłości? Polecam mój felieton na facebooku - o dostrzeganiu piękna, może wtedy łatwiej będzie Ci pokochać faceta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×