Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychiczni rodzice.


VanGH96

Rekomendowane odpowiedzi

Flea, z Twoich postow bije strasznym materializmem. Uwierz mi że zapewnienie dziecku wszystkich najnowszych gadzetow, najlepszej szkoly w miescie czy najlepszych ciuchow to nie jest "cudowne rodzicielstwo".

 

Możesz mi napisać, w której linijce powiedziałam, że rodzicielstwo to zapewnienie gadżetów, szkoły etc?

 

Dla sprostowania i dla tych co nie lubią czytać za dużo:

 

1. Rodzic ma prawo do błędu- jest tylko człowiekiem.

2. Czasmi problem trzeba obejrzeć z drugiej strony a nie tylko zapiekać się i krzyczeć" moja racja najmojsza"

3. Nienawiścią jeszcze nigdy nikt niczego nie naprawił.

4. Obwinianie rodzica nie pomoże, trzeba pracować nad sobą.

5. Życie zweryfikuje jakimi Wy będziecie rodzicami. I czu uda Wam się bezboleśnie i bez potknięć wychować dzieci. Mam nadzieję, że Wasze dziecko nie trafi na to forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dla każdego człowieka samo tkwienie w głowie takich mysli o tym co sobie pomysla rodzice to droga na zatracenie, obnizanie własnej samooceny.

No, a tym bardziej jeśli takie myśli przybiorą charakter paranoidalny, co się czasem zdarza.

 

kiedy bede mial wlasne dzieci nigdy nie bede sie wtracal w ich zycie ani nie bede komentowal ich zyciowych wyborow.

No w życie dorosłego to rodzice nie powinni się wtrącać, jednak w okresie dziecięcym, a tym bardziej nastoletnim to powinno się je kontrolować, oczywiście bez przesady, ale w takim odpowiednim stopniu (nie mogę sobie wyobrazić, żeby rodzic miał pełne, stuprocentowe zaufanie do swojego dziecka). Dzieci czy nastolatkowie dokonując jakiegoś wyboru, podejmując jakieś decyzje itp. powinni mieć na uwadze każde zdanie rodziców i jeśli zdanie rodziców nie jest chore, to wydaję mi się, że nie powinni się temu sprzeciwiać, lecz powinni się dostosować, być posłuszni rodzicom.

 

Ja uwazam ze nie powinnismy okazywac wdziecznosci rodzicom przez wykonywanie ich polecen w doroslym zyciu.

W dorosłym życiu niby teoretycznie prawda, ale w praktyce nie zawsze to jest takie proste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nienormalna21, ale ja sobie zdaję sprawę, że nie wiadomo co będzie za naście lat i ktoś ma dziecko a nagle musi harować cały dzień. Ale dla mnie to nie jest usprawiedliwienie krzyków i pretensji, to nie wina dziecka że jest jak jest. Już napisałam że można usiąść porozmawiać i poprosić żeby dziecko w czymś pomogło, przecież do tego nie trzeba mieć wiedzy z wychowania, nie trzeba czytać poradników. Ja już nie wiem, myślicie że to w porządku jak ojciec wydrze się na dziecko że jest leniem i darmozjadem, bo wrócił z pracy po całym dniu roboty? Ja go absolutnie rozumiem, ale nie rozumiem jego zachowania, bo jest całkowicie zbędne, krzywdzące i zamyka wszelkie rozmowy.

 

linka, zdaje sobie sprawę że jak rodzice nie potrafią rozmawiać czy okazać czułości to pewnie sami tego nie zaznali, dlatego napisałam że rozumiem drugą stronę. Ale nie uważam, żeby to było usprawiedliwienie i świetna wymówka, bo jeśli mają świadomość tego, że nie potrafią to powinni coś z tym zrobić. Nie zrobili? Trudno, ich wybór. Ale konsekwencje ponosi dziecko. Wiem, ze dziś znacznie łatwiej uzyskać pomoc niż kiedyś. Ale myślę, że wystarczy samo przyznanie się rodzica przed dzieckiem, że ma takie właśnie braki i to już dałoby bardzo dużo dobrego, wyjaśniło wiele rzeczy. Inna sprawa jeśli ludzie są nieświadomi i nie chcą być świadomi mimo rozmów o tym. Wtedy pozostaje zadbać o siebie.

Po prostu nie uznaję za wymówkę tego, że jak ja czegoś nie dostałam od rodziców, to teraz mogę spokojnie postarać się o dziecko i mieć w czterech literach to, że o miłości dowie się od obcych ludzi - bo przecież sama nie miałam i jestem usprawiedliwiona, że nie potrafię dać. Niestety dla mnie to nie do przyjęcia. A dzieci na szczęście nie zamierzam mieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5. Życie zweryfikuje jakimi Wy będziecie rodzicami. I czu uda Wam się bezboleśnie i bez potknięć wychować dzieci. Mam nadzieję, że Wasze dziecko nie trafi na to forum.

Dlatego nigdy nie chciałam i nie chcę mieć dzieci, mając takie wzorce wychowawcze, jakie przekazali mi moi rodzice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nienormalna21, ale ja sobie zdaję sprawę, że nie wiadomo co będzie za naście lat i ktoś ma dziecko a nagle musi harować cały dzień. Ale dla mnie to nie jest usprawiedliwienie krzyków i pretensji, to nie wina dziecka że jest jak jest.
No to w sumie chodzi nam o to samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt z was nie pomyślał, że rodzice nie potrafią z nim rozmawiać, bo nikt nigdy ich nie nauczył? Może ich rodzice nigdy nie okazywali im nigdy czułości bo pracowali na roli i nie mieli na "takie rzeczy" czasu ...... a teraz oni są tacy, bo jacy inni mają być....?

To wszystko nie jest takie łatwe..... powiedzieć kocham cię, gdy nigdy się tego od nikogo nie słyszało.

 

To jest ciekawe. Wydaje mi się, że pewnych rzeczy nie trzeba się uczyć, bo przychodzą naturalnie. Jak można nie powiedzieć własnemu dziecku, że się je kocha?? Zastanawiam się nad tym od dawna. U mnie w rodzinie też nie było okazywania uczuć, nie było nawet normalnej komunikacji, bo rodzice nie umieli. Dlaczego więc ja w relacjach z innymi ludźmi nie mam z tym problemu? Umiem okazywać uczucia, powiedzieć, "kocham Cię", "lubię" itp.. przychodzi mi to naturalnie, jeśli mam potrzebę to po prostu to robię. Więc nie rozumiem w czym, problem. Też nikt mnie tego nie nauczył. Nie mam co prawda własnego dziecka, ale nie mogę sobie nawet wyobrazić, że mogłabym się zachowywać podobnie do moich rodziców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak najbardziej się zgadzam, że nie ma wymówki na wrzaski, poniżanie, upokarzanie i dopiekanie dziecku.

 

Mamy przewagę wiedzy nad rodzicami. My wiemy, że tak jest źle i do niczego to nie prowadzi. Rodziców nie naprawimy. Jedyne co możemy to zmienić siebie, swoje nastawienie i nie tkwić w żałości, że ja jestem pokrzywiona i tak już jest, koniec.

 

Każda rodzina mniej czy bardziej pokręcona ma swoje wady i zalety. W każdej rodzinie młody człowiek przechodzi fazę buntu i braku zrozumienia. W każdej rodzinie nadchodzi moment, że rodzic nie łapie co się stało z jego dzieckiem. I często bywa tak, że w natłoku obowiązków nie ma czasu na dopieszczanie swojej psyche i zanurzanie się w " co poszło nie tak".

 

Zgadzam się z Wami w wielu aspektach i popieram niektóre wypowiedzi. Ale mierzi mnie jak ktoś szuka sobie wymówki dla swoich nerwic i problemów. Osoba szukająca kozła ofiarnego ma spory problem najpierw ze sobą niestety i nie jest to moja prywatna opinia, a zdanie osób trochę mądrzejszych i bardziej wykształconych.

 

Zamiast ziać ogniem do pracy rodacy! Pracować nad swoimi lękami, walczyć z depresjami, zadusić nerwice zanim nas zaduszą! Praca nad sobą to też wybaczenie sobie i innym i danie sobie prawa do życia takiego jak chcę. :)

 

VanGH96 jest zwykłym fajnym nastolatkiem, który ma typowy problem z rodzicami. Oni się czepiają, on nie łączy o co chodzi. Ważne żeby zaczął już pracować nad swoimi relacjami z rodzicami. Im wcześniej tym lepiej. Małymi krokami dążyć do wzajemnego zrozumienia i porozumienia. Na wszystko znajdzie się sposób. Trzeba tylko chcieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5. Życie zweryfikuje jakimi Wy będziecie rodzicami. I czu uda Wam się bezboleśnie i bez potknięć wychować dzieci. Mam nadzieję, że Wasze dziecko nie trafi na to forum.

Dlatego nigdy nie chciałam i nie chcę mieć dzieci, mając takie wzorce wychowawcze, jakie przekazali mi moi rodzice.

Też na chwilę obecną nie zamierzam mieć dzieci, raczej nie potrafiłbym zapewnić im miłości, nie mam też cierpliwości by coś tłumaczyć, a bunt czy płacz denerwują mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że można. Wychowanie w stereotypach, presja społeczeństwa, że o TAKICH RZECZACH się nie rozmawia. W sypialni cichutko się rozkłada nogi a z antykoncepcji trzeba się spowiadać bo się do piekła pójdzie.

Nie rozumiem, dlaczego Wam tak trudno zrozumieć swoich staruszków, którzy mieli dostęp tylko do dwóch kanałów w telewizji, męża się brało na całe życie ( pił bił ale mąż), w gazetach propaganda i syf, depresja była fochem, alkoholizm zwykłą codziennością a pójście do psychiatry oznaczało piętno na czole "debil".

 

A ja Wam zabiorę leki, psychiatrów, internet, pozamykam na wsiach, zagonię do pracy i jeszcze łomot spuszczę za każde nieposłuszeństwo. Żadnych terapii, żadnych fochów tylko do roboty!

Tak to wyglądało. Ciekawe kto z was miałby ochotę na rozmawianie o miłości, kiedy normalne opowiadanie o staniach emocjonalnych przez gardło nie przechodzi.

 

 

Mój ojciec chorował na ciężką depresję i popijał namiętnie. To co mam mu na grób napluć? A czyja to wina, że nikt wtedy nie wiedział z czym się depresję je? Lekarzy? Mojego ojca? Czyją winą jest to, że zniszczył mi kawał życia? Czy to oznacza, że mnie nie kochał? Bo mi nie powiedział? I nigdy nie powie. Mam do końca żywota swego taplać się w żalu bo on nie potrafił wydukać prostych słów? A może okazywał młość na swój sposób tylko nie potrafiłam tego dostrzec bo byłam za mała. Czy wszystko musi być zwerbalizowane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec chorował na ciężką depresję i popijał namiętnie. To co mam mu na grób napluć? A czyja to wina, że nikt wtedy nie wiedział z czym się depresję je? Lekarzy? Mojego ojca? Czyją winą jest to, że zniszczył mi kawał życia? Czy to oznacza, że mnie nie kochał? Bo mi nie powiedział? I nigdy nie powie. Mam do końca żywota swego taplać się w żalu bo on nie potrafił wydukać prostych słów? A może okazywał młość na swój sposób tylko nie potrafiłam tego dostrzec bo byłam za mała. Czy wszystko musi być zwerbalizowane?

Flea, zwróciła tu uwagę na ciekawe rzeczy. Pewne rzeczy po prostu już były i minęły, pewne ciągle trwają, ale wszystkie są wypadkową wielu czynników. Poza tym, czyż nie mówi się, że miłość to czyny, a nie słowa? Co z takim faktem zrobić, kiedy nie usłyszeliśmy kocham, rodzice nas nie przytulali, ale jednocześnie było w domu w miarę normalnie? Czy to znaczy, że nie kochali? A może po prostu, tak jak pisze Flea nie wypowiedzieli tego na głos...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, Pod tym kątem tego nie rozpatrywałam. Inne pokolenie.. co ma piernik do wiatraka? :?

Ja nie mam do nikogo żalu ale takie usprawiedliwianie rodziców "innymi czasami" to też bez sensu.

A ja Wam zabiorę leki, psychiatrów, internet, pozamykam na wsiach, zagonię do pracy i jeszcze łomot spuszczę za każde nieposłuszeństwo. Żadnych terapii, żadnych fochów tylko do roboty!

Tak to wyglądało.

Tak to wyglądało, że bez pomocy kiedyś ludzie byli silniejsi psychicznie. Teraz to i z wszelką pomocą co drugi wymięka.

 

-- 12 lut 2013, 19:47 --

 

Czy to znaczy, że nie kochali? A może po prostu, tak jak pisze Flea nie wypowiedzieli tego na głos...

Pewnie, że kochali, tyle że jedno dziecko się domyśli a drugie wpadnie w depresję i lęki. Po latach się rozumie, ale dziecko "nie czai" tego, że np. matka ciężko pracuje to znaczy, że kocha, że to dla jego dobra. Jeśli się tego nie wytłumaczy dziecku to ciężko aby się samo domyśliło. Zrozumie po latach.. z nerwica na karku.. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety nawet jak jest tak w miarę normalnie, to każdy ma inną wrażliwość. Wychodzi na to, że normalność to takie pojęcie względne. U mnie nikt nie pił, bił kiedyś tam, nie nadużywał władzy, a i tak psychicznie to ja nie wyrabiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest ciekawe. Wydaje mi się, że pewnych rzeczy nie trzeba się uczyć, bo przychodzą naturalnie. Jak można nie powiedzieć własnemu dziecku, że się je kocha?? Zastanawiam się nad tym od dawna. U mnie w rodzinie też nie było okazywania uczuć, nie było nawet normalnej komunikacji, bo rodzice nie umieli. Dlaczego więc ja w relacjach z innymi ludźmi nie mam z tym problemu? Umiem okazywać uczucia, powiedzieć, "kocham Cię", "lubię" itp.. przychodzi mi to naturalnie, jeśli mam potrzebę to po prostu to robię. Więc nie rozumiem w czym, problem. Też nikt mnie tego nie nauczył. Nie mam co prawda własnego dziecka, ale nie mogę sobie nawet wyobrazić, że mogłabym się zachowywać podobnie do moich rodziców.

Nie wszyscy w ogóle odczuwają coś takiego jak miłość, a przyczyny braku tego uczucia mogą być różne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to znaczy, że nie kochali? A może po prostu, tak jak pisze Flea nie wypowiedzieli tego na głos...

Jako dorośli to rozumiemy, lecz dzieci takich rzeczy nie pojmują. Dzieci muszą mieć czarno na białym. Wytłumaczone, zwerbalizowane. Gdybym wiedziała jako dziecko to wszystko co wiem w tej chwili, to nie miałabym nigdy żadnych psychicznych problemów. A dzieci po prostu nie rozumieją tak wielu rzeczy i stąd biorą się ich problemy, najpierw w wieku nastu lat, potem ciągną się dalej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można zwalać na dziecko odpowiedzialności za rodzinę. Można zmienić rodziców (albo i nie), ale nie wychowywać. Wielu rodziców chce zmienić swoje dzieci, wiele kobiet chce zmienić swoich mężów, a im się nie udaje. Przecież ile ciężej będzie nastolatkowi. Można powiedzieć im że sprawia mi przykrość to jak mnie traktujecie, ale jedni rodzice się przejmą, drudzy nie. Do depresji i nerwic prowadzi nie tyle (a może nie tylko) rozczulanie się nad własną przeszłością, ale właśnie wypieranie jej, nazywanie zła dobrem, mówienie że coś jest moją winą kiedy jest winą rodziców. Można zwalać na rodziców winę za swoje postępowanie, ale nie przypominam sobie żebym widział na forum kogoś kto by mówił, że nie będę pracował nad sobą, bo tak mnie wychowali moi źli rodzice i tyle.

Jak najbardziej można próbować ich zrozumieć, ich uwarunkowania, ale wybielanie ich i powiedzenie co ty o nich wiesz, to ty masz pracować nad sobą a nie oni, jest jakby żywcem wyjęte z syndromu DDA.

Kiedy z terapeutą rozmawiałem na temat stawiania granic to wspominała o jakiś kursach asertywności, gdzie można się nauczyć rozmawiać z toksycznymi czy trudnymi osobami. Od biedy można wykombinować jakąś dobrą książkę. Jeśli sprawa zacznie się robić gorąca (chociaż zdaje się że autor tematu "jakoś żyje") to można samemu się udać do psychologa. Trudno zaciągnąć tam kogoś innego na siłę. Nawet jeśli oni się nie zmienią to ja mogę to inaczej odbierać. Często rodzice ranią swoje dzieci samymi chcąc być docenionymi, nosząc jeszcze małych siebie, którzy czegoś tam nie dostali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to znaczy, że nie kochali? A może po prostu, tak jak pisze Flea nie wypowiedzieli tego na głos...

Jako dorośli to rozumiemy, lecz dzieci takich rzeczy nie pojmują. Dzieci muszą mieć czarno na białym. Wytłumaczone, zwerbalizowane. Gdybym wiedziała jako dziecko to wszystko co wiem w tej chwili, to nie miałabym nigdy żadnych psychicznych problemów. A dzieci po prostu nie rozumieją tak wielu rzeczy i stąd biorą się ich problemy, najpierw w wieku nastu lat, potem ciągną się dalej...

 

Skoro wiesz to zrób coś z tą wiedzą dobrego dla siebie.

 

Dzieci bywa, że mają większą fantazję niż nam się wydaje. Nie ma takiego człowieka, że mówiąc do dziecka dba o poprawność i dokładnie myśli nad tym co mówi. No chyba że jest robote,. Czasami my dorośli kłapniemy coś bez sensu krzywdząc niechcący, często zdarza się że do nas trafiają słowa bolesne i nie potrafimy sie z tym uporać. Dziecięca psychika jest o wiele bardziej wyczulona ale zapiminamy o fantastycznej matce naturze, która dała dzieciakom niesamowite systemy obronne. Nie można przewalić winy na kogoś. Wiele lęków tkwi w nas bo je karmimy, dajemy im pożywkę i czego chcemy? Wsparcia drugiego człowieka. A tak naprawdę jedyną osobą, która może i potrafi nam pomóc to my sami.

 

Nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kiedyś psychikę ludzie mieli twardszą. Taką samą mieli, były tak samo depresje, samobójstwa działy się różne sceny dantejskie i ńikt nie potrafił tym ludziom pomóc bo nikt nie zdawał sobie sprawy, że jest to choroba. Nie rozmawiało się o tym, były na pierwszym planie inne wartości. Trudno wymagać od kogoś kto przeżył wojnę, żeby się roztkliwiał i miział nad sobą. Tacy ludzie byli przeszczęśliwi jak mieli co jeść i taki wzorzec przekazywali dalej.

 

To coś raczej jest ńie tak z naszą młodzieżą. Byle co i z g....a olimpiada się robi. To też jest presja społeczeństwa, dostęp do mediów, za dużo "musisz" za mało chcę.

 

Ostatnio widziałam jak młoda dziewczyna miała straszny problem ze studniówką bo ona może się ubrać w byle co i w sumie chce tylko się bawić a koleżanki będą miały sukienki za niezłe kwoty, sztuczne rzęsy, tipsy i Bóg wie co jeszcze. I co? Presja koleżanek sprawiła, że dzieczę w samotnej walce o ideały zostało zadeptane. I co rodzic może w takiej sytuacji?

 

Społeczeństwo, czasy i ogólnie sytuacja danej osoby ma ogromny wpływ na kształtowanie się osobowości, nie można palcem w rodzica dziabnąć i krzyczeć "to przez ciebie". A co on wińien tak naprawdę? Dwoje ludzi się kochało, zaciążyło, miało być jak w bajce a tu du..a. A kto pozbiera ich psychikę? Kto im pomoże?

Aaa przepraszam niedobrzy rodzice powinni ponieść straszną karę i najlepiej umrzeć w ogniu piekielnym za sprowadzenie na świat potomstwa i za własną nieudolność.

 

Za łatwo przychodzi wydawanie wyroków. Sąd kapturowy to śmiech! Własne dziecko osądzi cię bez skrupułów.

 

Ps. Mam na myśli przeciętnych, zapracowanych, z minimalną pensją Kowalskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za łatwo przychodzi wydawanie wyroków. Sąd kapturowy to śmiech! Własne dziecko osądzi cię bez skrupułów.
Tak samo jak rodzice osądzają własne dziecko bez skrupułów..... więc jak nawarzyli piwa, niech je teraz piją :bezradny: a że nie ze swojej winy spieprzyli sprawę ... to jest wytłumaczenie, ale nie usprawiedliwienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro wiesz to zrób coś z tą wiedzą dobrego dla siebie.

Robię cały czas, ale to nie takie proste, wyleczyć się w 5 minut. Poza tym najpierw musiałam dojść do sedna, źródła problemów, przecież nie wiedziałam wszystkiego od razu, do tego co wiem teraz doprowadziła mnie długotrwała analiza samej siebie, swojego dzieciństwa, czytanie wielu tekstów psychologicznych/naukowych, żeby zrozumieć co jest grane, co jest ze mną nie tak. W żadnym wypadku nie było tak, że oświeciło mnie za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki. Do tego trzeba chęci, czasu i wysiłku, aby wszystko zrozumieć.

 

-- 12 lut 2013, 21:53 --

 

A i tak masy rzeczy jeszcze nie wiem, dużo pracy przede mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro wiesz to zrób coś z tą wiedzą dobrego dla siebie.

Robię cały czas, ale to nie takie proste, wyleczyć się w 5 minut. Poza tym najpierw musiałam dojść do sedna, źródła problemów, przecież nie wiedziałam wszystkiego od razu, do tego co wiem teraz doprowadziła mnie długotrwała analiza samej siebie, swojego dzieciństwa, czytanie wielu tekstów psychologicznych/naukowych, żeby zrozumieć co jest grane, co jest ze mną nie tak. W żadnym wypadku nie było tak, że oświeciło mnie za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki. Do tego trzeba chęci, czasu i wysiłku, aby wszystko zrozumieć.

 

Black swan wierzę, i wiem jakie to trudne. Wiem też, że kiedy już będzie po wszystkim czyli kiedy już odnajdziesz siebie, to poczujesz niesamowitą ulgę i wolność od przeszłości.

 

To jest jak plecak po długiej podróży, pełen skarbów ale i brudnych majtek i śmierdzących skarpet. Grzebanie w nim wiąże się z ryzykiem wyciągnięcia różnych rzeczy. I tych miłych i tych cuchnących. Tak czy inaczej można go ukisić w kącie i nie zaglądać albo rozpakować, wyczyścić i odstawić na półkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem na ile jest zasadne przykładanie naszych kryteriów do ludzi żyjących kilkadziesiąt lat temu. Relacje mówią że na czas wojny ludziom "mijały" różne zaburzenia psychiczne, kiedy musieli się zmierzyć z rzeczywistym zagrożeniem. Podobnie człowiek który głoduje i walczy o życie nie choruje na depresję. Po prostu umiera. W obozach koncentracyjnych takie osoby nazywali "muzułmanami" - ludzi którzy stracili nadzieję i niedługo potem po prostu umierali.

Poza tym były wtedy silniejsze więzy społeczne (niekoniecznie cieplejsze), po prostu ludzie musieli współpracować żeby przeżyć. Samotność sprzyja powstawaniu zaburzeń psychicznych. Pewnie było też dużo przypadków niezdiagnozowanych, którzy "jakoś żyli" albo i nie.

Nikt tu nie pisze o karaniu ogniem rodziców, ale zbyt skrajne wydaje mi się wybielanie krzywd, bo "co oni winni".

Jak można komuś wybaczyć kiedy to, że ktoś dzień w dzień wyzywał dziecko, poniżał go przed rówieśnikami, wyśmiewał jego starania i mówił mu jaki to nie jest beznadziejny i szkoda że go nie usunęli to "nie jego wina"?

Rzeczywiście odpowiedzialność może być różna i nigdy do końca jej nie znamy, ale takie podejście że z jednej strony zaburzeni psychicznie powinni sami nad sobą pracować a nie "się użalać", a z drugiej strony rodzice którzy swoim "wychowaniem" sprzyjają powstawaniu zaburzeń nie mogą być winni tylko społeczeństwo, to dla mnie jest straszne uproszczenie sprawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×