Skocz do zawartości
Nerwica.com

mam pytanie-jak sobie radzicie z nerwicą natręctw?


elfica

Rekomendowane odpowiedzi

hej! jak sobie radzicie z nerwicą natręctw?interesują mnie sposoby na obsesyjne myśli? chciałabym poznać Wasze sposoby jednocześnie podkreślić,że nie interesuje mnie farmakologia(bo nie czułam różnicy przy braniu leków!;))Chce podkreślić,że nie mam aż tak nasilonych natręctw ale jednak one odbierają komfort życia! liczę na Wasze sprawdzone sposoby i tylko pozytywne i motywujące odpowiedzi :P:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki za odpowiedz:) mam podobnie-gadam o tym duzo z bliskimi jednak czasami czuje,ze po 2 godzinach rozmowy o tym samym mam dosc siebie i mnie maja dosc :P stad pytam Was o sposob jak samemu to pokonywac? moze macie jakies"zaklecia"?;) czasem mi sie wydaje,ze gadajac o tym czyli zrzucajac odpowiedzialnosc na innych -wciaz nie moge wyjsc z natrectw-bo natrectwem tez jest to ciagle upewnianie sie,ze to sa tylko niegrozne natrectwa a nie Twoje mysli... licze na odpowiedzi!!!:D do roboty forumowicze:P

 

[Dodane po edycji:]

 

hallooo? czy ktoś może mi pomóc? naprawdę chciałabym usłyszeć jakies budujące rady... zalezy mi na tym by móc poradzić sobie bez leków... jednoczesnie probuje sobie sama pomoc i dosc mi ciezko,szczegolnie mam nagromadzenie natrectw gdy kumuluje mi sie duzo stresow...wciaz mam nadzieje,ze uslysze jakies budujace slowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naprawdę chciałabym usłyszeć jakies budujące rady...

 

Budujące jest to, że podobno :shock: niektórzy z tego wychodzą :D . Ale najczęściej z mniejszą lub większą pomocą farmakologii. Niestety, na mnie również farmakologia nie działa (nie działa na natręctwa, bo na stany depresyjne działa całkiem dobrze). Ja staram się po prostu jakoś żyć z moimi natręctwami i śmiać się z nich :mrgreen: . Trochę lat już tak przeżyłem 8) , ale przyznaję, że momentami mam dość wszystkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co..myślę,że radząc sobie bez pomocy farmakologii ,czerpię z siebie satysfakcję!tym bardziej,że nie porównuję mojego stanu do wielu(nawet większości) osób na tym forum,które na pewno są dużo bardziej dzielni bo walczą z gorszymi stanami!nigdy nie miałam depresji ,natręctwa zwiększają mi się w pewnych momentach-szczególnie podczas emocji-tych pozytywnych jak i tych mniej;)co prawda, niedawno stosowałam farmakologię ale czułam się fatalnie fizycznie!!! jakbym brała jakąś truciznę:( mówi się,że nikt nie ma ciągłego komfortu w życiu -jedni są pesymistami,inni wciąż marudzą i nie lubią ludzi a my mamy natrętne myśli lub czynności!trzeba się pogodzić:) a jest tutaj ktoś jeszcze kto nie stosuje farmakologii a ma naprawdę męczące natręctwa?gdzieś czytałam,że w nerwicy myślowych natręctw najbardziej skuteczna jest psychoterapia...czekam na Wasze zdanie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miewam natręctwa myślowe i leczę się farmakologicznie. Zauważyłam jednak, że leki działają dość słabo, a największy wpływ na brak natręctw ma moje nastawienie- ostra mobilizacja do nauki i przekonanie że nie moge im pozwolić na zakłócanie życia- nie analizuje . I tym sposobem zdarzają się przeważnie tylko weekendami.

Fakt, ze z tego zaburzenia wyleczy dopiero psychoterapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Elfica! Moja nerwica to głównie natręctwa myślowe, niekończące się kombinacje myśli, przeróżne obsesje. Również nie lubię brać leków, nie ufam im - samo ich branie mnie stresuje, tym bardziej, że nigdy nie udało mi się dobrać idealnego leku, który działaby zgodnie z oczekiwaniami.

Ale jednocześnie wiem, że czasami natręctwa mogą być tak wzmożone i odczuwany lęk tak silny, że leki stają się wóczas niezbędne. Jednak uważam, iż leki są dobre tylko doraźnie. Nie uważam aby trzeba je było barć przez cały czas leczenia. Tu akurat polecam głónie terapie - jednak aby terapia dała zamierzone efekty to trzeba być zdeterminowanym, zdecydowanym na to aby się leczyć, cierpliwym. W czasie terapii mogą przyjść chwile kiedy się wydaje, że to całe "ględzenie", analizowanie na nic się zdaje - chwile zwątpienia, czy nawet złości. Jednak mimo to zalecam wytrwałość i cierpliwość. W moim przypadku 1,5 roku terapii przyniosły dość znaczne efekty radzenia sobie z tymi "myślami".

 

Pod koniec terapii zaczełam zastanawiać się właśnie nad tym, co ja mogę zrobić sama dla siebie w walce z nerwicą. Szukałam różnych metod autoterapii. Przyznaję, że nie znalazłam nic co by mnie zainteresowało, było przekonywujące. W moim poczuci większość technik autoterapii odnosi się do osób, u których w nerwicy przeważają kompulsje (potrzeba wykonywania różnych rytuałów), a jakby nie piszą co zrobić kiedy w nerwicy występują głównie natrętne myśli, obsesje.

Ale opracowałam swój własny sposób radzenia sobie z myślami. Jednak myślę, że ten sposób dzisiaj mi pomaga tylko dlatego, że przeszłam terapię i jestem już bardziej świadoma swoich natręctw oraz przyczyn ich powstawania. I dzięki terapii jestem w pewnym sensie przygotowana na to aby pomału umieć sobie radzić z tym sama.

A mianowicie mój sposób radzienia sobie z myślami to racjonalizacja. Umiejętność przedstawienia sama sobie niedorzeczności w moich myslach. Ale aby to zrobić to trzeba już znać jakby mechanizm własnych natręctw, a mianowicie trzeba umieć rozróżnić właściwe myśli od tych natrętnych. I kiedy np. dopadają mnie jakieś głupie myśli to zazwyczaj mówię sama sobie: "To tylko nerwica. Te myśli to tylko nerwicowa reakcja na mój stres itp. To są tylko głupie niedorzeczne mysli, nie muszę na nie tracić czasu. Nic się nie stanie jeśli nie będę się tymi myślami zajmować, analizować, o nich myśleć. To tylko myśli, więc czy sobie coś pomyślę, czy też nie to nie ma wpływu na rzeczywistość. Ani mi, ani nikomu nic się nie stanie jeśli nie będę się tymi myślami zajmować, mogę je zwyczajnie zignorować". Oczywiście jestem świadoma tego co sama sobie mówię i w to wierzę, staram się zaufać własnemu rozsądkowi, wiedzy o świecie i ludziach. Chodzi mi o to, że czasem trudno mi te myśli porzucić bo wydaje mi się, że jeśłi ich nie będę analziować to stanie się coś złego, jednak racjonalnie staram się zaufać sobie, wiedzy, że moje myśli nie są w satnie realnie nikomu zaszkodzić. I jeszcze jedna ważna sprawa jeśli się pojawiała we mnie myśl taka z cyklu filozoficznych: "a co jeśli?", "jak to naprawę jest"... Takie mysli typu, wątpliwości, nurtujące mnie pytania itp. To przekonałam się, że pułapką jest w ogóle próbować na te myśli odpowiadać. Jeśli tylko próbowałam na taką myśl odpowiedzieć to w konsekwencji tego rozmyślania coraz bardziej się pogrążałam, coraz bardziej odczuwałam lęk i coraz więcej rodziło się wątpliwości. Tworzyły się nowe wątki problematyczne itp. Zatem w takiej sytuacji, jak pojawią się takie myśli dobrze jest spróbować się powstrzymać od próby odpowiedzienia. Najlepiej od razu się tym przestać zajmować, nawet jak bardzo czuje się do tego przymuszonym. Oszczędzisz stracony czas, energię... Na pewno jest trudno to powstrzymać, ale pomyśl, że po co się tym zajmować, szkoda sił, tak naprawdę nie musisz nikomu, ani samej sobie nic tłumaczyć więc lepiej zignorować taką myśl. To takie uczucie, które można porównać do sytuacji kiedy jakaś osoba zadaje ci kontrowersyje pytanie i czujesz chęć aby odpowiedzieć, wszytsko jej wyjaśnić jednak musisz tą osobę zignorwać, nie odpowiadać. Pomaga wtedy stwierdzenie, że przykładowo nie musisz tłumaczyć się kierowcy tramwaju z tego kim jesteś i tak też należy potraktować tę myśl. Ponieważ ta myśl jest obca, niepotrzebna, nie musisz się przed nią tłumaczyć, wyjaśniać, analizować, nią zajmować.

 

Nie wiem czy to co napisałam jest w ogóle czytelne. Obawiam się, że brzmi to jak jakiś bełkot, nie wiem czy da się to zrozumieć.

 

Chcę też dodać, że w ten sposób udaje mi się dzisiaj odpędzić od siebie wszelkie natrętne mysli o tematyce filozoficzno - religijno - abstrakcyjnych. Jednak wciąż jeszcze nie dokońca daję sobie rade z tymi natręctwami dotyczącymi codzienności, zdarzeń, które faktycznie się dzieją.

Dlatego też obecnie podjęłam jeszcze jedną terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej! jak sobie radzicie z nerwicą natręctw?interesują mnie sposoby na obsesyjne myśli?

moim najlepszym sposobem na natrętne myśli było po prostu olewanie ich, pomogła mi w tym właśnie psychoterapia i facetka powtarzająca mi że to tylko mysli które pojawiają sie żeby zepsuć mi samopoczucie i że nie są realne, więc to co robie to pozwalam im pływać po głowie, ich moc słabnie, jak nie analizujesz i nie dyskutujesz; stosowałam też zapisywanie na kartce myśli, wypowiadanie i niszczenie jej, można też powtarzać sobie coś w myśli np. mam prawo być szczęśliwy/a, jestem wartościowa, jestem cudownym człowiekiem, czytałam też o metodzie z dwoma osobami np siedzisz z siostrą i dajesz jej znak że zaczynasz myśleć ona ma klasnąć w dłonie i krzyknąć NIE!, można też próbować sobie tłumaczyć np co sie stanie jeśli tego nie zrobie, jakie będą tego realne konsekwencje? konfrontować racjonalność z irracjonalnością myśli, czytałam też o takiej metodzie, żeby wsłuchać się w głos obsesji, czy te myśli mają nasz głos czy np ojca... i zmienić ten głos na jakiś śmieszny np dziecinny albo jakiejś postaci z kreskówki

mniej więcej takie sposoby mi sie przypominają, najlepszy ten pierwszy reszta... hmm no coż mogą dawać troszkę ulgi, przynajmniej masz uczucie że próbujesz czegoś, próbujesz coś robić...

jednak myślę że psychoterapia jest niezbędna no bo te natręty to są tylko objawy, takie zapychacze mózgu, ale one mają swoją przyczynę, psychoterapeuta powie Ci jak sobie z nimi radzić, jeśli wyjaśnisz na psychoterapii swoje problemy, przepracujesz lęki to natręctwa w dużej mierze mogą osłabnąć a nawet wygasnąć, a kiedy pojawią sie będziesz umiała z nimi walczyć :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zalamka87 widzę, że podobnie podchodzisz do sparwy co ja. Czyli w podobny sposób radzisz sobie z tymi natrętnymi myślami - czyli racjonalizacja, wykazanie niedorzeczności tych myśli oraz aby ich nie analizować, nie dyskutować. Jednak myślę, że aby dojść do takiego etapu jest niezbędna terapia, o której też i wspominasz. Ten sposób z zapisywaniem na kartce - słyszałam o nim. Chociaż moja pierwsza psycholog kazała mi zapisywać złe myśli w zeszycie abym nie myślała o nich, abym umiała je odstawić przynajmniej do kolejnej wizyty, abym zajmowała się nimi jak już bardzo muszę właśnie tylko z nią, na terapii. A do tego czasu umiała się pozbyć tego balastu. Innych technik, jak z tym klaskaniem to nie słyszałam... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie przeżyłam coś niesamowitego!:) dwie osoby:"Etien" i "Załamka"napisały mi zdania,które od tak wielu lat krzątają mi się po głowie...jakoś nie wyobrażałam sobie tego wcześniej,że ktoś może dokładnie czuć to samo co ja... do tych samych wniosków dochodzić!zgadzam się z Waszymi metodami w 100 % i dziękuję,że przekonałyście mnie do nich w 100 %;) (bo jak wiadomo w nerwicy nawet jeśli dojdziesz do jakiegoś wniosku,który bardzo Ci odpowiada to i tak zadajesz sobie pytanie"czy na pewno np.jest skuteczny?czy na pewno uwierzyć?;)).Od pół roku chodzę na psychoterapię,która już teraz bardzo mi pomogła.Psychologiem jest bardzo inteligenta osoba,która obnaża mi samą siebie.Nabieram dystansu do natręctw,do męczących myśli i obrazów.Staram się dać im wolność i nie bać się ,że pojawią się w najmniej oczekiwanym momencie.Myślę sobie"spoko bądźcie i wcale nie będę Was odpędzać";).Gdy czeka mnie jakaś radość lub duży stres ,wtedy one potęgują swoją moc.Czuje też,że wtedy trochę tracę grunt pod nogami i wpadam w chwilową panikę.Bo niestety zarówno myśli jak i obrazy są związane z bardzo ważnymi dla mnie osobami-bliskimi(wiem,że to jest też charakterystyka natręctw!).Staram się wtedy zracjonalizować problem i faktycznie chwilę muszę ze sobą pogadać;)jednak dążę do tego by dojść do momentu aby w ogóle żadne myśli(ani te stare,ani te które sobie ubzduram) nie robiły na mnie żadnego wrażenia!dlatego mam nadzieję,że terapia mi w tym pomoże:).Jestem przeciwniczką leków i tak jak Ty Etien,od początku nie dałam im psychicznego przyzwolenia.Od początku moje ciało z nimi walczyło.Przez parę miesięcy czułam się dziwnie.Nie wiem,może natręctw miałam mniej ale za to moje samopoczucie było beznadziejne ze względu na ciągłe mdłości,bóle łydek,wieczną ospałość i brak energii,brak apetytu..czułam się nimi zatruta.Teraz mam lęk,że skoro postanowiłam odstawić lek to natręctwa wrócą ze zdwojoną siłą.Boję się,że lek działał na zasadzie placebo i że ja zacznę sobie wmawiać natręctwa i odpuszczać walki z nimi-jak myslicie? macie w tym doświadczenie? tylko proszę ,nie odbierajcie mi siły walki bo do leków nie wrócę!!!:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie do tego olania myśli trzeba pomocy terapeuty ja bym sama nie dała chyba rady, przyznam sie że troche wspomagam sie lekami, choć też zamierzam je rzucić... dobrze jest właśnie dystansować sie do nich, nie traktować ich jako własnych prawdziwych przemyśleń, bo to prowadzi do ich analizowania skoro są nasze własne

a no a jeśli chodzi o to placebo itd... no cóż napewno ja powróciwszy do leków i biorąc je czułąm sie bezpieczniej, nawet biorąc pierwsze tabletki czułam ulgę choć wtedy one jeszcze nie miały prawa zadziałać, bo efektu należało sie spodziewać po 1-2 tyg. i co ważne, co mówiła mi psycholog żeby traktować je jako wspomagacze jedynie a nie środek uzdrawiający, bo wtedy nie docieniasz pracy jaką włożyłaś na terapii a wszystko przypisujesz lekom, jeśli odstawiasz leki powoli no i jesteś pod opieką psychoterapeuty to nic strasznego nie powinno sie stać, pomyśl że bez nich może być tylko lepiej i wtedy widząc postępy w psychoterapii sukcesy będziesz jeszcze bardziej przypisywać sobie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja leki brałam tylko w najtrudniejszych dla mnie momentach. Najgorsze zawsze było to, że zazwyczaj w pierwszych tygodniach brania czułam się gorzej, niż przed braniem. Dopiero odczuwałam jakomś ulgę po właśnie tych 2 tyg. brania. Nie odczuwałam nigdy jakiś efektów ubocznych, może poza słuchością w ustach. Natomiast nigdy nie odczuwałam takiej całkowitej poprawy. Niektóre leki owszem blokowały natrętne mysli, ale czułam się po nich jakaś rozbita emocjonalnie, czasami wręcz depresyjnie. Po jednych lekach to wręcz czułam się jak zombii. W zasadzie to najlepsza dla mnie była ze wszytskich tych leków, które próbowałam asentra. Jednak pomimo tego, że te leki nie były doskonałe to jednak przynosiły mi pewne uspokojenie w tych najgorszych momentach nerwicy. Leki te brałam przez różne okresy, najkrócej miesiąc, a nadłużej to 4 miesiące. I sięgałam po leki tylko w ostateczności. Jak lek mi nie pasował to zazwyczaj odstawiałam go jak mi się skończyła recepta i wyczerpał zapas (ale nigdy nie wcześniej niż po mieisącu brania). I wtedy szłam do lekarza i mówiłam mu, że te leki były kiepskie. Ostatnią tabletkę zjadłam np. tydzień temu. Chciałabym coś innego. Albo mówiłam, że wolałabym chyba obejść się bez leków.

W każdym razie nigdy nie miałam sytuacji abym po odstawieniu leków poczuła jakieś pogorszenie. Myślę, że leki właśnie pomimo wszytsko przynosiły pewne uspokojenie, pozwalały głowie trochę odpocząć i tym samym stanowiły taki dobry grunt aby być bardziej otwartym na psychoterapię. Zatem myślę, że jeśli jesteś pod stałą opieką psychologa to nie powinnaś odczuć Elfica jakiegoś pogorszenia po odstawieniu leków. Tylko, że tak mi się wydaje, że jeśłi ktoś dość długo brał leki to odstawienie powinno być stopniowe. Nie biorę leków już od ponad pół roku. I muszę przyznać, że te straszne schizy jakie miałam na początku swojej choroby już nie wróciły. Owszem mam wciąż natręctwa ale one są zdecydowanie mniej silne. Większość obsesji odeszło zupełnie bądź umiem z większością z nich sama sobie poradzić.

Elfica głowa do góry! Wytrwałości a będzie ok, tylko tu potrzeba dużo takiego wewnętzrnego zaparcia, siły aby się nie poddawać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tak ale powiedzcie mi co robić w sytuacjach paniki gdy nie wiemy czy są to naturalne myśli( spostrzeżenia) czy są to natręctwa,które chcą nam uprzykrzyć dotychczasowe życie?!:| marzę o momencie w życiu gdy nie mam już żadnych wątpliwości co do siebie,co do innych etc. Mądrzejsi ode mnie mówią ,że świetnym sposobem na zminimalizowanie natręctw jest pójscie do roboty i brak czasu na myśli:D wtedy podobno nawet nie chce się mieć nic w głowie tylko marzy się o chwili spokoju w domu,w obecności bliskich..:) co myślicie?

 

[Dodane po edycji:]

 

muszę jeszcze dodać ,że ja mam takie okresy gdy w ogóle nie mam natrętnych,męczących myśli ale póżniej przychodzi czas na takie silne natręctwa,które dotykają prawie każdą sferę życia.. wtedy jest mała panika :D u mnie ponoć jest to problem złego postrzegania świata-czyt.nieżyciowości i ciągłemu dziwieniu się wszystkiemu i pragnieniu nieustannego komfortu..znacie to?:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie się zaczęło 14 lat temu. Planowanie dnia, wykonywanie planu, sprawdzanie, porządkowanie. Na przestrzeni lat rytuały się zmianiały - pozostawał schemat: napięcie - czynności (czasem porządki, czasem myśli, lub plany). Przez pewien czas były to przymusowe myśli, związane z tak sinym napięciem, że nie mogłam nic innego robić tylko COŚ przemyśleć, tak aby nikt nie przeszkodził, nieraz po kilkanaście - kilkadziesiąt razy, nieraz non-stop. Pomogło mi to co przeczytałam w radach dla alkoholików - nie mam starać się przestać W OGÓLE tylko na najbliższą chwilę, na jeden dzień.... i tak odsuwałam te myśli że mijał dzień i kolejny i tak nie wiem kiedy mi one przeszły. NN zostało, ale w postaci w porządków, planów, ale najważniejsze, że miałam wolną głowę :-)) Potem poszłam na psychoterapię i stopniowo napięcie maleje, maleją więc też rytuały. Teraz pojawiają się sporadycznie i cząstkowo. Chodziłam na terapię poznawczo-bahawioralną, ale nie do końca pomogła. Po przerwie zaczęłam chodzić na terapię psychodynamiczną i czuję, że zachodzą we mnie zmiany.

Sednem są podobno u mnie zablokowane emocje, szczególnie do bliskich osób (z dzieciństwa), które to (emocje) kieruję do siebie i one mnie tak "uwierają", że aby uwolnić napięcie to robię COŚ (porządki itp), a tak naprawdę powinnam wyrazić te emocje. Tyle że to nie takie proste...

 

[Dodane po edycji:]

 

Swoją historię opisałam tu

nn-moja-historia-walka-i-wygrana-t20382.html

aby nie powtarzać sięw kolejnych wątkach i postach. Może coś z moich doświadczeń okaże się pomocne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy i pożyteczny wątek napisałyście dziewczyny !!

(( czy to świadczy o tym, że kobiety lepiej sobie radzą z tym niż mężczyźni ?? ;) ))

DZIĘKI !! Naprawdę podbudowałem się czytając Wasze historie. Oby było więcej takich dobrych wątków :D

 

Ja mam to paskudztwo dopiero od 3 lat, głównie czynności, rzadziej myśli, ale już zdążyło mi dokuczyć i urosnąć do znacznych rozmiarów, że czasami mam go dość. Dopiero zaczynam zmagania z tym, więc Wasze doświadczenia są dla mnie bardzo cenne.

Psychiatra przepisał mi na razie lek - sertralinę, toleruję go dobrze, już miesiąc, choć na razie efektów nie bardzo widać.

Zastanawiam się jednak nad psychoterapią, bo to rzeczywiście może wykryć prawdziwą przyczynę nerwicy (możliwe, że to coś z przeszłości), a leki zapewne są tylko wspomagające.

 

no tak ale powiedzcie mi co robić w sytuacjach paniki gdy nie wiemy czy są to naturalne myśli ( spostrzeżenia) czy są to natręctwa, które chcą nam uprzykrzyć dotychczasowe życie?!:| marzę o momencie w życiu gdy nie mam już żadnych wątpliwości co do siebie, co do innych etc.

Elfica, doskonale Cię rozumiem. Mi najbardziej dokuczają ciągłe wątpliwości, z tym że dotyczą głównie czynności. Muszę je wykonywać i chociaż wiem, że byłbym w stanie to pominąć lub przestać, to nie potrafię rozpoznać, kiedy jest "naturalna potrzeba" wykonania lub sprawdzenia danej rzeczy, a kiedy jest to czyste natręctwo, które można zignorować.

Próbuję odpędzać wątpliwości, ale one napierają z jeszcze większą siłą.

 

Czy sądzicie, że psychoterapia pomoże zmniejszyć te wątpliwości ?

nie mam ani grama doświadczenia

 

u mnie ponoć jest to problem złego postrzegania świata-czyt.nieżyciowości i ciągłemu dziwieniu się wszystkiemu i pragnieniu nieustannego komfortu..znacie to?

to ciekawe, czy mogłabyś to rozwinąć, elfica ?

 

PS. etien, Twój długi post jest wg mnie super-zrozumiały :smile: pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To brzmi dla mnie znajomo:

"czy nie zrobiłem błędu, czy nie napisałem czegoś głupiego, a zwłaszcza obraźliwego słowa... (oczywiście ten mój post też niestety przeszedł te męczarnie wielokrotnej kontroli)"

"po czym nie mogłem upewnić się, że wszystkie zostały podlane, mimo że kilka razy chodziłem po mieszkaniu i wyliczałem je sobie po kolei, coś strasznego..."

 

Ja też przez lata miałam poczucie, że może zrobiłam coś źle i musiałam się upewniać, po raz kolejny i kolejny, że coś jest dobrze. Jak z tymi kwiatkami, tyle że z porządkami, nawet gdy wiedziałam, że wysprzątałam pokój własnoręcznie to i tak chodziłam i sprawdzałam miejsce po miejcu czy jest na pewno porządek, wiele razy, pamiętam jakie to potwornie męczące było.

 

Chodzę na psychoterapię i odkryłam ostatnio, że w przeszłości faktycznie zrobiłam coś "złego" w moich odczuciach i aby nie dpouścić do "krzywdzenia" bliskiej osoby musiałam myśleć i pamiętać o swoich zobowiązaniach wobec niej. Utrwaliło mi się to w moich zaburzeniach pt. "że coś zapomnę, zaniedbam, nie dopilnuję", napięcie i niepokój - sprawdzanie planów, porządku itp. itd.

O ile teraz to jasno widzę to przez lata sobie tego nie uprzytomniałam, nie kojarzyłam i po prostu rozładowywałam napięcie poprzez przymusowe czynności. Teraz jest już znacznie lepiej - dzięki psychoterapii. Choć przeznam, że napiecie zostało. ale sukces - nie mam już przymusowych czynności! Coraz lepiej siebie rozumiem. i staram się życ w zgodzie ze swoimi uczuciami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czy Wasi psychiatrzy sa zwolennikami brania leków doraznie? czyli przez okres tylko wzmozonej nerwicy?? bo ja slyszalam,zeby lek podzialal skutecznie trzeba go brac min. 2,3 lata.Zreszta nie uwazam,ze dzieki lekom mozna sie wyleczyc..moim zdaniem lek daje Ci tymczasowe dobre samopoczucie a po odstawieniu znow zostajesz sama ze soba.Wiec lepiej popracowac nad soba i umiejetnoscia radzenia sobie ze soba..w sumie zgodzilabym sie z tym,ze jesli dojdzie sie do tzw.sciany i faktycznie nie dajesz juz sobie rady to wtedy trzeba wziac leki ale uwazam,ze przez pewien tylko czas ,do momentu az znow odzyskasz sile ! jak myslicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie brałam nigdy leków, mój terapeuta to psycholog (poprzedni też). Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że jest możliwe walczyć z tym bez leków, ale kazdy człowiek jest inny. Dla mnie sednem było zrozumienie źródła moich lęków, napięcia, niepokoju, zrozumienie sprawiło, że nie muszę już "ślepo" podążać za swoimi natręctwami, one prawie całkiem zniknęły.

 

[Dodane po edycji:]

 

Moja obsesja wynikała z faktu, że może coś zrobiłam źle i stale musiałam sprawdzać i upewniać się, czy wszystko zrobiłam dobrze - w formie natręctw rozładowywałam to zastępczo np. na sprawdzaniu porządku w mieszkaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich cieplutko!

Czy ktoś z was przebywał w ośrodku leczenia nerwic w Zagórzu? Czy mógłby podzielić się z mną wrażeniami i opisać jak tam jest? Będę miała niedługo pierwszą konsultację z lekarzami. Strasznie się boję. Moim utrapieniem jest nerwica natręctw.

Proszę was - pomóżcie!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was wszystkich serdecznie:)

z tej strony prawdziwy weteran walki z nerwicą natręctw(ZZOK)

Żyję 9 rok z nerwicą natręctw.

Naturalnie miałem natręctwa śmieszne do tego stopnia,że przeskakiwałem przez kałużę,kafelki:)przez liczenie,a po to,że musiałem kogoś dotknąć.Nawet z dziewczyną całowałem się licząc:)haha

Myśli obsesyjne,wiadomo,coś ciężkiego.Można powiedzieć piekło,ale i z tego da się pewnie jakoś wyjść.

Z racji tego,że posiadam pewną wiedzę na ten temat i racjonalne podejście,postaram się Wam przekazać co wiem i Wam pomóc.

Bo musimy sobie pomagać.

NATRĘCTWA:

Kiedy miałem już kompletnego fioła z natręctwami i widzieli to nawet znajomi,czyli wychodziłem z łazienki po 40 razy,dotykałem klamki,skakałem przez kałużę(nie dla zabawy:))i setki innych natręctw,wtedy poszedłem do psychoterapeuty,trafiłem w 10,bo babeczka znała się na rzeczy,poprosiła mnie,żebym pisał w specjalnym zeszycie jakie miałem w ciągu dnia natręctwa i ile one trwały,normalny stopień natręctw to maks godzina dziennie,ja miałem 4 do 6,można zwariować:),ostatecznie po tygodniu dałem jej zeszycik i zaczęła mnie uświadamiać ile czasu mi mija na te natręctwa,że ten czas można wykorzystać na coś innego itp,naturalnie trzeba też było pokonać strach,że jeśli nie policzę do 11,do dziś pamiętam,że to najlepsza liczba:)haha,to nic mi się nie stanie.Panie i Panowie......i udało mi się:)powiedziałem sobie pewnego dnia,pierdol....to,zebrałem się w sobie do tego stopnia,że natręctwa ustąpiły i to w 90%.Nie mam na to innej metody,piszę prawdę jak sobie z tym poradziłem.Także na natręctwa proponuję technikę psychoterapii behawioralno-poznawczej.Jest na to znakomita.

OBSESJĘ:

Tu już jest ciężko i to bardzo ciężko.Technikę behawioralną można sobie wsadzić.Bo do niczego się nie nadaję.Po 2 latach bez natręctw ruszyłem na kolejną terapię,z racji tego,że poznałem w tym czasie moją obecną dziewczynę,stwierdziłem,że nie będę strugał wariata,powiem jej,zareagowała spokojnie,znalazłem najlepszego psychologa w moim mieście.I ruszyłem.Na 1 spotkaniu popłakałem się jak bóbr,że już nie mogę,że to już 8 lat itd.A tu nagle taki tekst od Pani psycholog,że moja dziewczyna nie musi tego znosić,nie musi tego słuchać i że jak chce to może nawet odejść.Zgłupiałem:)Ale to był pierwszy krok do przodu,nie pozwalajcie nikomu,rodzinie,przyjaciołom,znajomym potwierdzać,utwierdzać Was w przekonaniu Waszych irracjonalnych myśli.To tylko pogłębia Wasz stan,Oni Was uspokoją,a potem znowu myśli wrócą.NIE WCIĄGAJCIE NIKOGO W WASZE MYŚLI!!!To moja dobra rada.

Pamiętajcie,że każda myśl,czy też w naszym wypadku komplet myśli,ma swoje źródło,w dzieciństwie,dorosłości,pracy,związkach,relacjach z rówieśnikami,wychowaniu itp.

I żeby znaleźć takie źródło trzeba naprawdę się natyrać.

Powiem Wam tak,ja póki co wyleczyłem się z wielu obsesji.

Jak to wyglądało,zawsze miałem problem z dystansem do siebie,spinałem się,nie znałem się na żartach itp.Wkurzało mnie to,a inni mieli pompę i tak dalej,byłem przez to przygnębiony,smutny itd.Aż pewnego dnia stwierdziłem,że spróbuję to wziąć na śmiech,kiedy kumple to zobaczyli i to że jeszcze umiem się śmiać sam z siebie,jak to kumple od razu wyluzowali(większość to półgłówki;)haha,a ja poczułem się wolny,wolny od obsesji,od wszystkiego,mogę się śmiać z siebie,nie męczą mnie obsesyjne myśli.

Tak samo było z pracą,kiedy tylko zauważyłem,że mogę mieć lepszą pracę(taką znalazłem)poczułem,że myśli odchodzą.

Tak było z wieloma innymi czynnikami.

Wspomagam się lekami podczas terapii,jeden lek,jedna tabletka dziennie,ale z przerwami.

Zostały mi dwa tematy,relacje z rówieśnikami i związki.

Niestety najwięcej myśli odkąd pamiętam było związanych ze związkiem,myśli jak naturalnie wiecie o charakterze filozoficzno-religijno-abstrakcyjny.Czy na pewno kocham swoją dziewczynę,czy jest miłością mojego życia,czy to,czy tamto,ja pierd...,potem wiadomo,że myślę o niej że jest taka,siaka,owaka,pamiętajcie,że zawsze ukochanych osób uczepią się złe myśli.Bo nerwica to choroba,która atakuję tych,których najbardziej kochamy.

Związki miałem chujow...dlatego teraz jak mam normalny to mam takie,a nie inne myśli.

Właściwie to ostatni temat gdzie z psychoterapeutką muszę znaleźć źródła problemów.Jest ciężko,masakrycznie ciężko.Nie ukrywam,że po 7 miesiącach terapii,w większość sukcesów,teraz czuję kryzys i to taki na maksa,ciągłe napięcie,nerwy,te durne obsesję.Nawet jak jestem wypoczęty,ale spoko dam radę.Trzeba walczyć.

To wszystko co wiem i co mogę Wam przekazać.nic więcej nie wiem.Nie ma żadnych technik wybitnych,czasami wydaję mi się,że trzeba po prostu w pewnym stopniu pokonać samego siebie,swoje myśli i wtedy jest się zwycięzcą.To wszystko.

Aha,pamiętajcie,nerwicę w większości mają ludzie wrażliwi,właściwie nadwrażliwi,wychowani w głębokiej religijności,lub też po prostu bardzo moralni.Tacy,którzy dzielą świat na dobry i zły,bez szarości.A taki świat właśnie jest,po prostu szary.Można być rycerzem w białej zbroi,ale jak czasami się pobrudzi nic nam się nie stanie.Pozdrawiam i POWODZENIA,jak skończę terapię,to dam Wam znać,czy mi się udało.

P.S.moja prośba jak sobie radzicie z nerwicą w związku?z myślami obsesyjnymi na temat drugiej połówki?I jak zachowuję się Wasza 2 połowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mehantor, no ja ponad 10 lat. Raz lepiej raz gorzej. Mam tylko natretne myśli albo aż. Czasami jest strasznie, mam dośc. Moja metoda to praca, ciągłe zajmowanie się czymś, sprzatanie, zajmowanie się dziecmi, chodzenie do pracy itd zwykłe życie, tylko takie bez odpoczynku. Przez ostatni dłuższy okres bez psychiatry. Nie analizuje, olewam je. Czasami się zmieniają, ale najbardziej denerwujące jest to jak tkwię w jednej tematyce miesiącami. Najgorszy początek, dwa pierwsze miesiące depresja, a potem jakos leci, ale nigdy nie przeszły całkowicie, zawsze gdzies przyczajone, nawet jak mniej dokuczają to są ze mną :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×