Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Ezekiel, nie wiem dlaczego tak trudno mi to zrozumiec..

Cięzkie mam dni ostatnio tak jak kiedys, ciągle mysle że musze to skonczyc najlepiej JUŻ, że nie pasujemy do siebie a moja miłosc juz dawno wygasła,że ciągne to tylko ze względu na to bo nie potrafie powiedziec KONIEC, że boje się czegoś nowego, nawet nie mam ochoty się z nim zobaczyc bo nie potrafiła bym się do niego przytulic,czuje sie taka wyssana z jakich kolwiek uczuc, nawet mam w głowie że jestem w stanie pokochac kogos opcego niż jego (TRAGEDIA!).W tej chwili już nawet nie płacze panicznie, ale jestem tak przytłoczona myślami że nie potrafie nic innego robic.. Buszuje tylko po forach i oczekuje odpowiedzi na moje pytania, i wszędzie jest tylko rozstanie.. tak mnie to dobija :why: nie wiem co mam zrobic ze soba,ze swoim życiem :(

 

-- 23 sty 2013, 15:28 --

 

a co do pani psycholog to własnie ja też trafiłam na taką :( wogóle takich jest na pęczki.

 

-- 24 sty 2013, 13:51 --

 

Hanusia, Witaj, widziałam Twoje wczesniejsze posty :) jak widac cieżko się z nimi uporac, a Ty od tego czasu kiedy tu pisałas, to przeszło Ci troche ? I nadal jestes ze swoim lubym ? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, widzisz sprawa wygląda następująco. Tak po prostu jest w nerwicy. Skupia się na sprawach, które nas bolą. Jeśli faktycznie nic nie czujesz to co Cie boli? Czemu tak uparcie szukasz rozwiązań na forach. Skoro jest Ci obojętny to po prostu to olej.

Jeśli chcesz znaleźć problem to zawsze go znajdziesz - nikt nie jest doskonały. Chcesz się uwolnić od lęku, od niepokoju, od cierpienia, nie myślisz teraz o uczuciach. Nerwica jest egoistyczna, ale boisz się, że go skrzywdzisz, a jeśli tak to dlaczego? Przecież jest Ci obojętny, więc dlaczego się o to boisz? Myślisz, że po prostu jesteś wrażliwa? Wcale nie! Nerwica czyni Cie egoistyczną, Twoje ego każe Ci wierzyć, że to nie miłość bo stworzyło jakiś chory jej obraz. Czepiasz się problemów, swojego cierpienia w tej nerwicy. Wcale nie jesteś wrażliwa na ludzką krzywdę - czy równie mocno przeżywasz krzywdę emocjonalną Twoich kolegów, znajomych, obcych Ci ludzi?! Nie!!! No, ale przecież On nie jest Ci obcy? Czy aby na pewno? Przecież jest Ci obojętny! Nagle stałe się obcy! Nie chcesz się nawet przytulać, więc jest Ci obojętny i obcy. Czemu więc bardziej martwisz się o jego krzywdę niż o krzywdę innych? Wciąż wierzysz, że to Twoja dobroduszna postawa każe Ci się martwić o czyjeś dobro? Nie! To coś co czujesz, to ta więź, przywiązanie, która jest formą miłości. Żadne uczucie nie jest stałe i takie samo. W nerwicy wahania uczucia są dowodem dla chorego na brak miłości, a to tylko ślepa wiara w osiąganie pewności. Ludzie często szukają na próżno, zmieniają partnerów i co? Nigdy nie znajdują szczęścia, bo ciągle skupiają się na problemach. Szczęście jest tuż obok, jeśli nie potrafisz się cieszyć z tego co już masz to co w istocie da Ci szczęście? Zapełni pustkę, potrzeby tymczasowe, ale pojawią się nowe i znów będziesz uciekać.

Szukanie stało się dla Ciebie celem samym w sobie! Nie chcesz znaleźć, chcesz szukać :) Pytam raz jeszcze - czemu nie chcesz zaakceptować tego, że to wszystko jest chore - skoro wiesz, że to nienormalne co powstrzymuje Cie od akceptacji i zrozumienia? Nie mów, że nie rozumiesz - sama przecież wiesz, że to nienormalne - te Twoje zachowania, myśli, wahania - co więc stoi na drodze do akceptacji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, jest jeszcze coś takiego jak współuzależnienie, czyli przesadna kontrola, opieka i zajmowanie się problemami innych.

Wydaję mi się że jednak wikłając się w taką relację można niestety pomylić ją z prawdziwym uczuciem.

Niektórzy mylą litość z miłością, wchodzą w rolę ofiary... albo mylą potrzebę bycia kochanym z potrzebą kochania kogoś...

Dla wielu ludzi z dysfunkcyjnych domów trudno jest odróżnić prawdziwą miłość od współuzależnienia...

 

Polecam wszystkim "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

napoleon, na Boga - nie mieszaj tutaj ludziom w glowach takimi haslami. Wspoluzaleznienie nijak tu nie pasuje. Wiem o czym mowie. W sytuacji moich rodzicow byla bowiem taka sytuacja. Mama zyla problemami ojca. Nie bede wtajemniczala az tak gleboko, ale wspoluzaleznienie nie ma nic wspolnego z opisywanimi problemami. mains ma problem z uczuciem do zdrowego, normalnego faceta. Sama mialam z tym problem, z uczuciem do faceta, ktory jest zaradny, poukladany bez nalogow, inteligentny itd. Gdzie tu litosc do jasnej cholery?! Jesli ktos jest z kims z litosci to tylko swiadczy o jego problemie, a nie problemie partnera. Jak mozna wejsc w role ofiary w zwiazku z kims zupelnie normalnym? Zdrowym? Poukladanym? Wartosciowym? Potrzeba kochania i potrzeba bycia kochanym to tez zjawisko chorobowe - co to w ogole jest, taka potrzeba? Mozna by przeciez w takim przypadku kochac byle kogo albo byc kochanym przez kogokolwiek. Opisales cechy od ktorych wiekszosc z nas tutaj ucieka. Zadna z nas w przyplywach watpliwosci wcale nie chce nikogo kontrolowac, przesadnie sie opiekowac i zajmowac problemami innych! Baaa wrecz przeciwnie! Uciekamy w takich sytuacjach, zostawiamy partnerow samych sobie, nie radzimy sobie z wlasnymi problemami, a co dopiero z problemami partnerow. Ja sama nie chcialam nawet wierzyc, ze moj chlopak miewa problemy bo bym tego nie udzwignela. Nie chcialam czuc poczucia winy, a co dopiero jakiejs litosci... To nijak tu nie pasuje. Moja mama wiedziala, ze ojciec ma problemy i przejmowala jego problemy, zaniedbywala swoje obowiazki itd... to bylo wspoluzaleznienie, ale tez wiazalo sie z miloscia, a nie litoscia, choc i tej trzeba miec troche wobec ukochanego meza, bo inaczej gdyby byla bezwzgledna to bym nie miala juz taty. Odroznienie prawdziwej milosci od wspoluzaleznienia to problem raczej naszych partnerow - czy oni w ogole chca byc z kims kto ma takie problemy jak my... z kims kto bierze psychotropy, kto ma wahania nastrojow, kto w kazdej chwili moze ich zostawic... to Oni musze sie tym martwic, walczyc z naszymi problemami. Nijak to nie pasuje tutaj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestem żadnym ekspertem i nie chcę nikomu mieszać w głowach - sam już mam pomieszane :)

nie czytałem waszych historii.

wiem tylko że źródłem wielu problemów w związkach jest przenoszenie chorych wzorców zachowania takich jak współuzależnienie.

 

mimo że moja teoria nie ma związku z waszymi problemami to może jednak w czymś pomoże...

np. uświadomieniu sobie, że nie jest z wami jeszcze tak źle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, zgadzam się z Tobą w 1000% :) wręcz się chce uciekac od problemów swoich a co dopiero partnera,a nie żadna litośc ani nic podobnego nie wchodzi w gre :?

 

-- 24 sty 2013, 19:39 --

 

Ezekiel, faktycznie masz racje, a ja zamiast sama sobie pomóc to jeszcze pogarszam sprawe..

Zamiast uwierzyc w koncu w to że to choroba mną kieruje i to ona zemną robi co chce :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, to zdanie jest pierwszym krokiem, który wykonałaś od powrotu na to forum w celu wyzdrowienia:). Teraz może robi co chce, ale zelżeje i wygrasz z Nią wtedy. Wtedy już sobie uświadomisz, zaakceptujesz i przygotujesz się do nawrotów i już nie będzie takich problemów:)

 

karola21101987, masz bardzo dużo racji!

 

napoleon, to o czym piszesz faktycznie nie bardzo tu pasuje. Nie wszystkie terminy psychologiczne są rozsądne. Współuzależnienie jest patologiczną formą miłości, ale nadal jest formą miłości. Nie ma tu zazwyczaj mowy o skrzywionym obrazie miłości, a raczej miłości, która sprzyja rozwojowi chorych postaw jak przesadna kontrola, opieka itd. Sam termin tyczy się jednak związków w pewnym sensie dysfunkcyjnych, w których jedno z partnerów jest uzależnione. W tych przypadkach nie ma mowy o litości, góruje zawsze egocentryzm. Współuzależnienie jest problemem w miłości, nie jest raczej formą zastępczą dla niej. Bez miłości nie byłoby współuzależnienia. To forma skażonej chorobą miłości.

Taka nadopiekuńczość nie jest ani gorsza ani lepsza od nerwicy, która powoduje brak wyższych uczyć. To subiektywna opinia tego co gorsze - czy trwanie w chorobliwej miłości czy jej kompletny brak. Jedno i drugie jest chore i nienormalne. Coraz więcej ludzi nie radzi sobie z wymogami stawianymi przez rzeczywistość kapitalistyczną. Coraz gorzej radzą sobie z tygrysami, które rosną w ich głowach w siłę. Stąd chwiejność emocjonalna i wiele patologicznych wręcz objawów chorobowych, zaburzeń nerwowych. To można wyleczyć, ale świat i wymogi, które stawia w tym nie pomagają!

Pierwszym krokiem jest zawsze skonfrontowanie się z własnymi problemami, po pierwsze świadomość po drugie akceptacja, po trzecie - mierzenie się z lękami! Powoli, krok po kroku. Dacie radę - wierzę w Was :)

Optymizm będzie sam dojrzewał w Was samych kiedy będziecie pokonywać kolejne etapy walki z nerwicą - zobaczycie! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, być może te wszystkie wady są tylko Twoją projekcją. Zebrałem jednak dla Ciebie religijno-psychologiczną papkę cytatów, które mieszając się powinny niejako naświetlić Ci Twój problem.

" Jest wiele powodów, dla których mężczyzna i kobieta odnajdują się i biorą ze sobą ślub. Przede wszystkim mężczyzna zakochuje się w kobiecie lub odwrotnie, a ukochana osoba odwzajemnia to uczucie. Z biegiem czasu zakochanie przeradza się w miłość, która daje odwagę połączenia się na zawsze. Zdarza się jednak, że zakochani dokonują projekcji wielu swoich nieuświadomionych cech na partnera.

Zakochanie zawsze wiąże się z projekcją. Zakochuję się w człowieku, który ma w sobie coś, co wprawdzie jest również we mnie, ale co w sobie zaniedbałem. Podziwiając coś u kogoś, mam nadzieję, że sam będę miał w tym jakiś udział. Moim zadaniem winno być uwolnienie się od projekcji i urzeczywistnienie w sobie samym tego, co jest przedmiotem fascynacji w drugim człowieku. Wtedy z zakochania powstaje miłość. Zakochanie uzależnia od innego człowieka. Miłość czyni wolnym. Wielu ludzi zaniedbuje uczynienie kroku prowadzącego od zakochania do miłości. Gdy zakochanie się kończy, rozpada się związek.

Człowiek często nie potrafi sprostać zadaniu uwolnienia się od projekcji i nie rozwija w sobie tych cech, które podziwiał u innego.

Zdarza się, że partnerzy nieświadomie powtarzają w związkach swoją przeszłość...

...Podstawowe prawo psychologii mówi, że idziemy śladem tych odniesionych w dzieciństwie psychicznych urazów, których sobie nie uświadamiamy, a co za tym idzie, które nie stały się przedmiotem terapii. Szukamy zatem matki, która będzie nas ranić tak samo, jak czyniła to prawdziwa matka. Albo szukamy ojca, który traktuje nas tak samo mało poważnie, jak nasz prawdziwy ojciec, gdy byliśmy dziećmi. Trudno uciec od tego prawa, ale nie jest ono samo w sobie złe. Pojawia się bowiem dzięki niemu szansa innego niż w dzieciństwie podejścia do tych urazów, które teraz kierują zachowaniem naszym lub partnera. Możemy dzięki temu osiągnąć prawdziwą dojrzałość. Niestety, wielu ludzi zatrzymuje się na poziomie powtarzania przeszłości. Nie dostrzega tego, że ich życiem stale kierują wzory wyniesione z dzieciństwa. Przypisują oni winę innym, zamiast pójść drogą wspólnego rozwoju z partnerem."

"Osoba z anankastycznymi cechami osobowości „z zewnątrz” będzie wyglądała na skupioną, skoncentrowaną, pochłoniętą wykonywaną pracą lub inną czynnością, natomiast mniej dokładnie wyczuwającego sferę emocjonalną i to, co dzieje się w związkach z innymi osobami, bez tendencji do angażowania się w spontaniczna zabawę. Codzienne relacje osoby anankastycznej mogą mieć charakter formalny i mogą być utrzymane w poważnym tonie; tacy ludzie mogą nie reagować rozbawieniem w sytuacjach, w których inni tak reagują.

 

"Według teorii psychodynamicznej podstawowe problemy osób z osobowością anankastyczną dotyczą kwestii kontroli, poczucia winy oraz procesów, w którym jakieś uczucia/skojarzenia są przenoszone z jednego obiektu na inny lub są izolowane. Według prof. McWillimas „podstawowy konflikt afektywny u osób obsesyjnych i kompulsywnych to wściekłość (na bycie kontrolowanym) versus strach (przed potępieniem lub ukaraniem)”.1 Związane z tym poglądem teorie mówią o znaczeniu poczucia winy u osób z tego rodzaju konstrukcją osobowości. W ten sposób przyjmuje się, że u podstaw osobowości anankastycznej leżą pewnego rodzaju głębsze problemy związane z taką tematyką, jak: poczucie kontroli, poczucie winy, stłumiona złość oraz obawa przed oceną ze strony innych oraz własną złością. Z takimi uczuciami i problemami trudno sobie poradzić, dlatego osoby anankastyczne używają określonych mechanizmów obronnych.

 

Jeden z pacjentów z cechami osobowości anankastycznej prowadząc samochód, po wyminięciu rowerzysty zawsze sprawdzał kilka razy w lusterku wstecznym, czy nic mu nie zrobił, czy rowerzysta nadal jedzie. W przykładzie tym można dostrzec z jednej strony obawę, że mógłby wyrządzić rowerzyście jakąś krzywdę, z drugiej zaś zabezpieczanie się przed tą myślą poprzez sprawdzanie. W ten sposób dochodzimy do drugiej istotnej cechy osób anankastycznych, czyli przemieszczania obaw, myśli, impulsów na coś lub kogoś innego, a następnie sprawdzanie, kontrolowanie tego, na co zostały one przeniesione. Jak pisze cytowana wyżej autorka: osoby obsesyjne „używają przemieszczenia, szczególnie w odniesieniu do złości, kiedy przenosząc ją z oryginalnego źródła na ’uzasadniony‘ cel, mogą żywić to uczucie bez wstydu”.1 To zjawisko przemieszczania będzie łatwo pojąć, jeśli przypomnimy sobie złość na kogoś, wobec kogo nie możemy tej złości wyrazić wprost. Złoszcząc się na kogoś zastępczego po konflikcie z szefem, posługujemy się mechanizmem przemieszczenia złości. U osób z osobowością anankastyczną jest to co prawda zjawisko bardziej złożone, ale przykład pozwala zrozumieć sam mechanizm.

 

Inne sposoby radzenia sobie przez osoby anankastyczne z leżącymi głębiej problemami to: racjonalizacja, moralizacja, intelektualizacja i izolacja problemów. Osoba taka może zamieniać treść swojej problematyki na kategorie rozumowe: racjonalne lub moralne i religijne. W ten sposób pojawia się zjawisko obserwowane przez terapeutów tych osób – że ich uczucia są stłumione, niedostępne, poddane racjonalizacji. Osoby te pytane, co czują, mogą odpowiadać na takie pytanie, opisując to co myślą.

 

Poniżej dwa przykłady ilustrujące te sposoby radzenia sobie oraz ich koszty. „Wdowa, która nieustannie roztrząsa szczegóły organizacji pogrzebu męża, z zaciśniętymi ustami zamieniając żałobę w gorączkową krzątaninę, nie tylko odbiera sobie okazję do efektywnego przeżycia swego żalu, ale też pozbawia innych ulgi, którą odczuliby, oferując jej pocieszenie.”

 

„Osoba piastująca kierownicze stanowisko odmawia sobie odpowiedniego odpoczynku i rekreacji, krzywdząc przy tym swoich podwładnych, ponieważ z własnych zasad czyni powszechnie obowiązujące reguły i oczekuje od nich takiej samej postawy, jak swoja.”1 W przykładach tych można dostrzec następujące zjawiska dotyczące osobowości anankastycznej:

 

omówione powyżej mechanizmy obronne przemieszczenia i racjonalizacji – kobieta po utracie męża nie zajmuje się swoją żałobą, tylko ceremonią, i z pewnością uzasadnia swoje postępowanie tym, że tak przecież być powinno,

obie opisane osoby nie potrafią przyjąć wsparcia, ciepła emocjonalnego od innych osób, zaakceptować odpoczynku, odprężenia – zamiast tego koncentrują się na zadaniach i produktywności,

obie opisane osoby oczekują, że inne osoby będą postępowały tak samo jak one (wspomniany szef będzie oczekiwał, że podwładni będą mieli taką samą postawę, jak on),

osoby te są zdolne do miłości i przywiązania, ale mają trudność z wyrażaniem czułości bez lęku i wstydu, dlatego mogą zmieniać kontakty emocjonalne w bardzo sformalizowane i zracjonalizowane.

 

Nie są to wszystkie sposoby radzenia sobie z leżącymi głębiej problemami, jakie wykorzystują osoby anankastyczne, ale dwa główne z nich. Dwa inne, o których można wspomnieć, to mechanizm anulowania (tak jak Lady Makbet, która myła ręce po rzeczywistej zbrodni – w przypadku osób anankastycznych pewne czynności mogą je w ich mniemaniu magicznie chronić przed niebezpieczeństwami, które sobie wyobrażają) oraz reakcja upozorowana, polegająca na robieniu odwrotności tego, do czego osobę tę skłaniają jej głębsze impulsy i pragnienia.

 

Osoby te często popadają w nadmiar wątpliwości i ostrożności, co jest uznawane za jedną z cech diagnostycznych osobowości anankastycznej. Mogą mieć również trudności z dokonywaniem wyboru – obawiają się, że każdy wybór mógłby okazać się niedobry. Mogą próbować zachować do końca wszelkie alternatywy postępowania, aby podtrzymać psychiczną kontrolę nad wszystkimi możliwymi wynikami swoich potencjalnych działań. Czasami prowadzi to do paraliżu w podejmowaniu decyzji lub pogubienia się z powodu niezdecydowania. „Niefortunną konsekwencją psychiki obsesyjnej jest skłonność do opóźniania decyzji i zwlekania z nią tak długo, aż zewnętrzne okoliczności dokonają wyboru za jednostkę”, pisze prof. McWilliams."

"W nerwicy natręctw fobie występują stale w określonych sytuacjach (w rzeczywistości mało niebezpiecznych) i mają powtarzający się charakter. Nieupostaciowiony lęk zmienia się na racjonalny. Chory źle znosi nieracjonalny lęk, więc znajduje logiczne powody, że ma z czym walczyć.

myśli o charakterze reakcji, których celem jest neutralizowanie nieprzyjemnych konsekwencji natrętnych myśli przy pomocy czynności,

czyli:

myśl natrętna -> nadawanie jej znaczenia (zagrożenie) -> reakcja uczuciowa (niepokój, lęk) -> działanie (unikanie lub neutralizowanie lęku) ... chwilowa ulga, ale znowu pojawia się myśl.

Terapia polega na tym, żeby osoba zaprzestała neutralizowania. Aby doświadczyć braku neutralizacji. Odbywa się to metodą małych kroczków, stopniowo redukuje się liczbę powtarzania danej czynności."

Tak pokrótce przekładając na Twoją sytuację - nerwica wywołuje lęk, ten nieupostaciowiony > ciężko jest znieść Ci taką formę lęku, dlatego znajdujesz sobie powód (to ta wspomniana chora racjonalizacja), wymyślasz logiczny powód, pierwszy lepszy, żeby mieć wrażenie, że z czymś walczysz > pojawia się myśl, która staje się natrętną (założę się, że facet nie był pierwszą przyczyną lęku, ale jako, że tamte udało się zwalczyć to w końcu stanęło na nim) - ta myśl natrętna to, że jednak nie kochasz faceta > reakcja uczuciowa (lęk i niepokój się wzmaga, bo pojawia się sprzeczność uczuciowa - to Twój facet, bardzo Ci na nim zależy, ale jednak lęk każe Ci wierzyć, że nie kochasz, pojawiają się wahania uczuciowe, sprzeczne uczucia, chorobliwa ambiwalencja - jednocześnie kochasz i nie kochasz co wzmaga uczucie lęku) > działanie przez unikanie lub neutralizowanie lęku, a więc uciekasz, od swojego faceta, boisz się tego co może się okazać, że już nie kochasz, że nie pokochasz > po odejściu pojawi się ulga, ale znów pojawi się myśl natrętna i znów będziesz szukać przyczyny (tak jak w przypadku innych lęków).

Terapia polega na tym, żeby osoba zaprzestała neutralizowania. Aby doświadczyć braku neutralizacji. Odbywa się to metodą małych kroczków, stopniowo redukuje się liczbę powtarzania danej czynności. W twoim przypadku musisz walczyć małymi kroczkami z tym uczuciem lęku przed partnerem.

Dodatkowo warto dodać, że ewidentnie stosujesz te metody przeniesienia - przenosisz swoją złość i lęku właśnie, które są związane z tym, że nie mają źródła na jakiś konkretny cel - w tym przypadku faceta, tak aby móc znosić te uczucie bez wstydu i braku zrozumienia, nierealności - nadajesz im sens, bo przecież bezsensowny lęk i złość dają poczucie, że się wariuje. Jest to też zarazem racjonalizacja (ta bezsensowna), zamienia się problem bezpostaciowego lęku na jakąś racjonalną formę, a uczucia stają się stłumione i niedostępne. Wreszcie przez nadmiar wątpliwości i ostrożności, a więc w obawie przed przyszłością (nie wiem czy go kocham, czy będę go kochała, czy nie zmarnuje sobie życia, a wiec sytuacji, które są tylko naszą wyobraźnią) nie tylko starasz się uciekać od problemu, ale jednocześnie boisz się tej ucieczki, a więc czekasz aż ktoś podejmie decyzję za Ciebie, a więc przeszukujesz fora by móc zwalić winę i odpowiedzialność za swoją decyzję na kogoś innego. To automatycznie wzmaga poczucie ulgi - „Niefortunną konsekwencją psychiki obsesyjnej jest skłonność do opóźniania decyzji i zwlekania z nią tak długo, aż zewnętrzne okoliczności dokonają wyboru za jednostkę”, pisze prof. McWilliams. Jeszcze raz przypominam cechy wymienione wyżej:

- opisane osoby nie potrafią przyjąć wsparcia, ciepła emocjonalnego od innych osób, zaakceptować odpoczynku, odprężenia – zamiast tego koncentrują się na zadaniach i produktywności,

- opisane osoby oczekują, że inne osoby będą postępowały tak samo jak one (wspomniany szef będzie oczekiwał, że podwładni będą mieli taką samą postawę, jak on),

- osoby te są zdolne do miłości i przywiązania, ale mają trudność z wyrażaniem czułości bez lęku i wstydu, dlatego mogą zmieniać kontakty emocjonalne w bardzo sformalizowane i zracjonalizowane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda ja mam tak że jak mijam rowerzyste to kilka razy sprawdzam w lusterku czy przypadkiem go nie potrąciłam, a jak się upewnie że wszystko z nim w porządku to znowu pojawia się myśl że gdy byłam zajęta upewnianiem się czy wszystko z tym rowerzystą ok to w tym czasie nie patrząc przed siebie mogłam potrącić kogoś innego.I wtedy spoglądam w wsteczne lusterko i upewniam się czy nikt nie leży na ulicy za mną.

Wiem że pisałam wcześniej pozytywne rzeczy.... ale niestety nie jest dobrze.

Dużo osób przyznało że miało trudne dzieciństwo, i ja muszę się do tego przyłączyć.Więc musi coś w tym być.

Mój aktualny napad składa się z przypominania sobie, na przypominanie składają się wszystkie napady jakie miałam w ciągu tych 6 lat, wszystkie myśli jakie przechodziły mi przez głowe.O niektórych napadach zupełnie zapomniałam i dopiero po moich bardzo intensywnym myśleniu znów zobaczyły światło dzienne, znów zaczęły męczyć.

Cały czas staram sobie przypomnieć co się działo w tych napadach. Teraz przypomniałam sobie takiego chłopaka, i próbuję sobie przypomnieć wszystkie myśli jakie mogą się z nim łączyć. Wiem że jak go poznałam uważałam go za ładnego. Aż trudno mi to wszystko zebrać do kupy, żeby napisać o co mi chodzi.

Chodzi o to że staram sobie przypomnieć takie myśli jak: czy chciałam być z nim, czy zostałam odrzucona przez niego i tylko dlatego nadal jestem z moim chłopakiem, czy poczułam coś do niego.A może to tylko litość.

Oczywiście w moim chłopaku ciągle widzę jakieś wady a to jest nieogolony, a to włoski ma za długie. Ciągle czuję taką wewnętrzną złość, wkurzenie.

Bardzo chciałabym wkońcu znaleźć tą właściwą ścieżkę, tą myśl która sprawi że w końcu będę mogła przytulić się do mojego chłopaka, dosłownie wtopić się w niego i płakać jak małe dziecko.

Wiem że gdy moja osoba zejdzie na drugi plan, zrobie się taka malutka, a mój chłopak pójdzie o piętro wyżej to znikną te wszystkie myśli.

Wiem że przy ostatnim napadzie znalazłam tą właściwą myśl która naprowadziła mnie na tą właściwą ścieżkę, i chciałam ją zapisać na kartcę że gdy znów mi się to przydarzy to sobie to przeczytam i wszystko minie. Ale kiedyś zapisałam coś na kartce i doprowadziło mnie to do katastrofy psychicznej,nie byłam w stanie nic jeść Mama kupowała mi syrop na pobudzenie apetytu, także nie zapisałam tej myśli i teraz muszę się męczyć starając się w końcu na nią trafić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bezradna89, pamiętaj, że życie z nerwicą to sztuka małych kroków. Uciekanie sprowadzi Cie na manowce życia - a więc tam gdzie nigdy nie zaznasz spokoju. Im dłużej będziesz ten lęk ignorować i uciekać od Niego tym silniejszy będzie. Sama udowodniłaś sobie, że teraz nerwica czepiła się zupełnie innej myśli. Będzie się czepiać, ale to nie znaczy, że nie możesz być szczęśliwa z chłopakiem. Dasz radę - uwierz mi. Każdy kolejny nawrót będzie słabszy bo nerwica jakby żyje swoim życiem, chce Cie zwodzić, okłamywać, oszukiwać, jeśli kolejne próby nie będę przynosić rezultatu to osłabnie, odechce się jej Cie nękać :) zwyciężysz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja i ZMĘCZONA jesteśmy bardzo podobnymi przypadkami.

Gdy widzę jakiegoś chłopaka to odrazu zaczynam myśleć ale on ładny.Jakbym zakochiwała się w nim.Mój chłopak idzie na drugi plan i choćby siedział obok mnie to w mojej głowie będą się rodzić różne myśli o tym chłopaku, obrazy jak się prawie całujemy, i to jest silniejsze odemnie.Dosłownie muszę sobie to wyobrazić. A potem jak już ochłone to sobie przypominam ten obraz i sobie myśle że wcale nie mam ochoty go pocałować.

U mnie dochodzi jeszcze "tysiąckrotne sprawdzanie gazu, gniazdek elektrycznych, itp oczywiście rowerzyści.

Nie potrafię sobie przetłumaczyć że to jest choroba, pojawiają się myśli że przez te 6 lat okłamywałam mojego chłopaka, że jestem zupełnie inna.

Czasami mam tak że jak pomyśle sobie ile tego wszystkiego jest tych myśli, napadów, to czuję taką kule w sobie, jakby mnie to wszystko przerastało.

Jakby mnie przygniatało.

U mnie bardziej się to wszystko kręci w strefie erotycznej niż uczuciowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bezradna89, to tym bardziej dowód na chorobę. Jesteś zniewolona przez takie myśli. Te myśli powodują dalszy chorobliwy ciąg myśli, że to nie to, że go nie kochasz bo przecież wtedy nie myślałabyś tak o innych, że go oszukiwałaś cały ten czas.

To co prawda śmieszny przykład, ale mówi się przecież, że faceci myślą przyrodzeniem. Kobiety też są targane dziwnym pociągiem fizycznym. Zwłaszcza te w nerwicy. Coś w stylu rozchwiania emocjonalnego.

Pod wpływem hormonów, pociągu, alkoholu robimy wiele nierozsądnych rzeczy, których potem żałujemy. To zniewolenie umysłowe, ale w formie nieodpartych pokus i pociągów.

Kiedyś widziałem taki śmieszny tekst "Myślałem, że się zakochałem, ale po masturbacji mi przeszło". Nie należy tego oczywiście brać dosłownie. Chodzi o tą lekkomyślność i brak rozsądku, które są następstwem tego stanu uzależnienia umysłowego od jakichś dziwnych reakcji. Założę się, że gdyby nie hormony Twoje erotyczne wizje nigdy by Cie nie nękały, a i łatwiej byłoby Ci się skupić na Twoim facecie.

To też oczywiste, że nie potrafisz sobie po prostu przetłumaczyć, że to choroba - łatwiej jest zgonić na wszystko inne. Łatwiej bo uświadomienie sobie choroby wymaga stawienia czoła chorobie, wymaga stawienia czoła cierpieniu, a to nie jest ani łatwe ani przyjemne. Dopóki zwalasz na wszystko inne, dopóki przenosisz złość, negatywne emocje, lęk i strach na innych i innych o to obwiniasz, dopóki wierzysz, że Twoje emocje są w miejscach, ludziach, sytuacjach, a nie w Tobie dopóty będziesz się czuła usprawiedliwiona by nie mierzyć się z cierpieniem.

Znajdź więc innego faceta, czemu nie chcesz po prostu przestać się z tym zmagać? Za kolejne 6 lat wrócisz tu i znów będziesz szukać drogi, znów pojawią się wątpliwości bo uczucie, pożądanie względem innego minie, zmieni się zgaśnie. Twoja fascynacja ustanie. Nie będziesz chciała próbować zmienić siebie. Pójść dalej z partnerem.

Za bardzo wierzysz w jakiś magiczny punkt życia, że to życie samo znajdzie kogoś lepszego, kogoś kto będzie fascynował całe życie, ale do wszystkiego się przyzwyczajasz - do ludzi także, fascynacja zawsze ustaje bo fascynacja zawsze wiąże się z projekcją, wiąże się z nieznanym, z nowościami. Poznajesz coś i fascynacja mija.

Co zmieniło się w partnerze, że nie patrzysz już na niego tak jak kiedyś? Znasz go lepiej niż przedtem. On się nie zmienił. Jest taki sam, Ty go po prostu lepiej znasz. Czy więc nie w Tobie leży problem. Czy to nie Ty jesteś problemem? Powiesz, że tak się czasami po prostu dzieje... Nic się nie dzieje po prostu. "Każde dlaczego ma swoje dlatego" - dlaczego widzisz wady? Czy to co przeszkadza Ci teraz przeszkadzało Ci wcześniej? Nie? Więc może to nie On się zmienił tylko Ty. Dlaczego obwiniasz go za to? Obwiniaj siebie - kiedy zaczniesz dostrzegać, że Twoje nastroje, Twoja złość, wkurzenie ma źródło w nim? Czy to on jest temu winien? To Ty jesteś zła - nie On. Usprawiedliwiasz swoje uczucie złości przenosząc je na partnera. Nie masz do tego prawa - zaakceptuj to - to będzie bolało, ale to pierwszy krok do pozbycia się tych złych uczuć. Czy nie tego właśnie chcesz?

Poddajesz się tym chorym emocjom - po co?! Zrozum, że przyczyna nigdy nie leży w świecie zewnętrznym - to Ty nauczyłaś się tak reagować, Ty nauczyłaś się okazywać złość, wątpić, oczekiwać czegoś. Gdybyś się tego nie nauczyła, gdybyś nie musiała wierzyć, że coś Ci się stanie, że nie będziesz kochać, nie odczuwać złości gdy coś idzie nie po Twojej myśli, to czy potrafiłabyś to odczuwać. Gdybyś nauczyła się, że miłość przychodzi z czasem, czekałabyś na miłość nie szukając jej jak desperatka. Gdybyś nauczyła się cieszyć małymi rzeczami, nie szukałabyś dużych wydarzeń. Nie byłoby wątpliwości, smutku, żal, lęku i złości. Naucz się dostrzegać dobre rzeczy w dolinie złych, nie na odwrót. Światło ma w przeciwieństwie do ciemności (pozytywne emocje w przeciwieństwie do złych) jedną wspaniałą właściwość - potrafi rozjaśnić ciemność, potrafi zapłonąć w ciemnym tunelu, ciemność natomiast w świetle dziennym niczym jest. Nie widać jej, nie nęka, nie straszy. Czemu więc patrzysz się w ciemność - czemu patrzysz na czarną norę na pięknej zielonej polanie? "Kiedy palec pokazuje niebo, tylko głupiec patrzy na palec" - w nerwicy człowiek patrzy jeszcze gorzej - w przeciwnym kierunku! Nie patrz tam - dostrzegaj dobre strony. Nie żyj czyimiś oczekiwaniami, czyjąś historią. Życie nie musi być takie jak u Twoich koleżanek, przyjaciół, jak w internecie czy telewizji. Życie jest właśnie takie jakie masz Ty, tu i teraz! Tu się toczy Twoje życie, każda chwila jest piękna - zwłaszcza ta spędzona z facetem. Rozmawiaj z nim. Naucz się go celebrować z Tobą każdą chwilę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bezradna89, jak ja Cie rozumię, ja tez mam w sferze seksualnej, to strasznie męczy człowiek czuje takie obrzydzenie. Do tej pory miałam do innych facetów, jak przerobiłam wszystkich których znałam zawsze to były też osoby nowo poznane,az do osób z mojego najbliższego otoczenia cos okropnego a od jakiegos czasu doszło że może jestem lesbijka to dopiero dołuje, chyba najgorsze z moich natręctw, ciągle obrzydliwe obrazy sie przewijają to przerażające, okropne nie mam juz sił. Chcę żyć jak kiedyś dlaczego to coś ciągle mnie męczy przerobiłam juz tyle tematów, aż strach co mnie jeszcze czeka. A do tego ciągłe poczucie winy i wyrzuty sumienia, strach lęk że cos stracę, to boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, masz racje, dzięki za opisanie mojego problemu ale strasznie trudno jest się przeciwstawic tej chorobie, tym bardziej ze trwa to juz jakis czas to przyzwyczaiłam sie do niej mimo że tego nie chce :)

Ale co jeszcze jest w tym wszystkim nie fajne to,to jak przyjdzie odpowiedziec "kocham Cie" (a w głowie mysli"i po co okłamujesz tego chłopaka") czasem to mówie "chyba kocham Cie" ..

Nie da sie przekazac uczuc komus jesli się czuje wyssana z jakich kolwiek uczuc a napewno z tym pozytywnych, całymi dniami chodze nabuzowana i zła, na siebie na cały swiat, a szczególnie odbija się to na partnerze bo jest najbliżej mnie, złosci mnie to nawet że mnie oobejmie nie tak jak ja chce, ze powie coś nie po mojej mysli.

Trzepiam się najmniejszych drobiazgów, na które nigdy wczesniej nawet nie zwracałam uwagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, wiem, że nie jest łatwo :) zdaje sobie z tego sprawę - fajny artykuł Ci polecę :)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,127,podobno-do-milosci-nikogo-nie-mozna-zmusic.html

Słowa wcale nie wyrażają miłości, nawet nie zawsze samo uczucie ją wyraża. Można świadczyć miłość bez uczucia. To jak z pomocą potrzebującym. Ofiarowujesz swoją pomoc bezwarunkowo, nie czujesz do nich miłości, ale świadczysz miłość. Uczucia bywają złudne, zmienne, przeciwne naszym pragnieniom, potrzebom. Miłość często nie jest tym o czym piszą w poradnikach, o czym mówią ludzie, co pokazują w telewizji, o czym piszą poeci i filozofowie, miłość jest zawsze nasza, subiektywna, czasami nawet sprzeczna z uczuciami. To jest ta więź utrwalająca się latami, miłość jest tym co Ty masz w sobie.

W nerwicy często szczęście, miłość i inne pozytywne uczucia wiąże się z jakimiś magicznymi wręcz sytuacjami. Pozostawia się wszystko sferze magii albo przynajmniej zdarzeniom o charakterze "magicznym". Wierzy się, że przyjdzie ktoś - jakiś rycerz, który po prostu w cudowny sposób obdarowuje miłością. Rzecz jasna ktoś obdarzy Cie czymś magicznym co sprawi, że sama/sam zaczniesz kochać. Jest to oczywiście absurdem, ale tak to mniej więcej wygląda. Gdzieś tam z kimś tam, będzie nie wiem jak, ale łatwiej, i nie wiadomo czym ale będę się cieszyć i nie wiadomo jak i za co ale będę kochać. No cóż - jeśli nie wiesz czego szukasz, nie wiesz jak kochać to problem nie leży w cudownym wydarzeniu, którego charakter jest bliżej nie sprecyzowany. Problem leży w człowieku, który szuka inspiracji, a tak naprawdę jak to już kiedyś cytowałem "jedynym skrawkiem świata, który możesz zmienić jesteś Ty sam" - trzeba życie przewartościować, nauczyć się cieszyć życiem, nawet jak to życie nie kocha nas. Szczęście jest tuż obok, obok nas, jeśli nie dostrzegamy go tutaj to gdzie indziej chcesz je znaleźć? Skoro nie widzisz szczęścia mając je pod nosem to jak chcesz je dostrzec w nieznanym odległym czasie i miejscu?

Przeczytaj ten artykuł. Naprawdę warto, ale warto też pamiętać, że w związku warto się przyjaźnić. Nie szukać fascynacji, robić to co lubicie robić wspólnie, nie kierować się przyziemnymi pokusami - przyjaźń gwarantuje, że zawsze będziesz mile spędzać czas, nawet kiedy ustaną lata młodości i piękności:). Przyjaźń jest jak bezwarunkowa miłość - nie przemija z czasem, nie wygasa jak wszystko to co wygasa wraz z przyjściem starości :) warto żyć i cieszyć się życiem bo jest krótkie. Jak w piosence Kancelarii "boisz się wielkich słów, to nie wstyd" ale "życie zbyt krótko trwa więc zdecyduje się" :).

Jeszcze raz przytoczę stare japońskie porzekadło "jeśli zaprzestaniesz podróży, spostrzeżesz, że jesteś u celu" - przestań więc szukać w nieskończoność idealnego stanu, dąż sobą do doskonałości, zmieniaj siebie, staraj się cieszyć tym co masz:), przyjmij to i naucz sie przyjmować to co daje Ci partner:) będzie dobrze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu gorzej,te natrętne myśli są cały czas, brak sił :hide: Ale muszę w końcu z tym zrobic porządek, już sobie wszystko spisałam na kartkach wyszło 3 strony, mniej więcej co czuję i jakiego rodzaju mysli miałam przez ostatnie lata, chcę się umówic wreszcie do psychiatry, kartkę potrzebuję bo boję się że jak już tam będę to coś pominę lub o czymś nie powiem, a on żle mnie zdiagnozuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, bardzo dobrze. Świetnie pomyślanr z ta kartką. W Twoim przypadku lęki mogą być zbawienne, a jeśli psychiatra takie zaleci i łatwiej będzie zrozumieć chorobę, łatwiej też zaakceptować ja, a co za tym idzie łatwiej będzie stawić jej czoła i wypracować nawyk zdrowego myślenia:) bez natretnych myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, piękny artykuł poleciłes,chyba przeczytałam go z 5 razy, jest taki pozytywny i prawdziwy :)

Daje mi wiele otuchy, ale wiesz co.. Jak tak myśle o przyszłosci z NIM to odrazu mam w głowie "NIE", jakos nie wyobrazam sobie ślubu i tego wszystkiego, to tak jakbym miała robic coś w brew swojej woli a potem gorzko żałowała bo to przeciez to nie on jest tym JEDYNYM ze nie czuje tego.. To jest beznadziejne :(

Wszystko w negatywnych barwach widze :(

 

-- 03 lut 2013, 23:36 --

 

Jeszcze dodam że mam okropne sny co noc, związane z moim związkiem.. Ciągle że od niego odchodze, bo jest taki śiaki i ide do innego bo jest 100 razy ładniejszy i takie bzdety poprostu.. Ale to pewnie zasługa tego ze ciągle o tym myśle i zasypiam z tą myślą to jest dołujące jeszcze bardziej :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, ja mialam tak samo! Ciagle miewam takie mysli, ale juz naprawde bardzo rzadzko i raczej w formie leku, ze co bedzie jak to o czym bylam przekonana wczesniej wroci. Za duzo o tym myslisz po prostu. Wiem, ze przestac myslec jest strasznie trudno, ale trzeba to myslenie w innym kierunku skierowac, ze co bedzie jak okaze sie, ze to On byl tym najlepszym. Wyobrazasz sobie, ze powinno byc latwiej prawda? Nie wiesz jak, ale latwiej. Latwiejsza powinna byc milosc, latwiej powinno byc Ci go kochac, latwiej wyobrazac sobie przyszlosc. Tylko ja mialam tak samo, kierowalam sie swoja fascynacja, a jak ta troche wygasla to nagle nie wiedzialam na czym opierac swoja przyszlosc z chlopakiem. Nie kieruj sie tez tylko uroda. Widze, ze to wszystko na co narzekasz to uroda wlasnie. Przeciez kazdy sie postarzeje i zmieni, za 20-30 lat to juz nie bedzie istotne, bedzie sie liczylo czy dobrze sie dogadujecie. Jesli myslisz o ladniejszych to znaczy, ze nie kierujesz sie miloscia, ale pociagiem fizycznym, a na tym zadnego zwiazku nie zbudujesz. Ja sama myslalam, ze wszystko to musi byc takie proste, ale wczoraj przeczytalam fajny artykul od Ezekiela - ze te wzniosle pragnienia sa najtrudniejsze - ze milosc, radosc itd trzeba podlewac bo inaczej ubozeje to w Nas i dopada nas poczucie beznadziejnosci. Ze wzniosle pragnienia czesto podlewamy cale zycie. Jesli nie potrafimy sie kierowac i ich podlewac to w pewnym momencie kierujemy sie juz tylko ta latwa droga, do pustych pragnien, a wiec dazymy za ladnymi chlopcami, chcemy sie dorbze bawic itd, ale coraz bardziej dopada nas poczucie pustki bo potrzebujemy coraz wiecej, a im wiecej udaje sie dostac tym jest gorzej bo ta pustka nie mija i juz sami siebie nie rozumiemy. No mniej wiecej tak bylo tam napisane - cos w tym jest. Ja zaczelam patrzec na swojego faceta inaczej, zaczelam sie uczyc nie isc na latwizne, nie bac sie swoich lekow... nie jestem zdrowa, tego powiedziec nie moge, ciagle mam leki i straszne mysli, ale coraz lepiej sobie z nimi radze i coraz bardziej jestem do niego przekonana, przyzwyczajam sie do Niego i wiem, ze chyba nie chce zyc bez niego. To nie jest pewnosc, nie wiem czy kiedykolwiek bede pewna na 100%, ale czuje cos, nie wiem co dokladnie, nie potrafie nazwac i poukladac swoich mysli, ale to we mnie siedzi i wiem, ze chce walczyc o ten zwiazek, chce bo wierze, ze nie walcze o nic. Wiara > nadzieja > milosc - tak mi to wyjasnil Ezekiel. Ze najpierw musze chciec, potem wierzyc, ze bedzie dobrze, a jak bede wierzyl to pojawi sie nadzieja, a milosci wystarczy tylko szczypta nadziei by rozwijac sie w tym i wiesz co - tak w istocie jest. Dalam sobie troche nadziei i coraz bardziej wierze, ze go kocham:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, z dedykacją dla Ciebie zamieszczę część mojego felietonu;):

"Bez wiary nie ma nadziei, bez nadziei nie ma miłości!"

Olać statusy wyznaniowe - wiara to nie tylko wiara w Boga. Odrzucanie wiary jako swoistego sensu jest całkowicie bezzasadne. Całe nasze życie opiera się w istocie właśnie na wierze. Podejmując się każdego działania kierujemy się wiarą. Wiarą w powodzenie, wiarą w osiągnięcie zamierzonego celu - nieważne czy jest to wiara w sukces zawodowy, radość z realizacji marzeń lub niesienia pomocy innym, czy też szybsze wytrzepanie wszystkich worków po cemencie celem wylegiwania się w fotelu z zimnym browarem w dłoni. Wiara to motor napędowy każdej decyzji i działania. Brak wiary zawsze wiąże się z ucieczką lub zaniechaniem.

Aby jakiekolwiek działanie zostało podjęte muszą zaistnieć dwa warunki - musi być pragnienie i musi być wiara. Pragnienie istnieć bez wiary nie może - jeśli pojawia się wiara, że pragnienie można osiągnąć to pojawia się też nadzieja, że w istocie tak właśnie będzie. Miłość natomiast jest najszlachetniejszym z pragnień. Cytując jednak Walter'a Scott'a: „Miłość może żywić się najmniejszą odrobiną nadziei, ale zupełnie bez niej istnieć nie zdoła”

Tu pojawia się jeszcze jeden problem - równie ważny co brak wiary, a więc kategoria pragnień - są bowiem te złe, puste pragnienia, jak i szlachetne i wzniosłe. Lepiej napisać bym nie mógł więc zacytuję:

 

" Psychologia mówi, że pragnienia są przejawem skupienia się człowieka na jakimś ważnym dążeniu albo skoncentrowaniu wewnętrznej energii na osiągnięciu celu, który jawi się jako cenny i wartościowy. Bywa niestety, że w miarę upływu lat nasze pragnienia i aspiracje ulegają zubożeniu lub zniekształceniu, tracą swój blask i atrakcyjność. A wówczas już nie pociągają nas i nie dynamizują naszego życia. Jeżeli młode osoby wypełnione są pragnieniami, nawet w nadmiarze, to u osób starszych można zauważyć powolne ich zanikanie, co prowadzi do utraty "smaku" życia. Skrajnie niebezpieczna sytuacja pojawia się wówczas, kiedy w życiu człowieka następuje drastyczne zubożenie, czy wręcz zupełne uśmiercenie podstawowych pragnień i aspiracji. Proces ten następuje zwykle stopniowo, człowiek coraz bardziej ogranicza się do zaspokojenia głodu, odpoczynku, dobrego nastroju czy odreagowania przeżywanych napięć. Kto poddaje się temu procesowi, ten godzi się, świadomie lub nie, na ubożenie swojego życia. Osoba taka rezygnuje z życia w miłości, prawdzie, wolności, odpowiedzialności, które są wyznacznikami prawdziwego bogactwa. W ich miejsce szuka wyłącznie doraźnej przyjemności, chwilowej satysfakcji, przelotnej radości, które bardziej zmierzają do zapomnienia o dramacie teraźniejszości niż rozświetleniu przyszłości. W tę kategorię wpisują się ci, dla których jedynym pragnieniem stał się alkohol, narkotyki, pieniądze czy władza. Oni utracili prawdziwą wolność i stali się niewolnikami swoich złych i materialnych pragnień. Odtąd czynią już nie to, co jest wartościowe, ale to, co jawi się im jako łatwiejsze, co kosztuje mniej wysiłku i nie wymaga od nich większych wyrzeczeń. Tacy ludzie łatwo dają się przekonać podrzędnej nawet reklamie, lokując w niej swoje przyszłe szczęście i swoje bogactwo. Jakże stają się wówczas naiwni!

Osoba uzależniona od złych i błahych pragnień cierpi. Chociażby dlatego, że łatwo osiągnięta rzecz nie cieszy jej tak bardzo, a jeżeli nawet, to bardzo krótko. Ulotna radość przemijalnych i łatwo zniszczalnych rzeczy jej nie wystarcza, ponieważ podświadomie szuka radości głębszej i trwającej dłużej, wręcz ciągle. W konsekwencji jest w stałym konflikcie z sobą, popadając w głęboki kryzys życia. Przyglądając się z uwagą współczesności, stwierdzić należy, że zawężenie i zniekształcenie pragnień, czyli ich ubóstwo, stało się jedną z typowych cech naszej rzeczywistości.

Prawdziwie biednym jest ten, kto zatracił w sobie zdolność wielkich i szlachetnych pragnień, zdolnych uczynić jego i środowisko jeszcze piękniejszym i bardziej atrakcyjnym. Lecz biednym jest także, kto wprawdzie posiada dobre pragnienia, ale brak mu cnoty cierpliwości do ich realizacji. Wiadomo bowiem, że same chęci nie wystarczą, ale potrzebna jest siła do ich pielęgnowania. Dobrych pragnień nie osiąga się od razu i nie pojawiają się w życiu, jak za dotknięciem magiczną różdżką. Ich realizacja wymaga odpowiednio długiego czasu, a niekiedy wręcz całego życia. Kiedy jednak są dobre i wielkie, "ustawiają" życie człowieka, dając mu siłę w chwilach trudnych i nadzieję w momentach doświadczania chwilowej beznadziejności. Tak na przykład miłość czy przyjaźń, ofiarność czy dyspozycyjność rozwijają się ciągle, dlatego potrzebują cierpliwości, stałej pracy i nadziei na ich osiągnięcie. Wielu tymczasem chciałoby mieć wszystko i to możliwie od razu, bez wysiłku, bez większego wkładu ze swojej strony. Stają się w ten sposób niewolnikami teraźniejszości, sługami zmiennych pragnień i ulotnej mody.

Człowiekiem prawdziwie bogatym jest z kolei ten, kto odrzuca złudne "bogactwo" chwili i poddaje krytycznej ocenie propozycje, z jakimi zwraca się do niego moda, kto nie wyzbywa się swoich pięknych pragnień, szlachetnych aspiracji, szczerej miłości, ale przeciwnie, mimo niesprzyjających warunków, troskliwie je pielęgnuje. Ktoś taki nie żyje w wąskim marginesie nietrwałego bogactwa teraźniejszości, tzn. nie daje się uwieść nęcącej pokusie zawężenia swoich bogatych pragnień do "teraz", czyli do rzeczy, do atrakcyjnych przedmiotów mody i kuszących wpływów. Ktoś taki wie, że jest w posiadaniu przeszłości i przyszłości, które zawsze są jego największym bogactwem, pełnym pozytywnych możliwości."

 

Nasuwa się więc szereg wynikających z siebie pytań - zapytaj teraz sam siebie - co Cie męczy? Z czym jest Ci źle? Chciałbyś żeby było dobrze? Wierzysz, że będzie dobrze? To ostatnie pytanie jest tutaj najważniejsze - jeśli robisz cokolwiek - realizujesz marzenia, walczysz z kryzysem w związku, uczysz się, poszukujesz pracy marzeń, a nie wierzysz, że będzie dobrze to prędzej czy później się poddasz, zrezygnujesz, uciekniesz - zawsze łatwiej jest wybrać drogę łatwiejszą, drogę do pustych, zubożałych i łatwych pragnień. Stajesz się łatwym celem do sterowania i manipulacji: "Odtąd czynią już nie to, co jest wartościowe, ale to, co jawi się im jako łatwiejsze, co kosztuje mniej wysiłku i nie wymaga od nich większych wyrzeczeń. Tacy ludzie łatwo dają się przekonać podrzędnej nawet reklamie, lokując w niej swoje przyszłe szczęście i swoje bogactwo. Jakże stają się wówczas naiwni!" Tak jest kiedy wzniosłe pragnienia i wiara umierają, a te najtrudniej jest dokarmiać i podtrzymywać.

Wtedy też pojawia się to wspomniane uczucie pustki, której realizacja żadnego z błahych pragnień nie zapełni. Nie odczuwa już człowiek radości, szczęścia nie czuje choćby miał wszystko. Ta pustka przesłania oczy.

 

"Istotnie biednym człowiekiem jest ten, komu brak wzniosłych pragnień. Łatwo wpada w sidła lęku czy zniechęcenia, bez stawiania oporu poddaje się w walce o lepsze jutro, brak mu silnej woli do doskonalenia siebie czy poprawiania świata. W takiej osobie następuje powolna degradacja duchowa i intelektualna, łatwo też traci to, co inni gromadzili przez lata. Żyje przeszłością i zapomina o teraźniejszości. Głęboko ubożeje. Tymczasem szlachetne pragnienia wznoszą duszę i umysł w górę. Nie pozwalają ulegać gnuśności, lenistwu czy zniechęceniu. Jeśli ktoś czegoś mocno pragnie, to dokłada wszelkich starań, aby to zdobyć. Pracuje i myśli, wykorzystuje czas i inne sprzyjające okazje, aby się przybliżyć do wymarzonego celu, aby stać się bogatszym. Zarywa nieraz noce, odmawia sobie nawet drobnej przyjemności, poświęcając cenny czas na aktualizację swoich pragnień."

 

Tak jest w istocie! Jak to wygląda w praktyce? Wyobraź sobie, że idziesz na balet z ziomalami w iście szczytnym celu - trzasnąć pare piwek, wyjarać sztangę szlug i pobujać się w towarzystwie uprzedmiotowionych kobiecych ciał :) - nie mówię tu o balecie rozsądnym z miłymi ludźmi bo przecież nie wszyscy chodzą na biby by się zbesztać. Ile radości zostaje Ci na drugi dzień? Zabawa była przednia, a jakże często towarzyszy poczucie kaca, nie tylko słońce świeci za głośno, ale i szumią we łbie jakieś moralne wyrzuty sumienia. Zastanawisz się czy coś odwaliłeś, ale zdecydowanie nie, a jednak masz jakiegoś moralnego kaca - zupełnie nie wiedząc dlaczego. To ten wewnętrzny zawód - miałeś pragnienie, wybawić się, napić i wyszaleć. Zrealizowałeś pragnienie, ale pustka dalej Ci towarzyszy. To wpędza w poczucie bezsensu, irracjonalnych lęków.

Nic dziwnego, że nie potrafimy się cieszyć skoro ten współczesny świat nauczył nas, że musimy odczuwać szczęście, że drogie samochody, szybkie kobiety, edukacja do 30-tki, kredyt przez na własny kwadrat przez kolejne 30-ci to cele, które warunkują szczęście. To szambo wrzuca się nam do głowy już od najmłodszych lat i niestety tam już zostaje. Wierzymy, że szczęścia bez tego czuć nie mamy prawa, ale gdy już to wszystko mamy dalej go nie ma. Bo okazuje się, że gdy spełnimy te wszystkie sztucznie wykreowane warunki szczęścia to gdzieś nam tego szczęścia brakuje. Dlaczego? Bo ten cały syf wbija się nam byśmy gonili za tym kapitalistycznym światem i realizowali ich puste pragnienia wzbogacania się w nieskończoność. Realizowanie tych pustych pragnień i uleganie pokusom, które to niby mają dać nam szczęście lubi wpędzać w depresję, bo ciężko zrozumieć dlaczego tego szczęścia nie ma.

Po co w ogóle piszę te smuty? Cóż - dochodzę do wniosku, że każdą emocję możemy w sobie stłumić tak jak i wywołać. Kwestia nawyków. Uczymy się kochać, szanować, lubić ludzi, przyzwyczajamy się do nich. Uczymy się panować nad złością, ale i czasami lubimy z siebie złość wyrzucić. Pytanie czy wyrzucanie złości na kogoś, przenoszenie jej na kogoś jest dobrą formą wyrzucania z siebie uczuć "niekochanych". To w nas tkwi gdzieś zmora tych złych nastrojów. Wystarczy więc zmienić podejście, przewartościować swoje oczekiwania i uśmiech sam będzie właził na twarz;)

Co więc napędza do poczucia szczęścia, do dostrzegania piękna życia? Właśnie wzniosłe pragnienia, dobre uczucia! :D

Bezwarunkowe obdarowywanie daje radość, nieważne co dajesz - byleby dawać bezwarunkowo - nawet wpierdol spuszczony bezwarunkowo daje radość :P! Tak zupełnie serio - dostrzegłem to, że dopiero otwierając się na te wyższe pragnienia, karmiąc je wiarą i nadzieją zacząłem się życiem cieszyć :D - nejlepsze co można dać to dać komuś uśmiech - uśmiech najłatwiej jest odwzajemnić! Spróbuj sam :)

mains, w Twoim przypadku możesz powiedzieć, że przecież Ty chcesz kochać i być szczęśliwa, przecież to są wzniosłe pragnienia - otóż nie! Chcesz jedynie żeby było łatwiej, chcesz brać, a nie dawać w związku. Chcesz ładniejszego faceta, faceta bez wad. Miłość wymaga jednak pracy, podlewania, dawania, a nie oczekiwania w zamian - tak Ty oczekujesz - oczekujesz, że to jego obowiązek byś TY go pokochała, To on powinien być inny, On powinien w magiczny sposób sprawić byś coś do Niego poczuła, a to tak nie działa. Włóż coś od siebie w związek, nauczyć się miłość świadczyć, a ona sama przyjdzie do Ciebie, nawet nie zauważysz kiedy:). Tak samo jest ze wszystkim - żeby schudnąć trzeba ćwiczyć, zmienić dietę, ruszać się, potrzeba czasu! Nic samo nie przyjdzie, musisz zdać się na jakieś wyrzeczenia, zrezygnować z pustych pragnień, a więc lenistwa, zaspokojenia nieumiarkowania w jedzeniu, pyszności, a wtedy osiągniesz zdrowe ciało - ten szczytniejszy, ważniejszy cel - w miłości jest dokładnie tak samo. Nie oczekuj, że sama przyjdzie w cudowny sposób - miłość potrzebuje wyrzeczeń, czasu, pracy i podlewania - jeśli spodziewasz się magii to uwierz mi z następnym partnerem przyjdzie tylko fascynacja - ta, którą kierować się chcesz teraz, to puste pragnienie, bezwartościowe. To, które każe Ci wierzyć, że coś przyjdzie samo i że wcale nie trzeba nic dawać od siebie... Ta fascynacja minie i Twój problem jeszcze bardziej się pogłębi... Walcz z tym :) zacznij dawać by mieć jeszcze wiecej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstałam rano w podłym nastroju dołek że te myśli dalej są miałam już dośc. Miałam juz telefon w ręce odpisałam numer do psychiatry z internetu, i ktos do mnie zadzwonił z prośbą o załatwienie sprawy, zajęłam się tym, no i nie zadzwoniłam minął dzień i znowu brakło odwagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×