Skocz do zawartości
Nerwica.com

prośba o interpretacje zdarzenia


tomasz1982

Rekomendowane odpowiedzi

Wigilia 2012-u rodziców żony ,16 osób przy stole. Życzenia,rozmowy i jedzenie przysmaków ;-)) .Po prostu fantastic(ale dla mnie katorga). Już od 22 grudnia na samą myśl o tym spotkaniu robiło mi się niedobrze. Po pierwsze w tym dużym domu przy okazji takich imprez zawsze czułem się nieswojo. Nigdy nie było tam luzu. Trzeba siedzieć na krześle,udawać że smakuje i słuchać opowieści od których trzeszczy mi w uszach. Martwię się też tym że muszę mieć wgląd na moje dzieci(mam dwójkę chłopców). Wydaję mi się że nikt ich nie pilnuje. Boję się że coś im się stanie np. na schodach. Młodszy kiedyś spadł z pół-piętra,kiedy oddaliśmy go na dwa dni pod opiekę babci. Poza tym to nie są moje klimaty. Nic mi tam nie odpowiada,a wszystko stresuje . Oczywiście doceniam to że rodzice pomagają nam i pomagali w życiu ale ich stylu bycia nie akceptuje i strasznie mnie to irytuje.

W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i zacząłem się bać iż stracę przytomność. Nigdy w życiu nie straciłem przytomności i nie wiem jak to jest. Poszedłem sobie na piętro do brata żony,i w prawie ciszy oglądaliśmy wiadomości. On zawsze mało mówi więc trochę się uspokoiłem. Przyszła żona i po 20 minutach byliśmy już w samochodzie. Po godzinie byłem już prawie spokojny.

Na drugi dzień po dużym obżarstwie postanowiliśmy jechać na Krakowskie Przedmieście(jestem z Warszawy) zobaczyć iluminacje uliczną. Wszyscy byliśmy zmęczeni a dzieci były niespokojne jednak postanowiłem że nie odpuszczę. Myślałem,że jak przewietrzę się to będzie lepiej. Było fatalnie. Tłumy na Krakowskim Przedmieściu przyprawiły mnie o duży zawrót głowy. Nogi ugięły mi się w kolanach a ciało odmawiało posłuszeństwa. Bałem się że stracę przytomność,ale nie straciłem. Skapitulowałem po pierwszym prezencie z diod led do którego wnętrza wszyscy wchodzili. Dzieciom się podobało,ale nie mi. Powiedziałem coś niemiłego do żony(jak się żle poczuje to czasami jestem niemiły) aby poszła sama z dziećmi na Plac zamkowy bo ja odpadam. Oczywiście się obraziła,co mnie dobiło jeszcze bardziej. W tej nerwicy(chyba nerwicy) dobija mnie fakt iż nie jestem rozumiany przez żonę. Rozdzieliliśmy się w tłumie. Ona z dziećmi,a jak sam. Przestraszyłem się jednak,że ten młodszy się jej zgubi ,bo się ciągle wyrywał,i dlatego poszedłem za nimi. Znalazłem ich w tłumie dopiero przy zamku koło choinki. Bez słowa w oddzielnych grupkach wracaliśmy do samochodu. Po 2-3 minutach widząc jak żona nie daje sobie rady ciągnąć dwójki zmęczonych wieczornym spacerem dzieci wziąłem starsze dziecko(6 lat) za rękę zostawiając młodszego z mamą. Wtedy on zaczął płakać bo był zmęczony już tym marszem oraz atmosferą i chciał iść ze mną. Ale ja się go jakby bałem. Bałem się tego płaczu oraz jego charakteru. Bardzo go kocham,ale czasami nie wiem jak sobie z nim radzić.

 

Strach przed śmiercią!!!!

 

Najbardziej boję się raka mózgu. Myślę,że dlatego bo widziałem młodych chłopaków którzy umierali. Rozmawiałem z nimi w szpitalu,a potem już ich nie było. Mój taka miał raka w rdzeniu kręgowym. Po operacji musiał zrezygnować z pracy,a był jedynym żywicielem rodziny. Fakt praca fizyczna. Gdyby pracował przed chorobą w biurze,to może teraz dalej by pracował. Niestety jego praca wymagała podnoszenia pewnych ciężarów oraz stania cały dzień przy maszynie. Ta choroba rozłożyła go na całego, a nasze życie zmieniło się na zawsze. Mama nie była w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności. Nie mam do niej o to żalu. Siostra wyjechała do Nowego Yorku,a ja za nią do USA,potem do UK.W obawie przed rakiem badałam dwukrotnie sobie głowę. Raz tomograf a raz rezonans. Rezonans kręgosłupa. Bałem się że mam to samo co tata. USG wszystkich narządów. Testy na Boreliozę. Niezliczona ilość badań laryngologicznych oraz kilka operacji.(przy okazji zawsze coś wyjdzie-duperele).Badania krwi,ręcznie i mechanicznie. Wymazy z gardła,nosa,oka.(gronkowiec złocisty-co druga osoba go ma).Oczywiście nie piję,nie palę nie ćpam i zdrowo się odżywiam. ).USg tętnic szyjnych(dopler).Badanie słuchu oraz błędnika-niby niedobór(Konsultacje-neurologiczne,neurochirurgiczne,otolaryngologiczne, ortopedyczne. Szpitale-MSWiA,Szaserów,Kapminos-Kajetany,Stocer. Kilka rzeczy w sumie wyszło. Okazało się że jestem zaniedbany-jako dziecko,ale bez większego znaczenia. Ewentualnie lordoza szyjna która nie ma naturalnego łuku.

Jedno jest pewne na pewno nie mam żadnej śmiertelnej choroby!!!!!

Więc co mi dolega??????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tomek widać, że nie chorujesz na żadną śmiertelną chorobę .

 

Ale to co Ci dolega powoduje prawdziwe cierpienie i trudności w życiu, z którego można wyleczyć się. Masz też to szczęśćie że mieszkasz w W-wie, gdzie jest pełno dobrych specjalistów.

Znajdź sobie psychoterapeutę i przedstaw jemu to co tutaj opisałeś.

 

Powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bianka78-jak nie uwierzę to nigdy z tego nie wyjdę

boje się trochę tych leków,że mnie ogłupią i nie będę mógł jeździć samochodem i normalnie myśleć w pracy.Z drugiej strony może bym spróbował :silence:

Może jak bym miał takie coś zawsze przy sobie to bym się pewniej czuł w większym gronie ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tomasz1982 zależy jakie :D . Nie będę Ci truła o lekach, skoro zdecydowałeś się na psychoterapię. Jak Cię to interesuje, pobuszuj po Forum, masz tu każdy lek dokładnie opisany wraz z dziesiątkami opinii o jego działaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×