Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

agata_08, bardzo chętnie wysłucham Twojej historii i bardzo chętnie postaram Ci się pomóc. Chcę pomóc wszystkim, którym będę w stanie pomóc także po prostu się nie krępuj i opowiadaj:) jeśli nie tu to nawet na pw, ale zawsze uważałem, że lepiej jest mówić o tym otwarcie, choćby po to by samemu stawiać czoła nerwicy.

 

karola21101987, odpowiem Ci wieczorem. Mam ważne spotkanie teraz, ale później oczywiście odpiszę.

 

-- 03 sty 2013, 23:37 --

 

karola21101987, nie powinnaś szukać szczęścia na siłę. Im mocniej go pragniesz tym dalej jesteś od szczęścia. Postaraj się przyjąć postawę - wcale nie muszę czuć się szczęśliwa, wcale nie muszę kochać. Zdaje sobie sprawę jak głupio to brzmi, ale właśnie tak jest. Patrzmy na pozytywne strony życia, na to co już jest dobrego w naszym życiu i cieszmy się tym, a szczęście i miłość sama przyjdzie;).

Jeśli miło spędzaliście czas, jeśli czułaś się przy nim dobrze, jeśli jeszcze Cie pociąga fizycznie, a jedynym czego się bałaś to możliwość, że go nie pokochasz - to spróbujcie to naprawić tylko nie wymagaj od siebie ani uczucia, ani szczęścia. Po prostu żyjcie tym co w danej chwili - tą miłą chwilą:)

Nie myśl najlepiej jak wrócić do Niego. Po prostu idź i pocałuj go, nie będzie czasu na lęk:), a potem wszystko się samo jakoś ułoży;) Nie oczekuj nic od Niego ani od siebie, po prostu ciesz się tym co w danej chwili:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej:) mam bardzo podobny problem do Waszego, dlatego postanowiłam tu napisać. Może ktoś mi pomoże. Gdy byłam dzieckiem czułam jak coś w głowie podsuwało mi myśli związane z dziwną tematyką, dotyczące bliskich, rodziców etc. Nie zdawałam sobie sprawy, że może to mieć jakieś większe znaczenie w dorosłym życiu, potem pojawiła się niesamowita tęsknota za rodzicami podczas pobyty na koloniach, paranoiczny lęk, że nigdy ich nie zobaczę, że zginę w drodze powrotnej lub oni umrą, ciągły niepokój, brak apetytu, ból żołądka. Przeszło, żyję ja i oni też :) Problem pojawił się pół roku temu. Jestem związana z cudownym człowiekiem, bez którego nie wyobrażam sobie życia, ani też życia z kimkolwiek innym, nie mogłabym go zdradzić, nie interesują mnie inni faceci, mam do nich wręcz obrzydzenie, mój pociąga mnie fizycznie, nie mam oporów co do przytuleń, pocałunków itp. ale jest "coś" co czyni mnie nieszczęśliwa. Pół roku temu, po kilku miesiącach związku naszła mnie myśl "a co jeśli go nie kocham", "może już go mniej kocham", "co jeśli nie to", "on mi sie wcale tak nie podoba", a to przecież znaczy, że już mniej kocham, albo i wcale i ta w kółko, trudności ze snem, wymioty, ciągły niepokój, ból brzucha, rozstrojone stany emocjonalne- raz cudwonie, raz beznadziejnie. Ciągłe zastanawianie sie nad uczuciami, obawy, gdy wydawał mi się męski i tajemniczy, obway, że może mnie skrzywdzić, zdradzić i tak w kółko... byłam u psychologa. ale niestety mi nie pomógł. Chciałam tylko podkreslić, że zalezy mi na nim, bo zanim to się zaczęło, byłam pewna, że to "ten jedyny" , teraz też tego jestem pewna, ale przez ten stos wątpliwości już nic nie jest wymierne... na jakiś czas to mnie opuściło, może 2 tyg i wtedy byłąm pewna, że przeszło, jak w kalejdoskopie- raz pewna i zakochana, raz zakochana ale niepewna, wciąż zmuszona sobie to udowadniąc. Nie uważam się za jakieś indywiduum ale tłumacze sobie, że nie jestem głupia, żę powinnam sobie poradzić z tym sama... ale cóz- to nie pomaga. A kiedy mam wrażenie, że minęło i dziś jest już dobrze- to wtedy czuję się jakbym wyszła z siebie i spojrzała z jakiejś dziwnej strony na to, czego obawiałam się jeszcze wczoraj, uświadamiam sobie, że to absurd, i że wąłściwie o czym ja myśle, że to śmieszne, a na drugi dzień to samo i ten sam problem... nie mam siły, czy to rzeczywiście nerwica, czy może brak miłości i na siłe usprawieldiwianie siebie, a może niedojrzałośc emocjonalna, niepozwalająca na racjonalne zapatrywanie na sprawę? Proszę o odpowiedź |:) pzdr!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kama21, mam podobnie, kiedy wydaję mi sie że już przeszło patrzę na to wszystko jakby z boku i sama się smieje z siebie jak mogłam przejmowac sie takimi bzdurami, a za chwilę wszystko wraca. U mnie to trwa już bardzo bardzo długo ja nauczyłam się życ z tym czymś jak to nazywam tylko że mam dośc chcę lepszego życia, szukam jakiś opinii o psychiatrach z mojej okolicy bo naprawdę chcę w końcu o tym z kimś porozmawiac, i nic, nic nie wiem a nie chcę iśc do przypadkowego bo raz to zrobiłam i było tylko gorzej, widzę że twoja psycholog też ci nie pomogła. Raz ogólnie nakreśliłam problem mojej endokrynolog, kazała natychmiast iśc do psychiatry najpierw, nawet kogos poleciła sprawdziłam opinie w internecie, dużo pozytywów ale i są negatywy, dlatego się waham. Nudzi mnie to że co rano wstaję z tymi samymi problemami i kładę się z nimi spac, gdy w nocy się budzę jest to samo, ale pcham ten wózek,i pcham i nie wiem jak długo jeszcze..........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, zastanawialam sie nad tym co bylo przyczyna tego, ze nasz zwiazek sie tak potoczyl i nie moglam znow przez to spac cala noc. Wczesniej tlumaczylam sobie, ze po prostu nic nie czuje, ale sama nie wiem dlaczego nic nie czuje, nie wiem czy moglabym sie rozstac, czemu tak szybko sie poddalam. Doszlam do wniosku, ze jesli ani to moja wina ani jego to moze faktycznie winna jest moja nerwica lekowa? Napisalam do niego... bede sie z nim widziala dzis o 15.00 bardzo sie boje, ale nie odwolam juz tego spotkania. Chcialabym chociaz moc z nim po prostu porozmawiac, boje sie bo za duzo ludzi juz sie zaangazowalo w nasze relacje, jego znajomi, moi znajomi Oni wszyscy jakby opowiedzieli sie po swoich stronach i chociaz chcieli bysmy byli razem to obawiam sie jakiejs wrogosci albo niezrozumienia z ich strony... Poinformuje Cie po naszym spotkaniu jak poszlo.

 

kama21, jak tak czytam twoj post to tak jakby byla w Twojej glowie, jak juz wroce do czasu kiedy bylam ze swoim facetem. Mialam dokladnie tak samo. Jednego dnia wieczorem bylam pewna i zakochana i balam sie, ze moze sobie znalezc inna, ze moze mnie zostawic, drugiego dnia rankiem juz nie chcialam sie do niego nawet przytulac... Wmawialam sobie, ze nie moge go kochac skoro nawet na to nie mam ochoty, a wieczorem znow pragnelam tylko wtulic sie w jego ramiona.... Mialam kryzys po dwoch miesiacach, rozmawialam z przyjaciolmi o tym, ze chyba powinnam juz cos czuc, a czuje mniej niz na poczatku, ale powiedzieli mi, ze to normalne te watpliwosci i po 2 tygodniach mi przeszlo, bylam szczerze zakochana, spedzilismy tyle wspanialych chwil, a potem znowu zaczelam sie zastanawiac nad tym czy cos czuje i znow pojawily sie watpliwosci, ze przeciez powinnam byc pewna, ze jesli sama nie wiem co czuje to znaczy, ze go nie kocham, a co jesli nigdy go nie pokocham... Bylismy razem raptem 4 miesiace, a mnie dreczyly juz dwukrotnie takie mysli, patrze teraz na to i sama nie wiem czy nie przesadzalam... Moja siostra powiedziala, ze byla ze swoim narzeczonym 3 lata zanim sie zorientowala, ze tak naprawde go kocha, wczesniej po prostu sie jej podobal... mysle, ze bez tej naszej nerwicy byloby nam duzo latwiej :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel. Ja trochę z innej beczki mam pytanie. Moja dziewczyna zachowuje sie dokładnie tak samo. To znaczy już nie dziewczyna. Zostawiła mnie jakiś czas temu twierdząc, ze Ona mnie nie kocha, nie potrafi mi też obiecać, ze pokocha. Spytałem czy nie moze po prostu zaufać, to powiedziała, ze powinno być łatwiej. Skąd za przeproszeniem Ona może to wiedziec skoro całe życie ucieka od związków. Chce sie zakochac zanik kogoś pozna? Byłem jej pierwszym chłopakiem, a Ona nie wiedzieć czeku tak po prostu odchodzi chociaż wcześniej zachowywała sie jak totalnie zakochana. Ona leczy sie na nerwice lekowa, nerwice natrectw. Ja chciałem jej jakos pomoc, ale nie potrafię. Byłem dla niej naprawde dobry, ale tak nagle odeszła. Odeszła w dodatku rzucając mi sie na szyję i calujac bo niby chciała sie pożegnać, tak jak część dziewczyn tutaj też nie chciała zrzucać winy na nerwice... Czy jest jeszcze szansa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy jest tu jakiś facet z takim problem (nie kocham, lepiej jak sie rozejdziemy, nie będziemy szczęśliwi, itp)? Bo jak widzę posty samych kobiet, to oczywiście mam wkrętkę, że na prawdę nie kocham, bo tak tylko maja kobiety, a nie faceci...że facet nie ma wahań i niepewności...że się zmuszam do uczucia....Proszę o pomoc!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kama21, objawy masz typowo nerwicowe, ale nie jestem psychiatrą by móc postawić diagnozę. Radzić sobie jednak z ewidentnymi zaburzeniami psychicznymi możesz bez takiej diagnozy. Może to nawet dobrze, że nie pomógł Ci psycholog, dobrze bo przynajmniej nie wmówił Ci, że to nie nerwica:). W każdym bądź razie Twoje wahania nastrojów są typowo nerwicowe. Zwłaszcza typowe dla nerwicy lękowej.

Twój paranoiczny lęk przed utratą rodziców jest wręcz podręcznikowym przykładem nerwicy lękowej. Powiem więcej - w znacznej części przypadków dziewczyn, z którymi nadal mam kontakt, a które przejawiały się takie lęki w przeszłości - właśnie w młodości przede wszystkim pojawiały się problemy w relacjach z partnerem, a konkretniej wątpliwości co do żywionego uczucia - każdy przypadek jest oczywiście indywidualny, ale analogia jest oczywista.

Znam przypadki dwóch dziewczyn, które podobnie jak Ty miewały paranoiczne lęki dotyczące śmierci rodziców, a to że zginą w wyjeździe, a to, ich już więcej nie zobaczy. To ogromne przywiązanie do rodziców często miało także odbicie w relacjach z dzieciństwa, tj. bliskość takich relacji z rodzicami bywała zachwiana przez np alkohol, agresję itd. Były to czasowe problemy, ale wpływały dwojako na psychikę tych dziewczyn. Po pierwsze zapisało w podświadomości traumatyczne wspomnienie, a po drugie - jednocześnie wywołało ogromne poczucie więzi i wzrost potrzeby podtrzymywania dobrej relacji z rodzicami.

To oczywiście jest przyczyną niedojrzałości emocjonalnej, a raczej pewnej ułomności emocjonalnej. Żywią brak zaufania do własnych emocji i myśli, a to podsyca tylko ogień wątpliwości w świadomości nerwicowców. One obie jednak mają poważny problem w relacjach z partnerami. Nie potrafią się w ogóle związać, a związki z obecnymi partnerami to męka w walce z wątpliwościami.

Jest jednak zależność między Tobą, a nimi. Musisz bowiem zrozumieć, że to Twoja nerwica zmusza Cie uwierzenia, że to nie to. Będzie Cie zmuszać przez ciągłe analizowanie i tą nieopartą pokusę poczucia pewności co do własnych uczuć, a tych nie da się być po prostu pewnym. Samo uczucie też nigdy nie jest stałe.

Jak to mówią - jeśli chcesz znaleźć problem to zawsze go znajdziesz. Sens leży w istocie nerwicy. Tu siłą rzeczy nerwica podświadomie zmusza Cie do ich poszukiwania i skupiania się na nich. Zdrowy umysł ignoruje takie myśli, chociaż również je miewa:)

To, że sobie musisz udowadniać, że go kochasz nie jest złe. To proces racjonalizowania uczucia. W walce z nerwicą to jedyna sensowna droga. Sprowadzasz uczucie do logicznej formy następstwa waszej relacji, tego, że wybrałaś partnera na tle innych itd.

Oczywiście to sama nerwica nie pozwala spojrzeć na to racjonalnie. Najgorsze i najtrudniejsze dla nerwicowców jest uświadomienie sobie czegoś tak oczywistego, a więc faktu, że wątpliwości będą zawsze:

1) ponieważ przyszłość nie jest faktem i w chwili obecnej jej nie ma, nie może być więc pewna

2) nikt nie jest idealny, wady i brak pewności jest normalny

3) świat emocjonalny jest "płynny", a więc wszystkie uczucia i emocje są zmienne.

W nerwicy wymaga się mimowolnie niestety konieczność odczuwania wewnętrznej absolutnej pewności i spokoju, co jest oczywistym następstwem problemów emocjonalnych. Nerwicowiec nękany wątpliwościami, lękami, natręctwami sam od siebie wymaga niemożliwego, a więc wspomnianych pewności i spokoju. Jeśli tego nie otrzymuje w związku z partnerem to wątpliwości rosną, rośnie lęk, zwiększa się częstotliwość i siła natrętnych myśli i tak w koło.

Racjonalizacja choćby przez wmawianie sobie, że stan pewności nie istnieje, że wątpliwości zawsze będą mnie dotykać jest słusznym podejściem.

Pamiętajcie proszę, że miłość to nie jest "magiczna i cudowna" więź, która pojawia się samoistnie. To coś co ofiarowuje się drugiej osobie, a więc w gruncie rzeczy to od nas samych zależy czy kogoś pokochamy czy nie. Im zmuszania się, zastanawiania się, skupiania się nad koniecznością odczuwania miłości tym bardziej sami wierzymy, że jej nie ma. W przypadku nerwicowców to trudniejsze, bo często myślą o tym mimowolnie:)

 

zmęczona1, postaraj się iść do psychiatry. Nawet jeśli Ci nie pomoże to warto się wygadać i warto usłyszeć jakąś diagnozę. W Twoim przypadku leki mogą być zbawieniem:). Z tą

endokrynolog też historia nie jest przypadkowa - endokrynolodzy bowiem mają doskonałe pojęcie jak bardzo wpływają hormony na stan psychiki. Często np kobietom wyjątkowo ciężko przeżywającym okres menstruacyjny przepisuje się te same leki, którymi leczy się nerwicę czy depresję. Wszelkie zaburzenia nerwowe mają często związek z zaburzeniami hormonalnymi.

 

karola21101987, czekamy więc na znak od Ciebie :) trzymam kciuki!

 

SiwyCzarek, :) życie bliskich, a zwłaszcza partnerów nerwicowców nie jest łatwe. Możesz mi wierzyć:). W Twoim przypadku jesteś na trudnym etapie. Zachowania są typowo nerwicowe. Zresztą jak sam twierdzisz ma już nerwicę zdiagnozowaną Twoja partnerka, ale problem polega na tym, że czasami ciężko jest stanąć w prawdzie przed samym sobą i zaakceptować tą nerwicę. To jest to o czym pisałem wcześniej, ta forma "wykluczenia" nerwicy jako przyczyny lęków i zaburzeń w relacjach. Po prostu szuka ich wszędzie tylko nie w sobie i w swojej nerwicy. To stąd prawdopodobnie problemy w relacjach i wiązaniu się z partnerami. Jedyna pozytywna cecha, to że odważyła się związać z Tobą. Sama odczuwana momentami potrzeba bliskości nie wystarcza by związać się z kimś, musiała faktycznie coś do Ciebie poczuć. Jednakże uświadamianie nerwicowców, którzy już się rozstali o tym by jeszcze to przemyśleli jest dużo trudniejsze niż namawianie ich do racjonalizowania uczucia trwając w związku. To trochę jak walka z wiatrakami. Podjęta decyzja umacnia ich w przekonaniu, że to faktycznie nie była nerwica. Czasami dopiero poczucie bezradności wobec nawracających lęków może pomóc zastanowić się nad swoją decyzją, ale nie zawsze to wystarcza - może bowiem nadal upierać się, że boi się teraz czegoś innego, a związku z Tobą już nie, więc faktycznie to było nie to. Być może dopiero kolejne porażki z partnerami mogą ją przekonać do tego, że to nerwica nie pozwala się jej związać. To bardzo trudne, warto by zmusiła się do rozważania nad swoją decyzją. Czasami konieczność odczuwania ulgi, spokoju i wolności od lęków i natręctw jest tak silne, że nawet nie podejmuje się prób walki z nerwicą.

To jak z torturowaniem człowieka aż wyda nam to co chcemy wiedzieć. W pewnym momencie ból jest tak wielki, że jedyne czego chcemy doświadczyć to ulga. Ulga w cierpieniu. Wydajemy więc nawet własną matkę czy przyjaciela, a potem usprawiedliwiamy się przed sobą tworząc jakieś dziwne wewnętrzne mechanizmy obronne:/

Poczekaj, może coś się zmieni albo nakieruj ją tutaj - to my pomożemy jej:)

 

daredevil9, nie - nie jesteś jedyny. Rozmawiałem ze sporą ilością facetów z tym problemem:). Fakt jest ich mniej niż kobiet, a to z kilku powodów - po pierwsze męska duma - ta nie pozwala się przyznać ani przed samym sobą, ani zwłaszcza przed światem do nerwicy, lęków i słabości emocjonalnych. Po drugie - świat hormonalny - kobiety są dużo bardziej narażone na zgubny wpływ hormonów, a to przez ich nadmierną aktywność, a to przez specyfikę kobiecego organizmu. Po trzecie - kobiety są dużo bardziej wrażliwe emocjonalnie - czytaj. dużo bardziej odczuwają wszelkie zmiany i słabiej radzą sobie z własnymi emocjami. Jest to niestety uwarunkowane biologicznie:)

Opowiedz może coś więcej o swoim przypadku. Spróbuj opisać to słowami:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc znowu! Widzialam sie z nim, krotko, ale owocnie! Bylo w nim bardzo duzo spokoju, sluchal mnie, chcial zebym mowila i nie przejmowala sie niczym. Wytlumaczylam mu krotko w czym twki problem, ze wiem, ze On by chcial by bylo inaczej, ale ze ja tez bym chciala tylko nie potrafie. Ze potrzebuje czasu zeby bylo tak jak On chce, a On usmiechnal sie na koniec i powiedzial, ze jak bedzie trzeba to poczeka nawet 2 lata... byleby wiedzial, ze probuje z tym walczyc:). Najlepsze jest to, ze nad moim lekiem zaczelo wtedy gorowac poczucie, ze bylam strasznie glupia, to uczucie patrzenia na to z boku, na swoje leki:) nie wiem czy znow sie nie zakochuje, nie chce wpadac w poczucie euforii, ale jestem... wesola:) Wieczorem bedziemy rozmawiac o szczegolach... Dam znac:)

Pozdrawiam i walczcie z nerwica! Ja zaczynam wierzyc, ze mozna z Nia walczyc... ze to faktycznie nerwica jest problemem:) bede to sobie teraz powoli uswiadamiac!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, jak zaatakowała mnie nerwica po raz kolejny to pierwsze co zrobiłam to zrobiłam kontrolne badania tarczycy,poszłam do swojej doktorki ponieważ leczę się od kiedy zaczęło się źle dziac czyli około 10 lat, ale wyniki idealne powiedziała że to nie wina tarczycy, i żebym jak najszybciej poszła do psychiatry. No i tak tkwię w tym martwym punkcie, Jest światełko w tunelu, ktoś dał mi namiary na Poradnię w której się leczył, czekam na dalsze informację, jak otrzymam namiary na dobrego psychiatry to od razu się umawiam.

karola21101987, super, że zaczęło się dziac coś pozytywnego. Gratuluję :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opowiedz może coś więcej o swoim przypadku. Spróbuj opisać to słowami:)

 

 

Ezekiel dzięki za odpowiedź...

 

 

Jestem ze swoją dziewczyną ponad 6 lat..."To" pojawiło się ok. 4 lata temu - nagła myśl, bez powodu, NIE KOCHAM JEJ. Zbagatelizowałem to, ale nie dawało mi to spokoju...Męczyłem się, próbowałem ignorować, robić coś...Starałem się uprawiać sport, ale jak np. pomyślałem o Niej, jej imię...Nagły paraliż. Poszedłem do lekarza psychiatry...Pierwszego lepszego, w mojej małej rodzinnej miejscowości. Wstydziłem się, bałem. Lekarz przepisał mi antydepresanty (seroxat 1x20 mg) i mówił, że to mogą być objawy depresji, a ponadto: "Jesteście jeszcze bardzo młodzi, mogą pojawiać się wątpliwości" (mieliśmy wtedy po 21 lat, teraz mamy 25). Poszedłem także do psychologa, który stwierdził "depresję przez małe d" oraz "strach przed odpowiedzialnością, dorosłością". W tym okresie z moją M. mieliśmy już wykupioną wycieczkę do Egiptu...Polecieliśmy, czułem się nieswoja...Niby wszystko ok, ale patrzyłem na Nią, widziałem wady fizyczne...Po pewnym czasie seroxat zaczął działać, ale obawa, że "TO" wróci była gdzieś ciągle w głowie.

 

I tak mijały miesiące, lata...Raz lepiej, raz gorzej...Udawało mi się załatwiać seroxat "po znajomości", gdy czułem, że wątpliwości nawracają...Z reguły pomagało. Od kwietnia 2012 postanowiłem, że poradzę sobie bez tabletek. Po 2 miesięcznej terapii odstawiłem je. Wątpliwości czasami wracały, ale po przytuleniu mojej M. wszystko mijało. Do czasu. W okolicach września podjąłem decyzję - do grudnia oświadczę się mojej M. Żyłem z ta świadomością radośnie, choć pojawiały się myśli tym razem: "jest ci źle, i masz nadzieję, że zaręczyny coś zmienią - a nie zmienią i będzie gorzej". Jakoś żyłem.

 

W połowie listopada przyszedł nagle krach. Prowadziłem wykład na konferencji, po czym, nagle, zaczęły mnie nachodzić myśli: "nic w życiu nie osiągnąłem, jestem zerem, inni mają lepiej, moja dziewczyna jest fatalna". Dopóki myśli dotykały tematów poza związkowych (lub dotyczyły ich w małym sensie" było w miarę ok - przynajmniej wątpliwości nie wracały. Jednak po pewnym czasie wróciły. Jak wspomniałem, kiedyś widziałem wady w wyglądzie, potem był okres na wady w charakterze, a teraz przyszyła myśl: "wygląd ok, charakter też, ale to nie to"...Myślałem , że umrę. Łydki mi sztywniały, gardło ściskało, do ubikacji biegałem co pól godziny, bo te myśli zamiast ustępować to się nasilały...Niestety nie mogłem w tym okresie dostać Seroxatu, gdyż byłem przez dłuższy czas u mojej M. Widziałem jednak, że to wraca, a ja nad tym nie panuję. Pomimo walki, chęci zajęcia się czymś, myśli we mnie były. Postanowiłem się oświadczyć. Kupiłem pierścionek (oczywiście później sto myśli: "wybrałem za tani", "za krótko go szukałem i wybierałem", itp. Ten moment jednak nadszedł. Całą noc wcześniej się cieszyłem, planowałem. W godzinie "N" byłem zestresowany na maksa (myślałem, że to naturalne),a po jej zgodzie, byłem sparaliżowany, ale wewnętrznie świadomy, że zrobiłem dobrze, że zrobiłem to, co chiałem JA. W ciągłym stresie na drugi dzień (przed wyjściem na urodziny do znajomych), pojawiło się: "oświadczyłem się i widzisz, jest jeszcze gorzej". Totalnie mnie sparaliżowało. Odganiałem myśl, ale na urodzinach tylko to miałem w głowie. Nie umiałem Jej przytulić, cały byłem spocony, zestresowany. Po 2 dniach nie wytrzymałem: powiedziałem, że zrywam (masakra!!) Było to dzień przed sylwestrem. Ona w płacz, a ja, czując wyraźnie, że nie ejstem sobą, chciałem się zabrać i uciec. Marzyłem, żeby schowała mnie matka i zerwała z moją M. zamiast mnie. Nic do mnie nie docierało. zabrałem swoje rzeczy i poszedłem pożegnać się z jej rodziną.

 

To mnie uratowało przed największym błędem życia (choć oczywiście teraz myśli mówią co innego;p). Porozmawiałem z jej ciocią, poszliśmy na spacer. Najgorszym było, że nie czułem nawet, czy chcę to naprawić. Chciałem upić się, wypalic paczkę papierosów. Miałem myśli: "spróbuj z inną, będzie Ci lepiej". potem, że odejdę, bo moja M. zasługuje na kogoś lepszego, potem, ze ja jestem za dobry dla niej...Dodam, że planowaliśmy w sylwestra imprezkę na kilkanascie osob - przez moją "akcje" wszytsko zostało odwołane/ Sylwestra spedzilismy razem. Bez szalenstw. Wytlumaczylem, ze nie wiem co sie ze mna dzieje, ze to nie sa moje mysli, ze to nie jestem ja...W Nowy Rok wrocilem do wynajmowanego pokoju w miesice, gdzie pracuje. Postanowilismy, ze wszytsko przemyslec sobie musze. bardzo chce z nia byc, ale boje sie jej ranic. Cos mi mowi: "teraz jest ci lepiej", a wiem, ze tak nie jest. Dodatkowo pojawily sie inne syndromy: wrazenie, ze wszyscy slysza jak przelykam sline, jak gryze posilek, drza mi rece, nogi...Jem bardzo malo juz od kilku dni, schudlem ponad 7 kg...Poczatkowo spalem po kilkanascie godzin, a teraz w nocy gora 3 (a czuje sie wsypany).

 

Dodam tylko kilka faktów z dziecinstwa:

 

- wychowalem sie bez ojca,

- ojczym mnie ignorowl, zajmowal sie "swoim" synem a moi mlodszym bratem, (bylem odpychany, stawiany w roli łamagi, nieudacznika),

- widziałem, w wieku ok. 12 - 13 lat jak matka probóje się udusci, (matka z ojczymem czesto sie kocili),

- ojca swiadomie pierwszy raz na pełnoletnosc zobaczylem,

- od dawna mialem problemy z nerwami - stresy, bole zoladka, dretwienia rak, bole serca.

 

Prosze o opinie, czy to moze byc NN? Bo ja juz sam nie wiem, czy nie kocham, czy to choroba...Jak są dobre chwile, to wiem, ze moja M. jest najwiekszym skarbem, jaki mam, ale gdzies w glowie siedzi, zeby uwazac, bo wszytsko wroci...Zaraz ide na 1 konsultacje do psychologa...Mam andzieje, ze pomoze. Wiem, ze glupio to brzmi, ale mam andzieje, ze jstem chory - bo nie wyobrazam sobie tak na prawde zycia bez M...ehhh i znowu wkretka, ze psycholog nawet jak powie mi, ze jestem chory, to tylko dlatego, zeby mnie zbyc i kase wyludzic za psychoterpie...POMOCY!! Ciagle mysle, analizuje...Staram sie byc idealny we wszytskim...poprawic najmniejszy blad, przesunac o centymetr zegarek, ktory krzywo wisi moim zdaniem...

 

Dziekuje wszytskim, ktorz zaangazuja sie w moj problem.

 

-- 04 sty 2013, 17:11 --

 

pragnę jeszcze dodać, że wszelkie słowa w gazecie, TV, interencie, kojarzące się z rozstaniem, zostają w mojej głowie...Mimowolnie klikam na linki w stylu: "jak rozstac sie po latach" i wkręcam sobie, że chyba tego chce...Cigale analizuje inne zwiazki, innych ludzi...Przygladam sie, ile lat maja znajomi, znani ludzie, ktorzy sie zenia, maja dzieci...czy aby nie jestm za mlody, czy lepiej nie czekac....chociaz wiem, ze czekam juz za dlugo...Ostatnio doszla mysl, ze "po prostu za dlugo czekalem na oswadczyny i dlatego jest jak jest"....ehhhh, jeszcze moglby duzo objaw opisywac, bo trwa to juz 4 lata...Dochodzi jeszcze derealizacja, depersonalizacja...Już sam nie wiem co jest prawdą, a co sobie wmawiam...:((((((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KAMA21 przedewszystkim powiedz o tym swojemu chłopakowi.Gdybym ja o tym powiedziała mojemu chłopakowi na samym początku a nie po 6 latach byłoby teraz tego wszystkiego mniej w mojej głowie.A jeśli nie chcesz mu powiedzieć to pisz pamiętnik tylko taki w którym uwzględnisz wszystkie swoje myśli, wszystko co pomyślałaś a wydaje Ci się że nie powinnaś.Nie trzymaj tego w sobie.Objawy które występują u Ciebie to dopiero początek...u mnie pojawiły się takie objawy po paru miesiącach gdy poznałam mojego chłopaka.

I walcz, będzie trudno ale walcz.Gdybyś Go nie kochała to byś się nie zastanawiała, pozwoliłabyś mu odejść by był szczęśliwy z kimś innym.Uspokój się, przestań myśleć o tym.

To jest nerwica, nie mam jej zdiagnozowanej bo nie dogadałam się z hipnoterapeutą.Ale wiem że to coś potrafi zrobić coś strasznego z człowiekiem.

Pisze to bo po prawie 2 miesiącach walki z tym cholerstwem,(męczę sie ogólnie od 6 lat ) zaczynam widzieć światełko małe ale jest.

Poznałam mojego chłopaka gdy był na urlopie w Polsce.Pracował w Anglii.Każdy dzień z nim spędzony był najcudowniejszy na świecie.Jak wyjeżdzał był ryk i rzeka łez.Dziewczyny macie szczeście że macie swoich chłopaków przy sobie, ja musiałam czekać pół roku by Go znów zobaczyć.A to wszystko zaczęło się akurat gdy był w Anglii.

WYOBRAŻCIE SOBIE ŻE POSZŁAM W KOŃCU NA WIZYTĘ DO TEGO HIPNOTERAPEUTY OPOWIADAM MU TO WSZYSTKO O ON DO MNIE, NO DOBRZE

ALE PRZECIEŻ DO ANGLII NIE JEST WCALE TAK DALEKO( jako że nie musiałam na Niego czekać z utęsknieniem tylko mogliśmy się spotkać wcześniej),A BILET MÓJ CHŁOPAK MÓGŁ MI KUPIĆ BO PRACUJE W ANGLII.Już więcej tam nie poszłam.

Cieszę się tylko z tego że mój umysł nie spłatał mi figla i nie wyszłam z tamtąd z myślą że już wtedy nie kochałam swojego chłopaka, bo gdybym Go kochała to przecież znalazłabym sposób by do Niego dotrzeć.A coś takiego uwierzcie mi nie jest trudno wkręcić osobie z nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

-- 04 sty 2013, 17:11 --

 

pragnę jeszcze dodać, że wszelkie słowa w gazecie, TV, interencie, kojarzące się z rozstaniem, zostają w mojej głowie...Mimowolnie klikam na linki w stylu: "jak rozstac sie po latach" i wkręcam sobie, że chyba tego chce...Cigale analizuje inne zwiazki, innych ludzi...Przygladam sie, ile lat maja znajomi, znani ludzie, ktorzy sie zenia, maja dzieci...czy aby nie jestm za mlody, czy lepiej nie czekac....chociaz wiem, ze czekam juz za dlugo...Ostatnio doszla mysl, ze "po prostu za dlugo czekalem na oswadczyny i dlatego jest jak jest"....ehhhh, jeszcze moglby duzo objaw opisywac, bo trwa to juz 4 lata...Dochodzi jeszcze derealizacja, depersonalizacja...Już sam nie wiem co jest prawdą, a co sobie wmawiam...:((((((((

Miałam tak samo, strach oglądac filmy, czytac gazety, zwłaszcza jak to dotyczy tematyki tych okrypnych mysli które ciągle dręczą, od razu sobie to przypisywałam.

 

-- 04 sty 2013, 18:30 --

 

Ezekiel, znów wrócił ten dziwny ból w szyi z lewej strony na linii żyły. Nie boli jak ruszam głową to boli jakby w środku, ciężko to opisac. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wszystkim za porady! Już miałam siebie za kompletna wariatkę. To straszne dziwne uczucie jak nie odpowiadasz za swój umysł... czasem rzucam mu się na szyję i jestem pewna swojej miłości, a czasem mam wrażenie, że go oszukuję... chciałabym żeby to się skończyło, myslałam też nad przerwą w związku, np. na miesiąc, żebym upewniła się, że tęsknię, że kocham itp, ale wiem podświadomie, że nie wytrzymałabym miesiąca bez niego :( ehh, Ezekiel- Twoje porady i wiedza są bardzo profesjonalne, umiesz podtrzymać na duchu, wyjaśnić przyczynę postepowania i myśli :) dziękuję.

Czy powinnam to leczyć, czy przeczekać jeszcze ? czy to wgl kiedyś minie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil 9 doskonalę rozumiem co czujesz. Mysli mam podobne, meczą mnie juz 3 lata. Jeśli chodzi o tv mam to samo;] ciągle tak jakby w głowie " przeciez go nie kocham, oszukuję się itp".. a co do tego ze mało tu facetów to tak jak pisał Ezekiel to kwestia honoru i tego ze nie jestescie zbyt wylewni :)

Jestem po pierwszym spotkaniu terapeutycznym. Było bardzo fajnie. Głownie polegało to na rozmowie i analizowaniu sytuacji.. ale poki co zadnych konkretów bo na to za wczesnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh, ja jeszcze gorzej zrobiłem....teraz, podczas ataku, a dokłądnie 28.12. oświadczylem sie...Mialem stres, zzeralo mnie, ale cos w srodku mowilo: "robisz dobrze, robisz to, czego chcesz". I...wytrzymalem 2 dni...Przyszla mysl w kuchni: "myslales, ze po zareczynach bedzie lepiej, a jest gorzej, marnujecie sobie zycie...."TRAGEDIA!!. Dzien przed sylwestrem zerwalem zareczyny...Impreze Sylwestrowa odwolalismy...Moja M. poplakala sie...Ja zostalem u niej, chcoiaz juz bylem spakowany, zeby jechac. Mialem ochote spic sie, wypalic paczke fajek (chociaz zawsze bylem przeciw paleniu). Mam wyrzuty sumienia...Boje się, ze to nie NN...Cos mi mowi: "nie masz wyrzutow sumienie z powodu zerwanych zareczyn, tylko ze zostales, a nie olales i nie pojechales". To jest straszne...Powiedzcie mi prosze....czy jest mozliwe, zeby NN az takie zniwo zbierala?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9, tak mozliwe. Najgorzej to dac sie wkręcic, analizowanie może trwac bez końca, jeszcze bardziej sie człowiek pogrąża. Nie rozmawiac z tymi myslami, nie zastanawiac się, wiem to strasznie ciężkie, skoro one nie chca nas opuszczac ani na sekunde, ale jak my się nimi nie przejmujemy to one odpuszczają, słabną a z czasem znikną. U mnie jak znikały jedne pojawiały się następne, ale dla mnie to był znak że skoro jedna mysl zniknęła to tak będzie też z następną, i wtedy dopiero uwierzyłam, że to choroba a nie ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9 postaraj przypomnieć sobie jak się poznaliście.Uczucia jakie wtedy Tobą targały.Przypomnij sobie co sprawiło że spojrzałeś właśnie na nią.Co takiego w sobie miała.Przypomnij sobie jak szykowałeś się na spotkania z Nią.Tą atmosferę.Wspólne plany.Co lubiliście robić razem zanim pojawiły się te złe myśli.Nie zastanawiaj się nad odpowiedziami.Sięgnij wgłąb pamięci i powiedz odrazu co czułeś wtedy co Ci staje przed oczami.

Dlaczego pomyślałeś że Twoja dziewczyna jest fatalna?

Czy zaczęła zachowywać się inaczej, czy może sposób w jaki się uśmiechnęła nie był taki jaki chciałbyś aby był.Ale czy przed tym wszystkim jak zaczęły się te objawy, nie pasowało Ci coś w Niej co nie pasuję Ci teraz.Czy to wszystko zaczęlo się razem z tymi złymi myślami?

A z tym pierścionkiem że za tani, że za krótko szukałeś, widzisz ja wczoraj w sklepie chciałam kupić sałatę do kanapek do pracy dla mojego chłopaka,stanęłam przy pudełku z sałatą i pomyślałam sobie a wezmę pierwszą lepszą( pierwszą z brzegu) i odrazu w mojej głowie jak to pierwszą lepszą, przecież dla mojego chłopaka nie może być byle jaka i wzięłam z środka pudełka.Rozumiesz o głupią sałatę:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bezradna89 daredevil9 postaraj przypomnieć sobie jak się poznaliście.Uczucia jakie wtedy Tobą targały.Przypomnij sobie co sprawiło że spojrzałeś właśnie na nią.Co takiego w sobie miała.Przypomnij sobie jak szykowałeś się na spotkania z Nią.Tą atmosferę.Wspólne plany.Co lubiliście robić razem zanim pojawiły się te złe myśli.Nie zastanawiaj się nad odpowiedziami.Sięgnij wgłąb pamięci i powiedz odrazu co czułeś wtedy co Ci staje przed oczami.

Dlaczego pomyślałeś że Twoja dziewczyna jest fatalna?

Czy zaczęła zachowywać się inaczej, czy może sposób w jaki się uśmiechnęła nie był taki jaki chciałbyś aby był.Ale czy przed tym wszystkim jak zaczęły się te objawy, nie pasowało Ci coś w Niej co nie pasuję Ci teraz.Czy to wszystko zaczęlo się razem z tymi złymi myślami?

A z tym pierścionkiem że za tani, że za krótko szukałeś, widzisz ja wczoraj w sklepie chciałam kupić sałatę do kanapek do pracy dla mojego chłopaka,stanęłam przy pudełku z sałatą i pomyślałam sobie a wezmę pierwszą lepszą( pierwszą z brzegu) i odrazu w mojej głowie jak to pierwszą lepszą, przecież dla mojego chłopaka nie może być byle jaka i wzięłam z środka pudełka.Rozumiesz o głupią sałatę:)

 

Bezradna89 dzięki bardzo za otuchę...Ciężko jest mi wracać do początku, bo to było już 6 lat temu, hehehe....jak to zleciało:):) Niekiedy cięzko mi patrzeć na nasze wspólne zdjęcia, bo chce mi się płakać...Nie widzieliśmy się od 2 stycznia, ale codziennie przez telefon rozmawiamy przez ok 2 godziny...Więc to chyba jest znak, że jednak kocham....Mam nadzieję...Najgorsze jest, że po rozstaniu, miałem myśli, że to nie z żalu, że się rozstałem, tylko naturalny skutek emocji, w związku z tym, że coś co trwało tak długo się kończy...Nie wiedziałem nawet, czy chcę próbować to ratować...Czułem wyrzuty, ale i ulgę, chciałem się gdzieś schować...Pierwsze moje objawy, które pojawiły się kilka lat temu, mówiły mi: "popatrz na jej wygląd, coś jest nie tak, zdejmij różowe okulary". Poradziłem sobie z tym. Potem było: "nie pasuje Ci jej charakter". Też sobie poradziłem. A teraz jest pojawiły się mysli "to nie ta, której szukasz". Ehhh, siedze w mieszkaniu, cały dzień przed kompem....Czuje się lepiej i pojawiaja sie mysli: "lepiej Ci, bo jestes sam i Jej nie ma..." Ahhhh....Nie wiem, co jest prawda, co mysle na prawde, czego chce...CZY TO MOZLIWE, ŻE NN TAK DZIALA??!!??!!?!! AZ TAK??!!

 

Dzisiaj juz rozmaiwalismy ponad godzine....Mialem scisk w brzuchu, ale cieszylem sie. Pojawialy sie mysli, ale udalo sie je odgonic i zaangazowac w dialog. Od tygodnia biore Rexetin, mysli niby troche ustapily....nie mysle, czy kocham, ale czuje pustke....Nie czuje nic, wszytsko mi obojetne...Czy to moze byc efekt NN albo lekow?

 

Dzis bylem w psychiatry...Powiedzial, ze rozpoznaje Nerwice, nie chce jej jednak klasyfikowac po jednej wizycie...Mowil, ze rozne nerwice lubia sie nakladac na siebie...Zalecil kontynuacje Rexetinu, a przede wszytskim psychoterapie (zaczynam w piatek) tak, aby stopniowo odkladac leki...Myslicie, ze pomoze? Obudzi uczucia? JA TAK BARDZO CHCE JA KOCHAC, TULIC, CALOWAC!! ZEBY BYLO PO PROSTU DOBRZE I NORMALNIE...

 

Prosze o opinie i dalsze sugestie, jestem wdzieczny za pomoc!!

 

I teraz mysl: "Moja dziewczyna nigdy nie kupila mi salaty do kanapki....""ehhh, chcoiaz, gdy jest mozliwosc, robi mi sniadania a na dodatek sprzata po sniadaniu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam doskonale te mysli i ta pustke. Raz chcialam skonczyc zwiazek i czulam ulge.. sama nie widzialam co sie dzieje. Jak widzisz nerwica robi z nami co chce;/ my juz nie potrafimt zinedtyfikowac swoich uczuc, ale bez powodu z minuty na mintte nie przestaje sie kochac. Sam napisales ze chcesz ja tulic calowac wiec to znak ze wszytsko inne to nn, ktora tlumi te prawdziwe uczucia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam doskonale te mysli i ta pustke. Raz chcialam skonczyc zwiazek i czulam ulge.. sama nie widzialam co sie dzieje. Jak widzisz nerwica robi z nami co chce;/ my juz nie potrafimt zinedtyfikowac swoich uczuc, ale bez powodu z minuty na mintte nie przestaje sie kochac. Sam napisales ze chcesz ja tulic calowac wiec to znak ze wszytsko inne to nn, ktora tlumi te prawdziwe uczucia!

 

Dzięki bardzo...Czasami tez mam mysl,ze to ja jestem dla Niej za dobry, ze Ona blokuje mnie, moj rozwoj, zycie...Czy NN tez moze dawac takie "jazdy"? Sorry, ze tyle pytam, ale jestem nowy i dopiero zaczynam walke, po 4 latach leczenia na depresje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9 jak dla mnie to już sobie odpowiedziałeś."JA TAK BARDZO CHCE JA KOCHAC, TULIC, CALOWAC!! ZEBY BYLO PO PROSTU DOBRZE I NORMALNIE..."Czyli widzisz to że teraz jest nienormalnie, widzisz to że to nie są Twoje myśli, widzisz że to nie jesteś Ty. Uwierz mi skup się na tych momentach z przeszłości gdy było dobrze i normalnie.Wyobrażaj sobie dosłownie wszystko co było dobre zanim zaczęły się te problemy z myślami.Wyobrażaj sobie ją, jej buzie i nie myśl, gdy coś pojawia się w Twojej głowie jakaś myśl ucinaj ją, nie pozwalaj jej się rozwinąć.Zajmij się czymś, a gdy będziesz potrafił skupić się na czymś innym, to znaczy że jesteś na dobrej drodze.Któregoś dnia staniesz i sobie pomyślisz kurde przestałem o tym myśleć.Nawet nie zauważysz kiedy.

I to nie jest pustka, miłości nie trzeba sobie uświadamiać, to się poprostu wie.A ta pustka to poprostu wytwór tej nerwicy.To ona każe nam analizować, uświadamiać sobie różne rzeczy.

Ze mną nerwica robiła gorsze rzeczy.

 

-- 05 sty 2013, 18:29 --

 

daredevil9 POWIEM ci jak to działa.Teraz w tym napadzie miałam taką sytuacje.Rok temu zrobiłam prawo jazdy, zawsze boję się wymijać rowerzystów i mijać pieszych gdzieś na bocznych uliczkach.Niedawno jechałam w nocy samochodem ulicą praktycznie nieuczęszczaną.Wróciłam do domu, minęły chyba 2 dni, a w mojej głowie zaczęly pojawiać się myśli kurcze z tą nerwicą nie powinnam jeździć autem.Byłam niewystarczająco skupiona, a co jeśli potrąciłam jakiegoś rowerzystę.I zaczęło się analizowanie wszystkich dróg jakimi się poruszałam, oczywiście zaczęłam sobie to wyobrażać. I choć próbowałąm sobie wytłumaczyć że przecież nie mijałam żadnego rowerzysty, że jechały samochody za mną i jak coś to przecież ktoś by mnie zatrzymał za to potrącenie, jako że zbiegłam.To to było silniejsze.Zaczęłam myśłeć że specjanie chciałam go potrącić.W końcu zaczęlam płakać i pytać się Boga czy naprawdę jestem aż tak złym człowiekiem?

Nerwica robi z nas zupełnie innych ludzi.Bo nasze normalne życie, czyli takie jakim żyjemy co czujemy, w co wierzymy, co jest dla nas ważne ona to odwróci do góry nogami.Każe nam wątpić i zastanawiać się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo nasze normalne życie, czyli takie jakim żyjemy co czujemy, w co wierzymy, co jest dla nas ważne ona to odwróci do góry nogami.Każe nam wątpić i zastanawiać się.

No właśnie zawsze dotyka tematów które najbardziej bolą, i są całkowitym przeciwieństwem tego co czujemy i jakie wartości reprezentujemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam dziewczyny (po paczce serexatu dla Was:)). Wszystkie inne myśli potrafię odganiać, bo wiem, że mam moją M. przy sobie....Poczucie niskiej wartości, to, że ludzie mnie nie szanują, to że robię coś źle...ale kiedy myśli dotykaja naszego związku, kiedy nie mam ochoty Jej całować, dotykać, przytulać....wtedy pękam...Czasami wyobrażam sobie mimowolnie, jak w danej sytuacji zachowałaby się inna dziewczyna na Jej miejscu, jak by się ubrała, co by powiedziała, jak zachowała...Też tak macie?

 

 

mi czasem pomaga taka czynność:

 

Zakładam wykonanie jakiejś czynności, czegokolwiek, choćby jakiegoś rezultatu punktowego w grze na komputerze. Zakładam, że uda mi się osiągnąć jakiś wyniki i mówię sobie, że jak go osiągne, to znaczy, że kocham...Staram się osiągnąc i kiedy się uda, to mam ulgę. Czasami np. mówię sobie: Jeżeli wstrzymam oddech na np. 1 minutę, to znaczy, że kocham swoją M...Jak mi się udaje, jest lepiej:)

 

Czasami mi pomaga, może komuś też:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra !

Zakładając związek, żeby nie było łatwo to małżeństwo z kilkuletnim stażem. Facet ma NN..na początku było z tym ciężko, ale odnalazł się ..potrafił zwalczyć większość dziwności, na co dzień prosperuje dobrze, uśmiechnięty, towarzyski..odchodzi od kobiety bo czuje, że to nie jest TO. Czuje, że jej nie kocha, że gdzieś tam za rogiem czeka na niego kobieta którą pokocha całym sercem, która będzie dla niego całym światem.. uosobieniem ideału w szpilkach. Małżeństwo definitywnie chce zakończyć. I co nim kieruje ? Jego prawdziwe ja ..chęć prawdziwej miłości? Czy może to NN zakłóca jego związek i wiarę w miłość ? Czy NN narzuca uczucia ( a raczej ich brak ) które zniechęcają i dają masę zwątpienia ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9, przeczytałem uważnie Twoje posty i gdyby to wystarczyło to po prostu uspokoiłbym Cie stwierdzeniem, że to nerwica i nie masz o co się martwić - żyj chwilą, a wszystko się ułoży. Niestety przez wzgląd na to, że nerwica tak po prostu sobie nie pójdzie postaram się jakoś przekonwertować Twoje myśli i wątpliwości na to jak powinieneś widzieć otaczającą Cie rzeczywistość, a w zasadzie Ty ją widzisz i pojmujesz w sposób zupełnie prawidłowy, tylko nerwica wybiórczo skupia się nie na tych myślach co trzeba:)

Twoje życie nie rozpieszczało, dobrze i szybko rozwijający się, ale ciągle młody umysł zapewne zbyt wcześnie musiał zmierzyć się z brutalnością dorosłości. Poczucie odrzucenia przez ojczyma, jak i traumatyczne wspomnienie związane z mamą musiało się odbić na Twojej psychice. Nie lubię używać tego sformułowania - niedojrzałość emocjonalna, ponieważ ewidentnie emocjonalnie jesteś po prostu zagubiony. Twój świat emocjonalny jest w pewien sposób dojrzały i rozwinięty, ale gdzieś na drodze tego rozwoju poszedł w złym kierunku.

Tak powstała nerwica :) nie róbmy z niej wroga, traktujmy jak utrudnienie :) wróg nie pozwoliłby Ci żyć, a nerwica pozwala, tylko przeszkadza. Czasami taką przeszkodę można zamienić w sprzymierzeńca, kompana drogi zwanej życiem :)

Życie z nerwicą to nie konieczność życia w stałej pewności, tak się nie da. To sztuka! Sztuka ciągłej racjonalizacji. Tylko nigdy nie stosujcie się do nie wiedzieć czemu zalecanej racjonalizacji w psychologii. Uciekanie od faktycznych przyczyn problemów przez poszukiwanie urojonych powodów dla lęku czy natręctwa, ucieczka od nerwicy nigdy nie pozwoli się od niej uwolnić.

Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie nerwicy - powiedz sobie - tak mam nerwicę i wiem, że wpływa na każdą dziedzinę mojego życia, jest częścią mnie, więc nic co dzieje się w moim umyśle nie jest od niej wolne.

Drugim krokiem jest przyjęcie postawy, która prowadzi do uzdrowienia - nie uciekam, zmierzę się z samym sobą. Cierpienie, którego doświadczam to coś z czym muszę się zmierzyć by wyzdrowieć, coś przed czym mogę uciec by poczuć ulgę, ale tylko chwilowo (ucieczka przed nerwicą to zawsze doraźna forma walki z nią samą, nerwica jest częścią mnie, a więc nie da się przed nią uciec) albo coś czemu stawię czoła i zwalczę to w sobie. Droga do uzdrowienia zawsze wiąże się z przyjęciem cierpienia.

Trzecim krokiem jest wreszcie racjonalizacja świata emocjonalnego. Stanięcie z boku i tłumaczenie przed samym sobą tego co się dzieje. Nigdy nie będę mówił sobie "coś się dzieje po prostu", "powinno być inaczej/łatwiej". Jak mawiał Jaroslav Hasek "Każde dlaczego ma swoje dlatego". W moim przypadku dlatego jest nerwicą:)

Ale krok po kroku :). Nerwice faktycznie nakładają się na siebie - bardzo często nerwica natręctw współistnieje z nerwicą lękową. Konkretny ciąg myślowy, często w formie błędnego koła jest jednocześnie natręctwem i lękiem. Derealizacja to kolejna czarna strona nerwicy - ludzie bliscy stają się nagle obcy - dlaczego? Apatia, a więc brak odczuwania pozytywnych emocji, podsycane wątpliwości, skupianie się na czarnych scenariuszach, brak zrozumienia dla własnych myśli, egocentryzm, który skupia Twoje myśli na odczucia braku zrozumienia ze strony świata zewnętrznego, poczucia odizolowania. Starasz za wszelką cenę skupić się na uczuciu, które jest stłumione, nie rozumiesz tego i jeszcze bardziej wymagasz go od siebie. Im bardziej czegoś chcesz i pragniesz tym dalej to jest od Ciebie:)

Nerwica ma to do siebie, że uwielbia adorować Twoje cierpienia i czarne myśli. Gdyby skupiała się na tych dobrych to nie byłaby chorobą prawda? Chociaż widok ciągle uśmiechniętego i szczęśliwego człowieka pewnie też byłby dziwny:).

No i teraz doszliśmy do najważniejszego - partykuła wzmacniająca "AŻ" - to słowo ulubione w nerwicy, a zwłaszcza w przypadku nerwicowców uciekających od problemu nerwicy. Ludzie, którzy pogrążeni są w apatii, depresji, cierpieniu związanym z lękami, uciekają od nerwicy by poczuć ulgę. To słówko "aż" to forma ucieczki. To forma wykluczenia nerwicy z życia nerwicowca. To argument dla wszystkich słabości, ucieczek. Doskonały, bo kiedy przychodzi wątpliwość (która w różnych sytuacjach nawiedza każdy umysł, zdrowy czy też nie) wystarczy do pytania, które nasuwa się automatycznie dodać "aż" i od razu nasuwa się jedno rozwiązanie - to nie wątpliwość - to fakt!

Wyobraź sobie, że nagle, zupełnie niezrozumiale nawiedza Cie wątpliwość. Kreuje pytanie. Czy nerwica faktycznie AŻ tak głęboko mnie dotyka, że nie wiem co czuje, że nic nie czuję? No i tak wątpliwość znika, pojawia się odpowiedź na pytanie - ucieknij, poczuj ulgę. W takiej sytuacji bardzo ciężko skupić się na tym, że przecież moja wątpliwość, mój lęk, jest bezpodstawny. Ja już w to uwierzyłem.

Nie można wymagać od siebie ciągłego odczuwania tego samego pociągu do osoby ukochanej, tego samego poziomu zauroczenia, fascynacji, więzi. Świat emocjonalny jest zmienny i niedoskonały. Nerwica nie pozwala tego zaakceptować. Każe skupiać się na zmianie wewnętrznego świata emocji i uczuć. Pojawia się brak zrozumienia, derealizacja - przedmioty, ludzie, wspomnienia nagle jak gdyby tracą swoją wartość.

Świetne rady dają bezradna89, agucha i zmęczona1. Pokazują Ci, że nerwica faktycznie może wszystko. Jeśli nie mi to uwierz im - doskonale Cie rozumieją, wiedzą do czego jest zdolna. Racjonalizuj - zastanów się co zmieniło się w świecie zewnętrznym, że nagle to co Cie otacza straciło swoją wartość?

Zmiany są naturalną koleją rzeczy, starzejemy się, zmieniamy przyzwyczajenia, relacja w związku się zmienia, ale czy faktycznie osoba, którą kochaliśmy zmieniła się aż tak, że nagle przestałeś kochać, czy może to nerwica każe Ci wątpić? Przez te zmiany - tak przecież naturalne - w odczuwaniu?

Jeszcze raz dla wzmocnienia argumentu aguchy, że nie da się nagle przestać kochać, przypominam - każde dlaczego ma swoje dlatego!

Świat idealny nie istnieje, tak jak nie istnieje idealny partner, nie istnieje też pewność. To sprzeczność, bo nerwicowcy doskonale to wiedzą, a mimo to wymagają od siebie wyidealizowanego stanu - stanu, w którym stale będą odczuwać pewność co do uczucia, przyszłości etc. To stąd bierze się depresja, apatia, wątpliwości, lęki. Nerwicowiec zadaje sobie pytania by móc zrozumieć swój stan emocjonalny, swoje nierealne lęki i cierpienie - zadaje sobie pytania, które pogłębiają wątpliwości, lęki i poczucie cierpienia do takiej granicy, że staje się nie do wytrzymania. Ucieczka jest wtedy jedynym rozwiązaniem, choć w zasadzie nim nie jest.

Wróćmy jeszcze raz do kroku trzeciego - pogodzenie się z cierpieniem. Cierpienie też może być przyjemne - znajdźmy mu wyższy cel - cierpienie jest drogą do szczęścia, drogą do prawdziwej miłości, drogą do spokoju. Nagle okaże się, że ma sens, że to cierpienie wcale nie jest cierpieniem:)

Przestań chcieć kochać, Ty już kochasz, nie zastanawiaj się nad tym skąd biorą się wątpliwości.

Czy do świadczenia miłości potrzebne jest uczucie? Nie wymagaj go od siebie. Nie porównuj swojego związku z innymi. Każdy jest inny i to czyni go takim wyjątkowym:)

Zmęczona i bezrdana też mają wiele racji:) dlaczego nerwica dotyka tych najważniejszych kwestii, tych, które bolą najbardziej? Bo je najbardziej boimy się stracić. To wokół nich skupia się najwięcej naszych myśli, najwięcej lęków i czarnych scenariuszy, które nerwica lubi wyłapywać i adorować:)

W nerwicy ciężko jest zawierzyć, że będzie dobrze, ciężko jest stanąć przed samym sobą i powiedzieć - będzie dobrze. Nie da się wmówić tego samemu sobie więc człowiek pyta się ludzi wokół, szuka potwierdzenia, ale i tak w to nie wierzy.

Nie uzależniaj też miłości od jakiegoś fatum w postaci wyniku w grze komputerowej. To też forma uciekania od odpowiedzialności, typowa cecha wykluczania nerwicy jako problemu. Wahania nastrojów są w nerwicy bardziej wyraźne ponieważ nerwica lubi podkreślać stany emocjonalne :). Jak stan zakochania to na całego, jak wątpliwości to nagle miłości brak absolutny. Łatwo się więc wkręcić w tą nieustającą analizę.

Nie da się inaczej poradzić z nerwicą niż przyjąć ją do swego domu i zaakceptować. Nie wymagaj więc by było normalnie i dobrze po prostu. Jest normalnie i dobrze:) usiądź i przedyskutuj to ze swoją nerwicą - spytaj jej czego w takim razie właściwie oczekujesz? Jaka powinna być miłość, co powinno się zmienić byś czuł się szczęśliwy? Wygląd partnerki? A za 20 lat zmienisz weźmiesz sobie kolejną dwudziestolatkę? Charakter? Dlaczego nagle przestała być w Twoich oczach tym kogo tak pokochałeś wcześniej? Zmieniła się czy może po prostu ja się zmieniłem przez moją nerwicę?

Nie ma odpowiedzi? Odpowiedzi są absurdalne albo trudne? To proste - nerwica:) Nie uciekaj od cierpienia!

Na koniec zostawiam przeklejony artykuł z deon.pl:

"Wiele osób żyje w układach szkodliwych dla swego zdrowia psychicznego. Znoszą te układy żyjąc marzeniami i nadzieją, że jakiś czynnik zewnętrzny zmieni ich sytuację, albo żyją ciągłym oczekiwaniem na ważne wydarzenia (ślub, magisterium, dziecko, nowe stanowisko w pracy).

 

Wierzą, że gdy osiągną ten cel, ich życie się zmieni. Gdy jednak to tak oczekiwane wydarzenie staje się rzeczywistością, doznają zawodu, gdyż nigdy nie dorównuje ono ich wyobrażeniom. Tak czy inaczej, przeżywszy je, pozostają tacy sami, jak byli wcześniej.

 

Znów dochodzą do głosu ich obawy, strach, niepewność.

 

Oto dlaczego musi się w nas dokonać przemiana wewnętrzna: zewnętrzność jest jedynie odbiciem tego, co znajduje się w naszym wnętrzu. I trzeba korzystać z teraźniejszości, bo tylko ona jest dla nas naprawdę dostępna.

 

To upajające uczucie zatracić się w niepewności chwili, wyłączywszy przeszłość, która już minęła, i przyszłość, która jeszcze nie nadeszła.

 

Pamiętajmy również, że ucieczka od teraźniejszości może być również sposobem na uchylanie się przed odpowiedzialnością. Tymczasem życie jest przeżywaniem, przeżywaniem tego wszystkiego, co się da.

 

Nie ma większego znaczenia, co się w życiu robi, pod warunkiem, że przeżywa się własne życie. I nie trzeba czekać na odpowiednią chwilę. Bo odpowiednia chwila, żeby żyć, jest zawsze!"

 

-- 05 sty 2013, 20:14 --

 

Warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie - jaki powinien być mój partner? Co sprawiło by, że jego akurat bym kochał w odróżnieniu od obecnego partnera? To pomaga racjonalizować kwestię braku uczucia. Czasami wierzymy, że partner nie musi być wcale lepszy żeby go pokochać co często jest błędne. Obraz partnera jest zawsze subiektywny, a więc warto zapamiętać, że choć miłość zawsze powinna być bezwarunkowa to dojście do tego uczucia nigdy nie jest bezwarunkowe. To, że zakochałam się w moim partnerze, a nie w innych osobach nie było przypadkiem, tak samo jak po prostu nie przestałam czuć tego zakochania. To nerwica przesłania uczucie. Potrzeba bliskości nigdy nie wystarczy by być z kimkolwiek. Pomaga za to skupić się na tym najlepszym. W momencie słabości i atak nerwicy gdzieś to ulatuje. Nie da się ustalić jak powinno być, ale chce się by było lepiej. Czasami jednak wiemy też, że lepiej faktycznie nie istnieje, a mimo to i tak tego się od siebie wymaga. Zakochujesz się w kimś konkretnym przez jego konkretne cechy, jeśli więc nagle to uczucie ustaje, a partner się nie zmienia to znak, że nerwica wygrywa z uczuciem i dlatego warto zadać sobie takie pytanie - jaki mój partner powinien być i jaka powinna być ta miłość? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×