Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

Z opisu wnioskuję, że najbardziej się lękasz negatywnej oceny ze strony znajomych Ci osób.

 

W zasadzie niezbyt, albo rzecz częściowo jest zgodna.

W sytuacjach z dnia ostatniego czynnik ten miałby zastosowanie tylko raz, jak się spotkaliśmy ze znajomymi, których córka akurat mi się podoba. Wiadomo ocb.

W pozostałych, cóż sam nie wiem; co prawda bliscy znajomi ale tytułują mnie przezwiskiem, którego nie cierpię (złe konotacje), ale oni chyba czynią to nieświadomie, gdyż nie wiedzą raczej skąd się to wzięło i dlaczego go [przezwiska] nie cierpię. I tyle, ich oceny niezbyt mnie przejmują, tym bardziej, iż w grupie ja akurat jestem jednostką dominującą.

 

Oczywiście im masz więcej czasu na wyobrażenia przyszłego spotkania tym silniejszy jest lęk z tym związany. Dochodzi do tego mechanizm błędnego koła lęk-nasilenie objawów-większy lęk itd.

 

Zapewne, od czasu wystąpienie nerwicy, obserwuję taki przedłużający się okres spięcia ilekroć wyjeżdżam z domu na studia. Przed nerwicą obejmowało to w zasadzie średnio przespaną noc i 1,5-2h czasu między przebudzniem, a wejściem do pociągu. Od zaczątków, gdy zacząłem jeździć nocnymi, samopoczucie w dniu podróży było marne (ból głowy) do pociągu, a gorsze samopoczucie (w postaci lekkiego podenerwowania) rozciągało się do 2-3 dni przed. Stąd błędne koło to nic nowego, acz u mnie nasila się w miejscu A (dla przykładu - problem powyższy [wyjazdy pociagiem] nie istnieje w relacji B do A, a tylko A do B), a jeszcze bardziej gdy dochodzą te wypady (w zeszłe wakacje często graliśmy w piłkę z rana, noc przed meczem była niesprzana, a z rana raczej byłem mocno spięty, w szczególności reakcje typu: parcie na kał/mocz).

 

Może jest coś takiego w Twojej osobie, co twoim zdaniem zasługuje na taką negatywną ocenę ..coś co może lub kiedyś mogło być źle odbierane przez Twoich znajomych?

 

Nie odnosi się do grona obecnych znajomych, chociaż przyjaźnimy się 5,5 roku to nie znajduję w chwili obecnej takiej rzeczy.

 

Zwykle jest tak, że im bardziej surowy stosunek ma się do siebie tym większe odczuwa się obawy o to jak Ciebie widzą inne osoby.

 

To akurat mam, ale na tle szerokiego audytorium. Tzn. nie lubię publicznie popełniać glupot, ani wykazywać się niemocą. W szkole sprowadzało się do sytuacji, gdy przy tablicy pojawił się problem z rozwiązaniem zadania z matematyki, które na spokojnie rozwiązuję. A obecnie jak coś mi się wymknie głupiego, mniej istotne czy de facto głupiego, czy rozśmieszającego resztę. Poczucie upokorzenia na tle reszty. Podejrzewam, że wydumanego, bo pewnie nikt nie zwracał na to uwagi, tym bardziej jeśli ich to bawi. Ale to akurat problem trwający jakieś kilkadziesiąt sekund po akcji. Nigdy nie przeszkadzało to na wiekszą skalę, wręcz motywowało do perfekcji.

 

Skoro od dłuższego czasu cierpisz z powodu tych wszystkich dolegliwości w tym konkretnym miejscu, możesz odczuwać nieprzyjemne skutki automatycznie, ponieważ mózg chętnie powiązuje doznania z konkretnymi "zapalnikami". Przykładem mogą być np. zapachy z dzieciństwa, które uruchamiają wspomnienia i odczucia. U Ciebie miejsce jest ściśle związane z niepokojem więc najprawdopodobniej jest takim "starterem" dla niefajnych odczuć czy wyobrażeń. Takie zakodowane w podświadomości mechanizmy są bazą wszelkich fobii.

 

Na parę dni przed wyjazdem na święta do miejsca A, w miejscu B już pojawiały mi się myśli, że znów się będę źle czuć. Cóż sprawdziło się. Z tego co pamiętam, podobne myśli miałem przed przyjazdem do A na 1 listopada. Też się sprawdziło. Wakacje były w porządku - to wyjątek. W pierwszej połowie zeszłego roku, pamietam, że miałem podobne myśli, ale aż tak mocno się to nie odbijało na samopoczuciu. Nie będę już w szczegóły wchodzić. Natomiast jedyna negatywna konotacja z miejscem A, to fakt, iż tu się nerwica zaczęła w zeszłym roku, trwał mój beznadziejny stan apatii i braku chęcią do życia ok 5 dni, potem spokój na tydzień, po czym w miejscu B trwał z 2 tygodnie z przerwami, potem nastąpił spokój, by po 1,5 miesiącu w miejscu A się odrodzić. Zauważalne jest to, że po przybyciu do miejsca A, generalnie jest ok (choć gorzej jak w B, bo towarzyszy pobytowi napięcie przed nawrotem dolegliwości), aż do wydarzenia zapalnika, po którym się wszystko chrzani. Wydarzeniem tym jest pobudka w nocy, kołatanie serca, ataki ciepła/zimna, mocne drżenie mięśni (gł. nóg), błyskawiczne wydalenie kału, mocne odruchy wymiotne (bez wymiotów - cecha znamienna), wtórny ból brzucha, odbijanie wewnętrzne, problem z wyleżeniem w miejscu, itd. - czyli identycznie jak w dniu, do tego w tym samym łóżku, o podobnej porze nocy (koło 3 nad ranem) po zwykle dobrym i spokojnym dniu, gdy zaczęły się moje problemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zjebnerwicowy ja chyba mam bardzo podobnie, przy spotkaniu z różnymi ludźmi mam różny poziom lęku. Oczywiście głupawe lęki przed spotkaniem. Czasami sie dziwie ze z niektórymi gadam bez spiny chociaż moja chora głowa podpowiada żebym sie denerwował. Podobnie mam rownież z jak to nazwałeś zapalnikiem. Jest fajnie pare dni. Potem budze sie rano z jakimś dziwnym nazwijmy to zapowietrzeniem w żołądku, i kołataniem serca, wtedy zaczyna sie sypac. Jak jest dobrze to nie potrafię sobie wyobrazić złego samoczucia, a jak złe sie czuje dobrego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zjebnerwicowy, To zrozumiałe, że jak Ci się ktoś podoba zastanawiasz się jak wypadniesz.

Mam na myśli napięcie jakie pojawia się w towarzystwie i myśli, które temu stanowi towarzyszą, a dokładniej: dominacja za wszelką cenę, świadome wycofanie by poczuć swoją wyższość, posiadanie racji, ostatniego słowa, bycia górą, ideałem w oczach innych. Moim zdaniem walka o pozycję wynika nie tyle z charakteru dominującego a podświadomego lęku przed negatywną oceną. Założę się, że jesteś perfekcjonistą i nie dopuszczasz do siebie popełnienia błędu. Spróbuj schrzanić kilka rzeczy świadomie a zobaczysz jak bardzo się tego boisz. Pewnie nie spodoba Ci się to co napisałem, bo nie w taki sposób chcesz siebie widzieć ..ale nie przejmuj się. Mogę się mylić ;) Jestem prawie pewny, że za Twoje problemy odpowiada Twój surowy stosunek do siebie i do otoczenia. Na dłuższą metę po prostu nie da się tak żyć.

 

Czy w domu do którego wracasz masz/miałeś styczność z osobą, która ma podobne, surowe podejście do świata?

W Twoich wypowiedziach na pierwszy plan wysuwają się objawy wegetatywne (cielesne). Czy tym objawom towarzyszą lęki, poważne obawy o zdrowie fizyczne i życie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem to samo i mam dalej od 17 roku życia a nawet wcześniej a teraz mam 22,radzę iść z góry to psychiatry i psychologa.

 

Nie chce ci straszyć ale sam sobie z tym nie poradzisz.Dosłownie tak jak napisałeś takie miałem objawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

twoje objawy wskazują na fobie społeczną u nas na grupie psychoterapeutycznej jest chłopak który ma takie objawy jak Ty koniecznie musisz iśc do psychologa powiedzieć o swoim problemie nikt Cię nie wyśmieje pamiętaj że chodzi tu o normalne życie duszenie tego w sobie nic nie da sam sobie nie pomorzesz tymbardziej że twój problem wymaga terapi rozowy z psychologiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam taki problem. Prócz klasycznych objawów fobii występuje u mnie nadmierne pocenie (pisałem w innej części forum o tym).

Pocenie nasila się kiedy wychodzę z domu (niezależnie czy jestem w ruchu czy nie). Ten objaw niszczy mi życie i nie wiem skąd się wziął stosowałem różne SSRI teraz mam parogen. Wystarczy pięć minut jazdy samochodem latem i mam całe mokre plecy (zimą tylko pod pachami, chyba że świeci słońce to plecy też). Obecnie mam 24 lata i od ok 6 z tym walcze. Latem prawie nigdzie nie wychodze, nie spotykam się ze znajomymi (w zasadzie to już ich nie mam). Czy komuś z Was też towarzyszy taki objaw fobii społecznej ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pocenie się to objaw stresu..

 

Strasznie mi się pociły dłonie gdy przezywałam stresujące sytuacje..

 

Następowała blokada i jakby mowę odbierało, myśli ,że mam zawał , na zmianę gorąco i zimno..

 

Ale takie stany tylko w gorszej fazie nastroju występowały u mnie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie mam rownież z jak to nazwałeś zapalnikiem. Jest fajnie pare dni. Potem budze sie rano z jakimś dziwnym nazwijmy to zapowietrzeniem w żołądku, i kołataniem serca, wtedy zaczyna sie sypac. Jak jest dobrze to nie potrafię sobie wyobrazić złego samoczucia, a jak złe sie czuje dobrego.

 

Mi się wydaje, że ta kwestia może mieć w wielu przypadkach duże znaczenie. Ja generalnie nie lubię wszelkich obstrukcji żołądkowych i oddziałowywują one na mnie odstraszająco. Od czasu kiedy przeszedłem zatrucie alkoholem (na pusty żołądek, zmieszałem, na I roku) zaczęły się pojawiać u mnie dziwne objawy dolegliwości żołądkowych po wypiciu alkoholu pod wieczór (czasem po jednym piwie z zaprawą, a kiedy indziej ich brak po np. 3 piwach na pusto wręcz; dla lekarza jest to zagadka), co wręcz aż mnie zniechęciło do tego typu trunków. I to na tyle, że chyba nabawiłem się fobii po tym jak pojawiła się nerwica (ta na II roku).

Mniejsza o to, ostatnie wakacje mi się przypomniały, pierwsze 2 tygodnie były w porządku, ale potem nastąpił ten zapalnik (dzień akurat nerwowy, podjadłem fast-foodem) i w sumie nic poważnego się potem nie działo, poza tym, że bezsenność weszła na okres lata. A ile razy wystąpi "zapalnik", tyle razy potem się denerwuję przed powtórką i spokojną noc i tak w koło. To też pewnie rozchwiewa człowieka i tłumaczyłoby dlaczego po takim wydarzeniu nagle wszystko się chrzani.

 

Mam na myśli napięcie jakie pojawia się w towarzystwie i myśli, które temu stanowi towarzyszą, a dokładniej: dominacja za wszelką cenę, świadome wycofanie by poczuć swoją wyższość, posiadanie racji, ostatniego słowa, bycia górą, ideałem w oczach innych.

 

Mi tam w towarzystwie się żadne tego typu myśli nie pojawiają, bo czuję się swobodnie i normalnie (choć się pocę - czyli podświadomie się denerwuję, ale to od dawna), choć z pamięcią, że wcześniej były odwrotnie, co czasem prowadzi do uczucia ciężkiej głowy. Poniekąd tego typu rzeczy towarzyszą, ale w stosunkach formalnych, na zajęciach na uczelni, czy tam jakichś poważnych rozmowach bez sentymentów - nihil novi.

 

Moim zdaniem walka o pozycję wynika nie tyle z charakteru dominującego a podświadomego lęku przed negatywną oceną. Założę się, że jesteś perfekcjonistą i nie dopuszczasz do siebie popełnienia błędu. Spróbuj schrzanić kilka rzeczy świadomie a zobaczysz jak bardzo się tego boisz.

 

Pierwsze - nie wiem. Podświadomość ma to do siebie, że trudno jest ją zrozumieć, tym bardziej w sytuacji, gdy jest sprzeczna z mą wolą, a ta obserwacja prowadzi już do dalszych rozważeń natury filozoficznych, których nie będę tu przywoływać, z oczywistych względów :)

Drugie - jestem perfekcjonistą, ale w ostatnim czasie stonowałem w wielu rzeczach. Wyszło na dobre, bo zacząłem się cieszyć (zajmuję się m.in. modelarstwem, perfekcjonizm jest zabójczy dla takiego hobby, w sytuacji gdy człowiek wiecznie niezadowolony z osiągniętej pracy).

Trzecie - w zasadzie niemal nie popełniam błędów. A jeśli już się zdarzy, to bardziej sobie wyrzucam błąd niż się boję. Gorzej z rzeczami nieuniknionymi i nieodwracalnymi. Tu mi się raz w życiu zdarzyło, w skrócie: zaspałem na ważny egzamin (9:00, obudziłem się o 9:20), mimo to szybko się zebrałem, pojechałem na miejsce i w sumie straciłem tylko 15 min czasu (cóż, jestem raczej szczęściarzem, za wiele tego typu przypadków w życiu). Po pobudce faktycznie ogarnął mnie lęk i bezradność, ale motywacja do walki do ostatniej próby była silniejsza.

 

Pewnie nie spodoba Ci się to co napisałem, bo nie w taki sposób chcesz siebie widzieć ..ale nie przejmuj się. Mogę się mylić ;)

 

Wolę tego typu coś usłyszeć, niż nie, bo to zawsze impuls do przemyśleń. I może pomóc, więc każda opinia przydatna.

 

Jestem prawie pewny, że za Twoje problemy odpowiada Twój surowy stosunek do siebie i do otoczenia. Na dłuższą metę po prostu nie da się tak żyć.

 

Przyznam, że czuję się zdumiony, powiedziałbym, że dostrzegłaś coś, co mnie zżera od środka, ale nie chcę tego nikomu powiedzieć, z racji narażenia się na śmieszność.

 

Dobrze, pozwolę sobie na pewne otwarcie. Jestem autokratą i mam bardzo wysoko zawieszone ambicje. W obecnych realiach geopolitycznych wręcz niemożliwe do zrealizowania. Prościej byłoby dać sobie spokój z koncepcjami politycznymi i żyć jak każdy normalny człowiek, ale zwyczajnie nie potrafię. Nie potrafię, bo to przyznanie się do porażki, niemocy i nieudolności. A to czyni człowieka słabym, tchórzem niegodnym istnienia. Mając 10 lat powiedziałem bliskiemu przyjacielowi, że to co nas różni to fakt, iż moim przeznaczeniem jest być wielkim tego świata za cenę cierpienia i wyrzeczeń, a mu dane będzie szczęście i pełne radości życie za cenę przeciętności i zginięcia w szarej masie, o której zapomni historia, co nie wiedzieć czemu, się spełnia. Być obecnym w historii świata, tak by pamiętali o mnie za 100, 1000 i 10000 i więcej lat, by zostawić po sobie ślad w historii, bo pamięć ludzka to jedyny czynnik, który będzie mieć znaczenie po śmierci. Pewność, iż zostawi się nieśmiertelne dziedzictwo, jak wielcy przywódcy tego świata. 90% moich myśli w wolnych chwilach skupia się wokół rozważań natury politycznej, gospodarczej, społecznej, filozoficznej i religijnej. Inaczej nie potrafię żyć.

 

Przyznam też, że w czasie pisania tego akapitu zaczęło się chcieć mi płakać i ogarnęło mnie roztrzęsienie. Tylko, że ja nie płaczę nigdy, nawet na pogrzebach, bo dowodzi to słabości. Zawsze muszę zachować stoicki spokój, kamienną twarz. Ot, cały ja...

 

Szczerze, obstawiam powyższe za główną, najbardziej skrytą przyczynę problemów. Dla mnie wiele rzeczy w życiu codziennym to tylko półśrodki, do jedynego, głównego celu, kiedy to zarazem czas ucieka, życia coraz mniej. Cóż, gdy czuję się gorzej, pojawia się chęć rezygnacji z planów [słaby i niezdrowy nie da rady], ale tylko jak poczuję się lepiej, od razu wracają żądzę, gdyż zaczynam czuć, iż skoro odzyskuję siły to mogę więcej. Bez zdrowia nic się nie uda.

 

Czy w domu do którego wracasz masz/miałeś styczność z osobą, która ma podobne, surowe podejście do świata?

 

Pewnie mama. Ona często podaje mi siebie jako przykład życiowego nieudacznika, którego błędów nie mam prawa popełnić.

 

W Twoich wypowiedziach na pierwszy plan wysuwają się objawy wegetatywne (cielesne). Czy tym objawom towarzyszą lęki, poważne obawy o zdrowie fizyczne i życie?

 

Oczywiście. Od czasu pierwszej nocy, kiedy to objawy wystąpiły, zacząłem dbać o zdrowie, poszerzyłem znacząco wiedzę medyczną. Otarłem się też o hipochondrię, która wywołała u mnie najgorszą fazę nerwicy, ale dałem radę z niej wyjść i zmienić podejście do kwestii "przypisywania chorób" (od końca grudnia 2011 do końca 3 tygodnia lutego 2012) z całodobowymi napięciami, drżącymi rękoma, poceniem się, bezsennością, stale podwyższoną temperaturą i częstymi napadami bólów główy (głównie okalający tępy ból głowy, ale czasem pulsacyjny i 2 razy klastrowy) z kulminacją w ostatnim tygodniu (7 dni całodobowego bólu, ledwo przechodzącego po apapie, więc brałem to na wytrzymałość, by się lekami nie dobijać). I to jest jedyny sprecyzowany lęk, który od czasu do czasu mi towarzyszy i który ma racjonalne podłoże. Tak też mogła wykiełkować mi nerwica, gdy po pierwszej nocy towarzyszył mi lęk o zdrowie, przespanie nocy i niepowtórzenie się przypadłości [pamiętam, że był bardzo silny, bo tamto zjawisko było wtedy niezrozumiałe i niepokojące], a potem pojawił się lęk przed nocą (pojawiający o zmierzchu) przed tym samym i dalej się rozszerzający. Mam też fobię dot. alkoholu (więc nie piję w zasadzie), wymiotowania [nie wymiotowałem od co najmniej 10 lat, ale wiem skąd się to wzięło] i najdziwniejszą złapaną latem 2012 - przed fast foodami i pizzą [pozwolę sobie przemilczeć; ale jej mechanizm jest dla mnie zrozumiały].

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

silence_sadness, problem w tym że:

1) u mnie dotyczy to całego ciała: plecy, pachy, stopy, dłonie (na np. książce zostają mokre ślady), a kiedy siedzę na plastikowym krześle to też jest ślad.

2) pocenie towarzysz mi za dnia ale za to cały czas

A inne objawy to:

Drżenie rąk i nóg, częste łzawienie, ataki gorąca.

Żaden z lekarzy nie powiedział że to fobia społeczna ale i neurolog i psychiatra przepisywał mi SSRI. Ostatnio zasugerowałem psychiatrze że może to objaw fobii a on powiedział, żeby to spróbować zwalczyć parogenem. Na razie tydzień biore i zobaczymy dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

silence_sadness, widzisz ja mam juz 24 lata troche życia juz przez to straciłem. Dziewczyne miałem 2 razy do 18 roku życia a potem już nie. Ten problem mnie przetasta. Najpierw myślałem że to okres dojrzewania itp. pózniej byłem z tym u dermatologa. Ten mi pomógł jak cholera - powiedział że taki już jestem i koniec. Potem u spec. chor. wew. i nic. Potem

endokrynolog (tarczyca) i nic. Potem neurolog i psychiatra. Przez to zawaliłem studia i rok jestem bez pracy. Po prostu zajebiście. Niedawno brałem amitryptyline i przyszły do mnie myśli samobójcze niespodziewanie. Teraz sobie myśle że to nie był głupi pomysł ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam taki problem. Prócz klasycznych objawów fobii występuje u mnie nadmierne pocenie (pisałem w innej części forum o tym).

Pocenie nasila się kiedy wychodzę z domu (niezależnie czy jestem w ruchu czy nie). Ten objaw niszczy mi życie i nie wiem skąd się wziął stosowałem różne SSRI teraz mam parogen. Wystarczy pięć minut jazdy samochodem latem i mam całe mokre plecy (zimą tylko pod pachami, chyba że świeci słońce to plecy też). Obecnie mam 24 lata i od ok 6 z tym walcze. Latem prawie nigdzie nie wychodze, nie spotykam się ze znajomymi (w zasadzie to już ich nie mam). Czy komuś z Was też towarzyszy taki objaw fobii społecznej ?

jeden oranizm wytwarza wiecej drugi mniej potu zależy ale jeśli dochodzi do tego stres nerwy to pocenie jest większe a w twoim przypadku to oczywiste w związku z stresem jaki towarzyszy ci w kontaktach miedzyludzkich lub z samym wyjsciem z domu twoj organizm wytwarza wiecej potu poprostu taka reakcja nerwy jakoś muszą uchodzic jednym sztywnieje szyja drugim drżą ręce a Ty sie pocisz ... poprostu

hmm nie pomaga Ci parogen??? :?::?: ja go biore i z dnia na dzien czuje sie coraz lepiej

 

-- 04 sty 2013, 01:34 --

 

Cześć mam 17 lat

Przełamałem się w końcu i postanowiłem poszukać pomocy by rozwiązać mój problem największym moim problemem, który uprzykrza i nie pozwala mi żyć jest to że nie potrafię rozmawiać z ludźmi a mianowicie jak już zaczynam rozmawiać to zaczyna mi bić szybciej serce robią się zimne ręce ( nie zawsze) nawet jak rozmawiam z kimś przez telefon wgl nie potrafię do kogoś zagadać nie potrafię się bawić w grupie ludzi bo mam wrażenie że wszyscy się na mnie patrzą śmieją obgadują boję się że mnie wyśmieją że np: źle tańczę że coś nie tak zrobię że coś głupiego powiem także unikam rozmów w grupie ludzi nie potrafię się otworzyć przed rodziną bliskimi nie potrafię mówić o swoich problemach bo mam wrażenie że wezmą mnie za kretyna

boję się krytyki na mój temat od 1 roku nie wychodzę z domu Bardzo chciałbym wyjść ale nie potrafię boję się pytań ludzi typu : dlaczego siedziałeś tyle czasu w domu co się z tobą działo itd. po prostu nie wiedziałbym co miałbym im powiedzieć lecz wyszedł bym na dwór w innym miejscu zamieszkania tam gdzie mnie nikt nie zna i nie wiedział że tyle czasu siedziałem w domu ale miał bym problem z zapoznaniem się z innymi rówieśnikami jest mi łatwiej coś napisać jak komuś powiedzieć chodziłem do Psychologa-Psychiatry ale nie potrafiłem im tego powiedzieć co napisałem tu zawszę mówiłem ze wszystko jest dobrze nic się nie dzieje (kłamałem) bo miałem wrażenie że mnie nie zrozumie i wyśmieje rodzina się mnie pyta dlaczego nie chcę wyjść z domu to odpowiadam głośnym tonem "ŻE MI SIĘ CHCE" po prostu nie umiem im powiedzieć całej prawdy wszystko duszę w sobie nie otwieram się przed nikim także Wstydzę się swojego głosu śmiechu wyglądu itd. praktycznie od dziecka jestem zamknięty w sobie ale potrafiłem jeszcze z kimś porozmawiać itd. można powiedzieć że stopniowo z roku na rok to wszystko się pogarszało aż do dziś nie okaleczam się ale mam myśli samobójcze lecz nie potrafiłbym sobie coś zrobić nie mam tyle odwagi

 

Może ktoś się z was spotkał z podobnym przypadkiem bądź jest tu jakiś psychiatra-psycholog i mógł by mi powiedzieć co to za FOBIA i doradzić co ja mam dalej zrobić wiem że tego się nie wyleczy w 1-2 dni to trzeba czasy ale nie chce tak żyć nawet nie wiecie jakie to dla mnie trudne : ( a jeszcze trudniejsze komuś to powiedzieć

 

tak jak pisałam wcześniej to co piszesz wskazuje na fobię społeczną bierz dupsko za przeproszeniem w troki i wybierz się do psychologa bo sam sobie nie pomożesz nie bój sie tego powiedzieć żaden psycholog psychiatra Cię nie wyśmieje poprostu masz problem ze sobą i jest Ci z tym zle jesteś człowiekiem masz prawo do oczekiwania pomocy i normalnego życia nie zwlekaj ani jednego dnia! psychiatra Ci da jakieś leki które wytłumią lęk a psycholog rozmową potrafi dużo zdziałać ! wiem jak trudno jest to zrobić sama męczyłam sie bardzo dlugi czas ze swoimi problemami bo wydawalo mi sie że ktos pomysli że to głupie itp ale w koncu powiedzialam sobie dosc podjełam terapię i warto było żałuję że nie zrobilam tego wczesniej! to twoje życie i od Ciebie zalezy jakie ono będzie a przecież jestesmy tutaj tak krótko dzien za dniem ucieka trzeba czerpać z tego życia co najlepsze czasem bywają dni lata bądz miesiące okrutne zimne ochydne ale trzeba walczyc o szczęście dobre samopoczucie ! dlatego nie duś sie z tym dłużej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zjebnerwicowy, Moim zdaniem kluczem do rozwiązania problemu jest poznanie jego źródła. Bez tego będziesz zdany na los, szczęście, ślepy traf, ..a jak widzę zdecydowanie wolisz trzymać wszystko w swoich rękach :) Wybacz jeśli czasem napiszę coś oczywistego. Po latach poszukiwań zdałem sobie sprawę, że odpowiedzi są bardziej banalne niż by się mogło wydawać ..więc muszę po prostu to napisać.

 

Skoro wiesz co "Cię boli", wiesz czego się powinieneś obawiać, zdajesz sobie doskonale sprawę że nie jesteś w niebezpieczeństwie a mimo tego odczuwasz lęk i nadal się z tym wszystkim męczysz, to znaczy że wszystko dzieje się poza zasięgiem Twojej świadomej woli. Przecież nikt świadomie nie sprowadza na siebie takiego nieszczęścia, nie obawia się nierealnego niebezpieczeństwa, nie boi się o życie tylko dlatego że mu serce mocniej bije itd., prawda?

Podświadomość wbrew pozorom bardzo łatwo zrozumieć. Nie jest to nic niezwykłego czy filozoficznego. Jest to prosty mechanizm usprawniający pracę mózgu. Gdyby nie podświadomość nasza głowę zaprzątała by cała masa niepotrzebnych informacji, które trzeba by było obrobić a wielu czynności nawet nie byli byśmy w stanie tak szybko przetworzyć, bo świadome myślenie jest baaardzo powolne.

Problem występuje wtedy, kiedy w naszej podświadomości zostaną zakodowane niechciane odruchy, reakcje, które świadomie byśmy odrzucili, odepchnęli, wyśmiali itd. To, że jesteś w miejscu w którym jesteś jest dowodem na to z jaką łatwością nasza podświadomość uczy się patologicznych odruchów.

 

Teraz podstawowe pytanie: Skąd w Twojej podświadomości wzięły się te wszystkie obawy i automatyczne reakcje? Piszesz, że jesteś stworzony do rzeczy wielkich. Czy ktoś poza Tobą ma takie zdanie na ten temat? Czy Twoja mama czasem nie jest w tym względzie dużo większą pesymistkonegatywistkorealistką? Pewnie jej ulubionym zajęciem jest sprowadzanie syna na ziemię.

 

Chce Ci się płakać, bo wiesz że brniesz w ślepy zaułek, czujesz że droga która podążasz prowadzi na psychiczne i fizyczne dno zamiast na szczyty a mimo tego odczuwasz przymus, żeby to kontynuować. Jesteś pewny, że bycie spokojnym, zadowolonym z życia człowiekiem zależy od tego jak Cię widzą i zapamiętają po śmierci inne osoby?

 

Bierzesz parogen. To bardzo dobrze. Bierz spokojnie i czekaj na działanie. Jestem zdania, że żaden lek nie wyciąga ludzi z takich stanów w kilka tygodni. Czasem to oczekiwanie może potrwać kilka miesięcy, żeby móc odczuć wyraźną ulgę. Paroksetyna wyciszy objaw wegetatywne a przy okazji pomoże Ci złapać dystans.

 

-- 04 sty 2013, 14:35 --

 

ups! ..pomyliłem Cię z kolega "cierpiącym" :) W każdym razie wybierz się do lekarza, pogadaj o swoich problemach. Jest sporo leków, które niwelują bądź znoszą objawy wegetatywne. Przy okazji wyhamowują lęki. Nie ma sensu się tak męczyć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy fobia społeczna może się przekształcić w depresję ?

Nieleczona po jakimś czasie na pewno

no to jeszcze z tydzien noo półtorej i zacznie działać ja biore miesiąc i od 4 dni czuje dużą różnice oczywiście w pozytywnym sensie

Samymi lekami człowiek nie wyleczy swoich błędnych przekonań i lęków . Leki mogą jedynie na jakiś czas je wyeliminować i są dobrym dodatkiem do terapii , ale po ich odstawieniu wszystko wraca ... no ale każdy wybiera , to co uważa za słuszne , więc mimo wszystko życzę powodzenia i szybkiego powrotu do zdrowia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy fobia społeczna może się przekształcić w depresję ?

Jestem na to żywym dowodem. Może nie tyle co przekształcić się co wywołać poważne, przewlekłe zaburzenia nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam również ten sam problem co Wy. A w szczególności męczy mnie ergofobia, czyli strach przed pracą. Jest to związane w dużej mierze z fobią społecznościową. Ale postanowiłam z tym walczyć póki co sama. Doszłam do wniosku, że najlepszym na to sposobem będzie pisanie bloga. Wyrzucenie z siebie wszystkiego co mnie dręczy, większe motywowanie. Mam nadzieję, że ten blog w przyszłości posłuży nie tylko mnie, ale wszystkim, którzy się z tym zmagają. Chętnych do czytania zapraszam : http://moja-ergofobia.blogspot.com/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to chyba zaczynam powoli łapać depreche.

Boje sie iść nawet do apteki po leki.Prawie wcale nie wychodze z domu wpier*alam paro a poza tym nic konkretnego. Zeby nie bylo az tak optymistycznie to jeszcze mysli o samoboju. Kiedy wychodze to tylko sie martwie tym zeby się nie spocic. Moge kilka razy ogladac moja koszulkę/bluzę/sweter czy nie ma plam.

Kiedyś myślałem o ETS ale to ma wiecej wad niz zalet :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niecierpliwy, W pierwszym okresie brania pogorszenie samopoczucia to norma. Po 2-3 tygodniach ten zwał przechodzi.

 

-- 09 sty 2013, 15:28 --

 

ergokatarzynna, Twoja niechęć czy lęk przed podjęciem aktywności jak najbardziej może się wiązać z przewlekłym lękiem społecznym czy wstydliwością. Sam mam fs odkąd pamiętam i mnie również jest ciężko podjąć tego typu aktywność. Wiadomo trzeba wyjść z domu, przemieścić się, być tam, wrócić - wszystkie te czynności wiążą się z kontaktami międzyludzkimi, wystawieniem na widok publiczny i setkami myśli związanych z uczuciem lęku.

U mnie wieloletnia fobia wywołała szereg innych problemów zdrowotnych typowych dla dystymii tj. trudności w myśleniu, problemy z pamięcią i koncentracją, blokadę psycho-fizyczną, zaburzenia snu, ciągle przemęczone i obolałe ciało itd. ..dlatego aby uniknąć kolejnych problemów ze zdrowiem warto zwrócić się do specjalisty i prosić o pomoc jak najwcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×