Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Mój problem polega na tym, że zwyczajnie nie mam do kogo gęby otworzyć. Aktualnie jestem bez szkoły, pracy, studiów, nic, zero. Dopiero w październiku pójdę na studia. A pracy nie ma żadnej, nawet zasranych ulotek nie dadzą mi roznieść. W domu też najczęściej nikogo nie ma. Co więcej, mieszkam na totalnym zadupiu, nie można zwyczajnie wyjść do miasta, ale w mieście i tak znajomych nie mam, bo powyjeżdżali. Na zadupiu też znajomych nie mam. A ci, co się porozjeżdżali, to i tak było ich tylko kilku na krzyż, i to w sumie koledzy a nie przyjaciele.

 

Nie wytrzymam tu do października. Idę płakać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój problem polega na tym, że zwyczajnie nie mam do kogo gęby otworzyć. Aktualnie jestem bez szkoły, pracy, studiów, nic, zero. Dopiero w październiku pójdę na studia. A pracy nie ma żadnej, nawet zasranych ulotek nie dadzą mi roznieść. W domu też najczęściej nikogo nie ma. Co więcej, mieszkam na totalnym zadupiu, nie można zwyczajnie wyjść do miasta, ale w mieście i tak znajomych nie mam, bo powyjeżdżali. Na zadupiu też znajomych nie mam. A ci, co się porozjeżdżali, to i tak było ich tylko kilku na krzyż, i to w sumie koledzy a nie przyjaciele.

chodzę do szkoły, a mogłabym się NIEMAL pod tym podpisać... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój problem polega na tym, że zwyczajnie nie mam do kogo gęby otworzyć. Aktualnie jestem bez szkoły, pracy, studiów, nic, zero. Dopiero w październiku pójdę na studia. A pracy nie ma żadnej, nawet zasranych ulotek nie dadzą mi roznieść. W domu też najczęściej nikogo nie ma. Co więcej, mieszkam na totalnym zadupiu, nie można zwyczajnie wyjść do miasta, ale w mieście i tak znajomych nie mam, bo powyjeżdżali. Na zadupiu też znajomych nie mam. A ci, co się porozjeżdżali, to i tak było ich tylko kilku na krzyż, i to w sumie koledzy a nie przyjaciele.

 

Nie wytrzymam tu do października. Idę płakać.

 

Nie wiem czy mogę powiedzieć że mam podobnie. Przez ostatnie dwa lata jest bardzo fajne. Zmarł mój Tato, straciłem wszystkich znajomych a nie dawno mój jedyny przyjaciel którego miałem zaczął w coś ze mną grać. Gdy chciałem się dowiedzieć o co chodzi w delikatny sposób, przestał się odzywać. Po jakimś czasie się odezwał i po chwili na nowo grał w coś. Prace mam ale chcę ją zmienić nerwowo już nie wytrzymuję w niej. Mieszkanie mam ale mieszkam w nim sam. Nie mam z kim pogadać nawet o pierdołach, wkurza mnie to i non stop jestem wściekły. Na dodatek mam takie szczęście w życiu że chciał bym mieć pecha zamiast takiego szczęścia. Tłumacze sobie to wszystko tak że 'Każdy ma tyle w życiu na ile zasłużył'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To akurat miało znaczenie tylko dla mnie bo wcześniej przestawali się odzywać ale po tym wszystkim obwiniałem się że to moja wina i tak jest do tej pory. Wszystko za co się biorę się pierdzieli i nie ważne jak będę się starać. Jakieś dwa tyg temu spotkałem 'przyjaciółkę' i się jej wprost spytałem czemu przez ponad rok czasu się nie odzywała, odpowiedź dostałem "tak jakoś wyszło".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem samotność wiele uczy, sam to widzę po sobie, ludzi zastępują mi psychodeliki, wychodzę na miasto i rozmawiam z samochodami, drzewami, mają one na prawdę tyle samo do powiedzenia co niejeden siwy starzec spod budki z piwem, a jednak co martwe to nie rani, bezpieczniej, pewniej, ciekawiej... ludzie są potwornie nudni i jedynie własna płycizna skazuje niektóre osobniki na całkowitą zależność od społeczeństwa. Wygodniej stać i obserwować, jedynie podstawiając nogę w odpowiedniej chwili i w odpowiednim czasie a samemu realizując wszelkie własne potrzeby, warto też uroić sobie Boga albo po prostu wierzyć w niego w jakikolwiek sposób i jakkolwiek to nazywając, wtedy tworzy się relacja, a jaka ona będzie zależy od naszej wyobraźni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i rozmawiam z samochodami,mają one na prawdę tyle samo do powiedzenia co niejeden siwy starzec spod budki z piwem

Taa mówią między sobą "Ej ,ej stary,pożycz trochę oleju!,nie bądż chamem!" albo "Wiesz wczoraj kobieta mnie rzuciła,pojechałem na stację i schlałem się bezołowiową...." ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagzax wydaje mi sie ze jednak problem tkwi nie w ludziach a wlasnie w Tobie. Mysle ze piszac "ludzie sa nudni" tak na prawde opisujesz siebie samego. Byc moze sam mam z tym problem.

 

Rozmawianie z samochodami/drzewami zamiast normalnych zwiazkow interpresonalnych tez nie doprowadzi Cie do niczego dobrego. Czlowiek jest jednak stworzony do zycia wsrod innych. To co robisz niestety odbiega bardzo od normalnosci i z pewnoscia nie sluzy zdrowiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony Jestem na podobnym etapie .Też stopniowo tracę kontakt ze wszystkimi przyjaciółmi,znajomymi...Też tłumaczę sobie ,że to moja wina,że to moje zachowanie do tego doprowadza .Niby nie bezpodstawnie ,niby zdaję sobie sprawę z własnego zachowania,ale jednak gdzieś w podświadomości jest jakiś żal do nich.Osoba,która chciała i pomagała mi(której zawdzięczam wiele... i mimo wszystko nic tego nie zmieni )najbardziej a ,która wcale nie była przyjacielem też nagle zaczęła mieć dosyć .Wieczne pretensje o każde odezwanie itp.Kiedy z bólem postanawiałam i próbowałam zrywać kontakt miała pretensje o to .Momentami frustracja mnie roznosiła bo z wdzięczności byłam gotowa robić wszystko czy chciałam tego czy nie.Czy to dla mnie dobre czy nie byle tylko dla Niej było dobrze ,tak jak Ona chce ,ale i tak zawsze było źle.Cyba dopiero teraz pomału relacje zacynają wyglądać normalnie czyli po środku tego co było .A prawdziwi przyjaciele ? co z tego ,że mogłam liczyć zawsze na nich pod względem finansowym itp. jak z moje problemy z samą sobą po prostu bagatelizowali ,ignorowali,nie dowierzali i do dziś tak jest z tym,że niektórzy odwracają się co raz bardziej,unikają kontaktu.Żal ,żalem,ale nie dramatyzuje bo nic na siłę ,co mi po narzucaniu się.A sama samotność ? Dziś to dla mnie coś strasznego,boję się jej a jutro już jej pragnęi dobrze mi z nią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hahaha ja to jestem nieźle poryty. Mimo tego, że instynktownie brakuje mi kogoś z kimś miałbym jakiś głębszy kontakt(coś jak potrzeba)to wiem, że nie jestem w stanie takiego kontaktu zapewnić. Po prostu nie umiem. Jestem emocjonalnie wybrakowany, brakuje mi pewnych uczuć i po prostu nie mógłbym być z drugą osobą. Starałem sobie to wyobrazić, że np jestem z jakąś dziewczyną, że muszę mówić "kochanie" itp. Nie mogło by mi to przejść przez gardło. Zauważyłem że choćby mieli mi odciąć ręce i nogi to nie wypowiem słowa "kocham Cię". To nie możliwe, towarzyszy temu takie dziwne uczucie. Muszę być sam !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja emocji czasem przeżywam aż za dużo, ale chyba nie mam za wiele ciekawego do powiedzenia przez to że w domu głównie siedzę. A nie mam gdzie wyjść poza zakupami i sprawami urzędowymi (no do pracy jak znajdę pracę) bo znajomych nie potrzebuję a szukanie dziewczyny coś niezbyt mi idzie, bo i też trudniej znaleźć jak się nie jest uspołecznionym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To właśnie od ponad 3 lat, zawsze w dzień końca roku świadomość samotności uderza we mnie najbardziej,że każdy (zdecydowana większość) ma jakieś tam towarzystwo,gdzieś idzie, z kimś patrzy na ten zafajdany nowy rok...

U mnie zaś,głównie z własnej winy...

człowiek siedzi sam ze sobą, i myśli, co dalej,co będzie, i czy coś się zmieni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie też ten koniec roku dobija. Szczególnie od paru dni, jak się okazało że prawdopodobnie nic nie wyjdzie z jedną osobą.

A mam wspomnienia dwa razy w miarę fajnego Sylwestra, tzn. może nic specjalnego się nie działo wtedy bo to były Sylwestry w domu i bez jakichś super atrakcji, ale nie byłem sam i to było zupełnie inaczej :( :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaqzax-3, duzo prawdy napisales!

 

U mnie w sumie kazdy sylwester byl samotny. I ten tez taki bedzie. Niezaleznie czy szlam na "gruba" impreze czy siedzialam w domu. Zawsze to byla chwila gdy odczuwalam miażdżący bol samotnosci. I te przemyslenia - lata mijaja a u mnie ciagle to samo czyli NIC. Ehhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony Jestem na podobnym etapie .Też stopniowo tracę kontakt ze wszystkimi przyjaciółmi,znajomymi...Też tłumaczę sobie ,że to moja wina,że to moje zachowanie do tego doprowadza .Niby nie bezpodstawnie ,niby zdaję sobie sprawę z własnego zachowania,ale jednak gdzieś w podświadomości jest jakiś żal do nich.Osoba,która chciała i pomagała mi(której zawdzięczam wiele... i mimo wszystko nic tego nie zmieni )najbardziej a ,która wcale nie była przyjacielem też nagle zaczęła mieć dosyć .Wieczne pretensje o każde odezwanie itp.Kiedy z bólem postanawiałam i próbowałam zrywać kontakt miała pretensje o to .Momentami frustracja mnie roznosiła bo z wdzięczności byłam gotowa robić wszystko czy chciałam tego czy nie.Czy to dla mnie dobre czy nie byle tylko dla Niej było dobrze ,tak jak Ona chce ,ale i tak zawsze było źle.Cyba dopiero teraz pomału relacje zacynają wyglądać normalnie czyli po środku tego co było .A prawdziwi przyjaciele ? co z tego ,że mogłam liczyć zawsze na nich pod względem finansowym itp. jak z moje problemy z samą sobą po prostu bagatelizowali ,ignorowali,nie dowierzali i do dziś tak jest z tym,że niektórzy odwracają się co raz bardziej,unikają kontaktu.Żal ,żalem,ale nie dramatyzuje bo nic na siłę ,co mi po narzucaniu się.A sama samotność ? Dziś to dla mnie coś strasznego,boję się jej a jutro już jej pragnęi dobrze mi z nią...

 

To jest podobnie jak u mnie. Z częścią znajomych sam zerwałem kontakt bo miałem tego już dość że jak coś chcieli to znali adres a jak ja potrzebowałem drobną rzecz to były do mnie o to pretensje że coś od nich chce. Tych tzw. znajomych mi nie brakuje, tylko nie radze sobie z takimi sytuacjami że po 3 latach dobrej 'przyjaźni' ktoś bez słowa,bez powodu zmienia się o 360stopni. Już tak raz było że przez prawie miesiąc czasu nie mieliśmy kontaktu tzn. co jakiś czas próbowałem zadzwonić,napisać sms ale byłem traktowany jak śmieć w lesie. Po tym było wiadomo 'przepraszam itp.'.Później jakoś zaczęliśmy znowu mieć relacje jak wcześniej ale to nie trwało długo i znowu było to samo. Mam żal do tej osoby bo była mi cholernie potrzebna pewnego razu bo tylko na nią mogłem liczyć, była to sytuacja kryzysowa(nie chodzi o pieniądze)byłem olany. Po miesiącu dostałem sms z przeprosinami itp. ale dopiero dziś do mnie dotarło że to była gra. Było to te dwa miesiące temu. Ta gra trwa do dziś i nie wiem czy pomimo tego że cholernie lubię tą osobę i jest mi najbliższa jestem w stanie zatrzeć żal o to, nie chcę więcej zawieść się na kimś komu ufam. Nie chce udawać tak jak to robiłem bardzo dawno temu że jest wszystko dobrze i na nowo zamknąć się w sobie. Chciałem to wszystko naprawić żeby było jak kiedyś ale nie jestem w stanie tego zrobić gdy ta druga osoba tego nie chce i ciągle w coś gra. Na razie jakoś sobie radzę chociaż prawie każdego dnia ktoś rzuca mi kłody pod nogi. Dziś postanowiłem że jak mi się uda wyjadę za granice na stałe nie mówiąc nic nikomu o tym bo i tak nic i nikt mnie tu nie trzyma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony88, ja ze znajomymi uporałam się już dawno temu i jeśli chodzi o brak tzw "przyjaciół" to nie sprawia mi to specjalnego problemu. Po prostu po kolejnym razie kiedy to zawiodłam się na "przyjaciółce" powiedziałam sobie, że przyjaźń nie istnieje, a że byłam jeszcze dość młoda to łatwo mi się to wdrukowało. Od tego czasu nie używam w ogóle tego słowa. Mam znajomych, bliższych i dalszych, ale mam świadomość tego, że liczyć zawsze muszę w pierwszej kolejności na siebie. Znajomy to nie przyjaciel, nie wymaga się od niego za wiele więc się człowiek nie ma okazji bardzo rozczarować.

 

Miałam na studiach koleżankę z którą spędzałam dużo czasu, przez długi czas była to jedna z najlepszych moich znajomych. Kilka miesięcy temu nie pomogła mi gdy byłam bardzo chora i musiałam jechać do szpitala. Zawiodłam się na niej i od tego czasu raczej nie utrzymujemy kontaktu. Nie mam z tym jednak problemu, że nasze drogi po prostu się rozeszły.

 

Znajomi przychodzą i odchodzą. Nie mam problemu z poznawaniem nowych ludzi, więc jakoś Ci starzy są zastępowani nowymi.

 

Mam natomiast kogoś, koleżankę, która jest dla mnie jak rodzina. Nie wiem jak długo uda się tą znajomość utrzymać na obecnym poziomie, ale przekonałam się że do takiego układu trzeba po prostu dojrzeć. Trzeba trafić na kogoś kto będzie nas akceptował w 100%, rozumiał i my musimy mu odpłacać tym samym. Zawsze jednak trzeba mieć wbite do głowy, że każdy ma swoje życie i to życie jest ponad naszym. Żaden znajomy choćby nie wiem jak dobry życia za nas nie odda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony

 

Co do wyjazdu to nie byłabym pewna czy to dobre wyjście .Ja włąśnie to zrobiłam,tyle,że oficjalnie ,nic nie ukrywałąm a wręcz przeciwnie musiałam(chciałam) powiedzieć ,żeby uniknąć niedomówień.Zrobiłam to właśnie po to,żeby uciec od tego wszystkiego w okół a teraz bardzo często żałuje ,tęsknie mimo wszystko za wszystkim.Czasami aż mnie roz... jak o tym pomyśle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hahaha ja to jestem nieźle poryty. Mimo tego, że instynktownie brakuje mi kogoś z kimś miałbym jakiś głębszy kontakt(coś jak potrzeba)to wiem, że nie jestem w stanie takiego kontaktu zapewnić. Po prostu nie umiem. Jestem emocjonalnie wybrakowany, brakuje mi pewnych uczuć i po prostu nie mógłbym być z drugą osobą. Starałem sobie to wyobrazić, że np jestem z jakąś dziewczyną, że muszę mówić "kochanie" itp. Nie mogło by mi to przejść przez gardło. Zauważyłem że choćby mieli mi odciąć ręce i nogi to nie wypowiem słowa "kocham Cię". To nie możliwe, towarzyszy temu takie dziwne uczucie. Muszę być sam !

 

miałem podobnie z tym kocham cię, wiele lat temu, to akurat zabiłem SSRI, człowiek zećpany lekami sam do końca nie wie co czuje a nawet wypowiedziane słowo "kocham cie" nie jest juz tym czym bez leków, SSRI to taka prezerwatywa emocjonalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony

 

Co do wyjazdu to nie byłabym pewna czy to dobre wyjście .Ja włąśnie to zrobiłam,tyle,że oficjalnie ,nic nie ukrywałąm a wreeęcz przeciwnie musiałam(chciałam) powiedzieć ,żeby uniknąć niedomówień.Zrobiłam to właśnie po to,żeby uciec od tego wszystkiego w okół a teraz bardzo często żałuje ,tęsknie mimo wszystko za wszystkim.Czasami aż mnie roz... jak o tym pomyśle...

 

Tylko sądzę że będzie mi łatwiej żyć wiedząc że jestem daleko od nich wszystkich, niż żyjąc tu i teraz wiedząc o tym że każdy jest obok a tak naprawdę na innej planecie. Bezradność powoduję u mnie agresje, a tak będzie łatwiej się pogodzić z tym że jest jakaś naturalna przeszkoda a nie wyimaginowana, tak jak jest niby teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życzę wszystkim mniej samotnego nowego roku. ;) Jestem już po wyjeździe we dwójkę, o którym wcześniej pisałam. Było fajnie. :smile:

Merridell, może masz racje, sama już nie wiem... Jakoś depresja się nie odzywała podczas tego wyjazdu, została tylko niepewność siebie, którą jakoś próbowałam zatuszować.

Saiga, taaak, niby wiem że nie ma co się obwiniać, ale nieustannie o wszystko siebie obwiniam. To strasznie blokuje jakiekolwiek działania ku polepszeniu własnego stanu.

 

Obecność drugiego człowieka blisko jest jednak zbawienna. Endorfiny same się produkują. Chyba od paru miesięcy nie byłam tak zadowolona jak podczas wspólnych chwil w ciągu tych paru dni. Ja mam przeważnie skłonność do zbyt emocjonalnych zachowań w sytuacjach bliskości fizyczno-psychicznej, ale jakoś udało mi się je powstrzymywać. Zwykle brakuje mi bardzo zacieśnionego porozumienia psychicznego z drugą osobą, ale widocznie nie zawsze i nie po paru dniach od długiego czasu niewidzenia się można je otrzymać. Ale to nic, i tak było fajnie. Teraz pewnie będę tęsknić. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony

 

Co do wyjazdu to nie byłabym pewna czy to dobre wyjście .Ja włąśnie to zrobiłam,tyle,że oficjalnie ,nic nie ukrywałąm a wreeęcz przeciwnie musiałam(chciałam) powiedzieć ,żeby uniknąć niedomówień.Zrobiłam to właśnie po to,żeby uciec od tego wszystkiego w okół a teraz bardzo często żałuje ,tęsknie mimo wszystko za wszystkim.Czasami aż mnie roz... jak o tym pomyśle...

 

Tylko sądzę że będzie mi łatwiej żyć wiedząc że jestem daleko od nich wszystkich, niż żyjąc tu i teraz wiedząc o tym że każdy jest obok a tak naprawdę na innej planecie. Bezradność powoduję u mnie agresje, a tak będzie łatwiej się pogodzić z tym że jest jakaś naturalna przeszkoda a nie wyimaginowana, tak jak jest niby teraz.

 

 

 

Też właśnie tak sądziłam,ta nadzieja mnie przekonała właśnie czas i życie pokazały inaczej ,ale nie rezygnuj może ja akurat nie otrafię wykorzystać możliwości a Toboe się uda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×