Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nawroty nerwicy


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Tak naprawde myslałam o sobie, że jestem silna, ze wszystkim sobie poradzę. I dlatego DŁUUUUGO nie dopuszczałam do siebie mysli, ze jest cosnie tak. na poczatku zreszta swietnie radziłam sobie z lękami. Dopiero w we wrzesniu ubiegłego roku kolezanka zawiozła mnie do psychiatry, bo uznalaysmy, ze nie dam sama rady. A jak balam sie przyjmowac leki!!!!! Ale juz po kliku dnaich bylam very hapy.

 

 

Sorki, ze tak sie rozgadalam, ale może bedzie lżej.

 

Po nowym roku ( w połowie stycznia) przerwałam kuracje. Myślalam, ze wszystko wróci do normy. :lol:

Taaak...

Teraz od 12 dni jestem na tym samym leku - seroxat, ale na razie efekty mizerne.

Tylko teraz juzwiem, że same leki nie wystarcza, pierwsza rozmowę z terapeuta mam juzza soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez staram sobie sama radzic z moimi lękami ale planuje tez isc na psychoterapie bo boje sie własnie tego o czym piszesz ze...nagle moze byc znacznie gorzej..Czemu ta choroba przybiera rózne twarze ?Raz jest delikatna..raz cicha kryje sie w ukryciu..a raz okrutna..demonicz :( na

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko prowadzic "normalne" zycie. Bo rano ide do pracy i trzeba tam jakos funkcjonowac. po południu rodzina, dom. I szczególnie syn. on mnie stawia do pionu. Bo nic nie wie o moich dolegliwościch. Zreszta męzowi powiem dopiero podczas weekendu. Do tej pory nic nie wiedział. Przez poł roku udało mi sie to zbagatelizowac. Jakos balam się jego komentarzy. Ale teraz mysle, że trzeba. Razem bedzie moze łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też długo ukrywałam przed moim mężem co mnie trapi,bałam się jego reakcji,ale nadszedł dzień,że poprostu nie dawałam rady no i stało się.Zachował się cudownie,sam znalazł psychiatrę i non stop był przy mnie i do dziś jestem mu za to wdzięczna.Mogę na niego liczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

janku zadne mysli nie sa głupie forum jest po to zeby wylac wszystkie swoje obawy..mysli...Ja tez myslałam ze ta choroba jest chorobą nastolatków..nie sadziłam ze ludzie dojrzalsi moga miec z tym problem ..a jednak

 

a ja myslałem odwrotnie...im starszy człowiek tym wiecej emocji się kumuluje aż w końcu peka.. na początku byłem przerażony, ze tylu nasto- i dwudziesto- latków choruje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko prowadzic "normalne" zycie. Bo rano ide do pracy i trzeba tam jakos funkcjonowac. po południu rodzina, dom. I szczególnie syn. on mnie stawia do pionu. Bo nic nie wie o moich dolegliwościch. Zreszta męzowi powiem dopiero podczas weekendu. Do tej pory nic nie wiedział. Przez poł roku udało mi sie to zbagatelizowac. Jakos balam się jego komentarzy. Ale teraz mysle, że trzeba. Razem bedzie moze łatwiej.

 

razem na pewno bedzie łatwiej..

ale z Twojej wypowiedzi rodzi się pytanie: czy jest możliwe w jakikolwiek sposob ukryć chorobe przed bliskim otoczeniem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznałam sie tylko do swojej najblizszej przyjaciolki. Bo ona sama miała problemy.

Mąz sie nie dowiedzial, bo pracuje poza domem. Widujemy sie tylko w weekendy. Wtedy staram sie zachowac twarz. ale gdy mnie chwycilo we wrzesniu chyba sie domyślał. Bo apetyt na seks zanikł. Ale o nic nie pytał, a ja nie mowilam. Zreszta po kilku tabletkach było fantastycznie.

Ale teraz. Juz drugi tydzien, i nie mija. Mimo, że wrocilam do lekow. Musze mu powiedziec. Tylko jest jeden problem: jest bardzo złosliwy. I nie wiem jak zareaguje. Może ktos ma podobne doswiadczenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj były mąż wydawał sie bardzo bezduszny i bez serca tez go całymi dniami nie bylo..wszystko miał gdzies ale o dziwo kiedy mu powiedziałam o chorobie o dziwo wyglądało jakby zrozumiał. Czesciaj był w domu bo wiedział ze boje sie byc sama..wykazywał naprawde duzo zrozumienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i jak sobie Soniu radzisz. Tylko błagam, bez pesymizmu. Bo na dzis mam go dosyć. I czy twoj syn wie.

Muszę przyznać, że ostatnio radze sobie naprawdę dobrze, od lipca nie biorę żadnych leków, byłam na kilku spotkaniach z psychologiem, to mi troche rozjasniło umysł, dużo przeczytałam książek na te tematy, okazały sie pomocne, jednym słowem czuję się silniejsza, najbardziej cieszy mnie fakt , że moim życiem kieruję sama a nie lekarstwa. Ale do tego etapu trzeba niestety dojść samemu, po 3 latach leczenia farmakologicznego zrozumiałam ,że nie tędy droga,żaden lek nie wyleczy mojej duszy, trzeba sie ostro zabrać za siebie.Bardzo wpłynęły na mnie słowa, które wyczytałam w jednej z książek, nie pamietam w której, brzmiało to mniej więcej tak;

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment,że musi sam siebie wziąć w ramiona.

 

Mój syn, mąż i bliższa rodzina wiedzą o chorobie od początku, bo tego nie dało sie ukryć, zresztą po co. Ale walkę z nerwica toczę sama, nie mam wielkiego wsparcia w nich, działa to na tej zasadzie,że oni wiedzą jak ja się czuję i nic przecież nie moga dla mnie zrobić, bo to mój problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że nie myślałam o czytaniu ksiązek. a może coś polecisz? Do tej pory szukałam informacji w necie, ale to nie jest to.

 

jak poszłam pierwszy raz do psychiatry i usłyszałam 6-9 miesięcy leczenia i myślalm, ze to wiecznośc. ale po czytaniu postów, juz wiem, ze to musi trwac.

Zazdroszcze tylko innym, ze radza sobie z lekiem. Ja na razie nie umiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielanek!! Kiedy nerwica mnie zlapala,bylam szczesliwa mezatka,bez problemow.Zanim lekarze doszli co mi jest trwalo to pol roku,a ja myslalam ze juz pomalu umieram.Teraz z perspektywy czasu zauwazylam,ze na poczatku mojej choroby maz mnie wspieral,pocieszal.Teraz juz mu sie wszystko znudzilo i zaczal to olewac.Qrde czasem nawet nie chce mnie sluchac,ze sie boje wyjsc z domu.Twierdzi,ze sie zmienilam,byc moze ma racje,bo nerwica nasilila sie w zeszlym roku,kiedy zmarla mi jedyna przyjaciolka-mama.Od tego czasu zaczelam sie powaznie leczyc,raz jest lepiej,raz gorzej.Wspomnienia wracaja,dla meza to tylko byla tesciowa.Czesto dochodzi miedzy nami do spiec i wtedy mam juz wszystkiego dosc.Gdyby nie leki,pewnie bym wogole nie funkcjonowala.Jak pozbyc sie tej cholernej nerwicy? Jak unikac napadow paniki? Probuje nie myslec,ale to nic nie daje.......... Czy tez tak masz???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja taką szczęśliwa mężatka nie jestem. Ale własnie ta choroba dała mi wiele do myslenia. Bo tak naprawde niewiele wiemy o człowieku, z którym meszkamy pod jednym dachem. Przede mna cala psychoterapia.

 

Ja mam na codzien przykład wychodzenie z nerwicy. Pracuje za mna dziewczyna ( po 40-tce), która powoli wychodzi na swiatło. Dlatego mnie rozumie. Mówi, ze można oswoic lęk. Nie bierze leków, tylko od czasu do czau chodzi do terapeuty ( 1x na miesiąc). Ale na to potrzeba czasu i cierpliwości, czego niestety nam brak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×