Skocz do zawartości
Nerwica.com

Seksoholizm czy nie - jak odróżnić


Rekomendowane odpowiedzi

:P wiec wiesz co robic zeby miec spokoj

:P:P:P

 

-- 18 gru 2012, 22:59 --

 

gdybyś była taka jak opisujesz to pewnie nie chciałbym Cię znać.

Grzybku, gdybym nad sobą nie pracowała i była taka jak opisuję, to byśmy się nie znali, bo bym w pierdlu albo w psychiatryku siedziała. ;-)

A gdybym ja nad sobą nie pracował to bym albo się pewnie zabił dawno temu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zostaw ludziom temat o seksie na wieczór... ;)

 

A tak serio, to nie zauważyliście dopisku: "przykładowo" czy "na przykład". Słowem nie napisałam, co on konkretnie lubi, dałam tylko przykład, jak mogę to odbierać (tu: jak kobieta która grać nie lubi a specjalnie dla partnera na siłę się mimo wszystko stara).

 

Nie jestem w stanie dać mu tego, czego szuka, bo generalnie szuka wirtualnego kontaktu z dziesiątkami osób do spełniania swoich fantazji. Co do "szukania tego czego nie ma w łóżku" to wprowadziłam tyle modyfikacji, ile tylko mogłam bez poczucia, że do czegoś się zmuszam. I tak tego jest dość sporo a jak przesadziłam i spróbowałam po bandzie ze wszystkim, to jak pisałam - wszystko tylko się nasiliło, zamiast pomóc. Zamiast przestać "szukać czego nie ma", to zaczął siedzieć tyle czasu, że sam przyszedł i powiedział, że stracił kontrolę.

 

Ja się czuję po czymś takim, jakby mnie zdradzał na prawo i lewo. Dopóki nie zaczęłam się zbierać do odejścia to mi jeszcze próbował wykładać ideę "nic nie znaczącego wirtuala". Zaproponowałam, że w takim razie od jutra zacznę robić tak samo to może jak poczuje jak to wygląda od drugiej strony to mnie zrozumie lepiej i więcej tematu nie było.

 

Sama próbowałam żeby go zrozumieć - niewiele mnie w tym kręci i nadal nie rozumie, na jakiego grzyba mu to, a on mi mówi, że też nie wie, ale czuje mus.

 

 

Proponowałam: jak ma to pomóc, to możemy się z kimś zaprzyjaźnić o podobnych preferencjach, wolę mieć jedną osobę pod kontrolą raz na jakiś czas tylko od seksu, jak stawać do walki z dziesiątkami wirtualnych panienek. W sumie byłam w desperacji ale i też zawsze rozdzielałam seks od uczuć i nie miałam z tym problemów, byleby o wszystkim wiedzieć i żeby to nie szło w setki, tylko w parę zaprzyjaźnionych osób czy par.

 

Nie chciał.

 

Możecie mi zazdrościć super wiernego faceta który godzinami lubi siedzieć w sieci i fantazjować z obcymi o czymś, czego ja mu nie dam a on powtarza, że tego ode mnie nie chce, nie zmusza i że "normalny" seks mu wystarcza. Ale mnie krew po prostu zalewa. Myślałam też o tym, czy nie dręczy mnie wyłącznie brak poczucia kontroli nad tym i jego kłamstwa ale nie - zaproszenie co jakiś czas kogoś, kogo znam i ufam, do buduaru mnie nie denerwuje a sex - chaty z dziesiątkami osób, nawet jakbym o tym wiedziała, doprowadza do rozpaczy. Nawet przy tym wspomnianym oddzielaniu seksu od uczuć. Jest dla mnie dokładnie tak, jakby nie zaproponował kogoś "for fun", nie stwierdził "ok, ma to pomóc, to znajdźmy kogoś, raz na jakiś czas wyszaleje się pod moim czujnym okiem i mi się odechce", tylko poszedł w diabły jak na ulicę i p...ł się z kim popadnie skrzętnie to ukrywając.

 

Mówiłam od początku, że to wszystko jest skomplikowane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amfibia, jeśli "czuje mus" to niech się leczy. Kwestia czy to rzeczywiście jest przymus nie do opanowania, czy tylko on go tak przedstawia. Ale niezależnie od opcji, powinien coś z tym zrobić, bo Ty tego nie potrafisz zaakceptować. To kość niezgody. Zgadzam się z Candy14, że na dłuższą metę to zniszczy Wasza relację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amfibia, poddaję się. ^^

Seksoholizm to raczej nie jest, ale niech będzie - może jest uzalezniony od wirtualnego seksu. No ale tu sprawę podsumowała Candy - albo się leczy, albo... nie. Nawet moją, dość potężną, tolerancję przekroczyłby facet, który pół dnia spędzałby na flirtowaniu i rozmowach o seksie z kimś innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czaty mozna zablokowac, trzeba sie zglosic do dostawcy internetu, natomiast u Was dobrym wyjsciem byłby internet bezprzewodowy, zabierasz modem i tyle. Faceta trzeba oduzaleznic, bo to jest przelozenie uzaleznienia od pornografii, tyle, ze tu mamy rozmowki -flirt w sieci. A poza tym Ty go zagon do roboty, co to znaczy ze on siedzi caly czas przy kompie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie!

 

Przyjrzałam się wątkowi na prośbę amfibii. Diagnozy jako takiej przez Internet nie postawię, ale jedno jest pewne – Twój partner „definicyjnym” seksoholikiem nie jest, chociażby z tego względu, że nie uprawia seksu z innymi kobietami, nie zdradza Cię realnie. Jego zachowania jednak podchodzą pod uzależnienie od pornografii. Dlaczego jego zachowania klasyfikują się jako nałóg? Wskazuje na to kilka podanych przez Ciebie przykładów:

 

- siedzenie partnera godzinami (5-6 godzin) na seks czatach,

- kłamstwa, że niby pracuje na komputerze, a w tym czasie wciela się w kogoś innego, by realizować swoje fantazje erotyczne,

- brak motywacji do zmiany – woli oglądać „twarda pornografię” niż skorzystać z Twojej propozycji, by udać się do specjalisty w ramach NFZ,

- przyznanie przed samym sobą, że stracił nad tym kontrolę,

- stwierdzenie, że nie rozumie, dlaczego tak się zachowuje, ale odczuwa przymus.

 

Te zachowania wkomponowują się w uzależnienie od pornografii. W rozpoznaniu seksoholizmu (szeroko rozumianego jako uzależnienie od masturbacji, od pornografii i wszelkich innych zachowań seksualnych) mogą pomóc kryteria wyodrębnione przez amerykańskiego lekarza Patricka Carnesa:

 

1) Czy partner próbował kontrolować lub ograniczać zachowania seksualne (oglądanie pornografii), ale bez skutku?

2) Czy ogląda pornografię dłużej i częściej niż planował?

3) Czy poszukuje okazji, by obejrzeć pornografię?

4) Czy odsunął się od partnerki, rodziny, przyjaciół, znajomych w zamian za przyjemności seksualne?

5) Czy nie potrafi zrezygnować z zachowań seksualnych, mimo iż ma świadomość kłopotów i strat z tego wynikających?

6) Czy rezygnuje z życia towarzyskiego, pasji na rzecz realizacji swoich fantazji w świecie wirtualnym?

7) Czy jest podenerwowany, zły, odczuwa dyskomfort, gdy nie może zaspokoić swoich potrzeb seksualnych w Internecie?

 

Trudno jest zweryfikować przez Internet, na ile oglądanie filmów pornograficznych przez Twojego partnera ma charakter „niewinnego” przeglądania, by urozmaicić swoje życie seksualne, zaspokoić fantazje, których w łóżku zaspokoić nie może, a na ile wpada to już w nałóg. Jeżeli jednak pojawiła się utrata kontroli nad tym, ile czasu spędza się na oglądaniu porno, to Twój partner powinien udać się do seksuologa. Być może to nie jest jeszcze pełnoobjawowe uzależnienie, ale już jego przedsionek i trzeba przeciwdziałać, by nałóg nie rozwinął się dalej. Poza tym, zachęcam do wizyty u seksuologa nie tylko dlatego, by nazwać problem, zdiagnozować, z czym mamy konkretnie do czynienia, ale żeby przerwać coś, co ewidentnie niekorzystnie wpływa na Waszą relację, powoduje konflikty, poczucie żalu, niezrozumienia. Ty czujesz się zdradzana, mimo dużej „dawki liberalnego podejścia do spraw seksualnych”. Czy jesteś współuzależniona? Nie wydaje mi się, ale bez wątpienia wykazujesz tendencje do szukania alibi dla partnera („przecież nie zaniedbuje pracy” itp.). Być może wynika to po prostu z tego, że kochasz partnera i bardzo zależy Ci na Waszym związku, dlatego próbujesz go usprawiedliwiać, nie chcesz się pogodzić, że coś „zgrzyta”. To przejaw walki (choć nieskutecznej) o Waszą relację. Czy to, że jesteś z partnerem uzależnionym od pornografii ma coś w wspólnego z tym, że wychowałaś się w rodzinie, w której istniał problem alkoholowy? To już pytanie do głębszej analizy na psychoterapii, ale niewykluczone, że istnieje jakiś transgeneracyjny schemat, który się powiela, stąd „lądujesz” w toksycznych związkach, przy czym charakter toksyczności się zmienia. Ja jeszcze wzięłabym pod uwagę ten brak pracy u Twojego partnera i przyjrzała się temu bliżej. Nie wiem, jak teraz wygląda jego sytuacja zawodowa, ale być może pornografia była sposobem na radzenie sobie z frustracją, która powstała wskutek braku pracy. Twój partner mógł „pomylić” napięcie emocjonalne z seksualnym, a że rozładowanie tego napięcia wiązało się z przyjemnością i było sposobem ucieczki od problemów, to z czasem się w tym zatracił.

 

amfibia, zachęcam Cię też do zajrzenia pod linki:

 

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-pornografii

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-seksu

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czaty mozna zablokowac, trzeba sie zglosic do dostawcy internetu, natomiast u Was dobrym wyjsciem byłby internet bezprzewodowy, zabierasz modem i tyle. Faceta trzeba oduzaleznic, bo to jest przelozenie uzaleznienia od pornografii, tyle, ze tu mamy rozmowki -flirt w sieci. A poza tym Ty go zagon do roboty, co to znaczy ze on siedzi caly czas przy kompie?

 

Nie ma pracy - w dzień szuka, w nocy siedzi. A jak ma, to w dzień pracuje a w nocy siedzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie!

 

Przyjrzałam się wątkowi na prośbę amfibii. Diagnozy jako takiej przez Internet nie postawię, ale jedno jest pewne – Twój partner „definicyjnym” seksoholikiem nie jest, chociażby z tego względu, że nie uprawia seksu z innymi kobietami, nie zdradza Cię realnie. Jego zachowania jednak podchodzą pod uzależnienie od pornografii. Dlaczego jego zachowania klasyfikują się jako nałóg? Wskazuje na to kilka podanych przez Ciebie przykładów:

 

- siedzenie partnera godzinami (5-6 godzin) na seks czatach,

- kłamstwa, że niby pracuje na komputerze, a w tym czasie wciela się w kogoś innego, by realizować swoje fantazje erotyczne,

- brak motywacji do zmiany – woli oglądać „twarda pornografię” niż skorzystać z Twojej propozycji, by udać się do specjalisty w ramach NFZ,

- przyznanie przed samym sobą, że stracił nad tym kontrolę,

- stwierdzenie, że nie rozumie, dlaczego tak się zachowuje, ale odczuwa przymus.

 

Dziękuję za przyjrzenie się.

 

Te zachowania wkomponowują się w uzależnienie od pornografii. W rozpoznaniu seksoholizmu (szeroko rozumianego jako uzależnienie od masturbacji, od pornografii i wszelkich innych zachowań seksualnych) mogą pomóc kryteria wyodrębnione przez amerykańskiego lekarza Patricka Carnesa:

 

1) Czy partner próbował kontrolować lub ograniczać zachowania seksualne (oglądanie pornografii), ale bez skutku?

TAK - on twierdzi, że przez ostatnie 1,5-2 lata udało mu się to opanować. Ja w to nie wierzę, ale same bezskuteczne próby widziałam.

2) Czy ogląda pornografię dłużej i częściej niż planował?

NIE WIEM - musiałby się sam wypowiedzieć. Podejrzewam, że tak, ale mogę się mylić. Przypomniałam sobie że kiedyś odkryłam, że potrafi wstać przed pracą żeby jeszcze oglądać ją przez godzinę przed wyjściem... :( Oczywiście - jak mnie nie ma. A potem wychodził. Wygląda to na zaplanowane działanie bez utraty kontroli.

3) Czy poszukuje okazji, by obejrzeć pornografię?

TAK - moim zdecydowanym zdaniem.

4) Czy odsunął się od partnerki, rodziny, przyjaciół, znajomych w zamian za przyjemności seksualne?

NIE - zdecydowanie nie. Jest bardzo towarzyski i bardzo entuzjastycznie podchodzi do każdej propozycji, żeby spędzić wieczór "w ten sposób" zamiast wirtualnie.

5) Czy nie potrafi zrezygnować z zachowań seksualnych, mimo iż ma świadomość kłopotów i strat z tego wynikających?

TAK - zdecydowanie jest to największy problem.

6) Czy rezygnuje z życia towarzyskiego, pasji na rzecz realizacji swoich fantazji w świecie wirtualnym?

NIE - szuka okazji do wychodzenia, często pisze w wolnym czasie do znajomych, czy mogą razem wyjść i już sprawdzałam, że istotnie chodził tam, gdzie mówił.

7) Czy jest podenerwowany, zły, odczuwa dyskomfort, gdy nie może zaspokoić swoich potrzeb seksualnych w Internecie?

NIE WIEM - wiem tyle, że jak mu w zamian oferuje realny seks to cieszy się bardzo.

 

Trudno jest zweryfikować przez Internet, na ile oglądanie filmów pornograficznych przez Twojego partnera ma charakter „niewinnego” przeglądania, by urozmaicić swoje życie seksualne, zaspokoić fantazje, których w łóżku zaspokoić nie może, a na ile wpada to już w nałóg. Jeżeli jednak pojawiła się utrata kontroli nad tym, ile czasu spędza się na oglądaniu porno, to Twój partner powinien udać się do seksuologa. Być może to nie jest jeszcze pełnoobjawowe uzależnienie, ale już jego przedsionek i trzeba przeciwdziałać, by nałóg nie rozwinął się dalej.

 

Dla mnie samo jego oglądanie pornografii mi nie przeszkadza. Jeśli ma oglądać same filmy to sprawdzałam kilkukrotnie historię przeglądania, zanim odkrył funkcje "trybu prywatnego" w przeglądarce. Nigdy nie trwało to nie wiadomo jak długo. Jak miał wolny dzień i był sam w domu to też to nie trwało długo - może z 1 góra 2 godziny.

Problem jest z tymi cholernymi chatami. Tam potrafi siedzieć znacznie dłużej, utrzymywać korespondencje z wybranymi osobami, podszywać sie pod innych, nawet kiedyś rozsyłał zdjęcie znajomej, jakoby to był on i to dla mnie już było naprawdę nie do pojęcia...

 

I nie jest z tego w stanie zrezygnować. Wie, że go zostawię, a mimo to potrafi przy mnie to robić. Kilka dni temu właśnie tak odkryłam nawrót - siedziałam w pokoju i nagle słyszę typowy dla poczty, której on nie używa, dźwięk przychodzącej wiadomości. Podeszłam, sprawdziłam - przy mnie przeglądał e-maile od poznanych w sieci osób.

Wrócił więc mówię, co słyszałam. Poddenerwowany zaczął mi mówić, że to stara poczta z której już nie korzysta. Więc mu pokazuję historię - że przeglądał, że wiem, żę przy mnie ją sprawdzał. Usiadł, rozpłakał się i przyznał, że tak.

 

Do seksuologa mówi, że chce iść. Mówi i mówi, potem mówi, że nie ma na to pieniędzy a na koniec pisze do mnie, czy nie jestem zainteresowana kredytem na mieszkanie.

Odpisałam, że właśnie mi potwierdził, jak bardzo jest deklaratywny w swoich przemowach o tym, jak chce sie leczyć. NFZ nie, bo "na nfzcie przyjmuje ktokolwiek, wcale nie musi się na tym znać" a co do płatnej pomocy to kasy na nią nie ma.

Ale na mieszkanie dla nas już się znajdzie...

 

I tak jest ciągle. Ostatnio mu napisałam, żeby nie odzywał się do mnie do momentu, kiedy realnie nie pokaże mi, że coś robi, bo już rzygam jego mówieniem, jak bardzo chciałby sobie pomóc. Póki co od 3 dni nie piszemy do siebie. Może nie ma o czym...

 

Poza tym, zachęcam do wizyty u seksuologa nie tylko dlatego, by nazwać problem, zdiagnozować, z czym mamy konkretnie do czynienia, ale żeby przerwać coś, co ewidentnie niekorzystnie wpływa na Waszą relację, powoduje konflikty, poczucie żalu, niezrozumienia. Ty czujesz się zdradzana, mimo dużej „dawki liberalnego podejścia do spraw seksualnych”.

 

J.w.

 

Czy jesteś współuzależniona? Nie wydaje mi się, ale bez wątpienia wykazujesz tendencje do szukania alibi dla partnera („przecież nie zaniedbuje pracy” itp.).

 

Oj, zdanie wyrwane z kontekstu. To nie szukanie alibi, tylko próbowałam wyszukać w nim cech seksoholika a w cechach było "zaniedbywanie pracy".

Gdyby nadal siedział na chatach a nie zaniedbywał przy tym mnie, przyjaciół, rodziny i pracy, to nadal siedziałabym i wyła z rozpaczy.

 

Być może wynika to po prostu z tego, że kochasz partnera i bardzo zależy Ci na Waszym związku, dlatego próbujesz go usprawiedliwiać, nie chcesz się pogodzić, że coś „zgrzyta”.

 

Jak to nie mogę się pogodzić z tym, że coś "zgrzyta" ? Każdy mój post tutaj to pisanie o tym, że nie mogę się pogodzić z tym, że dla mnie on jest super facetem, ale swoim chatowaniem tak "zazgrzytał" w naszym związku, że obiektywnie chcę odejść. Obiektywnie, czyli z rozsądku. Jeśli nic z tym nie zrobi, to nie zostanę, bo nie widzę szans na zdrową relację opartą na szacunku i zaufaniu, kiedy tego nie ma.

A subiektywnie będę wyła z żalu i tęsknoty po nocach, że mogliśmy być szcześliwi.

Moglibyśmy.

Gdyby nie ten "zgrzyt".

Nie mogę się pogodzić z tym,że ten zgrzyt nastąpił a nie ukrywam tego, nie umniejszam, nie szukam dla niego wytłumaczeń... Prędzej to on szuka: to że nie miał pracy, to że mnie nie było a on tęsknił... To on jest tu rzeczowy, obiektywny i asertywny, ja muszę się kontrolować, żeby kończyć rozmowę jak tylko zaczynam wylewać na niego pomyje, bo to nic nie daje, ale mój żal prowadzi do bardzo wrednych, nieobiektywnych i krzywdzących rozmów.

Więc moze i lepiej, że póki co nie rozmawiamy. A i ja sama nie wiem, na ile jego zdanie jest faktycznie asertywno-obiektywne a na ile broni się ile może, żeby zracjonalizować swoje nie chodzenie na terapię. Obawiam się, że jednak to właśnie robi. Ale co ja wiem. Może to on ma rację, a ja jestem dziecko alkoholika, które jak widzi problem do hajda i w nogi, bo a nóż jestem skazana na bycie już zawsze w zwiazkach z uzależnionymi...

 

 

To przejaw walki (choć nieskutecznej) o Waszą relację.

 

Póki co to on kombinuje, jak tę relację utrzymać a ja łykam antydepresanty i sprawdzam ceny mieszkań w innym mieście oraz koszty przeprowadzki... Czy to, że wolałabym być jednak z nim ale rozsądek mi zabrania to jednak przejaw czegoś ? Jakby zaczął się leczyć to nie wykluczam ani odejścia mimo to ze strachu, że guzik to da ani tego, że bym wróciła..

 

Czy to, że jesteś z partnerem uzależnionym od pornografii ma coś w wspólnego z tym, że wychowałaś się w rodzinie, w której istniał problem alkoholowy? To już pytanie do głębszej analizy na psychoterapii, ale niewykluczone, że istnieje jakiś transgeneracyjny schemat, który się powiela, stąd „lądujesz” w toksycznych związkach, przy czym charakter toksyczności się zmienia.

 

No właśnie to mnie dobija. Naprawdę włożyłam mnóstwo pracy w siebie i to, żeby nie szukać partnera pod tym kątem. Nasłuchałam się historii o tym, że dzieci alkoholików szukają osób "do ratowania", takich, które mają w nosie ich uczucia, piją, biorą, biją, są chamami, zdradzają ale kobieta w tym tkwi bo "go uratuję".

U mnie to urosło do lekkiej wręcz paranoi. Jak widziałam, że facet który mi się podoba pije nieco więcej na imprezie - w nogi.

Jak był typem macho, umięśniony itp - w nogi.

Jak był uwiązany do rodziców, niezaradny, wiecznie nie wiedział, co z życiem robić - w nogi.

 

I co.. Mam chłopaka o wadze i aparycji zgrabnego pasikonika - dokładna odwrotność tego, jakich facetów mam w rodzinie. Zawsze, ale to ZAWSZE, stał za mną murem, cokolwiek nie zrobiłam, nawet jeśli potem okazało się, że zrobiłam głupstwo. Wtedy mnie pocieszał i mówił, że na przyszłość będę wiedziała czego nie robić. W życiu codziennym odnosi się do mnie z szacunkiem. Nie da sobie jednak wejsć na głowę - jeśli sie rozbrykam i zaczynam używać w rozmowie epitetów i pomyj - potrafił wstać, wziąć kurtkę i wyjść prosząc, żebym ochłonęła.. Jest towarzyski, ale nie pije do oporu. Może z raz na rok upije się w sztok, ale potem się za siebie wstydzi i raczej unika takich sytuacji.

Nigdy mnie nie zdradził. Zawsze wspiera. Cieszy go moja samodzielność, praktycznie niczego mi nie zabrania tylko prosi, żebym na siebie uważała. Nie jest chorobliwie zazdrosny. Wie, że mam hopla na punkcie nałogów, więc popala, jak mnie nie ma, ale nie wiem czy paczkę na miesiąc mogę nazwać nałogiem...

Do pewnego momentu uważałam, że jest w pełni samodzielny i zorganizowany i w wielu aspektach tak jest. Ale niestety pracę traci regularnie mimo że od mojej strony wygląda na to, że do każdej się przykładał. I to strasznie nam związek burzyło ale uznałam, że wobec powyższego jestem skłonna go nawet utrzymywać, bo niezaradnosć w kwestii pracy nadrabiał zaradnością we wszystkich innych aspektach. No i gdzie ja znajdę faceta, który kocha mnie niemalże bezwzględnie, bez zaborczości ale i z ustalonymi wspólnie granicami, który pomimo długoletniego stażu i wspólnego mieszkania fascynuje mnie, bawi i którego kocham dokładnie tak samo mocno, jak w dniu poznania się ?

 

I niestety - wszystkie te przymioty tym oto nałogiem rozwala w zupełności.... A skoro traci je, to nie zostaje nic - pieniedzy brak, majętnej rodziny też, super pracy nie ma, no nie zostaje nic, bo co mi z bezwzględnej miłości do mnie jeśli wie, że to chatowanie jest dla mnie tym samym, co zdrada a mimo to robi to, bo "czuje przymus", mimo,że nie chce ?

 

I nagle staje mi przed oczami ten neon "zawsze poznasz kogoś uzależnionego", a przede wszystkim: "Pomóż mu, pomóż - przecież jesteś DDA, musisz kogoś ratować" mimo tego że uważam, że to on powinien ratować siebie i nas, co ja tu niby mogę, jak on na poziome deklaratywnym ten obowiązek zakończył? I znowu opcja "w nogi" wydaje mi się najrozsądniejsza.

A wszystko co wymieniłam wcześniej sprawia, że po nocach leżę i płaczę z żalu, że go stracę... :( I ze strachu, że jak zostanę, to i tak nic się już nigdy nie zmieni, bo skoro przez 6 lat się nie zmieniło, to czemu miałoby się akurat teraz zmienić ?

Poza tym zegar biologiczny zaczął mi cykać jak szalony i boje się też, że za moment trafi nam się dziecko, a wtedy odejść będzie mi jeszcze ciężej..

 

Ja jeszcze wzięłabym pod uwagę ten brak pracy u Twojego partnera i przyjrzała się temu bliżej. Nie wiem, jak teraz wygląda jego sytuacja zawodowa, ale być może pornografia była sposobem na radzenie sobie z frustracją, która powstała wskutek braku pracy.

 

Tak jak pisałam - jak miał pracę, to też siedział.

 

Twój partner mógł „pomylić” napięcie emocjonalne z seksualnym, a że rozładowanie tego napięcia wiązało się z przyjemnością i było sposobem ucieczki od problemów, to z czasem się w tym zatracił.

 

Bardzo bym chciała, ale niestety - jak wszystko mu się układa a w życiu wiedzie, to problem nie znika.

 

amfibia, zachęcam Cię też do zajrzenia pod linki:

 

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-pornografii

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-seksu

 

Pozdrawiam!

 

Dziękuję za linki, chętnie przejrzę !

 

Co do dyskusji o blokowaniu modemu - wolne żarty. Zablokujcie informatykowi modem. Cokolwiek o tym nie mówię to jest krzyk o "narzędziu pracy", ale to już jest zawsze mydlenie oczu, bo kiedyś podsumowałam ilość czasu jaką spędza na portalach innych niż poświęcone pracy, ale nic to nie dało. Od samego siedzenia w Internecie jest ciężko uzależniony, ale patrząc po jego kolegach-informatykach uznałam, że to dola kobiety informatyka i powinnam cieszyć, że jak ma pracę to siedzi poza nią jeszcze tylko na kilku portalach a nie do późnej nocy tłukąc np. w Diablo.

No ale on poza tymi portalami w nocy woli inne rzeczy....

 

Jakbym mu jednak odcięła to zacząłby siedzieć w kafejkach albo nabijać straszny rachunek na smartfonie.

 

Generalnie jednak ma taką profesję, że rzeczywiście potrzebuje komputera, tyle że mniej, niż myśli. Ale całkowicie odciąć go nie mogę. Za to jestem pewna, że nawet próba ustawienia komputera stacjonarnego na widoku, żebym widziała zawsze, co robi, nie pomoże. Poczeka aż zasnę, wejdzie na Linuxa, żebym nie mogła założyć mu jakiegokolwiek szpiega, włączy Firefox, tryb prywatny i hajda.Albo poczeka, az gdzieś wyjdę na dłużej i będzie to samo.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uzaleznionych zawsze sie odcina od tego do czego maja ciagoty, alkoholik nie moze sie zblizac do alko, uzalezniony od hazardu wchodzic do kasyn itd, takze jemu tez trzeba odciac net w tym wzgledzie. Poza tym skoro sam sie nie umie podjac decyzji i sie jej trzymac to pozostaje radykalne ciecie. Na pewno to nie jest dobre wyjscie ze on sobie bedzie klikal, a druga strona bedzie myslec: Ojeju nie odetne mu netu bo poczekam az sam zechce? No to niech czeka....tylko ile? Odciac czat i dac godzine przy kompie. Skoro szuka pracy to mu godzina wystarczy, a pozniej niech cos w domu zrobi, gary zmyje czy podloge, na pewno to bedzie konstruktywna praca, niz bezsensowne pisanie o dupie marynie, w sensie ciagle o jednym :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1) Czy partner próbował kontrolować lub ograniczać zachowania seksualne (oglądanie pornografii), ale bez skutku?

TAK - on twierdzi, że przez ostatnie 1,5-2 lata udało mu się to opanować. Ja w to nie wierzę, ale same bezskuteczne próby widziałam.

2) Czy ogląda pornografię dłużej i częściej niż planował?

NIE WIEM - musiałby się sam wypowiedzieć. Podejrzewam, że tak, ale mogę się mylić. Przypomniałam sobie że kiedyś odkryłam, że potrafi wstać przed pracą żeby jeszcze oglądać ją przez godzinę przed wyjściem... Oczywiście - jak mnie nie ma. A potem wychodził. Wygląda to na zaplanowane działanie bez utraty kontroli.

3) Czy poszukuje okazji, by obejrzeć pornografię?

TAK - moim zdecydowanym zdaniem.

4) Czy odsunął się od partnerki, rodziny, przyjaciół, znajomych w zamian za przyjemności seksualne?

NIE - zdecydowanie nie. Jest bardzo towarzyski i bardzo entuzjastycznie podchodzi do każdej propozycji, żeby spędzić wieczór "w ten sposób" zamiast wirtualnie.

5) Czy nie potrafi zrezygnować z zachowań seksualnych, mimo iż ma świadomość kłopotów i strat z tego wynikających?

TAK - zdecydowanie jest to największy problem.

6) Czy rezygnuje z życia towarzyskiego, pasji na rzecz realizacji swoich fantazji w świecie wirtualnym?

NIE - szuka okazji do wychodzenia, często pisze w wolnym czasie do znajomych, czy mogą razem wyjść i już sprawdzałam, że istotnie chodził tam, gdzie mówił.

7) Czy jest podenerwowany, zły, odczuwa dyskomfort, gdy nie może zaspokoić swoich potrzeb seksualnych w Internecie?

NIE WIEM - wiem tyle, że jak mu w zamian oferuje realny seks to cieszy się bardzo.

Na podstawie przeprowadzonej przez Ciebie analizy uprawdopodabnia się opcja uzależnienia od pornografii. Partner próbuje ograniczać lub kontrolować czas, jaki spędza na chatach, ale kiepsko mu to wychodzi. Szuka okazji, by oglądać pornografię. Nie potrafi zrezygnować z zachowań seksualnych, chociaż ma świadomość, że to źle wpływa na relacje między Wami. Jedyne, co jeszcze nie wchodzi w obraz pełnoobjawowego nałogu, to fakt, iż potrafi zrezygnować z fantazji w świecie wirtualnym na rzecz pasji, realnych kontaktów seksualnych z Tobą czy spotkań ze znajomymi. Nałóg jeszcze „na dobre” się nie rozpanoszył i nie wszedł na wszystkie płaszczyzny życia, ale marne to pocieszenie, kiedy Pani partner nie robi nic, by walczyć ze swoim uzależnieniem.

Problem jest z tymi cholernymi chatami. Tam potrafi siedzieć znacznie dłużej, utrzymywać korespondencje z wybranymi osobami, podszywać sie pod innych, nawet kiedyś rozsyłał zdjęcie znajomej, jakoby to był on i to dla mnie już było naprawdę nie do pojęcia...
Kolejny objaw uzależnienia.
I nie jest z tego w stanie zrezygnować. Wie, że go zostawię, a mimo to potrafi przy mnie to robić. Kilka dni temu właśnie tak odkryłam nawrót - siedziałam w pokoju i nagle słyszę typowy dla poczty, której on nie używa, dźwięk przychodzącej wiadomości. Podeszłam, sprawdziłam - przy mnie przeglądał e-maile od poznanych w sieci osób.

Wrócił więc mówię, co słyszałam. Poddenerwowany zaczął mi mówić, że to stara poczta z której już nie korzysta. Więc mu pokazuję historię - że przeglądał, że wiem, że przy mnie ją sprawdzał. Usiadł, rozpłakał się i przyznał, że tak.

I następny objaw do katalogu – kłamstwa.

Do seksuologa mówi, że chce iść. Mówi i mówi, potem mówi, że nie ma na to pieniędzy a na koniec pisze do mnie, czy nie jestem zainteresowana kredytem na mieszkanie.

Szereg mechanizmów obronnych, byleby się nie leczyć (marginalizacja problemu, racjonalizacja, szukanie argumentów na nieskuteczność terapii : „Po co się leczyć, skoro to nie działa, lepiej nic nie robić”, odciąganie uwagi od meritum problemu: „Kasy na terapię nie mam, ale na mieszkanie się znajdzie”).

Jak to nie mogę się pogodzić z tym, że coś "zgrzyta" ? Każdy mój post tutaj to pisanie o tym, że nie mogę się pogodzić z tym, że dla mnie on jest super facetem, ale swoim chatowaniem tak "zazgrzytał" w naszym związku, że obiektywnie chcę odejść. Obiektywnie, czyli z rozsądku. Jeśli nic z tym nie zrobi, to nie zostanę, bo nie widzę szans na zdrową relację opartą na szacunku i zaufaniu, kiedy tego nie ma.

Nie napiszę Ci „bądź z nim i uratuj go” albo „odejdź”. Tylko Ty wiesz, czego potrzebujesz i czego chcesz. Twój partner jednak ma problem i jeżeli sam nie wykaże motywacji, by coś z tym zrobić, Ty na siłę mu nie pomożesz – podobnie jak żona alkoholika nie może zmusić męża do terapii AA, gdy ten wypiera problem i nie chce się leczyć.

Nigdy mnie nie zdradził. Zawsze wspiera. Cieszy go moja samodzielność, praktycznie niczego mi nie zabrania tylko prosi, żebym na siebie uważała. Nie jest chorobliwie zazdrosny. Wie, że mam hopla na punkcie nałogów, więc popala, jak mnie nie ma, ale nie wiem czy paczkę na miesiąc mogę nazwać nałogiem...

Do pewnego momentu uważałam, że jest w pełni samodzielny i zorganizowany i w wielu aspektach tak jest. Ale niestety pracę traci regularnie mimo że od mojej strony wygląda na to, że do każdej się przykładał. I to strasznie nam związek burzyło ale uznałam, że wobec powyższego jestem skłonna go nawet utrzymywać, bo niezaradnosć w kwestii pracy nadrabiał zaradnością we wszystkich innych aspektach. No i gdzie ja znajdę faceta, który kocha mnie niemalże bezwzględnie, bez zaborczości ale i z ustalonymi wspólnie granicami, który pomimo długoletniego stażu i wspólnego mieszkania fascynuje mnie, bawi i którego kocham dokładnie tak samo mocno, jak w dniu poznania się ?

Ten pean na cześć pozytywnych cech Twojego partnera ma Cię/nas przekonać, że warto z nim być, mimo iż ma problem z uzależnieniem od erotycznych chatów? Masz z nim być, bo „gdzie znajdziesz faceta, który kocha Cię niemalże bezwzględnie” (tak jak Twój aktualny partner)? Nie radzę Ci iść w tym kierunku i myśleć w takich kategoriach, bo to właśnie trochę „pachnie” takim usprawiedliwianiem partnera i jest próbą „wybielania go” – na zasadzie „W świetle tylu zalet, zasług, dobrych cech, cóż znaczy to jedno uzależnienie”. Ja to tak widzę z boku, ale mogę się mylić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten "pean pochwalny" ma pokazać, czemu tak bardzo cierpię mając odejść. Nie wiem jakimi jeszcze słowami mam napisać, że NICZYM nie usprawiedliwiam jego nałogu. NIe, NIGDY, choćby nie wiem jaki był zaj...sty, choćby nie wiem kim był i ile zarabiał - NIGDY nie pogodzę się z tym nałogiem.

Kocham go za wszystko, co wymieniłam w "peanie pochwalnym" i dlatego pojawienie się nałogu tak strasznie mnie boli. Bo wiem, że gdyby go nie miał, to po opisie każdy by mi pisał, jakiego to niesamowitego faceta mam i jakie to szczęście, że się znaleźliśmy.

Ten "pean pochwalny" ma pokazać, że nie akceptuje jego nałogu, bo niszczy wszystko inne, co w nim dobre - rozwala cały ten obraz.

"Pran pochwalny" to moja próba pokazania, dlaczego wybór jest tak ciężki. Że nie jestem kolejną współuzależnioną, którą facet bije, pomiata, zdradza i tak dalej. Że mielibyśmy o co walczyć.

 

Ale cokolwiek on nie napisze, to ja mu już nie wierzę. Napisał mi dzisiaj cały plan terapii. Sam wyszedł z propozycją, że zostawi swój komputer w domu, że mu go będę reglamentować, że będzie używał tylko mojego a jego przyjedzie dopiero wtedy, jak ja na to zezwolę. Że pójdziemy razem na terapię na NFZ a on będzie w taki i taki sposób zarabiał na swoją grupową lub indywidualną. Że wie, że nie wnosi do związku zbyt wiele, więc chciałby jednak, żebyśmy mieli wspomniane mieszkanie, bo to by mi dało poczucie bezpieczeństwa przynajmniej od tej strony.

 

I jak ja mam na to reagować ? Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak by zareagowała inna para, zdrowych ludzi po zdrowych rodzinach.

 

Wszystko co pisze jest składne, ułożone, pełne potępienia dla siebie, racjonalnego planu i tak dalej. Wszystko. Tylko ja w ten plan nie wierzę. Wierzę bardziej w to, że jak tylko mu zaufam, to znowu odczeka chwilę i wróci na chaty. Mimo wszystko...

 

asz z nim być, bo „gdzie znajdziesz faceta, który kocha Cię niemalże bezwzględnie” (tak jak Twój aktualny partner)? Nie radzę Ci iść w tym kierunku

 

Tylko że dla mnie 6 lat temu inni faceci przestali istniec. I nadal nie istnieją. Mogłabym z tym czy owym iść do łózka, bo jest ładny czy pociągający. Ale w kwestii układania sobie z kimś życia wszyscy wokół przestali mnie interesować. Nie brakuje takich, którym się podobam. Są tacy, którzy na hasło, że jestem wolna i otwarta na propozycje momentalnie by przybiegli. Są bogatsi, zaradniejsi, lepiej wykształceni, nie brakuje im niczego, jeśli chodzi o urodę.

 

Ale ja ich nie chcę. Nie chciałam nikogo, tylko jego. I nadal nie chcę nikogo innego, ale się boję zostać i stracić do siebie cały szacunek, miotać się w domysłach, szaleć ze strachu....

 

....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uzaleznionych zawsze sie odcina od tego do czego maja ciagoty, alkoholik nie moze sie zblizac do alko, uzalezniony od hazardu wchodzic do kasyn itd, takze jemu tez trzeba odciac net w tym wzgledzie. Poza tym skoro sam sie nie umie podjac decyzji i sie jej trzymac to pozostaje radykalne ciecie. Na pewno to nie jest dobre wyjscie ze on sobie bedzie klikal, a druga strona bedzie myslec: Ojeju nie odetne mu netu bo poczekam az sam zechce? No to niech czeka....tylko ile? Odciac czat i dac godzine przy kompie. Skoro szuka pracy to mu godzina wystarczy, a pozniej niech cos w domu zrobi, gary zmyje czy podloge, na pewno to bedzie konstruktywna praca, niz bezsensowne pisanie o dupie marynie, w sensie ciagle o jednym :mrgreen:

Próbowałaś kiedyś pijącemu właśnie alkoholikowi zabrać kieliszek i butelkę sprzed nosa z tekstem "Już wystarczy na dziś"..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten pean na cześć pozytywnych cech Twojego partnera ma Cię/nas przekonać, że warto z nim być, mimo iż ma problem z uzależnieniem od erotycznych chatów?

Szczerze mowiac ja odebralam to zupelnie inaczej. Raczej jako zal ze ktos z takim potencjalem na swietnego partnera marnuje to przez uzaleznienie

Tylko że dla mnie 6 lat temu inni faceci przestali istniec. I nadal nie istnieją. Mogłabym z tym czy owym iść do łózka, bo jest ładny czy pociągający. Ale w kwestii układania sobie z kimś życia wszyscy wokół przestali mnie interesować. Nie brakuje takich, którym się podobam. Są tacy, którzy na hasło, że jestem wolna i otwarta na propozycje momentalnie by przybiegli. Są bogatsi, zaradniejsi, lepiej wykształceni, nie brakuje im niczego, jeśli chodzi o urodę.

 

Ale ja ich nie chcę. Nie chciałam nikogo, tylko jego.

doskonale Cie rozumiem bo tez tak mam. I mysle, ze warto wziac jego plan pod uwage o ile nie poprzestanie na pustych obietnicach a rzeczywiscie pojdzie na terapie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to nie mogę się pogodzić z tym, że coś "zgrzyta" ? Każdy mój post tutaj to pisanie o tym, że nie mogę się pogodzić z tym, że dla mnie on jest super facetem, ale swoim chatowaniem tak "zazgrzytał" w naszym związku, że obiektywnie chcę odejść. Obiektywnie, czyli z rozsądku. Jeśli nic z tym nie zrobi, to nie zostanę, bo nie widzę szans na zdrową relację opartą na szacunku i zaufaniu, kiedy tego nie ma.

A subiektywnie będę wyła z żalu i tęsknoty po nocach, że mogliśmy być szcześliwi.

Moglibyśmy.

Gdyby nie ten "zgrzyt".

Heh, ten brzydki zgrzyt, który wszystko rozwala - byłoby idealnie, gdyby tylko nie ta jedna rzecz :arrow: gdyby nie miał żony, gdyby tylko nie bał się zaangażować, gdyby to lub tamto .... to przecież bylibyśmy szczęsliwi, bo tak do siebie pasujemy ;)

Z tego co piszesz myślę, że Twój chłopak idealnie wpisał się w Twoje potrzeby "zaleczonego" DDA. Nie przypomina tego typu meżczyzn którego unikasz i sie boisz, ale jednak okazał się /?/ uzależniony ... bingo, znalazłaś to, co Ci podświadomie odpowiada.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, tak i nawet wylalam do zlewu zawartosc i przezylam. Na pewno pozycja krolika , trzesacego sie i czekajacego az partner w koncu zechce cos z tym zrobic nie jest dobra, ani dla jednej ani dla drugiej strony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusiaww, ale mnie raczej chodziło nie tyle o to, czy przeżyłaś, tylko czy on przestał pić. :) Dorosły facet tym różni się od dziecka, że jak mu zabierzesz kieliszek/modem, to po prostu wstanie i pójdzie do baru/kafejki - CHYBA ŻE dostrzeże sam problem. A Ty nie masz środków, żeby go przed tym powstrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten "pean pochwalny" ma pokazać, czemu tak bardzo cierpię mając odejść. Nie wiem jakimi jeszcze słowami mam napisać, że NICZYM nie usprawiedliwiam jego nałogu. NIe, NIGDY, choćby nie wiem jaki był zaj...sty, choćby nie wiem kim był i ile zarabiał - NIGDY nie pogodzę się z tym nałogiem.

Kocham go za wszystko, co wymieniłam w "peanie pochwalnym" i dlatego pojawienie się nałogu tak strasznie mnie boli. Bo wiem, że gdyby go nie miał, to po opisie każdy by mi pisał, jakiego to niesamowitego faceta mam i jakie to szczęście, że się znaleźliśmy.

Ten "pean pochwalny" ma pokazać, że nie akceptuje jego nałogu, bo niszczy wszystko inne, co w nim dobre - rozwala cały ten obraz.

"Pran pochwalny" to moja próba pokazania, dlaczego wybór jest tak ciężki. Że nie jestem kolejną współuzależnioną, którą facet bije, pomiata, zdradza i tak dalej. Że mielibyśmy o co walczyć.

 

Ale cokolwiek on nie napisze, to ja mu już nie wierzę. Napisał mi dzisiaj cały plan terapii. Sam wyszedł z propozycją, że zostawi swój komputer w domu, że mu go będę reglamentować, że będzie używał tylko mojego a jego przyjedzie dopiero wtedy, jak ja na to zezwolę. Że pójdziemy razem na terapię na NFZ a on będzie w taki i taki sposób zarabiał na swoją grupową lub indywidualną. Że wie, że nie wnosi do związku zbyt wiele, więc chciałby jednak, żebyśmy mieli wspomniane mieszkanie, bo to by mi dało poczucie bezpieczeństwa przynajmniej od tej strony.

 

I jak ja mam na to reagować ? Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak by zareagowała inna para, zdrowych ludzi po zdrowych rodzinach.

 

Wszystko co pisze jest składne, ułożone, pełne potępienia dla siebie, racjonalnego planu i tak dalej. Wszystko. Tylko ja w ten plan nie wierzę. Wierzę bardziej w to, że jak tylko mu zaufam, to znowu odczeka chwilę i wróci na chaty. Mimo wszystko...

 

asz z nim być, bo „gdzie znajdziesz faceta, który kocha Cię niemalże bezwzględnie” (tak jak Twój aktualny partner)? Nie radzę Ci iść w tym kierunku

 

Tylko że dla mnie 6 lat temu inni faceci przestali istniec. I nadal nie istnieją. Mogłabym z tym czy owym iść do łózka, bo jest ładny czy pociągający. Ale w kwestii układania sobie z kimś życia wszyscy wokół przestali mnie interesować. Nie brakuje takich, którym się podobam. Są tacy, którzy na hasło, że jestem wolna i otwarta na propozycje momentalnie by przybiegli. Są bogatsi, zaradniejsi, lepiej wykształceni, nie brakuje im niczego, jeśli chodzi o urodę.

 

Ale ja ich nie chcę. Nie chciałam nikogo, tylko jego. I nadal nie chcę nikogo innego, ale się boję zostać i stracić do siebie cały szacunek, miotać się w domysłach, szaleć ze strachu....

 

....

amfibia, jeśli Twój partner nie poprzestanie tylko na deklaracjach i planowaniu pójścia na terapię, a rzeczywiście zacznie działać, to myślę, że warto dać mu szansę i wspierać go w walce z nałogiem. Tym bardziej, jeżeli go kochasz i nie wyobrażasz sobie życia z innym mężczyzną. To w sumie szansa dla Was. Może spróbuj spojrzeć na to z tej strony? Nie myśl, że GO RATUJESZ (bo musisz spełniać jakąś misję jako DDA), ale że starasz się o Was. Życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to nie mogę się pogodzić z tym, że coś "zgrzyta" ? Każdy mój post tutaj to pisanie o tym, że nie mogę się pogodzić z tym, że dla mnie on jest super facetem, ale swoim chatowaniem tak "zazgrzytał" w naszym związku, że obiektywnie chcę odejść. Obiektywnie, czyli z rozsądku. Jeśli nic z tym nie zrobi, to nie zostanę, bo nie widzę szans na zdrową relację opartą na szacunku i zaufaniu, kiedy tego nie ma.

A subiektywnie będę wyła z żalu i tęsknoty po nocach, że mogliśmy być szcześliwi.

Moglibyśmy.

Gdyby nie ten "zgrzyt".

Heh, ten brzydki zgrzyt, który wszystko rozwala - byłoby idealnie, gdyby tylko nie ta jedna rzecz :arrow: gdyby nie miał żony, gdyby tylko nie bał się zaangażować, gdyby to lub tamto .... to przecież bylibyśmy szczęsliwi, bo tak do siebie pasujemy ;)

Z tego co piszesz myślę, że Twój chłopak idealnie wpisał się w Twoje potrzeby "zaleczonego" DDA. Nie przypomina tego typu meżczyzn którego unikasz i sie boisz, ale jednak okazał się /?/ uzależniony ... bingo, znalazłaś to, co Ci podświadomie odpowiada.

 

...i idąc Twoim tokiem myślenia wpadnę w drugą skrajność, czyli "jak tylko pojawi się jakiś problem, to zadzieram kiecę i w nogi". A tego się obawiam. Że nie będę umiała odróżnić co jest problemem ,trudnym bo rudnym, ale z jakim powinnam partnerowi pomóc, bo sobie nie radzi, albowiem ponieważ oboje się kochamy i szanujemy a zwiazki nie są po to, żeby non stop było ślicznie i cudownie, tylko m.in po to, żeby mieć drugą osobę która Ci pomoże, kiedy masz problem. I nie porównywałabym czegoś, co może być uzależnieniem do tego że "byłoby fajnie, gdyby nie miał żony". Nie widzę tu analogii czy nie bał się zaangażować. Rozumiem co masz na myśli, ale to średnio pasuje mi do całości. Przecież co innego jest być w zwiazku z żonatym mężczyzną czy takim, który się do Ciebie nie przynaje a co innego z takim, który Cię kocha i szanuje ale ma z czymś problem i sobie nie radzi. I nie jest to problem który stricte naraża związek na straty finansowe, zdradę, przemoc i inne, moim zdaniem, znacznie głębsze patologie.

Co zresztą sprawy nie ułatwia, bo jakby tak było to decyzję podjęłabym od razu. Przecież nie będę z kimś, kto ma żonę, pije, bije, szasta pieniędzmi bez umiaru... I co teraz ? Nadal mam opinię kogoś, kto szuka sobie uzależnionej osoby ?

Pięknie :(

 

Szczerze mowiac ja odebralam to zupelnie inaczej. Raczej jako zal ze ktos z takim potencjalem na swietnego partnera marnuje to przez uzaleznienie

 

Dokładnie to. I mówiąc "świetny potencjał" nie mam na myśli doszukiwania się na siłę czegoś, czego nie ma.

 

-- 25 gru 2012, 23:37 --

 

amfibia, jeśli Twój partner nie poprzestanie tylko na deklaracjach i planowaniu pójścia na terapię, a rzeczywiście zacznie działać, to myślę, że warto dać mu szansę i wspierać go w walce z nałogiem. Tym bardziej, jeżeli go kochasz i nie wyobrażasz sobie życia z innym mężczyzną. To w sumie szansa dla Was. Może spróbuj spojrzeć na to z tej strony? Nie myśl, że GO RATUJESZ (bo musisz spełniać jakąś misję jako DDA), ale że starasz się o Was. Życzę powodzenia!

 

Ja się boję, że nawet jak pójdziemy na terapię jako para i on, jako indywidualny, to to i tak kiedyś znowu wypłynie i nie mam na to wpływu.

A z drugiej strony jakbym go zostawiła, to i tak nie znajdę nikogo, kto będzie perfect i nie będzie miał nic, co nie byłoby problemem dla zwiazku. Takich osób nie ma. Nawet mój obiektywnie idealny szwagier (wykształcony, majętny, z bardzo dobrej rodziny, głęboko wierzący katolik, przykładny mąż i ojciec) w tym co mówi moja siostra jawi się jako zdziecinniały, głośny i nie wspierający.

 

Swoją drogą to dla mnie też problem, że wszyscy z mojej rodziny są finansowo ustawieni, mają pokończone szkoły lub własny biznes, a mój narzeczony musiał kończyć studium, bo nie poradził sobie na studiach, jest ciągle bez pracy i z przeciętnej rodziny...

Mimo, że oficjalnie mi się oświadczył, mimo że ustaliliśmy datę ślubu, przez całe święta nikt z rodziny, poza bratową która jest niejako "z zewnątrz", nawet o niego nie spytał. Nikt nie życzył mi niczego zwiazanego ze ślubem ani o niego nie pytał. Generalnie matka jak tylko przyjachałam uznała, że mój facet mnie nie wspiera ale nie umiała powiedzieć czemu ma takie zdanie. Siostra - żebym go zostawiła, bo jej się on nie podoba, ale też nie umie powiedzieć czemu. Dalsza rodzina wróży nam rychły rozpad ze względu na jakieś rodzinne historie, gdzie jak ktoś był ze sobą dłużej jak 6 lat bez ślubu, to się rychło rozchodził.

Generalnie wszyscy go traktują jak aliena i mogę się pożegnać z myślą o jakimkolwiek wsparciu typu: "idźcie, walczcie". Powiedziałabym chociaż słowo o naszym problemie, a zostałabym zalana falą krytyki, żebym zostawiła łajdaka i nieudacznika.Bo generalnie to u nas jest tak, że matka chce wnuki, matka nam dobrze życzy, matka chce, żebyśmy z siostrą i bratem mieli śluby,ale "faceci to łajdaki" i chyba służą tylko temu, żeby zrobili jej wnuki, dawali kasę i bawili dzieci na żądanie żony.

Wiadomo skad takie przekonania.

Niemniej jest mi cholernie przykro :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się boję, że nawet jak pójdziemy na terapię jako para i on, jako indywidualny, to to i tak kiedyś znowu wypłynie i nie mam na to wpływu.

A z drugiej strony jakbym go zostawiła, to i tak nie znajdę nikogo, kto będzie perfect i nie będzie miał nic, co nie byłoby problemem dla zwiazku. Takich osób nie ma. Nawet mój obiektywnie idealny szwagier (wykształcony, majętny, z bardzo dobrej rodziny, głęboko wierzący katolik, przykładny mąż i ojciec) w tym co mówi moja siostra jawi się jako zdziecinniały, głośny i nie wspierający.

amfibia, rozumiem Twój lęk, ale jak będziesz się bała i gdybała, zastanawiając się nad przyszłymi czarnymi wizjami Twojej/Waszej przyszłości, to do niczego dobrego nie doprowadzi. Nikt nie da gwarancji na szczęście w związku. Nawet pary, które wydają się nie mieć żadnych problemów i są szczęśliwe, z czasem mogą borykać się z poważnym kryzysem czy nawet rozstać. Twój partner ma niewątpliwie problem z nałogowym chatowaniem z innymi kobietami i musi podjąć leczenie. Jeżeli będzie zaangażowany w terapię, uda się jemu i uda się Wam. Myślę, że karmisz się lękiem i obawami co do przyszłości Waszego związku, bo czujesz, że nie możesz liczyć na wsparcie rodziny. Mam wrażenie, że chyba nikt w Twojej rodzinie nie traktuje Twojego partnera ani Waszego związku poważnie, nawet mimo tego, że się zaręczyliście i planujecie ślub. Nic dziwnego, że jest Ci z tego powodu przykro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×