Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

hej, nie wiem czy powinnam to pisać tutaj bo nie chcę nikomu przerywać wątku ale znowu zakładając nowy temat niepotrzebnie zaśmieca się forum, a wiem że to moze być dokuczliwe więc pisze tutaj. W zasadzie nawet nie wiem co mi jest, lekarz neurolog stwierdził mi zaburzenia nerwicowe i sugerował udanie się do psychologa bądź psychiatry, tylko że pan doktor nawet nie zwracał najmniejszej uwagi na to co mówię po trzy razy wypytywał o te same objawy więc czy mozna brac jego diagnozę na poważnie? kiedy rodzice usłyszeli że chce się wybrać do psychologa (o psychiatrze nawet nie wspomniałam bo po prostu mi głupio od razu zrobili by ze mnie czubka) no nie przyjeli tego zbyt dobrze, mama nadal sądzi że gdybym miała problemy to po prostu bym przyszła do niej pogadac a ona jak wróżka sprawiłaby że nagle wszystkie sie rozwiążą, tyle że ona tego nie rozumie, że odczuwam lęk przed najmniejszym zadaniem które się przede mną postawi. Mam wrażenie że jeżeli nie sprostam jej oczekiwaniom, świat się zawali, rodzina mnie wydziedziczy a ja skończe gdzieś na ulicy bez grosza. Skąd te podejrzenia? Zaczeło się wszystko jakoś przed maturą moja najlepsza przyjaciółka która była dla mnie jedynym oparciem i której mogłam powiedziec dosłownie wszystko w pewnym momencie znalazła sobie nowych znajomych a ja stałam się już niepotrzebna. do dzisiaj obwiniam się za to że nie jestem zbyt ciekawym człowiekiem aby znalazła się choc jedna osoba która nie uciekłaby ode mnie. Z tego powodu ledwo co zdałam maturę, większość dni przepłakałam usilnie wpatrując się w notatki i nie mogąc się na nich skupić, moje myśli były po prostu wszędzie tylko nie tam gdzie powiny, no ale jakoś dałam rade, rodzice w koncu byli ze mnie dumni tylko musiałam po szkole wrócić na półroczne wakacje do mojego rodzinnego domu. nie dość że nie miałam już kontaktu z moją byłą przyjaciółką to nie miałam wokół siebie praktycznie nikogo do kogo mogłabym się odezwać. moim marzeniem była szkoła teatralna ale niestety ciągle myślałam o tym że juz nigdy nie zobaczę jej, moich znajomych z liceum, o tym że teraz zostałam kompletnie sama i nawet nie mam osoby z którą mogłabym się podzielić tym co wtedy czułam. nie zdałam egzaminów , nawet nie nauczyłam się porządnie tekstów które miałam recytowac płynnie z pamięci więc niby jakim cudem mieliby mnie przyjąć? ale pojechałam na eliminacje dla świetego spokoju, żeby nikt mi potem nie wypominał że poddałam się na starcie. Poza aktorstwem nie było żadnego kierunku studiów który by mnie w jakiś sposób interesował. Dostałam się do Kalisza na kierunek muzyczny ale ze starchu że już nigdy nie bede miała okazji odnowić starych znajomości w Poznaniu wpadłam w histerię bo nie wiedziałm co mam robić, nie chciałam tam iść, nie znałam tam nikogo, byłabym tak daleko od wszystkiego co miało dla mnie znaczenie, rodzice byli wściekli bo wydali peiniądze na rekrutacje, na moje szczęście z odwołania przyjeli mnie na filologię polską, kierunek ciężki i nudny ale tylko z polskiego byłam w miarę dobra a studiować musiałam nie było innej opcji. Właśnie zawaliłam 1 rok, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu zawsze byłam bardzo dobra w szkole, za dwa tygodnie mam 6 poprawek i wiem że powinnam się uczyć ale nie mogę! codziennie budze się z myślą że zawaliłam, że mija kolejny dzien a ja nadal nic nie umiem, teraz też siedze tutaj a zeszyt leży obok mnie i na serio chciałabym to zaliczyć mieć świety spokój, miec jakąś szansę na przyszłość, wiem że to nie przekracza moich możliwości ale nie wiem dlaczego tak się dzieje. a każdym razem jak słysze "ucz się!' mam przeklęte poczucie winy bo właśnie marnuje swoje życie, bo przecież tak niewiele mi pozostało zeby zaliczyć cały rok na dobrej uczelni a ja po prostu odpuszczam. dwa dni temu wprowadziłam się do nowego mieszkania, wynajmuję tutaj pokój a oprócz mnie mieszkają w mieszkaniu jeszcze 4 inne dziewczyny i co? znowu boję się wyjść do kuchni, bo nie chce im przeszkadzać, nie mam pojęcia o czym zagadać, wczoraj wpadła do mnie moja kuzynka ze znajomymi, troche wypiliśmy i teraz mi głupio, niby nie było ciszy nocnej ale mogłyśmy przeszkodzić tamtym w nauce czy czymkolwiek bo cichutko też tu nie było, boję się spojrzeć im w twarz , nie chce żeby na starcie wszyscy sie ode mnie odwrócili, wzieli za alkoholika czy coś w ten deseń. jeszcze moja mama wywiera na mnie presję że jesli nie skonczę studiów to bede musiała na stałe wrócić do domu rodzinnego co przekreśla moje szanse na normalne życie bo tam ciągle jestem osądzana i zostaje sama ze sobą i swoimi myślami. Teraz jest już chyba najgorzej, codziennie myśle o tym że zmarnowałam swoje życie, nie potrafie iść do miasta załatwić najprostszych rzeczy, wolę zrezygnowac z obiadu byle by tylko nie isc do kuchni i nie przeszkadzać, boję sie napisac maila do wykładowców z pytaniami odnośnie egzaminów, bo znów pokarzę jaka jestem niekometentna że nie rozumiem najprostszych spraw. Nie chcę wieść takiego życia, chciałabym się w końcu usamodzielnić, być zdolna do tego do czego byłam zolna kiedyś, ale czasy liceum już nie wrócą. Czy w ogóle jakiś lekarz byłby w stanie mi z tym pomóc? zastanawiam się jakim cudem byłabym w stanie umówić się na wizytę ii to chyba jest najgorsze bo po prostu nie wiem jak to sie robi, kiedy ktoś kogo nie znam odbiera telefon zaczynam się jąkać i w rezultacie nie dopytuje do konca o istotne sprawy. moze są jakieś domowe sposoby na walkę z moimi lękami? rodzice nie dadzą mi żyć jeśli zawalę studia, jeśli nie zdam na kolejnym kierunku, a jesli z tego nie wyjdę to tak właśnie będzie. nie chce im mówić o żadnych wizytach upsychiatry czy psychologa ale po prostu nie wiem jak sama mogłabym cokolwiek z tym zrobić. na dodatek wszystkei moje stare i te nowe znajomości również urywają się lawinowo, nie wiem co jest we mnie takiego co odstrasza ludzi ale zazwyczaj konczy się tak, ze ludzie wolą przystawać z moją kuynką bądź po prostu znajdują sobie nowe znajomości, chyba wolałabym żeby wykrzyczeli mi w twarz że nie chcą się zadawać z takim nieudacznikiem niż kiedy olewają tak bez słowa jak gdyby nigdy nic sie nie stało. moja inna kuzynka stwierdziła że zachowuje się jak jakaś zbuntowana 13 latka z pretensjami do całego świata o byle głupotę. Wstyd mi że w wieku 20 lat nadal nie potrafię się ogarnąć, być bardziej odpowiedzialna, czy tego można się w jakikolwiek sposób nauczyć? co ma robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 17 lat ,nie akceptują mnie w szkole poniżają biją jestem otyły cierpię na depresję nie umiem sobię z tym poradziĆ zażywałem już leki na depresję ale nie pomagały bo stosunek otoczenia do mnie nie zmienił się tylko łatwiej było mi po nich żyĆ a ja chcę mieĆ przyjaciół i dziewczyne jak inni mam tylko jednego kolege z którym mogę normalnie pogadaĆ ale on też jest ośmieszany i bity tylko sobie lepiej z tym radzi niż ja. Przez problemy w szkole palę papierosy nadużywam alkoholu i używam narkotyków w tym Acodinu i marichuany to jedyne co pozwala mi przetrwaĆ ten trudny okres. Wiem że po ukończeniu szkoły będzie lepiej ale nie chcę traciĆ zdrowia na te wszystie używki a leki są za słabe żeby mi pomóc. Mam strasznie niską samo ocene myśli samobójcze próbowałem terapi psychologicznej ale nie mogłem się przed nim otworzyĆ. Ojciec nie może znieśĆ że używam narkotyków i alkoholu przez co nie chce z nim gadaĆ bo jak zawsze powiem że mam problemy to mówi że przesadzam. Z wychowawcami boje się rozmawiaC bo jak się wygadam że koledze mi dokuczają to będę miał jeszcze gorzej. Kiedyś dobrze się uczyłem od kąd skończyłem podstawówkę i nie mogłem znaleź dziewczyny wszystko zaczeło się waliĆ. Patrzyłem na tych wszystkich lubianych uśmiechniętych chłopaków i nie mogłem zneśĆ że ja taki też nie mogę byĆ wszystko narastało aż do września tamtego roku kiedy nie wytrzymałem i sięgnołem po używki aby zapomnieĆ. Jestem na skraju załamania , mam za sobą już samo okaleczanie a teraz gdy nie chę robiĆ przykrośli ojcu postanowiłem zerwaĆ z Acodinem ale nie mogę bo jestem wrakiem człowieka bez niego znaczy nie uzalleżniłem się tylko poprostu on działa silnie antydepresyjnie i mogę znieśĆ nawet najgorsze upokarzanie. CO MAM ZROBIĆ POMÓŻCIE MI ! Nie chcę popełniaĆ samobójstwa bo to niczego nie rozwiąże. Kocham życie ale ono nienawidzi mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pastelo, jest taki estoński pełnometrażowy film "Klass", który po polsku nazywa się "Nasza Klasa" (można go bez problemu znaleźć na youtube) i opowiada o nastolatkach terroryzowanych przez rówieśników w szkole. Jest to film oparty na rzeczywistych wydarzeniach. Miejscami jest bardzo brutalny. Obejrzyj go. Kończy się bardzo nieoczekiwanie.... Może się w nim odnajdziesz?

 

Właśnie dzięki temu, że milczysz, sprawcy czują się bezkarni. Ostatnio rozmawiałam z kobietą, którą od ponad 10 lat bije mąż pijak. Niestety ma ona już taki "syndrom" ofiary, że męczy się z tym chłopem i nic z tą sytuacją nie robi. To cud, że po pijaku ten facet nie zabił jej jeszcze ani dzieci (choć latał za nimi z nożem). Widać, że Ty próbowałeś szukać pomocy (rozmowa z ojcem, psycholog), ale musisz się otworzyć, żeby ktoś Ci pomógł. Ludzie nie mają zdolności czytania w Twoich myślach!

 

Znęcanie się nad innymi jest przestępstwem! Jeśli nie poprosisz o pomoc wychowawcę - pedagoga - psychologa - dyrektora... to będziesz cierpiał dalej! Mówisz, że Twojego kolegę też biją... idź więc do wychowawcy/psychologa/dyr razem z kolegą. Ruszcie tyłki do jasnej anielki! Bo na razie swoim biernym zachowaniem przekazujesz innym komunikat: "Kopnij mnie - a ja nikomu nic nie powiem".

 

Co do otyłości - jeśli ona Ci przeszkadza i możesz coś z nią zrobić... to po prostu zrób. Zdrowe jedzenie, więcej ruchu i kilogramy same lecą (no chyba, że zajadasz smutki słodyczami...). Bohaterzy filmu o którym pisałam byli szczupli, a mimo to, byli szykanowani. To nie otyłość jest winna (choć dla sprawców może być rzekomym "powodem" ich agresji), ale właśnie Twoja bierność w szukaniu pomocy u dorosłych.

 

Potrzebujesz także pomocy specjalisty, który pomoże Ci wyjść z narkotyków. Sam na pewno nie zdołasz ich rzucić, bo jesteś uzależniony.

 

Ale po kolei... najpierw obejrzyj film. Potem pogadaj z rodzicami. Następnie razem z rodzicami i kolegą zgłoście sprawę w szkole. Kolejne kroki to wizyta u psychologa (i otwarcie się!) oraz u specjalisty pomagającego osobom uzależnionym.

 

I napisz też tutaj jak się potoczyły sprawy. Powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam mam 40 lat z depresją lękową borykam się od 12 lat ,już myslałam że dałam sobie radę że zwalczyłam ją odeszła na 1,5 roku aż tu nagle znów wróciła czuję się fatalnie ,i jak pomysle znowu o lekach to az mnie trzęsie ,bo tyle na sobie przetestowałam Afobam ,Mocloxil,hydroxyzina,Clonazepam ,Efektin,po tych dwóch ostatnich ciężko mi było wyjść mozna powiedziec ze sie uzalezniłam ale jakos dałam radę .Przez 1,5 roku nic nie brałam myslałam że mam to juz za sobą lecz nic z tego to uczucie znów powróciło, znów pojawiły się lęki ,nie wiem co to bedzie dalej , zaczynam panikować jak podołam ,praca droga do niej itd .Znów odechciewa mi się żyć ,wokół mnie są ludzie którym ta choroba kojarzy się tylko z jednym ...,dlatego jestem sama z nią czasami myślę o niej jak o przyjacielu bo chyba nigdy mnie nie opuści wraca jak bumerang. mam 2 wspaniałych dzieci już dorosłych tzn córka ma 18 lat ,syn 22,nigdy nie obarczałam ich swoimi problemami wiedzą że borykam się z depresją ale przy nich nigdy nie pokazuję że czuję się źle ,udaję silną a tak naprawdę nie mam już siły.Pozdrawiam wszystkich którzy jak ja borykają się z tą chorobą czasem mówię jak ktoś pyta co mi jest mówię że mam chorobę,,duszy,,lepiej brzmi .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam mam 40 lat z depresją lękową borykam się od 12 lat /.../jak ktoś pyta co mi jest mówię że mam chorobę,,duszy,,lepiej brzmi .

 

Ja to widze inaczej: Nie- mam chorobe duszy, ale miewam chorobe duszy w słabszych chwilach.

Przecież zaczęłaś tu pisać, z powodu, gdyż zdanie "mam chorobe duszy" Cię irytuje już.

Czy jest za późno? Nie. Załatwiłaś sprawy rodzinne, teraz czas na Siebie. Dzieci dadzą Sobie rady, Ty poświęć uwagę Gosi-08.(Jej wnętrzu) Wszystko jest przed Tobą, co nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba jestem skazana na takie g.ówniane życie...Tylko syf w mojej głowie. Żebym ja chociaż tej nerwicy, tych fobii nie miała od małego dziecka, to czułabym, że mam jakąś szansę, bo wszak kiedyś było lepiej, tymczasem to jedyne co znam i mam wrażenie, że mój chory, przewrażliwiony, wyczulony sposób odczuwania jest już forever...bo jest. Czy chce mi się walczyć, czy nie chce i tak nic dobrego nie ostaje się na dłużej... Głowa mi niedługo eksploduje od tego wszystkiego. Ani dnia, miesiąca, tygodnia, roku wytchnienia.

 

Leżę w łóżku zastanawiając się jak to dobrze byłoby z tym skończyć, bo co innego może czekać tak popapraną osobę jak ja. Mam siedemnaście lat a każda akcja, myśl i czynność są tak problematyczne, że ograniczyłam się tylko do minimum. Znajomości z ludźmi poruszają nieprzyjemne myśli i emocje, hobby i pasje zostają zabite przez naturalny perfekcjonizm, szkołę realizuję niczym survival ze względu na ataki i lęki, nie nadaję się do związku, ba, postanowiłam, że raczej chyba wolę żyć w samotności. Nic nie przynosiło ani nie przynosi mi ulgi. Moje życie jest puste. Cholernie, kur.wa, puste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak w temacie "co zrobić"? jakie macie sposoby na przeciwdziałanie stanom depresyjnym?jak staracie sie wychodzić z dołków które was dopadają?i czy do każdego dnia macie takie same podejscie jak ja?(czyt.niech sie ten dzien juz sie skonczy i będzie jutro,może jutro będzie lepiej-po czym następny dzień jest tak samo zj***** jak poprzedni i tak cały czas)..ech i ta ciągła analiza życia wpędzająca w ciągłą niedyspozycje psychiczną..

 

p.s.witam wszystkich;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Nikt pozdrawiam cię ,ja z tym gównem jestem już od 12 lat na początku była masakra duuuużo leków dobieranych nawet uzaleznienie od Clonazepamu ,potem dopiero prywatna wizyta u Psychiatry i Sertagen pomogły mi ,a potem 1,5 roku bez leków ,myslałam że mam to za sobą a tu nagle wróciła znów ,tyle że teraz troche lepiej radzę z nią sobie tzn lepiej wiem co to jest ,ale psychika w dalszym ciagu siada ,jak ty powtarzam sobie że jutro bedzie lepiej a nie jest ale wierzę że znów bedzie dobrze pozdrawiam cię

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W numerze listopad-grudzień 2012 periodyku "Natura i ty"

jest artykuł "sposoby na depresję", gdzie

na stronach 76-89 są opisane sposoby na depresję takie jak:

fototerapia, koloroterapia, aromaterapia i śmiechoterapia.

Zastanawiam się, czy komuś z Was by to coś pomogło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi pomaga ruch :) banalne? właśnie ćwiczę, pocę się, słucham wtedy muzyki i ćwiczę, pocę się....... to mi pomaga. Jednak nie zawsze tak jest, czasem nie mam sił, wtedy gaszę światło wsłuchuję się w muzykę i pogrążam się coraz bardziej niestety..... bo to najgorsze podobno - poddać się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi pomaga ruch :) banalne? właśnie ćwiczę, pocę się, słucham wtedy muzyki i ćwiczę, pocę się....... to mi pomaga. Jednak nie zawsze tak jest, czasem nie mam sił, wtedy gaszę światło wsłuchuję się w muzykę i pogrążam się coraz bardziej niestety..... bo to najgorsze podobno - poddać się.

 

W domu mało miejsca a na dworze chyba nie trzeba mówić a na siłownię mnie nie stać :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×