Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Lukrecja., idle, a nie macie nic lepszego do roboty jak myśleć o śmierci? ;)

I tak umrzecie prędzej czy później na 100% mogę Wam to zagwarantować baa dać na piśmie, że nie ma innej opcji jak śmierć ;) a ten czas który Wam jeszcze pozostał przed śmiercią wykorzystajcie kreatywnie żeby nie został zmarnowany :D trzymajcie się.

 

 

Może niektórzy zamiast żyć w upodleniu i braku realizacji swoich celów wybierają właśnie taki koniec? Może są ludzie na tym świecie, co nie chcieliby spędzić życia jako popychadło, ewentualnie inny menel. Odpowiedz mi co jest lepsze: samobójstwo, czy życie jako margines społeczny bez możliwości rozwoju?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nieustanne marzenie o torach kolejowych.

Ale tak wszystko poukładam zeby pierwsze rozjechane zostały moje leki które przestały sobie działać a ja nie zamierzam ani zmieniać ich na nowe ani brać już ich ^^ Chociaż prędzej załatwi mnie mój własny organizm niż samobójstwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak o śmierci rozmyślam codziennie,tak od dawien dawna nie dopadły mnie takowe,że przyspieszona śmierć jest..."najlepszym",czy raczej najbardziej "ekonomicznym" wyjściem,niźli użeranie się z samym sobą, przy okazji utrudniając egzystencje otoczeniu...

 

Ale to jak zwykle głupie p*rdolenie,prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio coraz częściej myślę o popełnieniu samobójstwa, nigdy wcześniej nie miałem takich myśli, przez ostatnie 3-4 miesiące, występują kilka razy w miesiącu najczęściej wieczorem po 1-2 godzinach kiedy już nie widzę szans na to że spotka mnie coś fajnego w tym dniu i muszę zacisnąć zęby i przeczekać, boję się o siebie bo to nie są jakieś strasznie złe sytuacje i stany z nich wynikające a pomimo tego wtedy widzę siebie np. z podciętymi żyłami albo wstrzykującego sobie dużą ilość heroiny dożylnie a nie ufam sobie na tyle żeby mieć pewność że nie zrobię tego kiedy przyjdzie większy kryzys.

Jakieś pół roku temu przestałem brać narkotyki i pić alkohol postanowiłem wtedy że zrobię swoje życie bardziej barwnym i osiągnę to co chce osiągnąć, problem w tym że często mam wrażenie że jest ze mną gorzej niż wtedy, wtedy chociaż miałem toksycznych znajomych którzy mnie nie szanowali i kiepsko się z nimi dogadywałem ale miałem znajomych, miałem jasne cele które z dnia osiągałem jak np. zdobyć kasę na narkotyki, alkohol później się nawalić i przede wszystkim inne rzeczy mało mnie obchodziły i praktycznie nie czułem.

Wielokrotnie próbowałem zdobyć to czego mi trzeba, jak np. to żeby poznać jakieś fajne dziewczyny, mieć z niektórymi sex i w ogóle spotykać się wychodzić w jakieś fajne miejsca tylko że pomimo tego że szedłem przed siebie, jak brakowało mi się to zaciskałem zęby i szedłem dalej to nic mi z tego nie wyszło i pomimo tego że wiem co powinienem robić żeby osiągnąć to czego chce to teraz jeżdżę po burdelach jak mam 100zł a później wstydzę się tego co zrobiłem, mam wrażenie że te wszystkie niepowodzenia są jak kamienie które teraz noszę na placach i zaczyna brakować mi sił.

Czuję w okół siebie pustkę, kiedy widzę że przez najbliższe kilka godzin czy dni już nic nie zmienię to mam ochotę się zabić, a kiedy myślę że tyle już się starałem i działałem to ta ochota jest jeszcze większa, przez te wszystkie niepowodzenia czuję że brakuje mi wiary w jakikolwiek sukces chociaż kiedy myślę o tym świadomie wszystko wydaje się proste i do zrobienia, mam wrażenie że ludzie mnie unikają, nie wiem dlaczego bo mam siebie ze wesołą, pogodną, rozmowną, wrażliwą osobę i chyba mam rację bo nawet moja psycholog powiedziała mi że tak mnie widzi.

Coraz częściej wszystko mi jedno co się ze mną stanie, myślę że skoro śmierć i tak po mnie przyjdzie to nie obchodzi mnie to czy będzie to za chwilę czy za 100 lat a jeśli ma być tak jak do tej pory to lepiej jak przyjdzie za chwilę, wiem że mogę osiągnąć to czego chcę i uczynić swoje życie szczęśliwym ale do tej pory tylko się męczyłem i nic z tego nie było a ja nie chcę się już dłużej męczyć.

Co powinienem zrobić przeszły mi te stany???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konrad259,

piszesz,ze tyle zrobiłeś i tak sie starasz, owszem starasz sie ,ale pół roku to nie jest az tyle jak Tobie się wydaje, to tylko pół roku, czy jest na to sposób , jest jeden staraj sie dalej bo jak wrócisz do dawnego zycia to na pewno skonczysz w grobie dosc szybko.

Abbey,

bużka,

Colorblind,

masz bardzo piękny podpis,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z dnia na dzień moje myśli samobójcze się nasilają, a wraz z nimi rozpacz, bo nie widzę lepszego wyjścia, nie mogę żyć, jestem kompletnie samotny, na dodatek dusi mnie poczucie winy, że zmarnowałem kiedyś być może jedyną szansę w życiu dla kogoś takiego jak ja by się uratować, jedyną szansę na miłość, mam zniszczone życie...

 

Jest coraz gorzej, dzisiaj miałem wrażenie, że niby było trochę lepiej niż przez poprzednie dni to teraz na wieczór i na noc poczułem się tak źle, że w tej chwili mi po prostu niedobrze, boję się, że zwymiotuję z nerwów. Próbuję odwracać od tego uwagę, od tych myśli, od świadomości jak wygląda moje życie, poprawić sobie nastrój, posłuchać bardziej energicznej i weselszej muzyki, obejrzeć komedię, ale nic już nie działa.

 

Boję się strasznie, mam już resztki sił i przeraża mnie jak szybko mi te resztki uciekają. Chciałbym nie istnieć, ale boję się samobójstwa. Bardzo się boję. Nie mogę uciec od tych myśli, mam je już od lat, ale siły mam na wyczerpaniu, wszystkie zmysły mi krzyczą, że zbliża się koniec. Dzisiaj (w sumie to już wczoraj) dowiedziałem się, że po raz pierwszy od dawna rodzina przyjedzie tutaj na święta, ostatnie 2 lata święta spędzałem sam, nie jechałem do rodziny z matką. Mam wrażenie, że oni też wyczuwają jak źle jest. Nigdy nie czułem się tak dziwnie, czuję, że to będą moje ostatnie święta. Cały ten rok czuję się zresztą dziwnie, siły uciekają szybko, różne wydarzenia pojawiały się w dziwnych momentach, jakby prowadząc powoli do tego ostatniego miesiąca roku, który się zaczął kilka dni temu.

 

Gdy byłem mały to przez bardzo długi okres czasu, chyba ponad rok śniło mi się noc w noc, że spadam i ginę przy upadku (budziłem się wtedy). Naprawdę miałem dokładnie taki sam sen co noc, tak to pamiętam. Nie wiem, może to moje przeznaczenie, skoczyć z tego okna... mam już dość cierpienia i poczucia, że jestem sam w zimnym, okrutnym wszechświecie, którego nie rozumiem. Pewnie i tak przeżyję i będę cierpiał sparaliżowany przez dekady, albo skończę w piekle czy w innym stanie wiecznego cierpienia. Czuję jakbym był obiektem wielkiego okrutnego żartu.

 

Naprawdę czuję, że to się zbliża. Nie jest to zwykłe gadanie, albo myślenie w stylu "o, już niedługo to wszystko skończę!", bo znam uczucie uciekania w myśl o śmierci, żeby zrobiło się lżej, żeby poczuć, że mogę to w każdej chwili skończyć. Czasami myśl o samobójstwie przynosiła ulgę. To jest co innego, przeraża mnie to, nie chcę tego, czuję rozpacz, chcę się zapierać przed tym, ale... nie wiem, czuję się jakbym w zwolnionym tempie upadał na kolana. Od dawna wiedziałem, że to się tak skończy, trochę jak niektóre zwierzęta, które przeczuwając swoją śmierć idą wieczorem się gdzieś skulić w kącik i rano zostają tam znalezione martwe. Przetrwałem w swoim kąciku, schronie przed światem tak długo jak się dało. Nie mam już sił, ściany się rozpadają.

 

Przepraszam, że tak się nieco chaotycznie wypisałem, ale nie mam z kim porozmawiać a musiałem to gdzieś wyrzucić z siebie, często muszę zresztą... Nie mam czego, kogo, się złapać, żeby dać sobie siły i nadzieję. Chciałbym, żeby to wszystko się już skończyło, nie chcę już cierpieć, mam dość. Mam dość istnienia. Nie chcę czuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konrad i właściwie wszsyscy pozostali

Mysle, ze stany Twoje związane są z tym ,ze próbójesz wyjść z tego bagna narkotykowego i nie tylko, mam na mysli Twoj styl zycia. No bo zeby coś zmienic na lepsze w zyciu to na pewno nie da sie tego przez ćpanie i laski, tylko trzeba włożyc w to jakiś wysiłek, jak w kazdą zmiane czegokolwiek. Kochany, skoro juz masz w sobie jakąs wole zmiany to już pól sukcesu. Piszesz że wierzysz ze to nie takie trudne i nawet chodzisz do pcyhologa, wiec rzeczywiscie działasz w tym kierunku. Na owoce tego wszsytkiego pewnie trzeba zaczekać. Nie wiem czym sie zajmujesz, bo tak ogónie to cięzko sie ustosunkować, jak nie wiem co robisz, czy pracujesz, ile masz lat chocby mniej więcej. Wspominasz tylko o piciu i ćpaniu i laskach to nie mam pojecia jak wdrażasz te zmiany na lepsze poza zerwaniem z poprzednim stylem życia, zresztą niecałkiem (burdele). JA mysle,ze jesteś przyanjmniej w jakims stopniu zniewowlony przez poprzedni styl zycia, sex na zawolanie, dobry nastrójj na zawołanie, zabawa na zawołanie itd. A z kazdego zniewolenia ciężko wyjść, jak nazwa mówi, to przeciez wyjscie z niewoli czegoś, więc z pewnością niełatwe. Smierc Twoja niczego nie rozwiąże (pewnie nie wierzysz w piekło, jak większość tych, którzy juz tam trafili, no bo piekło to bajka i nie przystoi w XXI wieku w to wierzyć). Ja jednak wierze i jakbyś sie tym interesowal, to też byś wierzyl, a tak zapewne dajesz sie zwieść największemu kłąmstwu szatana, który ludziom wmawia ze go nie ma. NO bo gdybyś wiedział ze złódziej pilnuje Twojego domu to bys był czujny, więc to nie po mysli szatana. A juz na na pewno przez swoje samobójswto nie mógłbyś zobaczyc tyh chwil w życiu kiedy będziesz szczęśliwy i bedziesz myslal: jak dobrze że tego nie zrobiłem! :D Więc krótko mówiąc śmierć nie jest dla Ciebie żadnym rozwiązaniem, moze jestes tu komus potrzebny, a jeszzce o tym nie wiesz. Wiec trwaj przy swoim postanowieniu, zeby sie wyzbierać, musisz teraz nauczyc sie zyc bez narkotyków, alkoholu i lasek inie będzie to łątwe wcale. ALe w tym czasie zrób coś madregeo ze swoim życiem, pozbieraj je do kupy i życze Ci wytrwałości w tym wszsytkim. ZObaczysz za jakiś czas jak sie to opłacało:-) Znajdzisz nie laske tylko dobra mądrą dziewczyne i nie na jeden raz tylko na całe zycie. Poznasz odpowiednich ludzi, a nie tych co ciągną Cie w dół za sobą. Swoją droga to nie zrozumiem nigdy jak moze dawać poczucie szczęscia laska na pare dni. DLa mnie najpiękniejsze w moim mężu jest to ,ze jest jeden niezmiennie ciągle ten sam i seks ciągle z tym samym jednym od lat człowiekiem i szkoda że tylu ludzi dzisiaj pozbawia sie tego szćżęścia na własne życzenie:-(. Kochany życze Ci wytrwałosći i siły a jak chcesz zwrócić sie z tym wszystkim do Boga to daj znac, to Ci podeśle strone pewnego ojczulka, który sam tez nawiedzał burdele i zmieniał laski zanim został zakonnkiem:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobno nadzieja umiera ostatnia, no to właśnie umarła... Tak bym chciała, żeby był ten koniec świata. Terapię mam w lutym, ale nie wiem czy do niej doczekam. Z resztą wątpię że ona cokolwiek pomoże, świata wokół mnie nie zmieni. Już się tyle razy podnosiłam i nic to nie dawało, tyle razy wierzyłam, że w końcu będzie dobrze i nigdy nie było. Czuję się jak chomik w wielkim kołowrotku. Biegnę do przodu, ale zawsze dobiegam do tego miejsca w którym się okazuje że ja i całe moje życie jest g.... warte. Nie chcę się już dłużej męczyć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×