Skocz do zawartości
Nerwica.com

terapia psychodynamiczna


Evele

Rekomendowane odpowiedzi

*Monika* a po jakim czasie zaczęłaś odczuwać ze Ci się poprawia?długo musiałaś czekać na efekty terapii?ja chodzę dopiero od dwóch miesięcy i na razie jest tak, że czuję się lepiej jak wychodzę z gabinetu, jest mi trochę lżej, ale na drugi dzień jest tak jak zawsze, martwi mnie to że mogę nie dać rady, ze będę się długo męczyć zanim odczuję jakąkolwiek poprawę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evele, musisz niestety uzbroić się w cierpliwość. W mojej terapii było sporo takich momentów, że chciałam uciekać, czułam się gorzej niż na początku, i na to trzeba się nastawić. Mnie nikt nie uprzedził, że tak może być, wydawało mi się dość naiwnie, że proces leczenia będzie miły i przyjemny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evele, porozmawiaj o tych wątpliwościach z terapeuta.

Spróbuj właśnie na nim oprzeć się w tej sytuacji!

 

Ja chodzę juź prawie 3 lata na psychodynamiczną (minus jakieś poł roku przymusowej przerwy), od roku prywatnie i.. jest ciężko, ale malutkie zmiany zauważam systematycznie co kilka miesięcy. Często straszne 'doły' ale na tym to polega. Najcenniejsza jest wytrwałość. A każdy proces jest indywidualny bo każdy jest inny. To ciężka ale dobra droga. Samo bycie na niej jest juź czymś dobrym, nie tylko ostateczny rezultat, bo przeciez nasze życie trwa tu i teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika* a po jakim czasie zaczęłaś odczuwać ze Ci się poprawia?długo musiałaś czekać na efekty terapii?ja chodzę dopiero od dwóch miesięcy i na razie jest tak, że czuję się lepiej jak wychodzę z gabinetu, jest mi trochę lżej, ale na drugi dzień jest tak jak zawsze, martwi mnie to że mogę nie dać rady, ze będę się długo męczyć zanim odczuję jakąkolwiek poprawę

Po przeszło półtorej roku czasu w trakcie terapii, czyli na półmetku słonko. :D

 

Jeszcze lepszym jest zmiana nurtu po poznaniu przyczyn na poznawczy.

 

Nie przeskakuje się z kwiatka na kwiatek znawco psychoterapii.

Decyzję o zmianie nurtu podejmuje się wspólnie z obecnym psychoterapeutą.

Z gestem kończy się terapię, a nie na zasadzie "terapia nic mi nie daje" to już nie pójdę. Takie sytuacje omawia się z psychoterapeutą i dopiero potem następuje decyzja o zakończeniu terapii.

Tobie terapia nic nie dała z tego co wiem, więc nie wiem po co w ogóle wypowiadasz się w temacie.

A poglądy Twoje opiewają na zasadzie wiejącej chorągiewki na wietrze.

Prosiłabym Cię o jedno, o nie wprowadzanie użytkowników forum w błąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trek, ja zakończyłam etap poznawania przyczyn, przynajmniej tak uważam, choć pewnie sporo jeszcze rzeczy zostało bo ciągle przychodzą nowe. Do niedawna jakoś nie czułam, żeby mi to w czymkolwiek pomagało ale od pewnego czasu czuje się dużo lepiej. Inaczej buduje relacje z ludźmi, uspokoiły się moje napięte stosunki z rodzicami, czuję się bardziej samodzielna a co ważniejsze miałam siłę wydostać się z toksycznego układu który mnie niszczył. Myślę, że terapia na każdego działa inaczej ale działa i na pewno warto poświęcić czas i pieniądze żeby ją przejść.

 

Odnośnie zmiany nurtu też miałam ochotę zrobić coś takiego, uspokoiłam się gdy moja terapeutka powiedziała, że jeśli uzna inny nurt za lepszy dla mnie to mi o tym powie. Ufam jej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obecnie jestem w terapii prowadzonej przez terapeutę psychodynamicznego.. Według mnie to nie jest tak, że jest konieczność zmiany formy terapii. Po prostu są terapeuci, którzy w swojej pracy wykorzystują różne metody. Nie zmienia się terapii ale tylko technikę. Już prawie dwa miesiące jestem w terapii- to niewiele- i mogę chyba powiedzieć w czym MI pomogła i czemu służy w moim przypadku. Przyczyny powstania problemu to nie jest wszytko, ponieważ sama wiedza nie jest wystarczająca by zaradzić problemom. Mam możliwość przeżycia od dawna tłumionych uczuć co daje mi ogromną ulgę i przede wszystkim możliwość by na nowo uwierzyć w to, że dam sobie radę. Uświadamiam sobie, że moja przeszłość miała na mnie ogromny wpływ, ale już nie musi go mieć. Razem z moim terapeutą odkrywam to czego się bałem i czego nie byłem w stanie zaakceptować.

 

To w skrócie. Ale bez sensu jest według mnie zmieniać formy terapii tylko wytrwać do końca w jednej. Ja mogę polecić nurt psychodynamiczny ponieważ w moim przypadku przyczynia się do dużej poprawy w moim życiu na chwilę obecną. Zresztą z tego co zaobserwowałem to psychodynamicznie nie oznacza zawsze tak jak piszą w książkach:)

 

Wytrwajcie bo warto:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzę na terapię psychodynamiczną od stycznia...Nie wiem co robić dalej. Tylko przez kilka momentów, chwil, czułam, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Niestety większość czasu jest odwrotnie. Zdaję sobie sprawę, że bez motywacji to nawet gdybym trafiła do najlepszego terapeuty świata to nic to nie da. Tylko, że u mnie chyba bardziej działa poczucie bezsensu, braku nadziei. Tak jak bym świadomie, intelektualnie uważała, że po prostu muszę mieć to na starcie, ale w środku czuję, ze nie mam, że jestem słaba, że wcale nie będzie dobrze w moim życiu.

Nie wiem, czy czuję jakąś więź z Terapeutką. Na pewno nie taką sympatyczna, bezpieczną, z zaufaniem. Tego nie ma u mnie. Z mojej strony jest raczej wrogość, podejrzliwość, dystans, zaprzeczenie Jej interpretacjom i w ogóle zaprzeczenie efektywności, skuteczności, sensowności terapii. Ja to widzę i nie chodzi o to, że tego chcę; po prostu rodzi się we mnie to i już! Zamiast wielkiego przywiązania i zaufania, o którym wszyscy mówią, u mnie jest coś zupełnie odwrotnego. Pewnie moje uczucia wzbudzą tu ogólny ostracyzm (czego chcesz, Terapeutka się stara, a Ty co!?), ale dla mnie to jest problem, bariera, której nie umiem przeskoczyć, choć CHYBA , pragnęłabym bliskiej relacji, w której będę sobą, będę akceptowana itd. Nawet jeśli Terapeutka mówi o tym, o czym napisałam w poprzednim zdaniu ( akceptacja, bliskość itd.), to jest jak rzucanie grochem o ścianę, bo ja na miejscu wcale tego nie czuję i nie chcę żeby mnie pakowała w jakieś ramy :pacjent, dziecko itd.! Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Wiem, że pomyślicie, że tu Terapeutka jest ofiarą niewdzięcznej osoby itp.- może tak jest, ale dla mnie to też jest trudne. Myślę, żeby zrezygnować. Nawet nie wiem czy Ją interesuje to co ja mówię, czy w ogóle Jej zależy, ale może nie musi. Trudno mi określić czego ja mogę od Niej oczekiwać. Wiem, terapeuta nie doradza, jest czystą kartką itd. tylko, że ja nie chcę siedzieć oko w oko z czystą kartką (he, he, no więc chyba chcę żeby mnie lubiła, interesowała się mną, żeby była żywym, autentycznym człowiekiem itp.) , choć...nie ułatwiam Jej sprawy. Trudno mi się i siebie tam wyrazić, chociaż mam bogatą wyobraźnię, chciałabym powiedzieć to czy tamto, na miejscu, udaję przygłupią, a w emocjach blokada. W kontakcie z Nią wszystko mi się blokuje :/. Tak sobie koegzystujemy, ale nie do końca razem ,a raczej żyjemy obok siebie. Naprawdę jestem zmęczona i nie wiem jak sobie samej pomóc. Nie mam możliwości zmienić terapeuty, bo chodzę na NFZ. Więc albo rezygnuję, albo kontynuuje to co jest.

Zastanawiam się w ogóle nad sensem, nad tym czy są efekty tego rodzaju terapii??? Boję się, że może tacy ludzie jak ja się nie zmieniają, boję się, że życie minie, a ja spróchnieję w takim stanie i już mnie nie będzie. Brakuje mi jakiegoś punktu zaczepienia na czymś w miarę stabilnym i bezpiecznym, jakiegoś małego "hop!"... i odbijam się trochę od ciemnego, dusznego dna i płynąc wyżej będę mogła zobaczyć choć odrobinę światła słonecznego przebijającego się przez burą wodę! I , że pojawi się nadzieja, że wypłynę na czyste wody i będę mogła zaczerpnąć świeżego, rześkiego powietrza i , że poradzę sobie, kiedy coś znowu mnie ściągnie poniżej poziomu wody! Byłoby wspaniale..., choć to chyba utopijne myśli ;) , prawda..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to co opisujesz floris_1 to wygląda tak jakbyś rzeczywiście pragnęła tej więzi, tylko, że terapeutka nie może ci jej dać. Może powinnaś spróbować u faceta terapeuty? Z tego co się orientuje to lecznicza jest taka specyficzna relacja z terapeutą. Tylko, że z twojej strony nie może się uruchomić coś takiego możliwe, że ze względu na płeć.. To tylko moje spostrzeżenie.. Widzisz ja mam właśnie problem z mężczyznami ponieważ utożsamiam ich z osobą mojego ojca w pewien specyficzny sposób. No i mój terapeuta zauważył pewne zależności ale nie sypał interpretacjami.. jak później mi powiedział czekał na odpowiedni moment. Gdy taki moment nastał nie czułem się atakowany ani niezrozumiany. Ale myślę,że gdyby to co zauważył powiedział mi wcześniej mogłoby to skończyć się źle..

 

Uważam, że nie sztuką jest mówić ciągle mądre słowa tylko zrobić to w odpowiednim momencie (tak jak w moim przypadku terapeuta zrobił) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nienienie!!

 

floris absolutnie nie rezygnuj

 

wszystko o czym piszesz jest normalne!

 

twoim problemem jest właśnei zaufanie i bliskość i nad tym teraz pracujesz, to jest problem który rozwiązujesz. twoje odczucia i wątpliwości są bardzo częste w terapii.

 

moja rada - bardzo gorąco radze ci wydrukować tego posta z forum i wręczyć terapeucie. na prawdę. Albo opowiedzic o tym, najważniejsze to rozmawiac o wszelkich wątpliwościach. Jest tu tyle wątków, świetnie i bardzo jasno potrafisz opisać co cie trapi, zapewne rozmowie z terapeuta jest o wiele trudniejsze dlatego proponuje wesprzeć się kartką..

 

Płeć nie musi mieć znaczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masakra.. Jeszcze raz przeczytałem swoją wypowiedź;/ Rzeczywiście brzmi to jakbym "radził" Ci żebyś zrezygnowała. Kompletnie nie o to mi chodziło.. jakoś nie dotarło do mnie to że Twoja terapia trwa już tak długo.. Zgadzam się z Selma.. Nie rezygnuj.. Wybacz za moją nieuważność.

 

Ps: Płeć nie musi mieć znaczenia - to prawda, ale z reguły ma dość duże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za odpowiedzi! Wiem, że nikt nie obiecał, że będzie lekko i może nie powinnam narzekać, że jest mi ciężko i ta relacja mnie męczy. Czasem czuję się jak w klatce bez wyjścia, ograniczona czasem, który spędzam tam i ograniczona 5 dniami, których tam nie spędzam. Ostatnio to uwięzienie tak mi doskwierało, że wróciłam od T. i zwyczajnie się urżnęłam, upiłam się.( Nie chcę żeby mnie ktoś tu umoralniał i mówiła, ze źle robię; to nie zdarza się nagminnie ) .Nie powiedziałam Jej tego, bo wiem przecież, że zrobiłam to przez to uwięzienie, więc nie ma czego roztrząsać. Oddaliłam się od wątku...

Czy pleć jest ważna...Nie wiem. Czytałam, że nie, a z autopsji... Faktem jest, że relacja moja i mojej matki, to nigdy szczególnie przy bliskości, akceptacji, zaufaniu itp. nie stała, tylko, że nie wiem czy dla mnie to jest takie ważne, raczej nie! Ja po prostu chcę się czuć jakoś bardziej pewnie w życiu, chcę mieć nadzieję na przyszłość, pewnie powinnam trochę lepiej siebie traktować i akceptować, wiedzieć czego chcę (podkreślam, bo kryzys tego kim jestem, czego chcę, strasznie mi doskwiera :/). Myślę, że z terapeutą- mężczyzną, ta relacja wyglądałaby inaczej i prawdopodobnie nie przeżywałabym jej tak, jak tej z terapeutą- kobietą. Jestem u Niej już dość długo i po prostu trudno mi nie mieć wątpliwości, nie odnajduję się tam i trudno mi opisać słowami to co się dzieje. Nie chcę uciekać od życia, spaść niżej, przegapić coś- a to chyba robię kiedy zagłębiam się w swoim umyśle. Życia nie ma w gabinecie terapeutki, jest za oknem, w które zawsze się u Niej gapię, a ostatnio wydawało mi się, że jak jestem u Niej to, to życie za oknem mi ucieka, oddalam się od niego. wiem, że tak dziwnie to opisuję, ale tak czuję bo to wszystko jest jakieś ciężkie, dużo waży P

Wiecie, ja dużo piszę, ale nigdy nie odważyłam się przeczytać tego terapeutce (tylko trochę próbowałam) i podejrzewam, że nawet jak wydrukuję to co napisałam tu w poprzednim poście, to skończy się tak samo, zablokuję się, uznam, że to jest nic nie warte i Jej nie przeczytam. Chyba potrzebuję się trochę postarać, bo to przecież tylko słowa, ale niczego sobie nie obiecuję, że tak, że zrobię, bo już to przerabiałam. Zastanawiałam się dlaczego właściwie Jej tego wszystkiego nie mówię. Napisałam dużo, często widzę to wszystko co się dzieje w postaci metafor, bo trudno kurcze opisać słowami uczucia, przynajmniej mnie. Tak więc może obawiam się: że Ona to wszystko spłaszczy, że to wszystko stanie się takie bezosobowe i suche, jeśli zacznę czytać, a ja może chcę przeżywać, że to wszystko straci jakąś moc (to jest akurat głupie, ale coś w tym jest).

Przepraszam, że się tak rozpisałam o wszystkim i niczym, znów :-| .Biorąc pod uwagę to co piszecie, mogę jedynie uprzeć się i tam zostać, mimo, że te wszystkie uczucia i wątpliwości nadal we mnie są. Mam nadzieję, ze pod pływem impulsu, nie zrobię nic głupiego, czego mogłabym potem żałować.

 

-- 01 lis 2012, 10:46 --

 

No i mój terapeuta zauważył pewne zależności ale nie sypał interpretacjami.. jak później mi powiedział czekał na odpowiedni moment. Gdy taki moment nastał nie czułem się atakowany ani niezrozumiany. Ale myślę,że gdyby to co zauważył powiedział mi wcześniej mogłoby to skończyć się źle..

 

Uważam, że nie sztuką jest mówić ciągle mądre słowa tylko zrobić to w odpowiednim momencie (tak jak w moim przypadku terapeuta zrobił) .

Obawiam się właśnie, że Ona na siłę będzie chciała mi uzmysłowić to czy tamto, kiedy ja wcale nie będę na to gotowa. Wiem, że się buntuję wtedy! :evil: Nie ma lekko ze mną :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszystko to o czym piszesz jest bardzo ważne i znam to z autopsji. możesz jej nawet wręczyć kartke i powiedziec zeby sobie przeczytala miedzy sesjami i zaczela rozmowe z toba bo sama nie potrafisz.

 

Najpewniej wiekszosc tego co czujesz do terapeutki to powtorzenie tego jak wygladala twoja relacja z matka, wiec nie jest to raczej nieważne tylko arcyważne.

Ja miałam tak - 3 lata nie zaczęłam rozmowy o tym o czym chcialam bo nie umialam. Ale w koncu sie udalo, teraz mowie o wiekszosci rzeczy i dobrze mi z tym. Trzeba próbować. Z kobieta moze byc ci trudniej, ale jesli cos jest tak trudne pewnie znaczy ze rowniez bardzo wazne i nie wyzdrowiejesz poki tego najwazniejszego problemu nie ruszysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

terapeutka do której chodzę też korzysta z kilku nurtów. tak mi się przynajmniej wydaje, bo nawet jak nie mam żadnego tematu na sesję i mówię jej o tym, to ona próbuje ze mnie coś wyciągnąć, pyta się mnie np jak mi minął dzień i tym sposobem jakoś do mnie dociera, bo czasami jest tak, ze mimo, że ja nie widzę jakiegoś problemu to po rozmowie z nią zaczynam zauważac co jest nie tak, poza tym jak widzi ze jest mi strasznie ciężko to mówi co mogę zrobić zeby sobie pomóc,dla mnie najgorsze jest to że np po cięzkiej sesji, kiedy temat jest trudny a ja na każde pytanie odpowiadam płacząc i czuję się psychicznie i emocjonalnie rozbita, następnego dnia muszę iść do pracy i mierzyc sie ze swoim samopoczuciem, które po takiej sesji nie jest najlepsze i to mnie jeszcze bardziej wpędza w zły nastrój, a jak Wy sobie radzicie ze swoim samopoczuciem od sesji do sesji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

możesz jej nawet wręczyć kartke i powiedziec zeby sobie przeczytala miedzy sesjami i zaczela rozmowe z toba bo sama nie potrafisz.

Pytałam, czy przeczyta, to co napisałam. Oczywiście, nie odpowiedziała mi nic, a raczej zrozumiałam, ze sama muszę to zrobić. Zapewne takie ma metody pracy i nie ma zamiaru ich dla mnie naginać. Z jednej strony ok, bo ja nawet chcę żeby ustanawiała mi granice, bo wejdę Jej na głowę, tak czuję. Z drugiej strony gdyby przeczytała byłoby mi łatwiej, ale potem może czułabym się jak dzieciak, który sam nie umie nic zrobić. Suma sumarum, chyba dobrze, że nie przeczytała tego sama. Nie wiem, może daje mi wolną rękę w tej sprawie, bo przecież wspominała o tym, że skoro piszę, to możemy się też na tym opierać, tylko mi za każdym razem trudno zacząć to czytać, bo jak pisałam, to traci sens, kiedy ja tam jestem taka zablokowana. Nie uważam , że nie potrafię tego zrobić, bo przecież potrafię, tylko się blokuję, jak uparte dziecko, pewnie na złość mamie! To jest chyba wyraz mojego oporu.

 

Najpewniej wiekszosc tego co czujesz do terapeutki to powtorzenie tego jak wygladala twoja relacja z matka, wiec nie jest to raczej nieważne tylko arcyważne.

 

Wiesz, naprawdę szczerze mówiąc, to ja mam niewiele do powiedzenia nt. mojej relacji z moją matką. Od razu , z automatu włącza mi się myśl "co ma piernik do wiatraka" i że to wszystko nie ma racji bytu. Naprawdę to nie jest przekorne zaprzeczanie Twoim słowom, ja tak czuję i robię mimochodem. Na terapii non stop jedna moja myśl, pogrąża drugą, jedna zabija drugą. Nie chcę zwalać niczego na rodziców, a pewnie zacznę. Rozumiem, nie o zwalanie chodzi, ale po co bez dystansu gadać, a terapeutka pozna tylko moją wersję. A poza tym to nijakie poczucie relacji ja- moja matka, luka, czarna dziura i mogłabym opowiedzieć o naszym układzie w 5 minut i to wszystko.

 

Ja miałam tak - 3 lata nie zaczęłam rozmowy o tym o czym chcialam bo nie umialam. Ale w koncu sie udalo, teraz mowie o wiekszosci rzeczy i dobrze mi z tym. Trzeba próbować. Z kobieta moze byc ci trudniej, ale jesli cos jest tak trudne pewnie znaczy ze rowniez bardzo wazne i nie wyzdrowiejesz poki tego najwazniejszego problemu nie ruszysz.

 

Nie uważam się za chorą!

3 lata, bardzo długo! Ja mam czas tylko do końca lipca i życie które płynie. Wiem, bezsprzecznie wszystkim nam czas płynie jednakowo, ale to żadne pocieszenie, bo skoro już mam żyć ze sobą 24 godz. na dobę, to nie chciałabym zmarnować tego życia. Ty jesteś cierpliwa, ja nie, :oops: ... trochę przez ten brak gwarancji na cokolwiek dobrego w terapii i brak nadziei i brak cierpliwości do siebie.

Ok, dzięki za odpowiedzi. Zasiedzę się w tym wątku, a znając siebie jeszcze nie skorzystam z dobrych rad, chociaż o nie proszę. Pociesza mnie to, że inni przeżywają podobnie i to nie jest jakieś wielkie halo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×