Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

w sumie aż mi głupio, bo 1 wiem, że inni mają dużo gorzej, (i to bez kokieterii) a dwa, że ze mną nie jest tak tragicznie, żeby marudzić Wink Ale przytulenie, nawet mentalne bardzo budujące i miłe.

Cóż więcej można zrobić, gdy ma się przed sobą tylko ekran :D I jeszcze jedno - nie porównuję problemów ani stanów, Twoje samopoczucie jest dla mnie równie ważne, jak kogokolwiek innego. Nie umniejszaj więc swoich problemów ;) i inteligencji ;) Całuje

 

Rakken, a myślałeś o tym, żeby próbować rozmawiać o tym smutku? Gdy się wypiszesz, może będzie lepiej? Mam wrażenie, że smutek rządzi Tobą. Wiesz jak to jest z wrogiem: jeśli nie umiesz go pokonać, przyłącz się do niego. Nie ma to jak poznanie tego, z czym się walczy.

Tulę!

 

 

za to dostałem słoneczne popołudnie... tylko na ironię już nie wychodzę bo nie mam po co

Piotrek, to jak z alkoholem - żeby się napić nie trzeba okazji, z tą różnica, że wychodzenie z domu jest mniej szkodliwe niż alkoholizm.

czasem mam doła z niczego a czasem wszystko jest przeciw mnie i nic sobie z tego nie robię Razz wywrotowiec ze mnie

Uważam, że dół nie bierze się z powietrza ;) Siły życzę :D

 

Możliwe jest żeby od sytuacji wyżej napisanych lęki mi się jeszcze pogłębiały??

Hm, jazda na rowerze rzecz oczywista oszczędza Ci przebywania wśród ludzi, dlatego to wrażenie, że lęki ustępują. Ciężko mi powiedzieć, jaki rodzaj "terapii" byłby najbardziej skuteczny w Twoim przypadku: terapia unikowa (unikanie ludzi) czy szokowa (na mus do ludu). A Ty jak myślisz? Co jak co uważam, że ta sytuacja pokazała, jak naprawdę jest z tym ustępowaniem lęków w Twoim przypadku :?

 

normalnie mam własnie czwarty zawał.... Crying or Very sad

Cóż Kochanie, rzeczywiście niefatrowny moment :? Nie wiem co powiedzieć: czekam na info w sprawie pieska i trzymam kciuki (za Ciebie i pieska) :P

 

Chwała, że moja kicia jest zdrowa jak ryba :roll:

 

Eh, a ja mam coraz większego doła. Już parę razy zbierało mi się na płacz. Nie wiem co jest przyczyną: fakt, że w środę wracam do pracy po urlopie czy to, że jutro mam wizytę u psychiatry :cry: Sama nie wiem co gorsze :roll:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Własnie zadzwonił do mnie mój weterynarz :( mój starszy piesek ma w najlepszym razie hemofilię, w najgorszym raka :(:( 2 lata pies właśnie się szykowałam na wystawę ... .... :( szok... normalnie mam własnie czwarty zawał.... :cry:

 

Ja straciłam w ten weekend mojego 9-cio letniego psiaka, zginął śmiercią tragiczną pod kołami jakiegoś samochodu:/ smutno, bo był z nami tak długo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co jest przyczyną: fakt, że w środę wracam do pracy po urlopie czy to, że jutro mam wizytę u psychiatry Crying or Very sad Sama nie wiem co gorsze

 

"Nu, nu, nu!" Żadnych takich, zobacz pozytywy - o korzyściach z wizyt u psychiatry to nawet chyba pisać nie muszę, (żadnego kombinowania! :D) a praca, no wiadomo jak to jest, ale raz, działasz kreatywnie :D Dwa wychodzisz do ludzi, trzy robisz coś i nie przyzwyczajasz się do lenistwa ;)

 

Cóż więcej można zrobić, gdy ma się przed sobą tylko ekran Very Happy

 

Przytulić monitor? Jeśli ktoś nam akurat zrobi zdjęcie, to i pożytek - będzie na co popatrzeć, dy nastrój zły ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Nu, nu, nu!" Żadnych takich, zobacz pozytywy - o korzyściach z wizyt u psychiatry to nawet chyba pisać nie muszę,

Tak, jedyną korzyścią, jaką widzę po wizycie: wiem, dlaczego tak się jej bałam. Znowu się cofam - czuję to od dłuższego czasu, a psychiatra tylko to potwierdził.

Nie wiem, czy chce już walczyć. Właściwie, co w tym złego, że mam zły system myślenia, że mam wypaczony charakter, że mam zmienne nastroje i często jest mi przytłaczająco smutno. Wyleczyłam się z tego, co mi najbardziej przeszkadzało: anoreksji. Z objawami nerwicy nauczyłam sie żyć, a nerwica natręctw nie daje mi aż tak w dupę. Ptsd - czasem wraca, ale tak samo jak samo przychodzi tak i samo odchodzi. Nie wiem, czy chcę się zmieniać :? Może najwyższy czas pogodzić się ze sobą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Jestem kolejną osobą, która zjawia się tu po to, żeby pomarudzić, zrzucić ciężar z serducha.

Szczerze powiedziawszy, ciężko mi napisać cokolwiek na tym forum, ale z dwojga złego wolę to niż duszenie całego żalu w sobie.

Nigdy nie byłam u psychologa, a co do przyjaciół, owszem mam kilkuosobową sprawdzoną paczkę zaufanych osób, ale mam już dosyć zadręczania ich moimi problemami. Przecież nie mogę codziennie wypłakiwać się przyjaciółce w ramię i opowiadać jej o tym jak mi źle.

Mam 20 lat. Mieszkam z rodzicami, bratem i babcią. W małym mieszkanku jest nas pięcioro, a jednak z całą odpowiedzialnością mogę napisać, że jestem na tym świecie sama. Moja mama choruje na schizofrenię, ojciec zjawia się w domu czasem, żeby przespać noc między jednym dniem w pracy a drugim. Brat, odzywa się do mnie tylko wtedy kiedy musi, lub czegoś potrzebuję. Babcia...od lat żyje w konflikcie z resztą domowników, stale robiąc awantury, z zacięciem planując kolejne sposoby robienia nam na złość. Nie będę wdawała się w szczegóły, bo musiałabym chyba napisać potężnych rozmiarów autobiografię, żeby wszystko opowiedzieć jak należy.

W domu stale są awantury. Ojciec jest strasznym furiatem. Kiedy już pojawi się w domu nie potrafi odzywać się do innych po ludzku. Kłóci się babcią. Później do tego wtrąca się brat nerwus i finalnie wszyscy drą się na siebie..oprócz mamy, która większość czasu przesiaduje w pokoju na kanapie patrząc się w sufit. Ja wtedy uciekam z domu i szwendam się po osiedlu bo nie chce brać strony żadnego z nich. A z drugiej strony..jeśli coś się stanie, wolałabym być daleko od domu.

Najgorsza w tym wszystkim jest chyba mimo wszystko babcia. Stale wywołuje awantury twierdząc, że np. kradniemy jej coś z pokoju, wypominając, że to jej mieszkanie i zrobiła nam łaskę wpuszczając nas pod swój dach. Naopowiadała sąsiadom niestworzonych rzeczy na mój temat. Sąsiadki nie odpowiadają mi nawet na zwykłe "dzień dobry" myśląc, że tyranizuję własną babkę.

W tamtym roku zaczęłam studia. Na niczym tak bardzo mi nie zależało, jak na dostaniu się na wymarzony kierunek. Na drugi rok dostałam się z trudem. Z trudem przeszłam egzaminy. Uczyłam się zawsze w czytelni, bo w domu nigdy nie ma spokoju i moje studia raczej nikogo nie interesują. Mam chyba w sobie taką potrzebę udowodnienia światu, że mimo tego, że nie jestem z bogatej rodziny, że zawsze stałam na uboczu, a moja mama jest taka a nie inna; mogę coś osiągnąć. Wszystkim tym, którzy w podstawówce śmiali się z dziewczyny co ma mamę wariatkę i chodzi w dziurawych butach chciałabym pokazać, że jednak jestem coś warta. Dlatego tak bardzo mi zależało. Uczyłam się po nocach, często w ogóle nie sypiałam kilka dni pod rząd. Kiedy przyszło do egzaminów stres zrobił swoje. Ledwo co zdałam. Zawiodłam się na studiach i na sobie przede wszystkim. Zaczęłam się zastanawiać po co to wszystko. Wydawało mi się, że wykładowcy widząc w indeksie moje stopnie myśleli, że lekceważę to wszystko, że jestem głupia, że się nie uczę, że mnie to nie interesuję. Zdałam sobie sprawę, że studia nie są dla mnie. Nie jestem w stanie korzystać z wykładów, uczyć się do egzaminów, bo cała moja uwaga skupia się na awanturach w domu i na tym jakie życie jest beznadziejne.

Co do przyjaźni. Niedawno doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jak przestanę kontaktować się ze znajomymi. Jest mi ciężko samej ze sobą... nie chcę dodatkowo zadręczać innych swoimi problemami i w ogóle swoją obecnością. Nie potrafię już rozmawiać z ludźmi.

Podczas przerw w studiach. .np. teraz kiedy są wakacje… właściwie nie robie nic. Nie wychodzę z domu. Całymi dniami przesiaduję przed komputerem w piżamie albo leżę w łóżku, oglądam telewizję. Nie raz tylko kiedy nie mogę wytrzymać w domu wychodzę na dwór, idę między blokami na kładkę nad trasą szybkiego ruchu i zastanawiam się czy nie skoczyć i nie skończyć tego wszystkiego. Jestem ateistką i świadomość tego, że po śmierci czeka mnie pustka, że to definitywny koniec tak mnie przeraża, że nie mam odwagi umrzeć z własnej woli.

Wiem, że się rozpisałam. Mogłabym pisać tak w nieskończoność, ale zabrakło mi chusteczek higienicznych i pomyślałam, że to najlepszy moment, żeby urwać ten post.

Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca i przeczytali przynajmniej połowę.

Jagienka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cięzka masz sytuację to prawda w 5 osob w małym mieszkanku coś o tym wiem co prawda ja nie w malym ale od miesiaca mieszkam w domu z siosra jej rodziną i mamą. działamy sobie na nerwy. Ale nie ważne. Nie powinnas sie zamykać na świat i ludzi nie uciekaj od znajomych ja niestety nikogo takiego bliskiego nie mam przeszłam ogromne załamanie nerwowe lekow nie biore nie chodze do zadnych lekarzy jakos sie bujam przez to zycie choć sa chwile ciezkie .... bywa ze sie chce poddać i skonczyć ten koszmar idejsć czasami mysle ze jak bym odeszla i tak nikt by za mną nie płakał bo jestem samotna i sama niby w środ ludzi rodziny ale z taką rodzina to na zdjeciach sie wychodzi najlepiej ... wspołczuje Ci bardzo i naprawde nie zamykaj sie na znajomych. Ja załuje ze nie mam nikogo takiego juz bo pewnie bylo by mi latwiej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uczyłam się po nocach, często w ogóle nie sypiałam kilka dni pod rząd. Kiedy przyszło do egzaminów stres zrobił swoje. Ledwo co zdałam. Zawiodłam się na studiach i na sobie przede wszystkim. Zaczęłam się zastanawiać po co to wszystko. Wydawało mi się, że wykładowcy widząc w indeksie moje stopnie myśleli, że lekceważę to wszystko, że jestem głupia, że się nie uczę, że mnie to nie interesuję. Zdałam sobie sprawę, że studia nie są dla mnie.

Po pierwszym roku studiów? Ale dlaczego tak uważasz, jeśli kierunek Cię interesuje- nawet nie myśl o rezygnacji. Z trudem zaliczona pierwsza sesja może być dramatem, ale potrzebujesz czasu, by się zaaklimatyzować, studia to nie szkoła średnia, na uczelni jest się anonimem, wchodzisz -zdajesz-żegnam. Jeśli masz problemy ze stresem- trudno Ci zdawać je bezproblemowo, ale z czasem, z każdym kolejnym egzaminem, oswoisz się z tym coraz bardziej. A akurat myśli wykładowców można sobie darować. Nie one są tu ważne, lecz cel, dla jakiego studiujesz. Robisz to dla siebie!

Niedawno doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jak przestanę kontaktować się ze znajomymi. Jest mi ciężko samej ze sobą... nie chcę dodatkowo zadręczać innych swoimi problemami i w ogóle swoją obecnością. Nie potrafię już rozmawiać z ludźmi.

Jeśli uważasz, że są sprawdzeni jak piszesz, nie rób tego. Zniechęcenie i wstręt do siebie utrudniają komunikację, sprawiają, że nie masz ochoty lub uważasz, że nie jesteś dość "wartościowa", by ktoś chciał dobrowolnie z Tobą rozmawiać. To jest objaw, który trzeba zwalczać. Otwórz się na nich, nie pozwól sobie ich stracić.

 

Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca i przeczytali przynajmniej połowę.

Przeczytałam Twój post cały i to dwa razy :mrgreen:

Witaj na forum, 3mam za Ciebie kciuki, przytulam mocno i mówię:Nie rezygnuj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przeczytalam twoj post i stwierdzam ze przydal by ci sie psycholog zeby ci pomogl jako tako a nawet calkowicie dodalby ci sił. Z tego co przeczytałam to musisz być silna przeszłas przez studia uczac sie nie w domu zarywałas noce i mialas w tym cel -pokazac wszystkim ze nie jestes na dnie i ze majac taka a nie inna rodzine na cos cie stac a mianowicie na duze osiagniecie jakim jest pójscie przy takiej sytuacji jak twoja na studia!! niektorzy ktorzy maja wszystko nie potrafia sie do czegos takiego zmobilizowac.. a ty brawo wielka sila w tobie tylko troche wygasa bo nie masz sie na kim wesprzec jastes sama zdana na siebie wiec jezeli masz znajomych to walcz i jezeli sa ciebie warci to beda ci pomagac a jezeli nie yo nie wartoim sie zwiezac! ale mysle ze nie powinnas rezygnowac ze znajomosci bo czasem to obcy moga ci bardziej pomoc niz rodzina!! Kontynuuj studia pokarz na co cie stac wiem ze nie masz na to sil ale brnij dalej zobaczysz znajdziesz prace , wyprowadzisz sie znajdziesz miłość i stworzysz swoj wlasny dom inny niz ten ktory masz obecnie bo na pewno ktos cie pokocha i zobaczysz bedzie lepiej tylko brnij dalej nie zalamuj sie tym!! Jeżeli nie chcesz byc przy awanturach to wychodz z domu zaoszczedzi ci to nerwow!! twoja babcia jest stara i niektore osoby starsza maja tak ze rozpowiadaja po obcych ludziach glupoty ze np sa maltretowane w domu itp!!! nie martw sie bo wlasnie jak skonczysz studia i znajdziesz prace to wyprowadzisz sie z domu matke zawsze mozesz zabrac ze soba! nie poddawaj sie bo juz tak dobrze ci szlo jezeli na prawde nie mozesz dac sobie rady i slowa forumowiczow cie nie pokrzepiaja to zglos sie do psychologa moze on ci pomorze i pamietaj ni boj sie isc to na prawde nie boli!! a u znajomych zawsze mozesz sie troszeczke odprezyc i na chwiel zapomniec o problemach chociaz na chwilke! pozdrawiam,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, jedyną korzyścią, jaką widzę po wizycie: wiem, dlaczego tak się jej bałam. Znowu się cofam - czuję to od dłuższego czasu, a psychiatra tylko to potwierdził.

Nie wiem, czy chce już walczyć. Właściwie, co w tym złego, że mam zły system myślenia, że mam wypaczony charakter, że mam zmienne nastroje i często jest mi przytłaczająco smutno. Wyleczyłam się z tego, co mi najbardziej przeszkadzało: anoreksji. Z objawami nerwicy nauczyłam sie żyć, a nerwica natręctw nie daje mi aż tak w dupę. Ptsd - czasem wraca, ale tak samo jak samo przychodzi tak i samo odchodzi. Nie wiem, czy chcę się zmieniać Confused Może najwyższy czas pogodzić się ze sobą?

 

Świadomość zawsze coś, ale nigdy nie byłem przekonany, czy naprawdę cofa się ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że się cofa? Może tylko podryfowałaś trochę, ale tak to jest, dwa kroki do przodu, krok w tył, trzy do przodu, dwa w tył...

 

Truć Ci nie będę, bo sama wiesz jak to jest - ale porównaj swój stan z xxx lat przed, a teraz. Nawet, jeśli w tej chwili jest kiepsko, to ogólnie przecinasz fale do przodu!!! Mogę Ci coś zadedykować? Niestety, nie moje, bo zawsze w inny sposób wyrażałem swoje ''opowieści'', ale za to uwielbiam odbierać wiersze innych...

 

Nieś się, stateczku, przez fale złudne.

Łopoczą żagle jak zmięte ruble.

Z ładowni słychać skowyt republik.

Skrzypienie burty.

 

Trzeszczy w szwach co opina żebra.

W morzu drapieżnych ryb pewnie nie brak.

Nawet pasażer o silnych nerwach

Rzyga jak struty.

 

Nieś się, stateczku, w burz kłębowisku.

Sztorm, choć wścieklejszy jest od pocisku,

Bezsilniej słucha władnego świstu -

Tak bardzo, że aż

 

Nie wie, gdzie pędzić: w tę? W tamtą? W jeszcze

Inną? Bo cztery strony ma przestrzeń,

Jak cztery ściany - każde z pomieszczeń,

Choćby w nich mieszkał Boreasz.

 

Nieś się i nie bój, że skalny wytęp

Przebije burtę. Odkryjesz wyspę,

Jedną z tych wysp, gdzie sto lat po wszystkim

Krzyże dostrzegasz,

 

Gdzie obwiązany tasiemką pakiet

Listów sprzedaje ci dziecko: takie

Błękitne oczy jawnym są znakiem -

Ojcem był żeglarz.

 

Nie wierz, stateczku, przewodnim gwiazdom:

Tyle ich tam, że niebo jest zjazdem

Sztabu głównego. Gdy straszą nas tą

Próżnią nad głową ,

 

Wierz tylko temu, co się nie zmieni:

Wierz demokracji wolnych przestrzeni,

Która, choć w burzach sporów się pieni,

Ma dno pod sobą.

 

Jedni w dal płyną na złość losowi.

Inni - dosolić Euklidesowi.

Inni znów - po to, by mieć to z głowy.

Wszystko to nieźle,

 

Lecz ty, stateczku, o każdej porze

Dostrzeż horyzont choćby w horrorze,

Nieś się w dal, aż się sam staniesz morzem,

Nieśże się, nieśże.

 

A zaakceptować siebie zawsze dobrze - jesteś świetnym, wartościowym człowiekiem teraz, w tej chwili, a kontynuując swoją drogę leczenia... No w sumie co ryzykujesz? Możesz tylko zyskać.

 

Pozdrawiam

 

Ps.

 

Jagienka, przeczytałem wsio... Uważam, że terapia jest Ci potrzebna, ale żeby mogła odnieść skutek - odcięcie się od Źródła. Prawda jest taka, że jesteś w stanie mieszkać sama i się utrzymać, nawet jeśli to dla Ciebie teraz wydaje się totalną egzotyką. Możliwości masz dużo, ot pierwsza z brzegu - drugi rok, jesteś zmęczona studiami - możesz wziąć dziekankę i naprawdę małym kosztem wyjechać za granicę, popracować rok i odłożyć kasę na 5 lat studiów i jeszcze trochę. Wiem doskonale, sam przeprowadziłem się na czas nieokreślony do Anglii, chociaż już wcześniej zarabiałem w Polsce najbardziej zwariowanymi metodami, jak tylko się dało.

 

Przełamanie strachu, zyskaniu poczucia, że dasz sobie sama radę w każdej sytuacji wiele daje. Zaczynasz traktować innych nie jak ''deski ratunku'', ale tak, jak chciałabyś być traktowana - wiele złego wydarzyło sie w Twoim życiu, ale jego reszta jest tylko w Twoich rękach. Gdybyś potrzebowała bardziej szczegółowych informacji, ''jak zacząć'' na własną rękę za granica, czy coś, pisz na PM.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Jagienko witaj na forum! Z tego co piszesz to jak najbardziej miałas prawo poczuć się w bezsensownej sytuacji, ale jak już napisali tutaj inni nie możesz się poddać! Wizyta u psychologa jak najbardziej może Ci pomóc zrozumieć pewne rzeczy, warto spróbować! Przyjaciele, których masz to ogromny skarb i jesli w pełni możesz im zaufać to naprawde dobrze czasem jest się wygadać, pomarudzić, nawet popłakać w ramie, usłyszeć dobre słowo, czuć wsparcie, po to są przyjaciele, na dobre i na złe, taka rozmowa bardzo wiele może dać. Sama mam przyjaciółke z którą często rozmawiamy o naszych problemach i wiem jak wiele to znaczy zarówno dla mnie jak i dla niej! Oczywiste jest również, że nie powinnaś rezygnować ze studiów z powodu sytuacji w rodzine, studia pozwolą Ci się rozwijać, dają satysfakcje, że coś osiągasz, normalne, że czasem na uczelni jest lepiej a czasem gorzej, staraj się tym nie przejmować tak bardzo, idź dalej wytrwale - jakoś to będzie! 3mam za Ciebie mocno kciuki, dasz rade! Powodzenia :* Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam bardzo za słowa otuchy.

Wiem, że powinnam wziąć się w garść, nabrać dystansu do świata. Wiem też, że studiuję dla siebie, a nie po to by coś komuś udowodnić...przynajmniej tak być powinno.

Ojciec w kółko mi powtarza, żebym nie zwalała na innych winy za to, że coś mi nie idzie. Ludzie mają gorsze problemy i dają jakoś radę. Faktem jest jednak to, że jestem tym wszystkim zmęczona i ostatecznie dałam za wygraną.

Przyjaciół mam wspaniałych. Słuchali mnie wytrwale tyle czasu, radzili, wyciągali za miasto, ale ja nie potrafię się niczym cieszyć. Myślę, że to moje ciągłe użalanie się nad sobą zaczyna ich męczyć, i jestem kimś w rodzaju "toksycznego znajomego", odbieram im radość życia. Wolę usunąć się w cień. Samotne łażenie po parkach bardziej mi nawet odpowiada niż towarzystwo kogokolwiek.

Co do terapii... nie wyobrażam sobie opowiadania obcemu człowiekowi o swoich problemach. Czułabym się strasznie upokorzona leżąc na kozetcę w gabinecie psychiatry/psychologa. Poza tym całe życie odwiedzałam mamę w szpitalu psychiatrycznym, kiedy jej stan się pogarszał trzymali ją tam niekiedy miesiącami, i gdybym miała tam trafić chyba na dobre bym się załamała. Nie wyobrażam też sobie, co rodzina powiedziałaby dowiadując się, że mam jakieś problemy z psychiką... "wrzuciliby" mnie do tej samej szufladki co moją mamę.

Dzięki raz jeszcze za tak liczny odzew. Poryczałam się, czytając te wszystkie posty. Ryczę pisząc to wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świadomość zawsze coś, ale nigdy nie byłem przekonany, czy naprawdę cofa się ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że się cofa?

Jakbym słyszała moją panią psychiatrę :lol: Szkoda, że odpowiedź na to pytanie pozostawiacie mi ;)

 

Truć Ci nie będę, bo sama wiesz jak to jest - ale porównaj swój stan z xxx lat przed, a teraz.

Nie ma porównania. Jakość życia jest nieporównywalnie lepsza :D

 

Mogę Ci coś zadedykować? Niestety, nie moje, bo zawsze w inny sposób wyrażałem swoje ''opowieści'', ale za to uwielbiam odbierać wiersze innych...

Dziękuję :mrgreen: Bardzo na miejscu odebrane! Dziękuję :mrgreen:

 

Myślę, że to moje ciągłe użalanie się nad sobą zaczyna ich męczyć, i jestem kimś w rodzaju "toksycznego znajomego", odbieram im radość życia.

Depresja ma to do siebie, że pomniejszamy swoja wartość i bierzemy na siebie za wiele. Poczucie winy to norma w tym stanie. Twoi przyjaciele po prostu mogą czuć się równie winni jak Ty - bo nie potrafią Ci pomóc z widocznym efektem. Zrób to dla Siebie, dla Twoich przyjaciół i dla Nas - idź do specjalisty (psycholog/psychiatra). Rodzina wcale nie musi o niczym wiedzieć. Potrzebujesz fachowej pomocy Słońce - chyba już wiesz, że im dłużej będziesz zwlekać, tym gorzej dla Ciebie. Niech sobie gadają co im ślina na język przyniesie. Najważniejsze to ratować siebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jagienko - przeczytalam caly twoj post. Mi tez zabraklo chusteczek...

Wiem, że powinnam wziąć się w garść

o nie, zadnych takich tekstow, to najgorsze co mozna uslyszec i sobie powiedziec.

sytuacje masz ciezka, ale nic nikomu nie musisz udowadniac. jestes soba, nie musisz byc taka jak ktos chce.

nie odsuwaj sie od przyjaciol. czy ktos z nich powiedzial, ze ich zameczasz? najgorsze w nerwicy czy depresji jest wlasnie wycofanie sie ze swiata. zamykasz sie sama ze swoja psychika, ktora powtarza ci, ze jestes beznadzijena, ze nic nie ma sensu itd. a z tym samemu trudno walczyc.

kochana, uwazam, ze powinnas udac sie do jakiegos psychologa, ktory pomoglby ci poradzic sobie z twoim wlasnym zyciem.

pisz tutaj o wszystkim co cie boli, a my napewno nie pozostawimy twoich mysli bez odpowiedzi.

pozdrawiam goraco!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja tylko dodam, że...

 

Czułabym się strasznie upokorzona leżąc na kozetcę w gabinecie psychiatry/psychologa.

 

Wcale nie trzeba leżeć ;) Opowiedziałaś nam i nie czujesz się z tego powodu upokorzona? To czemu masz się czuć upokorzona u psychiatry? Co w tym upokarzającego? Popatrz ile tu osób się leczy, myślisz, że też powinny się czuć upokorzone, czy tylko wobec siebie stosujesz takie dziwne standardy? :D

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak szczerze... sama wlasciwie nie wiem jak to opisac, chce poprostu wsparcia ii moze pomocy, wiee razy kozystałam z tak owej u roznych psychologow... ale... mimo ze obiecalam wszystkim ze bede silna i zaczne sobie radzic sama... jestem tutaj, prosze o pomoc.

 

Kto tylko chcialby to prosze pisać na prv. Bardzo mi na tym zalezy, bardzo tego potzrebuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja wręcz przeciwnie, idę spać, bo wzorem Lindy, mogę do siebie powiedzieć "Nie chce mi się z Tobą gadać". Główna atrakcja dnia to mała kłótnia, spora, niepotrzebna złośliwość, oraz podliczenie kasy - jeszcze 6 tygodni na mieszkanie, co może być pozytywem, (bo może w końcu ruszę dupę, o co byłoby pewnie ciężej, gdybym miał oszczędności na 6 miesięcy ;) ) a może wręcz przeciwnie, jeśli nie ruszę i rozpocznę wesołą karierę wędrownego bezdomnego. (w sumie, jeśli na to spojrzeć logicznie, to siła rzeczy ruszę w obu wypadkach...)

 

Pomarudziłem, mogę z czystym sumieniem iść spać ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wcale nie trzeba leżeć ;) Opowiedziałaś nam i nie czujesz się z tego powodu upokorzona? To czemu masz się czuć upokorzona u psychiatry? Co w tym upokarzającego? Popatrz ile tu osób się leczy, myślisz, że też powinny się czuć upokorzone, czy tylko wobec siebie stosujesz takie dziwne standardy? :D

 

Pozdrawiam

 

Chodzi o to, że cieżko siedzieć z obcą osobą twarzą w twarz i opowiadać o swoim życiu. Tutaj jesteśmy anonimowi.

A co do dzisiejszego dnia.. wybieram się do kina, żeby nie zamulać w domu 8) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam pojęcia co jest lepsze, choć szczeże powiedziawszy zdaje mi sie że bardziej mi pomaga unikanie dojazdu autobusem.

Mniej myślę o lęku przez co mniej się boje wyjść z domu do pracy.

Ogulnie przechodząc koło ludzi staram się nie myśleć o lęku i od kiedy unikam dojazdów do pracy autobusem jakoś tak lepiej mi to wychodzi.

 

Jedna sprawa daje mi jeszcze do myślenia. Mam wrażenie że od jakiegoś czasu nie potrafie gadać z ludźmi, nie potrafie się skupić na rozmowie bo myślę o czymś co mnie drażni. Nie wiem czy to ja czy to od leku....??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja się czuje jak na rollercosterze raz gora raz doł ale jak juz mnie dopadnie to rycze jak bobr... rozdrazniona jestem i wkurza mnie jak ktoś mi wali jakies swoje mądrosci albo jak wkurza się na mnie że mi poprostu źle... trzymajcie się i oby było lepiej jak najszybciej ja sie nawet upić nie mogę cierpię z tego powodu bardzo :smile::smile:

przypomniał mi sie cytat z filmu chłopaki nie płaczą

W ogóle bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno za....cie, ale to za....ście ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić.

Postacie: Laska i Kuba

a potem zacząć to robić ... miec cel przed sobą i dązyć do niego kazdego dnia nawet małymi kroczkami ....

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego Rakken? Co takiego się wydarzyło, nad czym nie możesz zapanować?

Nie pozwól Słońce moje, żeby strach Cię zaślepiał!

 

Jedna sprawa daje mi jeszcze do myślenia. Mam wrażenie że od jakiegoś czasu nie potrafie gadać z ludźmi, nie potrafie się skupić na rozmowie bo myślę o czymś co mnie drażni. Nie wiem czy to ja czy to od leku....??

Jedno wiąże się z drugim. Niestety. Unikając ludzi ze strachu przed nimi tracisz z nimi kontakt. Jeśli czujesz, że leki "manipulują" Tobą, zasięgnij fachowej pomocy, tylko nie pozwól się "spławić" lekarzowi. Jeśli jednak ten Cię przekona, daj sobie więcej czasu, sobie i lekowi, bo każdy psychotrop wymaga niestety czasu na adaptacje w naszym organizmie. I tu też przytoczę te słowa: nie pozwól, żeby strach Cię zaślepiał!

 

eszcze 6 tygodni na mieszkanie, co może być pozytywem, (bo może w końcu ruszę dupę, o co byłoby pewnie ciężej, gdybym miał oszczędności na 6 miesięcy Wink ) a może wręcz przeciwnie, jeśli nie ruszę i rozpocznę wesołą karierę wędrownego bezdomnego. (w sumie, jeśli na to spojrzeć logicznie, to siła rzeczy ruszę w obu wypadkach...)

Nie ważne jak, ważne żebyś był szczęśliwy! Posłucha siebie - wyselekcjonuj nerwy, depresyjne ale, co powiedzą inni. Tak czy siak postąpisz - jesteś mądrym życiowo człowiekiem. Pamiętaj o tym.

 

Eh, jestem dzisiaj na innej planecie. Planeta ta mieści się gdzieś głęboko, głęboko we mnie. Wybaczcie więc, jeśli piszę nie składnie lub bez sensu. Czasem, w poszukiwaniu siebie za głęboko się w sobie zagrzebuję :lol:

Tulę wszystkich! Dziękuję, że jesteście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I wzajemnie, wzajemnie, tulę mocno. Tak przy okazji, wiesz, że masz niesamowity talent aby pisać w najprostszy sposób najlepsze rzeczy, które normalnie i tendencyjnie zawijamy w dziwne węzły? W sumie, jedno zdanie i cała zawiłość ostatnich dni wydaje sie banalnie prosta, ba, nie wydaje się, tylko jest, jak zrzuci się z tego natłok ''dopisanych'' jak to określam, ''ideologii'' :D

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×