Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

brakodpowiedzi, Witaj za co niby Cię ganić?chyba tylko za to,że dałaś sobą

tak manipulować pewnie nieświadomie,ktoś to tylko wyłącznie wykorzystał manipulując Tobą dla swych potrzeb.Choroba chorobą,ale wierz mi nie mozna nią tłumaczyć wszystkiego...Zasługujesz na miłość,szacunek

na wszystko co najlepsze,ale aby to dostać musisz najpierw uszanować samą siebie,rozumiesz?

Zostałaś skrzywdzona bardzo,ale też pozwolilas na to by Cię krzywdzono...Popracuj nad sobą może na terapii

wierze że tez związek Cię wykończył...tak zwykle bywa,więc teraz od Ciebie zależy co z tym zrobisz?i czy chcesz wogóle coś zmienić....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brakodpowiedzi, aniaela,

 

po przeczytaniu waszych postów przypomniała mi sie pewna para, która kiedys poznałam. On caly dzien leżał w łózku w slipkach i przegladajac sie w małym lusterku czesał sobie włosy. Ona - robiła wszystko inne, tzn. wychodziła, organizowała mu posiłki, przynosiła mu je do łózka /zaznaczam ze on był w pełni zdrowia i sił / jednym słowem była jego ???? służącą, kucharką , matką, dziewczyną, sprzataczka, praczką.... na komentarze podające pod jego adresem ze strony innych ludzi /wszyscy uważali, ze on ja wykorzystuje i jest nie fair /, on odpowiadał zawsze z niezmąconym spokojem : jesli jej sie cos nie podoba, to niech odejdzie... i dalej czesał loczki. A ona dalej go obsługiwała.

 

Mam wrażenie, ze na partnerów wybrałyście sobie skrajnych, infantylnych egoistów. Dobrze, że to widzicie i chcecie sie uwolnić. Pytanie brzmi : dlaczego weszłyście w relacje z osobami, które was wykorzystują ? do czego jest to wam potrzebne ? czemu nie wytyczyłyscie w związku zdrowych granic, czemu nie potraficie same siebie szanowac ? pytania do psychoterapeuty jak sądzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie sytuacja wygląda tak, że mój mąż chyba przestał mnie kochać. Jakoś rok po ślubie. Może wcześniej.

Jednak oczekuje, że będę mu gotowała, prasowała i chodziła czasami na rodzinne imprezy, ale gdy ja potrzebuję jego pomocy czy wsparcia to go nie dostaję.

Do niedawna powiedziałabym, że jestem z nim, bo pamiętam jak nam było kiedyś cudownie. Nie ważne, że o te wszystkie dobre momenty ja musiałam zwykle zabiegać. Jak pracowałam to kupowałam jedzenie czy sprzęty do domu, a mąż nie musiał się niczym interesować. Mi to nie przeszkadzało, że to ja za to płacę. Teraz gdy mamy dziecko, zwiększyły się wydatki i mimo, że dorabiam jednocześnie zajmując się dzieckiem to nie starcza mi na wszystko, a tym bardziej na to by utrzymywać mojego męża. On tego nie rozumie. Jedynie stwierdził, że go wykorzystuję i że ciągle chcę pieniędzy.

Niedawno dowiedziałam się o zdradzie męża i sporo się zmieniło we mnie. Chciałabym odejść, ale nie mam takiej możliwości, więc żyjemy w jednym mieszkaniu ja osobno z dzieckiem i on sam.

Koszmar. Chciałabym być silniejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje Drogie, dziękuję bardzo odpowiedzi!

 

NextMatii, cudak

bez watpienia macie rację, On mną czasami manipulował, zapewne. Nie wiem jednak na ile świadomie. Nie mogę zgodzić się z tym, że od początku związku. Nie rozpoczął relacji interesownie, po to, żeby mnie wykorzystywać. Wiem, że mnie kochał. Wielkorotnie mogłam na Niego liczyć, choć zdarzały się także momenty, gdy mnie rozczarowywał. On jako pierwszy zaczął zabiegać o moje uczucie. Pokochałam Go nie od razu. Za to, gdy do tego doszło, oddałam Mu wszystko. Kiedy się z Nim wiązałam, nie wiedziałam, że Jego problemy nerwicowo-depresyjne przybiorą na sile. Gdy zaczęliśmy się spotykać było dobrze, później - pod wpływem życiowych, niepomyślnych okoliczności - dolegliwości się nasilały. To było na zasadzie sinusoidy - małe lub większe kryzysy przeplatane z okresem spokoju, miłości, szczęścia. Kochałam Go, pomagałam, dla mnie istota miłości leży w tym, by nie odwracać się gdy jest gorzej, dawać oparcie. Znosiłam wiele - łącznie z wypraszaniem z łóżka, gdy miał problemy ze spaniem, a ja rzekomo zbyt głośno oddychałam :( (skrajny przypadek). Nie jestem osobą, która łatwo odpuszcza, poddaje się, więc uznałam, że z Jego chorobą też wygram. Teraz - gdy wszystko jest na dobrej dordze (terapia), On odtrącił mnie, wzgardził, nie docenił poświęceń, zainwestowanego czasu, bezinteresownej pomocy. Nasze realcje były bardzo dobre, także w sferze intymnej, nie mieliśmy większych konfkiltów, potrafiliśmy wypracować kompomis. Nigdy nie odczuwałam, aby On jakoś specjalnie mnie krzywdził. Pomagając Mu uznawałam, że potrzebuje tego wsparcia przejściowo, liczyłam na rewanż, kiedy i mnie kiedyś przytrafi się w życiu coś gorszego. Tymczasem Jego rewanż polega chyba na odrzuceniu mojego oddania i miłości, na tchórzostwie, bo nie jest zdolny podjąć walki o uczucie. Dodatkowo ta nieuczciwość. Przygotowywanie "zaplecza" w postaci innej, szybkie rozpoczynanie nowej relacji... To boli. Strasznie boli. Zabiera wiarę w siebie, w swoją wartość. Serce wyrywa się ku Niemu, a jednocześnie ogarnia potrzeba anienawidzenia, której nie można spełnić. Miłość jest silniejsza. Jak dłgo pozwoli mi czekać? Pewnie zdziwi Was to, co napiszę, ale czekałabym, gdybym tylko wiedziała, że się opłaci. Byłabym skłonna wybaczyć. Nie wiem jednak jak długo trwał będzie ten nowy związek... Bardzo boli mnie to, że ktoś inny będzie budował szczęście na fundamentach częściowo wzniesionych przez mnie - wprowadziłam w życie Ukochanego wiele dobra, miłości, pokazałam mu, czym jest poświęcenie, zaufanie, intymność. Dzięki mnie stał się napewno piękniejszym wewnętrznie człowiekiem, mnie także ubogacił. Teraz wyrzucił do kosza nieoszlifowany diament naszego uczucia :(

Jeśli idzie o egoizm z Jego strony - na pewno coś w tym jest. Mój były partner jst jedynakiem wychowanym w nadopiekuńczej rodzinie, po rozwodzie, właściwie bez ojca. To chyba wiele tłumaczy. Choć jednoznacznie nie mogę przyznać, że egoizm zawsze Mu mnie przysłaniał. Zaspokajał moje potrzeby na tyle, na ile potrafił .

 

Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz dziękuję za wsparcie! Miłego dnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brakodpowiedzi,

 

relacje i związki rzadko kiedy sa czarno - białe. Szczególnie na początku potrafi byc pięknie, heh, dlatego to wszystko jest takie trudne. No bo zawsze sie pamięta, ze ten ktos potrafi byc naszym wymarzonym partnerem, kimś cudownym i wspaniałym. I wtedy próbuje sie wszystkiego, żeby dawne szczęście wróciło. Trudno przyznac sie do porazki i stwierdzić: teraz czas odejść... tym bardziej że rozstanie tak baaardzo boli :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak pisze cudak, pamiętamy, że nasz ukochany był tak wspaniały na początku i bardzo chcemy by wszystko wróciło do tego stanu.

Ja również jestem w takim chorym związku (czy czymś...). Osoba, którą kocham jest ode mnie dużo starsza i od początku nasza relacja była trudna, ale wierzyłam, że nam się uda. Wierzyłam dopóki on wykazywał chęci, ale po czasie przestał, a ja bałam się odejść, bo nie wyobrażałam sobie życia bez człowieka, którym kiedyś był. Miałam nadzieję, że w końcu ta osoba wróci, ale było coraz gorzej...

Kiedy już nabrałam siły i zdecydowałam się odejść, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wtedy dowiedziałam się również, że on nigdy mnie nie kochał...

Niestety wiem, że sama nie jestem w stanie sobie poradzić finansowo. On nie chce mnie samej z tym zostawić i dlatego mieszkamy nadal pod jednym dachem i udajemy, że wszystko jest ok (a już nie jesteśmy razem).

Niby wszystko ok, ale to potwornie trudne mieszkać pod jednym dachem z osobą, którą się tak bardzo kocha i za którą się bardzo tęskni, jednocześnie wiedząc, że ta osoba nigdy nie będzie kochać i nigdy z nią nie będę...

Poradźcie co robić...

 

Kiedy czytam historię Pani powyżej cudaka, to tak jakby historia mojej poprzedniczki i to ja jestem tą na zastępstwo, której nigdy nie będę dorastać do stóp. Bardzo mnie boli to, że on zawsze będzie ją kochał i zawsze będzie o niej myślał, a może nawet kiedyś jeszcze z nią będzie. Mimo tego, mam bardzo cichą nadzieję, że kiedyś mnie doceni i będzie choć trochę kochał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klara123 - doskonale wiem jakie to trudne mieszkać pod jednym dachem z kimś kogo się tak kocha/kochało i kto tak Cię traktuje. Ja codziennie kilkakrotnie podejmuję decyzję o wyprowadzce, a potem jednak stwierdzam, że tu będzie lepiej zostać.

Podobnie tak jak Ty zostałam ze względów finansowych, a konkretniej lokalowych. Jednak, gdybym tylko miała dokąd, to bym się wyprowadziła, bo to chora sytuacja, która odbije się na dziecku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klara123, mojanati,

 

nie wyobrażam sobie byc w takiej sytuacji jak Wy... na co dzień z Ex-ukochanym... to jak sypanie soli na ranę :-| . Moja rada: klin klinem. Poznajcie kogoś nowego, fajnego to na przeszłość spojrzycie z prawidłowej perspektywy: jak na coś, co minęło i nie wróci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Mam podobny problem z żoną. Pracuję,zajmuję się dzieckiem(uwielbiam to),a ciągle słyszę krytykę,że nie tak,że za wolno,że nie dokładnie,że nic jej nie dałem,że jestem draniem i zrójnowałem jej życie,że niszczę syna.... mogła by tak w nieskończoność. Kiedyś(zanim się pobraliśmy) było inaczej. A teraz tylko żle,za mało. Jestem na nogach od 5:30 do 23-24.Rano wstaję,bo dziecku trzeba zrobić jedzonko,zmienić pieluchę,szykuję śniadanie dla żony itp. Póżniej idę do pracy. Wracam o 17ej jem,myję się i zajmuję się dzieckiem:przewijam,karmie,kąpie,prasuje,piorę,sprzątam i ok 21ej kładziemy maluszka spać. Robię kolacje i oglądamy tv. Ale,gdy już padam żona chce rozmawiać. Rozmowa ta polega właśnie na wysłuchiwaniu co robię żle! Gdy wracając z pracy zdarzyło mi się usnąć za kierownicą nieżle się wystraszyłem. Ale żona stwierdziła,że to moja wina,bo jestem słaby. Umówiła mnie nawet do psychiatry i faszerowała lekami,które podobno miały poprawić przekażnictwo w mózgu. Czułem się po nich okropnie otępiały i przestałem je zarzywać. Więc usłyszałem,że jestem kaleką życiowym,nieudacznikiem i niemam żadnych wartości do przekazania dziecku, ponieważ nie potrafię się poświęcić dla niego. Nie wiem co robić. Nie chcę rozwodu,bo kocham synka i chcę uczestniczyć w jego wychowaniu. Przeprowadzamy się z miejsca na miejsce bo wszędzie jej żle. Myślałem nawed wziąć kradyt na hipotekę,ale ostatnio ciągle powtarza,że jestem bezwartościowy,bezurzuteczny,zapatrzony w siebie itd. Kiedyś uderzyła mnie w głowę drewnianą zabawką syna,było też rzucanie trepkiem w twarz,wyzwiska i ciągłe niezadowolenie. Co robić? Pomóżcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żyje w toksycznym związku, ale boje się z niego wyjść przez świeżo zdobytą nerwice. Nie wiem czy to dobry moment na zmiany życiowe, kiedy się funkcjonuje ledwo co i jest się na lekach. No i jestem w kropce ... ;-/

Cudak ma tutaj racje żyjąc w takim związku tylko pogarszasz swój stan,bo aby wyjść z choroby musisz

toksyczne relacje zniwelować inaczej się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk, jasne że miałam i się odciełam nie było wyjścia ..żeby nie iść na dno całkiem.Było ciężko jak cholera,ale nie żałuje dziś ,właściwie nigdy tego nie żałowałam chociaż minęły lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk, to co opisujesz, jest b smutne... chcesz być z kimś ze strachu, bo Cię zniszczy, bo zacznie coś o Tobie rozpowiadać ? Gdzie tu szacunek do samej siebie ?

Ja byłam w podobnej sytuacji - bałam się odejść. Od człowieka, które wyśmiewał moje problemy, podważał wszystko co mówiłam ... potem wszyscy się dziwili, czemu wcześniej nie odeszłam od niego i na co czekałam ? szkoda, że nikt tego nie wyartykułował jak tkwiłam w toksycznym związku ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

majaks, a ja miałam wątpliwości, zastanawiałam sie często nad odejściem. Niestety nikt z otoczenia nie zabierał głosu, a jeśli już, to w obronie mojego toksycznego partnera. Bo jest przepracowany, zestresowany, a wgl to nic takiego sie przeciez nie stało... on sam po kazdym swoim popisie przepraszał i zapewniał że sie poprawi - więc wszystkie swoje wątpliwości tłumaczyłam na jego korzyść. W końcu każdy robi błędy, każdy może mieć gorszy dzień. Po rozstaniu za to usłyszałam, "czemu pozwalałaś się tak traktować ?" Od tamtej pory mam gdzies innych i ich opinię, kieruję sie tylko własnym zdaniem. Umiesz liczyc, licz na siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

potem wszyscy się dziwili, czemu wcześniej nie odeszłam od niego i na co czekałam ? szkoda, że nikt tego nie wyartykułował jak tkwiłam w toksycznym związku ...

 

To i tak dobrze... na mnie obrazily sie dwie rodziny bo jak to moja matka ujela "nie pil, nie bil, pieniadze do domu przynosil". Dla nich przemoc psychiczna to nic takiego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie ze w naszym pięknym kraju trwałość związku jest ważniejsza niż dobro partnerów, a już na pewno kobiety. Ona ma żyć dla rodziny i nosić krzyż,cierpliwie wybaczać, wtedy jest przykładną matką i żoną. Po tym co przeszłam, nie dziwię się ze tyle kobiet tkwi w patologicznych związkach. Po prostu nie maja dokąd pójść, do kogo się zwrócić, na kim się oprzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk, Niestety tylko Ty możesz sobie pomóc sama w tej sytuacji,jest ciężko tutaj masz wsparcie to już coś,ale reszta zależy od Ciebie.Najważniejsze aby sobie uświadomić dlaczego tkwimy w toksycznych związkach,i starać się nie powielać błędów w nastepnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pojechał na ryby, i nic nawet nie pomyślał, jak ona z tą pierd.. nerwicą sobie radzi. Rano opierdol że się nie kochamy i przez to rujnujemy związek. Jak się kochać jak nie czuje się oparcia psychicznego, czułabym się wykorzystana a nie .... Smutno siędzę sama w domu...gdyby nie nerwica jakoś bym sobie to zorganizowała, a tu takie decyzje na najgorsze chwile.

Z tego co widzę, to Twój luby jeszcze Ciebie dołuje i wpędza w poczucie winy - bo tak interpretuję to co powyżej... tez tak miałam .... heh, po każdej takiej akcji, ja byłam coraz słabsza psychicznie, miałam coraz mniej sił, żeby zmobilizować się i odejść...

Nie możesz poprosić kogoś bliskiego o pomoc ? przyjaciółki, żeby Cie przygarnęła na jakiś czas, aż uzyskasz dystans i trochę ochłoniesz ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

majaks, ja miałam odwrotnie... trwałam w toksycznym związku 11 lat (moze nie od początku byl toksyczny... ale szybko w taki włąśnie się zmienił) Wszyscy na około mówili mi.... radzili itd... a ja głupia, zapatrzona i psychicznie uzależniona od niego... dwa lata dojrzewałam do decyzji... gdy ją podjęłam jeszcze 2 tyg mieszkaliśmy razem... piekło... pozniej wyprowadzilam sie jak jego nie bylo, bo domyslalam sie co będzie gdybym zrobiła to w jego obecnosci. Szybka decyzja o rozwodzie... i jestem szczesliwa. Prawie dwa lata po rozstaniu mnie nękał... ale chyba mu przeszło... mam nadzieje. Bo wczesniej nawet śledził...zeby zobaczyc gdzie mieszkam. Nie mowiac juz o tysiącu telefonów, sms-ów, grożenia, straszenia i nachodzenia w pracy (któą przez niego z resztą straciłam)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie ze w naszym pięknym kraju trwałość związku jest ważniejsza niż dobro partnerów, a już na pewno kobiety. Ona ma żyć dla rodziny i nosić krzyż,cierpliwie wybaczać, wtedy jest przykładną matką i żoną. Po tym co przeszłam, nie dziwię się ze tyle kobiet tkwi w patologicznych związkach. Po prostu nie maja dokąd pójść, do kogo się zwrócić, na kim się oprzeć.

 

Skoro jest głupią gąską, która nie potrafi powiedzieć 'nie', została wychowana w przekonaniu, że "jak bije to znaczy, że kocha" i ma problem z zapewnieniem sobie utrzymania własnym sumptem, to cierp ciało jakżeś chciało.

 

Dlatego zapewne wypowiadam się w takich tematach, gdyż sam mam za sobą toksyczny związek, którego konsekwencjami będą powłóczył jak kulą u nogi do mojego końca. Możliwe, że kobieta ma gorzej jeśli chodzi o przemoc fizyczną, bo jest zazwyczaj słabsza, ale nie wrzucajmy wszystkich mężczyzn do jednego worka 'sadysta, bije, bo jest silniejszy'. Ciekawe co ma powiedzieć facet, nad którym kobieta znęca się psychiczne/fizycznie? Na policji go wyśmieją, w oczach rodziny i przyjaciół zyska w najlepszym przypadku opinię mięczaka. Dlatego też opowiadam się za zaprzestaniem dzielenia ofiar toksycznych związków, pisaniem, że 'aa bo kobieta to ma gorzej', bo to trąci feminazizmem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk, wspólczuje. Moj ex tez odizolował mnie od moich przyjaciół... co zauważyłam dużo za późno.... kontrolował na każdym kroku. A zazdrośc... nawet wstyd mi o tym pisac...że się tak "dawałam". Ważne że masz wsparcie. Ale niestety decyzja zależy od Ciebie. Nikt jej nie podejmie za Ciebie.

Ja tez sie balam... bałam sie ze nikt mnie nie zechce, że zestarzeje się w samotnosci... ale nie. Jestes wartosciową osobą i na pewno ktoś to doceni. Nie warto marnować życia... ja zmarnowałam 11 lat... Trzymam kciuki za Ciebie Kochana :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk, a z nim Ci będzie łatwiej niż samej ? najgorsze dla mnie w nieudanym związku jest to, że tkwiąc w nim zaprzepaszczasz szanse na spotkanie kogoś, kto będzie Ciebie naprawdę wspierał. Kogoś kto da Ci szczęście, przyjaźń....

 

Hans, każdy może paść ofiarą toksycznego partnera, mężczyzna tez oczywiście... ale nie przekonasz mnie, ze ofiarami przemocy domowej nie są w większości kobiety, tak samo jak one w większosci są ofiarami gwałtów.

I nie pisz "skoro jest głupia gąską, to cierp ciało jakżeś chciało" bo równie dobrze można by stwierdzić : byłeś w toksycznym związku, bo widocznie sam tego chciałeś, inaczej byś odszedł...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×